07. Carpe diem 'til the bitter end

-Już wszystko jasne, Mike? -zapytał Luke unosząc brew.

Mike pokiwał tylko lekko głową w odpowiedzi.

-No. Może głodny? I nawet nie mów, że nie jesteś, bo wczoraj wszystko wyrzygałeś, więc pewnie masz pusty żołądek-stwierdził, wstając z łóżka.

-Troszku, jestem-skłamał. Był bardzo głodny przez co ból brzucha dawał się już we znaki od jakiegoś czasu.

-To chodź -Luke wyciągnął w jego stronę rękę. Mike chwycił za nią, nie zwłocznie się rumieniąc i również wstał z łóżka. Luke pociągnął Michaela na dół po krętych drewnianych schodach. Niższy chłopak zaczynał powoli kojarzyć to miejsce.
Jasne ściany idealnie kontrastowały z ciemnym drewnem na podłodze, a meble tego samego koloru były zawalone jakimiś gazetami i książkami. Wchodząc do kuchni można było poczuć niezbyt przyjemny zapach spalenizny, a brudne naczynia walały się w zlewie.

-Przepraszam, Jay wczoraj próbował coś ugotować i no, nie zbyt mu to wyszło -Luke uśmiechnął się przepraszająco w jego stronę. Przesunął naczynia na blacie, robiąc miejsce i podszedł do Michaela. Złapał go w talii i podniósł do góry po czym posadził go na wcześniej wytarty blat. Zielonooki chłopak uśmiechnął się szeroko i lekko zarumienił. Po raz kolejny już dzisiaj przez jedną i tę samą osobę.
Luke wyciągnął z lodówki jajka, szynkę i masło a następnie patelnię i położył wszystko na blacie obok kuchenki.

-Może być jajecznica? -zapytał, na co Mike odpowiedział mu skinieniem głowy.

-Ale bez szynki, dobrze? -dodał szybko zanim Luke zdążył po nią sięgnąć.

-Nie lubisz, Mike? - odłożył szynkę z powrotem do lodówki.

-Nie przepadam za mięsem -odparł wzruszając ramionami.

-Oh, okej. A szczypiorek pokroić?

Michael pokiwał głową i zaczął lekko wymachiwać nogami, nie przestając obserwować ruchów Luke'a. Poruszał się tak szybko i zwinnie przechodząc wciąż z jednego końca kuchni na drugi. Gdyby Mike był w tym momencie na jego miejscu, pewnie skończyło by się to źle, a w najlepszym wypadku rozbitymi jajkami na białych. Tak, Michael był straszną niezdarą.

-Już- odparł po niecałych 5 min Luke, podając niższemu talerz z przygotowaną jajecznicą.

-Dziękuję- uśmiechnął się i zszedł z blatu, żeby usiąść przy stole.

Luke usiadł na przeciwko niego ze swoim talerzem i zaczął jeść uśmiechając się do niego co chwila. Mike również jakoś nie potrafił przestać się uśmiechać. Po parunastu minutach, kiedy na ich talerzach było już pusto, a w kuchni w miarę ogarnięte, postanowili na chwilę odpocząć, więc przenieśli się do salonu i rozłożyli na wygodnej kanapie.

-Która godzina? - zapytał Mike, kiedy już nadawany program motoryzacyjny zaczynał go nudzić.

-Wpół do 14, kotek- odpowiedział Luke, nie odrywając wzroku od telewizora.

Kotku...

Na to przezwisko Mike po raz kolejny się zarumienił.

-Musiałbym już chyba wracać... -zagryzł dolną wargę, powoli wstając z kanapy.

-Zawiozę cię, Mikey.

-Nie musisz, serio - odparł kierując się w stronę pokoju Luke'a. No tak, nadal był bez spodni i w koszulce blondyna...

-Zawiozę cię, Mikey - powtórzył z uśmiechem i wstał z kanapy. Wyminął niższego chłopaka i wszedł po schodach do swojego pokoju. Zahaczył po drodze o łazienkę i zabrał stamtąd suche już ubrania Michaela, po czym zszedł znowu na dół. Wręczył chłopakowi jego ubrania, a sam poszedł się przebrać. Postawił na zwykłe czarne rurki i prostą koszulkę z logo Batmana. Kiedy wrócił na dół, Mike czekał już przy drzwiach. Nadal miał na sobie jego koszulkę z Nirvany, co wywołało duży uśmiech na jego twarzy. Michael zdecydowanie powinien częściej chodzić w jego ubraniach.

