Rozdział 29: „Not here for your entertainment"
(Yeon Mi)
Liderce coraz częściej zdarzały się dziwne reakcje, a żadna z dziewczyn nie chciała mnie wprowadzić do świata sekretów, których pojawiało się coraz więcej. Czy to było aż tak złe, że nie chciały, bym także wiedziała? Jakiś zarys miałam i gdyby nie mój zawalony grafik, zapytałabym kogoś innego. Nowy staff składał się ze strasznie nieodpowiedzialnych ludzi. Nie podobało mi się, że musimy także widywać Im Yu Rę; SM stwierdziło, że będzie miała na nas dobry wpływ, ale jak na razie przysparza nam samych nieprzyjemności. Coś słyszałam, że to jej robota, tzn. ten skandalistyczny wybryk na ostatnim występie. Po czymś tak wstrętnym powinna ponieść konsekwencje, ale oberwało się Bibi eonnie. Kim ona jest, że wszystko uchodziło jej płazem? Jeżeli szykuje się na zajęcie miejsca pana Younga, to czeka ją rozczarowanie. Nie wiem, jak dziewczyny, ale do tego nie dopuszczę.
Trochę czasu minęło, nim opracowałam plan, na który składała się lista osób, z którymi Ye Bi potencjalnie miała dobry kontakt. Jongdae, w obawie, że narobię problemów, zakazał jakichkolwiek inwestygacji; choć nic z naszej relacji nie wynikało (a przynajmniej z mojej perspektywy, bo chyba mnie sfriendzonował jak ta nieporadna istotka Taeyong), odnosiłam dziwne wrażenie, iż robił to specjalnie. Nie chcę, by brał przykład z Taemina, Jungkooka czy Junmyeona i dawał mi sprzeczne sygnały. Nie jestem niezdecydowana i zagubiona uczuciowo jak Zhan Zhan eonnie, ani też nie cierpię na wieczną atencję, której Jenny jest wiecznie za mało.
Euforia rozpierała mnie od wewnątrz: dziś CYS miało mieć warsztaty taneczne z trainees w obecności Infinite. Choć sami mieli własny grafik, panowie okazali się jak zwykle niezawodni. Cieszyłam się również z faktu, iż nie było tego całego maknae; przynajmniej na niego nie muszę uważać tak jak na tą bezuczuciową ladacznicę Shim. Niech ją już jakieś licho zabiera, bo to istny pustostan.
* * *
Wybrałam dobry moment, bo czas na indywidualne konsultacje. Nie wiedziałam, czego się dziś spodziewać po liderce, ale zaryzykowałam. Na szczęście grzecznie obsługiwała jedną trainee. „Ofiara" niespodziewanie odwróciła się i moja obecność została przedwcześnie odkryta. Hmm, zadowolony to on raczej nie był, no ale nieważne.
- Ja indywidualnie, bo mam pytanie niecierpiące zwłoki. – wyjaśniłam, nim lider Infinite zdążył przyswoić fakty.
- Skoro musisz. – odparł i akurat sięgną po niezastąpioną wodę w butelce.
- Kiedy można się spodziewać powrotu Ye Bi? – wypaliłam bezpośrednio.
Moje pytanie spotkało się z bardzo dziwną reakcją, choć z drugiej strony opluwanie się (w trakcie spożywania napoju) jak sierota było urocze, nawet jeśli ma te trzydzieści plus lat.
- Pytasz złą osobę. Nie pomogę. – o nie. Tak łatwo się mnie nie pozbędzie.
- Hmm, a można prosić o bycie mniej upartym? Przypadkiem wiem, że utrzymywaliście kontakt... tzn. liderski, i Bibi eonnie oczywiście to nie jest już żaden sekret, bo nasza liderka bardzo szczegółowo opowiedziała, kto jej z tobą pomaga .
- I na jakiej podstawie twierdzisz, że ci powiem? Ty chyba wiesz lepiej, w końcu jest w tym samym zespole co ty.
- To naprawdę ważne, sunbae. – próbowałam wziąć go na litość, jednak zupełnie źle to odebrał.
- Jak kogoś nie ma, to się do niego dzwoni lub pisze. Nie wiesz takich podstawowych rzeczy?
- Tylko, że sprawa jest skomplikowana, nie pytałabym, gdyby nie była... gdyby nie dotyczyła Ye Bi...hmm, bo jej kakaotalk jest nieaktywne, a numer... jakoś tak się składa, że nie odpowiada.
- Zgłoś się do waszego managera. Po uratowaniu was od pozwu z BigHit nie wiem, czy kiedykolwiek spłacicie dług, jaki ty i twoje koleżanki macie wobec Woollim i Infinite, a ty teraz dokładasz wam kolejnego.
- A nie mógłby sunbae powiedzieć? Co to za dziwne tajemnice i kradnięcie Ye Bi, gdy sam do niej chcesz? Najpierw ją przywłaszczasz, nie wiadomo, na co i jakim prawem i jeszcze udajesz, że... O, DZWONISZ! – przerwałam w połowie swą własną wypowiedź. Dźwięk połączenia był ustawiony na tryb głośnomówiący... Bibi eonnie odebrała!! Ha, wiedziałam!
- Przepraszam, nie mogę teraz rozmawiać. – usłyszeliśmy jej komunikat głośno i wyraźnie...!
Byłam jednak niepocieszona, bo nawet nie dał szansy się przywitać. Po tej kilkudniowej nieobecności zdążyłam się „nakręcić", jak to Jongdae sunbae określił. Dla mnie niewidzenie Ye Bi eonnie przez więcej niż tydzień, było już podejrzaną sprawą.
- Ach! Nie można było załatwić tego od razu? – spytałam, zdumiona potwierdzeniem się mojej teorii związanej z prywatnymi powodami odnośnie zawłaszczania sobie Ye Bi oraz różnego rodzaju traktowaniem jej.
- Jeśli już trzeba... - westchnął ni stąd, ni zowąd – przypominam ci, że nadal zastanawiam się, co zrobić z twoją postawą, bo jednak to, co zrobiłaś było na takim samym poziomie bezczelności co u paru głupio-mądrych innych „pań".
Nie byłam przygotowana na taką negatywną postawę. Zawsze, tzn. odkąd słucham Infinite, uważałam lidera za prawdziwe źródło pozytywnych cech, (w tym postaw z najwyższej półki savoir-vivre'u), ale potem ten obraz długotrwale zniekształcił się. Czy miał powód, by tak mnie traktować i dodawać do tego samego worka co Yamari, Zhan Zhan, a nawet tą rozpieszczoną Jenny? Cóż, zawiódł mnie, sprawił przykrość, choć naprawdę był jedną z ostatnich osób, które mogłyby tak mnie potraktować... Nie uważałam się, za nie wiadomo kogo, po prostu chciałam dowiedzieć się i poznać informacje z wiarygodnego źródła, a tymczasem wszyscy zbywali mnie jakimś głupimi wymówkami. Czy Ye Bi była ich własnością? Na pewno nie.
Liczyłam na to, że akurat on okaże się na tyle kompetentny, by mnie poinformować, jednak w rzeczywistości nawet ta osoba nie popisała się adekwatnym poziomem, który ponoć reprezentowała. Gdyby to było jednorazowe, to może przymknęłabym oko, na nieszczęście takie „zagrania" miałam już nieprzyjemność obserwować. To, że szanowny sunbae Kim Sunggyu tak bardzo pogrążał się, a nie na odwrót, zasługiwało na zainteresowanie, chociażby ze strony najbliższych osób. Nie sądzę, bym dostrzegła problem tam, gdzie go nie było, bo on naprawdę się rujnował! Bardzo go szanowałam, ale jeśli ma zamiar o siebie nie dbać i z wyglądu, i z zachowania być prostakiem, jakimś totalnie pospolitym lumpem, to chyba będę zmuszona zmienić o nim dotychczasową opinię. Najbardziej czułam się mocno dotknięta jego słowami. To, w jaki sposób zareagował przyrównując mnie do kiepsko myślącej liderki czy visualki, świadczyło o tym, że wbrew pozorom Bibi nie była mu obojętna. Nie chcę przeżywać więcej rozczarowań, ale niestety życie prawdopodobnie nie miało i nadal nie ma zamiaru mnie rozpieszczać, choć jest mi niesamowicie szkoda. Miałam nadzieję, że porzekadło o tym, że wszyscy mężczyźni są jednakowo niepoukładani i tak bardzo ograniczeni, okaże się zupełną brednią, a jednak chyba nie istnieje (choćby najmniejszy i najrzadszy) „wyjątek od reguły".
* * *
Udałam się z powrotem na salę, po drodze minęłam liderkę. Na tym samym korytarzu znajdowała się Jenny i ta nawiedzona kobieta, która przyczepiła się do nas jak wesz do jakiegoś futrzaka. Wróciłabym na salę ćwiczeniową, gdybym niespodziewanie nie stała się świadkiem czegoś niezwykłego, choć nie za bardzo pasuje mi takie zachowanie. Liderka nie posiadała żadnego rodzaju charyzmy, a jednak zdobyła się na to, aby przy wszystkich upomnieć Jenny za zadawanie się z kryminalistką. Tyle informacji, co powiedziała Zhan Zhan sprawiło, że w głowie zrobił mi się paskudny bajzel. Po prostu nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Czy to naprawdę prawda, że niejaki L.S.H. włamał się do konta bankowego Bibi i ukradł jej wszystkie oszczędności, za które kupił drogie mieszkanie w apartamencie, w jednej z bogatszych dzielnic Seoulu? Jak w ogóle... jakim prawem on jest na wolności?
* * *
Zajęłam się ćwiczeniem układu do jednej z najmniej popularnych piosenek zespołu, gdzie pełnię funkcję maknae, ale to wcale nie należało do prostych czynności. Im Yu Ra została wezwana na rozmowę do wytwórni, zaś nasza liderka (jak zawsze) narzucała się liderowi Infinite. Zapunktowała na krótko, by znów sporo napsuć... Po zaledwie pięciu minutach Kim Sunggyu przyprowadził do nas Zhan Zhan (tak, jakby sama nie potrafiła chodzić) i pomimo obiecanego wspólnego treningu do trzeciej popołudniu, zwyczajnie zmył się dosłownie piętnaście minut przed drugą, czyli prawie półtora godziny wcześniej! Liderka nie zważając na protesty Jenny, przełożyła trening na kolejny raz, a trainees oznajmiła, żeby wrócili do domów. Mogłyśmy spokojnie kontynuować z pozostałymi członkami Infinite lub same, ale nie. Jak Zhan Zhan coś postanowiła, to tak musiało być! Reszta panów z Infinite została. Pomagali nam doprowadzić miejsce do stanu używalności, choć o nic nie prosiłyśmy. Gdyby nie interwencja Sungyeola, doszłoby do damskiego mma, bo Hwanjin eonnie nie wytrzymała i solidnie przyłożyła Jenny brudnym mopem prosto w twarz. Przy okazji trochę podbiła jej policzek, ale poza tym nic wielkiego się nie stało. Nikt jej nie chciał pomóc, więc się wściekła, a ponieważ Jenny miała mentalność pięciolatki, to jako że L wracał akurat z pokoju socjalnego, Jenny właśnie na nim wyładowała swą złość. L sunbae miał podrapaną twarz i spuchnięty noc, tak jakby stoczył walkę z jakimś kotem. Dongwoo-sshi natychmiast ją wyrzucił, choć Jenny odgrywała wielce pokrzywdzoną... Tylko, że to nie ona miała podrapaną twarz i pogryzioną szyję! Jenny udowodniła, że plotki o agresywności Ye Bi były totalną bzdurą i to nie ją powinno się szkalować.
* * *
- Co za irytująca, wstrętna pijawka. Prawdziwy pasożyt! – podczas gdy Sungyeol opatrywał L, sam poszkodowany co chwila wyklinał na Jenny. Choć Hwanjin co chwila go przepraszała, Myungsoo zdawał się ignorować jej „lamenty" – możliwe, iż uznał jakikolwiek brak winy z jej strony. Wyglądało na to, że żaden z obecnych panów nie uznawał Hwannie winnej całego zajścia. Pocieszające było to, że wszystko rozegrało się poza zasięgiem wzroku i słuchu naszych trainees.
* * *
(Ye Bi)
Krótka wycieczka motywacyjna miała na celu wypełnienie prośby Taeyonga, ale poza tym nabrała charakteru „terapii", aby można było odpocząć od seoulskiego chaosu i zgiełku; to nie było coś wynikającego z jego własnych ambicji, on po prostu chciał dla Sungjoo dobrze, nie będąc dla niego aż tak surowym jak ich rodzice. Przy okazji przejażdżka dobrze mi zrobiła, niestety parę dni temu zauważyłam dziwną aktywność z mojego konta. Miałam cichą nadzieję, że ten rozpieszczony dzieciak prędzej czy później opamiętałby się i na swoje szczęście to uczynił, lecz do tej pory funkcjonariusze nie znaleźli żadnych tropów, a gdy pytali, czy nie chcę złożyć aktu oskarżenia przeciw zniesławieniu mojej osoby, zrezygnowałam. Nieważne, jak bardzo chłopak był zepsuty przez pieniądze, miałam przeczucie, iż sam nie wymyśliłby takiego planu. Oprócz tego „incydentu" zajęta byłam przygotowaniami do comebacku, choć chęci jakoś ze mnie uleciały. Dodatkowo zorganizowałam poszukiwania dodatkowej pracy. Aktualnie przebywałam w gabinecie pana Younga, który został zbezczeszczony przez jego poprzednika. Poszłam na, delikatnie mówiąc, rozmowę negocjacyjną, ale jego postępowanie nie uległo zmianie. Co gorsza, to do mnie miał pretensje o ostatni występ. Cóż, ja go nie zepsułam i to jest niepodważalny fakt. Niestety lider sunbaenim z Infinite zadzwonił nie w porę, choć dla świętego spokoju wolałam odebrać, żeby potem nie wypominał mi, że mam czas dla wszystkich, tylko niekoniecznie dla niego. Mimo wszystko powinien trochę spuścić z tonu, gdyż doskonale zna obecną i nieciekawą sytuację CYS. Nie mówię już o sobie i o moich skomplikowanych relacjach z Shim Jenny, ale chociażby przez wzgląd na Zhan Zhan mógłby mi darować. Z pewnych względów tak się nie działo; bywały takie dni, że „męczył" mnie od rana do późnego wieczora albo tak jak dzisiaj, że „nagle" przypomniał sobie o mojej osobie, jak coś złego mi się przytrafiało. I sam się na tym „łapał" lub też któraś z dziewczyn maltretowała go tak długo, aż nie uległ i nie wykonał satysfakcjonującego je działania. Tym razem to Yeon Mi go zamęczała, choć niepotrzebnie, bo przecież wczoraj wpadła na mnie Zhan – niby przypadkiem przyszła do schroniska w celu odwiedzenia wielkiego kota, ale była zapatrzona w torbę, w której znajdowały się dokumenty odnośnie moich najbliższych aktywności. Ponoć to Taemin był na tyle „mądry". Ciekawa sprawa, od kiedy zaczął bawić się w mojego osobistego managera? Szkoda tylko, że nikt się ze mną nie konsultował, bo od takich chorych działań powstają różne, kosmiczne plotki. Odpowiedzialność spada tylko i wyłącznie na mnie. Oberwało mi się za odebranie rozmowy, gdy pan Im „wpajał mi błędy", jak to on określił, a ja go olałam. Czy oni wszyscy mają mnie za niesprawną umysłowo, potrafię zadbać o własne sprawy! Długo i dużo się namęczyłam, żeby wybić Byun Baekhyunowi takie akcje z głowy, choć z nim sprawa była jasna od samego początku. Co do Taemina, to w ogóle nie rozumiem, co nim kierowało. Gdyby robił to przez wzgląd na sunbae Kim Jonghyuna czy Sungjoo, zrozumiałabym, ale tak bez powodu? Motywy Taeyonga również były dla mnie zagadką... Hmm, jak nie wiadomo, o co chodzi, to z pewnością o pieniądze... pytanie tylko, czemu pewne postaci są tak głupiutkie i wierzą we wszystkie plotki rozchodzące się w SM? Nigdy nie miałam i nie będę mieć takiego majątku jak Sooyoung czy YoonA z Girls' Generation lub panowie z równoległej wytwórni – BTS z BigHit.
Sunbae Kim Sunggyu akurat szanuję, czego nie mogę powiedzieć o panu Im Jae Bumie.
- Załatwmy sprawy teraz, Kim. Zdaje się, że szanse na przeniesienie „tego" na drogę sądową i tak tobie spadły. – zasugerował Im Jae Bum, przy czym wrednie się uśmiechnął.
- Chwileczkę, a co to w ogóle za insynuacje? Dałam panu multum możliwości, z czego żadna nie została rozważona. – zaprotestowałam.
- Ustalmy coś, Kim. Jesteś za głupia i nie na odpowiednim miejscu drabiny społecznościowej, by nasyłać na mnie bagiety* czy pozywać do sądu. Nawet jeśli już się tak zbłaźniłaś, to nic ci to nie da. Nie posiadasz dowodów ani świadków, więc nie udawaj odważnej.
Im chwycił kopertę z wezwaniem na rozprawę sądową przewidzianą na koniec listopada. Bez ręcznego niszczenia, wrzucił dokument do kominka, który specjalnie podpalił, aby było bardziej zjawiskowo. Przy okazji użył wobec mnie określeń, z którymi od pewnego czasu mierzyłam się codziennie, więc żeby uniknąć wylęgającej się we mnie powoli autodestrukcyjnej depresji, odcięłam sobie dostęp do social mediów.
- Cóż, jak zwykle jest pan w błędzie. – poprawiłam go. – Nie wiem, jaki widzi pan problem w mojej osobie, ale skoro po dobroci się nie da, to pozostaje jedynie ten nieszczęsny sąd.
- Tracę panowanie nad sobą przez takie sz*aty jak ty! Dlaczego zatrudniają jakieś niewyedukowane z*ziry z burdelu. Potem muszę tylko sprzątać, jak narobicie szumu i zamieszania!
~ ~ ~
O cywilizowanym zachowaniu ze strony wiadomego mężczyzny nie mogło być mowy. Możliwe, że wykazywałam brak logicznego myślenia, ale chciałam mu dać ostateczną szansę, lecz jak się okazało, było to całkowicie niemożliwe. Mogłam odhaczyć z listy zajęć dzisiejsze spotkanie z tym oto właśnie panem; zostało mi jeszcze odwiedzenie Da Ri, choć tłumaczyłam jej, że dopóki jestem w SM, nie powinnyśmy zbyt często się spotykać. Tym razem sytuacja była ponoć wyjątkowa, a z drugiej strony była moją jedyną żyjącą, biologiczną rodziną. To jednak także jej zasługa, że zbyt szybko nie poddałam się. A jeżeli już, to nie bez walki. Przynajmniej wiedziałam, że mogę na nią liczyć, choć niezbyt podobało mi się sprowadzenie na nią dodatkowych problemów. Jakaś motywacja istniała i to mnie ratowało. Mój poziom tolerowania wybryków Im Yu Ry spadał z każdym dniem, a sytuacja z Zhan Zhan pogorszyła się, więc rozmowa z kuzynką była w tej chwili wymówką, ale nie myślałam o tym w ten sposób. Nie miałam zamiaru niepokoić jej także moimi relacjami z Wu Zhan Zhan. Wystarczające było to, iż wiedziała, co wcale nie oznaczało, że to zaakceptowałam. Mało kto nie wiedział o tym, że byłam „czarną owcą" w Can You Smile albo jak to wojowniczo określiła Hyuna „dziewczynką do bicia". Gdyby mogła, to pewnie obrzuciłaby błotem dosłownie każdego, na szczęście po ostatniej próbie, na jaką się pokusiła, udało jej się zrozumieć, że Ye Bi niekoniecznie musi się podobać, gdy zabiera głos w sprawie, która jej nie dotyczy. Da Ri nie była wyjątkiem i wiedziała, że sporo ryzykuje wtrącaniem się w moje sprawy. Czy muszę pozywać osoby, by uznano, iż umiem zadbać o swoje sprawy oraz image? Wymyśliłam spotykanie się z sasaengami, lecz jest niewystarczająco satysfakcjonujące. Tylko, że przynajmniej coś robię samodzielnie; nie odczuwam potrzeby łaszenia się do każdego „pana, z którym się dogaduję" i też nie wymagam od nich, aby domyślili się, że oczekuję jakiegoś wsparcia. Może gdybym miała taki sam charakter jak Jin Ae, na szczęście nie spędziłam dzieciństwa na bezużytecznych wyjazdach do agencji modelingowych czy popularnych i najdroższych klinik medycznych, żeby się przypodobać komuś ważnemu, lub w inne miejsca. Rzeczywiście jeden raz spędziłam czas w nieadekwatny sposób, ale pomimo plusów i minusów, nie było to tak złe jak wydawanie pieniędzy na najdroższe kosmetyki zamiast oszczędzać sobie na porządny kurs językowy czy jakiś trening wokalny w Japonii. Mimo wszystko eonnie jakiś talent miała. Jej problem był, bądź co bądź, złożony. Jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad swoim wyglądem, jednak nie uważałam, aby w moim przypadku konieczne było korzystanie z usług medycyny estetycznej. Mój domniemany „rudy" kolor włosów w rzeczywistości był anomalią, ale przyjęło mi się to jako dziwny odcień brązu, bo tak mi ktoś kiedyś wyjaśnił, więc tak zostało. Ren, Zelo i Doyoung zawsze mieli w zanadrzu tysiące teorii i pomysłów odnośnie mojej osoby, choć i takich, co żywili zastrzeżenia, nie brakowało. Później nieprzyjemności z tego tytułu przestały mi przeszkadzać, choć od czasu do czasu przyłapywałam się na zbytnim przejmowaniu się tym, co niektórzy wciąż mi zarzucali. Jeśli naturalnie wyglądałam tak, jakbym od najmłodszych lat poprawiała którąś z części ciała u góry czy u dołu, to chyba jedna z nielicznych, pozytywnych rzeczy, które zawdzięczam rodzicom. A jeśli komuś się nie podobałam, to nie jestem formą rozrywki.
