Część 5.4 „ Kuchenne rewolucje"
(Woohyun)
Nie wiem, co takiego zrobił Sungyeol, że Seo Hee już nie jest taka spięta, a raczej wręcz odwrotnie: otworzyła się. Oczywiście nie stała się ot tak wylewna, jej zmiana polegała głównie na tym, iż przestała się na mnie złościć i nie mówiła mi po imieniu. Cóż, to i tak dobrze, przynajmniej przestała rozmawiać z wymyśloną postacią; pierwsze spotkanie z nią rzeczywiście nie należało do udanych, a Seo wydawała się być naprawdę przerażona. Nie uważałem jej za wariatkę, choć miałem powody, ale jak stwierdziłem na początku 'Pacjent i terapeuta są na tym samym poziomie'. Są jak równy z równym. Podczas gdy inni stosowali o wiele brutalniejsze metody, ja postawiłem na prostotę, kierując się dosyć znanymi słowami ' Traktuj innych tak jak sam chciałbyś być traktowany'. I choć na początku zwątpiłem, to niedawno nabrałem nowych sił i nowych pomysłów, które pozwoliły udoskonalić moją niekonwencjonalną metodę.
Nie chciałem pozostać gołosłowny, obiecałem Seo Hee, że jej pomogę i mam zamiar doprowadzić swą terapię do końca. I oczywiście ma być zwieńczona sukcesem. Już ja się o to postaram.
Seo nie zaprzestała dbać o Sungyeola, przez co nie zabrakło jej sprzeczek z Sunggyu. A jeżeli Sungyeol rzeczywiście czuł się pokrzywdzony, to dlaczego wcześniej nic nie mówił? Czyżby również doświadczył niemiłej sytuacji jak Seo Hee? A może mówił, a my go zlekceważyliśmy?
-No i co? Dalej myślisz, że ta twoja ' terapia grupowa' odniesie jakiś pozytywny skutek?- zaczepił mnie Sunggyu, gdy w całym składzie udaliśmy się na 'podbój miasta'.
-Tak, tak właśnie myślę.- odpowiedziałem, a w zamian zostałem obdarowany najwredniejszym uśmiechem z serii ' Policzę się z tobą później'. Szczerze mówiąc w ogóle się tym nie przejmowałem. Sunggyu może i zachowywał się groźnie, ale z doświadczenia wiem, że nie zdobyłby się na żaden akt przemocy. Nawet przed rozpoczęciem naszej przygody jako Infinite, Sunggyu wykazywał predyspozycje przywódcy, karcił mnie lub L za źle postawiony krok lub zaśpiewanie nie swojej części domniemanego utworu. Z czasem uspokoił się, ale momentami jego ego wychodzi na wierzch; jego zachowanie jest wtedy niczym sztorm na morzu, który należy cierpliwie przeczekać.
-Ej, psst. Chłopaki - zgarnął nas Hoya, gestem pokazując, abyśmy zostawili lidera wśród regałów z wyrobami czekoladopodobnymi.
-Co jest?- spytał L.
-Bunt załogi, wróćmy do dormu albo gdzieś indziej. Niech Sunggyu sam zrobi zakupy.- zaproponował Howon.
-Popieram. – przytaknął chętnie Sungjong.
-Oddalmy się, by się nie skapnął, że nas nie ma. – dodał Hoya i tak też zrobiliśmy. Może to wredne, ale mała nauczka mu nie zaszkodzi.
(Sunggyu)
Mleko, nabiał, mrożonki, czekolada... zapakowane do koszyka. Pora przejść do działu z produktami suchymi, jak kawa czy herbata. A ich gdzie wcięło? Czyżby znów kręcili się koło działu ze sprzętem RTV i AGD? Niech im będzie, spotkam ich przy kasie. Trzy z siedmiu kas były obsługiwane, stanąłem więc tam, gdzie kolejka zdawała się być najmniejsza, choć przy każdej z kas powstał dość duży sznurek składający się z rozgoryczonym i roszczącym tłumem ludzi. Także trudno było mi oszacować, gdzie kolejka jest najkrótsza. Po uiszczeniu zapłaty w wysokości 25000₩ , wyszedłem ze sklepu z sześcioma reklamówkami wypełnionymi zakupami. No i co... Nie ma ich, serio? Nie, nie. Tak nie będzie. Nie będę dźwigał zakupów sam.
