Część 2 „Pomyłka"


(Seo Hee)

      Od kiedy zostałam zmuszona do poddania się terapii, wcale nie czułam się lepiej. To przykre, tak wiem. Ledwo co udawało mi się opłacać rachunki za mieszkanie, a żeby to zrobić musiałam zrezygnować ze szkoły, gdyż fizycznie i psychicznie nie dałabym już rady. Musiałabym się chyba rozdwoić albo i nawet roztroić. Tak to już los ofiary. Niestety nie miałam żadnych ukrytych oszczędności, więc czekała mnie głodówka. Przez cały okrągły rok dorabiałam na różne legalne sposoby. Pracowałam dorywczo rozwożąc mleko, gazety albo pocztę. Pracowałam też jako pomoc w miejskiej bibliotece, a nawet w barze. Przynajmniej potrafię wstrząsnąć odpowiednio i voila: wychodzi nieziemsko pyszny shake czy inne cudo – niekoniecznie alkoholowe. Po pewnym czasie musiałam tego zaniechać. Raz, że już nie chciałam, a dwa, że mój szkolny prześladowca nie dawał mi żyć. Nie umiałam sobie poradzić z coraz bardziej narastającą presją. Próbowałam, ale przez spotkanie pewnej osoby, która uwielbiała umilać mi życie naprawdę już nie wytrzymywałam.

Mam na myśli „drogiego" prześladowcę jeszcze z czasów szkoły – Kwon Jiyong. Dla większości artysta wielkiego formatu, ale dla mnie był i wciąż jest cieniem jakiegoś wcielonego demona. To on zmienił moje życie w piekło i dlatego jest tak jak jest. Dawniej czułam się bezpiecznie w swoich przytulnych „czterech ścianach", ale niestety wszystko, co dobre szybko się kończy. Mam wrażenie, że dla mnie skończyło się za szybko.

     Niespodziewanie odnalazłam tu, w klinice, osobę, która dotrzymuje mi towarzystwa. Nie jest to może najbystrzejszy towarzysz, ale z pewnością umie mnie pocieszyć, a to jest dla mnie najlepszym lekarstwem. Nie miałam ochoty, ale „ktoś" zaraportował, opowiadając na mój temat niestworzone historię, tak więc here I am. Dowiedziałam się, że złośliwość GD nie zna granic. Dowiedziałam się, że kolega z kliniki, z którym dosyć dobrze się dogaduję nazywa się Choi Junhong, ale wszyscy na niego mówią Zelo. Jak się tak zastanowić, to nie wiem czemu. Nie przypominam sobie, by mi to tłumaczył, ale nie ważne.

    Pomimo swojej domniemanej „nienormalności", nie zauważyłam czegokolwiek dziwnego. Nie cierpi lekarzy, co okazuje na każdym kroku. Ja chyba też ich nie lubię.

Kolejnym pocieszającym faktem jest to, że podczas którychś tam odwiedzin, do pomieszczenia, w którym przebywałam, wszedł mój prześladowca. To była pora na drzemkę, ale wtedy wyczułam tę iście diabelską aurę i mój atak paniki powrócił. Kto wie, co by się ze mną stało, gdyby nie Zelo, który przez swoje wygłupy sprawił, że GD odpuścił i wyszedł.

To już 2 i pół tygodnia od kiedy trafiłam do Kliniki Terapeutycznej im. doktora Lee- jakiegoś tam, bo akurat tak się składa, że nie pamiętam dokładniej nazwy. Podobno najlepsza klinika w Seulu.

Gdy już trafiłam do tej kliniki, to liczyłam na to, że przynajmniej tu będę miała spokój, że może odpocznę od „przypadkowych" spotkań z Jiyongiem, ale niestety nie. Mogłam sobie jedynie pomarzyć.

      Ktoś zapukał do drzwi, a system ten preferowały dwie osoby: Junhong „Zelo" i terapeuta –doktor Nam Woohyun. Różowa owca to terapeuta, biała – Zelo pomyślałam, a pierwsza owca, która pojawiła się przed moimi oczami to...

-Dzień dobry, Seo Hee. – przywitał mnie głos pana Woohyuna. Różowa owca nie jest taka zła, ale nie miałam ochoty w tej chwili na terapię. – Wyspałaś się?

Pokręciłam głową na znak, że nie chcę rozmawiać.

