2. "Puszek i Pimpek"

Bardzo kochałem moją mamę i uważałem, że trafiłem niesamowicie dobrze, jeżeli chodzi o dom rodzinny, bo nawet jeżeli przeszliśmy wspólnie przez wyzwanie o nazwie „rozwód", żadne z rodziców nie dało mi odczuć tego, iż brak miłości pomiędzy nimi, mógłby kiedykolwiek oznaczać brak miłości wobec ich wspólnych dzieci.

Czasem czytałem twittera, dla zabicia czasu, gdzie widziałem masę historii o nietolerancyjnych, paskudnych opiekunach, dlatego zanim powiedziałem swojej mamie, że moja orientacja jest inna, niż z ustawień fabrycznych, miałem wobec tego mały lęk. Bałem się, iż to cokolwiek między nami zmieni, że zacznie traktować mnie inaczej, albo w ogóle, uzna że teraz to muszę zacząć się pakować, a edukację dokończę mieszkając z tatą i jego nową żoną, a potem słuch po mnie zaginie, bo dla Liz stanę się martwy.

Otóż nie – swój coming out wspominam jako cudowny, wzniosły monolog, z born this way Lady Gagi włączonym dla zachowania klimatu, Calum był tego świadkiem, bo wystrzelił tęczowe serpentyny, a moi rodzice, moi bracia i ich partnerki wpatrywali się we mnie z rozbawieniem, po czym Liz zapytała, jakie są te ważne wieści, gdyż to, że wolę chłopców nie jest niczym zaskakującym, czy wyjątkowym, ani nie zmienia wiele w mojej osobie względem nich i spodziewali się jakiegoś stypendium, albo zapisania się na kurs z retoryki, skoro wygłosiłem tak wzniosłą mowę.

Cal parsknął wtedy śmiechem i postanowił, że zabierze tort z kolorowym środkiem do domu, bo my i tak mamy za dużo słodyczy, jednak mój najstarszy brat, Ben, uznał, że jako mój chłopak, Hood powinien zostać, a nikt nie chciał nam wierzyć w tłumaczenia, że nie jesteśmy razem.

Umówmy się, życie byłoby prostsze, gdyby Calum też wolał chłopaków, albo gdyby lubił dodatkowo chłopaków, bo znalezienie sobie partnera, jak się okazało, wcale nie jest takie łatwe, nawet w ogromnym, tętniącym różnorodnością Nowym Jorku.

Jasne, mieliśmy trochę niehetero kolesi w szkole, ale żaden z nich nie był w moim typie, a spotykanie się z kimś, bo jesteśmy w sumie mniejszością, wcale do mnie nie przemawiało.

O dziwo nie plotkowałem z mamą o penisach, co zasugerował nam środkowy Hemmings, czyli Jack, bo seks wciąż jest seksem, a rozmawianie z rodzicami o seksie, odrobinę mnie żenowało. Tak samo jak wolałem zapytać się koleżanek, czy ludzi w Internecie „jak dobrze w bolec", bo wątpiłem, że moi pięćdziesięcioletni starzy, czy moi trzydziestoletni bracia, z poukładanymi życiami, mają jeszcze jakiekolwiek zdolności do flirtowania.

Tamtego popołudnia jednak, nie zamierzałem rozwodzić się na temat „jak dobrze w bolec", chociaż pod jakimś względem oba zagadnienia gdzieś się ze sobą zbiegały. Wszedłem zatem do domu, rzuciłem plecak pod drzwiami, zsunąłem czerwone trampki z nóg i jęcząc niezadowolony, opadłem na krzesło przy mamie, która sprawdzała zadania domowe uczniów z liceum, w którym uczyła matematyki.

Początkowo nie zwróciła na mnie uwagi, dlatego jęknąłem znowu, a gdy zrobiłem to za trzecim razem, zsunęła okulary z nosa, uśmiechnęła się z lekkim politowaniem i położyła dłoń na moim ramieniu.

- Co cię trapi, synu? – zapytała poważnie.

