18. Randka

- Na moje jest idealnie, chociaż ten jeden tu... - Sandy pociągnęła mnie za kołnierzyk świeżo wyprasowanej, czarnej koszuli, chcąc poprawić mój jedyny, kręcący się kosmyk włosów, bo akurat tego dnia musiałem obudzić się ze złą fryzurą.

W moim pokoju panował okropny bałagan, dosłownie, niby soboty poświęcałem na porządkowanie z mamą domu, a mimo to, nawet wytarcie podłogi i zniesienie naczyń do zmywarki nie uratowało sytuacji po wielkim wyrzuceniu wszystkich ubrań z szafy, by znaleźć ten jeden, jedyny outfit, doskonale nadający się do tego, by zwalić Michaela z nóg.

- Ja to bym się bardziej martwił powiedzeniem mu prawdy. – Calum z braku laku nałożył na swoją głupią łeb moje czyste bokserki, przeglądając telefon pośród zawalonego łóżka.

- Spokojnie, to jest część planu...

- Nie chcę nic mówić, jak on cię tam nazywa... Pimpek... Boże, Pimpek? Czy was to podnieca? – Kiedy chłopak podniósł wzrok znad telefonu, podczas gdy Sandy wciąż poprawiała mi fryzurę, pokazałem mu środkowy palec, nieprzerwanie pochylając się do przyjaciółki. – Mniejsza, nie chcę nic mówić, Pimpek. – Powstrzymał parsknięcie, dlatego oberwał parą niekoniecznie czystych, frotowych skarpetek, w których spałem. – Ale... Mike będzie miał w dupie twój cudny wygląd, po prostu cię zabije, albo wsadzi do kosza na śmieci, gdzie uzna, że powinieneś się znaleźć, jako naczelny śmieć naszej szkoły.

- Ty jesteś naczelnym śmieciem naszej szkoły, Hood – mruknęła dziewczyna, wygładzając jeszcze moją koszulę, gdy wygrała wielką wojnę z lokiem swoją malutką, różową prostownicą. – Spokojnie, jasne, zrobiłeś bardzo... Przerażającą rzecz, bo jakby się uprzeć brzmi to stalkersko, ale on zdążył cię trochę poznać, wie że masz pierdolca, więc najpierw cię zwyzywa, a potem ci wybaczy i będziecie przeżywać czas swojego życia w gejowskich barach.

- Muszę skończyć osiemnaście lat, żeby do takiego wejść. – Rozpiąłem jeszcze jeden guziczek ubrania, patrząc po przyjaciołach, ale oboje pokręcili przecząco głową, wiec zapiąłem go ponownie.

Cal nałożył na głowę Petunii kolejne moje czyste bokserki, więc leżeli koło siebie w takim podobieństwie, iż mógłbym ich czasem pomylić.

- Czyżby, Hemmings, czyżby? – Sandy założyła ręce na piersiach. – Ja byłam, było fajnie.

- O mój boże, czemu mnie tam nie było?! – Calum aż się poderwał. – Błagam, czy twój nowy chłopak okazał się tylko szukać przyjaciółki, bo chciał wyrwać Luke'a?

- Tak, robię za jego brodę. – Przewróciła oczami. – Poszłyśmy z dziewczynami się zabawić, bo mogłyśmy potańczyć bez obleśnych, gapiących się na nas zboków, takich jak ty.

- Wypraszam sobie! – Odrzucił jej moje brudne skarpety.

Calum i Sandy zaczęli się przepychać, ponieważ wciągnął ją na łóżko, zacząwszy łaskotać, Petunia na nich szczekała, a brudne ubrania zaczęły mieszać się z czystymi pod wpływem tego harmidru, który odbywał się na tle mojego zestresowanego, ale bardzo seksownego odbicia w lustrze. Uśmiechnąłem się sam do siebie, a potem zerknąłem na zdjęcie z mamą i braćmi, które wetknąłem za ramę lustra jeszcze w podstawówce. Nie spodziewałem się, że będę kiedykolwiek tak dobrze czuł się z własną aparycją, chociaż wewnętrznie, dygotałem z nerwów. Przed randką powinienem myśleć tylko o tym, że może nam nie wyjść całowanie, albo nie będziemy mieli o czym rozmawiać. Stało się jednak wręcz odwrotnie. Musieliśmy przegadać z Michaelem mnóstwo rzeczy, które mogły albo otworzyć nam drogę do budowania krok po kroku szczerej, otwartej relacji, albo... Mogły wszystko zakończyć.