-Pora wstawać, hej. - dźgnął mnie końcówką długopisu w bok. O nie, tylko nie mój bok!

-Nie rób tego więcej, Woohyun, bo pożałujesz. – odburknęłam mu na jego „dzień dobry", po czym wiedząc, że i tak nie da mi spać, wstałam i podeszłam za kotarę, by w spokoju móc się przebrać.

-Chciałem tylko zapytać, w jaki sposób chcesz, bym przeprowadził zajęcia, skoro od pierwszego naszego spotkania odmawiałaś współpracy.

         I to on mnie się pyta... A już miałam nadzieję, że go polubię.

-Dziś będzie obecny pan Kwon, więc bądź grzeczna. – oznajmił. Zamrugałam oczami aż 4 razy. Nie, on nie mówi poważnie...

Drzwi otworzyły się, a ja instynktownie ukryłam się za Woohyunem.

-Och? Gdzie nasza Seo Hee? – spytał zasmuconym, oczywiście udawanym, tonem głosu G-Dragon.

Błagałam w myślach doktora Nama*, by mnie nie wydał, ale ups, kichnęłam...Głupi katar.

-Jak się czujesz? Nie możesz się doczekać terapii doktora Nam Woohyuna**? – zapytał Jiyong z udawaną troską i uszczypnął mnie w policzek. Zrobił to specjalnie mocniej, by zabolało, bo wiedział, że nie będę miała komu poskarżyć się na niego , ale wbrew jego oczekiwaniom nawet się nie skrzywiłam, by był choć trochę usatysfakcjonowany czy zadowolony. Postanowiłam, że kiedyś znajdę sposób, by odpłacić mu pięknym za nadobne za te wszystkie lata znęcania się nade mną.

Próbowałam być grzeczna, starałam się dla pana terapeuty, ale z drugiej strony zachowanie równowagi umysłu i ducha było arcytrudne z powodu G-Dragona.

-Widzę Woohyun, że kłopoty dopiero się zaczynają. Nie jestem pewien, czy taki opanowany człowiek jak ty poradzi sobie z takim problemem jak Bang Seo Hee. Ta Bang to dziwaczka jakich mało. – skomentował Jiyong zapominając o tym , że ja wciąż jestem w pomieszczeniu, bądź zrobił to celowo. Stawiałabym na to drugie.

-Dziękuję sunbae. Myślę, że obejdę się bez twojej pomocy... Seo Hee? Gdzie się wybierasz? – zatrzymał mnei Woohyun nagle przypominając sobie o mojej obecności. –Zajęcia terapeutyczne wciąż trwają...

Imponował mi, naprawdę. Mężczyzna naprawdę starał się, bym szybko go nie zapomniała jako dobrego terapeuty.

-Ja muszę... koniecznie wyjść i skorzystać z łazienki... - powiedziałam płaczliwym tonem głosu, mając na myśli udanie się do miejsca zwanego toaletą. Nam Woohyun przytaknął aprobująco głową. Byłam z siebie dumna, bo nawet GD nie był na tyle bystry, by domyślić się, że tak naprawdę przymierzałam się do ucieczki. Oczywiście nie od pana terapeuty, ale miałam serdecznie dość uwag, które kierował pod moim adresem GD. Nie ma to jak stary dobry prześladowca, któremu nigdy się nie nudzi. A co tam, Seo Hee jest głupia, nie ma uczuć i nie rozumie...

Ukłoniłam się kulturalnie, ale tylko przed nim-Woohyunem, i pobiegłam tak szybko jak mogłam.

        Wkrótce znalazłam się na ruchliwej ulicy, gdzie znajdowało się moje mieszkanie. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nie miałam pojęcia, że wkrótce ma się wydarzyć coś, co będzie katastrofalne w skutkach, jednak nikt nie jest jasnowidzem, a tym bardziej ja. Upewniłam się, że nikt mnie nie śledzi, po czym weszłam przez drzwi bloku.

