29. Prawdziwy Romeo

+

Jasność ekranu w komórce podrażniła moje i tak zmęczone już po całym dniu oczy, ale byłem albo zbyt uzależniony, albo miałem zbyt niewiele silnej woli, by zignorować kolejną wibrację. Z ciężkim westchnieniem poprawiłem poduszkę pod głową, a potem napiłem się jeszcze wody, koniec końców odblokowując telefon.

W ostatnim czasie odnosiłem wrażenie, że nawet moje zmęczenie jest już zmęczone. Koniec roku szkolnego zbliżał się wielkimi krokami, zresztą dopiero co rozwiązany został problem studniówki i wycieczki, na którą swoją drogą wcisnął się Ashton, ignorując moje zaproszenie na urodzinowy wypad do miasta, a już pojawiły się jakieś trudności wobec organizacji apelu dla absolwentów. Szczerze? Gdybym mógł, przyszedłbym tylko na egazminy, od razu po nich odebrał świadectwo i zapomniał, że kiedykolwiek uczęszczałem do liceum. Nie było to w moim stylu, aczkolwiek trucie materiału do porzygu robi swoje. Fakt zaliczeń dodatkowo odebrał mi parę godzin snu, bo nauczycielom nagle się przypomniało, że wypadałoby zrobić nam ostatnie testy, o czym pomyśleli oczywiście wszyscy pedagodzy, zatem spędziłem trochę czasu z nosem w książkach, za co nienawidziła mnie moja wada wzroku, albo nie do końca tak prosty, jakbym sobie tego życzył kręgosłup.

Myślałem, że się wyśpię, naprawdę. Położyłem się równo o dziesiątej, informując wszystkich, że jakbym czasem nie zmartwychwstał do ósmej, mają zrobić mi nalot, albo gorący telefon, bo może się czasem okazać, że prześpię już resztę swojego życia.

Powiedzenie, że byłem zestresowany to mało. Byłem na takim poziomie nerwów, których podłoże nawet nie szczególnie umiałem określić, że doszło we mnie do wypalenia, gdzie minę miałem jakby muzyka z windy grała mi w głowie, a wewnątrz mnie - pojawiał się mem z Elmo w płomieniach, który momentalnie gasł, by zapalić się znów za chwilę.

Na skraju odlecenia jednak dotarł do mnie spam od Michaela i być może moje serce biło szybciej, gdy widziałem, że pisze, ale nieustannie, musiałem sobie mechanicznie przypominać, że jeśli teraz nie poświęcę uwagi obowiązkom, to wszystko się posypie.

Chłopak przesłał mi zdjęcie będące screenem ze spotify. Nie znałem tej piosenki, a według niego koniecznie musiałbym teraz wstać po słuchawki i sprawdzić co to za kawałek.

Ja: dodaj do swojej plejki, jutro sprawdzę

M: w sumie to możemy zrobić sobie jedną współtworzoną, co ty na to?

Ja: mhm ale nie dziś

M: oo, a znasz to?

Wysłał mi kolejny zrzut ekranu, dlatego westchnąłem ciężko i znów potarłem oczy, które naprawdę zaczęły mnie szczypać.

Ja: nie

M: czy ty żyjesz pod kamieniem?

Ja: tak, mikey daj mi spać

M: ugh jest 10 pm, nie 10 am

Ja: o 10 am mamy kartkówkę z matmy, więc nie rozumiem dlaczego implikujesz mi, że powinienem spać wtedy, a nie teraz

M: ej a widziałeś to?

Link do filmiku z youtube pojawił się na moim ekranie. Zamrugałem szybciej, chcąc nawilżyć oczy, ale nie dało to zbyt wiele.

Ja: puszek, chcę spć

M: nie chcesz, jakbyś chciał to byś mi nie odpisywał ;)

Ja: jestem uzależniony od social mediów, to poważny problem dzisiejszego społeczeństwa

M: jesteś uzależniony od pisania ze mną

Ja: też

Ja: błagam, daj mi spać

M: dobrze już, dobranoc kochanie

Otworzyłem oczy bardzo szeroko i uśmiechnąłem się do telefonu. Przyprawił mnie o tak spore przyspieszenie pulsu, że nie uwierzyłem już w ani jedno swoje ziewnięcie.

