Epilog

Louis nigdy nie zdawał sobie sprawy z tego jak małe było stado, póki nie spędził trochę ponad miesiąca w ludzkiej wiosce.

Liczba namiotów zmniejszyła się od czasów, kiedy był dzieckiem i byli scentralizowani w ciasnym kółku. Malunki na nich wyblakły pod wpływem czasu i ciężkiego wiatru, zabierając wygląd oraz chęć kogokolwiek do naprawy tego.

Harry wpatrywał się z rozszerzonymi oczami w obóz, a Louis cały czas mocno ściskał jego dłoń.

- Chodź - powiedział delikatnie Louis.

Harry podszedł do namiotów, a szatyn uniósł swoją dłoń, skanując teren. Wiedział jaki jest czas, każdy jeszcze spał, ale wiedział, że będzie kilka wyjątków.

Znalazł swoją paczkę łowców w centrum najgęściej rozłożonych namiotów, próbując rozdzielić poranne łowy wiewiórek na kilka kupek. Byli zgarbieni, na ich ramionach znajdowały się grube koce, kiedy pracowali, a Louis musiał do nich gwizdnąć, aby na niego spojrzeli.

Zrobili to i najpierw mrugnęli w niedowierzaniu.

- Louis? Wróciłeś? - Zapytała Angel, a potem jej oczy przeszły na osobę za szatynem. - Harry? Co do kurwy?

Ich głosy szybko się uniosły i zmieszały w jedno, kiedy krzyczeli imię bruneta i podchodzili do niego, ściskając go ciasno, gruchając i piszcząc z radości. Louis mógł zobaczyć jak oczy niektórych się zaszkliły, a Harry stał pośrodku nich.

Młode alfy w końcu się odsunęły, a potem wszyscy krzyczeli imiona swoich rodziców, rodzeństwa, starszych. Harry na początku mrugnął, ale było za późno, a potem namioty się otwierały, wilki wychodziły, aby zobaczyć o co było to całe zamieszanie.

W krótkim czasie całe stado albo to co z niego zostało, wydostało się ze swoich namiotów i podbiegło do ich dwójki. Przywitali Louisa za pomocą mocnych uścisków i gorących pocałunków, a szatyn akceptuje je w oszołomieniu, klęcząc na ziemi, przytulając i całując wszystkie szczenięta, a potem wstając i akceptując powitania od swoich przyjaciół i starszych.

Ludzie poruszali się wokół Harry'ego jakby był iluzją, jęczeli i wpatrywali się w niego, wyciągając ostrożnie dłonie. Jego starzy przyjaciele jako pierwsi wyszli do przodu, ciasno go przytulając. Starsi byli następni, razem ze swoimi zimnymi i twardymi dłońmi, klepiąc Harry'ego po plecach i podziwiając jego nową wysokość i siłę, komplementując jego oczy i uśmiech, które wciąż były takie same. Dzieci jedynie patrzyły się na niego ze zmieszaniem, kiedy ich rodzeństwo i rodzice mówili im kim był ten mężczyzna i dlaczego był taki ważny.

Kiedy matka Louisa wyszła z tłumu, uderzyła mocno ciało omegi, sprawiajac że uciekło mu powietrze z płuc.

- Och, głuptasie - westchnęła do jego ucha, a potem chwilę później zaczęła składać serię pocałunków na jego policzku. - Moja głupiutka, Luna.

- Witaj, mamo - wykrztusił Louis, nawet jeśli jego oczy szybko się wypełniały łzami.

Trzymał ją przez długi czas, a kiedy się odsunął, zauważył jak wpatrywała się w Harry'ego niczym w ducha.

- Czy on... on naprawdę...?

- Znalazłem go - potwierdził Louis, a Jay zamknęła swoje oczy i przycisnęła wolną dłoń do swoich ust.

- Mój chłopiec jest łowcą - powiedziała. - Potrafi wyśledzić wszystko.