Nie muszę nic nikomu udowadniać, a Shim niech się nie cieszy przedwcześnie. Nie bałam się jej, nie boję i bać nie będę, nieważne, o co mnie jeszcze oskarży. To, że cofnęłam oskarżenie, które wniosła za mnie Hwanjin nie znaczy, że zostawię „biedną" Jenny w spokoju. Nie chcę, żeby dziewczyny się mieszały w sprawy między mną a Jenny, panem Im i resztą osób, którym „przeszkadzam". Śmieszy mnie, gdy słyszę, że to przeze mnie Jenny nie dogaduje się z Kaiem. Jeśli ktoś jest winny, to tylko ona sama. To samo tyczy się BTS. Nie wiem, co nimi kierowało, by w ogóle pomyśleli o rozwiązywaniu konfliktu z Infinite w taki sposób, w jaki się to odbyło. BTS nie potrzebowało promować się na mnie i o tym wiedział każdy, kto nie wierzył w plotki Jenny czy Yu Ry. Akurat moja wina w tym wszystkim jest zupełnie wyssaną z palca historią. Jeszcze, żebym rzeczywiście miała z BTS coś do czynienia, ale nigdy się do nich nie zbliżałam. CYS i BTS łączyły jedynie biznesowe relacje, a przynajmniej tak słyszałam. Oczywiście nie licząc prywatnych „obsesji" Jenny na punkcie tego całego Jungkooka. Dlatego cieszę się, że parę dni temu liderka mogła zaspokoić swą ciekawość i odpuścić sobie oskarżanie mnie o nieprawdziwe wydarzenia. W pewnym sensie doskonale rozumiałam, dlaczego Kim Junmyeon często nic nie robił, aby wyprowadzić ją z błędu. Można byłoby się spodziewać tego samego po liderze Infinite, w końcu to nie tak, że spotkał taki typ pierwszy raz... a jednak „ten pan" działał zupełnie inaczej, przez co trochę czułam się rozczarowana. Problem nie był z nim, tylko ze mną – już się przyzwyczaiłam; niestety czasami nadal zwyczajnie i tak po ludzku było i jest mi przykro. Chyba przeceniłam swoje siły, a przecież nie byłam Kim Ye Bi, która zawsze sobie radziła i z każdej sytuacji wychodziła bez żadnych ran czy innych uszczerbków – fizycznych czy psychicznych. Możliwe, że ta cała „zabawa" mogła wyglądać lepiej, ale już dawno doszłam do wniosku, że od samego początku schrzaniłam, bo niezbyt umiejętnie zabrałam się do „walki". Odkręcanie wszystkiego nie wchodziło w grę, ale głupia Seo Hee musiała oczywiście namieszać. Fajnie jest tak nie mieć żadnych uczuć jak niektórzy, można wtedy robić różne rzeczy i nie mieć przy tym żadnych skrupułów... cóż, starałam się, ale bycie zimnokrwistą łamaczką męskich, delikatnych serc nie jest dla mnie. Nigdy nie chciałam naśladować zachowania tej fikcyjnej dziewczyny, zainspirowałam się jedynie imieniem i paroma sposobami na zaradzenie trudnościom, ale możliwe, że miałam „zbyt miękkie serduszko" i między innymi dlatego nie wyszło tak, jakbym sobie życzyła.
* * *
Po przejrzeniu dokumentów dotyczących wymuszonego udziału w historycznej dramie, wyrzuciłam to do najbliższego kontenera na makulaturę znajdującego się w okolicach budynku SM. To było marnowanie papieru, a rola mogła spokojnie przypaść komuś lepszemu. Czemu CEO tak bardzo się uparł; czym ja jestem? Chyba rzeczywiście czuję się jak takie coś, co na samym początku powiedział o mnie Kim Sunggyu. Może powinnam dać sobie spokój z SM i zacząć się sprzedawać tak jak wiele osób myśli, że robię; wszystkim by się podobało i byliby zachwyceni posiadaniem „lalki" Kim Ye Bi...
Wyjątkowo skorzystałam z windy i było okej, bo nie było żadnych „spotkań na szczycie", niestety tuż po wyjściu z budynku wytwórni zatrzymało mnie „takie głupkowate i wredne coś", przez co zupełnie spóźniłam się do RiRi. Jeszcze brakowało mi bycia przesłuchiwaną przez Irene. Można by myśleć, iż po ostatniej mojej promocji nieco zmądrzała, ale okazało się, że wystarczyła byle plotka, abym znowu była na jej celowniku. Jak zawsze poszło o Sehuna, a ja już wielokrotnie prosiłam CEO, aby nie robiono mi na złość. Irene ponoć nie była głupia, ale w respektowaniu moich zaprzeczeń wykazywała prymitywną ignorancję. Najpierw Byun Baekhyun, a teraz Oh Sehun. Z kim jeszcze wmówią mi „zakazaną relację"? Chyba jej się nudziło, choć pozostałe członkinie Red Velvet nie miały ze mną problemów. Oczywistym jest, że nie każdy musi do mnie pałać sympatią – mniejszą lub większą – ale od Irene wymagałam jednak częstszego używania mózgu. Choć i do Oh powinnam mieć pretensje, bo to ja sprzątałam po nim i Suho, nie licząc Byun Baekhyuna, bo jego wszędzie było zawsze pełno. Co zaś tyczyło się Sehuna... ekscytował się tym, że w SM jest okazja, aby „fangirlował" do Irene, która dzielnie, wściekle i zaciekle o niego walczy? Jeżeli naprawdę tak funkcjonował, to jako uczynna dongsaeng powinnam go wesprzeć i znaleźć jakąś klinikę psychiatryczną. Skoro ja tak wszystkim już pomagam...
* * *
Drzwi do mieszkania Ri otworzyły się niespodziewanie i od razu taki szok, że omal nie pisnęłam jak na jakiejś scenie rodem z horroru. Po prostu nie spodziewałam się tutaj Kim Sunggyu, nawet jeśli coraz częściej wpadaliśmy na siebie w domu Rena i RiRi.
- O, jesteś, bo mnie już wygoniono, żeby ciebie szukać... ej!
Kolejną sprawą, jaką omówiłabym z RiRi, byłoby wysługiwanie się liderem Infinite, natomiast szanowny sunbae nie umiał odmówić, choć wielokrotnie słyszałam, jak narzekał na moją kuzynkę. Niezbyt często, ale dwa czy trzy razy mu się zdarzyło. Oczywiście nieświadomie i w przypływie skrajnie pozytywnych uczuć, gdy za długo ze mną przebywał.
- RiRi chciała, żebyś był miły. Dlaczego wysuwasz pazury na Bibi? – upomniała go Seol Ah i zamknęła za mną drzwi, po czym podeszła do lidera Infinite i z sykiem wysunęła ku jego twarzy swoje ostre paznokcie.
- Cześć, młoda... ale niepotrzebnie go poprawiasz... Znaczy sunbae. A w ogóle, to gdzie Ri? Nie mówiła, że jej nie będzie. – przywitałam się z nią, pomimo jej agresywnej postawy względem sunbae.
- Ojej, RiRi ostrzegała, że możesz nie kontaktować, ale nie do takiego stopnia! Zaraz się tobą zajmę, tylko pójdę poszukać Chaia, bo jak „pan artysta" wychodził, to zamknął drzwi do pokoju i muszę wykombinować jakiś klucz. Natomiast ten pan nie chciał współpracować.
- A może grzeczniej, dobrze? Bo to nadal Ren cię utrzymuje i płaci za twoją edukację, jakikolwiek by nie był. – mina Seol po słowach Sunggyu-sshi była naprawdę bezcenna. – Chodź do kuchni, nauczysz się zaparzać kawę, a ten twój gość zajmie się twoją pandą.
- Pierwsze słyszę, ale okej, tylko że Bibi nie wie, gdzie... znajduje się „Pokój Życzeń". No i duży dom może ją wystraszyć. Nie chcesz jej pokazać?
- Maruda jesteś. Coś obiecałaś Da Ri i Renowi, prawda? Do kuchni i bez dyskusji, a Ye Bi nie jest ułomna i wie, jak trafić do odpowiednich miejsc. Jeszcze jak taki bystrzak jak ty ją szkolił, to tym bardziej.
Szok gonił szok! Widzę, że ktoś tu w końcu znalazł haka na nieokiełznaną duszyczkę, ale... no nie spodziewałam się! Sam do tego doszedł czy Ren albo Da Ri pozwolili mu trochę „postraszyć" Seol, jak będzie pokazywać rogi? Ani jedna, ani druga z teorii nie wydawała mi się prawdziwą, więc przemilczałam. Akurat gdy skierowałam się w stronę pokoju, otrzymałam wiadomość tekstową:
„Klucze są w koszyczku na komodzie =^-^=". Każdy inny człowiek byłby również zdziwiony. Jeżeli dostałam smsa od Rena, to wiedział, że znajduję się w jego domu... pytanie tylko jak. Już sam fakt czynił tą sprawę dziwną i nieco niepokojącą. I jeszcze ta emotka...
Kojarzyłam komodę; stała tam, gdzie miała stać, czyli na korytarzu, gdzie m.in. mieściły się drzwi do, jak to Seol Ah określiła, „Pokoju Życzeń". Chai leżał sobie na dywanie, terrarium nie posiadał, bo i Ren, i Da Ri nie chcieli go trzymać w ograniczeniu, więc praktycznie miał ich dom do pełnej dyspozycji... w przeciwieństwie do Seol, jak wynikało z treści kolejnych dwóch wiadomości, jakie otrzymałam od Rena. Niepokoił mnie zbyt nieformalny ton, bo zazwyczaj używał go do ślimaka, a Ye Bi traktował okej, ale nadal z dystansem. Nie chciałam osądzać Ri bezpodstawnie, ale wyglądało na to, że znów uległa Seol Ah i sprytna wrobiła mnie i Kim Sunggyu w opiekę nad tą małą przylepą. Czy to dlatego tak nalegała, abym przyszła? Jakoś nie pasowało mi takie zachowanie do Ri; powiedziałaby wprost, ponieważ miała pojęcie o mojej sytuacji z liderem Infinite. Co się wydarzyło, że tym razem tak mnie wyrolowała?
Zwierzę wyszło otwartymi drzwiami, które zamknęłam, a klucze odłożyłam na miejsce. Na zwierzątko czekały już przekąski, a sądząc po tym, jak szybko zaczęło jeść wnioskuję, iż musiało być głodne od dłuższego czasu.
- Właściwie to on się teraz popisuje, jest żądny uwagi – wyjaśniła Seol Ah, lecz jakoś trudno było mi w to uwierzyć, bo w taki sposób zachowywała się właśnie Seol Ah. – Herbatka rumiankowa. – postawiła przede mną kubek we wzorek w jakieś kwiatki. – Chcesz truskawki? – spytała i pogładziła mnie po prawym policzku.
- Herbata wystarczy. – próbowałam się odsunąć, ale zaczęła mnie miziać po całej twarzy, dopóki nie poczuła się usatysfakcjonowana tym, co właśnie wyczyniała. Pan Kim nie zwracała na nas uwagi, chyba uznał, że to normalne i nie można przeszkadzać Seol.
- Ale herbata nie ma witamin, a Bibi jest bez energii! – upierała się przy swoim. – Taemin z Shinee cię widział w wytwórni i powiedział, że znowu się nie przyłożyłaś. Znowu dałaś się drażnić tej głupiej Chince...
- Wyrażaj się, dziecko; to po pierwsze, po drugie nie poruszaj tematu, o którym masz zielone pojęcie, a po trzecie naucz się szanować starszych. A co do słuchania Taemina... - nie mogłam dokończyć, bo Seol zaprotestowała mruknięciem wkurzonego kota.
- Taemin-sshi się na ciebie skarżył! Ej, Bibi. Dlaczego was nie szkolą na wypadek takich wypadków? Przydałoby się być jak ninja i...
- No jak tak bardzo niektórym brakuje wrażeń, to zawsze mogą przyjść i popatrzeć sobie na mój brzydki ryj na spotkaniu. Do końca roku została jedna taka okazja, więc już trochę mało, ale za to w przyszłym roku będzie więcej. Wracając do Taemina...
- Nie możesz zająć się jakiś zadaniami? Nie zostawili ci jakichś kolorowanek albo czegoś w tym stylu? – wtrącił się Sunggyu-sshi i bez słowa wcisnął mi w dłonie produkt mleczny, który na okrągło żłopał Taemin.
- Hmm, zobaczmy. Kto chce wypróbować ateliér Rena? Tobie chyba coś trzeba... może zmienić kolor włosów, prawda? – byłoby nie na miejscu, gdybym nagle wybuchnęła śmiechem, choć w rzeczywistości uwaga Seol bardzo mnie rozśmieszyła. – Albo coś z noskiem, bo ci spuchł i to jest takie naprawdę niefajne, ale może brakuje ci wapnia.
- Jak już, to puchną oczy – poprawiłam ją – ewentualnie policzki.
- No! Widzę, że dużo roboty do nadrobienia, co ten Ren tak się opuścił? – Seol popatrzyła tęsknie na mój deser, ale zaraz dostała taki sam od lidera Infinite.
- Normalne, jak jest przerwa od comebacku. Piosenkarze nie nakładają sobie codziennie trzech warstw tapety.
- Chyba, że nazywasz się Shim Jenny lub Wu Zhan Zhan. – skomentowała Seol, a ja nie zdążyłam jej nic powiedzieć.
- Co ty tak tej liderki się czepiłaś? Zazdrościsz, że jest w wytwórni muzycznej? – przerwał jej Kim Sunggyu... ponownie.
- Tego akurat nie. Po prostu to niesprawiedliwe, że ma tak cudowną panią koło siebie i nie docenia jej potencjału, tylko łasi się jak dwulicowa bi, gdy czegoś potrzebuje. Wtedy Bibi-sshi jest dobra, a tak to najgorsza z najgorszych.
- Ech, niech mam to za sobą. Co ty znowu wymyśliłaś, dzieciaku? Jak spełnię twoją zachciankę, to się uspokoisz?
- Kiedy to ty mi ciągle coś obiecywałeś, dlaczego to ja mam się uspokoić! Powiedzmy, że nie chcesz mieć problemów u RiRi, prawda? Więc na dobry początek... można prosić o zajęcie się Bibi? A ja bym poszła spotkać się z grupą. Projekt taneczny, rozumiesz... I dopilnuj, żeby się w końcu najadła.
- Absolutnie nie, masz zostać tu, w swoim domu, bo nie mam zamiaru odpowiadać, jak się zgubisz. – pan Kim znowu wszedł jej w zdanie. – Ye Bi-sshi nie trzeba się zajmować, w przeciwieństwie do ciebie jest obowiązkowa. I nie powołuj się na jakieś teorie wymyślone przez jakichś niewyżytych fanów! Nie potrzebuję być mieszany w chore związki będące efektem twojej fanaberii.
- A, związek, mówisz? No, niewykluczone, że być może... „coś" mi się obiło o uszy, mogę się podzielić. Ale nie za free.
- Nie, dziękuję. Nie chcę nic wiedzieć.
- Tak myślałam. To powiem ślimakowi..., tylko, że jeszcze nie wiem, gdzie i kiedy, ale Doyoung mówił Ri i Renowi, że to będzie jakoś niedługo.
- O, a nie wydaje ci się, że specjalnie ci nie powiedzieli, żebyś nie męczyła tzw. „ślimaka Infinite"?
- Nie będę męczyć, a! Słyszałam, że Seo Hee chciałaby się jednak zobaczyć, ale do tego czasu możesz być „zajęty", więc no... uskuteczniam próby spędzania większej ilości czasu z Bibi, bo mogłabym „przypadkiem" nie przekazać wiadomości, a jak jesteście sami, to niezbyt się dogadujecie. Prawda, że sprytny plan?
* * *
(Sunggyu)
Niesamowite! Ten dzieciak dysponował niebezpieczną dla siebie wiedzą. Problem w tym, iż Seol Ah używała tego jako broni. Jej cięte odzywki można było jeszcze zaakceptować, ale nie jej szantaże. Może nie była świadoma, ale nie było w porządku, że za każdym razem wymusza na kuzynce Seo Hee „opiekę", a tak naprawdę robiła to po to, by się zadowolić tym, że „Gyu i Bibi" poświęcają jej czas. I jeszcze skubana mnie podpuszczała, ale nawet gdyby mi zależało, to nie chciałem korzystać. Cóż, nie odmawiałem Da Ri tylko dlatego, że mimo wszystko była odpowiedzialna i rzeczywiście miała głowę oraz mózg na właściwym miejscu. Nie byłem kuszony przez drobne ogłoszenia nt. jaśnie-ślimaka, którymi mnie raczyła, kiedy tylko mogła. A młoda chłonęła zwyczaje jak gąbka i wykorzystywała tę wiedzę przeciwko mnie! Niby przez to można było jej zwrócić uwagę, ale wiedziałem że robiła to specjalnie oraz po to jedynie, by zniechęcić mnie do liderki CYS. Jak ją skutecznie oduczyć, że działając w ten sposób, tylko i wyłącznie zniechęca mnie do swojej osoby? Skubana, niesforna i złośliwa nastolatka uparcie drążyła temat, a mi naprawdę brakowało pomysłów, aby być do niej cierpliwym. Tą jedną cechę Kim Ye Bi akurat lubiłem, a mianowicie jej bezgraniczne pokłady tolerancji względem tak upartych osóbek jak Seol Ah. Można zwariować – dosłownie.
Nie chciałem jej sprawić przykrości, ale nie mogłem zaakceptować jej wszystkich próśb, więc trzeba było pójść na kompromis z tą całą kluską, żeby to ona tym razem wymyśliła rozwiązanie. Bo jeśli chodzi o porady, to na pewno nie podzieli się ze mną choćby jedną, z czystej złośliwości. Do tej pory udawało mi się uciszyć nadmierną fascynację u Seol Ah, ale po dzisiejszych rewelacjach straciłem do niej pozostałe ochłapy zrozumienia.
- Zrozumiałam, ale nie musisz się tak we wszystko angażować. Przypomnę ci, bo może zapomniałaś, ale to, że Da Ri-sshi uparła się, by spełniać każdą twoją zachciankę, nie oznacza, że każdy będzie postępował w ten sposób. Wtrącaniem się do znajomości między idolami nic nie osiągniesz poza tym, że się do ciebie zniechęcą. Dzięki za otwartość i szczerość, ale nic nie zmienia. Nie chcę cię straszyć, ale za zniesławienie można zostać ukaranym, więc moja najlepsza rada dla ciebie, to daj sobie spokój z teoriami. Co ty robisz w szkole, że masz czas na takie brednie?
- Uczę się, ale wszyscy są w jakichś teamach pro lub anty. A Ri i Ren ciągle się spierają o ślimaka, w sensie... no ja akurat nie popieram Rena, ale Ri nie pozwala mi się z nim droczyć...
- Dobra, dość. Zobacz, co miałaś zadane i za godzinę widzę cię tu z książkami i zeszytami, zrozumiała panna czy nie?
- Co robisz? – Seol chwyciła ją za rękę, gdy Ye Bi wiązała sznurówki w butach.
- Muszę coś jeszcze załatwić. Nie panikuj, zostajesz z tym panem. Jego chyba nie musisz się bać, co?
Seol Ah nie odpowiedziała, lecz z piskiem pobiegła po schodach. Co się właśnie wydarzyło?
- Można wiedzieć, gdzie się wybierasz i co jest ważniejsze od obowiązków?
- Idę sobie, nie widać? Ale oczywiście, jak jest się sierotką, to się o innych nie myśli.
- Nie bądź sarkastyczna...
- Telefon dale mi od dłuższego czasu znać, że zbliża się godzina spotkania z pewną osobą, więc poudawaj, że coś robisz, a Bibi w tym czasie dowie się, czy ją zatrudnią, czy nie. – nim zdążyłem cokolwiek więcej powiedzieć, zwyczajnie sobie poszła. Jaka praca, przecież dalej figuruje jako członkini CYS, na dodatek Zhan zreferowała mi dzisiaj ostatnią działalność Ye Bi... po prostu ciągle ma jakieś promocje i kolaboracje! Czy cierpi na brak majątku? O to, że jest taką materialistką nie przyszło mi do głowy, by ją posądzać już od dawna... Wniosek był taki, że zostawiła mnie z Seol samego w ramach zemsty. Cóż, tylko że w przeciwieństwie do dziewczyn z CYS, ja nie biegłem do jednej czy drugiej, bo mnie „złapała" na byle jaki pretekst. To nie ja nie myślę i daję się zbajerować panu A lub B...
~~~
Poświęciłem trzydzieści minut na znalezienie adekwatnych dowodów na potwierdzenie moich obaw. Zamiast tego pojawiło się mnóstwo artykułów dotyczących decyzji SM w sprawie doniesień na temat Zhan. Wcześniejsze informowały o „badaniu sprawy przez SM i ewentualnym pozwaniu Kim Ye Bi o straty, na podstawie doniesień od 'zaufanych informatorów'. Doczytałem, że tych rewelacji dostarczyła Im Yu Ra... tylko co ona chce osiągnąć poprzez zrzucanie swoich przestępstw na Ye Bi? Czy Kluska znowu poszła się gdzieś przez nią ukrywać...?
