12. Take me back to the middle of nowhere
Luke obudził się koło 6 nad ranem. Był bardzo zdziwiony tym, że przespał w nocy ponad 6 godzin, bez budzenia się co chwilę. Może to dzięki chłopakowi o fioletowych włosach, który leżał obok, wtulony w jego prawy bok? Odchylił głowę w tył i uśmiechnął się szeroko. Był pełen życia z dwóch powodów, jednym było to, że w końcu się wyspał, a drugim to, że obudził się mając przy sobie najwspanialszego chłopaka pod słońcem.
Delikatnie pogłaskał go po policzku, po czym złożył pocałunek w tamtym miejscu. Mike poruszył się lekko i otworzył zaspane oczy.
-Dzień dobry, Mikey-przywitał się z nim blondyn.
-Hej-wychrypiał chłopak, obdarowując Luke'a jednym ze swoich szczerych uśmiechów.
-Jak się spało, kochanie?
-Dobrze-powiedział cicho, wtulając się w jego klatkę piersiową. -Która godzina?
-Po 6-odparł, zaczynając bawić się kosmykiem włosów Michaela.
-Dlaczego budzisz mnie tak wcześnie, Luke-mruknął oburzony, zakrywając się kocem aż po samą głowę.
-Masz szkołę, Mikey. Dzisiejszego dnia nie pozwolę ci opuścić.
W odpowiedzi usłyszał tylko jęk starszego chłopaka. Zaśmiał się i odkrył koc, aby mieć lepszy widok na jego twarz. -Żadnego marudzenia, kotku, zawiozę cię, ale musisz już wstać.
Mike wymamrotał z siebie niezrozumiałe słowa i objął blondyna w talii nie pozwalając mu się ruszyć. Luke zaśmiał się pod nosem i jednym gestem, który nie potrzebował jakiegoś specjalnego wysiłku, podniósł się ciągnąc za sobą chłopaka, tym samym zmuszając go do wstania z kanapy. Uniósł Michaela, a ten oplótł nogi wokół jego bioder oraz złapał się go za ramiona. Luke zrobił kilka kroków w przód i znalazł się w ich kuchni, następnie posadził zielonookiego na blacie. W tym samym momencie z góry zszedł Jay, tym razem w kompletnej garderobie. Uśmiechnął się do chłopaków i nastawił wodę na kawę.
-Hemmo, w końcu do szkoły, co? -zapytał Winchester, obrywając za to kuksańca w bok od przyjaciela.
-Pieprz się-mruknął Luke, zaczynając szykować śniadanie dla siebie i Michaela.
-Wolałbym pieprzyć co innego, Lucas- poruszał zabawnie brwiami i kolejny raz zaliczył kuksańca od Luke'a.
Mike zaśmiał się widząc dwóch przyjaciół dogryzających sobie wzajemnie. Miał wrażenie, że wszystko wokół przestaje być ważne. Szkoła, dobre stopnie, przyszłość, te rzeczy zostają w tyle a na pierwszym miejscu liczą się przyjaciele i miłość. Luke. Tak, to on zdecydowanie był u Michaela najważniejszy.
Z myśli wyrwało go dziwne ukłucie w żołądku. Dostał nagłych mdłości nie wiadomo czym spowodowanych. Złapał się za brzuch mając wrażenie, że za chwilę zwymiotuje wszystko co wczoraj zjadł. Nie czekając ani chwili dłużej, zeskoczył z blatu i pognał na piętro do łazienki.
Jay spojrzał na Luke'a, który śledził znikającą na schodach sylwetkę Michaela.
-Twojemu chłopakowi chyba coś się dzieję...-podrapał się w tył głowy i wyłączył gaz, gdyż woda w dzbanku własnie się zagotowała. -Napijecie się kawy?
Luke zignorował pytanie przyjaciela i pobiegł szybko za Cliffordem na góry.
-Mikey? -zapytał, gdy wszedł do łazienki i oparł się o framugę drzwi. -Wszystko w porządku?
-Chyba to ta wczorajsza pizza... -wysilił się na blady uśmiech.
-Na pewno wszystko okej? -Luke podszedł i kucnął przy chłopaku, który w tym momencie siedział oparty o wannę. Luke'owi od razu wspomniał się wieczór, kiedy to Mike upił się i był nad wyraz pobudzony. Wtedy jednak chłopak wyglądał inaczej, lepiej niż teraz. Mike przypominał chodzącego trupa, był jeszcze bladszy niż zwykle, jego oczy były podkrążone a kości policzkowe nadto uwydatnione. Ostatnimi czasy trochę schudł, więc może to dlatego.
Nagle Michael złapał się za lewy bok i jęknął cicho z bólu. Młodszego chłopaka ogarnął paraliż, nie mógł się ruszyć mimo tego, jak bardzo chciał pomóc Michaelowi. Clifford ponownie głośno jęknął, prawie krzyknął, co od razu zwróciło uwagę przyjaciela Hemmingsa, który w przeciągu paru sekund zjawił się w łazience.
-Co się dzieje?-zapytał, lekko poddenerwowany, kiedy jednak zauważył Michaela wszystko wyparowało. -Jezu, co mu jest?
Luke otworzył usta, jednak żadne słowo się z nich nie wydostało. Jay zignorował niemoc przyjaciela i objął mniejszego chłopaka mocno ramionami.
-Mike, co ci się dzieje?
-To...Boli -wydukał ledwo co z siebie, nadal trzymając się za bok tuż pod klatką piersiową.
-Wytrzymasz, czy mam zadzwonić po karetkę?
-Zadzwoń... -jęknął ponownie.
Jay bez wahania wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer na pogotowie ratunkowe. Chwycił Michaela i pomógł mu wstać. Chłopak nieporadnie się podniósł i wraz z pomocą starszego od siebie chłopaka zszedł na dół, znikając tym samym z oczu Luke'a, który nadal stał tam sparaliżowany. Jay posadził go na kanapie i kucnął przed nim kładąc swoje ręce na jego kolanach. Głaskał go po nogach i powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Póki karetka nie przyjechała, Winchester dodawał mu otuchy, dzięki czemu Michael jakoś dał radę. Oczywiście wolałby, żeby to zamiast Jay'a był Luke, jednak już nie narzekał, bo wiedział, że mogło być gorzej. Mógł dostać tak nagłego bólu w szkole, a to już nie odegrałoby się tak spokojnie jak tutaj. Byłoby zbiorowisko i gadanie szkolnych plotkarzy, którzy zaczęliby wymyślać różne powody, dla których karetka przyjechała do szkoły. Pewnie dowiedzieliby się równie szybko, że ich kolega jest chory na raka, czego Mike zdecydowanie chciał uniknąć.
Pogotowie ratunkowe pojawiło się już po paru chwilach. Wychodząc z domu, Mike poczuł silne ramiona oplatające go w talii oraz znajome usta napierające na jego. Jego oczom ukazała się roztargniona twarz Luke'a oraz jego pełne niepokoju niebieskie oczy.
-Wszystko będzie w porządku, kochanie...- zdołał szepnąć mu do ucha, po czym został odpędzony przez sanitariusza prowadzącego Michaela do karetki.
Kochani, muszę na chwilę zawiesić to ff, bo jak wiecie koniec roku tuż, tuż i zagrożenie z polskiego i marketingu samo się nie poprawi...
Dodatkowo jeszcze muszę zrobić parę prac na rysunek, więc raczej nie będę miała głowy do pisania :/
Nowy rozdział prawdopodobnie pojawi się prawdopodobnie na początku czerwca
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top