Wyjąłem telefon i wybrałem numer na chybił-trafił. L, no niech będzie. Zobaczymy, czy odbierze.
-Tak? – usłyszałem w słuchawce jego głos.
-Gdzie was wcięło? – zapytałem.
-Hm? Ahh~ Sunggyu? Halo, hyung? Haloo~? Aish, chyba coś przerywa.
Rzeczywiście słyszałem jakieś zakłócenia na linii... Gdzie oni poleźli, że taki kłopot z zasięgiem? Zadeklarowali się pomóc ; spuści się ich z oczu i robi się istny bałagan niezgodny z ogólnie przyjętymi zasadami ds. zajmowania się wyjściem na zwykłe zakupy.
No nic to, zgarnę ich w mieszkaniu. Sprawię im takie kazanie, że długo nie będą pamiętali drogi do drogich, ekskluzywnych barów i klubów.
Pełen energii i pozytywnych myśli udałem się w drogę powrotną do dormu mając lichą nadzieję spotkać tam chłopaków. Ale gdzie tam. Po Woohyunie, Myungsoo, Hoyi, Dongwoo, Sungyeolu i Sungjongu śladu nie było. No dobrze, mają jakieś lepsze zajecie, to mogli mnie chociaż nie wystawiać. Przecież nie byłem nudnym kompanem...
Gdy wsadziłem klucze do dziurki, mechanizm w środku zareagował. Wszedłem przez otwarte drzwi i aż mnie ścisnęło w gardle ze złości: na korytarzu walała się para przetartych, starych niemodnych tenisówek, które mogły być hitem mody 10 lat temu, ale na pewno nie teraz. Chyba, że komuś zależało, aby zdobyć tytuł 'Przegryw Roku', w takim razie nie zatrzymuję, droga wolna.
-Podejdź no do kuchni. – zawołałem do dziewczyny.
-Ale...Ale przecież...- odparła zdziwiona.
-Bez żadnego 'ale' mi tutaj. Rusz się tu, wieprzowinko, w tej chwili! – nazwałem ją tak, bo raz, że mnie denerwowała, a poza tym to ze względu na jej 'świński' nos. Ponadto trochę krzywo chodziła, zupełnie nie moje gusta, możliwe iż jakaś terapia z użyciem medycyny estetycznej również by się przydała, bo ta Bang to chodząca tragedia. – Słyszałaś, co powiedziałem, panno Bang? – powtórzyłem, kiedy nie wykonała polecenia.
Tym razem skończyło się to sukcesem, pojawiła się.
-Słucham? –spytała tym swoim irytującym tonem głosu.
- Może Woohyun i Sungyeol pozwalali ci na dużo, ale wiedz, że ja ci nie odpuszczę. Będziesz chodziła jak w zegarku. Dotarło? Pochowaj zakupy, a następnie przygotuj ziemniaki do ugotowania i wstaw mięso do piekarnika, bo ja muszę zająć się formalnościami.
-Ale...
-Nie! Żadnego 'ale'! Masz to zrobić, jesteś tu , to wykonuj polecenia. Koniec, kropka.
(Seo Hee)
Czy ja zrobiłam coś nie tak? A, nieważne. Lepiej zrobić tak, jak mówi. No dobrze, zakupy pochowane, a teraz ziemniaki.. Co to ja miałam z nimi zrobić. Jak to się... Obrać ze skórki czy nie obrać? Ach, chyba tak, obrać...
Przez parę minut dzielnie walczyłam z 1,5 -kilogramowym workiem ziemniaków. Spełniłam także kolejne życzenie Pana Kim Sunggyu, a mianowicie wstawiłam pieczeń z mięsa wieprzowego zdaje się, do piekarnika.