~ ~ ~

(Sunggyu)

      Czekałem, aż przyjdą kumple. Woohyun kończył za 2 godziny, a reszta jeszcze pewnie wylegiwała się. Chłopaki mieli niestety w zwyczaju długo spać, a w szczególności po obfitej imprezie takiej, jaką z pewnością była wczorajsza. Na szczęście nie skończyła się nocą spędzoną na ostrym dyżurze, choć właściwie niewiele brakowało. Efekt był taki, że trzeba było zadzwonić po taksówkę – wszyscy byliśmy w takim stanie, że nie trafilibyśmy pod właściwy adres nawet, jeżeli bardzo byśmy tego chcieli. Niestety taka dola napitego umysłu: to co trzeźwy pamięta, nietrzeźwy nie jest w stanie sobie przypomnieć. Koniec końców szczęśliwie trafiliśmy do mojego osobistego mieszkania, ale które od niedawna robiło często za wspólny „dorm".

     Przed chwilą skończyłem brać popołudniowy odświeżający prysznic i poszedłem do tzw. salonu. Ułożyłem się wygodnie na kanapie, ale długo nie doznałem błogiej ciszy i spokoju, bo usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i hałas w korytarzu. Kroki osoby nie należały do żadnego z Infinite, gdyż były za ciche, ani też do CEO czy managera, więc zaniepokoiło mnie to to nieco. Stara deska panelowa, o której wszyscy wiedzieli, dała o sobie znać głośnym skrzypnięciem, od którego aż dźwięczało niemiło w uszach – a to wszystko stało się , gdy intruz na nią wszedł.

-Wow, brawo Bang Seo Hee. Pomyliłaś mieszkania. – ktoś powiedział na głos, a potem rozległ się plask Czy ta osoba właśnie sama się spoliczkowała?

Odezwać się czy milczeć? Nakrzyczeć czy od razu dzwonić? Na pogotowie czy policję? Co zrobić?

-Przepraszam, ale chyba się pomyliłaś. – zawołałem do niej na szybko wciągając na siebie wymięte spodnie dresowe. Jakby nie patrzeć naruszyła moją przestrzeń mieszkalną, prywatną, a przez to także i przestrzeń intymną.

No cóż, takie rzeczy się zdarzają... Najważniejsze to zachować spokój.

Nie żebym miał doświadczenie i odpowiednia wiedzę. To był pierwszy raz, gdy taka sytuacja się wydarzyła. Czułem się niekomfortowo, fakt, ale chciałem być oryginalny i uniknąć monotonnej procedury – ktoś się włamuje , to dzwonię po to, aby zjawili się funkcjonariusze policji. Jednocześnie z niewiadomego powodu moje serce przyśpieszyło swoją akcję – czyżby napięcie spowodowane zjawieniem się „włamywacza" ?

-Ja...- Przepraszam, że naruszyłam pana prywatność. Proszę nie raportować o tym policji. Ja już pójdę...

        Z początku myślałem, iż to jakiś nowy rodzaj obsesyjnego fana typu sasaeng, ale gdy dziewczyna przeprosiła za swoją pomyłkę pomyślałem, że może rzeczywiście nieco się zapomniała. Zdecydowałem, że nie ma sensu marnować siły i energii policjantów tylko na jedną niegroźną przedstawicielkę płci pięknej. Pod pewnym względem byłem od niej groźniejszy***, więc wzywanie odznaczonych stopniami funkcjonariuszy byłoby zbędną procedurą. A już na pewno niehumanitarną.

      To nie była moja sprawa, w jakich okolicznościach owa dziewczyna doprowadziła swoją kostkę do tak okropnego stanu, że krew przesiąkła przez skarpetkę. Mógłbym pozwolić jej wyjść, ale jakoś nie umiałem się na to zdobyć, by tak po prostu ją stąd wyprosić. Nie chciałem się też narazić na zbędne plotki, więc usadowiłem ją na kanapie, położyłem jej nogę na wprost i zdjąłem tę nieszczęsną skarpetkę z jej zadziwiająco małej stopy i poprosiłem, by zaczekała.

     Po niedługim czasie wróciłem z nowym opakowaniem grafitowych skarpetek, które niedawno zakupiłem, gdyż w poprzedniej parze porobiły się dziurki, oraz małą apteczką. Dziewczyna zamierzała wstać, ale przytrzymałem ją, więc opadła z powrotem na miejsce. Z dziwnym zainteresowaniem przyglądała się moim sprawnym rękom, gdy opatrywałem jej zranioną kostkę. Skarpetki, które przyniosłem były krótkie, ale ponieważ ona miała bardzo małą stopę i długie wysportowane nogi, to skarpetki sięgały jej do połowy kolan.