Louis otworzył swoje usta, aby coś powiedzieć, kiedy jego ojciec wyszedł zza jego matki i szybko go objął.

- Mój syn - powiedział Mark, jego głos był szorstki. - Tak bardzo przepraszam.

- Witaj, tato - powiedział Louis. - Ja... dziękuję.

- Nigdy nie powinienem się zgodzić na to, aby cię mu oddać - powiedział szybko. - Nie wiedzieliśmy co zrobić, ja...

- Tato - przerwał mu Louis. - Jest dobrze. I tak już jest za późno, aby cokolwiek zrobił.

Nachylił się i ostrożnie odsunął materiał swojej koszulki, aby ukazać swoim rodzicom świeży znak połączenia, którzy patrzyli na niego, a następnie spojrzeli na Harry'ego, który wciąż znajdował się w morzu witających go ramion.

- Moi chłopcy - uśmiechnęła się Jay, a jej twarz rozjaśniła się bardziej niż Louis ją widział od długiego, długiego czasu. - Gratulacje.

Ponownie go przytuliła, a Louis zamknął wtedy swoje oczy. Chciałby zostać tak na zawsze gdyby mógł, ale uniósł wzrok, kiedy usłyszał zachrypnięty, słaby głos.

- Harry?

Stado się zatrzymało, pojawiły się jedynie szepty. Tłum się rozstąpił i powoli podeszła do nich Anne. Wyglądała na taką małą, pochyloną od ciężaru swojego naszyjnika. Jej włosy posiwiały, ale kiedy spojrzała na Harry'ego cała jej twarz się rozjaśniła i wyprostowała się pierwszy raz od lat.

Harry patrzył na nią z mokrymi oczami, a jego wargi wykrzywiły się w uśmiechu.

- Witaj, mamo - powiedział, jego głos był słaby, ale wciąż wystarczająco silny, by przebić się przez tłum.

Anne westchnęła z ulgą, a potem podeszła do niego, szybko, pomimo jej niezdarnych, niewypraktykowanych stóp. Rzuciła się na swojego syna, a Harry złapał ją i trzymał ciasno, zakopując twarz w jej włosach. Był o całą głowę wyższy od niej, ale kiedy Louis na nich patrzył to nie mógł stwierdzić czy to Harry trzymał Anne czy na odwrót.

Trzymali się ciasno aż pomruki pochodzące od stada się nie ściemniły. Louis usłyszał znajomy stukot laski, chwilę przed tym jak Anne odsunęła się od Harry'ego, jej usta otworzyły się, kiedy stanęła za wysokim alfą. Louisowi coś się przewróciło w żołądku i zacisnął swoją szczękę, kiedy Nigel w końcu dołączył do grupy. Pokuśtykał do przodu i uniósł głowę, szukając odpowiedzi.

- Co się tutaj dzieje? - Warknął, jego głos był słaby i zachrypnięty. Jego wzrok w końcu przepłynął przez Louisa, usta alfy się otworzyły, sprawiając że szatyn zamarł i wyprostował się, przełykając gulę w swoim gardle, kiedy oko alfy go minęło.

Ale potem oko Nigela się obróciło i spoczęło na Harrym. Nigel mrugnął swoim dobrym okiem, a potem je zmrużył.

- Harry? - Jęknął, jego głos się trząsł. Trzymał ciasno swoją laskę, pochylając się żeby lepiej się mu przyjrzeć.

Harry nic nie powiedział, zrobił jedynie krok do przodu. Jego ciężkie buty wydały odgłos na suchej ziemi, a Louis spojrzał na Nigela i na to jak jego oczy skanowały ciało bruneta, patrząc na jego ludzkie ubrania, tatuaże, jego wysoką posturę, próbując znaleźć wewnątrz tego mężczyzny chłopca, którego znał.