Westchnąłem ciężko zakładając jeszcze pasek do spodni, a wtedy do środka weszła Liz, której i Cal, i Sandy pomachali na dzień dobry.

- Przecież tu wygląda jak w lumpeksie – powiedziała. – A ty wyglądasz jakbyś szedł na pogrzeb, nie na randkę, nie chcesz ubrać jasnej koszuli?

- To może być randka i pogrzeb, dwa w jednym, chcę pierwsze miejsca na widowisko „Luke w śmietniku"! – krzyknął Cal.

- Jak ubierze białą będzie wyglądał jak na wesele, na to skórzana kurtka, nie marynarka i cały Clifford jego, niech mi pani zaufa. – Moja przyjaciółka podniosła się z Caluma, strasząc go, że będzie miał jej palec z tipsem w nosie, jeśli jej nie puści.

- W sumie... Jak emocje? Wiesz co mu powiesz?

- Tak, wiem, będzie dobrze, prawda? – zapytałem wszystkich obecnych w pokoju, a oni przytaknęli zawyżonym tonem, aczkolwiek widziałem w lustrze, jak wymieniają się bardzo przerażonymi, zgorszonymi spojrzeniami. Hood nawet zrobił gest cięcia swojej szyi, więc przewróciłem oczami najbardziej teatralnie, jak potrafiłem. – Naprawdę dzięki za wiarę we mnie, Cal, okej, bywasz zjebem, Sandy... Spotykałaś się z wariatami, ale ty, mamo?!

- Nic nie mówię, nawet nie przyszłam zrobić ci zdjęcia! – Liz podeszła bliżej mnie, a potem podała w moją dłoń kluczyki do auta i chwyciła Erosa od Versace, którego kupiła mi na święta, psikając nim moją szyję. – Proszę, jedź bezpiecznie, nie rozbijcie się na pierwszym, lepszym drzewie, a jak wrócisz, choćby rano, pierwsze co robisz, to sprzątasz ten burdel, bo wystarczy tu nasrać na środku, Luke.

- Petunia chyba zrozumiała przekaz... - mruknął Calum.

- Petunia, nie! – krzyknąłem otwierając psu drzwi, chcąc wygrać wyścig z jej jelitami, co o dziwo, zaczynając dobrą passę tego wieczoru, mi się udało, dlatego wypróżniła się na ogrodzie. – Zdążyłem! – wrzasnąłem z korytarza, opierając się o ścianę. – Zdążyłem, będzie dobrze... Bo skoro się wali to wszystko, w takim razie naprawiać też... Powinno się wszystko.

 Przynajmniej w to próbowałem wierzyć.

- Nie po to kupuję ci tyle ciuchów, żeby one potem wycierały podłogę – kontynuowała mama, prowadząc moich przyjaciół na kawę i ciasto. – Przerzuciliśmy ci to na łóżko, tylko błagam, nie kładź się na lumpach, jak wrócisz, tylko je chociaż zroluj do szafy.

Pokiwałem energicznie głową, patrząc jak Calum i Sandy, nie myśląc w ogóle o tym, by wyjść wraz ze mną, totalnie komfortowo usiedli przy wyspie w otwartej kuchni, czekając na swój kawałek placka.

- Kocham was... Wszystkich trzech – mruknąłem wsuwając trampki na nogi. – Dzięki. – Narzuciłem jeszcze skórzaną kurtkę i mogłem iść walczyć ze swoją randką.

*

Zawsze oglądałem takie romantyczne wyjścia na filmach zajawiony, a nigdy nie myślałem, jak to naprawdę musi wyglądać, bo przecież powiedzenie „to randka" jest niejednoznaczne, kiedy pada z ust Michaela i nie miałem pojęcia, czy wystroiłem się akuratnie, czy być może nadinterpretowałem jego żart. Z tym kolesiem nic nigdy nie było proste, ale może właśnie dlatego zależało mi na naszej relacji? Michael powiedział mi słowami piosenki Halsey, że nie sprawi, iż stanę się żywy, co odczuwałem kompletnie odwrotnie, jakby tchnął mnie do podejmowania ryzyka. Być może w przypadku kogoś innego, nie próbowałbym nic prostować, tylko zwyczajnie zapomniał, udając, że nic się nie stało?

