19. 'Cause the hardest part of this is leaving you

Luke nawet na chwilę nie opuszczał Michaela. Przed cały ten czas czuwał na jego łóżku i dotrzymywał mu towarzystwa, aby nie czuł się samotny. Raz musiał wyjść, kiedy Clifforda zabrali na rezonans magnetyczny. Lekarz zawołał Luke'a i ojca Michaela, aby pokazać im jak duży i w którym miejscu znajduje się nowotwór. Blondyn musiał wyjść z sali, bo zaniósł się takim płaczem, że nie umiał się uspokoić. Nie tylko z Michaelem było coraz gorzej. Luke przestał jeść i cały czas przesiadywał w szpitalu, przez co zaniedbał naukę, jak i czuł się coraz bardziej wyczerpany. Nie mógł normalnie funkcjonować, kiedy wiedział, że jego chłopak może za niedługo umrzeć.

Codziennie również odwiedzali go Connor i Jay. Siedzieli póki mogli, przez do Mike był im bardzo wdzięczny. Jego ojciec również u niego przesiadywał, jednak po matce nie było nawet śladu. David powiedział, że jego żona zabrała wszystkie swoje rzeczy i wyjechała ze swoim kochankiem, pragnąc rozwodu. Clifford nie mógł jej tego odmówić. Nie kochał jej już i nie widział sensu, aby dłużej byli małżeństwem. O syna nie pytała się nic. Przeciwnie reagowała rodzina Luke'a. Wszyscy polubili Michaela, ale zdecydowanie najmłodszy z Hemmingsów najbardziej przywiązał się do kolorowego. Alex chciał być blisko Michaela i każdego dnia dawał po parę rysunków Luke'owi, aby ten przekazał je choremu. Rysunki przedstawiały głównie patyczakowatych ludzi bądź koślawe zwierzęta, jednak Mike każdy z nich traktował jakby były co najmniej dziełami sztuki.

Luke roześmiał się kiedy Mike jęknął w jego ramionach. Nadszedł moment na ostatnią dawkę leku, którą mieli mu podać przed operacją czekającą go następnego dnia.

-Jak się czujesz?-zapytała miła pielęgniarka, wstrzykując przezroczysty płyn do kroplówki.

-Dobrze-skłamał. Miał nudności i kręciło mu się w głowie, ale nie chciał pokazać, że jest słaby.

-Wyglądasz na zdrowego chłopaka-powiedziała i przyłożyła mu stetoskop do piersi. Jej twarz ukazała zdziwienie. -Puls jest w normie i twoje serce... bije mocniej niż wczoraj... 

Mike przełknął ślinę i popatrzył na Luke'a, który uśmiechał się lekko. 

-To dobrze...?

-Zdaje mi się, że tak-wzruszyła ramionami i się uśmiechnęła. -W każdym razie to twoja ostatnia dawka leku, gratulację.

Mike nie widział w tym powodu do szczęścia. Nie lubił słowa ostatni, po prostu źle się mu kojarzyło.

Pielęgniarka opuściła szpitalny pokój zostawiając ich samych. Przez dłuższą chwilę panowała tam cisza. Po policzku Mike'a potoczyła się łza. Luke wziął w dłonie jego twarz i wytarł mokry ślad kciukiem, po czym zmusił go, by na niego spojrzał.

-Kocham Cię, Michael.

-Też cię kocham, Lucas-wykrztusił uśmiechając się lekko.

Hemmings zamknął oczy i oparł swoje czoło o jego.

-Kiedyś zostaniesz moim mężem, Mikey.

-Tak?-spojrzał zaciekawiony na swojego chłopaka.

-Tak. Uklęknę przed tobą na jedno kolano i zapytam czy uczynisz ze mnie najszczęśliwszego chłopaka na świecie i spędzisz ze mną resztę swojego życia. Nie chcę dłużej czekać, jestem na to gotowy, bo wiem, że jesteś tym jedynym, Mike. Spokojnie poczekam, ale nie dłużej niż trzy lata.

-A jeśli jestem gotowy i nie potrzebuje aż trzech lat?

-Nie?-Luke zaskoczył się pozytywnie a zaraz po tym szeroko uśmiechnął.

-Rok. Starczy nam rok.

-Od dzisiaj równy rok...-wyszeptał w jego ucho.

Mike pokiwał głową.

-I powiesz tak.

Ponownie pokiwał głową.

-Będziemy razem do końca-złożył delikatny pocałunek na skroni Mikey'a. -Będziemy mieli mały domek nad jeziorem.

-Z czerwonym dachem i balkonem-dodał Mike.

-I dwójką dzieci. Córeczka i syn.

-Letty i Casey-powiedział po krótkim namyśle.

-Ale najpierw skończymy szkołę. Wiem, że jesteście bogaci i spokojnie twój ojciec mógłby załatwić nam dobrą przyszłość, ale ja też niedorozwojem nie chcę być-westchnął i pocałował Michaela w policzek. Ten natomiast się roześmiał i mruknął coś niezrozumiałego w ramię blondyna.

-Kocham cię, przyszły panie Hemmings.

-Ja ciebie też... Jesteś najlepszym co mnie spotkało przez te ostatnie parę miesięcy-przyznał z szczerością Mike.

-Ty również. I pomyśleć, że wszystko przez to, że w autobusie do mnie zagadałeś, a potem na środku korytarza się wręcz pochłanialiśmy ustami-zaśmiał się przywierając do jego ust swoimi.

