Rozdział 23 „Dobry uczynek"
(Ye Bi)
Po przyniesieniu kilku partii węgla oraz drewna, poszłam skorzystać z łazienki, bo choć byłam kluską i „cukrowym jednorożcem", to na dłuższą metę przebywanie ze mną więcej niż cztery godziny dziennie, nie kończyło się zawsze pozytywnie. Szczególnie ten program budził we mnie skrajne uczucia. Jackson sunbae celowo mnie unikał? Yonghwa-sshi przynajmniej starał się współpracować; nawet będąc w JYP nie miałam z Wangiem częstej styczności, chociaż J.Y. Park-sshi okazjonalnie urządzał zebrania swoim wszystkim podopiecznym. Także nasza „współpraca" ograniczała się do prawdziwego minimum, ale naprawdę nie wiedziałam, czemu ma coś przeciwko Kim Ye Bi. Cóż, nic na siłę, ale byłoby miło, gdyby zdecydował się jasno określić objęte stanowisko wobec kluski, bo w przypadku B.S.H. mogę mu podarować.
Jaehyung użył chyba jakichś szamańskich czarów, gdyż po moim powrocie z szybkiego prysznica zauważyłam kotka grzecznie bawiącego się maskotką-przywieszką, a nie skaczącego dziko po meblach niczym koci tarzan. Sam Park był w swoim żywiole - dokańczał kurczaka w panierce. Są roślinożercy oraz mięsożercy, to nic abnormalnego. Są ludzie, którym starcza mała porcja jedzenia, są tacy, którzy dostają niestrawności po małej lub większej racji żywnościowej, a są też tacy, którzy są nieskończenie głodni i albo mają bardzo szybką przemianę materii, albo kończy się to dla nich szpitalną dietą. Park należał do tych, którzy czuli wieczny niedosyt, ale którym „nie szło w boczki".
- Aha! Znam ten zapach! – rzucił oskarżycielsko w moją stronę.
O ile sobie przypominam, to nie spryskuję się na noc perfumami, więc nie wiem, co miał na myśli. Może pomyliło mu się coś w nozdrzach i był niezbyt wyćwiczony w rozpoznawaniu różnych woni. Poprawiłam sobie „pasek" przy spodniach dresowych – znowu musiałam ściągnąć mocniej sznurki, bo się rozplątały. Kot turlał się jak małe lwiątko, chociaż sądząc po jego wzroście na pewno nie był rocznym kociakiem.
- Chyba pomyliłaś półki w łazience, ale możemy się dogadać i nie powiem, że to ty używałaś jego kosmetyków. Wyglądasz na uczciwą, Ye Bi-ah.
- Weź ty idź już spać, dziecko i nie jedz na noc kurczaków. – zwróciłam się do niego w miarę miły sposób.
- Nie zabrałaś nic ze sobą... ale jak to? Aa, to dlatego Jackson sunbae ma na ciebie focha.
Po słowach Jaehyuga, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Rzeczywiście oprócz „zastępczych" ubrań nie znalazłam środków kosmetycznych jak szampon. Czy warto było urządzać awanturę skoro ten produkt był uniwersalny?
- Tak dla ścisłości to użyłam tylko raz. – wzruszyłam ramionami z obojętnością. – Poza tym, co ci do moich relacji z tym panem? Jak ci wytknę stwarzanie niekomfortowej atmosfery, to będzie ci miło?
Park popatrzył na mnie jak na wrednego ducha.
- Co ja niby takiego zrobiłem? Przecież to wszystko żarty.
- Podaj mi choć jeden powód, dlaczego się mnie czepiałeś. I lepiej niech to będzie dobre.
- Hmm, jakby to łagodnie powiedzieć... Jackson hyung nie lubi kradzieży.
- To chyba dobrze? Nikt normalny nie lubi być plagiatowany?
- Uch, nie o taką kradzież chodzi, ale nieważne.
- Nie no, jak już zacząłeś, to skończ.
- A nie rozpowiesz nikomu?
- Tsch, co mnie obchodzą sekrety jednego z członków Got7. Gadasz bez sensu, Park Jaehyung!
- Chodzi o to, że po wytwórni krążą plotki o jednej z modelek i dlatego J.Y. Park ją usunął. No i... od kilku miesięcy Jackson hyung jest atakowany przez jakichś nawiedzonych fanów.
- Chcesz mi powiedzieć, że w JYP jest kret? – spytałam zdziwiona.
- Na to wygląda, ale ja ci tego nie mówiłem.
- No dobra, ale nie mam powodu, żeby Jackson czuł się źle przebywając ze mną, nawet jeśli w programie.
- Dobra Kim, tu nie ma kamer ani podsłuchu, ale lepiej, żebyś tej wiedzy nie wykorzystała.
- A ty co, przepraszam bardzo, sugerujesz mi coś?
- Nie, to tylko rada od sunbae z innego zespołu i innej wytwórni.
- Odłóż już te kurczaki, naprawdę, i idź spać, bo zaczynasz mówić bez sensu. A o Jacksona się nie martw, nic nie ucierpi.