Jakieś 4 godziny później wyjęłam kaczkę czy co to tam było. Ziemniaki... Cóż mogę powiedzieć, ale zmieniły nieco zapach i kolor.
-Nakryj.- usłyszałam...rozkaz. Tak, inaczej nie mogłam tego nazwać. Nawet nie zszedł, by zobaczyć... Czyżbym jednak wszystko zrobiła dobrze?
(Sunggyu)
Chciałem popracować nad materiałem na najnowszy comeback Infinite, lecz jak na złość coś mnie rozpraszało. A tak się starałem, aby mieć ją z głowy na jakiś czas, ale jak się okazało, było to zupełne marnotrawstwo cudownego pomysłu. Cóż za wstrętna dziewucha, nosz naprawdę. Nie stać mnie, aby ona marnowała produkty czy żywność z mojego miejsca zamieszkania!
-Zejdź mi z oczu! – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, gdy przybyłem na miejsce kuchennej batalii. W starciu moja kuchnia vs. Seo Hee, panna Bang sprawiła, iż moja kuchnia wyglądała jak Hiroshima po wybuchu elektrowni jądrowej.
-Aish! Co z tobą?- wrzasnęła. Nie ma płaczu? Nie tego się spodziewałem...
-Ty...! – wskazałem na nią oskarżycielsko palcem.
- Co 'ja'?! To ty mi kazałeś gotować. Ugh, żebyście wy tak stali w kuchni całymi godzinami, a nie tak tylko praca, dom, telewizor i piwo na wieczór!
Skąd ten nagły wybuch złości? O czym ona mówi? Jakim prawem pozwala sobie na taki ton?!
-Co, zatkało, bo usłyszałeś prawdę?
Zrzuciłem naczynie z ziemniakami na podłogę, roztrzaskało się w drobny mak. Podobny los spotkał wazę z pieczenią.
-I właśnie dlatego jestem przeciwny, by takie dziwadła jak ty przebywały blisko mnie. Widzisz to?! Już przejmuję twoje prymitywne zachowanie!
(Seo Hee)
W ostatnich dniach miałam 'zaszczyt' poznać różne twarze Sunggyu. Niespecjalnie za nim przepadałam, ale starałam się go tolerować. Nie miałam pojęcia, że mogłabym mieć go dość bardziej niż marudę Myungsoo czy Dongwoo, który od czasu do czasu przyglądał mi się z dziwnym błyskiem w oku. I pomyśleć, że to on jako pierwszy tak bardzo palił się do pomocy, gdy wtargnęłam do jego mieszkania, które nie było zbyt bogato urządzone, choć koleś musi mieć forsy więcej niż jest lodu na Antarktydzie.
Nie wiem i nie chcę wiedzieć, co on wyprawia, ale mam tego jego dziecinnego zachowania dość. Dlaczego pan Nam Woohyun akurat dzisiaj musiał być zajęty? Czy nie pora na kolejną osobę, która miałaby się mną zająć?
(Woohyun)
Gdy uznałem za słuszne, dałem znać chłopakom, że możemy wracać.
-Myślicie, że sobie poradził?- zabrał głos Hoya.
-Nie ma takiej dziewczyny, z którą Kim Sunggyu nie poradziłby sobie. – stwierdził Dongwoo.
-No~ Ale czy nasz Gyu ma doświadczenie z pannami, które mają wodę zamiast mózgu?- myślał głośno L.
-Też byś miał wodę zamiast mózgu, jakbyś miał taki cyrk w życiu jak Seo Hee.- odezwał się Sungjong.- Sungyeol dał radę.
-Właśnie... Nie wiem, jak ci dziękować. Jak tego dokonałeś? – zapytałem Sungyeola.
-To nie było nic skomplikowanego. – zaprzeczył Sungyeol. – Nie traktowałem jej inaczej niż powinienem.