Po jakichś piętnastu minutach rozbrzmiał dzwonek. Seol Ah przebywała u góry i zapewne nie słyszała, więc nie miałem innego wyjścia, tylko podejść samemu i sprawdzić.
- Co tak stoisz zdziwiony, ducha zobaczyłeś? – odezwała się Kluska. – Jak tam mały nadpobudliwie, załaziła ci jeszcze za skórę?
- Głośniej już nie potrafisz? Spokój na horyzoncie, jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć. – odpowiedziałem.
- A, to dobrze. W takim razie sposób Rena jednak działa.
- Coś ty znowu wymyśliła?
- Absolutnie nic, po prostu Ren udzielił paru przydatnych wskazówek... oczywiście za pozwoleniem Da Ri, bo w końcu zorientowała się, że takie otwarte fantazjowanie rozprasza Seol Ah.
- Gdzieś ty polazła?!
- Mówiłam, że do nowego miejsca pracy... A, chodzi ci o mój wygląd? Nie zdążyłam się przebrać, a chciałam się wyrobić.
- Ściemniasz.
- Uch, nie ściemniam. I wiesz co? To dokładnie ta sama restauracja, o której kiedyś opowiadał hyu... to jest Dongwoo-sshi! Wspominał, że fajnie, drogo i luksusowo. I obsługa też zgodna z wytycznymi, więc cieszę się, że w końcu misja się udała.
- Tak, bo ciebie stać, aby zatrudniać się do ekskluzywnych wytwórni czy lokali. Masz wszędzie jakieś znajomości, prawda? Spokojnie, jak mi powiesz, to gwarantuję, że nikomu nie powiem o twoich prawdziwie inwazyjnych działaniach w k-industry.
- „Inwazyjne działania"? Może sunbae mi ten wątek rozwinąć, bo nie jestem w stanie zrozumieć?
- Zrób z sobą porządek, bo dziwnie wyglądasz. W ogóle użyłaś mózgu biegnąc tak ubraną?
Dlaczego Kluska mi tak dokuczała? Doskonale wiedziała, że działając w ten sposób sprowadza na siebie oczywiste konsekwencje.
- Nie biegłam, nie stać by mnie było na odkupienie, nawet jeśli ten hanbok to tylko strój roboczy. Nie, żebym zakładała opcję z wywaleniem się jak jakaś oferma, bo ja ci pobiegnę nawet w szpilkach. Chodziło raczej o inne sprawy, ale oczywiście sunbae, możesz nie wiedzieć, za ile można handlować Ye Bi na czarnym rynku.
- Skąd ci się w ogóle pojawił pomysł z porwaniem?!
- Droczę się z tobą, szanowny sunbae, jeszcze nie przywykłeś?
- Idź już i przestań znajdować wymówki. Zabawa się skończyła. W końcu wiadomo, kto za tymi plotkami stoi i bardzo dobrze, że w końcu się ciebie pozbędą z SM.
- Ktoś tu jest totalnie zestresowany, ale posłuchaj się dongsaeng choć raz, sunbae. Po co się tak bulwersujesz? Chyba ta twoja wspaniała intuicja to jakaś zmyślona bajka, skoro dalej wierzysz w to, co publikują na mój temat. Rozbijanie się po domach publicznych czy wyłudzanie pieniędzy to tego rodzaju czyny, którymi osobiście gardzę. A jeśli chodzi o krzywdzenie Zhan Zhan... No ale dobrze chociaż, że mówisz otwarcie i o jednej osobie. Przynajmniej nie muszę sobie strzępić języka przy rozmowie z tobą, czego o Irene nie mogę powiedzieć. Wow, Chomik hwaiting.
* * *
Minęło kolejne pół godziny. Najdziwniejsze pół godziny w dniu dzisiejszym. Może miałem omamy wzrokowe albo telefon wymagał naprawy, ewentualnie aplikacja szwankowała? Kakao czasem miało zwiechy, ale nie mogło pokazywać starych lub bardzo archiwalnych rozmów z poprzedniego numeru. Dlaczego akurat teraz, gdy jestem „na wygnaniu", Seo Hee podesłała wiadomość i to jeszcze z trzema bardzo uśmiechniętymi emotikonami. Co chciała w ten sposób przekazać? Jakby tego było mało, podesłała coś jeszcze, przez co w ogóle nie wiedziałem, o co może jej chodzić. Jeśli jest to jakaś autopromocja ściągnięta od jakichś zagranicznych muzyków, to w ogóle mnie taki sposób nie przekonuje. Dlaczego chwali się nową piosenką, bez sensu. Po paru minutach za bardzo kusiło i jednak przesłuchałem.
Dokładnie po upływie sześćdziesięciu minut przybyła Seol Ah ze swoimi pomocami naukowymi, włącznie z listą przedmiotów, które miała do zrobienia oraz tymi, które sprawiły jej trudność.
- Grzeczne dziecko, nauczyło się chodzić regularnie na zajęcia i robić zadania. – pochwaliłem ją, na co wykonała gest „naekkeo haja", czego już nie skomentowałem, choć powinienem, bo użyła go nieadekwatnie.
- No to w czym problem? Co jest takiego fajnego w drażnieniu Rena? – dołączyła Kluska, na co Seol Ah wykonała w jej stronę gest z mv do piosenki Day6 „Shoot me". – Nie, Seol Ah. Nie zmuszaj ani mnie, ani jego, żebyśmy cię słuchali. Rób to, o co prosi cię terapeuta, panuj nad sobą, serio. Będzie ci w życiu dużo łatwiej.
- Nie bawię się. Przekazuję prosty komunikat: ćwiczę, żeby się nauczyć, a nie tylko siedzieć i nie rozumieć tych wszystkich gestów. Żeby następnym razem posłać serduszko albo aegyo, a nie symbol zakazany typu „zatrute jabłko" albo „Bang Bang Bang". Umiem już symbole tematyczne, teraz chcę w niewerbalną komunikację pod konkretne osoby.
- Świetnie, tylko po co? Od komunikacji są słowa układane w zdania. I w jakim celu wykorzystujesz gesty? Masz pozwolenie na „naekkeo haja", chyba nie.
- Bo nie da się pokazać emotikonki w realnym życiu, a słowami może nie wyjść przekazanie tego, co by się chciało powiedzieć.
- Trochę za wysoko mierzysz, zwolnij. – i znowu to nie ja sprowadziłem dziś Seol Ah na ziemię, tylko Ye Bi.
- Panna Perfekcyjna przenosi emocje i prywatne uczucia do pracy? – zdziwiłem się jej zachowaniem, na co Ye Bi posłała mi takie samo spojrzenie.
- Najwyraźniej nie jest sobą, ale spoko. Ren zawsze kupuje większy zapas cukru, jak RiRi jest zbyt humorzasta. Bibi najwyraźniej potrzebuje się doładować, jak ją dominujesz co chwila. Urocze, ale chyba się na ciebie uodporniła.
- Po prostu przestań używać dziwnego słownictwa, nie mieszkasz w jakimś... podziemiu czy lochach i nie handlują tobą, więc... więc po prostu mów jak normalny człowiek. Albo ogranicz oglądanie nieeleganckich gazet z treściami dla niewyżytych. Uch... Już ja się domyślam, jak te twoje „spotkania projektowe" wyglądają. I kto je prowadzi, Taemin?
- Bibi-ah...! Czy sama nie wiesz, że tak funkcjonujesz? I jeszcze... jak możesz? Próbujesz mi wmówić, że to dotyczy mnie, a nie ciebie? Aigoo. Biedna Bibi...
- Zajmij się nauką, a kpop wybij sobie z głowy. – powtórzyła jej uparcie Kluska.
- Ale jak? Robię to, co wszyscy z twojego otoczenia i widziałam, że to działa bez względu na płeć! I wcale nie używam dziwnego słownictwa.
- Za dużo się martwisz, to wszystko. Serio, Seol Ah, skąd przychodzą ci do głowy takie pomysły?
- Hmm, pomyślmy. Mieszkam z chłopakiem, co ma fioła na punkcie porządku tego dosłownego i w przenośni, i dziewczyną, która traktuje cię zbyt nieformalnie i prosi, byś dla niej zrezygnowała ze swoich własnych zajęć. No i... jak się mieszka z takimi ludźmi, co mają obsesję, to nie dziw mi się, że tak mnie do ciebie ciągnie. Nie mam w swoim otoczeniu osoby, która dawałaby mi powody, że mam cię traktować jak powietrze. A tak na szczęście nie jest.
Nie wytrzymałem i po prostu wybuchnąłem śmiechem, którego w żaden sposób nie potrafiłem opanować. Nie spodziewałem się, że Seol Ah kiedykolwiek podejmie się polemizowania. No i ta prostolinijność, którą w ogóle się nie przejmowała... Efektów przebywania oraz bycia „wychowywaną" przez Min Kiego trudno było nie poznać. Przynajmniej pod tym względem można było go tolerować, bez jakichkolwiek obaw.
- A... kto cię nauczył „naekkeo haja"? – zapytała, chyba w przypływie pozytywnych uczuć. A może przez swą ciekawską naturę, trudno stwierdzić, bo czasem z Ye Bi można było czytać jak z otwartej księgi, a czasem (tak jak dzisiaj) pozostawała trudna i ciężko było z nią się porozumieć. Niby ma tak każdy, ale Kim Ye Bi to prawdziwa anomalia i dlatego potrzebna specjalna strategia. Choć nie zawsze mi się chce wysilać i potem muszę odkręcać to, co popsułem.
- Z Sungjoo i Da Wonem to wypróbowywałam, ale jak Hyuna przychodziła, to ona mi ten pomysł podała. Praktycznie na „złotym półmisku", a ja go tylko wdrożyłam w życie. Znaczy podpowiedź od Hyuny.
- No tak, Hyuna jest kreatywna i ma bogatą wyobraźnię. Co do tego, to się nie przyczepię. – oznajmiła Kluska.
- Tak, ale nie obracaj kota ogonem, to tobą trzeba się zająć, nie mną. Tylko pokaż mi jeszcze „Cookie Jar" i to ten... A! Już mam „T.G.I.F".
- Może nie chcesz zrozumieć, trudno, ja i tak ci powtórzę: każdy gest należy do jakiegoś zespołu i jest chroniony prawami autorskimi, a te z kolei trzeba respektować.
- Znasz czy po prostu nie chcesz mnie nauczyć? – Seol zrobiła tą swoją niezadowoloną minę.
- Nie używam gestów Red Velvet, nie jestem w tym fandomie, ale skoro jest tutaj pan lider... to może coś od Infinite.
- Bardzo mi się podoba! Yay! – wyraziła zadowolenie Seol Ah i zaatakowała swoim osobistym aegyo.
- A tobie kto niby pozwoli na uczenie Seol autorskich gestów Infinite? – zwróciłem jej uwagę. – Bądź konsekwentna, Kluska.
- Wow, dzięki. Nie wiedziałam... Wcale nie powiedziałam, że zamierzam zachowywać się jak hipokrytka, tylko przez wzgląd na Hyunę, bo jest blisko z Da Ri i z Infinite. Zrób sobie detoks od internetu, naprawdę. Albo jak już bierzesz się za oskarżanie, to przynajmniej rób to na wyższym poziomie, żeby nie trzeba było się o ciebie martwić. I skończ z tym masochizmem, bo to już dawno wyszło z mody, a ja i tak jestem poobijana psychicznie na tyle, że cierpliwość do ciebie przestała mieć jakąkolwiek wartość. Ale nie martw się, to nie tak, że spisuję cię na absolutne straty i tak jak powiedziałam wcześniej: dzięki za bycie szczerym, to naprawdę dobrze o tobie świadczy.
Nie było takiej opcji, abym pozwolił Klusce na bezpodstawne oskarżenia względem mojej osoby. Stało się jasne, że to ja wygrałem dziś serce Seol po tym, jak nauczyłem ją gestu Bang Seo Hee.
* * *
Jako iż „genialna wytwórnia" zrzuciła na Infinite obowiązek pilnowania CYS przez całe siedem dni, nie mieliśmy innego wyjścia, na szczęście zostało już niewiele. W mgnieniu oka tydzień męczarni dobiegał końca, a uwieńczeniem naszego poświęcenia miało być symboliczne spotkanie. W ostatniej chwili zostało odwołane ze strony Infinite, o czym dowiedziałem się od Zhan zhan. Nawet jeśli nie podobało im się, że przełożyliśmy comeback, to mogli mi powiedzieć, że się wycofują, bo jednak są przeciwni Can You Smile. Jak się okazało nie poinformowali mnie z czystej złośliwości, co rzadko im się zdarzało. Dogadali się z panem Youngiem, że wesprą i pokryją część kosztów organizacyjnych, bo Kluska znowu urządzała spotkanie z sasaengami.
Różnica między CYS z Infinite była taka, że nikt nikogo nie oczerniał publicznie, a w najtrudniejszych chwilach staraliśmy się wspierać każdego razem i z osobna, nieważne jak wielką głupotę ktoś zrobił. Przede wszystkim nie walczyliśmy między sobą, a jeśli już, to były to sprzeczki, które mimo wszystko zachowywaliśmy dla siebie. Nawet w przypadku skrajnych i zupełnie nieprzemyślanych kłótni, w wyniku których potrafiliśmy nie odzywać się do siebie przez więcej niż dwadzieścia cztery godziny, na koniec zawsze prostowaliśmy nieścisłości. Tymczasem głównym problemem w Can You Smile był brak prawidłowej współpracy, ale przede wszystkim komunikacji. Nie zawsze zgadzam się z działaniami kumpli, a oni ze mną, ale nigdy nie straciłem kontroli nad sytuacją, gdzie winą obarczyłbym najmniej zaangażowaną osobę. Na mój gniew i złość trzeba było sobie zasłużyć i być wybitnie niekonsekwentnym, zarówno w mowie i czynach. Tym razem podświadomie zgadzałem się z postępowaniem zespołu, nie sądzę jednak, że Zhan była świadoma, czym ona naraziła się moim kumplom oraz swoim koleżankom. Przy swojej sytuacji, zamiast nastawiać zespół negatywnie, powinna raczej zdobyć się na odwagę tak jak Kluska. Tyle wspólnych koncertów, nagrań, i momentów, natomiast Zhan zupełnie się zapomina i nie przestrzega podstawowych zobowiązań, jakie niejednokrotnie promowała. Wychodziłoby jednak na to, że wcale takie zgodne nie są, a idąc dalej można by powiedzieć, że są taką damską wersją... DBSK dla przykładu. Oczywiście rzadko się zdarza, żeby członkowie się przyjaźnili, ale tak naprawdę, chodzi po prostu o wzajemny szacunek, a tu nie ma ani jednego, ani drugiego. Przynajmniej ze strony liderki. Jako „głowa zespołowej rodziny" powinna być dojrzała i na tyle odpowiedzialna, by wiedzieć, kiedy nie walczyć przeciw członkiniom. Dawałem jej jakieś tam procenty, w tym i widziany potencjał, bo jednak chroniła zespół przed panem Im czy Shim Jenny, ale to, w jaki sposób traktowała Ye Bi, było zupełną pomyłką. Miałem swoje wątpliwości, ale po tych trzech latach od debiutu nie zdarzyło się, bym publicznie ją „kamieniował", a to, że prywatnie się między sobą czasem podroczymy, to już całkiem co innego. Chociaż nie wiem, może tydzień temu znowu przesadziłem, skoro tak dziwnie się wypowiedziała, a najgorzej, że wyszło tak niefortunnie przy Seol. Przez nią musiałem tłumaczyć się nawet już nie Da Ri, tylko nie wiedzieć czemu, Hyunie, bo dzięki Seol rozniosło się „hen-hen za lasy", tj. dotarło do reszty. Nie byłem gotowy na roszczenia Hyuny, już wolałbym wysłuchać, co mają mi do zarzucenia kumple, ale poszli o krok dalej. Niby rozmawialiśmy, a tu nagle oni decydują się wystawić mnie do wiatru na rzecz „poszkodowanej". Nie twierdzę, że miałem rację, ale nie musieli ze mnie robić tego najgorszego. Co było złego w byciu szczerym. Przedstawiłem zarzuty, ale to nie było równoznaczne z tym, że sam tak myślałem. Ja jedynie cytowałem k-netizens, próbując się dowiedzieć prawdy bezpośrednio od Ye Bi. Po prostu... byłem na Kluskę zły, że nie walczyła o swoją opinię i że zadaje się z nieodpowiednim towarzystwem. Jak mam z nią rozmawiać, jeśli jest tak niezdecydowana i przez jej reakcje odnoszę mylne wrażenie co do jej rzeczywistego położenia? Ale takie wyciąganie informacji poprzez wymuszanie konwersacji na niej też nie było dobre, nawet jeśli teoretycznie dochodziło do interakcji, ale dalekie to było od naturalnej konwersacji, jakiej bym sobie życzył. I z tego powodu cierpiałem na brak cierpliwości, bo jeśli ona mogła mi otwarcie powiedzieć, że ma do mojego zachowania zastrzeżenia, to skoro ja mam do dyspozycji jedynie portale, to czego się spodziewa? Jak mogę być opanowany, jak pakuje się w kłopoty na własne życzenie? Wyjątkowo akceptuję ostatnie wytłumaczenia Hyuny i nie mam żadnych pretensji do nikogo, bo nawet Woohyun potwierdził to, co do niedawna zwyczajnie lekceważyłem, ale nie potrafię tak z dnia na dzień odwrócić się od kogoś, komu pomoc jest pilnie potrzebna. Zhan też nie rozumiem, ale jakoś mam przeczucie, że z nią sobie poradzę, choćby przez to, że już podobną sytuację miałem i wiem, jak zrobić tak, żeby było dobrze, bez konieczności używania skrajnych metod.
Nie wyobrażałem sobie, abym w przypływie prawdziwie prymitywnych emocji, mógł zadziałać na niekorzyść składu Infinite, dlatego zależało mi na poznaniu przyczyn tak irracjonalnego jak na Zhan, zachowania. Może znowu wykazywałem niemożliwą do opisania naiwność, ale nie wierzyłem, że Zhan zniżyła się takiego poziomu przez zwykłą zazdrość. Chyba, że (niestety), naprawdę taka była, a ja dałem się oszukać w taki sam sposób jak było w przypadku Jin Ae. Chciałem też wiedzieć, co z Ye Bi, ale nie potrafiłem.
***
(Zhan Zhan)
Nie rozumiałam oskarżeń ze strony Hwanjin, a potem Yamari czy Yeon Mi. W innych zespołach ludzie spotykali się indywidualnie i prosili, bym wyjawiła sekret i męczyło mnie ciągłe powtarzanie, że z plotkami na temat Ye Bi nie mam nic wspólnego. Oskarżono mnie tylko dlatego, że jako jedyna nie podpisałam się pod petycją o przywrócenie Ye Bi. Nie zrobiłam tego z jednego powodu: Ye Bi zabroniła mi się wtrącać, a zamiast tego miałam jej udowodnić, że umiem zająć się zespołem. Ona wierzyła w coś, co dla mnie wciąż było dalekie od rzeczywistości. Pan Brian Young również nie udzielił mi zgody. Miałam też taką zasadę, aby nie rozpowiadać wszystkim wkoło o okazjonalnych, negatywnych myślach. Jeżeli posiadałam zastrzeżenia, Bibi dowiadywała się o nich pierwsza. Nigdy od osób trzecich lub z opóźnieniem. Chyba, że się zapomniałam tak jak ostatnio. Nie byłam aż tak niedojrzała, by o każde niepowodzenie winić Bibi. SM mogło ją promować nieco lepiej, bo rzeczywiście zasługiwała, ale wszystko było poprowadzone w tak bardzo złym kierunku, że ostatecznie Bi przylepiono łatkę nieudolnej i żerującej gwiazdki na popularności innych. Nie mówiąc już o domniemanym romansowaniu z boybandami w SM i poza wytwórnią, bo to była największa głupota od czasu ogłoszenia przez SM, że Kai i Jenny są w związku. Jedyne, za co byłam zła na Ye Bi, to to, że nagle mnie pilnowała, a sama nie pozwalała zatroszczyć się o jej własne biznesy! Dziwnie się czułam, gdy chłopaki, osobiście pytali (czy pisali na social mediach), jak mają rozmawiać z Bbi. To rzeczywiście mogło być dziwne, bo nawet na wspólnych imprezach nie było integracji między mną a sunbae z takich wewnętrznych zespołów jak Shinee czy Monsta X (ze Starship). Jednak nie znajdowałam logicznego wyjaśnienia; o wiele łatwiej było winić Bibi za to, że taki Sunggyu potrafił całymi dniami spamować mi wiadomościami na kakao i pytać, czy nie próbowałam namówić jej na powrót i innego typu bzdury... Bibi po prostu miała dobry kontakt z płcią przeciwną, choć niektórzy dostawali niebieskiej gorączki, gdy o niej słyszeli lub gdy SM ogłaszało wspólne projekty. Tyle, o ile Park Chanyeol dał jej spokój, nie można było powiedzieć tego samego o Sehunie. Był zwyczajnym tchórzem, że nie umiał przyznać się Irene i fanom, że nic go nie łączy z Ye Bi. Nie dość tego, za plotki zbierało się Kim, a Oh ani razu nie przyszedł i nie podziękował, tylko nastawiał negatywnie do Bibi. I tak, jak na początku do grona tzw. „Błaznów z SM" zaliczał się Lee Taemin, tak od kilku tygodni zaszła w nim zmiana w trybie zaawansowanej świetlnej szybkości, co oczywiście sprawiło, iż uśpione złe przeczucia do jego osoby, na nowo się uaktywniły. A może to właśnie od niego rozniosło się po SM, że Ye Bi świadczy chętnie „te" usługi?