Twarz Nigela ukazywła szok, kiedy Harry podszedł do niego, jego wyraz twarzy był gniewny, gdy zbliżał się do starszego alfy. Nigel oczyścił swoje gardło, dźwięk był ostry i kwaśny.

- Cóż - powiedział. - To... dość zaskakujące.

- Tak - odpowiedział Harry. - Chociaż lubisz niespodzianki, prawda, wujku?

Nigel patrzył na niego, zmieszanie było bardzo widoczne.

- Cóż, ja...

- Jak wtedy, gdy powiedziałeś, że masz dla mnie niespodziankę w lesie - powiedział Harry. - Tak specjalną, że chciałeś, aby mój ojciec też ją zobaczył.

Louis zassał powietrze, gdy Harry mówił, jego narracja wydawała się być mnie delikatna, niż wtedy, gdy mówił to omedze. Nigel był cicho, jego usta utworzyły firmową linię. Jego knykcie były białe na jego lasce.

- Znasz ten las, to na pewno - powiedział Harry. - Wiesz o nim wszystko. Wiedziałeś, kiedy tamtego lata trucizna dostała się do niedzwiedzi, wszystkie były chore i szalone. Wiedziałeś, że zaczęły polować w nocy, ponieważ były prawie ślepe. Nie potrafiły rozróżnić księżyca od słońca.

- Harry, proszę - zakaszlnął Nigel. - To są tylko historie.

- Wiedziałeś gdzie poszły. Obserwowałeś je. Wiedziałeś, że jeden tam będzie tej nocy - kontynuował Harry, z każdym krokiem, robiąc krok do przodu. Zbliżał się, a Nigel potknął się, jego laska zahaczyła o ziemię, kiedy próbował się cofnąć, jego martwa noga ledwo dawała radę.

- Mój ojciec wiedział jak walczyć z niedźwiedziami - powiedział Harry. - Nie mógł jednak walczyć z szalonym niedźwiedziem. Nie wiedział jaka trucizna dostała się do ich umysłu, ale ty tak.

Harry zawęził swoje oczy, w końcu biorąc ostatni krok w przestrzeń osobistą swojego wujka. Był teraz o wiele wyższy od niego i patrzył na drugiego alfę, który trzymał swoją laskę wszystkim co miał.

- Ty otrułeś niedźwiedzie, wujku - powiedział chłodno Harry.

Louis usłyszał szok przechodzący przez stado, szepty i jęki, ale szatyn stał stanowczo, przełykając gulę w gardle, kiedy patrzył na swojego alfę.

- Pierwszy to był wypadek, ten którego pokazałeś mi i Louisowi w lesie. Bawiłeś się nowymi miksturami, jedną ją wzięła i zdechła, ale wiedziałeś, że możesz to zrobić ponownie. I zrobiłeś. Obserwowałeś, patrzyłeś, aż doprowadziłeś mojego ojca do jednego. Niestety dla ciebie, udało mi się szybko odbiec w przeciwnym kierunku.

Harry kopnął ziemię, luźny, suchy kawałek rozwalił się pod jego butem.

- Jesteś bardzo mądry - powiedział. - Szkoda, że jesteś zbyt głupi aby zdać sobie sprawę z tego, że spieprzyłeś jedną część w lesie, przez co reszta umarła. Drzewa, rzeka, ptaki, wszystko.

Grzebał swoim butem w ziemi, kiedy mówił.

- Oprócz tego stada - powiedział Harry. - Ale nic z tego nie jest dzięki tobie.

Wtedy Harry odwrócił się, patrząc na Louisa. Zaoferował mu delikatny uśmiech, a Louis odwdzięczył się. Jego kurtka uniosła się na jego ramionach i poczuł zimne powietrze na swojej szyi, na swoim znaku połączenia. Usłyszał kilka jęków obok siebie, który rozniósł się jak rzeka w jezioro, aż całe stado patrzyło na niego, ich oczy skupione na jego gardle.

