Rozdział 9
Louis obudził się z wilkiem obok siebie.
Nie zdał sobie najpierw z tego sprawy. Wybudził się z najgłębszego snu jaki miał od długiego czasu, jego marzenia pełne słodkiego uśmiechu, zielonych oczu i delikatnych dłoni. Jego umysł nie mógł złożyć razem tego, że się obudził,znamię na jego szyi wciąż nieco krwawiło, a na nim znajdował się wielki, czarny wilk.
Kiedy zdał sobie z tego sprawę jego oczy się rozszerzyły i próbował unieść swoją dłoń, by obudzić Harry'ego, ale nie mógł, jego ramiona znajdowały się pod ciężką łapą wilka, czyli tam gdzie znajdowało się ramię bruneta poprzedniej nocy.
To był Harry, zdał sobie sprawę Louis. Był takiego samego koloru jak zawsze, kruczoczarny kolor głębokiej nocy i pachniał jak alfa szatyna, nawet w tej formie.
To i on okupowali łóżko bruneta.
Louis przemówił, jego głos był szorstki. - Harry - powiedział, a uszy wilku się uniosły, ale dalej spał. - Harry - spróbował głośniej. W końcu krzyknął aż zabolało go gardło.
Wilk ziewnął, a kiedy to zrobił otworzył swój pysk i pracował swoją szczęką, wydając małe warknięcia, Louis zgadywał, że to była próba Harry'ego powiedzenia czegoś.
Wilk otworzył na to swoje oczy, złotozielony objawił się Louisowi pierwszy raz od lat. Zwęził oczy, wyglądając na zmieszanego, a potem spuścił wzrok, wystarczająco, by zobaczył swoje pazury.
Szybko Harry zaplątał się w pościeli, spadł, a wilk zawarczał i się wykręcił.
- Harry! - Krzyknął Louis, próbując go uspokoić. - Alfa!
Wilk się zatrzymał i przestał biegać w kółko. A chwilę później wilk zniknął i bardzo nagie raz bardzo spocone ciało alfy zastąpiło jego miejsce.
Harry dyszał, jego oczy były wybałuszone, kiedy się rozglądał. Dotknął pościeli swoimi dłońmi, była w niej wyraźnie widoczna dziura w kształcie pazurów.
- Co? - Wysyczał. - Co do kurwy?
- Alfa - tchnął Louis, śmiejąc się. - Alfo, przemieniłeś się.
Usta Harry'ego były otwarte, potem je szybko zamknął i rozejrzał się.
- Ja nie... - zaczął, a potem jego głos się zatrzymał, kiedy spojrzał na ślady pazurów na pościeli. - Zrobiłem to - powiedział, a potem spojrzał na Louisa. - Zrobiłem to, prawda?
Louis skinął głową, wciąż zszokowany wspomnieniem wilka przed nim.
- Możesz zrobić to znowu? - Zapytał cicho.
Harry mrugnął na Louisa, zmieszanie wciąż było widoczne w jego oczach.
- Może? - Stwierdził, a potem ponownie mrugnął.
Ponownie przed Louisem pojawił się wilk.
Tym razem Louis pisnął wysoko i szczęśliwie oraz klasnął w dłonie przed swoimi ustami. Poczuł łzy w swoich oczach i pokręcił głową, patrząc na czarnego wilka w łóżku swojego alfy.
Sam się przemienił i niedługo obok wilka Harry'ego znajdował się mały, brązowo-rudy wilk, wąchający go swoim pyskiem i liżącym jego futro.
Harry położył swój pysk obok zaznaczonego ramienia Louisa, wąchając to miejsce i ostrożnie je liżąc. Kiedy skończył, odsunął się, patrząc ostrożnie na wilka szatyna.
Louis zszedł z łóżka i pobiegł do drzwi od sypialni, prześlizgując się przez nie. Słyszał jak Harry też zeskoczył, lądując ciężko na podłodze. Pobiegł za Louisem do salonu, gdzie szatyn dawał z siebie wszystko w małym mieszkaniu. Z łatwością biegał między sofą Harry'ego a stolikiem do kawy, kiedy Harry był niezdarny w swoim własnym domu, zahaczając swoim ogonem o szklankę wody i kontrolery.