Dopiero dwa dni temu udało mi się porozmawiać z Baekhyunem, choć początkowo (i z premedytacją) unikał mnie z wiadomego powodu. Zwróciłam Ye Bi uwagę publicznie, ale w afekcie. Niedawno ją widziałam i zaakceptowała moje przeprosiny. Yamari obwiniała mnie za brak kontaktu z Ye Bi, ale z nadmiaru emocji weszła w konflikt również z Baekhyunem, czego nie omieszkał mi wypomnieć. Z drugiej strony nie dziwiłam mu się, bo na kim jak na kim, ale na Yamari to mu akurat zależało. Niekoniecznie cieszyło mnie, że zastałam i Byuna, i Yamari w stanie psychicznego podgnicia. Akurat ich związek nie przeszkadzał, a że oboje mieli emocjonalny stosunek do Kluski, nie dziwiło mnie, dlaczego przedłożyli lojalność wobec Bibi nad zobowiązania wobec wytwórni. Szanowałam ich za to, co robili dla Kluski; przy nich wychodziłam na jędzę.
Po odwiedzeniu Baekhyuna czułam, że mój mózg był zbyt prostym organem, bo nie był w stanie przyswoić wiadomości, którą zaserwował mi Byun. Minęły dwie doby; teraz to do mnie przybył pewien pan, a ja się denerwowałam, bo nie byłam w stanie wytłumaczyć mu, skąd w internecie pojawiły się artykuły, w których wskazano mnie na drugim miejscu po Im Yurze. Że niby coś jej powiedziałam o Bibi, a ona doniosła na nią do CEO, żeby mi pomóc...
- Nawet jeśli byłoby to prawdą, to nie rozmawiam o takich sprawach z tą Im. Bardzo prawdopodobne, że Jenny coś takiego powiedziała, ale ostatnio jej podpadłam, więc się pewnie w ten sposób mści. – odpowiedziałam na pytanie sunbae, gdy trochę się „odblokowałam".
- Gdzieś musiała usłyszeć o...
- Tak, pewnie. Nic nie robię, tylko plotkuję z byle kim na temat Kluski! Mam do niej uwagi, ale nie tego rodzaju, by tworzyć najgorsze plotki, więc nie wkurzaj, bo już Junmyeon mnie przepytał.
- Ale masz powód, by aż tak się złościć i mówić o tym, co ci zabroniła?
- A, o to akurat mogę i nikt mi nie zabroni... ale to... nadal... nie na takim poziomie, aby leźć do ludzi i byle komu, byle co mówić! W zaawansowanym stadium wkurzenia i ekstremalnej agresji mogłabym sięgnąć po alkohol albo w inny sposób temu zaradzić. Fakt, jest fanatyczką abstynencji każdego rodzaju, ale mimo wszystko poświęcała się, żeby mnie ratować, więc nie mogłabym zrobić jej aż takiej krzywdy! Droczyłam się, bo to małe, urocze i niedoświadczone, choć zgrywa się, ale to typowe dla nadpobudliwych smerfów. No i mała cholera jednak ma mózg, a do tego urodę. Junmyeon nieco zdystansował się do mnie, od kiedy go poinformowałam o „tym" stanie. Nie wiem, jak ci to lepiej przekazać, ale przy niej nie czuję... no nie czuję do siebie obrzydzenia. W takim sensie, że jak ją dłużej przytulę czy coś, to nie poleci na mnie wiązka wyzwisk.
- Chyba przesadzasz . Aż tak cię dyskryminują w domu, że zwykły uścisk to dla ciebie coś dziwnego? Coś takiego skłania cię do agresji wobec Kluski?
- Gdyby to był zwykły uścisk czy coś, to by nie było nieścisłości. No ale dobra, mniejsza z tym, żebyś się jeszcze blady jak kreda nie zrobił. Chodzi o to, że nie jestem w stanie aż tak się zmanierować, tylko dlatego, że powiedziała, tzn. Bibi, co jest absolutnie złe i czego nie powinnam ci nigdy robić. Niezrozumiałe słowa, ale komunikat przyjęłam. A propos... wiesz, co miała na myśli?
- Kto?
- Ye Bi! Wie, co lubię, ale skąd taki pomysł zakazu na ciebie? Znaczy nie dla ciebie, dla mnie, ale na twoją osobę. Dlaczego ośmieliła się zakazać mi czegoś, co chciałam spróbować? Powinnam się mścić w taki sposób? Załóżmy, że przekroczyłaby granicę w kwestii upominania mnie, i co wtedy?
- Ale... że niby o co? Na podstawie plotek? Na kimś niewiadomego pochodzenia? Niezbyt mądre, zbyt... drastyczne.
- No właśnie, że nie niewiadomego. Pytałam o to i mi w końcu „samolub –nic-nie-rób" powiedział. Nie miał wyjścia, był mi winny przysługę. Gdyby nie było jasne, to tak, mówię o Baekhyunie.
* * *
(Sunggyu)
To, że Wu Zhan Zhan w ogóle nie kryła się ze swoją „otwartością" zauważyłem już dawno. Miałem jednak nadzieję, że w jakiś sposób oduczy się tego paskudnego zwyczaju, który wciąż wywoływał u mnie różne pasywne emocje. Przecież nie musiała robić z tego „ogłoszenia parafialnego" na wszystkie okoliczne miasta i wsie. No, ale może czuła potrzebę poinformowania, że miewa „chwile słabości" względem Kluski. Dochodziło nawet do momentów złości i protestów, jeśli któryś ze starszych sunbae przebywał z Kluską. Z nieznanych dla mnie powodów, to dotyczyło również mojej osoby. Całe zamieszanie wyglądało niegroźnie, lecz były to jedynie pozory. Może moja reakcja różniła się od pokazanej przez Junmyeona, lecz to nie oznacza, iż przyjąłem tę informację tak zwyczajnie na siebie. Bo o czym mi ona właśnie mówiła, że czasem zdarza się jej być „zaborczą" w stosunku do Ye Bi? Miałem nadzieję, że Zhan okaże się innym typem, a nie takim, który mógłby wprawić mnie w jeszcze większe zmieszanie, ale właśnie przedstawiła kolejny dowód na to, że wszelka próba zgłębienia jakichkolwiek więzi jest niemożliwa bez dodatkowych powodów do niepokoju. I byłoby to zupełnie normalne, gdyby nie zwyczaj... nie, nawet nie wiem, jak nazwać stan, w jaki wpadła Zhan. Dlaczego by nie wziąć pod uwagę przeciążenia umysłowego? Jak się o kimś słyszy bez przerwy, to można samemu niechcący się wplątać w jakieś szaleństwo. Nie byłem zszokowany zabójczą bezpośredniością, bo na takie „okazje" już mnie kilka osób przeszkoliło, bardziej zagadkowe wydawało mi się samo podejście. Nie miałem pretensji do obiektu zainteresowania, bo Zhan nie była pierwszą dziewczyną w CYS, która posiadała względem Ye Bi uczucia dalekie od zwykłej „miłości liderskiej do dongsaeng". Był to pierwszy raz, gdy opowiedziano mi o posiadaniu uczuć do osoby tej samej płci... Możliwe też, że Zhan coś pomyliła, ale jeśli to rzeczywiście prawda... Ye Bi musi być dla niej synonimem słowa siostra. Innych wyjaśnień być nie może, a jeśli takie istnieją, to mam obawy co do zaakceptowania ich, jakiekolwiek by nie były.
* * *
(Baekhyun)
Sytuacja z Can You Smile to był jakiś mało śmieszny żart. Wytwórnia z niczym się nie kryła, a na zarzuty fandomu nie odpowiedziała tak, jak powinna. Fani urządzili protest w liczbie ponad stu osób. Interweniowały służby ds. prawa miejskiego. Ucierpiało też EXO, choć próba zbojkotowania naszego comebacku nie do końca się powiodła, ale sam fakt, że obrzucono każdego z nas przegniłym kimchi oraz zjełczałymi produktami żywnościowymi jak masło czy wędlina, nie należał do najlepszych momentów. Byłem przekonany, że prócz Shim, również Sehun miał swój udział. Mimo, że nowa kobieta ze staffu CYS robiła wszystko, co w jej mocy, aby zespół został bez szans na obronę, to nic nie można jej było udowodnić. EXO miało podzieloną opinię i trochę byłem na kumpli zły.
Najpierw kłótnia z Teddy Bear, a potem awanturę urządziła mi Tea-sshi. Chciałem skontaktować się z Ye Bi, ale nie czyniąc jej kłopotów, bo i tak miała ich po prostu zbyt wiele i niesłusznie.
Zupełnie przypadkiem spotkałem ją, gdy wychodziła z osiedlowego „7eleven"; pomagała jakiemuś ahjussiemu w zakładaniu krzeseł jedno na drugie i ustawianiu ich pionowo, żeby można było przykryć pokrowcem i ustawić przy jego ulicznej budce. Obecnie miejsce było w nieciekawym stanie. Nic nie słyszałem o żadnej zgrai, ale może za bardzo pochłonęły mnie sprawy SM, by czuć się w obowiązku znania każdej plotki na każdej ulicy w Seoulu.
Początkowo nie byłem przekonany w stu procentach, czy postać, którą zauważyłem, to rzeczywiście moja koleżanka z wytwórni; tylko kto inny jak nie ona używałby swoich gestów publicznie? Rzeczywiście zastanawiała mnie jej obecność, gdyż jej mieszkanie znajdowało się w zupełnie innym kierunku. Czy tym zachęcała przechodniów do kupienia corn doga u „pana dziadka"? I jeśli już dał jej te dziewięć tysięcy won**, to ona i tak ich nie przyjęła... Dodatkowo pojawiły się większe zmartwienia. Znaleźli się tacy, co gdy tylko mnie zobaczyli, to zaczęli zakłócać spokój i porządek. Ale jak, przecież nie wyszedłem bez kamuflażu, nawet jeśli znajdowałem się poza wytwórnią czy budynkiem, gdzie mieścił się dorm EXO. Zrobiłem sobie wieczorny spacer, ale nie posiadałem konkretnych planów. Wiadomo, że chłopaki chcieli się spotkać, pogadać... Jakoś ostatnio zacząłem się od nich izolować, choć z mieszkania w dormie nie zrezygnowałem. Nie mogę zostawić mej kolekcji pluszaków, które przez te wszystkie lata gromadziłem; od kiedy EXO- L's wysyłały nam różne podarunki nie mogłem tak po prostu porzucić tych zabawek. Każda z nich była dowodem na to, że EXO-L's zawsze nas wspierały. Nie ma jednak nic złego w chronieniu swojej bias. Smileys potrafiły być zgodne co do jednej rzeczy i udowodnienie niewinności Kluski zaliczało się do formy okazywania miłości. Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Tylko po co do mnie przylazły, bezsensowne zachowanie, naprawdę.
Grupa się rozeszła, z czego się ucieszyłem, bo nie chciałem wpaść w tarapaty przez bandę mało myślących gimnazjalistek. Nie oznaczało to, iż sam zamierzam zachować się jak ci wszyscy, dzicy fani... Może brakowało mi jej obecności, ale jeśli mój udział w sprawie ma być skuteczny, to nie mogę zadziałać na niekorzyść Bibi nawet przypadkiem. Słyszałem, że ma jakąś ciężką sytuację, chyba znowu nieciekawie między nią a jej partnerem z modelingu. A może to były tylko plotki, żeby zająć czymś służby porządkowe...? Może trzeba wierzyć, że to plotki, bo jeszcze niedawno Lee Hyunwoo zamieścił selfie, które pełniło rolę zapowiedzi nowej sesji tematycznej, m.in. właśnie z Ye Bi.
- Mhm, nie wiedziałam, że lecisz na słupy, ale chyba lepiej unikać zderzenia pierwszego stopnia z nieczułą powierzchnią, a do tego pełną zarazków.
Uniknąłem katastrofy, bo jakiś futrzak przebiegł tuż pod moimi nogami. Zwierzę było miniaturowych wymiarów, więc dlatego go nie dostrzegłem. Co do głosu, który tak beztrosko do mnie zagadał: nie znałem tego dźwięku, a postaci w ogóle nie kojarzyłem. Nie chciałem być nieuprzejmy, więc skinąłem grzecznie głową.
- Też jesteś w fandomie? – dopytywała uparcie i wskazała na miejsce, w którym znajdowała się Bibi – „Fight for Underrated Hallyu Organization", nie znasz może sytuacji Kim Ye Bi? – kontynuowała. Nie chciałem się nie zgadzać, jednak poziom Ye Bi nie czyni z niej jeszcze hallyu; jestem również pewny, iż sama to wie, a ta osoba musi mieć na jej punkcie obsesję. Jak się dowiem, że tworzy nieprzyzwoite sytuacje, to bez wahania ją pozwę.
- Um, popilnowałbyś Popiołka? Pójdę po mojego corn doga i zaraz wrócę.
Czy ja mam na czole wypisane „opiekunka"?! Jak nie dzieci z TT, które nie wiedzieć czemu, tęsknią również za mną, to teraz jeszcze trafiła się jakaś namolna dziewczyna. Nie, żebym miał coś do kotów, ale żaden futrzak nie zajmie miejsca mojego małego, słodkiego szczeniaczka. Jako że nie mam takich warunków, a także czasu, mój Corgi przebywa u rodziców. Nawet jak przyjadę na godzinę lub dwie, to cieszy się jak wariat. To mój taki kochany diabełek tasmański, nie ma więc najmniejszych szans, że kot wgryzie się na zacne pierwsze miejsce.
Futrzak o imieniu Popiołek próbował gryźć mi palce, ale był mały, tłusty jak prosię i niezgrabny, więc nawet nie mógł liznąć mnie czubkiem swojego brzydkiego i krótkiego języka. Dlaczego wszystko się tak do mnie klei, przecież nie jestem wielką tabliczką białej lub ciemnej czekolady.
Dziewczyna wróciła z dwoma reklamówkami i rowerem. Chwyciła swojego kota i wsadziła go do koszyczka, a reklamówki przewiesiła przez lewy uchwyt przy „kierownicy" roweru.
- Ona jeszcze została, żeby posprzątać, więc jak chcesz, to zorganizuj transport. Nie sądzę, żeby pan Hoon pozwolił jej drugi tydzień z rzędu wracać samej. Pan Hoon to dzielnicowy.
Nie wierzę. Zupełnie obca dziewczyna dalej do mnie mówiła i to jeszcze o jakichś dziwnych rzeczach. O co tu chodziło?
* * *
(Ye Bi)
Pomaganiem ludziom z Ośrodka Pomocy nie zajmowałam się ze względu na osobiste powody. Musiałam sobie wszystko na spokojnie poukładać, co też nie było proste. Najpierw zaangażowałam się w sprawy TT, ale ponowne otwarcie zostało skutecznie utrudnione. Yu Ra, Yu Ra, Yu Ra! Ciągłe słyszę to imię... Nie spodziewałam się, że to ona stoi za tyloma przekrętami; okazało się, że tzw. GD nauczył się swojej lekcji i już nie krzywdzi ani zwierząt, ani ludzi... jednak nigdy nie można być pewnym. A Yu Ra robi to z zemsty albo S.R. znów jej coś obiecał, a ona ponownie mu zaufała... Niestety zbiórka pieniędzy na przywrócenie TT to pracochłonne zadanie, a mnie samej nie stać na odkupienie budynku. Jak można było uwierzyć w pseudo-pismo, że cały personel się znęcał...
Aktywnie udzielałam się w schronisku, do którego Yu Ra również próbowała się dobrać, ale jak dotąd nie udało się jej. Tylko dlatego, że coraz więcej ludzi zaczęło szanować zwierzęta i władze uznały, że zwierzęta nie stanowią zagrożenia, a przypadki, gdy są agresywne, pojawiają się z głupoty ludzi.
Doszły mnie słuchy, że sama jestem niebezpieczna; policjanci, którzy zaakceptowali anonimowy donos na mnie, kazali mi udowodnić, że angażuję się naprawdę, a nie dla pieniędzy. Wszystko również dlatego, że pomylono mnie z jedną kontrowersyjną youtuberką. Osobiście uważałam to za totalną porażkę naszej policji. Czy w tym kraju nie ma porządnych policjantów?
SM oczywiście nie pomogło, tylko rozdmuchało na szerszą skalę plotkę tak absurdalną, że wybudziły się we mnie negatywne emocje. Wiadomości w mediach były zablokowane, częściowo dzięki panu Youngowi, spory wkład miał także Junhong. Obawiałam się o reakcję Da Ri, ale sama w końcu wyjaśniła, dlaczego wezwała „posiłki", resztą miałam się jednak zająć sama, bo wystarczająco nadużyłam cierpliwości Da Ri, choć zapewniała, że nieważne, ile głupot zrobię, ona się ode mnie nie odwróci i nie da mnie skrzywdzić.
Można się było pogubić, ale od czego ma się notes- zarówno w telefonie, jak i tradycyjny, papierowy. Pomaganie starszemu było męczące tylko dlatego, że próbował mi płacić; posiadał już jedną dobrą duszę, która go wspomagała. Ja byłam jedynie „na doczepkę", ale przydawałam się. I bynajmniej nie załapałam się tu, żeby coś udowodnić. Pan dzielnicowy zamiast złapać chuliganów, obsesyjnie przyłapywał mnie na późnych powrotach do mieszkania. To miłe, ale istnieje niezliczona liczba kobiet, która nie jest tak odważna jak ja i nie nosi ze sobą gazu pieprzowego. Zamiast tracić czas na mnie, to wystarczyło się rozejrzeć. Nie brakowało, m.in. głupich nastolatków lub osób dorosłych, którym z pewnością przydałaby się eskorta. Czy aż tak obawiano się mnie, że uznano, iż potrzebuję nadzoru...?
Nie żebym uważała się za lepszą, ale wszędobylstwo Kyung Joo było męczące. Rozumiałam, że można czasami na siebie wpaść, ale wydaje mi się, że robiła to specjalnie. Czy ja jestem jakimś kompletnym dziwadłem, że zaczynają mnie śledzić już obie płci? Doyoung zasugerował, żebym z nim rozmawiała, ale zapomniał, że nie jestem łatwa; w tym kontekście chodziło o komunikację. Znał mnie tyle lat i nie zrozumiał, że nie daję się przestraszyć, a już na pewno nie sasaengom... Co do tej osoby nie byłam pewna, co mam o niej myśleć, więc jak mogę tak po prostu ulec kumplowi. Nie jestem kimś zależnym od mężczyzn...
Nie widziałam potrzeby, aby informować go o takiej głupocie. Możliwości było i nadal jest wiele, a Kyung Joo to nie największe zmartwienie, przynajmniej nie dla mnie. Mam wrażenie, że miałam głowę przeładowaną różnymi informacjami, ale to chyba nie było powodem, aby mnie drażnić...? Dziwnie mi, gdy słyszę oskarżenia pod moim adresem z ust osób, które prawa do wierzenia w bzdury w ogóle nie mają.
Udało mi się skończyć szybciej i miałam nadzieję nie spotkać pana Hoona, który traktował mnie jako możliwość na awans... Zależało mi na dotarciu do mieszkania przed dwudziestą drugą, więc pomimo delikatnego przymrozku starałam się szybko iść. Droga minęła mi w ciszy i spokoju. Odblokowałam telefon, na którym czekało wiele wiadomości. Pomimo niekorzystania z social mediów i tak przychodziły powiadomienia. Ponad tysiąc, więc wiadomo, kto był autorem zbiorowym. Normalna skrzynka odbiorcza również była zapchana. Reklamy, relacje Hwanjin odnośnie przebiegu dni, itd., selfie Zhan z Viceroyem, którego regularnie odwiedzała... oraz niespodziewana wiadomość od Howona typu voiceover ze względu na prawa autorskie. Byłam zdziwiona jego postawą, nie wiem, czy powinien, bo nie wierzę, że zrobił to, bo tęsknił za trenowaniem Ye Bi... Trochę kiepsko, że nie będzie obrazu, ale odsłuchanie zostawiłam sobie na później.