-Brawo hyung.- pogratulował mu maknae.
-Idę o zakład, że nasz 'appa' zszedł na zawał. 500 wonów. – usłyszałem Dongwoo.
-1500, że to Seo Hee nie wytrzymała z nim.- wypalił Sungjong.
-500, że Sunggyu dał sobie radę.- powiedział L.
-1000, że czymś jej przywalił. Pamiętacie, jak przywalił mi 'z bara'? Niby niechcący, ale bolało tak, że aż nie mogłem wstać. – przypomniał Hoya.
-Miejmy nadzieję, że żyją oboje. – stwierdziłem i zgarnąłem kasę, by także i oni nie rzucili się sobie do gardeł. 3500*₩ to całkiem niezła sumka.
(Sunggyu)
Już dawno nic tak mnie nie zdenerwowało jak pewna bezczelna osoba. Czy ona myśli, że wszystko jej wolno? Owszem, póki co to wolny kraj, ale nie okazywania szacunku względem mnie nie będę puszczał płazem. Ugh, niech no tylko Woohyun pokaże mi się na oczy. Każę jej się wynosić, gdy tylko wróci ten terapeuta od siedmiu boleści!
(Woohyun)
Po wpisaniu kodu, drzwi otworzyły się, lecz wcale się nie cieszyłem. Okna pozamykane, a w mieszkaniu śmierdziało przypalonymi ziemniakami i tak spieczoną pieczenią z mięsa wieprzowego, że aż zbierało na mdłości. Hoya rzeczywiście nie wyrobił i popędził szybko do łazienki... Co tu się działo?
Sunggyu jak gdyby nigdy nic przebywał na górze, a w kuchni syf i burdel.
L i Sungyeol już założyli gumowe rękawice, wyjęli mleczko czyszczące i piankę antybakteryjną, Sungjong wymruczał naprawdę wulgarne epitety pod adresem Sunggyu, zaś Dongwoo ruszył mądrze ku oknom, aby wywietrzyć miejsce naszego pobytu. To że Sunggyu był singlem wcale nie oznaczało, że ma żyć jak jakiś syfiarz spod monopolowego.
-Czy ty upadłeś na głowę, hyung?! Weź zacznij się leczyć, bo niedługo to już żadna cię nie zechce. – zaatakował go tak z 'ostrej rury' Sungjong, gdy poszliśmy na górę do jego pracowni. Strącił kieliszek z winem, którym Sunggyu się raczył.
-A ty musisz nauczyć się szanować starszych! – odparł jego atak Sunggyu.- I nie pozwalaj sobie! – dodał i odepchnął Sungjonga.
-Wyjdź. – poprosiłem młodszego.
-Ale hyung...
-Wyjdź, Sungjong! – powtórzyłem, na co maknae zdziwił się, lecz wysłuchał i posłusznie spełnił moją prośbę.
-Dzięki, k*rwa za pomoc.- wycedził wściekle Sunggyu.
-No dobra, może zakupy razem nie wyszły.- przytaknąłem.
-Tak ci się śpieszyło do Hyuny, to mogłeś mnie poinformować!
-Nie wyobrażaj sobie za wiele, hyung. Nie planowałem tego...
-Beznadzieja z tą dziewczyną.- westchnął Sunggyu.
-Jak spieprzyłeś mi robotę, to ci odpłacę pięknym za nadobne. Czy ty nie zastanawiałeś się nigdy nad tym, jaki to ciężki przypadek?
-A rzuć to w cholerę! Na co ci zajmować się podejrzanymi typami?
-Nie rozumiesz...
-Co tu jest do rozumienia? Spędzasz po 12-16 godzin z dziwakami i czubami. Daj palec, a weźmie całą rękę. – nadąsał się jak środa na piątek.
-Nie zwariowałem, Sunggyu. Pomaganie ludziom, którzy mieli nie za ciekawie w życiu, to naprawdę nic złego.- odpowiedziałem.- I jestem na ciebie zły.
-Niby za co?