No to przynajmniej nikt mi nie będzie w stanie zarzucić, że nie jestem uczynny ani że nie jestem zdolny pomóc, gdy ktoś tej pomocy potrzebuje nawet wtedy, jeżeli tej pomocy wymaga zakręcona osoba.

      Coś chrupnęło i okazało się, że to tylko albo aż, kość w jednym z palców jej lewej stopy.

-Źle spałaś? – spytałem, gdyż tak działo się w moim przypadku, gdy się nie wysypiałem. Zbieg okoliczności?

Niestety nie otrzymałem odpowiedzi, ale żeby nie było – nie zamierzałem się poddać, więc przeprowadziłem próbę konwersacji. Nawet próbowałem poprawić jej kosmyk, który opadł jej na czoło, ale cofnęła moją rękę. No fakt, też bym się w sumie przestraszył, gdyby mnie tak nagle zaczęto dotykać, co mi odbiło...

-Uu, hyung ma koleżankę. Przedstawisz nas?- a oto rozległ się radosny głos maknae.

-Nie obudziłeś nas... - dodał L, podejrzliwie patrząc się to na mnie to na nieśmiałą intruzkę.

-Umawiasz się z nią? Długo się znacie? – zapytał mnie Dongwoo. Jedynie Sungyeol i Hoya nie dołączyli do rozmowy, za co byłem im wdzięczny.

-Chłopaki, naradźmy się. – postanowił Myungsoo.

-Ale w jakiej sprawie? – zdziwił się Sungjong.

- No bo... bo może powinniśmy opracować takie hasło do drzwi? Coś jak kod, to może nawet, gdy drzwi są zamknięte, obcy nie będą nam się zwalać do mieszkania. – zasugerował L.

-A może po prostu zamykajmy drzwi? - wtrąciłem, gdyż miałem dość tego, w jaki sposób L się zachowuje. Tak, jakby on nigdy nie zapomniał zamknąć drzwi...

-No dobrze, ustalmy coś. – poparł pomysł L, Dongwoo

-To znaczy, co?- spytałem.

- Opowiedz nam, jak ONA – tu pokazał L na dziewczynę. - się tu znalazła i dlaczego ma na nogach twoje skarpety?!

~ ~ ~

(Woohyun)

      Poszukiwania Seo Hee skończyły się kiepsko. Na terenie budynku kliniki nie było jej. Nikt z obecnych wtedy pracowników czy nawet pacjentów albo o niej nie słyszał, albo nie wiedział, gdzie obecnie przebywa. Po 2,5 godziny zdałem sobie sprawę, że moje zaliczenie z tej terapii wisi na włosku, a moja praktyka na dziś dobiegła końca dobrą godzinę temu. Obiecałem chłopakom, że po przeprowadzeniu zajęć z Seo Hee, spotkamy się możliwie jak najszybciej, tak więc udałem się do dormu ,co zajęło mi niecałe 20 minut. Miałem szczęście, bo załapałem się na autobus.

     Wszedłem po schodach i stanąłem przed drzwiami z lakierowanego drewna. Chwyciłem za klamkę drzwi do mieszkania Sunggyu, które tylko i wyłącznie dzielił z nami ze swojej dobroci. Buchnęło na mnie ciepło pomieszczenia. Co by o nim nie powiedzieć, mimo iż nie było drogie, jak twierdził Sunggyu, to jednak my wszyscy z Infinite mieliśmy ten komfort, że podłoga była ogrzewana elektrycznie; nie marzliśmy podczas chłodnego lata czy wietrznej mroźnej zimy.

Zdjąłem buty na korytarzy stawiając je tam, gdzie zawsze, powiesiłem płaszcz na wieszaku i pomaszerowałem do salonu. Zauważyłem, że zebrali się tu wszyscy... wraz z Bang Seo Hee. No to wszystko jasne – na 99% jestem przekonany, iż pomyliła mieszkania.