Po odświeżeniu się, wpakowałam się pod ciepły koc. Spotkanie numer trzy dla sasaengów już za trzy dni, musiałam się mentalnie do niego przygotować, ale nadal oczekiwałam na jakiś „cud", który sprawi, że nie będzie takiej konieczności. Może to, co robiłam nie miało sensu, ale trzy podejścia w moim przypadku w większości sprawdzały się, więc może będzie tak również i po evencie? Pewne osoby robiły wszystko, aby mnie zniechęcić i po części osiągnęły swój cel zasiewając we mnie ziarenka niepokoju. Tak więc do tego grona wliczał się również Kim Sunggyu-sshi; mógł sobie podziękować, bo sprawił, że odechciewało mi się starać. Cóż, oprócz niego pozostawało jeszcze sześciu członków infinickiej rodziny. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem przespałam spokojnie noc, bez budzenia się choćby jeden raz. Tym razem zamiast odpoczywać, to mózg działał na pełnych obrotach, bo nie znałam powodu, dla którego Howon-sshi zdecydował się wysłać coś, czego chyba nie powinien. Szybkie zaśnięcie mogłam sobie wybić z głowy również przez dziwnej treści wiadomość otrzymaną od „tego hyunga". Czy on serio przez te wszystkie lata, które oficjalnie się znamy myślał, że miałam kompleks niższości i dlatego „poszłam po najprostszej drodze", żeby zarobić na życie? Nie spodziewałam się jakiejś wyjątkowej opinii, ale zrobił jedną z najgorszych rzeczy. Byłam niesamowicie rozstrojona emocjonalnie i z pewnością utrudniałam funkcjonowanie wielu osobom; choć nie informowały mnie o tym, a jeżeli już, to dowiadywałam się ustnie. Musiałam się pilnować, żeby przypadkiem (znowu) nie zrobić czegoś, czego mogłabym później żałować, więc nie poprawiałam „pana" L.S.J. czy panny K.H., gdy stawiali opór metodom lidera Infinite. I tyle, o ile do niedawna starałam czegoś się nauczyć, nawet poszłam czternaście kroków dalej, tak ostatecznie skończyło się na tym, że niekoniecznie tęsknię za „tym hyungiem". Po co ja się w ogóle starałam. Kiedy Hyuna usłyszała, że Zhan uparła się na adopcję Viceroya, całą winę zrzuciła niestety na Sungjonga. On za bardzo nie mógł poprzeć jej zarzutów, to znaczy odróżniał pracę od życia prywatnego... czego o Zhan nie mogłam powiedzieć. Natomiast hyung zamiast wyprowadzić Hyunę z błędu, to zaczął mieć pretensje do Sungjonga, że zabronił Zhan adopcji Viceroya.
Między innymi dlatego zaangażowałam się w wolontariat, żeby samej mieć pojęcie. Może Sungjong zbyt przywiązał się do Viceroya, ale to, że Zhan przychodziła do kota po to, aby udowodnić Hyunie i Sungjongowi, że naprawdę jej zależy, nie było w stanie przekonać partnera Chinki... W ich wypadku nie chodziło o pieniądze, jednak jeśli już łączył ich tylko i wyłącznie seks, to przynajmniej powinien kontrolować zachowanie Zhan. Czy nie było mu wstyd za to, że to ja uczyłam Zhan dobrego traktowania Kim Sunggyu? Oboje traktowali się przedmiotowo, jednak gdy on przekraczał granicę, to było w porządku, lecz kiedy to Zhan autentycznie wszystkim się z nim dzieliła, to wykazywał zero zrozumienia. A może miała stuprocentowo czyste motywy działań względem Viceroya? Kto wie? Tylko nie do końca przemyślała sobie, że trójkąty w prawdziwym życiu są dla siebie destrukcyjne? Nie musiałam mieć jakiegoś znaczenia, ale hyung to hyung i choćby nie wiem co, to musi się w końcu nauczyć, że takie relacje nie są dla niego... I że jeśli już trafi się „problem", to nie trzeba być uległym, żeby zaspokoić każdego rodzaju zachciankę! Dlatego tak bardzo drażni mnie jego postępowanie; przecież to nie tak, że jest w relacji na takim poziomie, na jakim był z moją eonnie.
* * *
Minęło kolejnych parę dni i w końcu nadszedł dzień eventu dla sasaengów. Na dzisiejszej sesji niektórych strasznie świerzbiły ręce; można było mnie przytulić czy podać rękę, ale nie jestem od wykonywania na mnie innych czynności. Jeśli dochodzi do tzw. „wymiany bakterii" z innymi znanymi ludźmi typu aktorzy czy piosenkarze, dzieje się to za obopólną zgodą. Kiedy próbowano dowieść mojej dwulicowości, cierpliwie wysłuchałam stawianych mi zarzutów, a takiego delikwenta przekierowywałam na zgłoszenie się na badania psychiatryczne. Część fandomu zaczęła się burzyć, gdy przy wyjściu czekała dla sasaengów eskorta w postaci ochroniarzy, a na tych, którzy zadeklarowali zawieszenie broni – limitowana ilość produktów, które promowało CYS. O niczym nie wiedziałam, dopiero w trakcie prawda wyszła na jaw. Zaangażowanych było więcej osób niż sądziłam, co prawdopodobnie uczynił pan Young. Prosiłam dziewczyny, aby nie angażowały się, ale nie posłuchały. Udało im się utrzymać to w sekrecie. W przypadku pana Younga nie miałam nic do gadania. Lista osób, pojedynczych czy całych zespołów, zamykała się w liczbie pięciu; nie licząc BTS! Solistów pojawiło się aż piętnastu... Można powiedzieć, że byłam tak samo zdziwiona jak sasaengi, a jednocześnie wcale nie czułam się komfortowo. Czyja to była robota: pana Younga czy Da Ri? Nie podejrzewałam o pojawienie się również Day6 czy Monsta X! Jednak najbardziej obecność Infinite w pełnym składzie wprawiła mnie w osłupienie.
Przez ich przybycie zaczęłam się zastanawiać, co (lub kto) ich do tego skłoniło (lub skłonił). I oczywiście nie wiem, co soliści obiecali (czy niektóre zespoły obiecały), ale event na pewno odniósł skutek, bo parę sasengów od razu zarequestowało, abym jak najszybciej zajęła się przejrzeniem nagrania, które zebrali. Było to trochę dziwne, że się poddali, przynajmniej niektórzy, ale pozostało mi jedynie mieć nadzieję, że już więcej takich „imprez" nie będę musiała organizować. Byłam uprzejma i starałam się odpowiadać na każdą prośbę lub atak, jednak miałam swoje limity. Męczyłam się za każdym razem, ale zachowywałam kamienną postawę, aby jakoś dać radę. Grupka jakichś nastolatków przekazała mi dowody na to, iż niesłusznie mnie winili... co ja mam zrobić?! Tak przy wszystkich mają paść kluczowe dla sprawy nazwiska? Niby idole tak robili, ale dla mnie to i tak wydawało się być abstrakcją. To, że ja byłam oczerniania przed publiką nie oznaczało, że chcę tą sprawę tak zakończyć, choć oczywiście miałam prawo, bo dlaczego nie, ale nadal nie czułam konieczności sięgania do takich metod. Prześladowcy wiedzą, że grozi im pojawienie się w sądzie, nie musiałam ogłaszać innym idolom, kto konkretnie wchodzi w skład hejto-gangu mojej osoby. Drobniejsze przewinienia można było rozwiązać między sobą... z tą różnicą, iż teraz co niektórzy stali się uczestnikami.
Po sześciogodzinnej sesji należało rozmówić się z co niektórymi w kwestii wtrącania się, jednak pan Young uznał, że nie ma takiej potrzeby i zanim zdążyłam z kimkolwiek porozmawiać, zostałam sama, bo pan Young zabrał dziewczyny na pogadankę.
- Już jesteś zadowolona czy nadal nie? – usłyszałam czyjś niezadowolony pomruk. Nie przewidziałam, że ktoś mógłby czuć niedosyt po dzisiejszym spotkaniu. Kto był aż tak uparty?
Odłożyłam karton ze śmieciami na ziemię i spojrzałam w stronę, skąd dochodził dźwięk.
- No ciebie to się akurat nie spodziewałam. – 0dpowiedziałam, ale poza tym, że wymieniłam z Sehunem jedno zdanie, w ogóle nie zadałam sobie trudu, aby wdać się w dalszą konwersację.
- Cóż, chciałem ci tylko wyjaśnić. I byłoby dobrze, gdybyś przekazała reszcie dziewczyn, może ciebie posłucha ta wolno myśląca Chinka.
Przerwałam dalsze sprzątanie, bo jednak chciałam poznać zarzuty Sehuna.
- Nie wiedziałem, że masz problemy z Irene z powodu jednorazowej kolaboracji ze mną i Chanyeolem, ale dowiedz się, że nie nastawiałem jej do ciebie negatywnie. Jak miałem coś zrobić, jeśli Baekhyun hyung nic mi nie mówił, tylko wściekał się na każdego po kolei? Jedyne pretensje, jakie do ciebie mam, to to, że uzależniłaś od siebie Bae hyunga, co poskutkowało tym, że sam zacząłem myśleć, że coś was łączy. – wyjaśnił i posłał „marudne aegyo".
- Mhm, jasne. – przytaknęłam. – To żadna nowość, każdy wmawia mi tę „niecenzuralną relację". Bycie oryginalnym w tym wypadku nie udało ci się, Sehun-sshi.
- To dlaczego kazałaś Hwanjin mnie pozwać?! Zrobiłem ci coś?!
Nie lubiłam, gdy podnoszono na mnie głos, zwłaszcza Sehun, który miał do mojej osoby niekończącą się listę zażaleń.
- Co? Jak to? O nie, to dlatego Irene się ostatnio znowu wygrażała.
- Prawdopodobnie tak. Chciałbym, żebyś to wyprostowała.
- Cały czas prostuję! Słuchaj, Oh, jeśli czerpiesz z tego jakąś satysfakcję, to po prostu powiedz, a nie zwalasz winę na innych. Jak cię to tak bardzo niepokoi, to dowiedz się, że niedługo opuszczam SM. A Irene-sshi niech weźmie się do roboty! Zamiast wchłaniać jak gąbka plotki oboje moglibyście w końcu...
- Ja nie namieszałem Irene w głowie, zaś jeśli chodzi o ciebie, to nie wymagam, byś opuściła SM... naprawdę nie podoba mi się, że CEO poprosił mnie na rozmowę!
- I co, myślisz, że się poszłam poskarżyć?
- Nie wiem, co zrobiłaś, ale obrywa mi się za twoje czy Baeka wpadki. Wiesz, że mi nie przeszkadzasz, ale po co na lewo i prawo mam się chwalić? A ty się pokazujesz z różnymi ludźmi?
- Dobrze, Sehun. Już rozumiem.
- Rozumiesz? Na pewno?
- Tak, spuść powietrze, bo się uniesiesz do góry jak balon.
- A z tym pozwem przeciw osobom z SM, to znaczy tymi, co naprawdę ci utrudniły start w SM...
- Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, iż będę żądać zadośćuczynienia, bo znowu próbują zrobić ze mnie worek treningowy. To się tyczy również ciebie, więc jeśli chcesz uniknąć nieprzyjemności, zacznij się angażować, a nie wiecznie „Kluska, załatw".
- No tak, to zrozumiałe. Poproszę Irene, żeby jednak nie rozpowiadała wyssanych z palca historii...
- Jest mi obojętne, co zrobisz, po prostu odpatyczkuj się ode mnie i przekaż może innym z EXO, żeby nie obawiali się o Byun Baekhyuna, bo jeśli o relację z nim chodzi, to dostał dożywotni zakaz chwalenia się czy jakiejkolwiek innej działalności wraz z moją osobą. Też mam wiele dobrych momentów z wieloma osobami, ale nie oznacza to, że muszę publikować relację z dosłownie każdym. I oczywiście to, że tego nie robię nie znaczy, że to było dla potencjalnego fanserwisu.
- A myślisz, że ja się obnoszę znajomością z Irene czy jakąś inną panią z showbiznesu?
- Cóż, najwyraźniej wszystko zależy od fandomu i samych relacji.
- No, dokładnie! Więc skoro wiesz, to czemu dajesz się tak traktować?
- Daj mi już spokój, nie muszę ci się tłumaczyć, dlaczego mam publiczną relację z Kang Haneulem, a z Byun Baekhyunem tylko prywatną.
- A propos... Słyszałem, że znowu odmówiłaś wytwórni udziału w dramie z hyungiem, ale za to nie zrezygnowałaś z sesji z innymi.
- Różnica była taka, że to projekt charytatywny, a poza tym to projekt nie z ramienia wytwórni, a drama to perfidny sposób na wrobienie nas w komercyjny związek. Mam swoje zasady, Byun sunbae również i nie potrzebuje adwokata. Gdyby było ci za mało, to niech do ciebie dotrze, że moje relacje z innymi są obopólnie dyskutowane. Nie byłoby inaczej mowy o porozumieniu, gdybyśmy nie szukali odpowiednich warunków.
- A to już jest okej łasić się do innych publicznie, tak?
- Tak, bo to część kampanii społecznej, a drama akurat ze mną to jakiś żart! I nie łaszę się publicznie do Haneula ani do innego sunbae z tytułu charytatywnej akcji. Na początku też mi nie pasowało, to wmanipulowanie z innym idolem, na szczęście jestem na tyle dojrzała, że selekcyjność projektów mam opanowaną do perfekcji. A gdybyś umiał czytać między wierszami, to wiedziałbyś, z kim innym dobrze mi się współpracowało, ale że fandom i wytwórnia rywalizują o jak największą ilość plotek, więc pewnie w ogóle ci nie przyszło do głowy, że mam na myśli, m.in. ciebie.
* * *
(Sunggyu)
Zdarzyło mi się uczestniczyć w różnego typu posiedzeniach, zgromadzeniach, otwartych lub zamkniętych imprezach, itp., lecz po raz pierwszy przebywałem na meetingu dla sasaengów. Dostałem zaproszenie od managera CYS i gdyby Zhan Zhan dodatkowo nie poprosiła, to zapewne zostałbym w dormie. Hyuna wyjątkowo nie mogła przyjść, a gdy pytałem Woohyuna, to za każdym razem zmieniał temat. Dziwiło mnie jego zachowanie, bo pozostałym już przeszło i nie zachowywali się względem mnie nie fair. Mimo wszystko nie chciałem odpowiadać za skandaliczne zachowanie grupy, także Infinite solidarnie pokazało się w pełnym składzie. Myślałem, że trzeba będzie przebywać na sali, lecz na miejscu okazało się, że przygotowano osobne pokoje, w których mieliśmy indywidualnie wytłumaczyć delikwentom, że lepiej dla nich, aby sprawa nie przeniosła się na drogę sądową. Nikt nie był przygotowany, więc należało wykazać się sprytem i improwizować. Tam, gdzie się znajdowaliśmy nie było dźwięku i nie wiedzieliśmy, co działo się w tamtym czasie na sali. Tylko czasem jakiś zbyt rozemocjonowany sasaeng czymś się „pochwalił". Dopiero wtedy, gdy Kluska dobrała się do mikrofonu pojawiło się coś w rodzaju „ścieżki dźwiękowej". Potem po wszystkim poinformowano nas, dlaczego Kluska śpiewała. Po raz pierwszy spotkałem się z taką formą roastu: żeby najpierw pozwolić sasaengom na to, co chcą, a potem przygnieść ich do ziemi śpiewając odpowiednią piosenkę. Chłopaki byli pewni, że nie zaśpiewa nic z naszego repertuaru, bo nadal nie załapali, że ja się z nią tylko drażniłem i że nie musi mieć naszej zgody na zaśpiewanie jakiejś piosenki. Sam miałem obawy, że może za ostro ją potraktowałem, ale sądząc po jej sprytnej strategii moje złe przeczucia szybko przestały mieć znaczenie.
Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że nie każdy czuł się zadowolony i dlatego przy wyjściu otrzymał numerek i do takiego solisty lub zespołu przychodził, a naszym zadaniem było nie rozszarpać takiej osoby. Tylu głupot to już dawno się nie nasłuchałem; cała podróż powrotna zleciała na śmiechu i komentowaniu najwybitniejszej z najwybitniejszych bzdury, jaka kiedykolwiek mogła być wypowiedziana. Czy podobnie wyglądały poprzednie „mediacje" Kluski w sprawie sasaengów? Miałem zupełnie inne oczekiwania co do tego jej pomysłu, ale ku swojemu własnemu zdziwieniu w pewnym sensie pomysł do mnie przemówił. Dlaczego od razu sprawa nie trafiła do organu wyższego, jak np. sąd rejonowy? Niby chciała dla każdego jak najlepiej, ale oni ją ewidentnie zniesławiali! Przynajmniej online, bo oczywiście to, co się działo poza internetem, to pozostało między Kluską a jej gromadą sasaengów. Może manager CYS coś wiedział, tylko zachował dla siebie?
- No, to było coś. – skomentował Myungsoo, gdy zaspokoił pragnienie schłodzoną wodą z lodówki. No tak. Nawet krótka wizyta do jakiegoś małego kraju w Europie nie oduczyła go nadmiernego szczęścia czy okazywania ekscytacji.
- Tylko się nie przewróć znowu, w drzwi już się przygrzmociłeś. – przypomniał mu Yeol i poszedł do łazienki, żeby poszukać apteczki.
- Aż taką fajtłapą nie jestem i nie wpadłem na te drzwi specjalnie. – usprawiedliwiał się L i wyjął z kieszeni swój telefon z kompletnie potłuczoną szybą. Czy on niczego się nie nauczył...?
- Możesz go włączyć? – spytał z kurtuazyjnej grzeczności Hoya, a L jedynie westchnął.
- Co się w końcu zadziało? Aż tak cię hitnął głos Bibi? – zapytał złośliwie Sungyeol, gdy wrócił z odpowiednimi środkami pomocy. Dongwoo i Sungjong powyjmowali odpowiednie rzeczy i podawali Sungyeolowi. Woohyun od razu wyszedł, nawet się nie pożegnał.. Zostałem z bandą nieogarniętych kumpli sam!
- Aż mnie ręce świerzbią, by pojechać i w ryj wytapetowany strzelić! – wypalił L i zupełnie zignorował moje ostrzegawcze spojrzenie.
- Dziewczyn się nie bije. – przypomniał mu Hoya, a L posłał mu wymowne spojrzenie. – Ćwiczenie z kimś kick-boxingu czy czegoś a uderzenie kogoś z premedytacją to dwie różne rzeczy. Zresztą ja ostatnio K.Y.B. nie ruszałem, dostała wycisk od Sung...
- Nie, ale serio... Temu pustakowi by się przydało!
- O co ci chodzi? Odkąd wróciłeś z Polski, jesteś jakiś... nie wiem, niebezpieczny i wulgarny? Opanuj język. – dołączyłem do rozmowy, bo nie zamierzałem tego już dłużej słuchać, a tym bardziej tolerować.
- Szkoda gadać. Taka jedna blachara przyczepiła się jak pijawka i nie chciała dać mi spokoju. Próbowałem ją zniechęcić, ale się uparła...
- Masz wszystko opowiedzieć, bez kręcenia i udawania, że to nie ty namieszałeś. – poprosiłem go. – I bez wulgaryzmów. – dodałem.
- Poleciałem do Polski tam, gdzie mi Seo powiedziała, tylko, że były problemy... No i tak wyszło, że w końcu trafiła się taka milutka, fajniutka osóbka, co mi opowiedziała, gdzie muszę iść... Prawie jak w domu, bo znała trochę nasz język, a jak się zapomniała, to i potrafiła powiedzieć po japońsku. Jak dla mnie plus, naprawdę!... ale i tak się zgubiłem, więc poszedłem do takiego przypadkowego miejsca. Taka kafejka muzyczna to była... fajne miejsce, na poziomie, no tylko nikt nie chciał mi udzielić wskazówek... więc taka jedna mnie wzięła do swojego domu. No... bo nie było kantorów, żeby pieniądze wymienić, a euro tam nie funkcjonuje. W każdym razie, nie przepiłem, tylko akurat potrzebowali pomocy w tej kafejce... tylko że byłem jedynie na kuchni, bo po polsku to raczej nie umiem... Czasem, jak pana szefa nie było, to pozwalali mi grać na scenie... No i parę groszy wpadło. I tak poznałem tą typiarę bliżej.
- A wiesz chociaż, jak miała na imię? – spytał go o drobne szczegóły Sungjong.
- Co, która? A, bo w ogóle to jest tak, że dziewczyny nie dość, że się znają, to są kuzynkami.
- Ej, mało ci przygód w Korei? – rzuciłem w niego poduszką.
- Nie szukam przygód! Do niczego nie doszło, po prostu jest... no taka wyjściowa, ale jednak taka niebezpieczna. O! Bo w tej kafejce jest dużo spotkań dla personelu i mm! Tak, tylko przypadkiem panie się nie lubią, więc przyszło mi być czasem świadkiem paru niemiłych... incydentów. No... i w sumie to nim wróciłem, to udało mi się wynajmować mieszkanie. A nie jestem wulgarny, po prostu poznałem kilka słów i wyrażeń. Taki „urbanowy" polski, na pewno wiecie...
- Dobrze, ale... co ta dziewczyna od ciebie chce? – zadałem mu konkretne pytanie.
- Sąsiadka jest spokojna, ale ta jej kuzynka, więc... bo... chyba niechcący w coś się wpakowałem... i chyba się mścić zaczyna.
- Ej, Myungsoo hyung, dlaczego nic nie mówiłeś? A co, jeśli to zrobi się naprawdę paskudne? – upomniał go maknae.
- Nie ma takiej opcji. Laska się we mnie zadurzyła, ale w niej niekoniecznie... Nie dam się wciągnąć w jakieś manipulacje.
- Imię, powiedz w końcu imię. – szturchnął go niecierpliwie maknae.
- Nie wiem, dziwnie, ale brzmi jak 'Ahn-yah'..., więc tak też starałem się do niej mówić. To znaczy... no ta, u której mieszkałem.
- Brawo, „geniuszu". Mało ci stalkerów u nas, musiałeś jeszcze dorobić się tego „zaszczytu" gdzieś w Europie?! – upomniałem go.
- Jestem zły, ale z drugiej strony chcę wypróbować sposób Ye Bi! Może nie jest potrzebne zgłaszanie sprawy na tym etapie i wszystko się wyjaśni?
- No okej, twój wybór, tylko naprawdę, nie rób sobie problemów tam, gdzie nie odwiedzasz tego kraju co jakiś czas. To był twój pierwszy raz, nie licząc naszego koncertu w stolicy, tak?