Nigel też tam patrzył, wyraz jego twarzy był gorzki, kiedy uniósł wzrok na Harry'ego.

- Czy to twój znak zdobi szyję mojej omegi, chłopcze?

- Nie jest twoim omegą - powiedział stanowczo Harry. - Należy do tego stada. I jest jedynym powodem, dla którego jeszcze żyjesz.

Harry ściągnął swoją kurtkę, odrzucając ją na bok. Ostrożnie odpiął guziki swoich rękawów, podwijając je do łokci.

- Z łatwością mógłby cię także pokonać w walce - powiedział Harry. - Ale mamy swoje tradycje, więc jeśli on nie może cię pokonać, ja to zrobię.

W stadzie zapanowała cisza, kiedy patrzyli na dwie alfy. Louis zacisnął swoje ramiona, oglądając ich dwójkę, jak Harry stał wysoki i dumny nad swoim wujkiem, a starszy jedynie wpatrywał się w niego, drżąc.

- Harry - powiedział ostrożnie Nigel, uśmiechając się płytko. - No dalej. Myśl racjonalnie. Myślisz, że możesz kierować tym stadem? Zbyt długo przebywałeś z ludźmi.

- Tak, byłem z ludźmi - powiedział Harry. - Więc to powinna być łatwa walka, prawda? Powinieneś nie mieć żadnego problemu ze zgodzeniem się.

Usta Nigela się otworzyły, drżąc.

- Walcz ze mną o to stado, wujku - powiedział Harry. - Zwycięzca bierze wszystko.

Ciężki koc ciszy zapadł w stadzie, kiedy stali, z szerokimi, nie poruszającymi się oczami patrzącymi na dwie alfy. Louis zrobił krok do przodu, biorąc Anne za łokieć i cofając ją, do stojących blisko omeg. Czuł oczy wpatrujące się w jego świeży znak, kiedy się poruszył, ale widok otaczających wilków zdecydowanie odwrócił uwagę do tego co działo się w centrum obozu.

Harry wciąż patrzył na Nigela, jego ciało było wysokie, przy stojącym o lasce Nigelu, małym, poparzonym, wpatrujacym się w swojego bratanka.

- Twój ojciec nigdy nie zasługiwał na to, aby kierować tym stadem - powiedział w końcu Nigel. - Był tchórzem od dziecka, tak jak ty.

Harry jedynie patrzył na niego, kiedy starszy mężczyzna kontynuował.

- Brał co chciał - kontynuował Nigel. - Wiesz, że zostawił mnie w lesie w dniu pożaru? Wołałem go, ale nigdy po mnie nie przyszedł. Wystarczyło żeby się odwrócił i obydwoje byśmy wydostali się z ognia, ale nie zrobił tego.

Harry mrugnął na niego, jego wzrok nieco się uniósł.

- To dlatego go zabiłeś? - Zapytał delikatnie Harry. - Dlatego próbowałeś zabić mnie?

Nigel jedynie spojrzał na niego, kącik jego ust delikatnie się uniósł.

- Niemiło jest się dowiedzieć, że twój ojciec nie był perfekcyjny, prawda, szczeniaku? - Zapytał.

Harry posłał mu długie spojrzenie, jego wzrok był ostry, ale zarył swoją stopą mocno w ziemi, kopiąc nią w przód i w tył parę razy.

- Mój ojciec jest martwy - powiedział stanowczo Harry. - Nie walczysz już z nim. Walczysz ze mną.

W ciągu chwili wspaniały, czarny wilk pojawił się przed Nigelem i warknął. Anne złapała ciasno ramię Louisa, jęcząc słabo.

- Jest piękny - wyszeptała delikatnie, a Louis jedynie uniósł swoją dłoń, głaszcząc ją po jej knykciach.

W centrum stada Nigel jedynie wpatrywał się w Harry'ego, jego dłoń trzęsła się niesamowicie na jego lasce.