- Chłopaki zaoferowali, że pomogą. Solidarność Infinite.
-Nigdy nie myślałem, że ci to powiem, ale zgłupiałeś Woohyun. I robisz się coraz naiwniejszy i głupszy, pozwoliłeś sobie, by jakaś trzepnięta dziewczyna stała się dla ciebie ważna do tego stopnia, że zaniedbujesz swoje zobowiązania wobec Infinite.
-Wybacz, że ci to powiem, kumplu, szanuję cię, Sunggyu... Ale nie pozwolę ci na obrażanie mnie. Wiem, że wciąż masz żal, że cię zostawiła... Ocknij się! – złapałem go za poły ubrania i przycisnąłem do ściany.- Przestań zachowywać się jak zimny drań. Nie wyżywaj się na mojej pacjentce!
Szanse na to, że się pomyliłem wynosiły 50 na 50, ale zachowanie Sunggyu tak bardzo przypominało to , na krótko po naszym debiucie. Zaczęło powoli stawać się to dla mnie jasne. Sunggyu prawdopodobnie widział w Seo Hee swoją byłą.
-Ty... ty tak naprawdę polubiłeś Seo, ale... przypomina ci o Jinnie**... prawda?- nie musiałem pytać, ale zrobiłem to przez zwykłą troskę.
(Sunggyu)
Woohyun w ostatnim czasie napsuł mi tyle nerwów... Skąd on to wszystko pamięta? To się zdarzyło ponad 9 lat temu; ja zapomniałem, więc jakim cudem Woohyun skutecznie odgrzewa stare dzieje?!
-Zasłużyłeś na porządny łomot, wiesz? Ty draniu...
Już celowałem pięścią w twarz samozwańczego ' terapeuty', ale nie miałem siły. Czułem szum w głowie i uszach, a to wszystko za sprawą bulgoczącego alkoholu przepływającego w moich żyłach.
-Nie pomyliłem się... Ale nie myślałem, że... Nie mogłem się domyślać, że ona wciąż... że ty...- zaczął i zagryzł dolną wargę. – Przepraszam. – powiedział,, a mimo wszystko jedna głupia łza zleciała po moim policzku. Trzeba być skończonym, starym idiotą jak ja, by wciąż trzymać w pamięci dziewczynę, przez którą prawie zginąłem. Jinnie skrzywdziła mnie w najgorszy, możliwy sposób, a ja wciąż ją usprawiedliwiałem, broniłem... choć ona nie dałaby za mnie nawet złamanego grosza.
-Zejdę, żebyś trochę ochłonął, hyung. – poinformował mnie Nam.
~ ~ ~
-Posprzątane...- zauważyłem, gdy zszedłem na dół, ale po chłopakach nie było śladu. Gdzie ich znowu wcięło?
Na stoliku przed kanapą zauważyłem kartkę.
Poszliśmy poszukać Seo... Miłego odpoczynku~
Na wzmiankę o tej dziewczynce przed oczami pojawił mi się obraz 'kuchennych rewolucji', których dokonała, zaś na samo wspomnienie o zmarnowanym jedzeniu, przez mój brzuch wydobyło się rozpaczliwe 'gruch'. Na dźwięk marszu żałobnego mojego biednego, pustego żołądka , zrobiło mi się niedobrze, jakby tego było mało, soki żołądkowe dały o sobie bardzo głośno znać. Piękne zakończenie równie pięknego dnia...
Na szczęście lodówka była pełna, więc przynajmniej o to nie musiałem się martwić. Kuchnia była nieziemsko pięknie wysprzątana, ciekawy jestem, czyja to robota.
Wyciągnąłem wędlinę i jajka z lodówki oraz paczkę grzybów i czerwoną paprykę. Niestety nie zdążyłem przygotować posiłku, ponieważ niespodziewanie zacząłem osuwać się w dół.
(Seo Hee)
Stałam pod drzwiami Pana Wiem-Wszystko-Najlepiej i zastanawiałam się, co mam mu właściwie powiedzieć.