Planowałem spędzić z nim miły wieczór, tak po prostu... Obejrzeć sztukę w teatrze, poudawać snoba, który pstryka palcami, zamiast klaskać, a potem spróbować zakończyć durną konspirację, którą stworzyłem, bo byłem uparty. Jednocześnie gdzieś tam w głębi duszy taki mały, zapatrzony w Julię Roberts podbijającą wielki ekran chłopiec, piszczał w moim środku, że wreszcie, po prawie osiemnastu latach życia... Idzie na randkę. Na randkę, po której ludzie się całują. Na randkę, na którą chodzą zakochani. Na randkę, która może prowadzić do związku i wszystko co złe, niewłaściwe, czy niewiadome... Przestało się liczyć.

Nawet bez mojej intrygi, relacja z Michaelem stała pod wielkimi znakami zapytania. Byliśmy kompletnie różni, inaczej rozpatrywaliśmy problemy, a prawdopodobnie konflikty, które mogłyby z tej racji powstać, prowadziłyby wyłącznie do zakończenia całego tego romansu, dając nam smutne wspomnienie po toksycznym partnerstwie. Nie zamierzałem go skrzywdzić, jednocześnie nie chcąc dać siebie skrzywdzić, jednak byłem młody i głupi, obserwowałem świat przez różowe okulary, w których wszystkie czerwone flagi, jak to padło w Bojacku Horsemanie, były tylko flagami.

Zatrzymałem auto mamy pod Central Parkiem, który był naszym punktem zaczepienia. To tam miałem go odebrać. Clifford od razu rozpoznał mój wóz i bez problemu wszedł do środka. Na pierwszy rzut oka wydawał się nie przejmować niczym, choć w mroku wieczoru nie widziałem tego, iż chyba sam jest zawstydzony. Zmarszczyłem brwi widząc, jak nawet bez głupiego „cześć" obserwuje wnętrze samochodu, gdzie przecież już wcześniej siedział.

- Hej? – zapytałem niepewnie, a on rozpiął swoją kurtkę moro, gdy wyjechałem z parkingu. – Mike?

- Cześć – palnął dość nieśmiało jak na siebie.

Zmarszczyłem brwi mierząc go od góry do dołu, po czym powstrzymałem głupi śmiech. Nie wiedziałem o co mu chodziło, do chwili, gdy tego nie zaobserwowałem...

- Wow, wiedziałem, że to mi się kiedyś stanie – powiedziałem.

- Ale, że co? – Chyba nie zrozumiał, więc mnie również zrobiło się głupio.

- Jesteś dziwny, bo mamy takie same koszule? – mruknąłem niepewnie, a dopiero wtedy Clifford zwrócił w ogóle uwagę, że rzeczywiście... Włożyliśmy prawie identyczne outfity, dlatego sam się zaśmiał.

- Nie o to chodziło, ale fakt, wyglądamy, jakbyśmy mieli dziś kogoś pochować. – Michael wciąż trzymał dłonie w kieszeniach, wcześniej wyciągając tylko jedną, by zapiąć pas.

Zapadła między nami chwila niezręcznej ciszy. Według seriali pierwsze randki bywają niezręczne, ale my... Właściwie nie ustaliliśmy, czy to randka, a potem tak nagle oboje ubraliśmy koszulę. Zacząłem stukać palcami w kierownicę, poważnie rozważając, czy mogę zapytać. Według wytycznych randki, nie powinienem, natomiast według wytycznych świata, w którym ludzie komunikują się ze sobą, uznałem, iż muszę.

- Co jest?

- Hm? – Mike przeniósł wzrok zza szyby na mój profil. – Nic, co ma być?

- Wszedłeś tu totalnie zmieszany, jak nie ty, dlatego pytam, możesz mi powiedzieć, Puszek. – Poruszyłem brwiami.

Pokręcił lekko głową, łapiąc oddech, a potem zaklął pod nosem, bo chyba nie spodobało mu się, że będziemy przez najbliższe minuty stali w korku. Ja w tym czasie nie mogłem wpaść na to, co się dzieje, bo nigdy nie widziałem Michaela takiego... Innego. Nawet nie umiałem nazwać tego jego stanu. Przełknąwszy ciężko ślinę, położyłem dłoń na jego kolanie, a on automatycznie, niby w geście obronnym, zepchnął ją gwałtownym ruchem swojej nogi.

Dowiedział się – to była moja pierwsza myśl, więc wszystko ścisnęło się we mnie. Przygryzłem wargę. Wąż aut zastawił nas z każdej strony, aż do samych świateł, co zdecydowanie nie pomagało mi ze stresem, zatem rozpiąłem jednak ten guziczek koszuli, który sprawiał, że przypominałem żigolaka bardziej, niż bym chciał. Poczułem, jak Michael wiedzie wzrokiem po mojej dłoni, gdy to robię, a później sam wstrzymuje oddech, ale gdy chciałem na niego spojrzeć, machinalnie się obrócił.

