03. There's nothing to lose When no one knows your name
Resztę dnia spędził milcząc. Nie miał ochoty na nic. Nic nie zjadł. Nie poszedł również kolejnego dnia do szkoły. Pragnął, aby to wszystko okazało sie snem, żeby wstał kolejnego dnia zdrowy i uśmiechnięty. Zamiast tego wstał niewyspany i smutny. Zwlókł sie z łóżka i popatrzył w lustro. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Oczy podkrążone, włosy w nieładzie, dodatkowo jeszcze zauważył krostę na skroni. Sklnął pod nosem i zaczął doprowadzać sie do porządku. Przemył twarz zimna woda i umył zęby. Kolejne 10 min zajęło mu stylizowanie fryzury. W końcu poddał sie i zaczesał grzywkę w dol. Założył swoje okulary, żeby, chociaż trochę zakryć sińce pod oczyma. Założył ubrania i zszedł na dol. Minął sie z rodzicami mówiąc im krótkie "cześć" i wyszedł z domu. Kolejny dzien z rzędu bez śniadania.
Równo o 7:15 wszedł do autobusu. Nie zwróciwszy uwagi na to czy Luke jest w busie, usiadł w pierwsze wolne miejsce. Nie minęła nawet minuta a nagle obok niego usiadł chłopak. Uśmiechnął się sie do niego, na co Mike odwzajemnił uśmiech.
- Jak sie czujesz? - zapytał z troska w głosie.
- Nijak - odparł Mike i spuścił głowę.
- Co sie okazało w szpitalu? - dociekał sie młodszy chłopak.
- Um...- nie mógł mu powiedzieć, ze jest chory. Jest za wcześnie i jeszcze będzie się brzydził z nim rozmawiać. - Mam Malo witaminy D - skłamał pospiesznie.
- Oh... Musisz jeść więcej owoców.
- Ta... - uśmiechnął się sie lekko.
Luke sięgnął do swojej torby i wyciągnął z niej jabłko.
- Proszę -podał owoc starszemu chłopakowi. Mike uśmiechnął się sie mimo woli. Jak to możliwe, żeby ledwo, co poznany chłopak sprawiał, że uśmiechał się mimo tego, ze nienawidzi w tym momencie swojego życia?
Zabrał jabłko i trzymał je oburącz.
- Dziękuje.
Luke posłał mu kolejny uroczy uśmiech. Przez resztę drogi rozmawiali o błahostkach. Czuli sie ze sobą jakby znali sie parę ładnych lat.
Wychodząc z pojazdu Mike nie miał ochoty pójść do szkoły. Postanowił, że zrobi sobie wagary. Napisał do Connora a ten od razu zgodził. Tak, Conny nie był fanem szkoły. Mimo tego, że chodzili do rożnych szkół, to jeśli chodzi o wagary zawsze się zgadzał.
Spotkali sie w parku. Przytulili się mocno na powitanie. Zawsze tak robili i nikomu to nigdy nie przeszkadzało. Wiedział, że Connor od początku szkoły jest zakochany w Jamesie - swoim sąsiedzie, który jest totalnym przeciwieństwem McCalla. Conny jest punkiem. Tatuaże, piercing, kolorowe włosy. Natomiast Jay pochodzi z dobrego domu i ma wygląd anioła. Mimo tych różnic, Mike nadal twierdzi, że tych dwoje pasowałoby do siebie idealnie.
- Co sie z Toba stało, Clifford? Początek roku szkolnego a ty juz wagary? - zaśmiał się i usiadł na oparcie ławki.
Mike tylko przewrócił oczami.
-Poznałem chłopaka...-Zaczął nie pewnie. Con od razu sie ożywił.
-Serio?! Omg gdzie? Co? Jak?-zaczął histeryzowac.
-Nazywa sie Luke. I ma piękne niebieskie oczy... -rozmarzył się i cichutko westchnął. -Jeżdżę z nim rano autobusem.
-Mry. A przystojny jest? -poruszał brwiami.
-O taak - Mike usmiechnął się szeroko na myśl o blondynie.
-A spodobał ci się widzę?
-Troche... -powiedział nieśmiało. -Ale zdaje mi się, że ma dziewczynę...
-Oh... - mruknał Connor na co Mike spuścił głowe i zaczął przyglądać się swoim podniszczonym conversom.
-Taka niska brunetka z lokami ...
-Czekaj...-przerwał mu przyjaciel. -Mówisz o Luke'u, który ma Stacy za dziewczynę? Ta laska z lokami i dużymi cycami?
Mike zachichotał cicho.
-Tak... Znasz go?- ożywił się.
-Zdaje mi się, że chodzi ci o Hemmingsa. Chodzę z nim na algebre. Taki dość wysoki, dziury na kolanach, kolczyk w wardze i włosy postawione?
-Tak to on! - prawie krzyknął - Znaczy... To prawdopodobnie Luke z autobusu. - dodał już spokojniej.
-No fakt. Chodzi ze Stacy już od maja... Poza tym jest naprawdę spoko, ale ma problemy z matematyka.