Obiecałam sobie, że się nie zdenerwuję i nie wyładuję złości, ale przez Jaehyunga przychodziło mi to z trudem. Możliwe, iż wczuł się w wymogi programu jak Yonghwa-sshi, tylko że to wcale nie znaczy, że dobrze robią postępując w ten sposób. No to przynajmniej widzowie może zrozumieją, że to nie zawsze wina Kim Ye Bi, bo pojawia się tak dużo konfliktów? Ja już mam dość; chcę powrotu Heeyeon sunbae i żebyśmy choć raz dostali możliwie jak najnormalniejsze „wyzwanie" do wzięcia w nim udziału. Co do Got7 i Jacksona, to szkoda mi ich, ale nie rozumiem, czemu mieliby być atakowani. Przecież ja im nie opóźniałam comeback, a moje dołączenie do JYP nie wiązało się z nagłym wstrzymaniem działalności wszystkich muzyków solo oraz zespołów. J.Y.P. nie był perfekcyjnym CEO, choć z „Wielkiej Trójcy" najbardziej go polubiłam. Nawet jeśli chciał grać nieczysto, to mam przeczucie, że nie chciałby strzelić sobie w kolano. Mogę się mylić i nie znać prawdziwej twarzy J.Y. Parka, ale jestem zdania, że to nie jego styl, aby kogoś zastraszać czy celowo „zamrażać" comeback grupy, która przynosiła największe dochody. Na pewno nie zrobił tego, by ukorzyć się przed Woollim. Informacja od Jaehyunga była cenna, a zarazem niepokojąca. Jak dla mnie, to jest to próba wypłoszenia oraz wystraszenia B.S.H., tylko że to już zaczyna mnie poważnie denerwować. Najpierw dobrano się do Infinite, teraz do Got7... to co, może następne będzie Shinee albo f(x)? Dlaczego jeden mały błąd musi mnie kosztować tak wiele? Chociaż wcale nie było powiedziane, że ten obecny chaos w JYP powstał z mojej winy. Nie mam wątpliwości, iż dotyczy mnie, ale czy ja go spowodowałam? I... w jaki sposób Jae z Day6 wie o konflikcie między Got7, Seo Hee a CEO?
Pod drzwiami do pokoju znalazłam średnich rozmiarów kartonowe pudełko zaadresowane do mnie.
* * *
(Sungjoo)
Spacer z Cookiem i Taeyongiem mogłem zaliczyć do udanych. Tato Tae wrócił dopiero, gdy zbliżaliśmy się do bramy wejściowej. Cookie beztrosko i grzecznie biegał sobie po trawie, ja poszedłem otworzyć drzwi, a Tae pomógł swojemu tacie nieść kompletnie nietrzeźwą mamę. To był drugi raz, jak widziałem ją w takim stanie. Wieczór spędziliśmy w mało rodzinnej atmosferze, gdyż wszyscy się rozeszli do własnych pokoi. Chciałbym pomóc, ale nie wiem jak.
Miałem problem z zaśnięciem. Było ledwo przed dwudziestą trzecią, a ja naprawdę nie cierpiałem tego uczucia. Miałem podejrzenia, iż przeze mnie mama Taeyonga doznała jakiejś traumy, ale z nikim nie podzieliłem się tym przemyśleniem.
Nazajutrz „ojciec" wstał przed piątą; posiedziałem z nim chwilę w kuchni, po czym znienacka spytał, czy podoba mi się tu bardziej niż w „TT" oraz czy Cookie i Taeyong są dla mnie mili.
Pan Lee nie zaczekał na moją odpowiedź, tylko w pośpiechu posłał mi uśmiech, a następnie wstał od stołu i... przytulił mnie jak gdyby nigdy nic! Następnie wyszedł; z podwórka słychać już było dźwięk odpalanego auta. Do kuchni (oczywiście po kryjomu), wparował Cookie z wymiętolonym jak u owieczki futerkiem. Do lewego ucha miał przyczepiona kokardkę – pewnie znowu bawił się w garderobie mamy Taeyonga i zapewne przespał się w jakichś koszulach z koronką i wstążkami. Cookie lubił spać wśród wstążek, kokardek oraz jedwabiu – wszystko okej. Tylko Cooki jest psem, a nie kotem. Może zapomniał w wyniku psiego stresu? Albo stęsknił się za panią domu i w ten sposób chciał ją pocieszyć?
- Chodź, pójdziemy do Taeyonga – próbowałem namówić pieska, a w to, że zrozumie, szczerze wątpiłem. Choć dał mi odczuć, że czuje się dobrze z tym, że wtargnąłem do jego domu i życia – zupełnie niespodziewanie, to wciąż nie rozumiał, gdy prosiłem, by się nie oddalał. O dziwo, gdy Da Won go nakrywał na ukrywaniu się, piesek zawsze się go słuchał. Nie byłem zazdrosny, Da Won był moim wieloletnim przyjacielem, a jego podejście do zwierząt to prawdziwa magia. Taeyong sam dziwił się, że tak się różnię od Da Wona, skoro długo wychowywaliśmy się razem. Nic na to nie poradzę; i tak jakoś nie to było moim największym zmartwieniem, tylko to, dlaczego Da Won wybuchł negatywnymi emocjami do Ye Bi i Taeyonga. Czemu tak nagle zachciał mieć w nich wrogów? Jakoś nie zaobserwowałem, by Tae używał wobec niego przemocy, a przed adopcją, to Tae przychodził i nawet jeśli ta grudniowa akcja dawno minęła, Taeyong potrafił sam z siebie nas odwiedzić. Nawet zajęcia w SM nie stały na przeszkodzie!
Może to złamało Da Wonowi i Seol serce? Z pewnością liczyli na odwiedziny Kim Ye Bi, a „dostali" w prezencie Lee Taeyonga. Czy Da Won winił go, że nie może jeść słodyczy? Dlatego, że Tae nie pamiętał również, że Da Won w pierwszej kolejności myślał o innych, a dopiero potem o sobie? Jednak Tae nadal mi nie powiedział o wielu sprawach...
Po cichu wszedłem do pokoju Taeyonga i zastygłem w miejscu jak słup soli. Tae wcale nie spał, miał podkrążone oczy, a na łóżku znajdowały się jakieś teczki i koperty.
- Taeyong, wybacz. Cookie chciał... - zacząłem się tłumaczyć, ale Tae właśnie pakował rzeczy z powrotem do kartonu obklejonego jakąś taśmą z Hello Kitty, po czym wsadził to głęboko po łóżko.
- Co ty tak wcześnie wstałeś? Tato już pojechał? – spytał Tae i w pierwszej kolejności mnie przytulił, a następnie poświęcił chwilę na zabawę na jego łóżku z Cookiem. Z profesjonalnym podejściem poprawił mu futerko, co było naprawdę urocze!
- Może to przez zmianę układu gwiazd na niebie?
Taeyong jak zwykle roześmiał się, najwyraźniej nie słyszał o ludzkiej bezsenności w trakcie zdarzeń astrologicznych. Sam niezbyt wierzyłem w te bzdury, lecz nie miałem pojęcia, jak powiedzieć „bratu", że martwiłem się stanem jego mamy. Mimo iż zostałem (w dodatku niedawno) adoptowany, to wcale nie sprawiło, iż więzy rodzinne się umocniły; ja jedynie miałem nadzieję, iż „mama" nie upiła się przeze mnie. Państwo Lee mnie szanowali i okazywali dużo wsparcia tak, jak bym był rodzonym bratem Taeyonga. Stąd moje przypuszczenia dotyczące szczerej akceptacji mojej osoby jako nowego członka tej rodziny. Dlatego wszelkie nieporozumienia (tak jak to dotyczące Cookiego), nie mogły być na tyle silne, aby złamać naszą więź. Jeżeli coś się komuś przydarzyło, to mnie to martwi tak samo, jak bym był biologicznie spokrewniony z ludźmi, którzy dali mi dach nad głową.
- Idziemy z Cookiem na spacer? – zapytał Tae, gdy wybierał z szafy czyste ubrania.
- Tak jak wczoraj wieczorem?
- Wiesz, każdy od czasu do czasu lubi spacery, chyba że jest totalnym leniem lub zdrowie mu nie pozwala.
- A Cookie chce, bym z wami poszedł?
- Chce, chce.
- I to była wasza codzienna trasa? – zmarszczyłem czoło w niedowierzaniu. – Przechodziliśmy obok mieszkań w apartamentach na obrzeżach miasta. Dziś to powtórzysz?
- Bo ten tutaj ma w sobie dużo energii; znalazłem go dziesięć tygodni temu w tamtych okolicach.
- Tak po prostu znalazłeś się prawie osiem kilometrów od domu?
- Wracałem z pracy...
- Ale ty zawsze przyjeżdżasz podmiejskim...?
- Tak, ale musiałem coś jeszcze załatwić i dlatego wtedy delikatnie zboczyłem z trasy.
- Czy to... ma coś... - zacząłem, ale Taeyong pokręcił głową.
- Bawisz się w Sherlocka, Joo? Nie musisz, to nic poważnego, a przynajmniej to nic związanego z tobą.
- Hmm, bo ja byłem adoptowany po Cookim, tak około ponad trzy tygodnie temu, tak?
- No właśnie.
- A Da Won trochę wcześniej niż ja.
- Joo, skończ już myszkować. Adopcja to nie jest taka prosta czynność, zwłaszcza że mi wtedy nie tylko wpadło do łba, żeby wziąć ciebie i Cookiego.
- Co ty powiedziałeś? – spytałem zdziwiony.- Ponoć nikt mnie nie chciał; oczywiście k-idole to inna sprawa...
- Ja ciebie mogę jedynie przeprosić; powiedzmy, że mam za sobą przeszłość pełną różnych wydarzeń.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. Ale doceniam starania twoje i twoich rodziców. Jeśli mamy iść, to ja raczej nie wyjdę w tej bluzce.
- Poczekam na ciebie. Może śniadanie? – zaproponował Taeyong.
- Jak hyung zrobi, to chętnie skorzystam – odpowiedziałem i wyszedłem się ogarnąć.
* * *
(Sunggyu)
Dzisiejszego dnia znowu czekały nas kolejne zadania do wykonania. Tak jak znalazłem notatkę informacyjną, jak tylko tu przybyłem, tak więcej żadnych wiadomości nie było. Tylko tyle jedynie, co Soyou powiedziała. Według „wskazówek" każda z grup miała pójść i coś znaleźć. Dostaliśmy czas do północy. Ja już nic nie rozumiem: najpierw każą nam siebie znosić dwadzieścia cztery godziny na dobę, kiedy znajdujemy się w jakiejś dziwnej willi, a teraz mamy wyjść i być może spędzić wieczór w lesie?! Odgadywanie piosenek z wyjętym tekstem spod kontekstu znacznie komplikowało sprawę. Dlaczego Soyou się w to wplątała?!
Cztery godziny szukaliśmy kota – to było nasze jedyne koło ratunkowe; gdybyśmy się zgubili, zwierzę mogłoby nas poprowadzić. Niestety nikt go nie widział, a szukaliśmy dosłownie wszędzie. W latarkach skończyła się żywotność baterii, a nikt nie pomyślał, by wziąć zwykłe „paluszki". Przez to, że nasze wyjście opóźniła uparta kluska, atmosfera nieco się popsuła. Jako że Heechul i Ye Bi byli z tej samej wytwórni, mieliśmy nadzieję, że uda mu się ją poskromić, ale wtedy niespodziewanie wtrącił się Jackson, tak więc przez dwie godziny byliśmy narażeni na wysłuchiwanie sprzeczki. Nie wiadomo, czemu prowadzili ją po chińsku, ale niektórzy (na przykład ja) nie mieli problemu ze zrozumieniem. Nie wiedziałem, że Jackson jest w stanie tak się pokłócić... Tylko że nikt nie kazał mu iść i znajdywać kluskę. Po tym, jak szybko ją odnalazł pomyślałem, że doskonale wiedział, gdzie polazła.
- Dobra, już. Spokój! Nie pomyśleliście, że ktoś celowo stwarza nam napiętą atmosferę? – przerwał im Yonghwa. O, nie wierzę! Wykradł mi moją myśl! Chociaż Jaehyung i Heechul próbowali nad nimi pracować, to dopiero parę ostrych słów od Yonghwy sprawiło, że umilkli. Kiedy Heechul zasugerował zamianę, Jackson wcale nie wyraził chęci na przedwczesną zmianę partnerki. Kluska wyglądała na mocno zszokowaną jak pozostali.
- Ty oczywiście nic nie wiesz – rzuciłem do Jae, niby od niechcenia. Rozdzieliliśmy się z resztą, idąc w trzech różnych kierunkach.
- Nie, nie sądzę. – odpowiedział i w porę uniknął wystającego z ziemi, krzywego pniaka.
- No, to ciekawe, czemu dzisiaj kluska jest taka bez sił, a jak się odezwała, to dopiero do Jacksona i to wiadomo, jak oni skończyli.
- To sprawy naszej wytwórni! Może Infinite i CYS się wspierają, ale to, co się dzieje w JYP to sprawa tylko i wyłącznie JYP. A że Kim Ye Bi jest taka, że jej wszędzie pełno...
- Jest irytująca, ale przenoszenie na nią swoich problemów nic nie da. Ale rozumiem, że ten problem jest poważny, skoro Jacksonowi puściły nerwy. – trudno mi było wziąć czyjąkolwiek stronę, ale starałem się już nie wtrącać. Wystarczającą ilość razy wyciągałem kluskę z tarapatów.
- No właśnie! Dlatego trzeba coś na nią znaleźć, żeby nie prowokowała ani Jacksona hyunga, ani ciebie, Sunggyu-sshi.
- Jasne, a ty jej nie prowokujesz rozpowiadając swoje domysły?
- Ale jak to?
- No to kto ją oskarżył, że użyła czyjegoś szamponu? Yonghwa pożyczył jej ręcznik, bo wziął na zapas, a Heechul podzielił się z kluchą pastą i szczoteczką, bo miał kilka. Przecież ona w ogóle przyjechała bez niczego tylko w tym, co miała na sobie! Skąd wiesz, że wcześniej nie pytała Jacksona o zgodę na użycie jego szamponu?
I pomyśleć, że już zacząłem oswajać się z myślą, iż zostałem skazany na Park Jaehyunga w roli partnera do muzycznych zabaw, a tu takie rozczarowanie. Chyba to nie był dobry pomysł, aby brać Kim Ye Bi wraz z Jaehyungiem i Jacksonem – bez wsparcia pozostałych uczestników skończyliby marnie.
- Chwileczkę, Sunggyu hyung-nim. Skąd wiesz, że przyłapałem kluskę?
- Soyou was widziała. To ona podkłada zadania.
- Soyou sunbae z SISTAR?! To ona? – krzyknął zbyt rozemocjonowanym głosem.
- Tak, ale nie ma czym się przejmować. Ona nam pomaga.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszą mnie twoje słowa, Sunggyu-sshi!
- Super, a teraz rusz się, bo nie mam zamiaru marznąć na mroźnym powietrzu dłużej, niż potrzeba. Odgadnij piosenkę i będziemy mogli przejść przez ten żywopłot. A w międzyczasie skoro to taki drażliwy temat, czemu go w ogóle poruszyłeś?
- A sunbae-nim ma jakieś wskazówki? – świetnie. Ja tu się staram, a on mnie ignoruje.
- Tak, wiem...! To jest z JYP. 2PM albo 2AM. Zaraz... Było coś jeszcze podobnego. Ale to na sto procent z JYP – odpowiedziałem.
- No to słucham, co sunbae ma do powiedzenia. Jestem ciekaw.
- Ty chyba nie sądzisz, że pamiętam cały tekst „Again & again"*?
- Proszę się pośpieszyć, bo szanowny sunbae zaczyna grymasić, a na dobrą sprawę jesteśmy ledwo dziesięć metrów od domu, gdzie przez ostatnie trzy dni przebywaliśmy.
Udało mi się zaśpiewać; po krótkiej chwili Jaehyung zajmował się drugą częścią naszej „misji" – w ciągu dwudziestu siedmiu sekund miał odgadnąć zaszyfrowane słowo wzięte z tekstu jakiejś piosenki. Jak odgadł, wpisał podany kod i skrytka z kluczem otworzyła się. Po włożeniu klucza we właściwe miejsce w drzwiach i przekręceniu go w odpowiednim kierunku, klamka puściła i mogliśmy w końcu ruszyć dalej. Chwilę zastanawiałem się, skąd Jaehyung wiedział, że chodzi o jeden z OST-ów dramy „Doctor Stranger**", ale pomyślałem, że choć na takiego nie wygląda, to zna i wie wiele. Na pierwszy rzut oka był raczej głupio-mądrym cwaniakiem (podobnie jak kluska czy Byun Baekhyun), ale praktycznie go nie znam, a poza tym nie bardzo mnie interesuje jego życie.
Szło nam całkiem sprawnie, bo współpracowaliśmy, aczkolwiek nadal miałem mu za złe to, jak szybko „sprzedał" informacje o Seo Hee Hyunie; ta nam nic nie powiedziała, ale obcej Chince chętnie wygadała... Niech no ja ją tylko dorwę w swoje ręce! Jeśli Hyuna z jakiegoś powodu odczuwała złość i agresję względem Seo, to mogła wyżyć się na mnie. Z drugiej strony Park był beznadziejny – straszna z niego papla.
- Ustalmy coś, nie sprzedałem tych informacji byle komu. To Kim Hyuna skontaktowała się ze mną. Dziwiło mnie, dlaczego potrzebowała moje konto na kakaotalk. To manager Seo Hee jej podał!
- A, to może pan manager to kret? – dopytywałem się, czując potrzebę dowiedzenia się wszystkiego, co tylko możliwe. – Co to w ogóle za jeden? Jest coś gdziekolwiek napisane na jego temat? – dodałem, gdyż to był pierwszy raz, gdy słyszałem o „managerze Seo Hee".
- Oczywiście, że musi być. Tych informacji nie było potrzeby zatajać. Zaraz... a dlaczego nadal wypytywany jestem o B.S.H.? To nie jest ani odpowiedni czas, ani pora, ani miejsce. Może lepiej szanowny pan lider hyungów z Infinite pomógłby mi w podjęciu decyzji, bo na chwilę straciłem orientację w terenie?
Park cierpiał chyba na jakieś rozdwojenie jaźni: raz był milutki jak alpaka, a innym razem prezentował się jak taki strasznie antypatyczny typ, z którym nie wiadomo tak naprawdę, jak powinno się postępować.
Przeszliśmy kawałek w ciszy, dopóki nie znaleźliśmy wiejskiego domku. Kolejna rudera? Pięknie...
- Tam przebywa Soyou. Jest też druga osoba, ale żadne z nas nie widziało twarzy. – wyjaśnił Jackson, ani na chwilę nie podnosząc głowy w górę.
Na chwilę się rozdzieliliśmy, a z nim znowu dzieje się coś niepokojącego.
- Yonghwa sunbae i Heechul-sshi też dotarli? A gdzie zgubiłeś naszą kluskę, Jackson sunbae? – spytał go Park.
- Od razu zgubiłem. Jest tam przy jeziorze i siedzi z kotem.
- Czemu nie tu? – dopytywał się.
- No, bo kluska... to znaczy ta Kim, ona jest jakaś dziwna. Chciałem ją tylko trochę podrażnić jak każdy z nas, nie żeby ją znieważyć, tylko tak normalnie po koleżeńsku. No i... nie bardzo wyszło.
- Aigoo, hyung-nim! – fuknął na niego Jaehyung.
- No co chcesz, Park? Sam się jej czepiałeś, a potem ją prowokujesz i mówisz to, co powinno zostać w wytwórni! Później to bez kija do krokodyla nie podchodź.
- Ale co w tym złego?
- Chwila, chłopaki. Któryś z was mi powie, co się tu wyprawia? – wtrąciłem się.
- Nic, tylko taka jedna od nas z wytwórni... zrobił się zamęt wokół jej osoby, a jej managera zwolniono, bo obrabiał ją za plecami... Znaczy chyba zwolniono. No, ale jak ja się dowiedziałem, to oczywiście „ktoś" musiał polecieć z tym do CEO.
- Ale ile razy mam ci tłumaczyć, hyung? Day6 nie przekupiło CEO, by B.S.H. została naszą tekściarką. Z tego, co wiem J.Y. Park przekazał wszystkim, że ona została nam przysłana na próbę i tylko tymczasowo. Ja usłyszałem to, bo dzieciaki ze Stray Kids o niej plotkowały i chciałem spytać CEO. Co ja poradzę, że odmówiła uczestnictwa w przygotowaniach do waszego albumu non-profit? Ta dziewczyna chorobliwie boi się rozgłosu.
- Co za niszowy tekściarz wysuwa żądania? Bez sensu.
- Doskonały powód do urządzania linczu na Kim. – stwierdziłem.
- Ech, po prostu w wytwórni jest teraz nieciekawie. J.Y. Park zablokował wszystkie plotki, tylko że teraz wszyscy w firmie wnoszą skargi na tą młodą Bang... i na mnie. A Kim coś wiedziała, tylko nie wiem, co za pajac jej nie uświadomił, że już dawno wszystko zostało załatwione.
Bang i Jackson mieli konflikt?
- No ja słyszałem co innego. Ponoć był w porządku, znaczy jej manager. – poprawiłem się i popatrzyłem na Jaehyunga, a ten tylko wzruszył ramionami.
- Tak, był. Dopiero niedawno dowiedział się, czyim managerem jest. Pewnie liczył na jakiś super profit, bo to córka Bang Hong Mina, a tu niespodzianka, bo gwiazdeczka nie czyniła nic, aby jej zyski rosły. Ale kompletnie nie rozumiem, czemu Kim Ye Bi tak się wściekła i urządziła tamtą awanturę. – odparł Jackson.
- Umm, właściwie to ty ją „czymś" doprowadziłeś do takiego stanu. – poprawił go Park.
- A, „to". Próbowałem z nią tylko pogadać, bo w sumie to do tej pory ją olewałem. Ona za dużo wiedziała. No i... było dobrze do momentu, aż się nie uniosłem. To wszystko przez nerwy.
Yonghwa i Heechul wrócili wraz z Soyou. Koledzy i koleżanka po fachu przynieśli nowy ekwipunek, zapakowany w dwa ogromne, kartonowe pudła. Mam nadzieję, że to zestaw jakichś kabli z odpowiednimi wtyczkami.
Koniec końców nie dowiedziałem się, co było powodem poważnej kłótni: Jackson w starciu z Ye Bi, ale może to i lepiej. Ostatnio ciągle jakieś dramy i dramy. Odrobina spokoju tak dla odmiany by się przydała. Prawie zapomniałem, że po powrocie będę musiał w jakiś delikatny sposób porozmawiać z Seol Ah i przekazać jej, że pewne rzeczy można robić, ale tylko do pewnego określonego umownie czasu! Zanim do tej rozmowy dojdzie, chciałbym również uzyskać trochę fachowej wiedzy – najlepiej od Woohyuna. Mimo wszystko bez odpowiedniego przygotowania, mógłbym coś zepsuć. No i mam też jeszcze do pogadania z Hyuną. Mam co robić, na pewno nie będę narzekał na brak zajęć.
Do willi „eskortował" nas kot – jakkolwiek głupio to brzmi; dotarliśmy po niecałych dwudziestu minutach i natychmiast wzięliśmy się za otworzenie kartonów. Ye Bi poszła nakarmić futrzaka. Czy tutaj nikomu nie przeszkadza odór kilkuletniego kurzu na sierści tego kota?
- To nie zwierzaczek jest brudny, tylko ta ruina. – stanęła w jego obronie klucha. – Spokojnie, panowie. Soyou sunbae mówiła, że ekipa tu sprzątała, także nigdzie żadnych grzybów ani innych zarazków nie było i nie ma Sprzątaliśmy tu też my tyle, na ile wystarczyło środków czystości, więc ewentualne niedogodności pochodzą z faktu, iż budowla jest po prostu stara.
Oczywiście, bez swoich charakterystycznych zdań z serii: „charyzmatyczne mowy Kluski" Ye Bi nie byłaby sobą. Można by mówić wiele złego na jej temat, ale z taką charyzmą trudno nie uznać jej odwagi i śmiałości. Pomimo młodego wieku dziewczyna trzymała wysoki poziom, mimo iż zaliczyła kilka poważnych wpadek. Niepokoi mnie jej traktowanie Jacksona. Jeszcze niech popracuje nad temperamentem, ale jak to mówią „wystarczy zamieść pod dywan i gotowe". Trochę trzeba przytemperować jej ego, ale z dzisiejszej technologią wszystko da się zrobić. Ważne, że ten uparciuch nie jest jednak tak wyczulony na punkcie swojej osoby jak Byun. Nieważne, że sama mi mówiła, że nie jest tą Ye Bi z manhwy, ale sposób rozstrzygania sporów z pewnością nie jest jej własną metodą Dziewczyna albo była taka z natury, albo nie przyznała się, że też jest fanką tej książki. Albo przejęła pewne nawyki od Byuna, bo jest strasznie nerwowa. Jak to mówią „z kim przystajesz, takim się stajesz". Ye Bi od Baekhyuna różniło wiele cech – pozytywnych rzecz jasna. Wpływ Byuna nie podziałał negatywnie na Ye Bi albo „bakcyl głupoty", jaki od niego przypadkiem załapała, nie zdążył się przedostać przez jej system obronny.
- No dobra, to ostatnie kilka godzin do północy. Spędźmy je w obecnych połączeniach w jakiś miły sposób – oznajmił Jaehyung i czekał cierpliwie na moje poparcie.
- Tak, racja. – przyznałem krótko, lecz zwięźle. Czegóż tu więcej chcieć?
- My idziemy z kotem się ogarnąć. Oboje śmierdzimy lasem i pajęczynami. – poinformowała nas Ye Bi, choć nie było takiej potrzeby, gdyż wszyscy mieli sprawny zmysł węchu.
- O nie, spryciaro. Nie ma uciekania. Pomożesz mi i Jacksonowi z „muzycznym Twisterem" – zatrzymał ją Yonghwa i pstryknął palcem w nos. – Jaehyung ogarnie kota, a Heechul i Sunggyu coś nam ugotują. Pasuje?
- Ale opłukanie się zajmie mi tylko chwilę. Serio, lepię się jak trzytygodniowa szynka z lodówki.
- Fuj, idź już. My tu wszystko przygotujemy – przejąłem ją od Yonghwy i wyprowadziłem za drzwi, i szybko zamknąłem. W salonie było nas tylko pięciu nie licząc kota, który cały czas był zły na Junga... Swoją drogą, czy koty mogą sobie przetwarzać i przetrzymywać jakiekolwiek informacje tak jak kiedyś dyskietki, a teraz chmura w sieci?
I* * *I
(Sungjoo)
Mama Tae wyszła do pracy – dobrze, że miała na popołudniową zmianę, gdyż dosłownie spała do jedenastej, a musiała dotrzeć na trzynastą dwadzieścia! Gdy wróciła przed dwudziestą trzecią, solidarnie wraz z „tatą" i „bratem" , (i Cookiem) czekaliśmy w salonie. Tae namówił ojca na seans filmów z gatunku horror i ja nie miałem nic przeciwko, ale „pani mama" niezbyt entuzjastycznie podeszła do tej decyzji.
Ostatecznie Tae i jego ojciec posłuchali się mamy i Tae dopilnował, abym poszedł spać i nie zaspał na autobus.
Rano wcześniej wyszedłem, a gdy wróciłem, Tae oznajmił, że idzie do Doyounga – na co jego mama poważnie wyraziła swoje niezadowolenie, lecz nie zatrzymała go. Cookie i jego spacer musiał poczekał – rodzice Tae poprosili mnie na rozmowę, a później dowiedziałem się, czemu mama Tae była początkowo przeciwna moim interakcjom z Cookiem. Muszę przyznać, iż wzruszyło mnie jej zmartwienie na informację, iż wykryto u mnie alergię na psią sierść. Byłem kompletnie nieświadomy, że jestem na coś chory poza wiadomymi defektami. Na szczęście mama otrzymała telefon ze szpitala z przeprosinami, że pomieszane moje wyniki, z wynikami kogoś innego. Spóźniony telefon lepszy niż żaden; przynajmniej wiem, że to nie ja ją zdenerwowałem. Małe napięcie między Tae a jego rodzicami powstało z powodu ukrywanej tajemnicy, a o którą Tae winił Doyounga. Niestety nie mogłem dowiedzieć się więcej, poza tym, że mama Tae i mama Doyounga kiedyś zemściły się na jednej ze swoich byłych koleżanek – innej pani Lee. Życie nauczyło mnie, że zazdrość przysłania ludziom rozum i trzeźwe myślenie, i są w stanie zrobić wszystko, byle walczyć o swoją rację w danej sprawie. Najważniejsze, że ta osoba jej nie pozwała, bo to nie był pomysł mamy. Zresztą była młodsza, a wiadomo, że młode osoby często popełniają głupie pomyłki. Niestety ta inna pani Lee namieszała i ukarała inną panią, przez co tamta została zwolniona. Mimo wszystko mama Tae była dobrą osobą, a ja ją szanowałem.
Nie wiem, o której wrócił Taeyong hyung, ale słyszałem, że całą noc bawił się z pieskiem. Nie chciałem mu psuć radosnych chwil z Cookiem, więc siedziałem do późnych godzin, zajmując się jedynie wkuwaniem na test z tajskiego.
* * *
(Ye Bi)
Może to i lepiej, że po prysznicu poszłam spać; dzień był pełen wrażeń, a ja też potrzebowałam co nieco przemyśleć, a wśród rozradowanych panów piosenkarzy na pewno bym miała utrudnione zadanie. Jae oraz Jackson byli serio przejęci sytuacją w JYP – nie wiadomo jednak, na ile prawdziwe są plotki o moim managerze. Nigdy nie dał mi odczuć, iż jest względem mnie nieuczciwy, a ktoś, kto unikał plotek przekazał mi, że pod rodziną Bang ciągną się pasmami nieszczęścia. Chociaż z CEO nie kontaktowałam się od ostatniego czasu, nic nie stało na przeszkodzie, aby mi „przywalić". Chociaż manager i ja mieliśmy zdrowy układ, odpowiadający mi i jemu. Cóż, najwyraźniej czymś mu podpadłam. Jedyne sprzeczki, jakie z nim miałam dotyczyły niepotwierdzonych plotek – mężczyzna miał słabość do różnych informacji i potrafił się załamać, gdy okazywały się fake newsem. Nie byłam głupia i wiedziałam, że on ma jakieś problemy i dlatego wybierał sobie dziwne hobby. Lepiej dla niego, aby oskarżenia dotyczące jego osoby okazały się fałszywe. Nabrałam do niego nieufności po tym, jak dowiedziałam się, że podzielił się informacjami z Wu Zhan Zhan. Wcześniej kazałam mu się trzymać z daleka, ale czy to moja wina, że był chorobliwie zakochany w shipie SeoHyung? Zanim J.Y. Park poprosił mnie o współpracę z Day6, miałam mieć mnóstwo sesji zdjęciowych, w tym projekt z Got7. Wszystko zostało odwołane – chociaż wcześniej nie było żadnych rozmów.
Inną sprawą jest natomiast osobisty konflikt mojej głupiej matki oraz matki Jacksona. Może niesłusznie została oskarżona o nierespektowanie swoich przełożonych, gdy pracowała w stacji telewizyjnej, ale jej słabość do pieniędzy, mogła być prawdziwa. W końcu Jin Ae musiała to po kimś odziedziczyć...
Wystarczyło mi, że Jin Ae narobiła sobie problemów, a potem Infinite z Woollim na czele. W przypadku ojca – nie była to jego wina, natomiast dowiaduję się takich rzeczy o mamie i nogi się pode mną uginają.
CEO Woollim używał na CEO Park Jin-youngu szantażu... ale była mowa tylko o mnie! Dlaczego ktoś przyniósł do wytwórni informację, przez którą Got7 mogło mieć (albo już miało) kłopoty? Czy Jackson wiedział wcześniej, dlatego ani słowem nie wspomniał o zaplanowanych projektach? Czy w ten sposób chciał mi udowodnić, że jestem niekompetentna?
Musiałam kilka spraw przemyśleć, a wiedząc, że nie uda mi się to, gdy zajmę się wykonywaniem (znowu!) jakichś durnych zabaw typu „Jak nazywa się ta piosenka?", postanowiłam udać się na wycieczkę po lesie. Kot chciał iść ze mną, ale jak dostał półmisek pełen łakoci, to w mig zapomniał, żeby mnie śledzić. Wyszłam drzwiami awaryjnymi, które znajdowały się za kuchnią (gdzie mieściło się pomieszczenie gospodarcze). Znajdowała się tam mała przechowalnia różnych rzeczy, jak np. parasol ogrodowy, plastikowe krzesła, a nawet tor przeszkód dla futrzaka, ale niestety zepsuty.
Chciałam tylko poukładać myśli, niestety w połowie drogi zgarnęła mnie Soyou i „ukarała" całodziennym sprzątaniem. Kot obraził się, że poszłam gdzieś bez niego, a ponieważ Soyou zarządziła jego „czas upiększania" Jaehyungowi, kot poorał mu pazurami ręce, przez co Yonghwa-sshi zaczął się z niego naśmiewać – jego własne rany powoli znikały.
Soyou po kryjomu przyniosła mi dzbanek z kartkami – ponoć zaczęła najpierw od lidera Infinite. Przez to wszystko zapomniałam o ostatniej zmianie. Soyou sunbae nie powiedziała mi, że nie można się zmienić, jeśli druga osoba także mnie „miała". Liczyłam na powrót Heeyeon sunbae tak jak pozostali – niestety nic z tego. Większą wagę przywiązywano do fizycznych i umysłowych tortur obecnych uczestników. Co kierowało Soyou, że się zgodziła? Przecież ona śmiało mogła wnieść oskarżenie do sądu!
Później jakoś odłożyłam karteczkę i zapomniałam sprawdzić, kogo wylosowałam, bo udało mi się czmychnąć na „mały" spacerek"; wróciłam po trzech godzinach. Już trochę uspokojona, ale nie do końca, bo jednak nie mogłam tego zostawić. Na większość osób (w tym również Jacksona) Kim Ye Bi działała drażniąco, ale wystarczyło się nawinąć któremuś, gdy nie był w humorze i już można było oberwać – nawet za nic.
Po wnętrzu okropnej willi kręcił się kot; Soyou-sshi gdzieś zniknęła, a reszta... właściwie to nie widziałam ich od wczoraj, poza Yonghwą. Chętnie dowiedziałabym się, gdzie zniknęli. Czyżby też wyszli na powietrze?
- O, kluska. Poszłaś polować na zające? – usłyszałam na powitanie od Heechula sunbae.
- Co? Przecież nie jestem psem albo kotem. – odpowiedziałam.
- No chyba mi nie powiesz, że ten zając sam przyszedł, bo tak bardzo śpieszył się na drugą stronę?
Popatrzyłam na Heechula-sshi z politowaniem. To się w głowie nie mieści! Udałam się na górę, po drodze „zaliczając" łazienkę. O co on mnie w ogóle oskarżał? Przecież ja nikomu nie odebrałam życia i nie odczuwam takich pokus, aby komuś „sprzedać kulkę w łeb". Zamknęłam za sobą drzwi, ale kot i tak znalazł miejsce, aby się wprosić.
- A tobie co, głupi futrzaku? – próbowałam go złapać, ale spryciarz zamachnął się i przeorał mi twarz pazurami, wzdłuż prawego policzka oraz po szyi. Nie zdążyłam znaleźć żadnej pomocy medycznej. Kot wskoczył do wanny i na moich oczach zaczął szamotać zakrwawionego królika. Kto go uśmiercił, czym mu biedna istota zawiniła?
Czułam się jak bohater jakiegoś horroru, na szczęście starczyło mi sił, aby uciec z miejsca zbrodni. I pomyśleć, że chciałam sobie tylko ręce umyć. Nie chciałam tego zabójcy widzieć na oczy, chociaż wcześniej było mi go żal i chętnie go dokarmiałam. Niestety pomyliłam się co do niego.
Przechodziłam sobie korytarzem, gdy drzwi jakiegoś pomieszczenia (w którym wcześniej nie byłam), zostały otworzone. Wyszli Jackson oraz Jaehyung z jakąś inną osobą. Wyglądała znajomo, ale nie mam pewności.
- O, właśnie o tobie mówiliśmy, diabelski jednorożcu. Gdzie się podziewałaś? – spytał Jaehyung. - Przez twoje roztargnienie musieliśmy znaleźć zastępstwo. Spójrz na siebie, skakałaś z tęczowych skał czy co?
- To się opłacało w ostatnim dniu? – zdziwiłam się, ignorując jego uwagę.
- Jutro jest ostatni dzień. Weź się ogarnij, bo zaczęliśmy bez ciebie. Muzyczne skojarzenia. Trzecie i finałowa runda. A, i twoja grupa przegrywa. – wyjaśnił Jaehyung i poszedł pierwszy, a za nim nieznana postać.
- Nie masz mi czegoś do powiedzenia? Może „przepraszam"? – upomniał się Jackson i niespodziewanie podał mi schłodzoną puszkę, jeszcze nieotwieraną.
- Za „straszenie" mnie historyjkami z JYP, które są nieprawdziwe? Och, poniosły mnie emocje, przyznaję. – dopiero teraz ślady po pazurkach kota zaczęły mnie piec.
- Ach, czyli mi nie uwierzyłaś?
- Nie w tym problem. Po prostu nie wiem, czemu się tak na mnie wyżyłeś.
- Bo jeśli Bang nie wróci z urlopu do przyszłego miesiąca, to Got7 pójdzie w zawieszenie.
- A co, ja jestem jakąś wróżką?
- No, ponoć jednorożce też potrafią robić magię. – mrugnął okiem i się zaśmiał.
Nie ogarniam jego oraz zachowania, które prezentuje. Co z Wangiem nie tak?
- Tak? To ile punktów nam odebrano przez moją nieobecność? – spytałam.
- W jakim świecie ty żyjesz, nie zmieniaj tematu. – upomniał mnie. – Jeśli nie wiesz: grupy zmieniły się parę godzin temu. Soyou mówiła, że cię widziała i poinformowała. Zmiana bardzo korzystna, cieszę się, że już nie muszę być z niebezpiecznym gadem.
- Jednorożce to ssaki i wcale nie są niebezpieczne. – poprawiłam go.
- Ty, kluska? Słyszałem, że jesteś krokodylem. Tak mówił Sunggyu.
- Uroczym krokodylkiem – znów go poprawiłam i potarłam rączki z uciechy.
Co ten biedak plecie? Chyba obaj z Sunggyu-sshi nie mają ostatnio zajęć.
- No, było nawet fajnie, wiesz? Ale idź już i wspomóż kolegę. Biedak stracił dwanaście punktów. Jest z Yonghwą i...
- Uhu, dodatkowy gość, uroczo – przyznałam i poczekałam, aż Jackson odejdzie, co trochę trwało, a właśnie zamierzałam otworzyć mu puszkę. Dopiero, jak mi ją przyłożył do policzka, to zapaliła mi się żarówka.
Yonghwa-sshi współpracował z Soyou sunbae, zaniepokoił mnie jednak brak partnera, z którym od początku działał Sunggyu-sshi.
- Jejku, klucha. Przestraszyłaś nas! Jednak przyszłaś. Gdzie się podziewałaś, co? – Yonghwa-sshi przeprowadził mały wywiad. – I czemu masz tyle śladów? Co, koteczek nie miał humoru? – posłał mi wredny uśmieszek.
- