4. Pluszowy fiut i rak
Zrobienie projektu z Michaelem Cliffordem, który kompletnie nie chciał współpracować, graniczyło z cudem, nie tylko ze względu na fakt, że chłopak kompletnie odrzucał mnie jako osobę, która będzie z nim kompatybilna, ale również dlatego, że mnie rozpraszał! Cały weekend oglądaliśmy wspólnie seriale, o czym nie był do końca przekonany, bo wciąż pozostaliśmy na płaszczyźnie nazywania się „ej ty". Długo o tym myślałem, gdyż mój plan miał wiele problemów u podłoża, pod tytułem – kiedy budujesz relacje na kłamstwie, raczej nie spodziewaj się pozytywnego finału, gdy prawda wyjdzie na jaw. Ale może w tym wypadku miało stać się inaczej? W końcu... Niczego od niego nie oczekiwałem, jedynie trochę rozmowy, bo buzowała we mnie chęć sprawdzenia, czy naprawdę działamy razem tak strasznie, jak wydawało się jemu.
Miałem ochotę krzyknąć mu w twarz: „cha, nie miałeś racji!", gdy tylko przekroczyłem próg szkoły w poniedziałek rano, aczkolwiek się powstrzymałem z uwagi na konspirację, w której tkwiliśmy.
Kiedy pisaliśmy na messengerze, wyglądało to mniej więcej tak:
Pimpek: Mike, naprawdę, powiedz mi jakie notatki mam zrobić, tobie pozostawię rysowanie
Puszek: luke, spierdalaj, jestem zajęty, robię coś bardzo ważnego!
I w tej samej minucie dostawałem smsa o treści:
M: o mój boże, cofnij sobie tę scenę, Manny to król!
Widzę co ważnego robisz, Clifford, bardzo, ale to bardzo zabawne. Mimo wszystko, cofałem minuty na ekranie, chcąc pośmiać się razem z nim z drugiego sezonu Modern Family, bo pierwszy załatwiliśmy przez piątkową noc i połowę sobotniego poranka.
Zastanawiałem się trochę jak to z nim jest, bo Michael miał opinię okrutnie nieufnego względem innych ludzi. Raczej nie myślałem, że z taką łatwością pójdzie na dość prostą podpuchę, ale widocznie miałem szczęście, albo on potrzebował przyjaciela.
Moja mama patrzyła na mnie zaciekawiona, kiedy tylko przewracałem się o własne skarpetki, nie wyciągając nosa znad telefonu, ale póki wiedziała, że i tak będę się uczył, bo pójście nieprzygotowanym na zajęcia przerośnie bardziej mnie, niż jej metody wychowawcze, nie miała nic przeciwko.
Sobotę zmarnowałem więc przed laptopem, a gdy w niedzielę Ben przyjechał ze swoją żoną na obiad, wszyscy, włącznie z małymi dziećmi mojego brata, obserwowali mnie jak kosmitę, bo nigdy wcześniej nie łamałem zasady „nie sprawdzaj komórki przy jedzeniu".
- Co tu się dzieje? – Mój najstarszy brat zrobił gest ręką, pytając bardziej Liz, niż mnie, bo był więcej niż pewny, że raczej mu nie odpowiem.
Razem z Jackiem robili sobie ze mnie żarty na temat tego, jak nieudolny jestem we flirtowaniu, a wcale nie powinno być mi tak ciężko, skoro nie muszę zastanawiać się sto lat nad strukturą myślenia osoby tej samej płci co moja i żaden wykład na temat tego, że to nie płeć, tylko doświadczenia i osobowość wpływają na człowieka, nie pomagał.
- Właściwie sama jestem w szoku – odparła moja mama bez zawahania. – Moja rada z ciastkami pomogła? – Kobieta delikatnie uszczypnęła mnie w bok, na co prawie wrzuciłem telefon do zupy, ponieważ miałem okrutne łaskotki.
- Mamo – mruknąłem niezadowolony. – Jaka rada. O co chodzi?
- O to, że widocznie jesteś w innym świecie.
- Piszę z kimś. – Wzruszyłem ramionami i zablokowałem komórkę chowając ją do kieszeni.
- Wujek Luke ma w końcu chłopaka? – Zagadnęła moja bratanica, na co pokazałem jej język. – A tata mówił, że to niemożliwe, bo on jest aseksualny.