Omega popędził do kuchni, swojego pokoju, łazienki i z powrotem, jego małe ciało zawsze było trochę przed Harrym. Ciało wilka szatyna śpiewało z radości spowodowanej bieganiem i wysokością swojej pary i nawet jeśli podłoga pod nim była ciężka i śliska, mógł sobie wyobrazić miękką ziemię oraz otwarte niebo nad sobą.
Louis w końcu zatrzymał się w sypialni Harry'ego, pozwalajac alfie łaskotać go na podłodze i podgryzać go. Louis warknął, a potem się przemienił, mały człowiek znajdował się pod wielkim wilkiem.
- Hej - powiedział. - Bez gryzienia.
Harry przemienił się nad nim, ruch był tak płynny, że Louis nigdy by nie zgadywał, że wyszedł z wprawy.
- Sprawiedliwe - powiedział Harry. - Zrobiłem to ostatniej nocy.
Skinął głową na gojący się znak Louisa, a omega złagodniał, kiedy jego wzrok powędrował w tamte miejsce.
Harry dyszał i miał różowe policzki, ale im dłużej patrzył na znak połączenia u Louisa tym cichszy się stawał. Gdy spojrzał ponownie na szatyna, jego oczy były ciemne i zamglone, a wargi rozchylone.
- Louis - tchnął Harry. - Zwróciłeś mi mojego wilka.
- Ja nie... - zaczął Louis, ale Harry mu przerwał.
- Tak, zrobiłeś to - stwierdził. - Dziękuję.
Uśmiechał się, nagle poczuł, jakby przez jego twarz przeszedł dreszcz.
- Boże, zapomniałem jakie wspaniałe to uczucie - powiedział. - Czy to zawsze było takie dobre? Jasna cholera.
Zaśmiał się kręcąc głową, jego loki fruwały wszędzie, a Louis zaśmiał się, kiwając głową.
- Tak, było - powiedział. - To najlepsze uczucie na świecie.
Harry cały czas się uśmiechał, cały czas się śmiał. Zszedł z Louisa, a potem się przemienił, znowu i znowu, z wilka w człowieka i z powrotem, kiedy biegał po sypialni w wszystkich formach. Kiedy wrócił do swojego ludzkiego ciała po raz ostatni, opadł na Louisa, trzymając go ciasno i trzymając swój nos blisko jego szyi.
- Dziękuję - wyszeptał jeszcze raz, a Louis trzymał go przy sobie, na podłodze ludzkiego mieszkania bruneta z dziwną wykładziną kłującą go w plecy, czując się idealnie jak w domu.
- Dziękuję - powtórzył Louis i nie wiedział za co dziękował Harry'emu, nic, coś, wszystko.
Ale to wydawało się być prawidłowe.
~*~
Spędzili następne 4 dni w łóżku, przemieniając się dla zabawy, zamawiając jedzenie, kręcąc się w łóżku i odkrywając siebie nawzajem na nowo.
Ramię Louisa wciąż było czułe i kłuło za każdym razem, gdy się przewracał, ale jego umysł wydawał się być na swoim miejscu, jego ciało stabilne, szczególnie, kiedy Harry go całował, na łóżku, na kanapie, pod prysznicem.
Piątego dnia, kiedy Louis się obudził, znalazł pustkę po drugiej stronie łóżka. Słyszał maszynę pracującą w kuchni, czuł zapach kawy i bogactwa w powietrzu. Ściągnął z siebie kołdrę, jego ciało było wystarczające ciepłe żeby jej nie potrzebował. Wyszedł z łóżka w poszukiwaniu swojego alfy.
Harry był w kuchni, stał nagi przy ladzie, kiedy patrzył jak zaparza się kawa. Kiedy Louis wszedł do środka od razu odwrócił swój wzrok i uśmiechnął się, unosząc swoją ramię, aby szatyn pod nie wszedł. Pocałował jego włosy, wdychając jego słodki zapach.
- Dzień dobry - powiedział Harry, a Louis uśmiechnął się.
- Cześć - odpowiedział.
- Dobrze się czujesz?
- Tak, dobrze.
Harry skinął głową, a Louis zamknął swoje oczy, cisza z jego alfą była komfortowa. Ramię Harry'ego było ciężkie na jego barkach, a Louis schował swoje czoło w jego ramieniu. Brunet zachichotał i ponownie go pocałował.
- Wymagający - wymamrotał, a Louis warknął słabo.
- Chcesz trochę herbaty? Albo soku? - Zapytał Harry, a Louis pokręcił głową.
- Nie, dziękuję.
- Dobrze. - Harry skinął głową. - Daj mi znać.
Ponownie ucichł, ale zaczął wybijać rytm swoimi wolnymi palcami na ladzie, tworząc nierwowy dźwięk, kiedy patrzył na ekspres. Louis zmarszczył brwi, ponownie stukając Harry'ego w ramię.
- Alfa? - Zapytał, a Harry spojrzał na niego.
- Tak?
- Co się stało?
Harry otworzył swoje usta, a potem je zamknął, kręcąc głową. Louis ponownie zmarszczył brwi, kiedy Harry sięgnął do ekspresu, wyłączając go. Następnie odwrócił się do szatyna, patrząc tylko na niego.
- Obudziłem się, myśląc o stadzie - powiedział Harry.
- Och? - Wykrztusił Louis, jego brwi były złączone.
- Tak - powiedział Harry, a potem westchnął. - Louis... to nie było moje stado przez dwanaście lat. Nie jest moje. I nie wiem czy mogę kiedykolwiek nim kierować.
Louis poczuł jak coś upadło w jego żołądku. Otworzył swoje usta, gotowy dać Harry'emu kolejne zmęczone odepchnięcie.
- Ale. - Harry uciął. - To twoje stado.
Louis mrugnął, jego usta wciąż były otwarte, kiedy patrzył na alfę.
- Co?
- To twoje stado, Louis - powtórzył Harry. - Prowadziłeś je lepiej niż ja bym mógł, lepiej niż mój ojciec i zdecydowanie lepiej niż mój gówniany wujek.
Wyprostował swoje ramiona i złapał Louisa za barki, obniżając swój podbródek tak że mógł prawidłowo na niego spojrzeć.
- Więc, wrócę tam dla ciebie.
Louis mrugnął. Poczuł jak coś pojechało mu w żołądku, jego zimne nerwy przemieniły się w znajomy, podekscytowany ogień.
Stanął na palcach, patrząc na Harry'ego z rozszerzonymi oczami.
- Więc... - zaczął i powolny, czuły uśmiech pojawił się na wargach bruneta. - Dzisiaj wieczorem spakuj cokolwiek będziesz potrzebował - powiedział Harry. - Ponieważ jutro wracamy do lasu.
~*~
Harry szedł powoli.
Ruszyli wcześniej rano z jedynie ciężkim plecakiem campingowym na plecach Harry'ego pełnego składników, wody, paru ubrań, ale do południa doszli jedynie dalej niż Louis sam by pokonał w godzinę. Stopy Harry'ego były niezdarne i nieprzyzwyczajone do leśnych ścieżek, a kiedy ludzkie ścieżki zniknęły i stały się niezmienionym lasem, zaczął się łapać każdego drzewa przy stawianiu kroków, przeklinając i zatrzymując się, by rozwiązać swoje buty od za mocnych wiązach.
Louis szedł przed nim z butami w swojej dłoni, szedł boso, płynnie poruszał się po najniższych gałęziach z jednego drzewa na drugie. Zatrzymywał się i czekał na Harry'ego co kilka minut, nachylając się na najbliższym pniu, kiedy patrzył jak jego alfa wędruje po lesie w swoich dużych butach i z ciężkim plecakiem.
- Może byłoby szybciej gdybyśmy się przemienili - zasugerował Louis.
- Mam torbę pełną naszego jedzenia, nie zostawiam jej - prychnął Harry, jego twarz była czerwona.
- Prawdopodobnie możemy ją założyć na twoje plecy - zaoferował Louis. - Jakoś.
Harry pokręcił jego głową, przez chwilę podwoiło się mu między oczami, gdy łapał oddech. Uniósł dłoń, machając nią, aby odrzucić pomysł.
- Po prostu chodźmy - westchnął. - Mogę iść dalej.
Usta Louisa się wykrzywiły i skinął głową.
- Dobrze.
Zeskoczył ponownie na leśną ziemię, a potem położył swoje buty, więc mógł w nie wejść. Harry patrzył jak Louis wraca do jego boku, jego stopy poruszały się wolniej w sztywnych butach.
- Co robisz?
- I tak mnie spowalniasz - powiedział Louis. - Równie dobrze mogę dotrzymać ci towarzystwa.
Harry posłał mu słaby uśmiech, a potem sięgnął po jego dłoń, rozwierając palce. Louis patrzył na niego przez chwilę, a potem zaoferował swoją własną dłoń, łącząc ich palce. Alfa nachylił się, całując ramię Louisa, a szatyn wzdrygnął się na ten dotyk. Jego znak połączenia wciąż był wrażliwy i uśmiechnął się na to uczucie, dotykając go wolną dłonią.