- Skoro musisz wiedzieć. – Odetchnąłem ciężko, wlewając sobie i mamie po kubku zrobionej już w ekspresie kawy. – Jest taki chłopak... - zacząłem, szukając ciastek po szafce, bo według czwartkowej tradycji, obiad gotowaliśmy we dwójkę, ponieważ oboje kończyliśmy dość późno.

- Ojej, czy to moment, gdy sięgam po poradnik dla rodziców? – Liz aż się zainteresowała i poruszyła ręką.

- Błagam, tylko nie ten, który napisała Tara. – Tara była nową żoną taty i naprawdę pisała poradniki dla rodziców, nie mając ani jednego, własnego dziecka. Nie miałem pewności, czy one pomagają, ale mama zawsze nabijała się z nich ze swoimi koleżankami, co chyba było złośliwością wobec ojca i jego partnerki, ale nie wnikałem w to.

- Rozdział duchowe oczyszczenie. – Poruszyła brwiami. – Weź głęboki wdech, Luke i wyrzuć, co leży ci na sercu. – Kiedy ja usiadłem, to Liz wstała, wyciągając z lodówki jeszcze kupne ciasto. – No ale, jest taki chłopak, kontynuuj... – Ukroiła nam po kawałku, a ja wgryzłem się w sernik, zastanawiając się, jak ułożyć to sobie w głowie.

Nie do końca znałem swój stosunek wobec Michaela, bo był strasznie dziwny. Nie kochałem się w nim, chociaż chciałem, aby mnie lubił, co według Caluma brzmiało irracjonalnie, poza tym... Okrutnie mnie onieśmielał i sprawiał, że się rumieniłem.

Mama pomachała mi dłonią przed twarzą, gdy mieliłem w buzi jeden i ten sam kawałek przez dobre dwie minuty.

- Ma na imię Michael i jest chyba jedyną osobą w całej szkole, która jawnie mnie nie lubi. Dosłownie, wywraca na mnie oczami, docina mi...

- Czekaj, to ten sam Michael, który przyjaźni się z Calumem? – Pokiwałem głową w odpowiedzi. – A pomyślałeś, że on cię podrywa?

Parsknąłem dość histerycznie, bo nie, zdecydowanie Clifford mnie wszystko, ale nie podrywał.

- Jasne. – Zatkałem się kolejnym kawałkiem ciasta. – Jeśli mnie podrywa, to niech będzie dosłowny i powie, hej, gościu, lecę na ciebie, umówmy się. Zresztą... Gdy się na kogoś leci, chce się być w towarzystwie tej osoby, a nie robi wszystko, by jej unikać. – Liz pokiwała głową w obie strony, niby się wahała, jednak nie weszła mi w słowo. – I tu pojawia się problem, bo musimy razem zrobić projekt, a Michael prędzej zapłonie, niż będzie ze mną współpracował i naprawdę, naprawdę bardzo chciałbym, żeby to wyszło, żebyśmy się chociaż tolerowali, bo ja go toleruję! Naprawdę go toleruję i uważam, że jest bardzo... - Kolejny gryz sernika. – Estetyczny – wypaliłem z pełnymi ustami. – Ma ładne oczy, ładnie się uśmiecha i wydaje się całkiem mądry...

- Czekaj, pogubiłam się, to ty na niego lecisz?

- Nie! – Przewróciłem oczami. – Po prostu chciałbym, żeby mnie polubił, ale nie wiem jak to zrobić, więc pomóż mi.

- Może daj mu ciastko? – mama zaproponowała podsuwając do mnie paczkę, a ja uśmiechnąłem się wręcz szatańsko.

- Kocham cię. 

*

Następnego ranka miałem w torbie paczkę ciastek, żebyśmy mogli podjadać je z Michaelem, współpracując nad swoim projektem o rodzinie, chociaż w głowie doszedłem już do przynajmniej kilku rozwinięć zagadnień związanych z tematyką przedmiotu, mając w pamięci siedemdziesiąt procent oceny zawartej w tym właśnie zadaniu. Liczyłem na to, że Cliffordowi będzie zależało bardziej na wyniku, niż pogrążeniu mojej średniej, dlatego te słodycze, które przyniosłem zamiast podręcznika od fizyki, by zmieściły się w mojej torbie, miały okazać się początkiem końca naszego durnego konfliktu.