-Gotowy?- zapytał zakładając swoje podniszczone już vansy.

Mike pokiwał głową i otworzył drzwi, wychodząc na dwór. Zimne powietrze uderzyło go w twarz, cofnął się o krok w głąb mieszkania, wpadając tym samym na klatkę piersiową Luke'a. Blondyn zareagował od razu i objął go w talii, utrzymując równowagę za ich obu.

-Dam ci jakąś kurtkę. Jak będziemy jechać to może być ci bardzo zimno-odparł Luke, puszczając chłopaka.

-Nie masz ogrzewania? -zmarszczył brwi w zamyśleniu. Widocznie, Luke musiał mieć jakiś naprawdę stary samochód skoro brak w nim takiej rzeczy.

-W motocyklu nie ma ogrzewania, Mikey -zaśmiał się blondyn, widząc zdezorientowaną minę kolorowego chłopaka.

-Mmmotocyklu? -otworzył szerzej swoje zielone oczy. O nie, nie wsiądzie na taką maszynę nigdy.

-Tak, mmmotocyklu - przedrzeźnił chłopaka rozbawiony jego reakcją. Sięgnął po kurtkę wiszącą na wieszaku obok i okrył nią ramiona mniejszego. Mike uśmiechnął się lekko i wyszedł na dwór. Luke zamknąwszy wcześniej już drzwi, skierował się w stronę garażu, prowadząc za sobą niebieskiego. Otworzył drzwi garażu i oczom Michaela ukazała się czarna Impala z 67r. Jego oczy momentalnie zrobiły się jeszcze większe niż były.

-To twoje? - popatrzył na Luke'a z ogromnym wrażeniem wymalowanym na jego bladej twarzy.

-Niestety nie - westchnął. -Impala jest Jay'a, ale czasami da mi się przejechać. Teraz śpi, więc nie chcę go budzić, bo jak to zrobię, to Jay będzie zabuczały do wieczora -zaśmiał się okrążając samochód. Michael dopiero wtedy zauważył, że prócz Impali w garażu znajduje się też duży, czarny motocykl. Nie znał się za bardzo na tego typu maszynach, ale domyślał się, że jest to jakiś stary amerykański model. Podszedł do niego i przejechał delikatnie palcem po okrytym brązową skórą siedzeniu. Lekko się przestraszył, kiedy Luke założył mu kask na głowę.

-A ty?- zapytał zauważając, że Luke nie ma na głowie kasku.

-Nie mam drugiego, a nie chcę, żebyś sobie broń boże coś narobił, niezdaro.

Mike tylko prychnął i założył ręce na piersi. Luke wyprowadził motocykl z garażu, po czym zamknął drzwi.

-Wsiadasz, księżniczko? - spojrzał w stronę wciąż obrażonego chłopaka. Mike stał tam z założonymi rękoma na piersi. Dla Luke'a wyglądał uroczo. Zauważył, że na słowo 'księżniczka', Mike lekko się wzdrygnął, aż w końcu ruszył i usiadł za nim na jego motocyklu.

-Trzymaj się mocno-ostrzegł go i odpalił maszynę.-Mogę ruszyć?

Michael momentalnie objął Luke'a w pasie i trzymając się mocno pokiwał lekko głową. Luke za zgodą chłopaka ruszył z podjazdu. Wjeżdżając na ulicę, nieco przyspieszył. Mógł poczuć, jak Mike ciaśniej oplata ręce wokół jego talii i napiera na niego całym swoim ciałem. Hemmings mimowolnie się uśmiechnął i przyspieszył. Lubił sprawiać, że chłopak się do niego jeszcze bardziej zbliżał. Lubił czuć jego ciepło i jego dotyk. Michael działał na niego kojąco i pozwalał Luke'owi się nieco uspokoić i zapomnieć o wszystkim co go męczy, dlatego też niechętnie skręcił na ulicę mniejszego chłopaka, bo wiedział, że za chwilę Mike go już puści.