- Wciąż zachowujesz się jak dziecko - warknął, jego głos się trząsł. Harry zaoferował warknięcie w odpowiedzi, a Nigel zmrużył swoje oko.

- Dobra - westchnął.

Jego laska upadła na ziemię i zrobił krok do przodu, upadając na kolana, nim mógł się w pełni przemienić. Louis napiął się, gdy się przemienił. Nigdy wcześniej nie widział wilka Nigela, nie kiedy alfa zawsze ukrywał się w swoim namiocie albo jaskini zawsze w ludzkim ciele. Wilk przed Harrym był mały, trochę większy niż własny wilk Louisa. Połowa jego ciała była szara, a druga tak samo spalona jak jego ludzkie ciało, skóra była pomarszczona, nogi zgięte, prawie bezużyteczne pod ciałem Nigela. Skóra jego pyska była poparzona, ukazując białe zęby w jego buzi oraz poczerniały język. Pod tym wszystkim, jego brakujące oko wciąż było czarną dziurą, a jego pozostałe oko było złote z małą gałką oczną, które patrzyło na Harry'ego.

Pazury Harry'ego skruszyły się przed nim, kiedy patrzył na alfę przed sobą, a ciało Louisa zacisnęło się. Harry wyglądał niepewnie, kiedy wpatrywał się w Nigela, jakby ponownie skanował poważne obrażenia w ciele swojego wujka. Wilk przed nim z ledwością mógł zabić wiewiórkę, a co dopiero innego wilka, a Louis mógł zauważyć zawahanie, kiedy Harry uniósł swoje łapy, jego kończyna się wykrzywiła i pokręcił nosem.

Wtedy Nigel wystrzelił do przodu, jego poparzone usta się otworzyły wystarczająco, aby złapać gruby kark Harry'ego. Brunet jęknął, jego przednie łapy podskoczyły, kiedy Nigel się w niego wbił. Pokręcił głową, w sposobie jaki był popularny w zabawach szczeniąt, ale nie było niczego przyjacielskiego w ruchach Nigela. Były szorstkie i pełne przemocy, a Harry wył i jęczał, jego stopy się ślizgały, kiedy kręcił głową, próbując pozbyć się Nigela.

Louis ścisnął dłoń Anne spoczywającą na jego ramieniu, kiedy patrzył jak jego partner ma problem z zrzuceniem alfy. To było takie proste, ale Harry wyszedł z praktyki, a uchwyt Nigela był mściwy.

- No dalej - wyszeptał Louis pod nosem. - Alfa, no dalej.

Harry wciąż się rzucał w uścisku Nigela, jego oczy były dzikie, kiedy skakał w kółko, wpatrując się w kółko cicho stojących ludzi. Odwrócił się, a jego oczy minęły Louisa, zatrzymał się spotykając ostry wzrok szatyna.

Mrugnął, a potem w następnej chwili, Louis dostrzegł jak jego ciało się trzęsie, a jego oczy tracą złoty kolor, jego czarne futro zamienia się w koszulę, jeansy i loki.

Niedługo pazury Nigela trzymały jedynie za kołnierz koszuli Harry'ego, a brunet szybko wyjął swoje ręce z rękawów i strząsnął ją z siebie, zaplątując w nią Nigela, który trzymał nią słabo. Starszy wilk jedynie mrugnął, ale nim mógł ruszyć na mężczyznę przed sobą, Harry birgł, a potem znów się przemienił.

Skoczył na Nigela, przyszpilając go do ziemi. Starszy wilk jęknął i uniósł swoją jedną, dobrą łapę, drapiąc klatkę piersiową Harry'ego długimi, zaniedbanymi pazurami, ale Harry uniósł się, a potem skoczył, jego silne pazury wbliły się w ramiona Nigela. Kości starszego wilka strzyknęły, a Louis wziął głęboki wdech, kiedy oczy Harry'ego się rozszerzyły i cofnął się, przerażony dźwiękiem.

Tak szybko jak się poruszył, Nigel ruszył z zemstą. Skoczył i złapał Harry'ego za pysk, sprawiajac że większy wilk jęknął i kręcił głową, próbując się wycofać. Chwilę później Nigel uderzył w ziemię, skomląc, kiedy upadł na swoje świeżo złamane ramię. Kość wyglądała na poszarpaną i nawet pod jego skórą wydawała się nienaturalnie unosił, kiedy próbował się podnieść.

Harry podszedł do niego, będąc przy tym ostrożnym. Obniżył swój łeb, ale jego pysk z ledwością dotknął drugiego wilka, nim Nigel machnął swoimi łapami, sprawiając że Harry się wzdrygnął i odskoczył.

Nigel próbował pójść za nim, wszystkie jego łapy były słabe, kiedy się podnosił, jego usta wciąż kłapały na Harry'ego. Większy wilk po prostu pozwolił mu podejść, póki Nigel nie przyspieszył. Oczy brunta zatrzepotały i poruszył swoimi stopami do tyłu, odskakując. Nigel ruszył za nim, podążając za Harrym, jego irytacja rosła, a jego oddech był coraz cięższy, kiedy próbował podążać za bratankiem, ale ruchy Harry'ego były powolne i wyważone, a Louis patrzył na niego z zwężonymi oczami.

Kawałki tego co się działo przychodziły do Louisa co kilka sekund, nim rozegrały się przed nim.

Harry przestał się poruszać, zostając w jednym miejscu. Nigel zwinął się, jego słabe ciało podskakiwało, a jego mięśnie się zacisnęły i przygotowały. Ostatnimi siłami rzucił się na Harry'ego, odpychając się od ziemi swoją wciąż silną łapą.

Harry przemienił się, ludzkie ciało wzięło górę nad wilkiem, następnie się skulił tak, że kiedy Nigel skoczył, jedynie futro brzucha jego wujka dotknęło czubka jego głowy.

A potem Nigel wylądował na lasce, którą zostawił na ziemi, brudny, ostry koniec wbił mu się między żebra.

Jęk wydostał się z głębi tłumu, ale Louis pozostał cicho, jedynie patrząc na swojego alfę, skulonego na ziemi, jego t-shirt i jeansy były całe brudne. Jego wujek wciąż żył, Louis mógł usłyszeć jego jęki oraz słaby oddech. Pod nim znajdowała się mała kałuża krwi, jego futro był zaczerwienione w okolicach laski. Powoli jego ciało się przemieniło, ponownie stał się mężczyzną. Jego ciało wyglądało na jeszcze mniejsze, kiedy leżał skulony na ziemi.

Harry uniósł głowę, mrugając i patrząc na to co zrobił.

Minęła długa chwila, a Louis patrzył jak oddech sprawia, że klatka piersiowa alfy unosi się i opada.

Nastąpiła kolejna chwila ciszy.

Nigel się nie podniósł.

- Zwycięstwo - usłyszał Louis głos swojego ojca, oddalony o tysiące mil.

- Co? - Ktoś zapytał, a Mark głośniej powtórzył.

- Zwycięstwo - powiedział jeszcze raz. - Walka trwa aż jeden z nich nie może już walczyć.

Na drżących nogach Harry odplątał swoje kończyny i wstał. Podszedł ostrożnie do swojego wujka.

- Alfa, czekaj - zawołał Louis, ale Harry już był przy boku Nigela. Odwrócił się do Louisa, a w następnej chwili Nigel wyciągnął swoje ramię i złapał bruneta za kostkę, pociągając mocno.

Harry zachwiał się, a Louis jęknął, ale wtedy brunet kopnął go, mocno, a Nigel zawył i go puścił. Harry odsunął się, kręcąc kostką, którą Nigel złapał.

- Stalowe palce - powiedział, unosząc swoją stopę, by ściągnąć swojego buta.