Ja: dobranoc słoneczko

M: jesteśmy paskudni

Ja: jesteśmy supersłodcy

M: miałeś iść spać

Ja: ugh

M: spać chuju

Ja: pierdol się

Odłożyłem telefon pod poduszkę, by mi nie przeszkadzał i obróciłem się na drugi bok. Pod wpływem podrażnionych oczu, musiałem jednak wstać, by znaleźć w łazience krople, dlatego następne dziesięć minut spędziłem przed lustrem przekładając swoje włosy i powstrzymując się przed wyciskaniem pryszczy. Prawie się zabiłem o dywan w korytarzu, po czym otworzyłem jeszcze okno na oścież, by nie udusić się od zapachu keczupu, którym wysmarowany był talerz po tostach na biurku, a wybitnie nie chciało mi się znosić go do zmywarki. Gdy koniec końców ponownie dotarłem do łóżka, jakimś cudem udało mi się nie sięgnąć znów po komókę i zasnąłem chociaż na moment, bardzo płytkim snem.

Przebudził mnie łoskot spowodowany dziwaczym uderzeniem czegoś o ścianę mojego domu, a także bieganie Petuni w salonie przy drzwiach tarasowych. Ziewając podniosłem się na łokciu, przeszedł mnie zimny dreszcz. Czy mi zależało? Czy chciało mi się walczyć z kimś, kto być może przyszedł mnie zabić? Nie. Lecz pomyślałem o mamie i psie, dlatego owinięty w materiał wstałem z materaca i chwyciłem swój kapeć leżący przy posłaniu. W końcu na coś się przydał, bo byłem nagminnie obrażany przez Liz za to, że moje skarpety są trudne do wyprania na skutek chodzenia po domu, czy nawet po kostce przed domem boso.

Założyłem pościel również na głowę, miałem załzawione, zamglone spojrzenie przez te krople, więc mało co widziałem, ale gdy tylko mignęła mi różowa czupryna i znajomy uśmiech, kiedy nikt inny, jak Michael Clifford wtoczył się do mojego pokoju, z ciężkim westchnieniem, lekko rzuciłem w niego tym kapciem.

Uśmiechnął się do mnie dumny z siebie, a ja mruknąłem niezadowolony, bo mnie obudził. Z perspektywy osoby trzeciej, byłem wtedy wyrodny, ale naprawdę potrzebowałem snu i to całkiem sporo, a wyrwany z odpoczynku, byłem najgorszym człowiekiem na świecie.

Ziewnąłem znów i ignorując jego oczekiwanie na ekscytację, typową dla mnie za dnia, po prostu wróciłem do łóżka, kładąc się na brzuchu, cały schowany pod kołdrą.

- Zamknij to okno, bo teraz mi zimno - wymruczałem.

- A gdzie "co ty tu robisz? Michael, dlaczego przyszedłeś, o m g, ale super, to romantyczne"?

- Jest środek nocy.

Nie widziałem go, ale usłyszałem, że rzeczywiście zamyka okno, a potem poczułem jak materac ugina się pod jego ciężarem. Mimo wszystko uśmiechnąłem się w prześcieradło, gdy zapach jego perfum dotarł do moich, zduszonych bądź co bądź, nozdrzy.

- Jest koło północy. - Chciał mnie odwinąć z tego kokonu, który zrobiłem, ale znów wydałem z siebie dźwięk dezaprobaty, więc zrezygnowany oparł brodę o moją łopatkę.

- To jest literalnie środek nocy dla normalnych ludzi - odpowiedziałem mu. - Jestem naprawdę rozjechany wszystkim, nie mam siły na nic, daj mi spać, proszę.

- Dasz mi chociaż kawałek kołdry?

- Jak zdejmiesz buty i mi zagwarantujesz, że zostaniesz do rana, wtedy dopiero zobaczysz, jak potrafię się cieszyć.

- Luke. - Wsunął dłoń pode mnie, wyciągając sobie samemu pościel, po czym zsuwając buty, a potem jeszcze skarpetki stopami, przykrył również siebie.

Podniosłem lekko głowę, patrząc na niego z ogromnym wykończeniem w spojrzeniu. Michael tylko odgarnął mi włosy, więc mimo wszystko uśmiechnąłem się rozczulony. Coraz bardziej się przebudzałem i dotarło do mnie, że ten łoś przytaszczył sobie drabinę, którą Jack zostawił ostatnio przed domem, po myciu balkonów i zamiast naprawdę do mnie zadzwonić, bym mu otworzył, wszedł oknem, jak prawdziwy Romeo, co brzmiało trochę stalkersko, ale całkiem mi się podobało. Więc bez większego zastanowienia, przywarłem do jego klatki piersiowej, bo układał się swobodnie na plecach. Jak zwykle, Mike odrobinę się spiął, ale kiedy pogłaskałem jego bok, zaczął się rozluźniać, tym samym już całkiem pewnie, wtuliłem policzek w jego obojczyk.