Był zły, czy zdezorientowany? Zdecydowanie był trudny, ale to już ustaliliśmy.

- Mikey – szepnąłem.

- Rzygać mi się chce, jak tak do mnie mówisz – wysyczał niemalże przez zęby. – Jezus, dobra. – Przetarł twarz dłonią. – Nigdy nie umawiałem się z kolesiem, to dla mnie nowe, okej? – Zmarszczyłem brwi, zaciskając usta w cienką linię, by nie zacząć się śmiać, bo to naprawdę nie był problem, przynajmniej dla mnie, no chyba, że dla niego nagle by był, wtedy mnie zrobiłoby się smutno, ale chociaż mógłbym zasugerować mu delikatnie, że wychodzenie z szafy może być procesem, nie musimy od razu iść na całość. – Staram się być fajny na randkach, dlatego nie pomyślałem i kupiłem ci kwiatka, ale mi się złamał i władowałem go do kieszeni, po czym stwierdziłem, że mogłem go po prostu wyrzucić, bo oboje jesteśmy facetami, więc... Dlaczego miałbym kupować ci kwiatka?

Wtedy nie mogłem powstrzymać uśmiechu, choć przygryzłem wargę, by nie wybuchnąć, ale po dołeczkach w moich policzkach, Mike zorientował się, o co mi chodzi, więc sprzedał mi stójkę w bok.

- Lubię dostawać kwiaty i lubię też dawać kwiaty. Jeśli wciąż go masz, chętnie wezmę, dzięki, to słodkie.

- Rzygam jeszcze bardziej, a ten kwiatek jest teraz obleśny.

Mimo wszystko Clifford wyciągnął wymiętą, połamaną, herbacianą różę z kieszeni, wciskając ją w moją rękę, jakby przekazywał mi worek koksu, a nie ładny, romantyczny dowód sympatii. Naprawdę nie chciałem się z niego śmiać, zwłaszcza, że zrobiło mi się strasznie miło. Mógłbym być tak traktowany przez niego. Przyjmowałbym każdy, nawet najbardziej paskudny kwiatek z wielkim sercem.

- Podoba mi się – powiedziałem, a że wciąż staliśmy, odgryzłem część łodygi, którą wyrzuciłem przez okno, koniec końców wtykając sobie różę za ucho. – Jak wyglądam?

- Jakbyś się ze mnie nabijał.

- Trochę tak jest, ale w takim dobrym sensie. Nie byłem pewny czy to naprawdę jest randka, pewnie sam bym przyniósł chwasta, gdybyś mi to rozjaśnił.

- Powiedziałem dosłownie, że to randka, a ty nie zaprzeczyłeś, mogłeś mi potem napisać, że... Kurwa, możemy jednak to usunąć i udawać, że po prostu jesteśmy dwojgiem gości, którzy idą do teatru obejrzeć jakieś gówno, bo muszą zrobić projekt do szkoły?

- No homo, bro. – Mówiąc to, nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać, co Michael odwzajemnił mimowolnie, bo wcześniej skrzyżował ręce na piersiach. Tym razem to on był zarumieniony aż po samą szyję, więc uznałem kolejny sukces tego wieczoru.

Wreszcie zaczęliśmy dalej jechać, kierując się nawigacją z mojej komórki.

- Nie wiem co mi się stało, ale potrafiłem byś kiedyś naprawdę czarujący randkując – zaczął się tłumaczyć.

- Przecież jesteś czarujący! Trochę niezręczny, ale może to dlatego, że naprawdę mnie lubisz, Puszek? – Zamrugałem bardzo powoli w jego stronę, na co on przewrócił oczami.

- Naprawdę lubię nie mieć wypadków samochodowych, więc uważaj na drogę, Pimpek. – Spojrzał na mnie znów, a potem zwrócił uwagę, że rzeczywiście nie wyciągnąłem tego kwiatka zza ucha. – Wyglądasz ślicznie.

- Dziękuję, ty też.

- Dzięki. – Przeczesał włosy palcami znów obserwując drogę. – Więc można przynosić kwiaty na randki z facetami, co jeszcze robi się na randkach z facetami?

- W sumie to łatwiej i sensowniej będzie, jeśli oboje stwierdzimy, że jesteśmy na randce z drugą osobą? Inaczej, możesz robić, co uważasz za słuszne względem mnie, na randce ze mną – mruknąłem.

- Och, okej, więc potem pójdziemy na kebab, mam rozumieć?

- Tylko jeśli nie będziesz miał nic przeciwko czosnkowemu. – Wzruszyłem ramionami. – Wiesz... Mój brat mówi, że czasem mi zazdrości tego, że nie muszę rozkminiać struktury myślenia przeciwnej płci, ale w naszym wypadku to kompletnie nie działa, bo rozkminianie struktury myślenia Michaela Clifforda jest trudniejsze, niż wiedza, że jak jest okres, to może boleć brzuch.

- No dobra, więc powiedz mi co chcesz wiedzieć? Nie lubię opowiadać o sobie... Czekaj, czy my jedziemy na Bronx? – Zmarszczył brwi. – Przecież na tej ulicy są magazyny.

- Ta, taki był adres na bilecie, może to jakiś niszowy teatr.

- A my w koszulach, powinniśmy palić cygara. – Poruszył brwiami.

- Szczerze, Mike? – Zrobiłem minę pełną politowania. – Z myślą, że mam przez trzy godziny oglądając przedstawienie kostiumowe, rozważam, czy nie chciałbym się zwyczajnie zjarać.

- Palisz trawkę? – Wyglądał na zaskoczonego, jednak zachichotał, kiedy ponownie spojrzałem na niego, jak na idiotę. – Nie próbowałbym na twoim miejscu pierwszego razu w miejscu publicznym, ale jak chcesz możemy raz się zjarać.

- Więc spekulujesz więcej randek? – zapytałem trochę zaczepnie.

- Spekuluję, że będziemy i tak musieli oddać ten projekt do końca semestru, a im głębiej w las, tym gorzej nam to idzie.

- Daję dwie dychy, że koniec końców zrobimy kolejny plakat i dostaniemy trzy, chociaż nie powiem, pali mi się dupa na myśl o Calumie i Ashtonie.

- Mm... Zapalony nerd, moje ulubione danie główne. – Michael zniżył głos, toteż szturchnąłem go w ramię, opuszczając dzielnicę według nawigacji.

*

- Powiedz mi tylko... Jak? – Nawet nie spojrzałem na Michaela, stojąc totalnie zażenowany i rozbawiony jednocześnie, przed otwartym magazynem, który był oświetlony na czerwono, podczas gdy do środka, zamiast wystrojonych zbyt elegancko ludzi, wchodziły całe hordy osób bardzo wyzywająco odzianych, głównie w lateks, albo zwierzęce motywy.

Clifford prawie pokładał się ze śmiechu, co jakiś czas gryząc policzki od wewnątrz, bo właśnie w tamtym momencie dotarło do nas, że zamiast na przeintelektualizowaną adaptację Romea i Julii, trafiliśmy gdzieś do jakiegoś erotycznego klubu, na artystyczno-seksualny performance, który pewnie miał więcej wspólnego z Szekspirem, niż kiedykolwiek ktoś powiedziałby nam o tym w szkole.

Rodzinne Volvo Liz naprawdę prezentowało się niczego sobie na tle innych, bardziej... Odjechanych samochodów, chociaż my w naszych czarnych koszulach, nie odbiegaliśmy od całej reszty aż tak bardzo.

- Ty mi powiedz „jak", Pimpek, bo to ty wysyłałeś mi linki!

- Wchodziłem w pierwsze lepsze! Nie sprawdzałem co jest w środku, ty musiałeś kliknąć stronę i nacisnąć „kup", więc to twoja wina!

- Ta strona była czerwona, przescrollowałem i zamówiłem bilety, chociaż to może tłumaczyć dlaczego musiałem wydrukować je w sexshopie.

- Michael! – jęknąłem odrobinę zrezygnowany. – I co teraz?

- Jak to co? Chętnie dowiem się w końcu o czym jest ta sztuka, chodź. – Chwycił mój nadgarstek, jakby nigdy nic kierując się do wejścia, gdzie sympatyczna pani najpierw spytała go o dowód osobisty, a później wpuściła nas do środka, nie dbając o to, czy ja mogę się określić jako osoba dorosła.

Wówczas czułem się jak osoba zażenowana, bo jest prawdopodobieństwo, że to była moja wina, ponieważ na drugiej karcie incognito miałem otwartego pornosa i prawdopodobnie musiałem coś namieszać, bardziej skupiając się nad tym, by wysłać mu linki Messengerem, nie przez smsa. Poczułem się głupio i to tak totalnie głupio, a jednocześnie byłem też rozbawiony, zwłaszcza kiedy Clifford przemierzał ten czerwono oświetlony loch, prowadząc mnie za rękę z największym zainteresowaniem, jakie widziałem na jego buzi rzeczą tak absurdalną.

- Moja babcia mówiła, że tak skończę, jak wyszedłem z szafy – szepnąłem mu na ucho, zajmując miejsce na rozkładanym, ogrodowym krześle, pomiędzy Michaelem, a jakimś spoconym gościem w gepardziej koszulce.

- Nie wiem o co ci chodzi, totalnie moje klimaty. – Michael zerknął na dziewczynę, która przesadziła z samoopalaczem, tuż obok niego, a potem na tamtego kolesia obok mnie, po czym skinął w jej stronę. – Przepraszam, nie chciałaby się pani może zamieć na miejsca z moim kolegą, próbuję panią swatać w tej chwili, dla jasności, zainteresowana?

Tleniona blondynka uśmiechnęła się do niego z politowaniem, ale koniec końców podniosła się z miejsca i wymierzyła we mnie oczekujące spojrzenie. Przełknąwszy ślinę rzeczywiście wstałem, prawie kopnąłem tego faceta, więc w panice wręcz usiadłem na kolanach Michaela, nie chcąc drażnić jeszcze staruszka przed sobą, byśmy koniec końców wszyscy mogli się rozsiąść wygodnie.

- Dzięki – szepnęła ona w stronę Mike'a, więc mruknął jej, że nie ma za co. – Witam pana, będziemy sąsiadami na ten seans. – Zatrzepotała rzęsami w stronę gepardziego kolesia, a ja opadłem wręcz na ramię Clifforda, wdzięczny za to, że teraz tylko on koło mnie siedzi.

- To było bardzo stereotypowe posunięcie – szepnąłem mu na ucho.

- Czasem stereotypy jeszcze działają, zawsze mogła powiedzieć nie, z góry zdradziłem swoje zamiary – odparł do mnie. – A tak jestem ojcem być może jakiegoś związku. – Wzruszył ramionami. – Wyluzuj, Luke, podoba mi się to bardziej, niż teatr.

Mruknąłem pod nosem hamując śmiech i rozejrzałem się po sali będącej po prostu jakimś starym garażem. Nigdy nie wszedłem do sexshopu, nigdy nie kupiłem sex-zabawki, a już tym bardziej, nigdy nie byłem w towarzystwie tylu osób w lateksie na raz. Moje typowe, amerykańskie osiedle z białymi domkami i mama piekąca Brownie co sobotę, zdecydowanie nie pozwoliłyby na puszczenie mnie w taki rejon. Mimo wszystko, absurd tej sytuacji był śmieszny oraz przypomniał mi, że jestem nowojorczykiem - tutaj masowo nie bawimy się w uprzedzenia, tutaj uprzedzenia są wyjątkiem.

- Jak ci oddam twoje skórzane spodnie z innowacyjnym przewiewem na jajach, to zrobimy remake na zajęciach. – Mike dalej był w humorze, a mnie samo wspomnienie pękającej odzieży przyprawiło o dreszcz zażenowania.

- Po co ci one były? – zapytałem ignorując rumieniec wstydu.

- Żeby zachować wspomnienie, to było jedno z najgłupszych doświadczeń mojego życia, a kiedyś zasnąłem w kościele i chrapałem, kiedy wszyscy milczeli.

- Jakoś nie widzę cię w kościele, nie po tym, jak widzę cię tu. – Mówiliśmy bardzo cicho, nie chcąc, aby ktoś słuchał naszej konwersacji, zwłaszcza, że performance miał wkrótce się zacząć.

- Jak to nie? – Michael poruszył zabawnie brwiami. – Mój sierociniec był bardzo katolicki, nauczyłem się wszystkich piosenek chwalących hipisa w sandałach na pamięć.

- Mike. – Uszczypnąłem go w bok. – Ludzie w to wierzą, moja babcia wysłałaby cię do piekła.

- Na co ja powiedziałbym... - Położył dłoń na moim kolanie. – Tak, Luciferze, chciałem się z tobą spotkać już dawno, ukarz mnie... Przepraszam, ten klimat na mnie działa.

- Mogę cię ukarać, jak stąd wyjdziemy, tylko oddaj mi moje skórzane spodnie. – No i super, mnie też się udzieliło. – Moja mama jest wierząca.

- I nie wyrzuciła cię z domu w tych sex-spodniach?

- Nie, uważała je za bardzo fajne, sama ma podobne, trzeba być dobrym człowiekiem, tak po prostu, to jest podstawa... Dobra, mniejsza, wolałem tamtą grę wstępną, nie będę cię umoralniał. – Uniosłem ręce na wysokość klatki piersiowej, ale widząc jak Michael głupio chichocze, też zachichotałem.

- I tak będziesz to robił, masz w sobie nauczycielski gen.

- Na profesora? Mogę znowu ubrać okulary. – Poruszyłem brwiami. Żartowaliśmy sobie tylko, czasem gadałem takie pierdoły z Calumem, chociaż różnica między nami była taka, że z Michaelem naprawdę mółgłbym pójść do łóżka...

- Powiem ci coś. – Przesunął dłoń na moje udo, które lekko ścisnął. – Kręcisz mnie w okularach.

- W skórzanych spodniach też, więc to znaczy, że po prostu ja cię kręcę?

- Cii – szepnął wreszcie, bo światła wygasły. – Zaczyna się...

Kiedy natomiast na podwyższeniu robiącym za scenę pojawił się facet przebrany za wielkie, różowe dildo, zostaliśmy zmordowani wzrokiem przez całą salę, bo nie powstrzymaliśmy gromkiego śmiechu.

- Calum w przebraniu szluga – wydusiłem prawie przez łzy, niemal nie opadając na Mike'a.

- Calum w przebraniu szluga – rzucił w tym samym momencie.

- Czy wy jesteście w gimnazjum? – Kobieta siedząca obok nas, z którą Michael zamienił się miejscami, zmierzyła nas wzrokiem.

- W liceum – odpowiedział jej Clifford po chwili. – Ale już jesteśmy spokojni.

Oboje odchrząknęliśmy, wzajemnie ściskając swoje uda, by nie popłakać się z rozbawienia tym smutnym, zarośniętym gościem, odgrywającym penisa przed masą obcych ludzi.

*

- Szczerze? To był naprawdę dobry performance – powiedział Michael, gdy wyszliśmy już na zewnątrz. Chłopak odpalił sobie papierosa, mi nawet nie proponując jednego. Postanowiliśmy przejść się na spacer przed powrotem do samochodu, ponieważ okolica nadawała się do chodzenia po niskich zabudowaniach idealnie. – Jak zobaczyłem różowe chuje, pomyślałem sobie, okej, widocznie Luke śpi, a ja jestem tylko w jego śnie...

- Hej! – Śmiejąc się dałem mu stójkę w żebro. – W moich snach one są niebieskie.

- Jeżeli twój penis jest niebieski...

- Mike, on jest niebieski i posypany brokatem. – Poruszyłem brwiami, udając kompletną powagę.

Czułem się świetnie, a włócząc się za nim, z chłopakiem pod rękę, kompletnie zapomniałem, że kolejną bazą tej nocy nie są namiętne pocałunki, tylko absolutna szczerość. Nie chciałem tego niszczyć...

- Zobaczę później, ale teraz, tak całkiem serio, spodziewałem się totalnej beki, nie? A dostałem świetną interpretację starej sztuki w przełożeniu na współczesność, z elementami erotyzmu, poruszającą problemy dzisiejszego świata, takie jak seksizm, slutshaming, bodyshaming, serio, jakkolwiek znalazłeś ten link, dzięki, bo w prawdziwym teatrze, uciąłbym pewnie komara.

- Nie dorośliśmy widocznie do prawdziwej kultury – sparodiowałem głos typowego snoba, dodając do tego brytyjski akcent. – W ogóle myk, że nie było Romea i Julii, tylko dwóch gości, jakby... Dziękuję ci wszechświecie, że zesłałeś mi tamtego pornola...

- Co? – Michael zmarszczył brwi, przyciągając mnie bardziej do siebie, ponieważ prawie potknąłem się o krawężnik.

Zarumieniłem się, bo nie powiedziałem mu, co musiałem kliknąć przypadkiem, żeby trafić na ten odnośnik.

- To chyba był link z odnośnika porno. – Podrapałem się niezręcznie po karku. – Wiesz, jestem multitasking, jednocześnie walę konia i robię zadania do szkoły, nie oceniaj mnie, Clifford, to ty wziąłeś moje pęknięte spodnie!

- Walę konia przez tę dziurę w nich.

- Serio? – zapytałem zdezorientowany, bo zabrzmiał poważnie.

- Nie! Oszalałeś?! – Pokręcił głową z niedowierzaniem, a potem odetchnął ciężko. – Nie wiem, jakoś tak... Podobało mi się to przedstawienie, niczego nie idealizowało, a wręcz sprowadziło doskonałość do banału, bo jak podejrzewam Szekspir nie tak wyobrażał sobie adaptację swojej sztuki.

- Cholera go tam wie, kiedyś ludzie byli bardziej finezyjni, jeśli mogę to tak nazwać. – Wzruszyłem ramionami. – Na pewno przeszedłem dziś katharsis.

- Tak? Czemu? – Mike był widocznie ciekawy tego, co mam do powiedzenia, a ja naprawdę uwielbiałem kiedy mnie słuchał z uwagą, tak samo jak kochałem, kiedy to on wpadał w intelektualne słowotoki.

- Bo zeszło ze mnie jakieś tabu, a nie myślałem, że jestem osobą, która cokolwiek nazywa tabu. Na zasadzie, nie mógłbym sam wystawiać takich sztuk, ale przecież nie muszę się rumienić, gdy ktoś nazywa seks seksem.

- Fakt, nie musisz, ale wciąż będziesz to robił, bo jesteś uroczą cipką, która dalej ma we włosach kwiatek.

- Zdziwiłbyś się. – Poruszyłem brwiami.

Nie miałem rozwiniętego życia erotycznego. Ono dotyczyło mnie i mojej prawej ręki, jeśli mam być szczery, ale jednocześnie lubiłem fantazjować i miałem myśl, że gdyby pomiędzy nami naprawdę wybuchło pożądanie, moglibyśmy się całkiem dogadać.

- Tak?

Znajdowaliśmy się przy jakiejś kamienicy, zdecydowanie blisko ściany i trochę spodziewałem się, że Michael pójdzie za instynktem, ale gdy jego niedopałek wylądował na ulicy, nie w koszu i pociągnął mnie za sobą do zimnych, wilgotnych cegieł, blokując moje ruchy, miałem w sobie mnóstwo adrenaliny. Moje tętno przyspieszyło, zwłaszcza kiedy przejechał dłonią po guziczkach mojej koszuli, a potem oblizał usta.

- Czas na tutorial? – zapytałem szeptem.

- Czas na sprawdzian – odparł tak samo cicho i pomrukliwie.

Dwie strony mnie walczyły wtedy ze sobą. Ta, która chciała być fair i ta, której było zwyczajnie dobrze. Miękkość jego ust na moich przypomniała mi, jak bardzo lubię być całowany, natomiast tym razem, mogłem trochę bardziej się wykazać, bo nie postawił mnie w aż tak wielkim niedopowiedzeniu. Jednak zamiast atakować jego usta, ledwie zdusiłem cichy jęk, gdyż wciąż byłem przyparty za ramiona do ściany, a jego dłoń błądząca wcześniej na koszuli, posunęła po wybrzuszeniu w moich spodniach. Zamknąłem oczy, pozwalając się całować i dotykać.

- Michael – wydukałem na półoddechu.

- Tak? – Odsunął się odrobinę, nasze nosy się stykały.

Raz patrzyłem w jego oczy, później obserwowałem jego usta. Chciałem powiedzieć „jebać to" i naprawdę zaciągnąć go na tył samochodu Liz, nie dbając o żaden dobry smak, czy wychowanie, by choć trochę sobie ulżyć, jednak nie mogłem tego zrobić... Nie spojrzałbym więcej w lustro, gdybym wykorzystał wtedy tę słabość.

Dlatego odsunąłem chłopaka od siebie, przeczesując włosy palcami.

- Musimy najpierw poważnie porozmawiać i nie spodoba ci się to, co usłyszysz...

___________________________

Ten rozdział miał być superzabawny, o wiele śmieszniejszy, niż tamte spodnie, ale pisałam go sto lat temu i brzmiał tak obrzdliwie i sam w sobie miał tyle slutshamingu, że to nie było śmieszne, tylko żałosne, dlatego postanowiłam zmienić ten koncept. Także nie wiem czy było zabawnie, było śmiesznie i seksownie I guess, przynajmniej na nich podziałało. 

Mam nadzieję, że się wam podobało i jesteście ciekawi tej ich konwersacji. 

Jak myślicie? Jak zareaguje Mike?

All the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top