~ ~ ~

(Seo Hee)

     Nie chciałam zostawać dłużej niż chwila , w której zdałam sobie sprawę, że trafiłam do czyjegoś mieszkania. Niespodziewanie osoba –właściciel mieszkania – obiecał, że nie będzie informował policji. Byłam mu za to wdzięczna, szczególnie dlatego, że sama bym nie wiedziała, jak mam się zachować, gdybym to ja była na jego miejscu. Planowałam, aby wyjść i  mu więcej nie przeszkadzać, ale on miał co do tego nieco inne plany, co już zaczynało się robić podejrzane. Obdarował mnie skarpetami, gdyż zauważył coś, czego ja nie, a mianowicie moją pokrytą bliznami i zaschniętą krew na lewej kostce. Nie wiem, jak i kiedy doprowadziłam się do takiego żałosnego stanu. Właściciel uparł się, żebym została, na co zbytnio nie dał mi wyboru, tak więc pomimo założenia opatrunku, mężczyzna mnie przetrzymał tak długo, aż doszło do tego, że jego kumple mnie zauważyli. No i tak to się zaczęło: wypytywanie, zaczepki, a wszystko dlatego, że usłyszeli nie to, co trzeba. Oni również nie chcieli, bym wyszła. Czy nigdy nie widzieli dziewczyny?

    Od każdego usłyszałam jego imię i nazwisko oraz jaką funkcje pełnią. Ja nawet nie wiedziałam, co to jest ten cały kpop, a oni mi tu, że mają najsłodszą maskotkę w zespole. Ta tak zwana „maskotka" to on i ma na imię Sungjong Ten, który na mnie nie nakrzyczał, gdy wtargnęłam do jego mieszkania to Sunggyu. Osobie, której wyrwał się ten dziwny tekst, czy ja i Sunggyu nie umawiamy się ze sobą , było na imię Dongwoo. Pozostał jeszcze Sungyeol, który zajmował się odciąganiem ode mnie maknae, który sprawiał wrażenie takiej małej „przylepki". Zachowywał się tak, jakby koniecznością było dowiedzenie się o mnie wszystkiego i zaprzyjaźnienie się. Do tego składu należał jeszcze tzw.
„Hoya" – ale nie jak kwiat, tylko tak naprawdę Ho Won. No i specjalizował się w rapie oraz czymś , co nazywa się beat-boxing, co zaprezentowali wspólnie on i Dongwoo. Na koniec został jeszcze L- ale nie żaden wyjęty żywcem z anime Death Note. Tak naprawdę chłopak nazywał się Kim Myungsoo. Nie mówił za dużo, ale gdy już się odezwał, to jego uwagi po prostu sprawiały, że człowiek chciał zapaść się pod ziemię. Przynajmniej nie wypytywał się mnie za dużo, nie zaczepiał mnie jak inni, za co ten jeden raz byłam mu wdzięczna. To mi jak najbardziej odpowiadało.

    Do dormu Infinite weszła jeszcze jedna postać. Instynktownie ukryłam się za plecami Sunggyu tak, jak zrobiłam to dzisiejszego ranka – ukryłam się za Woohyunem, gdy wszedł GD. Ktoś mnie pociągnął z powrotem, nie wspomnę już o tym, że wbił palce w moje boki –które również miały liczne siniaki- pamiątka od Seung Ri **** i G-Dragona.

-Nikt nic nie wspominał, że możesz oglądać Sunggyu od tyłu, więc siedź na tych swoich czterech literach, dziewczyno pseudo –sasaeng. – ostrzegł mnie L i wtedy zobaczyłam, że wszyscy dziwnie się na mnie patrzą. Włącznie z terapeutą panem Nam Woohyunem. W tej chwili, gdy przyszedł, zaczęłam się go obawiać. Pomimo ostrzeżenia Myungsoo udałam, że wcale nie usłyszałam i ponownie wstałam z miejsca i ukryłam się znów za Sunggyu, który był tak zaskoczony tym, co się dzieje, że nie wiedział, jak ma zareagować. Było mi już obojętne, najważniejsze, żebym nie musiała stawać twarzą w twarz z panem Woohyunem.

-Seo Hee...porozmawiajmy. Nie musisz angażować moich znajomych.

-Hyung, spokojnie. Ona się tylko pomyliła. – usłyszałam, że Sungjong się wypowiada.

-Tak bardzo, że Sunggyu dał jej swoje skarpety. Uu, jak słodko. – dodał L, a ja pomimo iż nie zrobiłam nic, by zasłużyć na tak olbrzymią nienawiść, poczułam się źle. Co do L to jednak pomyliłam się...