Mike nigdy nie miał problemów z matą. Był jednym z lepszych uczniów i nawet brał udział w paru olimpiadach matematycznych. Może mógłby kiedyś poduczyc Luke'a... Na sama myśl o tym, że byliby sami, prawdopodobnie u niego lub u Luke'a w domu zrobiło mu się ciepło.
-Halo. Ziemia do Mikiego! -Con pomachał chłopakowi przed oczyma. Mike ocknał się i stwierdził, że dalsze myśli o chłopaku mogly by skutkowac problemem w jego i tak już ciasnych spodniach.
-Ale wiesz... Dziewczyna nie ściana, da się przesunąć - Conny się zaśmiał, jednak Michaelowi nie było do śmiechu. Przypomniał sobie o słowach lekarza, który powiedział, że jest chory i zostało mu tylko parę miesięcy życia. Zamknął oczy i po policzku spłynęła mu pojedyńcza łza.
Con widząc to, zszedł z lawki i przykucnal na przeciwko przyjaciela.
-Co sie stalo, Miki?
Chłopak pokręcił głową, jakby chciał pozbyć się tych strasznych myśli.
- Mike, powiesz mi? Zaczynam sie niepokoić, stary...
-Connor... Ja jestem chory -wydukał.
-Oh, powinieneś zostać w takim razie w domu -stwierdził.
Mike znowu pokręcił głową.
-Ale nie tak chory, Conny. Mam... Zostało mi parę miesięcy życia, McCall- wyrzucił to w końcu z siebie.
Con zamarł a w kąciku jego oczu zaczęły pojawiać się łzy.
-Przykro mi...- wybełkotał w końcu Connor i przytulił Michaela mocno. Chłopak lekko się uśmiechnął i wtulił do przyjaciela.
Con po dłuższej chwili puścił go i otarł łzy.
- Zobaczysz, że wszystko sie ułoży, Miki... -próbował go pocieszyć.
-Jja nie chcę umierać, Conny.
McCall zacisnął wargi, żeby się nie rozpłakać.
-Obiecuję ci, że nie będziemy marnować tego czasu co ci... Uh, od dzisiaj żyjesz inaczej, jasne?
Mike zmarszczył brwi nie za bardzo wiedząc, o co chodzi starszemu chłopakowi.
-Ale jak inaczej...?
-Zobaczysz, młody - pocałował go w policzek i pogłaskał z czułością matki po głowie.
-Okej... Mam się bać?
-Nie masz czego, kotek - odparł z uśmiechem.
Mike uśmiechnął się na to przezwisko i skinął głową.
-Tylko muszę cię zasmucić troszku... Muszę wrócić na jedną lekcję do szkoły a później możemy iść gdzieś, oki?
-No okej, ale co ja mam robić w tym czasie? -westchnął Mike podpierając się pod boki.
-Pojdziesz ze mną i poczekasz na ławeczce przed klasą.
-Co? Nie! - pisnął Clifford. Nie miał najmniejszej ochoty przekraczać progu publicznej szkoły. Co z tego, że chodził tam jego przyjaciel. Dla Michaela ta szkoła była siedliskiem uczniów, którzy się biją, palą i wciągają nie wiadomo co. Po za tym to pewnie banda nieuków i wagarowiczów, czym idealnym przykładem był Connor.
-Jeju, Miki. To zaledwie 45 minut! Po za tym się spóźnie, więc wejdziemy do szkoły po dzwonku i będzie pusto na korytarzu, okej?
Mike uważnie się przypatrzył Connorowi i sobie. Przecież ubiorem się prawie nie różnili, więc chyba ci ludzie nie skapną się, że Mike jest nie stąd.
Westchnal głośno i pokiwal głową.
-No okej, poczekam na ciebie.
McCall uśmiechnął się od razu szeroko.
-No to chodź - złapał go za ręke i pociągnął w stronę swojej szkoły.
Po parunastu min już siedział na ławce przed salą Connora. Włożył słuchawki do uszu i właczył swoją ulubioną playliste. Zamknął na chwilę oczy wsłuchując się w smutne, lecz prawdziwe słowa utworu Billy Talent. Cały czas dawał replay, czując, że ta piosenka w jakimś sensie jest o nim.
Niektórzy uczniowie już zaczęli wychodzićz klas, więc Mike domyślił się, że za chwilę powinień zadzwonić dzwonek. Patrzył się w dół na swoje buty, żeby nie zwrócić za bardzo na siebie uwagi innych uczniów. Podniósł jednak wzrok, kiedy usłyszał znajomy głos chłopaka z autobusu. Spojrzał w jego stronę. Tak, to Luke. Lekki uśmiech wkradł się na jego twarz.
To był czysty impuls. Mike wstał z lawki i pewnym siebie krokiem podszedl do blondyna.
Luke na widok Michaela uśmiechnął się szeroko.
-Mike, a ty co tu... - nie dokonczył, bo przerwały mu usta starszego chłopaka, które właśnie wylądowały na jego, złaczając je w pocałunku.
Rozdział miał być dodany dopiero w piątek, ale ciii
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top