- Jestem homoseksualny, ale ludzie aseksualni też mogą być w związkach, o mój boże, czy ja powinienem wam napisać jakiś poradnik, czy tam przewodnik o życiu? – Zjechałem trochę na krześle, mieszając łyżką w talerzu. – Poza tym, dzięki za wiarę we mnie, Ben.
Liz tylko pokręciła głową. Chyba dawno poddała się w walce o normalną rodzinę, gdzie istnieją jeszcze jakieś granice i tematy tabu, ale odpowiadał mi ten układ, bo nie czułem się pod własnym dachem obco. Choć nie powiem, czasem miałem ochotę określić, że o moich podbojach miłosnych nie rozmawiamy.
Zresztą, Michael Clifford nie był moim podbojem miłosnym!
- Jesteś po prostu za mało pewny siebie – obwieściła znacząco moja bratowa.
- Nie jest – odpowiedzieli bez zawahania, w tej samej chwili i Ben, i mama.
Robiąc minę pełną kpiny odniosłem talerz do zlewu, słuchając w tle dyskusji na temat okresu dojrzewania.
- Idę na górę, mam naukę. – Skinąłem im, porywając jeszcze ciasto, zanim w ogóle doszło do podania deseru.
Pimpek: musimy naprawdę zabrać się za robienie zadania
Puszek: coś przerywa nie słyszę cię
Pimpek: *przewraca oczami*
Opadłem na łóżko z ciężkim westchnieniem. Może gdybyśmy zostali przydzieleni do projektu przypadkowo, jakimiś anonimowymi kontami na platformie uczniowskiej, poszłoby nam łatwiej? Ten Michael, z którym pisałem smsy, miał o wiele większą łatwość w komunikacji.
Ja: co robisz?
M: sprzątam, bo moja mama wróciła do domu
Ja: i co tam u niej?
M: możemy o tym nie rozmawiać?
M: na zasadzie, to dość trudny temat, wolę oglądać z tobą seriale
Uniosłem się trochę na łokciu, przygryzając dolną wargę. O co chodziło z tą jego matką? Wcześniej był w rodzinach zastępczych - tak je nazywał, a teraz pisał mi o kimś, kogo nazywał matką. Usiadłem prosto podciągając kolana pod brodę.
Ja: jasne, ale jeśli chciałbyś pogadać, to pewnie, ja cię nie oceniam
Naprawdę tego nie robiłem, choć z drugiej strony pomyślałem o tym, jak by się czuł, gdyby dowiedział się, że zachęcałem go do rozmowy, wiedząc, że wcale mnie nie lubi... Okej, mój plan miał dziury – tak samo logiczne, jak i etyczne.
Ja: ale nie musisz nic mówić, nie musisz mi ufać, czy coś
Ja: możemy być po prostu kumplami od oglądania seriali, albo robienia innych tego typu rzeczy. Czym się interesujesz?
M: muzyką trochę, lubię pisać swoje teksty
Ja: ale super, ja też to lubię, w sensie, tekstów pisać nie umiem, ale gram na gitarze
M: elektryczna czy akustyczna?
Ja: akustyczna, elektrycznej nikt nie chciał mi kupić, bo robiłbym zbyt wiele hałasu
Ja: jaką muzykę lubisz?
M: mogę wysłać ci moje spotify, chcesz?
Ja: pewnie! Wyślę ci swoje
Upewniłem się, czy konto nie jest połączone w żaden sposób z innymi platformami, ale raczej tą aplikacją się z nikim nie dzieliłem, dlatego nie miałem dosłownie żadnych obserwujących, ani sam nikogo nie obserwowałem, bo Calum używał Apple Music.
Rzeczywiście wymieniliśmy się linkami, po czym odgrzebałem słuchawki spod poduszki i zacząłem sprawdzać playlisty Michaela. Nie znałem wszystkich wykonawców, których lubił, jednak w niektórych brzmieniach, zdecydowanie nasz gust muzyczny się zbiegał.
Ja: też bardzo kocham nową płytę miley cyrus!!
M: a ja sleeping at last, przypomniałeś mi o ich istnieniu, ale od dłuższego czasu mam wrażenie, że większość ich kawałków brzmi praktycznie tak samo
Ja: coś w tym jest, wolę ich covery
M: bo mózg człowieka docenia powtarzalność, jeżeli coś już dobrze znasz, ale nagle pojawia się to w troszkę zmienionej formie, bardziej to do ciebie trafia, niż zupełnie nowy komunikat, dlatego między innymi twórcy tak często bazują na samplach
Ja: rozumiem, to z tej przyczyny nigdy nie pozbędziemy się what is love?
M: zwłaszcza tej wersji z Jimem Careyem machającym głową!
Ja: och, brzmi jak najlepsze dziesięć godzin mojego życia!
M: lubię cię całkiem
Ja: hah, ja ciebie też, wydajesz się być naprawdę mega spoko gościem
M: ty też, a to ciekawe, bo osobiście toleruję naprawdę bardzo wąskie grono ludzi
M: powiem ci czy serio jesteś super, kiedy popiszemy ze sobą dłużej
M: albo teraz ci powiem, po twojej odpowiedzi na bardzo ważne pytanie
Ja: no dawaj!
M: 21st century liability czy weird!?
Ja: co to za piosenki?
M: płyty* chociaż piosenki też na tych płytach
M: matko, czy ty nie słuchasz yungbluda?
Ja: nie bardzo, ale słucham IAMX
M: masz posłuchać yungbluda, bo nie będziemy się koleżankować
Ja: dobrze już, geez
Ja: czyli jednak nie jestem spoko?
M: może będziesz, jeśli dobrze wybierzesz swoje ulubione kawałki z obu płyt i sprawdzimy nasze połączenie mentalne
Ja: okej, włączam pierwszą płytę, co będzie potem? połączenie znaków zodiaku?
M: może...
Ja: a ty na czym grasz?
M: też na gitarze, elektrycznej i akustycznej, ale mam na własność tylko akustyczną
Ja: chodziłeś do szkoły muzycznej?
M: nie
Ja: ja w podstawówce, mama wysłała mnie na flet
Ja: to powód, dla którego lubię penisy
M: zaśmiałem się na głos, kocham!
Sam uśmiechnąłem się szczerze, pokręciłem lekko głową i podgłośniłem die for the hype, które grało w moich słuchawkach.
Słuchając muzyki, zupełnie zapomniałem o projekcie i o tym, że mieliśmy zrobić go razem, bo przecież w obu tych przypadkach pisałbym z Michaelem, zwyczajnie ta forma była o wiele przyjemniejsza.
*
W poniedziałek rano obudziłem się długo przed budzikiem, jeszcze we wczorajszych rzeczach, z nosem przyciśniętym do ekranu rozładowanej, oślinionej komórki, mając kaptur na tłustych włosach. Nie miałem pojęcia jak doszło do tego, że odpadłem nie rozpinając nawet guziczka jeansów, ale cieszył mnie fakt, iż moi bracia już z nami nie mieszkają, bo przynajmniej nie musiałem się martwić wojną o prysznic. Wziąłem go bardzo szybko i chaotycznie, nakładając na buzię dodatkową warstwę kremu pod oczy mamy, gdyż sińce pod moimi stały się fioletowe i beznadziejnie zgrywające się z kolorem pryszcza, który wyskoczył mi w okolicach brody.
Nie mogłem zasypiać tak późno, a niepójście pod prysznic powinno było mnie powstrzymać przed zaśnięciem, jednak nasze rozmowy z Michaelem o muzyce i o ulubionych teoriach spiskowych do seriali, okazały się na tyle wciągające, że powtarzałem „jeszcze pięć minut" przynajmniej dwadzieścia razy, nim mózg po prostu mi się wyłączył.
Podłączywszy komórkę do powerbanka, zorientowałem się, że jego również nie naładowałem, więc liczyłem na to, że podładuje się chociaż odrobinę, zanim będę zmuszony przeżyć dzień bez łączności ze światem.
Wypadłem z ubikacji jak długi, wpadając prosto na Liz, która dopiero co się obudziła i prawie krzyknęła, gdy mnie zobaczyła.
- Słuchaj, ja się bardzo cieszę, że życie uczuciowe ci zaczyna wychodzić, ale cokolwiek to jest za chłopak, nawet Tom Holland, musisz się wysypiać, Luke.
- Ja wiem, to nie ma nic wspólnego z życiem uczuciowym, uczyłem się do późna.
- A co z zasadą „po ósmej wieczorem mam to w dupie"?
- Nieważne, serio, spóźnię się na autobus, mogę wziąć auto? – Jęknąłem niezadowolony, gdy Liz zwilżyła kciuk językiem i starła mi pastę do zębów z policzka.
- Nie dam ci prowadzić półżywemu, podrzucę cię, ale się pospiesz.
- Mhm. – Potarłem twarz, czego z reguły nie robiłem, w trosce o swoją cerę.
No cóż, moja cera i tak wyglądała jakbym zmartwychwstał.
W ten sposób, rozpaczliwie poszukując miejsca gdzie mógłbym podłączyć telefon, dotarłem do szkoły, udając, że wcale nie jestem ledwie żywy i że wcale nie mam dość, choć tydzień dopiero się zaczął.
Prawdziwego zawału doznałem jednak, gdy przed salą od angielskiego zastałem Ashtona przebranego za skorpiona? To chyba był skorpion, ale jednak Calum w kostiumie papierosa mnie pokonał, przez co na zmianę parskałem śmiechem, albo przeżywałem realny strach, bo zupełnie zapomniałem o tym głupim projekcie!
To nie tak, że miałem coś przeciwko pomysłom pana Cordena, ale jednocześnie średnio stresowałem się trudnościami z wykonaniem zadania na poziomie szkoły podstawowej, które, niespodzianka! Spieprzyłem, bo nie zrobiliśmy z Michaelem nic.
Ale to była jego wina! To on mnie zbywał.
- Czuję się jak wielki, pluszowy fiut – oznajmił Calum podchodząc do mnie.
- Czekaj, ty jesteś papierosem, a Ashton jest?
- Rakiem – odparł bez najmniejszego zastanowienia. – To będzie trzyfazowy performance, dotyczący szkodliwości nikotyny z prezentacją, filmikiem i majestatycznym monologiem raka.
Otworzyłem oczy szerzej, desperacko poszukując sylwetki Clifforda, by móc nakrzyczeć na niego za niekompetencję, chociaż oboje byliśmy za to dziecinne zadanie tak samo odpowiedzialni.
- Widziałeś Michaela?
- Nie mów, że dałeś jemu przynieść waszą pracę. – Ashton ledwie się poruszał w swoim kostiumie, co kosztowało mnie jeden, wielki uśmiech politowania.
Pokiwałem głową, by nie powiedzieć im wprost, że pierwszy raz w historii swojej edukacji, jestem naprawdę nieprzygotowany.
- Jejku, skarbie co ci się stało? – Sandy również dołączyła do nas, podając mi swoją kawę ze Starbucksa, żebym mógł się napić, bo najpewniej dostrzegła, że jestem w stanie rozkładu.
- Miałem rozstrój żołądka całą noc. – Chyba wolałem wersję ze sraczką, niż tę, w której jestem nieprzygotowany. – Cały weekend – poprawiłem, ale spojrzałem niezadowolony za kubkiem, który Sandy zachowawczo zabrała z mojej ręki, nim wziąłem papierową słomkę do ust.
- Czy ty czasem odpisujesz na wiadomości, łosiu?! – Głos Michaela dotarł do mnie z końca korytarza, dlatego odwróciłem się do niego machinalnie, by przejść do dyskusji, ale zamiast się wściec, aż rozchyliłem wargi. – Piszę do ciebie cały ranek, że nasz plakat wygląda jak gówno, a ty jesteś niedostępny.
- Pies zjadł mi telefon. – Wymusiłem uśmiech. – Nasz plakat nie jest zły. – Pod czujnym wzrokiem swoich znajomych, odszedłem z Michaelem kawałek dalej, ciągnąc go za ramię, by omówić problem w postaci „naszego plakatu".
Calum obserwował nas bacznie, niby się zastanawiał, czy powiedziałem mu prawdę, ale kiedy Michael aż przetarł ze zgorszeniem fragment przedramienia, za który go trzymałem, Hood musiał wiedzieć, że wszystko jest na porządku dziennym.
- Czemu Cal przebrał się za penisa?
- Nieważne. – Pokręciłem głową. – Mamy plakat? Zrobiłeś go?
- Taa, ale pełne impro na prezentacji i liczę na ciebie, Pimpek, bo miałem długą noc i wcale nie chce mi się z tobą gadać. – Chłopak zaczął rozwijać brystol, na którym wyłapywałem powoli znajome kształty.
Po pierwsze, Michael naprawdę bardzo dobrze rysował, zwłaszcza karykatury, a po drugie, pomyślałem o tym, że skoro spędziliśmy tę noc razem, zamiast pójść spać, gdy ja odleciałem około trzeciej nad ranem, on zabrał się za to, lub robił to cały czas, gdy ze sobą pisaliśmy. Zamrugałem wolniej, czując jak ze zmęczenia pieką mnie oczy.
- Czy ty się pobeczysz?
- Ubrałem soczewki, chociaż powinienem przyjść w okularach, mam alergię...
- Cokolwiek, oczywiście, że masz alergię, nerdzie.
- Hej, to ty zrobiłeś za nas pracę domową. – Wskazałem na niego palcem.
- Na poziomie pięciolatka, ty będziesz się produkował i interpretował co autor miał na myśli.
Plakat przedstawiał przekrój dużego domu jednorodzinnego. W każdym pokoju był ktoś inny i robił coś zupełnie innego. W jednym pomieszczeniu jakaś starsza kobieta odmawiała modlitwę, w kolejnym matka nosiła niemowlaka na rękach, jeszcze dalej bawiły się starsze dzieci, w kuchni, jak wywnioskowałem – ojciec gotował obiad, a przy stole w jadalni siedziało parę osób grając ze sobą w karty.
Na samym dachu tego przekroju siedziała moja karykatura, pijąc drinka z palemką, a karykatura Michaela, odpoczywała na leżaku paląc chyba papierosa, chociaż mógł być to również blant.
- Teraz żałuję, że nie dodałem tu Caluma w stroju kutasa.
- To fajka – powiedziałem wciąż wlepiając wzrok w obrazek.
- Co?
- Calum jest przebrany za fajkę.
- O kurwa. – Michael parsknął głupim śmiechem i podał mi papier, a ja oniemiały odrobinę spojrzałem za nim, gdy podszedł do Hooda, dalej się z niego nabijając. – Stary, wiesz co teraz widzę? Scenę ze Strasznego Filmu, jak zielsko zmutowało i zwinęło kolesia, którego potem zjarało.
- Naskocz mi, Clifford, dostaniemy z Ashtonem szóstki.
- A czym jest Ashton? Czy to rak?
Irwin próbował podejść do nich, jednak potknął się o pluszowy ogon rako-skorpiona, Calum chciał go złapać, tym samym razem wylądowali na ziemi.
Ja natomiast czasem dalej trzymałem nasz plakat w dłoni, uśmiechając się lekko, odrobinę pod wrażeniem faktu, że Michael naprawdę się postarał i zaangażował.
*
Prezentacje naszych rówieśników były tak nużące, że Michael zdołał zasnąć na ścianie i dopiero wtedy włączyłem ledwie podładowaną komórkę, niby w obawie, że siedząc tuż obok, zobaczy, że to do mnie docierają jego smsy.
Rzeczywiście pisał na facebooku, ale nawet tego nie wyświetliłem. Wszedłem w tę drugą konwersację.
M: nie uwierzysz
M: przychlast popłakał się na mój plakat
Ja naprawdę miałem drażliwe oczy i naprawdę chodziło o soczewki. Może bywałem wrażliwy, ale Mike musiałby się bardziej postarać, żeby realnie doprowadzić mnie do łez. Powstrzymałem prychnięcie.
Ja: co za zjeb
Zablokowałem komórkę, założywszy ręce na piersiach. Próbowałem skupić się na prezentacji Ashtona i Caluma, do której nawet zgasili światło, co okazało się moim gwoździem do trumny, bo sam na chwilę przysnąłem. Obudziły mnie wielkie brawa dla moich przygłupich przyjaciół oraz owacje na stojąco od naszego anglisty, który zaczął recytować wręcz elaborat o tym, jak Calum i Ashton są jego powodem do życia w tym momencie, a właśnie dla takich chwil, wybrał swoją ścieżkę kariery.
Nie żebym był zazdrosny, ale trochę byłem. Szturchnąłem Michaela w ramię.
- Przy projekcie semestralnym musimy się bardziej postarać – mruknąłem.
- Spierdalaj, to ty mi nie odpisywałeś, kurwiu.
- Bo zlewałeś mnie cały weekend.
- Luke, byłem zajęty, nie wszystko kręci się wokół durnych projektów do szkoły. – Ale pisał ze mną! – Dobrze, że ty nie jesteś taki zaangażowany jak oni, bo bym ci wyjebał.
Chyba tylko dyskomfort powstrzymał mnie od przewrócenia oczami. Niektóre lamusy są urocze, co Michael? Patrzyłem na jego profil zastanawiając się co za enigmę ten chłopak ma w swojej powalonej głowie.
- Hood, wiedziałem, że Irwin przeciągnie cię na dobrą stronę mocy, oczywiście uzyskujecie maksymalną liczbę punktów i dodam wam jeszcze kilka za aktywność, bo dawno nie widziałem aż tak dużego zacięcia. Clifford, Hemmings, zapraszam, bo Michael zdążył oślinić mi ścianę.
Mike wydał dźwięk niezadowolenia, ale zwlekł się z krzesła i obserwował pana Cordena wzrokiem pełnym chęci do dokonania dekapitacji na samym sobie, podczas gdy ja próbowałem wtopić się trochę w tło, co było trudne przy moim wysokim wzroście.
- Ty naprawdę czasem mnie przerażasz – mężczyzna zwrócił się do Michaela, a potem zmierzył mnie marszcząc brwi. – Chociaż ty też nie wyglądasz dziś najlepiej.
- Cóż, nie wyspałem się – mruknąłem niepewnie drapiąc się po karku.
- My nie mamy konfetti, jak cashton, nasza urocza, klasowa parka – zaczął Mike, by jak najszybciej odklepać swoje i wrócić do spania. Calum pokazał mu środkowy palec pod ławką, na co Clifford tylko uśmiechnął się łobuzersko. – Ale zrobiliśmy plakat, bo uznaliśmy, że najprostsza forma przedstawienia tematu, będzie najbardziej odpowiednia, bo prawdziwe piękno oraz wartość, tkwią w prostocie. Poza tym, umówmy się, rodzina to ciężkie zagadnienie, by przedstawić je w parę minut, dlatego uznaliśmy, że skomplikowane rzeczy, dobrze pokazywać obrazowo, by stały się one bardziej przyswajalne. – Rozwinąłem plakat, kiwając głową, niby chciałem podpisać się pod jego słowami.
Tak właśnie było i choć nie mieliśmy tak naprawdę okazji dłużej porozmawiać, z czego mogłyby wyjść niezłe konkluzje, zacząłem dochodzić do tego, że on zwyczajnie próbował uniknąć tej dyskusji. Wolał wykonać całą robotę w pojedynkę, bo widocznie... Chyba się przed czymś bronił.
- Czemu Luke na tym plakacie spożywa alkohol, a Michael pali papierosa? – zapytał Ashton.
- To może być równie dobrze skręt. – Skarciłem Clifforda za to co powiedział, bo wciąż obserwował nas nauczyciel, poza tym bałem się, że Irwinowi nie wystarczy inhalatora na przepychankę słowną z Michaelem.
- Pomijając drinka i blanta, zgadzam się z moim przedmówcą. – Odchrząknąłem, by pan Corden nie zabrał głosu w sprawie używek. – Wszyscy wiemy, że na najłatwiejsze pytania odpowiada się najtrudniej, takim problemem badawczym jest również „rodzina" sama w sobie, każdy z nas chyba potrafiłby pokrótce ją zdefiniować, ale uznaliśmy, że nie będziemy skupiać się na definicjach, bo to spowodowałoby kompletne spłycenie wagi tej komórki społecznej. – Przeniosłem znaczący wzrok na Michaela, by teraz to on mówił. Chwilę po prostu biliśmy się na spojrzenia, przez co musiałem opuścić powieki, bo zieleń jego oczu mnie dezorientowała. Szczerze? Byłem tak wyczerpany, że nawet nie wiedziałem, czy język, którym się posługuję, to z pewnością angielski.
Clifford próbował się nie zaśmiać, bo doskonale oboje wiedzieliśmy, że produkujemy totalne „masło maślane", czy „cofanie się do tyłu".
- Żeby jednak stworzyć prosty, aczkolwiek jednocześnie skomplikowany obraz, użyliśmy mapy myśli, na której wypisaliśmy wszystko, co kojarzy nam się z rodziną, o tej mapie opowie nam Luke, bo ja o wiele bardziej lubię interpretować obrazki.
Wewnętrznie krzyknąłem z frustracji, bo nie miałem na to siły, a zdezorientowany wzrok naszych kolegów i koleżanek z klasy, mówił sam za siebie – osobno tworzyliśmy świetne projekty, razem nie umieliśmy się nawet klarownie wysłowić, bez robienia dziesięciominutowych wstępów i powtarzania: „yyy", co chwila.
Zacząłem wyjaśniać mniej więcej, jakie pomysły znalazły się na naszej kartce, której nie widziałem od ostatnich zajęć angielskiego i zawieruszyła się gdzieś na dnie mojego plecaka.
- Umieściliśmy wszystkich w domu, bo to jest miejsce gdzie zazwyczaj koczują rodziny – wypaliłem na koniec, głaszcząc palcem swój nadgarstek. Światło projektora zaczęło drażnić moje oczy, a niepewny wzrok anglisty mnie denerwował. – No więc tak... Jak wiemy z Supernatural... - wydukałem, na co Michael spojrzał na mnie ciekawy do czego piję. – Rodzina nie kończy się na więzach krwi, więc oboje to manifestujemy na tym plakacie.
- Tak właśnie. – Clifford pokiwał głową energicznie. – Paląc blanta, albo pijąc drinka. – Lekko go szturchnąłem, by przestał, ale on cholera nie przestawał! – To znaczy, że rodzina daje też jednostce możliwość, by była pełnym indywiduum i mogła robić to na co ma w danym momencie ochotę. W kontynuacji tego obrazka, Luke spada z dachu prosto na mnie i oboje umieramy, czy możemy dostać zalkę i usiąść? – Spojrzał prosząco na pana Cordena.
Może jeszcze chciałbym to jakoś obronić, ale nie miałem już żadnej podstawy, by chociaż udawać, że zrobiliśmy to lepiej, niż było w rzeczywistości, zresztą poczułem się winny, bo Michael widocznie siedział po nocy, by dokończyć plakat w pojedynkę.
Więc skinąłem.
- Nie – odpowiedział nauczyciel, zakładając ręce na piersiach. Wciąż siedział na skraju biurka, obserwując nas z dezorientacją. – Dlaczego uśmiercasz siebie i swojego kolegę, Michael?
- Bo ma mnie dość i uznał, że się poświęci – wypaliłem, przewracając oczami, na co mój pożal się boże, partner projektowy, powstrzymał parsknięcie.
- No dobrze, nie będę was męczyć, grafika jest naprawdę ładna, czytelna, wiem do czego zmierzacie i w którym kościele dzwoni, ale nie przygotowaliście się tak jakbyście mogli, naprawdę wiem, że stać was na więcej, niech będzie, że zaliczone.
Westchnąłem, wymieniając spojrzenia z Calumem, który pierwszy raz dostał wyższą ocenę, niż ja w całym przekroju naszego wspólnego chodzenia do szkoły.
Następne pary zaczęły podchodzić do tablicy, podczas gdy ja wróciłem na miejsce obok Michaela, ku jego dezorientacji.
- Słuchaj mnie. – Podniosłem znacząco palec. – Nie przesiądę się, a ty zaczniesz ze mną współpracować, bo na semestr zależy mi na czymś więcej, niż „zalka" – wyburczałem.
Michael uniósł obie brwi, przekrzywiając głowę.
- Ale to ty odpuściłeś, Pimpek.
- Nie jestem tu po to, żeby się czegoś u ciebie dopraszać, Puszek, jesteśmy w tym projekcie i ja, i ty, dlatego wybierz sobie datę, kiedy możesz się łaskawie ze mną spotkać i zastanów się już poważnie nad lekturą, którą chcesz opracować.
Sam położyłem policzek na ławce. Michael mierzył mnie przez chwilę, po czym prychnął cicho i wzruszył ramionami.
- „Dzięki, Mike, gdyby nie ty, dostalibyśmy pały" – sparodiował mój głos.
- Dzięki, Mike, gdyby nie ty, dostalibyśmy pały – powiedziałem wręcz teatralnie. – Ale gdyby nie ty, moglibyśmy też mieć to z głowy szybciej i lepiej.
- Naprawdę byłem zajęty, Luke.
- Cokolwiek. – Wzruszyłem ramionami, obejmując swoje książki.
_____________________________
Poprawiłam następny rozdział, bo czemu nie. Mam nadzieję, że się wam podobał i jesteście ciekawi w jakim kierunku to właściwie pójdzie, bo idę w tej książce kliszą, na ten moment to wiem, ale zobaczymy co właściwie napisałam dalej, nie jestem do końca pewna.
All the love xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top