Pocałunek nie był końcem, był początkiem wspólnego życia. Całowali się jakby był to ich ostatni, pierwszy pocałunek. Mike zostawiał na szyi Luke'a ciemne ślady, aby zaznaczyć go po raz ostatni. Ich usta napierały na siebie, a ciała splatały się na tyle, na ile pozwalało im szpitalne łóżko. Luke zasnął z ręką na piersi Michaela, w tym samym miejscu, które kolejnego dnia będzie poddane operacji. Mike natomiast nie potrafił zmrużyć oka. Z jakiegoś powodu się już nie bał. Ogarnęła go niezwykły spokój, którego nie był w stanie wytłumaczyć. Zaczął odliczać dni do ślubu z miłością jego życia. Dokładnie za rok miał zostać jego mężem. Za rok, 15 listopada, miał się stać panem Michaelem Hemmingsem.

-Lukey...-wyszeptał Mike. -Muszą mnie przygotować, kochanie.

Luke zmarszczył nos i mruknął coś cicho, zacieśniając ich uścisk. Dopiero po chwili zorientował się gdzie się znajduje i się ocknął schodząc z łóżka zielonookiego. Śnił mu się Mike w garniturze, który pod rękę idzie ze swoim ojcem w stronę ołtarzu, na którym się znajdował. Opuścił grzecznie pokój, bo wiedział, że zobaczy się z Mikey'em tuż przed operacją. 

Pielęgniarka podłączyła go pod kroplówkę i podała leki przeciwwymiotne. Nudności ustąpiły. 

Do pokoju wszedł ojciec, żeby uścisnąć Michaela. 

Tuż po nim wszedł Jay wraz z Connorem. Oboje płakali. 

Chwilę po nich wszedł Luke. 

-Kocham cię, mój mały kotku-wślizgnął się w objęcia Michaela i przytulił głowę do jego piersi.

-Ja ciebie też, mój wielkoludzie-Mike nie wytrzymał i się rozpłakał. -Jesteś moim ulubionym.

-Ulubionym?-uniósł głowę i wytarł jego łzy.

-Tak-pokiwał głową. -Jesteś moim ulubionym człowiekiem. Wygrałeś, bo nie masz ze sobą równych i koniec.

-Aw, czuję się zaszczycony-uśmiechnął się i przejechał palcem po jego policzku. Kolejne łzy popłynęły z jego oczu. Nie kontrolował tego i nawet nie miał zamiaru. Złożył ostatni, ale czuły pocałunek na jego ustach -To nie jest koniec.

-Wiem-przyznał z lekkim uśmiechem. -Czuję to. I... wszystkiego najlepszego, Lukey.

Luke uśmiechnął się przez łzy i przyjął małe pudełko, które podał mu Mike. Otworzył je i zobaczył w środku złoty łańcuszek z sercem. Na nim wygrawerowana była litera M.

-Dziękuję, kochanie. Ale i tak najlepszym prezentem będzie wiadomość, że operacja się udała. 

Mike pokiwał głową i mocno przytulił swojego chłopaka, a przyszłego męża.

-Już czas-do pokoju weszła znajoma pielęgniarka z miłym uśmiechem. Posłała Luke'owi smutny uśmiech i wyprowadziła go. -Czas iść spać, a kiedy się obudzisz, po raku zostanie tylko wspomnienie. 

Mike uśmiechnął się lekko w jej stronę. 

-Pamiętaj o jednej rzeczy-pchnęła jego łóżko w stronę drzwi. -Czasami niektóre elementy zostają usunięte, żeby zrobić miejsce dla nowych. Czasami świat, w którym żyjemy sprawia, że wokół nas dzieją się różne rzeczy, ale w końcu wszystko układa się tak jak powinno. To przyjemna perspektywa. Świadomość, że nic nie dzieję się bez powodu. Dlaczego masz raka? Może dzięki temu ocaliłeś życie trojga twoich przyjaciół? Gdybyś nie zachorował, nie poznałbyś ich? Gdybyś nie był chory, nie spotkałbyś miłości swojego życia? 

Dzięki tym słowom Mike poczuł się jakimś sensie lepiej. Czuł się spełniony. Większość ludzi odchodzi, nawet w połowie nie przeżywszy takich rzeczy ile Mike w ciągu tych paru miesięcy. Mike był wdzięczny, że miał przy sobie ludzi, którzy go wspierali. 


Luke chodził w tę i z powrotem. Minęły już 3 godziny od rozpoczęcia operacji i chłopak zaczął tracić zmysły. David powiedział mu, że jeśli w ciągu dwóch godzin lekarz wyjdzie, oznacza to, że guza nie da się usunąć, bądź pacjent zmarł w trakcie. Kiedy mijała kolejna godzina, Luke nieco odetchnął i zrobił się spokojniejszy. Spojrzał na wyświetlacz telefonu. Dochodziło południe, a operacja miała trwać do 8 godzin. Luke marzył już, aby trzymać w swoich objęciach Michaela i całować każdy cal jego twarzy. Uniósł głowę, gdy usłyszał kroki. Z sali wyszedł lekarz z dziwnym wyrazem twarzy. Łzy zaczęły niekontrolowanie spływać z policzków Luke'a. 

-Stało się coś dziwnego...-powiedział lekarz z ogromnym zdziwieniem na twarzy. -Operacja dobiegła końca...


Smutno mi 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top