     Szybko zdjęłam skarpetki należące do Sunggyu, założyłam swoje brudne od krwi, zasznurowałam buty, ukłoniłam się najniżej, jak tylko było to możliwe i przeszłam obok terapeuty i wyszłam.

      Zanim przekręciłam klucz w drzwiach, upewniłam się, że to na pewno jest Moje mieszkanie, po czym weszłam do środka.

~ ~ ~

(Woohyun)

-Jeszcze raz, od początku. – powtórzył L. Szczerze to miałem ochotę go walnąć i to tak porządnie. Niby kto dał mu prawo, by tak traktować Seo Hee? Rozumiem, że miedzy sunbae Jiyongiem a Seo Hee coś się zdarzyło, o czym nikt nie raczył mnie poinformować, ale L? Nigdy nie myślałem, że będzie tak nie miły, szczególnie, że działał na dziewczyny jak magnes. Nawet Hyuna swego czasu wdała się z nim w niewinny flirt, który oczywiście szybko się zakończył. –Więc mówisz, że ten cudaczny twór... -kontynuował.

-Nie twór, tylko dziewczyna, hyung.- nadął policzki niczym chomik Sungjong.

-...To twoja praca w klinice i od niej zależy to, czy zdasz, czy nie? – zakończył swą wypowiedź L.

-Tak jakby – przytaknąłem.

-No to tak jakby ci powiem, że zawalisz. Z całym szacunkiem rzecz jasna, ale Woohyun posłuchaj.... Co ciebie ciągnie do tych wszystkich podejrzanych...ugh.. ludzi, dobra, ale to... to „coś", wow... nie wiem, gdzie oni znajdują twoich pacjentów, ale...

-Myungsoo, a tobie co się dzieje? Kiedy stałeś się taki agresywny? I dlaczego nazywasz ją „czymś"? To człowiek, nie wiem, czy jesteś tego świadomy. – zwróciłem mu grzecznie uwagę. Nie ważne, że to mój kolega, ale niby kto dał mu pozwolenie na obrażanie moich pacjentów? Czy Seo Hee coś mu zrobiła?

     Byłem wdzięczny, że nie zaalarmowali mundurowych, to dużo znaczy, ale byłem niemiło rozczarowany zachowaniem Myungsoo.     

- - - -  -- 

*Jeżeli w języku koreańskim nazwiska występują same, ulegają odmianie , dlatego 'doktora Nama", a nie "doktora Nam" 

** Jeżeli występuje nazwisko i imię  w języku koreańskim, to nazwisko zostaje bez zmian, a imię ulega odmianie

*** mowa oczywiście o  tym, że Sunggyu to przecież mężczyzna, więc myślę, że łatwo się można domyślić, co to oznacza ;>

* * **  Seung Ri podobnie jak GD - dwaj członkowie kpopowej męskiej grupy Big Bang, a w opowiadaniu odgrywają rolę wrednych badassów

Jak widzicie, wróciłam. Na trochę. Mam nadzieję, że nie zjecie mnie za wydarzenia w dodanym rozdziale. Do fanów Big Bang, jeżeli tu jacyś są : przepraszam, ale nie miałam na myśli obrażenie  GD czy Seungri'ego, po prostu obaj bardzo pasowali do roli "czarnych charakterów" ,tak więc oto efekt. Jeżeli chodzi o fanów Infinite: jeżeli rozdział był przesiąknięty zbyt intymnymi opisami uczuć i przemyśleń bohaterów to przepraszam, ale tak właśnie miało być :'3  Dodaję, bo długo nie było nowości , a od dwóch dni żyję jakby w ekstazie, bo obejrzałam urywki filmów wrzuconych na yt z koncertu Infinite w Wawie, więc no... jestem naprawdę pod wrażeniem. Rozwalił mnie akcent Dongwoo i Sungjonga *-* Hard Fangirl~ Miód dla uszu *-*  Sungyeola i Woohyuna nie był zły, ale i tak najbardziej podobał mi się Dongwoo oraz Sungjonga. Pozwolę sobie rozdział zadedykować  dwóm panom. Pewnemu panu nr 1, który  ostatnio wdarł się brutalnie do mojej listy biasów*oklaski dla Dongwoo* oraz pewnemu panu nr 2 , bo wciąż udowadnia, że może dużo i to robi *oklaski dla Sunggyu* 

Miłej lektury, miśki.

-SongJiji

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top