- Nie możesz wygrać z ludzkimi przyrządami - sapnął Nnigel. Jego usta były pełne krwi, z ledwością mówił.

- Wygrałem przed tym - powiedział Harry. - Chwila.

Pobiegł do brzgu kółka, gdzie zostawił swój plecak. Przyniósł go z powrotem, szukając w nim czegoś i wyjął małą apteczkę. Rzucił resztę zawartości na ziemię, a potem uklęknął obok Nigela, otwierając apteczkę.

- Co on robi? - Wyszeptała Anne, a Louis jedynie mrugnął, kiedy Harry wyjął bandaż i środek antyseptyczny.

- Pomaga mu - odpowiedział Louis.

Całe stado w ciszy przyglądało się poczynaniom, kiedy Harry zajmował się Nigelem. Złamał długą część jego laski, pozostawiając tylko zakrzywioną główkę. Oczyścił otoczenie z krwi, a potem ostrożnie wyjął pozostałą część, nim ostro nacisnął na ranę, próbując zatamować krwawienie, mamrocząc coś przy tym pod nosem.

W końcu przewrócił Nigela na plecy i skończył zawijać ranę grubym bandażem. Skupił się ostrożnie na swojej pracy, ale Nigel jedynie patrzył na niego, jego usta były wykrzywione.

- Co robisz, chłopcze? - Zapytał.

- Cóż - powiedział Harry. - Chociaż wiem, że inni byliby bardzo usatysfakcjonowani widząc jak umierasz, nie mogę tego zrobić.

Nigel wpatrywał się w Harry'ego ponownie wypluwając krew ze swoich ust, kiedy patrzył na niego.

- Co? - Wychrypiał.

- Nie zabijam już wujku - odpowiedział Harry. - Żadnych królików, żadnych niedźwiedzi, ciebie też nie.

- Nie zabijasz - powtórzył powoli Nigel, a potem zaśmiał się. - Jakim wilkiem jesteś?

Harry jedynie zaoferował mu chłodne spojrzenie, kiedy wyprostował swoje ramiona. Wytarł swoje dłonie o jeansy, a potem wstał, patrząc na mężczyznę wciąż znajdującego się na ziemi.

- Jestem alfą tego stada - powiedział Harry. - Takim jestem wilkiem.

Wiwaty stada brzmiały jak wycie w uszach Louisa, kiedy patrzył na swojego alfę z ciepłem skumulowanym w jego klatce piersiowej.

- Teraz - powiedział Harry do Nigela. - Zabierzemy cię na skraj lasu, poza miejscem gdzie zwykły być niedźwiedzie i zostaniesz tam. Postaramy się najpierw wydobyć z ciebie kilka receptur na leki, ale nie będziesz już więcej kłopotał tego stada.

- A co zrobisz, jeśli wrócę? - Powiedział Nigel. - Alfo, który nie zabija?

Harry spuścił wzrok na poranionego, poparzonego alfę ze złamanym ramieniem bez śladu śmiechu na swojej twarzy i po prostu wzruszył ramionami.

- Jestem pewny, że mój omega znajdzie kilka pomysłów - powiedział Harry. - Mówiąc o tym, Louis, Mark, moglibyście mi pomóc w prze eskortowaniu mojego wujka?

Louis uśmiechnął się i spojrzał na swojego ojca, który odwzajemnił spojrzenie. Poszli do przodu, spotykając się z Harrym i Nigelem. Mark złapał Nigela za materiał jego tuniki i podniósł go na drżące stopy.

- Patrz na ranę - powiedział Harry, a Mark skinął głową. Z łatwością złapał dłonie starego alfy, trzymając je ciasno w swoich własnych. Nigel jęknął pod wpływem dotyku, jego zdrowa noga zakopała się w ziemi, kiedy próbował kopnąć Marka, ale dłonie bety były silne, a Harry szybko pojawił się przy jego boku, sprawiając że Nigel skurczył się pod jego wzrokiem.

- Louis, możesz iść przodem - powiedział Harry. - Znasz las najlepiej.

Szatyn skinął głową, uśmiech wciąż znajdował się na jego wargach.

- Oczywiście, alfa - powiedział.

Poszedł na przód i uniósł swoją głowę, idąc przed swoim alfą.

- Czekaj! - Zawołał za nim ochrypły głos, sprawiając, że się zatrzymał. Louis odwrócił się i zobaczył Anne przepychającą się przez tłum. Podeszła niepewnie do Louisa i uśmiechnęła się do niego czule, a kiedy w końcu się przed nim zatrzymała, jej uśmiech stał się jeszcze szerszy.

Sięgnęła do swojej szyi i zdjęła z niej ciężki naszyjnik. Trzymała go silnie między swoimi palcami. Instynktownie Louis nachylił swoją głowę, witając Anne, kiedy zakładała naszyjnika na jego własną szyję. Czuł jego wagę, ciężki i stanowczy, gdy zabrała swoje dłonie. Spojrzał w dół i uniósł swoją dłoń, aby dotknąć kamyków i rzemieni, to ten sam naszyjnik, w który wpatrywał się, kiedy jako dziecko siedział przy stopach Anne. Kiedy wrócił swoim wzrokiem na nią, ona uśmiechnęła się do niego, jej twarz była słoneczna, kiedy wyciągnęła dłonie i objęła policzki Louisa.

- Teraz jest twój, kochanie - powiedziała delikatnie.

Nachyliła się i złożyła delikatnego buziaka na jego czole, następnie odsunęła się i skinęła głową, jej oczy były skupione na punkcie za ramieniem Louisa.

- Teraz idź - powiedziała, a Louis jedynie skinął głową i odwrócił się, czekając do miejsca gdzie czekał jego alfa.

Harry uśmiechnął się do Louisa, kiedy szli, a kiedy omega był przed nim, nachylił się, łącząc ich usta.

Louis mógł usłyszeć szczęśliwe pomruki i krzyki ze strony stada na ich widok, ale troszczył się jedynie o usta Harry'ego ciepłe i zapraszające na jego własnych. Kiedy się odsunął, uśmiechnął się jasno do alfy, który patrzył na niego ciepłym wzrokiem, który znajdował się w snach Louisa od dwunastu lat.

Przerwał im kaszel i śmiech, a Louis spojrzał na Nigela.

- Wciąż jesteś małą kurwą - powiedział Nigel, a Louis wybuchł śmiechem, nim kopnął alfę w zdrową łydką, sprawiając że jęknął i upadł.

- Boże, Nigel, zamknij się, kurwa - westchnął, a następnie spojrzał na Harry'ego, który zaciskał swoje wargi, próbując powstrzymać śmiech.

- Baw się miło - zaoferował, a Louis przewrócił oczami.

- Nigdy - powiedział, a potem skinął głową w stronę drzew. - Chodź. Chcemy wrócić zanim zapadnie zmrok.

Harry skinął głową.

- Idę za tobą - powiedział.

Louis zaoferował alfie swoją dłoń i poszli przed ojca Louisa i Nigela, aby stanąć na czele grupy. Minęli stado, które z łatwością zrobiło im miejsce. Szatyn ścisnął dłoń bruneta, kiedy poczuł ich wzrok, a Harry oddał uścisk, każda blizna i zgrubienie na jego dłoni było przyciśnięte do skóry szatyna.

Na skraju obozu usłyszał jak Harry łapie oddech, dopadła go nieskończoność drzew przed nimi i w przeciągu chwili dłonie Louisa są przyciśnięte do jego pleców, sprawiając że alfa robi wydech, a jego mięśnie się relaksują.

Louis wyprostował swoje ramiona patrząc przed siebie, trzymał mocno dłoń alfy, a potem się przysunął.

Harry szedł za nim, kiedy weszli w głąb lasu.

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top