- No, to nawet nie Warszawa czy jak to miasto się nazywa, tylko jakaś dziura, lecz nadal nie wioska.
- Gdzie ta Seo Hee cię wysłała... - zaśmiał się Sungjong, a L rzucił w niego poduszką. – Albo się zgubiłeś, jak sam powiedziałeś.
- Tylko po przylocie i po wizycie w kafejce, ale pozwoliła mi u siebie zamieszkać, a potem znalazłem coś samodzielnie.
- No... a ta 'sąsiadka', to kto? – dopytywał Sungjong.
- A tej to za bardzo nie znam, ale zdążyłem się zorientować, że jako jedyna wie, co to kpop. Nie było jak zagadać, ale słyszałem, że niezbyt towarzyska, więc nie narzucałem się. Zresztą, te trzy tygodnie naprawdę szybko minęły.
- Jakieś plusy są z twojej wyprawy, brawo. – pogratulował mu Yeol a tylko Hoya śmiał się niczym wariat. Ja nie widziałem w tym nic ani praktycznego, ani pozytywnego. Myungsoo miał tendencję do mieszania się w cudze sprawy, a jedyne, czego nam jeszcze teraz trzeba, to stalkerka z Polski...
- A tobie co? – pomachałem mu ręką przed oczami, na co Hoya jakby otrząsnął się i „powrócił" do świata realnego.
- A... nic, nic. Po prostu miałem dobry timing i udało mi się natrafić na moment, gdy ślimak jest skłonny do rozmów. Totalnie wyleciało mi z pamięci, że miałem sprawdzić swój grafik. Tylko nie wiem, dlaczego prosi o „wyskoczenie z kasy". Jakieś pomysły?
- Hm, może chce na wycieczkę? – zasugerował L.
- Nie, bo napisała, że w końcu nadrobiła nasz koncert z Polski. Tylko niezbyt zrozumiałem, że „zrobiła sobie atmosferę", ale że nie prześle tego pocztą, bo odda osobiście na fanmeetingu...
- Świetnie, to kiedy on jest? – spytał L i zatarł ręce z uciechy.
- No właśnie niby wysłała już informacje kilkanaście tygodni temu. I dostała informację zwrotną, że doszło...
- A, to pewnie jej ostatnia sesja w tym photobooku. – stwierdził Sungjong. – Pójdę poszukać, a jak nie znajdę, to zadzwonię do noony, może ona pożyczyła.
- Hyuna nie mogła, bo Woohyun wprowadził jej ograniczenia. – przypomniał mu Dongwoo.
- I tak poszukam, okej? Niedługo wrócę.
- Chwila, a po co ci ten photobook? – zatrzymałem go.
- Zobaczyć, tak przy okazji. Howon hyung przypomniał, że nie było mi dane go pooglądać, choć gdzieś tutaj był, ale ty nie wiesz, gdzie może być, prawda?
- Niezbyt mogę pomóc, dokładnie – potwierdziłem. Sungjong pognał na górę niczym rakieta.
* * *
(Dongwoo)
Im bardziej zbliżała się data comebacku, tym coraz rzadziej Gyu hyung uczestniczył w przygotowaniach. Sam się zadeklarował, że chce być obecny, a od kiedy w wyniku uczciwej audycji została wybrana, m.in. Lee Jiyeon, to Sunggyu tak jakby przychodził na treningi z obowiązku lub przymusu. Albo w ogóle, tak jak dzisiaj.
Ponieważ Jiyeon-sshi naprawdę się wyróżniała, a została teraz do późna, uznałem, że choć raz mogę zrobić mały wyjątek od reguły, więc zaproponowałem, że ją odprowadzę do domu. Wymigiwała się, że to daleko i że weźmie metro, ale skoro ja byłem w pobliżu, to istniała mała szansa na to, że będzie czuła się mniej samotna. Na szczęście udało mi się ją przekonać; mentalnie cieszyłem się jak wariat, choć nie wiem, co wprawiło mnie w taką euforię. Tylko wydawało mi się, że Jiyeon nie jest do końca zadowolona, ale jeśli liczyła na Howona czy Sunggyu, to zabrakło u niej adekwatnego researchu. Lider hyung znów coś kombinuje, pomimo kilkutygodniowej, lecz intensywnej „terapii" Woohyuna, a Hoya to chyba w ogóle nie jest zainteresowany... Tylko kto tu mówi o romansowaniu z trainee... Przykład hyunga pokazuje, że jest to ryzykowne, zresztą nie do końca wiem, czy sam chcę już kogoś mieć, chyba na razie odpowiada mi bycie singlem. Wybranie Lee Jiyeon nie było tylko moim widzimisię, bo Hoya i Hyu też wyrazili aprobatę. Mieliśmy razem trzech nowych backdancerów, wszyscy byli dobrzy, ale mimo wszystko to Jiyeonie najbardziej przypadła do gustu – nie tylko mi, lecz również pozostałym.
Odprowadziwszy dziewczynę pod zamieszkiwane przez nią lokum w „Seventh Heaven", zaszedłem do restauracji, w której miałem się z kimś spotkać. Dopiero chwilę temu doszedłem do wniosku, że pora się określić. Niby „ślimak" nadal miał jakieś znaczenie, ale pewne sprawy przytłoczyły mnie na tyle, bym odsunął od siebie przemyślenie domniemanego spotkania. Nie byłem dobry w gry, a dziwne „zagrywki" Seo Hee wywoływały we mnie różne uczucia: od radości po skrajną niechęć do jej osoby. Niejednokrotnie próbowałem zrozumieć, dlaczego znowu się od nas wyalienowała i sądząc po zachowaniu Gyu hyunga, wyjątkowo przyszło mi na myśl, że GD oraz L.S.H lub I.Y.R. mogli nie być jedynymi ludźmi, którzy doprowadzili ją do stanu skrajnej paniki. Z drugiej strony to, że hyung nie chce powiedzieć, co takiego się wydarzyło między nim a Seo, wcale nie ułatwia sprawy i wobec tego trudno zająć mi jakiekolwiek stanowisko. Co takiego zrobiła Seo, że Sunggyu hyung odczuwa do niej chęć zemsty? Przynajmniej tak to wygląda z mojej perspektywy... Mogłaby sobie przypomnieć dla własnego bezpieczeństwa! Woohyun tłumaczył, że nie można zmuszać tak jak Gyu to robi, bo tylko utrudnia cały proces, ale hyung twierdzi, że to niezależne od niego. No i tkwię między młotem a kowadłem, a pola do manewru praktycznie nie mam, bo oboje mi to utrudniają. Zastanawiam się jednak, z jakiego powodu Seo akurat ze mną chciała się widzieć? Jej „zamierzenia" znane mi były od pewnego czasu; prędzej czy później miało się z nią spotkać całe Infinite... a jednak to na mnie padł wybór, jako na „pierwszego hyunga". Nie byliśmy jakoś szczególnie blisko... co nie znaczy, że traktowałem ją z wyrachowaniem. Można powiedzieć, że posiadaliśmy sposób komunikowania się, który choć nas nie łączył w wyjątkowo głębokie, przyjacielskie stosunki, to dawał odczuć różnicę od zwykłej koleżeńskości: dla nas i dla reszty otoczenia. Po prostu była taką młodszą siostrą, przynajmniej ja i Sungyeol tak o niej myśleliśmy. Myungsoo i Howon byli od „tych spraw", a hyung... no właśnie. Nadal nieznane mi były jego myśli odnośnie ślimaka, ale to się musiało wyjaśnić. Nie chcę, by żadne z nich zadręczało się dawnymi porachunkami. Minęło odpowiednio sporo czasu, aby raz na zawsze postawić sprawę jasno. Dla naszej wieloletniej przyjaźni, czy nie lepiej było zaproponować zawieszenie broni? Z drugiej strony oboje są uparci, a wtrącaniem się narazimy się nie tylko ślimakowi... Ech, ta powolna akcja jest uciążliwa, nie można tego jakoś „przyśpieszyć"?
Niby przyszedłem, ale zapomniałem, na którą godzinę ustaliła spotkanie. Teoretycznie mogłem spróbować zadzwonić, lecz nie odważyłem się. Obawiałem się, że zablokowała numer tak jak miała to w zwyczaju, gdy chciała coś samodzielnie zadziałać. Poza tym to lider hyung, w przypływie uczuć do naszego uroczego ślimaka, potrafił naprawdę się wykazać kreatywnością i wysłać jej tonę wiadomości.
W pomieszczeniu, w którym przebywałem, panowały cisza i porządek. Stuprocentowy komfort i brak jakichkolwiek „gumowych uszu"...
Do pokoju jak gdyby nic weszła Kim Ye Bi. Czy to jakiś żart?...
- Uhm... hej. Może być taki pokój? Chyba, że wolisz spotkać tłumy fanów, to można jeszcze zmienić.
- Przepraszam, czekam na kogoś.
- Od dawna? – dopytywała się.
- Od piętnastu minut, ale chyba cię przeproszę i poproszę o poczekanie na swoją kolej, dobrze? Nie chcę być niemiły, ale...
- To nie potrwa długo, po prostu... posiedź ty przez chwilę ze mną, możesz tyle dla mnie zrobić, Dongwoo hyung?
Zabrakło mi słów. Co się właśnie zadziało; nie zrozumiałem, czy mam jakieś niepokojące symptomy starzenia się? Tego zwrotu używała Seo Hee!
Dziewczyna posłała mi lekki uśmiech, po czym uklęknęła na kolana.
- Przepraszam, hyung. Nie wiem, czy kiedykolwiek mi wybaczysz za to, do czego dopuściłam i prawdopodobnie zastanawiasz się, czego mogę jeszcze chcieć... Ja... chciałam po prostu ochronić moją rodzinę najdłużej jak się tylko dało, ale już nie mogę. I... schrzaniłam niesamowicie, ale chciałam się poprawić. Cóż, niestety ślimak melduje, że to koniec. Moja walka o ochronę dobra infinickiej rodziny zakończyła się porażką... Ale mam ambicje wygrać bitwę... Tylko ciężko za wami... tak z dystansu za bardzo bolało. Miałam nadzieję, że Dongwoo hyung... zrozumie najlepiej, choć ślimak bierze pod uwagę odmowę. Po prostu... kierowałam się dobrem wszystkich i nie przewidziałam, że to będzie aż tak... żmudne.
Potrzebowałem dłuższej chwili na uporządkowanie myśli. Seo sama nas poinformowała, że jest w stolicy, naprawdę blisko... czasami rzeczywiście miewałem dziwne odczucia po rozmowach z Ye Bi, ale nie spodziewałem się, że to nasza Seo! Gesty, styl, a nawet głos miała nie ten!
- Nie zrozum mnie źle, wcale nie myślę, że jesteś łatwy... Po prostu na tę chwilę potrzebuję swojego Dongwoo hyunga, który zmotywował, żeby się nie poddawać. No i... nie mieliśmy częstych spotkań, tylko grupowe, ale...
- Wszystko... Zgoda, ale powoli. – odezwałem się, gdy jako tako pierwszy szok minął. Rozumiałem, że referowała do tych sytuacji, gdy pozostali kumple mieli przyjemność przebywać z nią, gdy udawała 'Kluskę Kim'. Ukucnąłem do niej po to, żeby pomóc jej wstać. Dopiero teraz przyjrzałem się jej z bliska i rzeczywiście przypominała ślimaka. Na oczy nakładała pewnie różne rodzaje szkieł kontaktowych – obecnie bez make-upu w stylu Kim Ye Bi, jeszcze bardziej można było w niej rozpoznać Seo... - Uch, nie! Zwariuję, jak mi nie powiesz! Ale głosu to akurat nie musiałaś sobie poprawiać, taka drobna uwaga.
- Niczego nie ruszałam, hyungnim. Po prostu... delikatne komplikacje z gardłem... powoli wracam do formy. To długa historia. Czy ty...
- Zanim opowiesz, to czy mógłbym dowiedzieć się, dla kogo się krzywdziłaś?
- Nie, Dongwoo hyung, choroba gardła i krtani to sytuacja losowa, która nastąpiła wbrew mej woli. Mam wystarczająco długą listę chorób, więc cieszę się, że to tylko jednorazowo, choć ciągnie się prawie trzy lata. Chodzę ostatnio na terapię i kontrole regularnie, także o to możesz być spokojny. Nikt nie byłby w stanie wymusić na mnie poprawy urody...
- Postaram się wysłuchać, Seo Hee, jednak... pojawiasz się i tak nagle mówisz, że cały czas byłaś Ye Bi i...
- Brzydkie i bezczelne z mojej strony, prawda? Skoro trzymałam to tak długo... znaczy prawdę, z dala od was, to najlepiej jest być bezpośrednim. Nie lubię się czaić, o czym powinieneś pamiętać...
- Rozumiem, że miało być „szybko i bezboleśnie"?
- No, jeśli tak to porównywać, to owszem. To „szybko" i „znienacka" tak symbolicznie: dowód na to, że ślimak już się nie wycofa i nie będzie babrał się w tym bagnie aż całkiem sczerstwieje jak kłoda. Chociaż... niezbyt się udało. To miało odbyć się inaczej.
- Świetnie, ale proponuję skombinowanie czegoś do picia, bo nikt nie lubi, jak mu pragnienie doskwiera. Szczególnie przy takich okazjach.
Seo Hee skierowała się do drzwi. Nie minęło dziesięć minut, a wróciła z tacą zastawioną paroma butelkami schłodzonego soju wraz z... paczkami jakichś przekąsek. Najwyraźniej troska nadal u niej pozostała.
- Zaraz przyniesie ktoś potrawy, a potem... sam zdecydujesz, co chcesz zamówić. Tylko najpierw ustalmy kilka najbardziej niejasnych faktów.
- Pamiętałaś... - nie wiedzieć czemu głos mi się załamał.
- Mhm, tak hyung, ale nie musisz się zmuszać. W każdej chwili możesz po prostu wyjść, jeśli odnajdujesz trudności w przebywaniu ze mną...
- O nie, tak nie będzie. To, że miałaś jakiś plan, który jak wszyscy wiedzą nie wypalił, nie znaczy, iż zrezygnuję. Myślę, że sama przyznasz, że szok jest nieodłączną częścią wyrażenia siebie i w tym wypadku rzeczywiście... jest pewną komplikacją. Chcę przez to powiedzieć, że bez względu na niewyjaśnione motywy twojego postępowania, nie odsunę się.
- To miłe z twojej strony. To... od czego zacząć?
- Od początku. Skąd pomysł na zmienianie tożsamości? Czy to może jakiś kreatywny pomysł, taki na bardzo wysokim poziomie, na zerwanie?
Z jednej strony byłem ciekaw, a z drugiej podejrzenia Sunggyu w znacznym stopniu udzieliły mi się.
- Uch... Dlaczego wszystkim zależy, żebym darowała sobie relację z Sungjongiem? Ty też hyung? Naprawdę uznałeś, że „to tylko taki pomysł na zakończenie związku"? Poza tym, gdyby przyszło mi takie „coś" do głowy, to nie zniknęłabym na trzy lata... Gdybym wiedziała, że... po jakimś czasie się znudzę, to w ogóle nie angażowałabym się. Nawet, jeśli z waszej perspektywy wygląda to inaczej, to mi zależy. Gdyby było odwrotnie, to już dawno wdałabym się w relację z kimś innym...
- A nie jesteś? – zanim zdążyłem ugryźć się w język zapytałem o najbardziej irracjonalną kwestię.
- Czy dlatego neguje się mój związek? Bo wierzycie, że robię to samo co moja siostra? Pomimo, iż dostarczyłam wam dowody?
- Nie wiem jak pozostali, ale ja po prostu tego nie rozumiem. Zwyczajnie wyjaśnij, dlaczego zostawiłaś go na tyle czasu. Nie wiem, cokolwiek, proszę.
- Co nie zmienia faktu, że masz o mnie taką opinię...
- Po prostu nie wiem, co mam myśleć, trudno było uniknąć pasywnego humoru i nastrojów, zwłaszcza że dotarło do publiki mnóstwo informacji... Gdzie ja, co niestety się wydarzyło, nabrałem wątpliwości odnośnie twojej deklarowanej „wierności". Starałem się od tego odciąć, naprawdę...! To nie tak, że zawsze miałem negatywną opinię... Po prostu... był taki moment, że straciłem cierpliwość. Dlatego jeśli możesz, to wytłumacz, dlaczego doprowadziłaś do sytuacji, gdzie właściwie przestaliśmy cokolwiek rozumieć? Tylko nim przejdziemy do konkretnych wyjaśnień, podejdź bliżej, bo nie mam telekinetycznej mocy, aby przywołać cię ot tak.
- Jestem blisko, słyszę i bliżej nie da rady. – odpowiedziała zdziwiona, bo oczywiście nie domyśliła się, że Dongwoo hyung może zabrzmiał groźnie i zbyt surowo, ale to wcale nie znaczyło, iż nie tęsknił. Miałem swego rodzaju zastrzeżenia, jednak nie do tego stopnia, aby ją znienawidzić. Jeszcze nie pojawił się odpowiedni powód i miałem nadzieję, że pogłoski okażą się nieprawdą. Nie wyobrażałem sobie, żeby urządzać jej wielki sąd, lecz musiałem „zabezpieczyć" swą pozycję. Jeśli nadal zwraca się do mnie per „hyung", jest to równoznaczne z szacunkiem, który jednak odrobinę naderwała, więc delikatne „wybadanie", czy dalej jest lojalna wydaje się być odpowiednio uargumentowane. Przynajmniej w mojej opinii i bazując na dotychczasowym „wstępie". Poniekąd stęskniłem się za tą zakręconą dziewczyną, toteż pragnąłem przekazać jej niewerbalnie, że w tej kwestii hyung dalej nim jest... gorzej z jej ufnością, co nie umknęło mojej uwadze. Zauważyłem kilka kardynalnych błędów, które jednak nie stanowiły podstaw, aby darować jej „technikę", którą się posłużyła.
Dziewczyna zdecydowała zmniejszyć dystans, co znacznie ułatwiło mi przytulenie jej. Dlaczego za każdym razem, gdy ją widzę, to mam wrażenie, że jest coraz chudsza? Może kiedyś ratował ją abs, ale noszenie ekstremalnie dopasowanych ubrań nie było dobrym rozwiązaniem. Szczególnie przy jej obecnej kondycji. Nie dość, że niskiego wzrostu, to jeszcze sama skóra i kości – przynajmniej obecnie. Czy to szybki tryb życia i tempo, jakie narzuciły jej wytwórnie, tak ją podniszczały?
- Co tak długo mnie prześwietlasz, hyung? Nie dowierzasz, że ślimaka nikt nie brał pod skalpel? – za to, co powiedziała pstryknąłem ją w czoło. – Hmm, dlaczego mi to zrobiłeś?
- Żebyś się głupio pytała! Była zgoda na dopowiedzenia? Nie, więc nie chcę nic więcej słyszeć na temat operacji. Widzę, że wszystko okej... przynajmniej technicznie, a z innego aspektu, tak jakby... marnie wyglądasz? Jak zjawa. Możesz to wyjaśnić?
- Trochę się ostatnio posprzeczałam z paroma osobami, jeszcze „ktoś" mi życie umilał... i musiałam prostować plotki. No i ten fanmeeting dla sasaengów. Stresowałam się! I... I oczywiście próbowałam nie sprawiać problemów dodatkowych, ale to kłopoty innych były sprowadzanie na mnie. I bardzo źle funkcjonuję, jeśli siedem dni w tygodniu śpię mniej niż cztery godziny! Kilkanaście razy udało mi się nie spać trzy doby, a potem musiałam wysłuchiwać, że „jakiś idol zadzwonił na 911"... Niestety mam tendencję do tracenia przytomności.
- Czy ty chcesz wylądować na OIOM-ie?! Dlaczego męczysz się w SM? Dlaczego w ogóle zrezygnowałaś z JYP? Źle ci tam było?
Nim zdążyła odpowiedzieć, miałem w zanadrzu dodatkowe „pytanie pomocnicze". Jako hyung czułem się odpowiedzialny, aby ją delikatnie upomnieć, lecz w dalszym ciągu wynikało to z troski niż złośliwości.
- Działałam na dwa fronty, ale jak się okazało, niepotrzebnie, bo doszły dwie dodatkowe osoby, którym przeszkadza, że robię karierę muzyczną.
- „Dwie"?
- Shim Jenny i Im Yu Ra. Może nawet trzecia...
- Ach. Te dwie. Przez chwilę myślałem, że wymienisz trzecią postać... Naprawdę myślałaś, że nie dowiemy się, że jesteś obrażana przez bra-
- Na razie moim zmartwieniem jest pan Im Jae Bum, ewentualnie Choi Minho. Jeszcze nie zdecydowałam, czy zjawię się w sądzie przeciwko młodszemu bratu Sungjonga.
- Co? Ale... Niby jak? – wspomnienie o Minho zaniepokoiło mnie.
- No normalnie, bo to było w ramach zemsty za to, że pierwszy artysta SM, jaki mnie publicznie przyjął, był z Shinee, konkretnie Jo-
- Powinnaś już wtedy skontaktować się albo z Da Ri, albo którymś z nas! Ewentualnie tym twoim kumplem, któremu Da Ri-sshi powierzyła swoją wytwórnię.