Kiedy wjechał na ulicę, na której mieszkał Mike, z wrażenia o mało co nie stracił panowania nad motocyklem. Te domy były warte co najmniej parę milonów dolarów. Ogromne wille i sportowe samochody we wszystkich możliwych kolorach. Luke nie mógł wyjść z podziwu, w jakim otoczeniu żyje Michael. Podjechał pod wysoką bramę z literą C na środku, która odgradzała ich od domu Michaela. Clifford nachylił się i wpisał kod do urządzenia, po czym brama otworzyła się przed nimi, a Luke wjechał na teren posiadłości. Zatrzymał się i zsiadł z motocykla, Mike zrobił to samo. Poprowadził maszynę za dom i oparł ją o ścianę budynku. Podszedł do zielonookiego chłopaka, który szukał kluczy w kieszeni swoich ciasnych spodni. Znalazłszy je, otworzył drzwi i wszedł do środka, a Luke za nim.

-Uh, wow-było jedynym co zdołał wypowiedzieć, kiedy przekroczył próg rezydencji Cliffordów.

Wewnątrz wyglądało jeszcze lepiej niż z zewnątrz. Białe ściany przyozdobione portretami znanych osób, meble z pozłacanymi ramami i szklany stolik. Luke przyglądał się wszystkiemu z podziwem.

-Przestaniesz się ślinić na widok mojego domu i pójdziesz ze mną do góry?-Mike przewrócił oczami. -Przebiorę się i oddam ci koszulkę.

-Nie musisz. Wyglądasz słodko w moich ubraniach-stwierdził blondyn z lekkim uśmieszkiem. -Musisz nosić je częściej..-podszedł do niego i złapał go delikatnie w talii, na co niższy chłopak się wzdrygnął.

-Jesteś takim cholernie uroczym stworzeniem, że mam ochote robić z tobą rzeczy, o których ci się nawet nie śniło, Mikey...-powoli przegryzł wargę nie spuszczając wzroku z ust zielonookiego.

Michael przełknął ślinę i zwilżył usta językiem. Luke przysunął go do siebie i zbliżył swoją głowę do jego. Niebieskowłosy zamknął oczy i tylko czekał aż usta Luke'a dotkną jego. Nie doczekał się tego jednak, gdyż usłyszał dzwięk silnika, nadjeżdżającego samochodu rodziców, co świadczyło o tym, że za parę sekund wejdą do domu i zobaczą ich razem.

Mike gwałtownie odsunął się od Luke'a, a ten popatrzył na niego zdezorientowany.

-Mmoi rodzice... -złapał go za rękę i pociągnął do góry, żeby zaraz potem wepchnąć go do swojego pokoju. Zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie. -Oni nie mogą nas widzieć, oni nie mogą ciebie widzieć...

-Dlaczego? - zapytał Luke rozglądając się po pokoju Clifforda.

-Uh, po prostu nie mogą.

Michael zaczął nerwowo krążyć po pokoju.

-Skoro wrócili tak wcześnie, to oznacza to, że zostaną resztę dnia w domu i będą pewnie coś robić, czyli nie możesz wyjść tylnymi drzwiami, bo cię na pewno zobaczą uh.

-A mój motocykl?-zapytał siadając na łóżku. Było duże i bardzo wygodne.

-Cholera... -mruknął pod nosem. -Zaraz wracam.

Wybiegł jak oparzony, przez co Luke domyślił się, że poszedł przestawić motocykl tak, żeby jego rozdzice nic nie zauważyli. Blondyn wykorzystał tę sytuację i zaczał się uważnie przyglądać pokojowi Clifforda. Niezbyt różnił się od pokoju typowego nastolatka. Był jedynie większy i bardziej poukładany. Widać, że lubi mieć wszystko na swoim miejscu.

Po niecałych 5 min Mike wrócił. Nieco zdyszany ponownie zamknął za sobą drzwi. Spojrzał błągalnym wzrokiem na Luke'a i powiedział cicho:

-Może zostaniesz na noc?

***

Ten rozdział ssie, wiem. Mogę powiedzieć tylko tyle, że w nocy będzie się działo...

Tak baaardzo dziękuję za tyle wyświetlen i gwiazdek i w ogóle kochani ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top