Harry patrzył na niego z ostrożnością, leśnymi, zielonymi oczami i ostrożnym uśmiechem.
- Wszystko dobrze?
- Tak - odpowiedział prosto Louis. - A u ciebie?
Harry polizał swoje wargi, a następnie spojrzał na drzewa ponad ich głowami, nim zerknął ponownie na szatyna.
- Po prostu muszę się do tego na nowo przyzwyczaić - wyznał.
Louis skinął głową, patrząc na napiętą twarz Harry'ego. Mógł dostrzec przestraszonego nastolatka, który uciekł, kuląc się w sobie, ledwie łącząc go z mężczyzną, którym był teraz.
Ostrożnie Louis wspiął się na swoje palce, więc mógł pocałować Harry'ego w policzek, a alfa uśmiechnął się, kiedy szatyn się odsunął.
- Jestem pewien, że im dłużej będziemy iść tym będzie lepiej - powiedział brunet.
- Tak sądzisz?
- Nie - westchnął Harry. - Ale zgaduję, że mogę spróbować.
Spojrzał na ziemię, ale Louis wciąż patrzył na jego twarz i na to jak zaciskała się w pewnych miejscach. Chciał to wszystko wygładzić, ale wiedział, że im dalej szli, tym Harry będzie bardziej się marszczył i grymasił na myśl o powrocie.
Louis jedynie uniósł swoją głowę, kiedy usłyszał odległy szelest nad nimi i uśmiechnął się na widok przelatujących nad nimi orłów.
- Spójrz - powiedział delikatnie Louis, wskazując na przelatującego ptaka. Harry uniósł wzrok, mrugając, kiedy próbował coś dostrzec między drzewami, orły dziobały się, a potem w końcu odleciały.
Harry spojrzał na Louisa, marszcząc brwi.
- Ptaki zostają tutaj, kiedy jest tak zimno?
- Tylko czasami - powiedział Louis. - Babcia zwykła mówić, że jeżeli ptaki są tutaj tak późno to mają coś ważnego do zrobienia.
- Tak, pamiętam to. - Harry skinął głową. - Więc, myślisz, że co teraz robią?
Louis ścisnął dłoń Harry'ego, nacisk był mocny przy jego palcach.
- Myślę, że las wita cię w domu.
~*~
Podczas następnych kilku dni były czasy, kiedy Louis w ogóle zapominał dlaczego wędrowali po lesie.
Kiedy Harry kładł swoją matę w nocy, a Louis położył się obok niego, odsłonięty na ziemii, z ramionami wokół torsu bruneta, jego myśli były wypełnione wieloma innymi scenariuszami. Poszli na wycieczkę, ciesząc się scenerią. Miesiąc miodowy po połączeniu, trochę prywatnego czasu dla ich dwójki.
Ale potem wschodziło słońce, a Harry wyprostowywał się i całował go na dzień dobry, więc w następnej chwili Louis musiał sobie przypomnieć, że podróżowali, nawet bliżej, do jaskini bestii, do miejsca, z którego obydwoje uciekli z dobrych powodów i wracali dla niespełnionego potencjału.
Im bliżej byli obozu tym wolniej Harry szedł, a Louis był bliżej jego boku. Alfa trzymał swój wzrok w górze, patrząc na wysuszone drzewa, a potem na ziemię, która łamała się pod jego stopami.
- Jezu - wymamrotał, a potem zmarszczył brwi. - Nie mogę usłyszeć rzeki. Naprawdę wyschła, prawda?
- Tak - powiedział cicho Louis, a Harry znowu ucichł.
- Kurwa - wymamrotał pod nosem.
Wypuścił oddech, który był białym obłoczkiem pod wpływem nowego chłodu.
Stali razem w ciszy, aż Harry uniósł swoją głowę i spojrzał na Louisa szerokimi oczami.
- Przepraszam, że odszedłem - powiedział.
Louis nie był pewien czy miał na myśli jego czy całe stado. Cześć niego chciała, aby miałna myśli obydwa.
Harry wtedy wyszedł przed szatyna, omega podbiegła, aby go dogonić, ale stanął za nim, z ręką na jego plecach, kiedy brunet powoli i celowo kierował się w stronę stada.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top