- Powtórzę jeszcze raz, hyung: nie lubię czuć się zależna od mężczyzn. A Junhonga również to dotyczy. Zwłaszcza tych, którzy tak wiele mi dali i tak dużo pomogli, że nawet nie jestem w stanie spłacić tego długu... A jak doszło do „zmiany wytwórni"? Chciałam zostać w JYP, ale przez znane tobie i pozostałym, różne komplikacje, musiałam zawiesić swoją karierę w JYP. Myślałam, że jeśli pozwolę zrekrutować się do SM skończą się plotki, o tym, że „trafiłam do JYP przez układy"... Żeby uniknąć kolejnych konfrontacji z wiadomo-kim. Niestety, tylko GD grzecznie siedzi sobie za kratami. Jeszcze był inny powód.
- Mówiłaś, że nie tylko oni...
- Woollim.
- Zespoły?!
- Nie, wówczas zarządcy, głównie CEO, bo miał „wąty natury osobistej". To jest ta „trzecia osoba".
- A teraz co się zmieniło, że przedłużyłaś kontrakt z SM?
- Tylko na półtora roku, kończy się niedługo. A teraz... jestem mieszana z błotem i krytykowana na nieadekwatnym do sytuacji poziomie.
- A „to"... Wyjaśnij, bądź tak uprzejma. Co ma z tym wspólnego nasza wytwórnia.
- Te wszystkie informacje o tym, że namotałam w głowie sunbae z EXO... to było do zniesienia, ale wymyślają je sami idole, nie tylko w SM jakieś plotki, tylko dlatego, że była promocja... Ale z drugiej strony dziwi mnie, dlaczego Woollim nie dołożyło cegiełki od siebie. Może dlatego, że Woollim i SM...
- Nazywaj ludzi po imieniu, tak będzie prościej! Dlaczego wrzuciłaś Sunggyu do tego grona? Aż tak spanikowałaś?
- Powiedziałam „Woollim", Dongwoo-sshi, a nie „Infinite". Przez wytwórnię miałam na myśli...
- Ach, CEO... czyli pomimo naszego zapewnienia, nadal uprzykrzał ci życie...? I jeszcze to kontynuował z każdym z nas... nie mam słów.
- Nie chodziło o mnie, tylko o Sungjonga. Jak można było go tak potraktować?! No ale najważniejsze, że w końcu niektórym klapki na oczach się otworzyły.
- Cóż... właściwie to była jego decyzja. Poszedł na ugodę z CEO, żeby dał liderowi i nam spokój... to było... zaczęło się, jak Shim wywlekła jakieś paskudne informacje o Jin Ae i hyungu... Nie wiem, co takiego obiecał Sungjong, ale plotki o liderze są blokowane. A może wytwórnia wystraszyła się, że może nas stracić, naprawdę nie wiem.
- No właśnie, że nie. Zrobił się straszny kocioł. Miałam naprawdę ogromne pokłady motywacji, żeby z wami się potem ugadać i razem... wymyślić skuteczny sposób, ale nie udało się! „Coś" mnie emocjonalnie rozbroiło do tego stopnia, że straciłam kontrolę nad własnymi czynami i dlatego takie nagłe „zniknięcie" z SM byłoby podejrzane. Teoretycznie mogłabym, ale nie jestem żądna wystąpień sądowych, nawet jeśli w słusznej sprawie. Musiałam sobie opracować nowy plan, jak wam o tym wszystkim opowiedzieć, bez wzbudzania negatywnych uczuć typu wstręt czy zażenowanie moją osobą.
- Tylko po co te zwodzenia hyunga? Przecież na dobrą sprawę miał przeczucie od początku, a ty go nadal okłamywałaś...
- No, skoro tak uważa, to znaczy, że stanowczo za mało wie o „ślimaku Infinite".
- Zapomniałaś dodać „Nadwornym".
- Mało istotne. Miałam indywidualny plan, jak mu wyjaśnić, ale sam sobie zaszkodził. To jest taka sierota, że nawet najbardziej oczywiste podpowiedzi traktował jako najmniej prawdopodobne! Cały czas starałam się znaleźć wyjście z tej pokręconej sytuacji przy świadomości, że moje starania nie zostaną docenione. Zresztą... dlaczego przyszło ci do głowy, że to wina pana starszego? Aż taka złośliwa nie jestem, żeby wrzucać go do worka z pozostałymi. Jest specyficzny, irytujący i wzbudza wszelkiego rodzaju kontrowersje, ale nie doszło do tego, żeby przyrównywać go do tych wszystkich ludzi, którzy chcą mi udowodnić, że nie nadaję się do k-industry. Rzeczywiście, potrafi być nie do zniesienia z tymi swoimi porównaniami, z tym, że wiadomo, dlaczego tak się zachowuje. No i akurat to żadne zagrożenie, ślimak nie daje się zawsze wybijać z rytmu, co innego takie bezpodstawne atakowanie mojej postaci. Skrajne załamania mentalności u „tego hyunga", choćby nie wiem co, nie są w stanie mi zaszkodzić, czego nie mogę powiedzieć o niekończącej się próbie eliminacji, które stosują wobec mnie inne, mało rozumne postaci.
Cały (długi) wywód Seo Hee podsumowałem śmiechem. Nie, żebym ją lekceważył, lecz zabrzmiała tak, że inaczej nie mogłem zareagować. Jej standardowa prostolinijność w ogóle nie uległa zmianie. Nie umknęła mojej uwadze informacja na temat hyunga: Seo Hee używała wobec niego różnych określeń, a to jej „ten hyung" brzmiało oficjalnie. Czyżby jednak czymś jej podpadł? Chyba, że nie zwróciłem dotąd uwagi i zawsze tak sztywno i formalnie wypowiadała się o nim?
- A ty co takie wojownicze nastawienie prezentujesz?
- Bronię się. Przyznaję, że parę głupot zrobiłam... ale kto ich nie czyni? Tylko, że takie... bezczeszczenie mojej dumy też jest nie w porządku. Nie było nawet czasu rozglądać się za kimkolwiek, określiłam się jasno... jako Ye Bi również, a mimo to z pewnych niewytłumaczalnych naukowo przyczyn byłam czymś w rodzaju kocimiętki.
Po raz wtóry jej słowa wywołały we mnie powody do śmiechu i nie potrafiłem się powstrzymać. Nim się spostrzegłem, kolejna salwa gromkiego śmiechu opuściła moje usta. Tylko co ja mogłem poradzić wobec sytuacji SeoGyu? Ich relacja od początku nie była konwencjonalna i zawsze potrafiła wprawić mnie w stan wesołości. A do SeoJeong nic nie miałem, tylko najzwyczajniej w świecie dopadło mnie zwątpienie, czy Seo Hee była wobec maknae lojalna. Skoro postawiła wszystko na jedną kartę, nawet własny związek, to chyba nie każdy byłby w stanie uczynić to, co ona.
- Nie wiem, co ty w tym widzisz śmiesznego, Dongwoo hyung. – nadęła policzki, co podwoiło moc mego śmiechu. – Uch, yah!
- Po prostu... wow. Wy się tak disujecie niezmiennie od tych pięciu lat... Właśnie, właśnie! Co ty zrobiłaś Gyu, że on tak się zamknął w sobie? Mały szkodniku, pora, abyś się przyznała, nie sądzisz?
- Hmm, dobrze że „mały", a nie „duży". – obróciła moje słowa w żart. – Co ja zrobiłam Kim Sungyu-sshi, oprócz tego, że jestem siostrą Jinnie? On dalej przeżywa to nieoficjalne „pierwsze" spotkanie? To w bibliotece przecież się nie liczy...
- Nie, nie, ta wycieczka na fan-camp tej jego manhwy czy coś. – przypomniałem.
- No też chciałabym się dowiedzieć, co on sobie tym razem ubzdurał, bo ja nie mam bladego pojęcia. Cały czas mi o tym wspomina, a ja naprawdę nie wiem. Dlaczego po prostu nie poprosi Rena albo Doyounga, nie mam pamięci do przypadkowych wpadek z nieznanymi osobami. Dlaczego hyung nagle przypomniał sobie taką sprawę?
- No on już tak ma, że potrafi sobie przypomnieć jakiś szczegół po latach... Choć tutaj... ponoć to wyszło przy okazji plotki o ślimaku...
- Nie wiem, co on sobie robi, jedyne, czego jestem pewna, to to, iż moją i Sunggyu-sshi znajomością nie musisz sobie zaprzątać głowy. „Robi" w sensie... wow, prawdziwy masochista, a tyle razy próbowałam go tego oduczyć. Zdecydowałam, że nie będę się tak naprzykrzać jak do tej pory, więc też niech odpuści, bo to nie ja co chwilę spamuję zdjęciami. A potem się dziwi, że Woollim się czepia. Ja sobie nie pokpiłam sprawy, wręcz odwrotnie.
- Czekaj... czy ty myślisz, że hyung sprzedał to, co się dzieje w naszej „infinickiej rodzinie", żeby uszczęśliwić fanów fanserwisem?
- Nieistotne, niech robi, co chce, tylko niech będzie konsekwentny.
- Nie rozumiem...
- No jego postępowanie jest nie fair. To, co w rodzinie, to powinno w niej zostać; nie, żebyśmy mieli jakieś tajemnice, ale to były tylko nasze sprawy...
- O czym ty teraz mówisz?
- Można się ze mną nie liczyć, zgoda... ale dzielenie się prywatnymi momentami, które tam się kiedyś przydarzyły ze ślimakiem, to ewidentny objaw hipokryzji i jawny przejaw ignorancji względem mnie. Robię wszystko, co mogę, żeby go nie osądzać, a w zamian co? Może nie dosłownie, ale nawet jego ostatnie uwagi nie zrobiły na mnie aż tak negatywnego wrażenia, jak wypaplanie pewnych spraw. Nawet gorzej, niż gdybym została spoliczkowana. Nie wiem teraz, czy nie odwołać zaproszenia, ale mimo wszystko dziękuję, że chociaż ty sobie radziłeś i nie musiałam cię zbytnio prostować.
- Chyba zaczynam dostrzegać powód twojej frustracji.
- „Frustracji"? Jestem kompletnie rozbita emocjonalnie! Nie żywiłam wielkich nadziei, lecz naprawdę maleńkie, ze względu na ogromny, tylko i wyłącznie. Nie dość, że pogniótł mój czysto ślimaczy support, to jeszcze tak perfidnie rozpowiedział o „tych momentach", które motywowały mnie na zatrważająco wysokim poziomie. Jak już się mnie aż tak nie szanuje, to można chociaż się nie zniżać do tak żałosnego poziomu. Tak wyszło, że polubiłam sunbae Byuna, ale nawet jeśli do tego doszło, to nie czułam potrzeby dzielenia się z nim moimi chwilami z rodziną! Nawet, gdybym do niego crushowała, to absolutnie nie wygadałabym tego, co z kim robiłam. Rodzina to ma prawo wiedzieć, ale obcy... szczególnie z tendencją crushowania do „tego hyunga"? No ale oczywiście mogłam się spodziewać, bo „ten hyung" mnie nie doceni i po prostu widzi we mnie tylko młodszą wersję Jinnie.
- „Fanserwis dla Wu Zhan Zhan", to masz na myśli? – spytałem, choć po usłyszeniu historii nie miałem już większych wątpliwości. Nie jestem pewny, czy hyung rzeczywiście ma takie zdanie o Seo Hee, jednak zgadzałem się, że była niezadowolona z faktu, że rozmawiał z Zhan o tym, do czego doszło kiedykolwiek między nim a Seo. Z takiej perspektywy Seo mogła mieć słuszność w byciu rozczarowaną postawą Gyu. Mimo, że nie robili nic nielegalnego, to wspominanie o pewnych sprawach rzeczywiście mogło być krzywdzące. Mimo wszystko usprawiedliwiała go, choć nie powinna, a tyle razy, ile coś „chlapnął" i czym nieświadomie krzywdził Seo Hee, to poczułem nagłe rozczarowanie. Ja się domyślałem, że dochodziło do zgrzytów, ale że jemu nigdy nie przyszło na myśl, to jakieś kpiny i wstyd! Z drugiej strony głupio mi jakoś, że byłem czyś w rodzaju „medium" między nimi. Sunggyu hyung był moim bliskim przyjaciele, a z Seo Hee natomiast jedyne co mnie łączyło to Woohyun, a jednak nie uważałem jej za mniej ważną osobę, w końcu też należała do „infinickiej rodziny".
- Nie chcę się wtrącać, ale dziękuję, że akurat ze mną postanowiłaś porozmawiać o Sunggyu. I przepraszam, że podszedłem do sytuacji tak powierzchownie.
- Drobiazg, przyzwyczaiłam się, że o wszystko się mnie wini nie znając mojej perspektywy. Przewidziałam, że będziecie mnie osądzać o szkodzenie „temu hyungowi", tylko że nie potrafiłabym się sama do tego zmusić. Bo niby jak można żywić chęć zemsty do kogoś ważnego, nawet jeśli momenty należały do niezwykłych tylko w moim odczuciu.
- A na to nie mam wpływu, co hyung robi ze swoim życiem, ja mu mogę jedynie wsparcie okazać, żeby całkiem się nie pogubił. Bardzo miałaś pod górkę u swojej liderki?
- Trochę, ale już się zreflektowała. Cóż, „lepiej późno, niż wcale", prawda?
- Czyli że co, to jej robota, te plotki o tym, że łasisz się do każdego?
- Powiedzmy, że też miała w tym swój udział, bo uwierzyła w pogłoskę o moich dwuznacznych zamiarach względem Byuna. No, ale sama na to nie wpadła, bo... zresztą, nieważne.
- Ale skądś się to wziąć musiało?!
- No, bo ośmieliłam się raz jeden, ale porządnie poinstruować ją, co do jej trybu czy tam stylu życia. Niestety, ale to taki sam typ, jakim była Jin Ae i przez długi czas nie łapała aluzji, aż do momentu, jak zbyt często wymyślano o mnie plotki. Inną sprawą jest, że ona z kolei męczyła hyunga wydobywaniem informacji o Ye Bi albo o mnie...
- No, coś słyszałem, że mają się ku sobie... Ale rzeczywiście trafne określenie z tą kocimiętką.
- Nie rozumiem, co ciebie bawi, że znowu się śmiejesz, ale okej, jakoś przeboleję.
- Uhm... no przynajmniej ma to pozytywną stronę: skoro aż tyle osób źle interpretuje wasze wspólne relacje, to znaczy, że osiągnęłaś sukces, przynajmniej na poziomie bycia z kimś w friendzonie.
- Dla mnie to niepokojące, że jestem obiektem crushowania nie tylko mężczyzn! Yamari to pół biedy, ale że Zhan Zhan żywiła i żywi skrajne uczucia? Znaczy te normalne, między koleżeńskie, po zazdrość, kończąc na crushowaniu...
- No... czyli nie tak jak u Jinnie. Przynajmniej tyle.- Już dawno aż tak dużo się nie śmiałem.
- Dzięki, hyung...
- Znaczy... nie, to jest naprawdę zabawne, że tak działasz na ludzi.
- „Bardzo zabawne" – przedrzeźniła mnie.
- To akurat twoja zaleta. Można o ciebie rywalizować, widzisz, nie jesteś ani pospolita, ani...
- Uch, nie kończ, okej?
- Ojej, a co się stało? Nie działa, ja Dongwoo hyung pociesza?
- No, sam przyznaj, że to dziwne? W sensie... mam na myśli wybryki „tego hyunga". Jak on może.. nie czuć zgorszenia?
- A nie przyszło ci do głowy, że nic do ciebie nie ma, ale nie jest przyzwyczajony, pomimo, że jesteś z nami w rodzinnych? I może nie wie, jak się zachować, bo dajesz takie uczucie? Może to wykrył i dlatego tak się przyczepił do Ye Bi?
- Jakie „uczucie"? – zrobiła zdegustowaną minę.
- Właśnie! Może to „to, przyjemne, lecz drażniące uczucie zbytniej swobody, przy jednoczesnym poczuciu bezpieczeństwa i na kilometry bijącego swagu? To by miało sens, Seo...
- Ja i swag? Proszę cię. Skąd taki pomysł?
- Mam oczy i widzę sprawnie. Po pierwsze niejednokrotnie sam tego doświadczyłem, a po drugie krążą różne wersje określeń. Robiliśmy kiedyś research, bo osiągnęliśmy zawyżone stadium tęsknoty za małą Bang. Sami też wymyśliliśmy kilka określeń.
- To musiało wam się niesamowicie nudzić. Nie wstyd wam?
- Niby czemu? Przecież ślimak Bang to rodzina, którą w Infinite każdy cenił. Włącznie z Hyuną.
- O tak! Queen of swag, daebak! – wypaliła i bez żadnego ostrzeżenia zaatakowała swoim fangirlem do Hyuny, więc profilaktycznie znów ją przytuliłem.
- No co ty nie powiesz? Skąd w tobie tyle energii, co?
- Musi być, żeby podnieść z ziemi jedną albo drugą sierotkę, gdy sama nie da rady.
- A nie robisz tego za często, ślimaku? – potargałem jej trochę włosy i uszczypnąłem w nos. – Wiesz... bo może nikt ci nie wyjaśnił, ale takim czymś też możesz wprawić w zmieszanie.
- Och, bo nie wiedziałam... Nie, zdecydowanie nie nadużywałam wyciągania ręki, choć nie zaprzeczam, że pogniotłam nie raz męskie ego.
- No, a pamiętasz, czyje?
- Zaliczyłam całe Infinite, niektórych kilkukrotnie.
- Ach, cudownie, że pamiętasz. – zaśmiałem się n-ty raz w dniu dzisiejszym. – Zjedzmy coś, bo już mnie boli brzuszek, oh?
- Ojej, w końcu. Dasz radę sam, hyung, czy cię pokarmić?
- Słuchaj, Sunggyu może zbyt ci ulegał i pozwolił robić, co tylko zapragnęłaś, ale teraz jesteś ze mną, więc informuję, że już żarty się skończyły, bo pora zjeść. I jeżeli trzeba będzie, to cię zmuszę, bo żaden zwierz ani człowiek nie ucierpi z głodu na warcie Dongwoo.
- Wow, daebak!
- Zrób to aegyo jeszcze raz, a zacznę cię łaskotać.
Nie sądziłem, że użycie akurat tego argumentu okaże się najskuteczniejsze. Chyba pamiętała, że nie tylko z Myungsoo miała „sesję" z łaskotkami, ale nieważne. Ważne, że współpracowała, choć oczywiście istniały powody do obaw, lecz póki co rozmowa z Seo Hee przebiegała bez jakichkolwiek zakłóceń.
- Tylko różnica taka, że obiecałam ci drogą restaurację. – zaczęła nowy temat. – A tymczasem męczysz się ze mną w takim mało znanym miejscu...
- Och, ale zdobyłaś sławę i w pewnym stopniu uznanie, więc dwa warunki na trzy, to akceptowalny wynik. A teraz zjedz do końca jak grzeczna i posłuszna Kluska, hm? A może znów trzeba cię pokarmić jak dziecko, co?
- Uch, obejdzie się. – odpowiedziała, lecz w dalszym ciągu nie chwyciła za widelec i nóż, żeby pokroić sobie ostatnią ćwiartkę mięsa w warzywach.
- Dobrze spróbuję inaczej. Czy chcesz, żebym zadzwonił do hyunga?
- Dlaczego mnie poganiasz? Nie mogę jeść w wojskowym tempie. Chyba, że ci się gdzieś śpieszy?
- Mówię o normalnym tempie, a ty mi się ślimaczysz.
- Jestem na lekach, bo nabawiłam się drugi raz anoreksji. Pierwszym razem, jak byłyśmy... ja i reszta CYS, pod panowaniem pana Im, a teraz... nie wiedziałam, że znowu mi się pogorszyło. RiRi mnie zabrała do lekarza, bo mnie regularnie kontroluje.
- „RiRi"?
- W sensie kuzynka, Da Ri eonnie, ta od Rena.
- Aish, ślimaku. Dlaczego o siebie nie dbasz?
- Dbam...
- Nie dość odpowiednio. Co się stało?
- Ślimak nie funkcjonuje w zaawansowanym stadium stresu.
- Przepraszam, zapomniałem, że nadal istnieje problem sasaengów. I... Da Ri-sshi o wszystkim wiedziała?
- Dowiedziała się niedawno, jakieś... trzy tygodnie temu? No i Doyoung z kilkudniowym niż ona wyprzedzeniem. Wynikło raczej przypadkowo, bo zamiar miałam taki, żeby najpierw z wami się skontaktować, ale wynikły drobne komplikacje.
- Rozumiem. I teraz chcesz każdego po kolei informować?
- To się nie uda, prawda? Sam masz mieszane uczucia...
- To tylko drobny szok i myślę, że tego niestety nie da się ominąć, więc się nie przejmuj. Chyba jest teraz najlepszy moment, ale nie jestem w stanie zagwarantować ci, że nie będą dociekać. Jeżeli zdecydujesz się skorzystać, to ja chętnie się zgłaszam, ale od razu mówię, że nie jestem wróżbitą i naprawdę trudno mi bawić się w zapewnienia.
- Spokojnie, i tak zareagowałeś o wiele subtelniej niż Doyoung czy Da Ri. Twoim zdaniem... powinnam zrezygnować? Czy to była „chwilowa burza hormonów"?
- Co... Powiedzieli ci coś takiego?
- Serio pytam.
- A, to nie mnie powinnaś pytać, mała, tylko... no wiesz, to się czuje. Aish, ujmę to tak: jeśli przy nikim innym nie odczuwałaś tego co do naszego maknae, to mogę cię zapewnić, że to nie sztywne „potrzeby fizycznego konsumpcjonizmu". No i oczywiście nie dwadzieścia cztery godziny, siedem razy w tygodniu, prawda?
