Epilog

To już 15 listopada, równy rok od operacji Michaela. Luke'owi wydaje się, jakby to było parę lat temu. Temat choroby Michaela jest już dawno zamknięty i chłopak nie lubi o tym opowiadać, bo wiedział, że dla chłopaka był to trudny okres w życiu. Nigdy nie zapomni słów lekarza, który wyszedł z sali operacyjnej i powiedział, że operacja dobiegła końca. 

-Co to znaczy, że dobiegła końca? Czy, czy on żyje?-dopytywał się David, któremu ręce coraz bardziej drżały. 

-Cóż, guz zmniejszył się o 3/4 w ciągu 5 dni, więc to cud. Pewnie to sprawa tych lekarstw, ale nie mamy jeszcze pewności. Chłopak powinien obudzić się raptem za parę godzin. 

-Czyli on żyje?-Luke od razu podszedł do lekarza i spojrzał na niego z nadzieją. 

Dr Thredson pokiwał głową. -Jeśli Bóg pozwoli, to Michael dożyje późnej starości. 

Luke wciąż nie wierzy, że to się udało i teraz szykuje się na ten ważny dzień w ich życiu. Wciąż jednak pamięta, jak Michael czuł się po operacji. Wstydził się pokazać bez koszuli, gdyż na jego piersi znajdowała się podłużna blizna.

-Wyjdź, kochanie-mruknął Luke, siedząc pod drzwiami łazienki, w której Mike był już ponad pół godziny.  -Proszę...

Drzwi otworzyły się powoli, przez co Luke osunął się na zimne kafelki. Podniósł się i spojrzał na swojego chłopaka, który zakrywał swój tors ręcznikiem. Wstał od razu i złapał go za rękę.

-To brzydko wygląda, Luke...-bąknął starszy chłopak spuszczając głowę. 

-Hej, no i co z tego? I tak jesteś piękny z blizną czy bez-powiedział Luke, całując skroń Michaela. Złapał za ręcznik i zrzucił go z jego piersi. Dość spora blizna ciągnęła się przez jego lewą pierś na jakieś 15 cm. Wszystko było już zagojone, jednak ślad pozostanie na całe życie. 

-Nie-Mike pokręcił głową. -To jest okropne.

Tym razem Luke pokręcił głową i przejechał opuszkami palców po zaróżowionej bliźnie. 

-Może i jest widoczna i będzie ci przypominać o tamtym nieprzyjemnym okresie w życiu, ale również ma ci przypominać o tym jaki byłeś silny, że przez to wszystko przetrwałeś. Mało kto by walczył do samego końca. Ty to zrobiłeś i jesteś tu teraz ze mną. Pomyśl sobie, że gdybyś zamknął się w sobie, to byś mnie nie poznał i skąd wiesz jakby się to wszystko dla nas skończyło. Pamiętaj też, że kocham cię takiego jakim jesteś, Miki.

Pocałował delikatnie tamto miejsce a następnie złożył czuły pocałunek na jego pełnych ustach. 

Właśnie zapinał guziki swojej śnieżnobiałej koszuli. Mimowolnie się zaśmiał na wspomnienie, kiedy oboje kupowali ślubne garnitury i kiedy Luke chwycił za granatowy krawat.

-Co to ma być?-zapytał oburzony Mike, po tym jak Luke podszedł do niego z krawatem w ręku.

-Brzydki kolor...?-zapytał niepewnie.

-Nie możesz być w krawacie, Luke. Masz mieć muszkę, albo inaczej odwołuję ślub-powiedział poważnie, zakładając ręce na piersi.

Luke zaśmiał się i wrócił tylko po to, aby kupić czarną muszkę.

Wtedy nie był przekonany do muszki, jednak teraz, kiedy spogląda na siebie w lustrze, myśli, to był jednak lepszy wybór niż krawat. Założył na siebie marynarkę i czekał aż Jay zaszczyci go swoją obecnością. Chłopak kolejny raz pozwala im pożyczyć swoją impalę. Pierwszy raz jednak martwił się o nią strasznie.

-Jak coś się stanie mojej kochanej, to nogi wam z dupy powyrywam i powieszę na słupie wysokiego napięcia, żeby kruki je rozszarpały-lamentował Jay, nadal trzymając w ręce klucze do swojego auta. 

-Jay, spokojnie. Nie będzie nas zaledwie dwa dni i wiesz, że Mike jest rozważnym kierowcą-Luke próbował uspokoić przyjaciela. Chcieli wyjechać z Michaelem nad jezioro i odpocząć od wszystkiego dookoła. 

-Mike rozwalił swoje auto, Luke. Nie pocieszyłeś mnie ani trochę-mruknął.

Luke westchnął głośno. -Bo nie pozwolę ci zostać moim drużbą, Winchester. 

Na te słowa, klucze z Chevroleta Impala w mgnieniu oka pojawiły się w jego dłoni. 

-Dziękuję, Jay. 

Po zaledwie paru minutach usłyszał dobrze mu znany dźwięk silnika oraz klakson samochodu. Wyszedł z domu i wszedł do auta, po czym ruszyli w stronę kościoła. Był strasznie zestresowany, w końcu to najważniejszy dzień w jego życiu. W tym roku obaj ukończyli szkoły i uzyskali dyplomy. Rodzice Luke'a byli szczęśliwi i pełni dumy, że ich syn uzyskał taką wysoką średnią. 

Rodzice Michaela się rozwiedli. Chłopak zamieszkał z ojcem, a z matką przestał mieć jakikolwiek kontakt. Wysłał jej zaproszenie na ślub, jednak nie otrzymał odpowiedzi. Był trochę smutny, ale nic i tak nie zepsuje tego dnia. 

Ceremonia nie trwała długo. Chcieli, aby na ślubie byli tylko ich najbliżsi. Nie mogło zabraknąć Jay'a i Connora, którzy płakali ze wzruszenia bardziej niż rodzice ich przyjaciół po sakramentalnym tak.

Luke nigdy nie widział Michaela bardziej szczęśliwszego niż tego dnia. Uśmiech nawet na moment nie schodził z jego twarzy. 

Przyjęcie weselne odbyło się w domu Michaela. Było skromnie, ale mimo tego wszyscy z gości świetnie się bawili i życzyli im szczęścia na nowej drodze życia. Swój pierwszy taniec odbyli przy piosence A Thousand Years, która zagrana była przez znajomych ze szkoły muzycznej Michaela. Oboje byli przytuleni i cieszyli się sobą wzajemnie. 

Po skończonym przyjęciu, gdy pożegnali już ostatnich gości, nadszedł czas, aby spędzili swoją noc poślubną w jednym z pokoi w rezydencji Michaela. Luke nie zgodził się jednak na to. Zawiązał na oczach swojego męża czerwoną chustę i poprowadził go do samochodu. Nie chciał zdradzić gdzie jadą, więc całą drogę był cicho, słuchając jedynie składanki, którą dostał od starszego chłopaka. Po dwóch godzinach jazdy, w końcu dotarli na miejsce. Luke pomógł wysiąść z auta Michaelowi i z łatwością go uniósł i przeszedł z nim parę kroków. 

-Powiesz mi w końcu gdzie jesteśmy?-zapytał zniecierpliwiony Mike, bawiąc się kołnierzykiem koszuli Luke'a.

-Zdejmij chustę, to się dowiesz-odpowiedział, składając drobny pocałunek na skroni chłopaka.  

Mike wykonał polecenie i zdjął czerwony materiał. Jego oczom ukazał się drewniany domek nad jeziorem z czerwonym dachem. Szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy.

-Kocham Cie, Michaelu Hemmingsie, mój mężu.

-Ja ciebie też kocham, Lucasie Hemmingsie, mój mężu.


THE END

Dziękuję wam wszystkim, którzy dotrwali do końca tego ff ♥♥

Smutno mi, bo to moje pierwsze opowiadanie i przywiązałam się do niego bardzo...

Na dzień dzisiejszy liczy ono: 

8,053 wyświetleń

1014 gwiazdek 

144 komentarzy

Jestem w mega szoku i dziękuję wam z całego serducha. Kocham was soł macz ♥♥ 

Zapraszam na moje inne opowiadania - Somewhere in Neverland i Demon ♥ 

Dostałam też zgodę na tłumaczenie jednego z moich ulubionych ff, którego pierwszy rozdział dodam pewnie jeszcze w tym tygodniu ♥ 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top