W drodze tutaj, spotkałam pana Nama, który niepodobnym do siebie tonem oznajmił, iż nie będzie mi ratował czterech liter za każdym razem, gdy rozzłoszczę byka, a w tym przypadku chodziło, nie trudno się domyślić, że o Kim Sunggyu. Woohyun udał się więc na towarzyskie spotkanie z resztą, która czekała na niego w ich miejscu spotkania. Jego sprawa, ale... z drugiej strony zdziwiłam się, że nie dawał mi nawet drobnych podpowiedzi. To nie pierwszy raz, gdy Pan 'Skarpetkowy Dobroczyńca' wydarł się i to ja musiałam przepraszać pierwsza. Zwykle teksty zasłyszane od Woohyuna zapamiętywałam, ale dziś było inaczej... Doskonale wie, że z wyobraźnią u mnie krucho. Jak on tak mógł? Zostawić mnie samą z problemem i oczekiwać, że wymyślę jakieś 'twórcze rozwiązanie'?
Stojąc przed skrzynką z ciągiem znaków i cyfr dotarło do mnie, że dzisiejszy dzień i na niego działa jak czerwona płachta na byka, bo wygadał się przede mną, podając kod. A ja, inteligentka, wpisałam i weszłam, pakując się 'do paszczy lwa' na swoje własne życzenie. Niby jak miało mi to pomóc?! Nie blefował, gdy mówił o tym, że mną dziś nie pokieruje. Ugh. Przecież ja bez niego zginę na tym świecie...! A on mnie teraz zostawił, samą... W sumie nim go poznałam, to sobie radziłam. Jak... o rany, jak ja mogłam go do siebie dopuścić? Popełniałam dokładnie ten sam błąd, gdy parę lat temu zaufałam Seungri'emu... Ugh! Nigdy więcej. Nie mogę być znowu zależna od jakiegokolwiek mężczyzny.. Ledwo co pozbierałam się po tym, co 'przyszykował' mi on i jego kumpel G-Dragon...
Musiałam przerwać swoje rozmyślania, gdyż poczułam niemiła wilgoć na gruncie, na którym stałam. Pomimo faktu, iż cieczą rozlaną na podłodze był najzwyklejszy w świecie olej roślinny do smażenia, nie wywołało to u mnie pozytywnych myśli, a wręcz odwrotnie. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek myślałam racjonalnie, w każdym razie zaczęło się pogarszać, od kiedy ten psychiczny Jiyong nie zrobił ze mnie 'królika doświadczalnego'. Od dnia, kiedy GD oblał mnie olejem, omijam kuchnię szerokim łukiem. Tak, nie zapomnę tego jego psychopatycznego uśmiechu, którym mnie obdarował, nazywając mnie 'Jego Płonącą niczym słońce Suzy'***.
Przełknęłam ślinę, ostrożnie dreptając do kuchni Kim Sunggyu. Widok, który zastałam sprawił, że śniadanie chciało się cofnąć i już było na drodze, by podejść do gardła, na szczęście nieprzyjemne torsje minęły nim na dobre się zaczęły. Właściciel znajdował się w opłakanym stanie, leżąc jak długi na utłuszczonej podłodze, z rozmierzwionymi włosami, które przesłaniały mu czoło i oczy. Leżał tak wśród skorupek potłuczonych jajek i wyglądał jak typowa ofiara losu. Nieszczęśnika chyba odnalazł jakiś pech, ponieważ jego lewy nadgarstek był zakrwawiony, a to z winy roztrzaskanych odłamków, które wciąż leżały na podłodze- prawdopodobnie drobinki tworzyły kiedyś wazę na ziemniaki... Czy mój pech znalazł nowego 'nosiciela'?