- Wysłałem ci dwie piosenki, po których tekście śmiało mógłbyś wywnioskować, że do ciebie jadę. - Objął mnie poprawiając na nas okrycie.

- Jakbym sobie cokolwiek puścił, to siedziałbym tak do rana, wymieniając się z tobą muzyką, a tego chciałem uniknąć. - Zaplątałem nogę o jego nogi.

- Dlaczego koniecznie musisz iść spać teraz? - Mike kręcił sobie moje włosy na palcu.

- Bo muszę napisać tę kartkówkę na sto procent, żeby mieć piątkę na koniec roku, a bez piątki z matmy nie dostanę świadectwa z wyróżnieniem - odparłem podnosząc powieki, bo się jednak rozproszyłem.

Prawdę mówiąc umiałem materiał bardzo dobrze, to była tylko formalność. Chciałem więcej spać, by mniej myśleć, gdyż cała wizja tego, iż przyszłość zaczyna się teraz, budowała nieprzyjemny ścisk w moim brzuchu, którego nie mogłem pozbyć się ani melisą, ani miętą, ani płaczem.

- Teraz mi głupio, że przyszedłem, mogłeś mówić od razu, że to aż tak ważna kartkówka.

- Myślałem, że wiesz, nie musisz napisać jej na trzy, żeby zdać? - Zmarszczyłem brwi.

- Ta, ja tak, ale nie miałem pojęcia, że tobie nie wychodzi czysta piątka. Jak nie pójdę jutro, to napiszę ją na jakiś konsultacjach i miałem wizję, że zrobisz mi jakąś fajną ściągę, albo wyślę ci zdjęcie i mi to policzysz.

- Mike, egzaminu ci nie policzę. - Wlepiłem w niego wzrok ze sporą dawką wyrzutu. - Dlaczego nie chcesz, żebym cię po prostu nauczył?

Pociągnął mnie trochę za włosy, jednakże to nie był złośliwy gest. Raczej sensualny, bo chłopak z reguły sięgał po ten typ dotyku, czy prowadzenia rozmowy, by zmienić temat.

- Hm? - Nie odpuściłem, choć powstrzymałem westchnienie.

- Chcesz mnie pocałować? - zapytał pógłosem, na co prychnąłem.

Wysiliłem się do tego stopnia, że podniosłem się na przedramionach i zawisłem nad nim, robiąc minę nieznoszącą sprzeciwu.

- Dlaczego nie chcesz mojej pomocy? - Pochyliłem się, by spojrzeć mu prosto w oczy z bliska.

Michael uciekał wzrokiem po całym pokoju, jednak pod wpływem delikatnego muśnięcia jego ust, co wówczas stało się moją, nie jego bronią, wreszcie na mnie spojrzał.

- Bo ty jesteś mądry, a ja jestem półgłówkiem jeśli chodzi o matmę i zrobię z siebie kretyna, to nie była trudna filozofia.

- A nie wpadłeś na to, że ja robię z siebie życiowego kretyna nieustannie, więc jak raz zamienimy się rolami, to nic się nie stanie? - Uniosłem jedną brew.

- Liczyłem na jakieś "Nie, Mike, wcale nie jesteś głupi". - Położył dłoń na moim policzku. - Bo nie uważam, że jesteś aż taką życiową ofermą, jeśli mam być szczery.

- Spodnie, ptak, smsy, bilety na porno-sztukę, rzyganie w szkole, spadnięcie z płotu, panika u dyrektora i cała seria innych rzeczy, których nie byłeś świadkiem, masz rację, życie mnie kocha, ja kocham życie, radzę sobie świetnie, gdzie moja nagroda za bycie ogarniętym, poważnym człowiekiem? - Chciałem obrócić głowę, by ugryźć złośliwie jego palec, ale w tym samym czasie chłopak powiódł opuszkami po moim policzku, w miejscu, gdzie pojawiały mi się dołeczki.

- Uśmiechnij się do mnie poważny, ogarnięty człowieku - wymruczał.

Wzrok Clifforda był zajawiony, w jakimś sensie rozmarzony, nie miał nic wspólnego z tematem naszej rozmowy, czym jednocześnie mnie wkurzał, ale też zadziwiał i pozytywnie fascynował.

- Nie uśmiechnę się póki nie zgodzisz się na to, bym przygotował cię do tej poprawy, bo z całą miłością, ale średnio wierzę, że jutro to zdasz.

- Jak dasz mi ściągać...