Temat chłopaka ciągnął się za mną nieustannie, bo nawet przed porannym treningiem piłki nożnej, gdzie podszedłem z kolegą, poznanym właściwie przez Caluma – Royem, tak Hood był głównym prowodyrem rozwoju mojego życia towarzyskiego, do rozgrzewających się cheerleaderek, Michael robił zamieszanie. A nawet go tam nie było!

Pocałowałem Sandy po policzkach, wymieniliśmy zdezorientowanie niektórymi scenami w nowym sezonie Big Mouth, Roy zapytał ją o to, kiedy właściwie przyjdzie Cal, a z Mikiem na ustach, przybiegła do nas Hannah, będąca obiektywnie najładniejszą dziewczyną w całej szkole. Tak mówił Calum, Roy, nawet Ashton. Hannah spotykała się tylko ze starszymi kolesiami, najlepiej studentami prawa, albo medycyny i jedyne czego bym od niej chciał, to żeby nauczyła mnie pielęgnacji skóry, bo nikt nie miał czystszej cery, niż ona. Rzadko rozmawialiśmy, jednakże jako jedna z pierwszych pisała komentarze pod moimi zdjęciami na Instagramie.

- Luke. – Hannah przywarła do mojego ramienia, więc zmarszczyłem brwi. – Ty masz pewnie radar, czy Michael Clifford jest gejem?

Prawie się zakrztusiłem. 

- Nie wiem? – Zdziwiłem się tym pytaniem. – Dlaczego?

- Jak to nie wiesz? – Pokręciła głową, poprawiając na ramieniu torebkę Gucci. – Nie wyczuwasz takich rzeczy?

- Gdybym wyczuwał zawsze i wszędzie, moje życie byłoby prostsze. – Zrobiłem znaczącą minę. – Dlaczego pytasz?

- Chciałam się z nim spotkać, no wiecie, romantycznie. – Hannah zaczęła wyjaśniać. – Raz, jest od nas rok starszy, bo raz kiblował, dwa jeździ jakimś dziwnym motocyklem, a mnie to kręci, trzy, ktoś powiedział, że ma dostęp do zioła, to mówię, czemu nie. Poza tym, ustalmy to, jest hotówą.

- Ehe, co dalej? – Trochę mnie zatkało, ku rozbawieniu Sandy.

- Powiedział, że mam się odsunąć, bo zasłaniam mu widoki, a gapił się na liona w automacie, po czym kupił go, dał mi do ręki i palnął, że mam przestać gwiazdorzyć. – Powstrzymałem parsknięcie. – Halo, czy on mnie zlał?

- Może nie wszyscy gustują w divach? – zaproponowała Sandy, a ja wskazałem na nią, bo złapała punkt.

- Ja się z tobą umówię. – Roy wzruszył ramionami. – O ile to futro jest sztuczne.

- Jest – odpowiedzieliśmy z Hannah w tym samym momencie, więc uśmiechnęliśmy się do siebie.

- Zapytamy Caluma, on będzie wiedział – zaproponowała moja przyjaciółka, widocznie zazdrosna o to, że Hood się do niej dziwnie zdystansował w ostatnim czasie.

Najpierw myślałem, że oni są razem, potem, że mają się ku sobie, a koniec końców doszedłem do wniosku, iż jeśli któreś z nich mnie oświeci, co tak naprawdę się tam dzieje, będę wdzięczny, bo nie mam głowy do rozważania relacji moich kumpli.

- Może być też asem – zaproponowałem. – No wiecie, są ludzie, którzy nie mają seksualności wcale, albo nie mają potrzeb romantycznych.

- Dziękujemy naszej lgbt-pedii. – Hannah poklepała mnie po łopatce, więc pokazałem jej środkowy palec.

Chwilę później rzeczywiście Calum dołączył do nas, łapiąc ostatni oddech po papierosie, bo zauważył, że ja i Roy jesteśmy już przebrani i gotowi do tego, by zebrać resztę chłopaków i zacząć rozgrzewkę.

- Ej, Cal – Sandy zwróciła się do niego, obejmując przyjaciela na przywitanie, ostentacyjnie przed Hannah, na co ta tylko prychnęła.

Wycofałem się z nadzieją, że mnie w to nie wmieszają.

- No? – Hood wciąż trzymał dłoń w talii Sandy, omiatając nas wzrokiem.

- Czy Michael jest gejem?

Zmarszczył brwi, spojrzał na mnie, jakby to z mojej strony wyszły te rozważania, więc wskazałem znacząco na Hannah.

- Nie wiem, ale wiem, że jest co najmniej bi, albo pan, bo próbował podrywać jednego kolesia na hokeju, jak poszliśmy w święta i to całkiem nieumiejętnie. O, porównałbym to do ciebie, jak zarywałeś do kelnera w Starbucksie ostatnio!

Odchyliłem głowę z niezadowolonym jękiem, nikt nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo rozbrzmiał gwizdek trenera i musieliśmy zebrać się do biegania kółek. Mimo to, poczułem coś na informację o tym, że Michael gustuje w penisach, bo jak się okazuje, jestem posiadaczem jednego i... Nie, Luke, to głupie, ten chłopak chciałby prędzej wysadzić się w kosmos, niż się z tobą obściskiwać.

Zresztą... Ja też tego nie chciałem, zwyczajnie nie mogłem zaprzeczyć faktowi, iż Michael jest bardzo estetyczny.

*

Czekałem na angielski, bo zastanawiałem się, czy mój ciastkowy plan wypali, ale Clifford nawet nie przysiadł się do mnie, więc dopiero po kilku prośbach pana Cordena, zdjął plecak z krzesła obok swojego, bym mógł zająć tam miejsce. Dostaliśmy polecenie, by zacząć współpracę, to znaczy stworzyć jakiś plan, podyskutować trochę. Jak się okazało, Ashton całkiem umiejętnie zagadywał Caluma, a moje „chcesz ciastko", zaginęło w tłoku tego, że Mike wybuchł śmiechem na to, jak jedna koleżanka się przejęzyczyła i powiedziała „kurwa" na cały głos.

Przez pierwsze parę minut zupełnie milczeliśmy, obserwując swoje dłonie, albo wyświetlacze telefonów. Musieliśmy zrobić cokolwiek, o czym doskonale oboje wiedzieliśmy, dlatego Michael położył przede mną pustą kartkę, sięgnął po mój piórnik i wyciągnął różowy, brokatowy długopis, kładąc go wzdłuż papieru.

- Pisz – powiedział, a ja pokiwałem głową.

- Co mam pisać?

- No cokolwiek. – Przewrócił oczami, a ja automatycznie się spiąłem.

- Chłopaki z tyłu, nie słyszę was, a to aż dziwne! – Upomniał nas nauczyciel.

- To moja wina, jestem dziś prawie martwy - wyburczał Clifford

- Jeśli nie zaczniecie razem działać, martwa będzie wasza średnia z tego przedmiotu na koniec semestru.

Mike pomamrotał coś pod nosem niezadowolony, a potem obrócił się w moim kierunku, opierając łopatki o ścianę i ułożył podbródek na kolanach. Zerknąłem po nim kątem oka. Spodziewałem się, że pójdzie nam lepiej, musiałem przestać się stresować i zacząć działać. Co mogło przecież pójść nie tak?

- Chcesz ciastko? – zapytałem raz jeszcze, siląc się na najbardziej uroczy uśmiech, na jaki było mnie stać, a nawet Calum się czasem na niego dawał, kiedy czegoś od przyjaciela chciałem!

- Nie lubię słodyczy – odparł.

- Jak to w ogóle możliwe? – Zmarszczyłem brwi, więc Mike wzruszył ramionami. – Okej, mniejsza, może ustalmy zakres projektu, co?

- Zróbmy plakat, bo na wspomnienie o prezentacji, albo mapie myśli, chce mi się rzygać.

Okej, to miało być trudniejsze, niż mi się zdawało. O wiele bardziej lubiłem formę prac, które nie wymagały żadnych zdolności manualnych, ale skoro Michael groził mi tym, że bełtnie na nasz projekt, musiałem się zgodzić.

- Dobrze, to zrobimy plakat, ale na brystolu, najpierw jednak stwórzmy mapę myśli.

- Jeśli musimy. – Wzruszył ramionami znów.

- Więc... Rodzina, może zaczniemy od wypisania rzeczy, które kojarzą nam się z rodziną? W moim wypadku będzie to dom, ciepło, dużo ludzi, wesoła atmosfera.

Z każdym moim słowem, miałem wrażenie, że Clifford coraz bardziej ma ochotę mi po prostu przywalić, jednak w jego oczach widniało takie... Małe załamanie. Być może miał problemy u siebie, a ja teraz właśnie wyśpiewałem mu, jak cudownie jest u mnie?

- Może dopiszemy zwierzątka? – zaproponowałem, chcąc odrobinę uratować sytuację. – Mam pieska, którego wszyscy kochają, nazywa się Petunia i... - Przygryzłem wargę, zrobiło mi się nagle cieplej, bo poczułem, że się legitnie peszę, a to nie było moją domeną. – Kiedyś miałem rybkę. Nazywała się Puszek.

Wstrzymałem oddech, gdy Michael zaczął się śmiać.

- Puszek? – Uniósł obie brwi, nieustannie chichocząc, co niezręcznie odwzajemniłem. – Kiedyś miałeś, co sugeruje mi, że nie żyje. Zazdro, zagniłbym się z nią na miejsca, Pimpek.

Zdziwiło mnie „Pimpek" w moim kierunku, ale wolałem to, niż bluzgi, dlatego pokręciłem lekko głową.

- Zamknij się, Puszek.

- Woah, zostałem ochrzczony po martwej rybce, moje życie jest kompletne. – Michael odchylił głowę.

- Clifford, nie słyszę jak pracujesz! – Pan Corden podszedł do nas, robiąc znaczącą minę.

- Bo Hemmings opowiada mi o swojej martwej rybce o imieniu Puszek, jak ja mam brać go na poważnie?

- Może opowiedz mu o swojej martwej rybce? – zaproponował nauczyciel.

- Nie miałem rybki, ale chętnie zamieniłbym się na miejsca z tą Luke'a.

- Bo ją przekarmiałem? – zapytałem nieśmiało.

- Bo nie żyje i nie musi robić projektu niezwiązanego z niczym sensownym, psorze, ten temat naprawdę mi nie leży.

- Nie zawsze wszystkie tematy będą wam leżeć, na egzaminie też nie będziesz mógł wybrać zakresu, z którego chcesz odpowiadać, a w pracy nie zawsze będziesz fanem członków swojego zespołu zadaniowego i odpowiedź „aspiruję na szefa wszystkich szefów" się nie liczy. No dalej, wiem, że dacie radę, to dziecinnie proste, chłopcy.

Kiedy odszedł, dostrzegłem, że w Michaelu coś się zmieniło, dlatego oblizałem usta i zacząłem zapisywać różne pomysły, samodzielnie na kartce. Może rzeczywiście temat rodziny mocno wyprowadzał go z równowagi, poza tym musiał opracowywać go ze mną. Poczułem się głupio, bo nie chciałem wywoływać w chłopaku jakiś triggerujących wspomnień, czy emocji.

- Może sam to dokończę? – zaproponowałem.

- Nie. – Michael pokręcił głową. – Dopisz dziwactwa, niektóre rodziny są naprawdę walnięte.

- Mhm... - Pokiwałem głową, czekając aż to rozwinie, dałem mu czas.

- Byłem w jednej, w której przed każdym posiłkiem trzeba było zmówić modlitwę, w innej moi rodzice zastępczy nie wychodzili z domu w piątki trzynastego, serio, nawet brali wolne w pracy z tej racji... - Okej, zaczęło mi się trochę rozjaśniać.

Po szkole chodziły bardzo różne plotki o tym, kim jest i skąd jest Michael i jedna naprawdę mówiła coś o domu dziecka i rodzinach zastępczych, inna, że ma patologiczną matkę, kolejna, że jest rozpieszczonym, bogatym dzieciakiem, jeszcze jedna, że nie ma żadnych rodziców i żyje zupełnie sam, a raz nawet usłyszałem, że Michael nie pochodzi z tego kraju i uciekł jakimś wojskowym samolotem, po tym jak zabił człowieka sznurowadłem i kciukiem. Clifford był dość tajemniczy, nie wystawiał się zbyt w social mediach, Calum też niewiele mówił na temat jego życia prywatnego, jakby nie wiedział, albo trzymał je w sekrecie.

Ale skoro Mike powiedział to na głos teraz, widocznie sam nie robił z tego enigmy, po prostu nie chwalił się swoimi rodzinnymi doświadczeniami na prawo i lewo.

- Moja macocha pisze poradniki dla rodziców nie mając żadnych dzieci – wypaliłem, ku jemu rozbawieniu. – Dopiszmy rozwody.

- Okej, może kłótnie? – zaproponował.

- I godzenie się – dodałem. – Rodzinne spotkania? Moja mama raz w miesiącu robi obiad dla nas, dla moich braci i ich rodzin, żebyśmy mogli się zobaczyć, nawet mój tata i macocha czasem wpadają.

- O wow, to jest dopiero patola. – Zmierzył mnie. – Twoi starzy się rozwiedli i się przyjaźnią?

- Może nie przyjaźnią, ale nie są wrogami. – Wzruszyłem ramionami. – I hej, trochę taktu, moi „starzy" się rozwiedli, może wewnętrznie cierpię z tego powodu, a ty mi dowalasz?

- Pewnie, poopowiadaj mi więcej o cieple domowego ogniska, Pimpek, jestem zainteresowany. – Przybliżył się do mnie złośliwie, a ja prychnąłem, próbując się nie zaczerwienić. – Jak się godzicie? Wszyscy siadacie w kółeczku i podajecie sobie jakiś przedmiot, więc tylko osoba, która go trzyma może powiedzieć, jak się czuje, gdzie koniec końców wszyscy razem śmiejecie się i dokazujecie?

Rozchyliłem wargi odrobinę w szoku. Patrzyłem na Michaela jak na ducha i nie wiedziałem, który z nas nie powinien się odzywać w tej rozmowie, bo widocznie mieliśmy kompletnie różne spojrzenie na rodzinę, kompletnie różne rodziny i doświadczenia, a za tym szły inne problemy, więc ani ja, ani on – nie umieliśmy być odpowiednio taktowni.

- Tak, właśnie tak, mój ojciec powiedział „Liz, zdradzałem cię przez większość małżeństwa, proszę, weź ten oto patyk i teraz możesz powiedzieć jak się z tym czujesz" – powiedziałem to bez emocji, zakładając ręce na piersiach.

Wówczas to Michael otworzył usta.

- Serio? Twój stary zdradzał twoją matkę przez większość małżeństwa? Dupek.

- To sprawa między nimi. – Westchnąłem. – Nie wiem właściwie czemu się rozstali i nie, tak to nie wyglądało, po prostu jednego dnia obwieścili mi, że się rozwodzą, a do cioci Tary mam mówić mamo dwa, albo Tara i tyle. Mniejsza, dlaczego rozmawiamy o mojej rodzinie, Puszek?

Michael wzruszył ramionami.

- Widocznie masz trochę do odkrycia o cieple swojego domowego ogniska.

- Widocznie próbujesz zmienić temat – burknąłem, mocniej zaciskając ramiona na sobie. – Jak inaczej wyobrażasz sobie rozwiązywanie konfliktów, jeśli nie poprzez rozmowę? Nie, danie sobie w pysk odpada.

- Można też nic nie mówić i udawać, że coś nie istnieje – odparł po dłuższej chwili zastanowienia.

Nie zdążyłem się wciąć, bo zadzwonił dzwonek, a Michael zamiast poczekać aż mu odpowiem, zebrał swoje rzeczy i ruszył do wyjścia.

- Hej, musimy to skończyć!

- Jeśli napiszesz do mnie przed południem w sobotę, to cię osobiście wypatroszę! – krzyknął do mnie już spod drzwi, gdzie wytaczali się pozostali uczniowie.

- To mnie odblokuj na fejsie! – odwrzasnąłem, a gdy wyszedł bez słowa więcej jęknąłem niezadowolony. – Michael!

Nie zdążyłem go już złapać na korytarzu, zresztą angielski i tak był naszymi ostatnimi zajęciami, tym samym dałem się wziąć pod ramię Calumowi, który zmierzył mnie odrobinę rozbawiony. Ta dziwna, aczkolwiek ciekawa rozmowa z Michaelem sprawiła, że chciałem go poznać. Jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi, naprawdę tego chciałem, bo byłem ciekawy, jeszcze w kontekście sytuacji na boisku, jak pewne zmienne wpłynęły na jego osobę i dlaczego tak usilnie próbuje mnie do siebie nie dopuścić.

Sam fakt, iż byłem sobą sprawiał, że nie było szans, abyśmy zbudowali jakąś pozytywną relację, ale nagle... Zgłupiałem i mój mózg zaczął działać na częstotliwości „mikemikemike". Dlatego przeniosłem wzrok na Caluma, wpadając na pomysł.

- Masz pisak? – zapytałem.

- No... Czemu mi się to nie podoba?

Zaciągnąłem go do męskiej toalety, gdzie byliśmy sami, wziąłem od Hooda flamaster, a potem wszedłem na ubikację w kabinie, by stosunkowo wysoko coś zanotować.

- Podyktuj mi numer Clifforda.

- Pojebało cię? Po co?

- Zrób to.

- Luke... Nie!

- Zamarzę go, chcę do niego napisać, ale nie jako ja.

- Lucas!

- To nawet nie jest moje imię.

- To beznadziejny pomysł.

- Być może – przyznałem. – Calum, zrób to dla mnie, proszę.

- Ja pierdolę.

Rzeczywiście, kiedy wstukałem ciąg cyfr w swoją komórkę przekreśliłem kilka razy zapis na kabinie, by tylko ktoś, kto zna ten układ liczb na pamięć wiedział, że numer należy do Michaela. Musiałem mieć alibi, gdyby spytał skąd wytrzasnąłem ten kontakt.

Nie planowałem wielkich miłości, wielkich przyjaźni, ani czegokolwiek specjalnego. Chciałem tylko sprawdzić, czy Mike polubiłby mnie, gdyby nie wiedział, że jestem Lukiem Hemmingsem i jakkolwiek wtedy nie wydawało mi się to genialne, tak teraz wiem, że ten plan był... Lekko mówiąc problematyczny.

I tak docieramy tutaj...

Ja: Hej, chcesz przeżyć przygodną znajomość, jak z opowiadań w Internecie? Bo widocznie los zesłał nam takie przeznaczenie, kimkolwiek jesteś.

Wpatrywałem się w ekran telefonu, a jego rażące światło drażniło moje zmęczone od długiego gapienia oczy. Posunąłem palcem po wyświetlaczu, przygryzając mocno dolną wargę. Robiło mi się na zmianę zimno i gorąco, a ciężar koca raz mnie drażnił, raz sprawiał ogromną przyjemność.

Wyślij, czy skasuj?

Poczułem, jak własne serce podchodzi mi do gardła.

Przełknąłem ciężko ślinę.

Wyślij...

M: Hej, kim jesteś i skąd masz mój numer? 

_________________________

Hejka, mam nadzieję, że rozdział się wam podobał :D

Wiem, że plan Luke'a jest żenujący i stawia go w złym świetle, ale kurcze no, bez tego ta fabuła nie byłaby taka... No taka fajna, ale spokojnie, to dopiero początek, każdy bohater zalicza glow up. Zresztą Mike też nie jest aniołkiem, no xd Co myślicie? Koniecznie zostawcie coś po sobie. 

All the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top