Przygryzłam dolną wargę i jęknęłam cicho z bólu, gdyż wzięłam w zęby także swój język, a to niestety bolało bardziej, niż ktokolwiek mógłby pomyśleć. Wolałam nie wiedzieć, jak zareaguje Sunggyu, gdyby nagle się wybudził, dlatego możliwie jak najszybciej przeniosłam go z kuchni do salonu; nie żeby coś, ale lekki to on nie był, a przynajmniej nie dla mnie. Choć starałam się zadbać jakoś o siebie przez ostatnie lata, do miana strongmenki wciąż sporo mi jeszcze brakowało. Po przemyciu całej podłogi w kuchni oraz paneli w salonie i w progu na korytarzu, moja bluza wylądowała na fotelu. Po tej krótkiej aczkolwiek żmudnej pracy fizycznej, zrobiło mi się niewiarygodnie gorąco. Przez swoją gapowatość nie zauważyłam plam krwi, które skapywały z nadgarstka po jego dłoni na dywan. Opatrzyłam mu prowizorycznie ranę i zawiązałam bandaż. Nie wiem, jak, ale jakimś magicznym sposobem wiedziałam, jak obwiązać, by nie przeciekło i gdzie zawiązać supełek.
Co do ubrudzonego dywanu wytarłam to szmatką z wodą, a dla lepszego efektu spryskałam pianką przeciw plamom o miłym, lawendowym zapachu. Co się ze mną stało, normalnie mistrzyni sprzątania ze mnie ;') Czy to tylko tak w warunkach ekstremalnych...?
Nagle cudowną ciszę przerwał dźwięk 'kiszek grających żałobnego marsza'. Był to dźwięk rodem z horrorów, którymi zawsze ekscytował się pan GD. Nie zastanawiając się długo włożyłam chleb tostowy do opiekacza, a na patelni smażyły się niebawem jajka sadzone ze szczypiorkiem. Gdy wszystko było gotowe i ułożone na tacy, ostrożnie zaniosłam 'zestaw ratunkowy' do salonu i postawiłam na stoliczku.
(Sunggyu) - 10 minut później
Obudził mnie zapach pysznie pachnących tostów z masełkiem i apetycznych sadzonych jajek. Ze szczypiorkiem i plasterkiem boczku bez kości. Czyżby Hyuna usłyszała o moich problemach ? *v* W przeszłości była ze mnie taka obrzydliwie ślamazarna ciapa, że lepiej było nie zbliżać się do kuchni.
Musiałaby się wydarzyć już naprawdę prawdziwa tragedia, aby Hyuna znów musiała mnie ratować z opresji. Jakże się rozczarowałem widokiem sprawczyni całego zamieszania. Nie zdziwiłbym się, gdyby to przez nią widniała na mojej dłoni rana po nożu do warzyw, a na nadgarstku – rana po odłamkach szkła. Wziąć za gardło i zadusić...
Dopatrzyłem się kilku istotnych i dziwnie miłych, lecz niepokojącychdetali. Po pierwsze tościki i sadzone jajka- aż prosiły się, by je zjeść, a podrugie lśniąca podłoga w całym mieszkaniu, a co najważniejsze- nie było aniokruszka szklanej wazy, której osobiście się pozbyłem. Zagryzłem policzki odwewnątrz, nie trudno się domyślić, że ze złości. Z trudem powstrzymałem sięprzed zrzuceniem 'siedliska wesz' z mojego drogiego fotela. Przystąpiłem do konsumpcji i aż we mnie krew pulsowała.Skąd i jak ta nienormalna ciamajda umiała przygotować coś tak pysznego, no jak,skoro przypaliła ziemniaki i mięsko?! "Wygrałaś,panno Bang "– pomyślałem. Przykryłem ją kocem, po czym udałem się do kuchni,by pozmywać.
~ ~ ~ ~
Świeżutki rozdział tuż po skończeniu jakieś kilka minut temu :)
25000 wonów- to ok. 86 zł.
*3500 Wonów- Infinite założyli się o ok. 12, 11 zł ~
** tajemnica Gyu
*** nazwa własna ulubionej ofiary, wymyślona przez samego GD
update: 12.08.16r. =19:40=
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top