- Mikey. - Połaskotał mnie drugą ręką, więc musiałem się trochę skupić, by nie upaść na niego, bo wciąż wisiałem nad chłopakiem, a także powstrzymać napad śmiechu, dlatego osiągnął cel, bo wcisnął swój palec w mój dołeczek. Złośliwie ugryzłem go przez policzek, co nie było gryzieniem, a raczej głupią zabawą.

- Uwielbiam cię czasem, wiesz?

Przewróciłem oczami.

- Michael, matma.

- O, a teraz cię nie znoszę. - Pokazał mi język, więc znów się uśmiechnąłem, pozwalając by pogłaskał moje oba policzki, ale nie dałem się ani przyciągnąć, ani pocałować, obracając głowę.

- Skąd w ogóle pomysł, że sam jestem świetnie przygotowany i będę wiedział jak zrobić swoje zadania, a co dopiero twoje? - Usiadłem na nim, krzyżując ramiona, by nie mógł mnie już głaskać, poza tym miałem wtedy dominującą pozycję, z którą czułem się dziwnie dobrze.

- Bo ty zawsze jesteś...

- Nie, nie jestem - odbiłem szybko. To wszystko, co siedziało w mojej głowie i kłębiło się wręcz na granicy podświadomości oraz świadomości, właśnie dało o sobie znać. - Nie wiem co się dzieje wokół mnie, Puszek. Nie mam pojęcia co dalej i czasem mam wrażenie, że gdybym mógł zachować ten moment, albo jakikolwiek moment na zawsze, w zapętleniu byłbym cały czas tu i teraz, bez konieczności dorastania, czy podejmowania decyzji.

Poczułem, że moje ręce zaczynają drżeć, tak samo jak głos, a gdy wziąłem głęboki oddech, mrugając trochę szybciej, bo nagle moje kanaliki łzowe się ożywiły, Mike sam usiadł ze mną na sobie, opierając się o ramę łóżka. Złapał mnie za ręce, wpatrując się w moją buzię ze zmarszczonymi brwiami.

- Nie rozmawiamy o matmie, prawda? - Pokręciłem przecząco głową. - Co się dzieje?

- Nic szczególnego, to głupie serio.

Chłopak westchnął, po czym zaczął delikatnie oraz uważnie masować moje kostki, dlatego licząc każdy oddech, próbowałem za wszelką cenę skupić się na jego czułych gestach.

- Przyjechałem, bo od jakiegoś czasu chodzisz jak ze sraczką - mruknął tonem, jakby był niepewny, czy to co mówi ma prawo bytu. Uniosłem jedną brew. - Stresujesz się.

- Mhm. - Zacisnąłem usta w cienką linię, a potem zamknąłem oczy na moment, poświęcając pełną uwagę każdemu naciskowi jego palców, by zostawić to co robił Mike, jako główny element na tle zbierającej się paniki. - Powiedziałeś mi, że mogę robić wszystko czego chcę, ale skąd mam wiedzieć czego chcę, skoro ja nawet nie wiem czego nie chcę?

- Chcesz zostać sam? - wyszeptał, na co pokręciłem przecząco głową. - Chcesz częściej uczyć się matematyki? - Wzruszyłem ramionami. - Chcesz, żebym ci powiedział, co powinieneś robić? - Wtedy przytaknąłem, niepewnie otwierając oczy, by zidentyfikować mimikę chłopaka.

- Gdzie mnie widzisz? Do czego twoim zdaniem się nadaję? - zapytałem niepewnie, a Michael odetchnął głęboko i zrobił dzióbek, widocznie wpadając w rozkminę.

Zapadła między nami chwila ciszy, dlatego mocniej ścisnąłem jego dłonie, chcąc się w jakimś sensie uziemić. Zacząłem się bać, że nawet on nie będzie wiedział, daltego nigdy nie uda mi się jakoś szczególnie określić i będę przez wieczność mocno nijaki oraz niezadowolony z siebie, bo nie uda mi się odkryć, gdzie tak naprawdę należę. Było mi dobrze, bo się zakochałem i robiliśmy takie rzeczy, jak choćby ta noc, albo poprzednio w radiu, ale nie byłem osobą, której wystarczy tylko, albo aż partner do pełni samospełnienia. Szukałem czegoś, ale nie wiedziałem w sumie czego i koniec końców, najbardziej spełniony czułem się właśnie przy Michaelu. Nie wynikało to jednak wyłącznie z romantyczności naszej relacji, a bardziej z jej złożoności oraz tego, iż czułem się mu mimo wszystko potrzebny i nawet jeśli Clifford nie potrzebował zawsze, abym mu pomagał, czy go ratował, sam fakt, iż miał świadomość, że jestem gotów to zrobić, sprawiał mi przyjemność i w jakimś sensie mnie zaspokajał.

- Nie umiem odpowiedzieć ci na to pytanie, Lu. - Przesunął jedną ręką na moje plecy, by mnie objąć. - Wiem, że nie to chciałeś usłyszeć, ale prawda jest taka, że masz wiele zalet i mocnych stron, które dają ci wiele opcji, a jednocześnie mam przeczucie, że gdybyś robił po prostu coś, na czym się znasz, ale cię to nie jara, byłbyś znudzony, bo mimo wszystko... Mimo tego twojego zamiłowania do uporządkowanych spraw, kręcą cię wyzwania. - Uśmiechnąłem się lekko, wtulając się w Mike'a jednocześnie rękoma, jak i nogami, co jego też rozbawiło, bo być może nie byłem o wiele większy od niego, ale trochę jednak tak. Schował moją głowę w zagłębieniu swojej szyi, delikatnie rozmasowując mój kark.

- Ską te wnioski? - zapytałem cicho.

- To zabrzmi trochę narcystycznie, ale zapalasz się przy mnie i jesteś zaangażowany, a jednocześnie nie dajesz się na proste podpuchy, więc wiem, że to nie tylko to, że na mnie lecisz. Masz podejście, wbrew pozorom sporo cierpliwości i ciepła.

- Tak, więc będę zawodowo kręcił z trudnymi kolesiami po przejściach - burknąłem, za co oberwałem lekki dźgnięcie w bok.

- Nawet nie kręcił, jesteś dobrym przyjacielem, to przede wszystkim i czasem walniesz jakąś głupotą, ale szczerze? Nikt nigdy nie włożył tyle wysiłku w to, bym czuł się komfortowo, przekraczał jakieś bariery i... Sam nie wiem, gdyby chociaż jedna moja rodzina zastępcza była taka jak ty, miała takie podejście do mnie, być może zostałbym w niej. Sam nie wiem.

Moje oczy i tak były wrażliwe tej nocy, daltego nie potrzebowałem wiele, aby trochę się wzruszyć. Podciągnąłem nosem, próbując zatuszować to, że się popłakałem, śmiechem.

- O matko, nie wiem co ci na to odpowiedzieć. - Wtedy to ja pogłaskałem jego włosy. - Też jesteś dobrym przyjacielem. Kocham Caluma i na zawsze będzie moim kumplem, ale przy tobie czuję się inaczej i to nie tylko dlatego, że jestem w tobie ślepo zakochany. - Dostałem małego buziaka w czubek głowy. Nie chciałem się podnosić i na niego patrzeć, bo byłem naprawdę czerwony od tego popłakiwania. - Jesteś tak silny i wbrew pozorom stabilny, że nie czuję się w obowiązku, by się przy tobie nie rozpadać na przykład. Ale z drugiej strony, to fakt, jesteś wyzwaniem i sprawiasz, że czuję się ważny, bo w jakimś sensie chciałbym móc być twoim bezpiecznym miejscem i...

- Jesteś - Michael powiedział to tak cicho oraz niemrawo, że nie mogłem się powstrzymać i uniosłem głowę, by móc spojrzeć mu prosto w oczy wtedy.

Podciągnąłem nosem, zaciskając na chwilę powieki mocniej, by popłynęły mi po policzkach wszystkie, ostatnie łzy wzruszenia i... Chyba oczyszczenia, bo potrzebowałem to z siebie naprawdę wypłakać, pod kontrolą kogoś, kto mnie nie oceniał, ani nie dawał myśli, że na pewno ma w głowie zdanie o treści: "znowu ryk?"

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w zupełnym milczeniu. Tak naprawdę do niczego nie doszliśmy, ale to co powiedzieliśmy wystarczyło, byśmy oboje widocznie poczuli to, że jesteśmy mentalnie bliżej, niż byliśmy kiedykolwiek. Nie zastanawiałem się przez tę chwilę nad niczym. Ani nad beznadziejnym syfem, w jaki układał się mój koncept przyszłości, ani nad tym, czy on doprawdy zostanie w Nowym Jorku ze mną na dłużej, ani nad faktem, że powinienem się wyspać, czy o tym, że niepotrzebnie dusiłem zaskórniaka na brodzie, zanim Mike przyszedł.

Czułem... Spokój i takie mentalne ciepło, które biło od wyważonych gestów chłopaka. Przełknąłem ślinę, gdy jego chłodnawa dłoń znalazła się na mojej skórze, bo moja koszulka się podwinęła. Rozchyliłem delikatnie wargi, a potem przysunąłem się trochę, by złączyć nasze usta razem. Michael ścisnął mój bok, oddając ten pocałunek.

- Chciałbyś uśmiechnąć się do mnie teraz? - zapytał szeptem.

- Mhm. - Rzeczywiście to zrobiłem, dlatego dostałem buziaka w oba policzki, co spowodowało, że musiałem zdusić chichot.

Zacisnąłem uda mocniej wokół jego bioder, a on odbił się odrobinę od ściany, więc znaleźliśmy się w czułym uścisku. Miałem wrażenie, że mogę usłyszeć bicie jego serca, więc przygryzłem wargę. Ten stan rzeczy nie trwał długo, ponieważ wróciliśmy do całowania, które myśłałem, że jest najlepszą rzeczą na świecie, zwłaszcza gdy usta Michaela powędrowały na moją szyję. Odchyliłem głowę, ściskając w dłoni jego włosy.

- Cholera - jęknąłem najciszej, jak tylko się dało. - Mike...

- Hm? - Jego dłoń była już pod materiałem mojej koszulki i wiodła wzdłuż mojej klatki piersiowej.

- Nic, chciałem powiedzieć twoje imię - odparłem, więc śmiejąc się niewinnie, lekko przygryzł skórę na moim ramieniu, gdy nosem odsunął mój dekolt.

Nie umiałem utrzymać pozycji, w której byłem, bo odniosłem wrażenie, że jeśli się nie położę, to zwyczajnie zemdleję, albo rozpłynę się w jego ramionach. Te wszystkie memy o treści "seks jest fajny, ale..." nie mają prawa bytu. Seks jest najfajniejszy, słowo.

Pociągnąłem nas na ukos materaca. Wówczas to Michael zawisł nade mną i wpierw pociągnął moją koszukę, a gdy się uniosłem, po prostu zrzuciliśmy ją za łóżko. To samo stało się z jego ubraniem, więc jak tylko został bez niego, przywarłem ustami do jego szyi, obojczyków i ramion. Dłoń chłopaka znalazła się na wybrzuszeniu w moich spodenkach od spania.

- Michael - wyszeptałem znów.

- Luke - odpowiedział w taki sam sposób, więc wstrzymałem oddech, bo gdy mówił moje imię taki roznamiętniony i cały zalany rumieńcem, doprowadzał mnie do szaleństwa.

Mógłbym sobie wytatuować tę chwilę, zwłaszcza gdy popchnął mnie lekko, kiedy się podniosłem i zaczął schodzić z pocałunkami po mojej klatce piersiowej do brzucha i bioder. Co jakiś czas zasysał moją skórę, zatem gdy tylko to robił, ściskałem prześcieradło, albo włosy Michaela w palcach. Wreszcie zsunął dół mojej garderoby, a gdy to zrobił, aż podniósł wzrok i patrzył na mnie trochę z podziwem i trochę tak, jakbym właśnie wywołał gwiazdkę. Oblizałem usta niepewny do końca co zrobi, chciałem powiedzieć, że jeśli nie chce, nie musi robić nic, możemy poczekać, albo możemy się zamienić i to ja będę pierwszy. To był dla nas obojgu pierwszy raz w jakimś sensie. Dla mnie tak ogólnie, dla niego pierwszy raz z mężczyzną.

- Pokażesz mi... - zaczął, po czym chrząknął, bo głos mu się załamał w ten bardzo dobry sposób. - Jak lubisz? - zapytał, więc pokiwałem głową.

- Mhm. - Dotknąłem się sam, ujmując swoją męskość w dłoń.

W pierwszej kolejności poczułem się dziwnie, bo jednak ktoś obserwował mnie, gdy się masturbowałem, zwłaszcza, że Mike położył policzek na moim udzie, wpatrując się z uwagą w każdy mój gest. To było trochę zaskakujące, tym samym skinąłem mu pytająco.

- Uczę się - szepnął, po czym ułożył dłoń na mojej dłoni, unosząc się na łokciu. Pod wpływem jego dotyku, mój oddech przyspieszył, a gdy przyłożył większą uwagę do tego, by być delikatnym, aczkolwiek zdecydowanym, całe moje ciało zadrżało. - Dobrze ci?

- Jak cholera...

- To dobrze - odparł.

