05. Just fall, our hearts are racing

-Nie, nie, nie! - panikował przestraszony chłopak, kiedy instruktor skoków na bungee zapinał mu potrzebny sprzęt. -Już się rozmyśliłem, Con. Zabierz mnie stąd!

Starszy chłopak tylko się zaśmiał. Stał oparty o barierki i przyglądał się jak Mike szykuje się do skoku z pomostu. Za parę chwil skoczy z 23 metrów tuż nad taflą jeziora. Connor nie mógł wyjść z podziwu młodszego przyjaciela i zdziwienia, że tak łatwo się na to zgodził. Pamiętał, gdy byli młodsi, to on był tym, co podejmował odważne decyzje a Mike zawsze stał z boku i się przyglądał. Tym razem role się odwróciły.

-Ja zginę, frajerze! - kontynuował swój lament.

-Uspokój się, Mike - podszedł do niego i położył dłoń na jego ramieniu. - Skoczysz, sam się zgodziłeś. To będzie trwać krótko, ale pewnie poczujesz się zajebiście. Obiecuje, że nie zginiesz.

-Dzięki... -nieco się uspokoił.

-Pomyśl o czymś miłym - poradził mu i cmoknął go w policzek.

Luke

Ich zachłanny pocałunek w szkole i ten delikatny w autobusie

Mike od razu odzyskał uśmiech na twarzy. Connor widząc to uśmiechnął się szeroko i wrócił we wcześniejsze miejsce.

-Gotowy? - zapytał instruktor Michaela.

Ten w odpowiedzi pokiwał głową i przygotował się do skoku.

Zamknął oczy i odliczał do trzech.

Raz... Dwa... Trzy...

Skoczył.

-Skoro skoczyłem na bungee, to ja chyba mogę zrobić już wszystko! - podniecał się Mike. Właśnie byli w drodze powrotnej z nad rzeki. Mike energicznie wymachiwał rękoma we wszystkie strony, opowiadając o przeżyciach po skoku. Connor kochał patrzeć na swojego przyjaciela, gdy ten jest taki wesoły i nabuzowany.

-Możesz zrobić wszystko? - Con spojrzał na chłopaka unosząc jedna brew.

-Taak - Mike uśmiechnął się szeroko i oparł głowę o szybę.

-Chodź ze mną na imprezę. Stan robi domówkę i będzie dużo ludzi.

-Nie - powiedział bez najmniejszego namysłu.

-A mówiłeś, że możesz zrobić wszystko - zaśmiał się i skręcił na podjazd swojego domu. Zaparkował i wyłączył silnik.

-Ojeju, to prawie wszystko, Conny - jęknął Mike i wyszedł z auta trzaskając mocno drzwiami. Connor wzdrygnął się na ten dźwięk. Był strasznie uczulony na punkcie swojego Camaro z 69 roku. Wyszedł również z auta i poszedł w stronę domu. Otworzył drzwi i razem z Michaelem weszli do środka. Młodszy z chłopaków od razu rozłożył się na kanapie, a Connor grzecznie zajął miejsce na fotelu.

-No proszę, Miki... - nalegał Con. - To jest dzisiaj. Twoi rodzice zgodzili się, żebyś u mnie został na noc, więc mamy wszystko ułatwione. Plis, plis, plis, plis.

Mike tylko westchnął.

-Wiesz, Luke tam prawdopodobnie będzie... -powiedział z zadziornym uśmieszkiem.

Mike zarumienił się jak na zawołanie.

-No... To idziesz? - popatrzył na niego z nadzieją.

Mike pokiwał tylko głową. Connor od razu uśmiechnął się szeroko i wstał z fotela.

-Jej - położył się na nim i cmoknął go w czoło, na co Mike zachichotał cicho. -Twoja pierwsza prawdziwa impreza, co nie?

-Tak... Muszę się jakoś przygotować..?

-Hm... Co powiesz na to, żeby odświeżyć ten kolor... -czule odgarnął mu niesforne kosmyki z czoła. -Ten czerwony trochu już wyblakł.

-Oh...

-Co powiesz na... niebieski? - poruszał zabawnie brwiami. Mike uśmiechnął się i pokiwał głową. Con wstał z niego i złapał go za rękę. -No to chodź - pociągnął go w stronę łazienki.

Po godzinie włosy Michaela miały już żywy niebieski odcień. Chłopak siedział właśnie na łóżku Connora i czekał aż ten wygrzebie potrzebne ciuchy z szafy. Mike przyglądał mu się z rozbawieniem. Connor był największym bałaganiarzem jakiego widział w życiu. W końcu po dłuższej chwili odsunął się od szafy i odwrócił w stronę Michaela. Rzucił mu parę spranych czarnych rurek i czarny T-shirt.

-Załóż to i się pokaż - rozkazał mu i wyszedł z pokoju zostawiając go, aby się przebrał. Mike założył przygotowane ubrania, ale gdy zakładał spodnie zauważały na nich dość sporą plamę przy kroczu. Ściągnął je od razu i rzucił na łóżko. Nie wiadomo, co Connor robił w tych spodniach...

Podszedł do szafy i zaczął w niej grzebać. W oczy rzuciły mu się spodnie w biało czarne pionowe pasy. Wyciągnął je i przyjrzał się im. Okazało się, że jedna nogawka jest w pasy a druga czarna, co od razu spodobało się mu. Założył je i przeglądnął się w lustrze. Uśmiechnął się sam do siebie i zszedł na dół.

-Już- wszedł do salonu robiąc piruet, jak zawodowa baletnica.

Connor uważnie spojrzał na niego i zmarszczył brwi.

-Założyłeś spodnie mojej siostry, Mike.

-Ojej... - zaczerwienił się. -To ja się może przebiorę...

-Nie mamy już czasu niebieski. Trudno, pójdziesz w damskich spodniach- zaśmiał się i wstał z kanapy. -Zakładaj buty i chodź.

Mike tylko westchnął i założył swoje czarne vansy. Connor pociągnął go w stronę wyjścia i już po paru min siedzieli w camaro blondyna i kierowali się w stronę domu Stana.

Jak się spodziewał było dużo pijanych, naćpanych, półnagich, spoconych nastolatków. Właśnie tego typu imprez chciał zawsze unikać, cóż... nie udało mu się to. Szedł tuż za przyjacielem nie chcąc go stracić z oczu. Con podszedł do jakiejś grupki ludzi. Dziewczyna z różowymi pasemkami uśmiechnęła się do niego i pocałowała go w policzek. Mike nie miał bladego pojęcia kim ona była. Oparł się o blat w kuchni, rozglądając się w poszukiwaniu znajomej blond czupryny, kiedy podszedł do niego jakiś chłopak w lokach. Uśmiechnął się szeroko ukazując dołeczki w policzkach.

-Rozluźnij się, młody - wepchnął mu do ręki szklankę z jakimś kolorowym drinkiem.

-Um dzięki... - wziął łyk i od razu się skrzywił. - Dziwny smak...

-Po tym drinku odlecisz, oh yeah.

Mike przypatrzył mu się uważnie i zmarszczył brwi. Zaczerwienione oczy wyższego chłopaka i cwaniacki uśmieszek nie zwiastowały niczego dobrego. Nie przejmując się tym jednak za bardzo, Mike wypił swojego drinka na ex i odłożył szklankę na blat. Kolejne co pamiętał, to Connor, który złapał go za rękę i pociągnął do salonu, żeby zatańczyć. Widział też Luke'a ze swoją dziewczyną, ale następne wydarzenia pamiętał jak przez mgłę.

Obudził się ze strasznym bólem głowy i suchością w gardle. Podniósł się i rozmasował palcami skronie w nadziei, że to przyniesie ulgę. Rozejrzał się. To nie było jego łóżko, to nie był jego pokój. Usiadł na brzegu łóżka i poczuł nie przyjemny powiew wiatru. Spojrzał w stronę drzwi balkonowych, które były na oścież otwarte. Postanowił je zamknąć, ale coś jakby mu nie pasowało. Popatrzył w dół na swoje ubranie i cicho zaklął pod nosem. Miał na sobie jedynie za duży czarny T-shirt z logo Nirvany i bokserki. Przykrył się znowu i spojrzał na drugą połowę łóżka. Zdziwił się ogromnie widząc tam Luke'a. Podniósł kołdrę i modlił się w duchu, aby Luke miał na sobie wszystkie części garderoby. Jęknął w duchu na to co zobaczył. Luke Hemmings leżał z nim w łóżku kompletnie nagi.

Co tu dużo mówić... Nasz Mikey trochu zaszalał

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top