- Zdarzało się, ale nie tak często, co powiedziałeś. – przyznała.
- Um, no to ja nie widzę problemu. Taa...
- Przynajmniej tyle, dziękuję Dongwoo hyung. – podziękowała i sama się uwiesiła na moją szyję, a że zrobiła to niespodziewanie, nim zdążyłem się czegoś chwycić, to przewróciłem się z nią na podłogę pokryta cienką wykładziną. Dobrze, że ani ja, ani ona nie mamy kruchych kości.
- Ech, jeden trening już dziś miałem, ale skoro tak cię nosi... chyba trzeba dopełnić obowiązków i cię ustawić do pionu. – zagroziłem jej, ale tak pół-żartem, a pół-serio, po czym odsunąłem ją, żebyśmy mogli wstać razem. – Hoya i Sungjong cię przecież „trenowali"...
- Koniecznie dzisiaj?!
- A czemu nie? Boisz się, że cię za bardzo poobtłukuję?
- Miałam na myśli wspólny posiłek, może soju...? – ślimak przystąpił do wykręcania się z umowy odnośnie dbania o mnie.
- Właśnie, obiecałaś dobry alkohol.. ale przy twojej chorobie nie będę ci pozwalał pić. Mogę zabrać na wynos i napić się symbolicznie z resztą?
- Nie chcesz mi powiedzieć, że...? – zaczęła, lecz przerwałem jej w kulturalny sposób – najpierw mrugając, a następnie posłałem serduszko.
- Nie powiem im nic o tym, co słyszałem ani kogo widziałem, ale z Gyu to ja jednak sobie pomówię i wybadam sprawę z jego perspektywy.
- No chyba cię przewiało na dworze. Nie ma takiej opcji.
- Nie martw się, zrobię tak, żeby mi powiedział bez konieczności podawania mu powodu nagłych dochodzeń.
- Ale hyung...
- Będę ostrożny, naprawdę. To nic wielkiego, a chcę sam też się dowiedzieć, jak to w końcu z wami jest. Nadarzyła się okoliczność, więc proszę, pozwól sobie pomóc choć w ten sposób. Choć raz.
- Nie rób nic głupiego...
- Powiedziała księżniczka Bang albo jak kto woli „Kluska". – ponownie zachichotałem i wystawiłem jej figlarnie język.
- Jest zgoda, skoro ci tak „na tym" zależy, tylko się za bardzo nie przyzwyczajaj.
- Nie będę, bez obaw. – obiecałem i potraktowałem ją moją zniewalającą jego bielą ząbków, ułożonych w perfekcyjny uśmiech. Poniekąd miał ten gest stanowić zachętę, aby jednak postarała się ukończyć posiłek... co też uczyniła! Po relacji Sunggyu hyunga odnośnie Kluski byłem nastawiony na jakieś wybitne unoszenie się honorem, jak to Seo Hee miała w zwyczaju. Nie musiałem naginać swojej siły perswazji, z czego bardzo się cieszyłem. Po upływie czterdziestu minut, widząc że zjadła bez marudzenia, wspólnie wybraliśmy kolejne potrawy, a gdy zamówienie zostało dostarczone, to każdą z potraw pokarmiłem ją raz, żeby ją jakoś wspomóc. W trakcie spożywania przygotowanych potraw przez jakąś ahjummę udało mi się przejrzeć telefon marki apple, którego Seo używała jako „służbowego". Gdybym nie usłyszał ustnej zgody, to nie ruszałbym, nawet po to, żeby uspokoić sumienie. Telefon nie krył żadnych niecenzuralnych treści oraz dowodów na to, że Seo jednak coś zataiła. Komunikatorów typu ig, kakao czy Telegram nie ruszałem, bo skrzynka smsowa Seo w pełni mi wystarczyła; nie musiałem, ale dobrze było mieć jakiś dowód, tak na wszelki wypadek. Skrzynka odbiorcza „tonęła" od nadmiaru niepotrzebnego spamu, co oznaczało, iż nie wszystkie sasaengi dały się przekonać na ostatnim spotkaniu.
- Skąd pomysł na te piosenki dla sasaengów? – zapytałem z czystej ciekawości.
- A, tak mi przyszło do głowy po tym wyjeździe z tymi wszystkimi piosenkarzami.
- Właśnie. „Nawiedzone Melodie"! – przypomniałem sobie dopiero teraz.
- Tak, dosłownie – tym razem to ona się zaśmiała.
- Ile tam było języków? Cztery? I jakieś trzy inne... Siedem?
- Siedem. – potwierdziła. – Ale... to też inny powód, nie tylko program muzyczny.
- Hmm... Dlaczego aż tyle?
- To był kolejny gest w stronę „infinickiej rodziny".
- I sama to wymyśliłaś, jejku... Czy ty choć trochę zwalniasz, dziewczyno?
- Tak.
- Nie widać...
- To komplement? W takim razie dziękuję ci po raz kolejny, Dongwoo hyung – tym razem „zaatakowała" mnie kocim aegyo, czego nie można było skomentować inaczej, jak tylko śmiechem.
* * *
Możliwe, iż dowiedziałbym się o wiele więcej, jednak zostałem zmuszony zakończyć spotkanie i pojawić się w dormie. Woohyun akurat był w pobliżu, więc mnie zabrał, choć dziwnie mi się przyglądał co jakiś czas. Czyżby wyczuł ode mnie znajomy zapach pomarańczy i lukrecji?
- Sygnał sos, bo chłopaki buntują się przez fakt, iż Sunggyu wprowadził Zhan do dormu – przeszedł do wyjaśnień Namu, nim zdążyłem o cokolwiek zapytać.
- Powtórka tego, co było z SooKyung?
- Tak, ale ta przynajmniej nie ma psotliwego psa. Choć ponoć dopięła swego i udało jej się zabrać kota, którego upatrzył sobie Sungjong.
Nie chciałem osądzać, lecz Zahn Zhan powinna być w stanie sama odszukać odpowiednie informacje na temat Sunggyu. Niezbyt tolerował koty, bo miał z nimi niemiłe wspomnienia, ale Zhan zhan nie wykazała się taktem. W ogóle... jak doszło do tego, że ją przyprowadził?!
W dormie poza Sunggyu i jego gościem byłem tylko ja, Woohyun oraz Sungyeol. Czy to nie było sos, halo? Gdzie podziewają się L, Hoya oraz Sungjong? Sytuacji nie ratowały nawet maniery kota nazwanego Viceroy. Siedział sobie w kącie przy komodzie, skąd miał łatwy dostęp do półki na najwyższej szafie. Pytanie tylko, jak on się tam wpakował, przecież... jest ogromny! Mimo swojego wyglądu znalazł sobie odpowiednią ilość przestrzeni na bawienie się ogromnym, pluszowym ślimakiem... Z jednej strony to było na plus, że w końcu Sunggyu pozbył się zabawki, którą kiedyś dostał od Sookyung, ale z drugiej strony, to nadal był ślimak.
- Ech, mam nadzieję, że to nie to, co myślę? – podzieliłem się uwagą z hyungiem, gdy Zhan poszła sobie szukać łazienki...
- A co miałem zrobić, wyrzucić?
- Szczerze mówiąc myślałem, ze już dawno się tego pozbyłeś.
- Tak, dołączył do graciarni „na wszelki wypadek". – wyjaśnił hyung.
- Ale po co go tam upchałeś?! Czy Viceroy ci przeszkadzał? – dodał Namu.
- Sam wlazł, najwyraźniej lubi klaustrofobiczne pomieszczenia, ale... dlaczego wróciliście sami?
- Też bym chciał się dowiedzieć, tylko najpierw... co ta dziewczyna robi o tej porze w naszym dormie? – dołączył do rozmowy na dobre Woohyun.
- Poprosiła o spotkanie w kwestii współpracy nad nowym albumem, ale jeszcze na nic się nie zgodziłem, bo najpierw trzeba było zająć się tym tutaj. Wzięła go na spacer i nie zabrała dla futrzaka nawet gryzaka, jesteście w stanie zrozumieć? Niby nie chciała wchodzić, ale Viceroy zauważył, że mu poświęcam uwagę, no i tak jakoś oboje skończyli będąc gośćmi w mieszkaniu.
- Beznadziejna sprawa, a ja myślałem, że Hyuna za bardzo ją hejtuje. W sumie... to czemu mu pomogłeś? Przecież to kot. – dopytywał Woohyun.
- Przecież nie wyrzucę go za drzwi, żeby marznął na wietrze i Budda wie, gdzie zniknął? Poza tym, tak czy siak, to kot Zhan...
- Mhm, już go sobie przywłaszczyła? A miała zgodę? – przerwał mu znów Namu.
- O co ci chodzi, przecież i tak mieszkał w schronisku, to chyba dobrze, że go przygarnęła? – usprawiedliwiał Chinkę nasz, momentami nieporadny, lider.
- Zrobiła to tylko po to, żebyś już jej nie robił bootcampu... Nie łódź się, że tak nagle doznała olśnienia i stała się wybitnie obowiązkowa. Nie wiem, jak, ale zrób coś z nią, żeby nie robiła problemów Ye Bi. Hyuna dowiedziała się, że też miała swój udział w tworzeniu plotek i naprawdę ciężko mi było powstrzymać ją przed skontaktowaniem się z tobą. Co wyście się tak uparli, dlaczego akurat Byun Baekhyun? I... jeśli już wierzy w coś takiego, to dlaczego wściekła się też na Ye Bi? Ogarnij tą dziewczynę, naprawdę, bo mam dość wysłuchiwania narzekań Hyuny, że nic nie robimy, tylko dokładamy Klusce zmartwień. To samo z Sungjongiem. Jak można go tak nie szanować?
- Bez sensu, przecież sama sobie zaszkodziła. A o Sungjongu nic nie wiem.
- Nie dociera do ciebie, że ta Chinka ma problemy i dlatego raz się do niej lepi, a raz... wykazuje irracjonalną zaborczość względem ciebie? Nawet jeśli sama prosiła, byś zmienił swoje nastawienie do K.Y.B... Zhan Zhan nie wie, czego chce, ale to nie jest zwykły stan, tylko choroba! I to dość poważna. Nie wtrącałem się, bo nie byłem dobrze doinformowany w tym zakresie. Poza tym Ye Bi na pewno wiedziała i z pewnością zechce działać samodzielnie. Chyba że już się czai z jakimś planem reinhabitacji względem swojej liderki.
- Wow, dzięki, że we mnie wierzycie! Nic nie wiem i tak po prostu pomagam, bo za mało mi po Jin Ae?! Ja chyba nie dość jasno się zadeklarowałem, że nie będę się mieszał w żadne związki, a przynajmniej nie z kimś zajętym?! Jeżeli nie zauważyliście, to ja się nie staram zwrócić jej uwagi na siebie, tylko to ona bawi się w crushowanie. Przykro mi, ale was rozczaruję: raz jeden się zdarzyło i wystarczy. To tylko zwykła pomoc.
- Hej, hej futrzaku. Już cię wyjmuję, nie skrob po szafce hyunga, okej? – poszedłem na ratunek kotu, który stwierdził, że jednak mu za ciasno. Zanosiło się na kłótnię; czyżby Viceroy to przeczuwał i świadomie „poprosił" o uwagę? A przy okazji, co z tą Zhan? Dlaczego pomimo szczerych intencji Bibi... to znaczy Seo... dlaczego jest tak uparta? Na pewno nie jest aż taka podobna do Jinnie; ma wsparcie, ma odpowiednią klinikę... I to wszystko ma załatwione dzięki Bibi. Hyung na swój sposób też jej pomaga... albo próbuje, ale mu nie wychodzi, co też Woohyun właśnie mu wytknął; ja sam nie miałbym odwagi, nawet jeśli byłem na niego zły za ślimaka i za kilka innych wpadek.
- Vic, chodź do domu, okej? Wprosiłeś się tylko, żeby ciebie „ktoś" z Infinite pomiział.
O wilku mowa! Zhan zhan w końcu wróciła... jednak niekoniecznie podobało mi się to, dlaczego czuć od niej było ewidentnie niedamski zapach!
- Nie miałaś pójść tylko do łazienki? – zwrócił jej uwagę Woohyun, nawet się z nią nie witając. Cóż, ona też nas potraktowała jak powietrze. Nie czekając na odpowiedź ze strony Zhan, Woohyun udał się na górę.
* * *
Nie spodziewałem się, że nastąpi polepszenie stosunków Sunggyu hyunga do kotów. Pogłaskał Viceroya, podrapał po brzuszku, gdy kot przewrócił się na tułów, a nawet, w co trudno uwierzyć, zaczepiał go po puchatych łapach. Byłem więc w szoku, gdy Namu przesłał w smsie zdjęcia przedstawiające stan łazienki po wizycie Chinki. „Ładne" podziękowanie za pomoc... a myślałem, że jednak doceni i pokona te jej „dziwne zachowania"... Chyba jednak na prowadzeniu pozostanie Soo Kyung-sshi. Bez żadnych złudzeń mogę stwierdzić, że Seo Hee nie pomyliła się co do Zhan. Zrozumiałem, dlaczego Sunggyu (i nawet ślimak) celowo ignorują najgorsze zachowania liderki CYS. W pewnym sensie było w niej coś „uzależniającego" – przynajmniej hyung oraz ślimak wiedzieli, jak z nią postępować, choć mimo wszystko było to metaforycznym nożem wbijanym w serce. Niech sobie ma te swoje nimfomatyczne skłonności, ale jak bardzo niemyślącym trzeba być, żeby wprosić się do kogoś pod pretekstem spraw zespołowych, a w rzeczywistości spędzić czas na potocznie zwanej czynności „zrobienia sobie dobrze"?!
Pozostali nieco się spóźnili i dlatego pogoniłem ich do kuchni, zaś sam poszedłem z liderem, żeby nie zostawiać go samego. Cóż, ma to też swoje dobre strony: ja tam nigdy się nie wtryniałem do SeoJeong, choć kiedyś oberwało im się za dokładnie taką samą sytuację. Mimo iż były to jedynie nieuzasadnione podejrzenia, to hyung tak ich pilnował, jakby tego potrzebowali. Bycie rozliczanym ze swojej relacji... to rzeczywiście młoda mogła czuć, że jest niesprawiedliwie traktowana. Tylko czy powinienem poruszyć tę kwestię z hyungiem pierwszy, czy może poczekać, aż straci cierpliwość i sam się wygada?
- Uhm, nie musiałeś bawić się z kotem. – zagadałem i podałem mu rurę od mopa, gdy już wyszorował kabinę prysznicową, na co zużył aż trzy gąbki, takiej wielkości jak do szkolnych tablic. Ohyda...
- Przez jakiś czas tym kotem zajmował się Sungjong, a poza tym, czemu ten kot ma być winny niestosownego zachowania swojej właścicielki? Na pewno nie zasłużył na większe... poniewieranie nim, niż doświadczył, zanim trafił do S.K.R.I.T. – u.
- No ale bawił się dość... aktywnie pluszowym ślimakiem. – zauważyłem.
- Cóż, przynajmniej dostał coś, czym sobie poduszek nie naciął. Zhan jest taka... bezmyślna i w ogóle nie zwraca uwagi na syf, w jakim mieszka i co leży akurat na dywanie...! Sungjong naprawdę o niego dbał.
- Cóż, no comment? – odchrząknąłem, zaś hyung coś tam sobie pomarudził i powiedział coś mało przyzwoitego dla jakiegokolwiek odbiorcy, w jakimkolwiek wieku. Nieźle musiał być wkurzony, a dodatkowa wspominka dotycząca wkładu „Kluski", jaki również włożyła przy zajmowaniu się kotem, byłaby niekulturalna.
- Brelok z kapsli z motywującymi hasłami? Przecież to jest ostre dla człowieka, a dla zwierzęcia tym bardziej! Uch, no i oczywiście ostre artykuły do ciała z bd i... Gyu zaczął wymieniać osobliwe „przyrządy", lecz wykonałem wtrącenie w jego wypowiedź.
- Och, dosyć. Co za... niewyobrażalnie nieodpowiedzialna osoba, ohyda...
- Taa... a Viceroy trochę podrapał Junmyeona, ale w końcu zrozumiał, że przynajmniej on nie zezwoli mu na kontynuowanie przebywania wśród tych przedmiotów. I jeszcze zabrał go do weterynarza, więc w ogóle... najlepiej to miał chyba z Sungjongiem. – podsumował i spryskał podłogę jakimś środkiem czystości.
- Na pewno, małe i rogate maknae ma obsesję na punkcie tych czworonogów. – przytaknąłem i podałem mu suchą szmatkę do podłóg. – A... co z nią zrobimy? W sensie uświadomienia Zhan Zhan, że Ye Bi-sshi chce dla niej dobrze? – spytałem, gdy już uporaliśmy się po El Destructo*** w łazience.
- To zupełnie odrębna sprawa i nadal jestem zdania, że już dość pomogliśmy, a Zhan... jeśli nie wyciągnęła wniosków po ostatniej naszej rozmowie... chyba nie muszę opisywać stanu, do jakiego doprowadziła. Jestem wściekły.
- Uhm, a co z... małą Kim?
- Nic, też jest uparta i nieposłuszna, ale... jeju, co ciebie ta Kluska obchodzi.
- Może obchodzi, a może nie, ale za to nadrabia innymi cechami, które... od czasu debiutu nie zanikły w niej, tak jak zadziało się u co niektórych pań z tego zespołu, prawda?
- Nie zmieniły, mówisz? A mi się właśnie wydaje, że się znacznie pogorszyło.
- W jakim sensie?
- Jest nierozważna, nieuważna i momentami szalona!
- No wiesz, hyung, jest sama i musi sobie jakoś radzić...
- Oczywiście, tylko dlaczego kosztem Infinite... Możesz mi to wyjaśnić, Dongwoo-ah? Na początku tylko zwracała na siebie uwagę, a teraz...
- Czekaj, nie zapędzaj się tak. Czy ty nigdy nie... nie zastanawiałeś się nad przypadkami, które towarzyszą postaci Kluski? Mam na myśli... to, że się tak z nami obchodzi. Nie myślałeś nigdy o jej motywach?
- Próbowałem, ale to... nie sądzę, aby było to coś ambitnego sądząc po jej podejrzanych koneksjach.
- Z drugiej strony dziwne jest twoje nastawienie i niepokojące. Kim jest już dorosła i... niekoniecznie wymaga takiego rodzicielskiego nadzoru. Może czuć się przez twoją... nadopiekuńczość stłamszona i być może... dlatego stara się udowodnić, że jest odpowiedzialna?
Hyung spojrzał na mnie, jakbym uciekł ze szpitala psychiatrycznego.
- Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Soo Da Ri zaczęła się mnie czepiać, ale nie spodziewałem się, że to ty załapiesz od niej tego bakcyla, prędzej Woohyun, nie wspominając już o Myungsoo. Nie wiem, od kogo usłyszałeś tak bzdurny pomysł, ale proszę cię, Dongwoo, skończ się zajmować tym, co niepotrzebne.
- „Niepotrzebne"?
- No, tą osobą. Skoro preferuje marginalne towarzystwo, to w takim wypadku nic jej nie pomoże!
- A to już nazywa się hipokryzja, zdajesz sobie sprawę? Narażasz się na ogromne ryzyko. – próbowałem go choć trochę uświadomić, lecz bez rezultatów. Marginalna to była Zhan Zhan, a co do znajomości Baekhyuna, to po szybkiej analizie dotychczasowych zachowań Ye Bi nie sądzę, aby przejęła jakieś jego złe nawyki. Ani nie robiła głupot na V-live, ani nie nabyła skłonności do palenia...
Po porządkach w łazience poszedłem do pokoju, ale gdy otworzyłem drzwi, zauważyłem wielkiego kota. Czy on przypadkiem nie poszedł z liderką CYS?
- Ech, co ty tu robisz? – westchnąłem i rzuciłem mu pierwszą lepszą, miękką rzecz, którą znalazłem w szafce.
Kot podszedł niepewnie i zaczął obwąchiwać rzecz zupełnie, jakby był psem, ale pluszowa przywieszka spełniła swoje zadanie.
- Idę po Sungjonga, to cię zaprowadzi do odpowiedniego miejsca. – poinformowałem kota, ale on sam zdążył już wyjść, wciskając się przez małą przestrzeń oddzielającą drzwi od ściany. Kot usiadł sobie na schodach i próbował zwinąć się w kłębek, co nie bardzo mu wyszło przez wzgląd na swoje wymiary. Z dołu, a konkretniej z kuchni, rozniósł się zapach czekolady; kot nagle podniósł się i majestatycznie zszedł. Zaraz niestety rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
Na przejściu między kuchnią a korytarzem, znajdował się Viceroy (czy jak mu tam było), który ze smakiem wyjadał owocowe smakołyki z postawionej mu małej miseczki, natomiast w kuchni na podłodze zauważyłem szczątki po ulubionym kubku Sungjonga.
- - -
*bagiety – określenie na policję używane w slangu warszawskim
** w przeliczeniu ok. 29,54 zł
*** El Destructo – Australian informal; a person who causes havoc or destruction
Rozdział miał być między listopadem a grudniem. Potem przesunęły mi się sprawy i liczyłam na grudzień, ale gdzie tam, także rozdział już nie w grudniu 2019, a ląduje prawie osiemnaście minut po 3 nad ranem, 1 stycznia 2020 roku.
Rozdział zawiera wiele podpowiedzi oraz emocji, także proszę czytać z uwagą.
Za możliwe błędy przepraszam, a czy zepsułam jakąś scenę? Nie wiem, Oddaję do oceny czytelników.
-SongJiji
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top