Byliśmy trochę niezręczni, a z perspektywy obserwatora musieliśmy wyglądać odrobinę żenująco, ale nie dbałem wtedy o nic, bo było mi okrutnie dobrze. Zamknąłem oczy, rozkoszując się tą chwilą, a moment później musiałem otworzyć je szeroko i ubrać sobie poduszkę na głowę, by nie zbudzić Liz jęknięciem, bo Michael bezceremonialne oblizał mojego penisa.

- O kurwa - wydukałem. - Rób tak, proszę...

Przez chwilę się nim bawił, jakby odkrywał właściwości jakiegoś gażetu, co brzmi zabawnie jednak wtedy nie myślałem ani trochę o zabawnych rzeczach, a tylko o tym, jak jest mi niesamowicie dobrze i ciepło. Gesty chłopaka, jego różne sposoby podejścia do tego "problemu" polegały na testowaniu. Jedną dłonią ścisnął moje udo, a potem próbował wsadzić go sobie całego do gardła, co skończyło się tym, że się odsunął, a ja lekko syknąłem, bo zabolało.

- Auć, ale nieważne, powoli...

- Okej, chciałem tylko...

- Spoko, Mike, jest spoko.

- Możesz mnie kierować za włosy, jeśli chcesz - polecił, dlatego tak właśnie zrobiłem.

Nie będę opowiadał wam szczegółów z naszego testowania, tego który pierwiastek mojej męskości z dokładnością obcałowywał, ile siły, czy jakiej prędkości używał, to nie jest ważne, ważne jest, że gdy powiedziałem, że dochodzę, nie odsunął się, a przyjął wszystko w usta, po czym się nawet nie zachłysnął, chociaż odrobinę się skrzywił, odsuwając się, gdy ja leżałem z prędko bijącym sercem i przyspieszonym oddechem.

- Okej, nie tak wyobrażałem sobie smak... - mruknął.

- Wybacz, moja dieta ssie - odparłem półgłosem, a potem podniosłem się na łokciu, gdy Michael klęczał przy mnie ocierając usta.

- Ja ssałem przed sekundą - odparł, więc się zaśmiałem.

- Teraz ja mogę. - Pouszyłem brwiami, bo czułem się naprawdę na tyle komfortowo, że te głupiutkie żarciki brzmiały jak doskonałe dopełnienie tej chwili.

- Teraz idę dać ci buziaka. - Rzucił się wręcz na mnie, więc pociągnąłem go w śmiechu i pozwoliłem, by musnął kącik moich ust.

Byłem tak zafascynowany i zaaferowany tym co robiliśmy i tym jak Mike na mnie patrzył, jak mnie dotykał i ogólnie traktował, że miałem gdzieś, że cokolwiek z tego mogłoby uchodzić za obrzydliwe, czy nie na miejscu, bo to była tylko i wyłącznie nasza sprawa.

Przyciągnąłem go do siebie, bardzo chaotycznie pozbawiając Mike'a jego spodni, a później bokserek. Oboje byliśmy zatem nadzy i ocieraliśmy się o siebie, powodując, że zrobiliśmy się zgrzani, pościel rozkopana, a my na dodatek trochę spoceni. Pocałowałem go mocno, ujmując w dłoń jego męskość, dlatego odrobinę na mnie opadł i cicho jęknął.

- Cholera, jak mi się podoba jak jęczysz - palnąłem, dostając kolejny, cichy jęk w odpowiedzi.

Przygryzłem jego wargę w pocałunku, bawiliśmy się swoimi językami, nie zastanawialiśmy się nawet jaką część swojej twarzy, szyi, ramienia, czy nawet ucha całujemy, bo chcieliśmy być w jak najściślejszym objęciu, przy okazji ocierajac się o siebie, podczas gdy ja masowałem jego penisa ręką.

- Jesteś cudowny - mruknął, przenosząc dłoń na mój pośladek, który mocno ścisnął. - Mówiłem zarówno do ciebie, jak i do twojego tyłka.

- Oprawię sobie każdą litanię, którą napisałeś do mojej dupy - podpuszczałem go, więc mnie uszczypnął, na co ja mocniej ścisnąłem jego, ale nie był z tego faktu niezadowolony, raczej aprobował, a potem pokiwał głową, że mogę użyć więcej siły.

Często fantazjowałem o seksie oralnym, chciałem wiedzieć jak to jest i powiem wam, że jest cudownie. Reszta tej łóżkowej przepychanki skończyła się właśnie na rewanżu z mojej strony, na skutek czego tylko trochę się zachłysnąłem, ale Michael szybko podał mi wodę i dał mi całusa w skroń, więc zdecydowanie nie mogę nazwać tego przypałem, czy porażką. Oboje byliśmy w tym świetni! Albo poczyniliśmy pierwsze kroki, by stać się najlepsi.

*

- Reszta następnym razem - powiedziałem padając obok niego kompletnie zgrzany, podczas gdy chłopak jeszcze procesował swój orgazm.

Zaczesałem wilgotne włosy do tyłu, a on znalazł w pościeli moją dłoń, którą ujął w swoją.

- Dlaczego?

- Bo wciąż przygotowuję się psychicznie do zrobienia lewatywy - wyszeptałem konspiracyjnie, na co Clifford parsknął.

- O, więc pogodziłeś się z myślą, że będziesz na dole? - Poruszył brwiami, a ja wzruszyłem ramionami. - Tak myślałem.

- A ty? Nie chcesz spróbować?

- Może raz. - Przyciągnął mnie bardziej do siebie, na co bez protestów objąłem go w tali i dałem głaskać się po plecach.

Naciągnąłem na nas jeszcze kołdrę. Mógłbym tak zasnąć, choć potrzebowaliśmy prysznica i nadziei, że moja mama się nie przebudziła. No i założyć jakiekolwiek ubrania. Tak, to też byłoby przydatne.

Ale przez długie momenty leżeliśmy jeszcze zupełnie nadzy, nie rozmawiając ze sobą, jedynie napawając się tym, że jesteśmy blisko, a przed chwilą naprawdę uprawialiśmy seks.

- Zrobiłem wszystko, by wygrać ze swoim dziwnym pragnieniem ciebie, nigdy jeszcze tak bardzo nie poległem z samym sobą - powiedział wreszcie Mike, na co zmarszczyłem czoło.

- Hm?

- Jesteś tak magnetyczny i tak na mnie działasz, że od samego początku, musiałem robić największe fikołki logiczne, by nie dać sobie w ogóle pomyśleć o tobie w ten sposób, mówiłem ci o tym. - Uszczypnął mnie w bok, bym sobie przypomniał, na co lekko zachichotałem.

- Nie uwierzę w to, że miałeś na mnie crusha, nazywałeś mnie pajacem.

- Od pajaca do Pimpka niedaleka droga, zresztą...

- To był mechanizm obronny, rozumiem. - Poklepałem go po piersi. - I jak się czujesz z tym, że jednak poniosłeś sromotną porażkę?

- Pomyślmy, przed chwilą doszedłem ci w usta, jak mogę się czuć?

- Nie wiem, powiedz mi. - Chciałem się podnieść, ale nie miałem już siły, więc zamknąłem oczy i wtuliłem się bardziej w ramię Michaela.

- Czuję się spełniony. - Pomasował moją łopatkę. - Musimy się chociaż ubrać - przypomniał mi.

- Nie musimy... Jakbyś wstał i zakluczył drzwi...

Adrenalina zaczęła ze mnie spadać, a wysiłek fizyczny i wcześniejsze zmęczenie dały o sobie znać. Było mi dobrze, daltego kiedy Mike rzeczywiście wypełniał moją prośbę, obróciłem się na drgui bok i zostawiłem mu skrawek kołdry. Chwilę później wrócił do łóżka, obejmując mnie na łyżeczkę. Czy tam chochlę.

- Śpisz? - zapytał.

- Moje życie byłoby łatwiejsze, gdybym zasypiał w minutę, ale próbuję.

- Okej, okej. - Ścisnął delikatnie moje biodro, na co pogłaskałem jego palce. - Wpadłem na pomysł co mógłbyś robić w życiu.

- Jak powiesz lody, to cię walnę. - Na potwierdzenie swoich słów, przechyliłem nogę w taki sposób, że gdybym użył siły, mogłoby go zaboleć.

- Nie o tym pomyślałem, ale fakt, w lody też jesteś niezły.

- Zaciekawiłeś mnie teraz - przynałem, ale kiedy Mike zaczął opowiadać o co mu chodzi, mimo swojego zainteresowania, rzeczywiście zacząłem zasypiać, a on musiał przestać mówić, nim doszedł do sedna, bo jak mi potem wytknął, chrapałem okrutnie, niczym typowy, stary dziad.

________________________

Nie chciałam pisać z wielkimi szczegółami opisówek scen erotycznych, ale jakoś w trakcie pisania uznałam, że mogę zrobić to kulturalnie i raczej ładnie, bez technicznej charakterystyki drutowania, szczytowania itp. Było realistycznie imo, po prostu seks oralny plus przyjemna rozmowa i heeeeeej..... Czy Mike został na noc??? ;)

Dajcie znać czy wam się podobało, żyję dla waszych komentarzy haha

all the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top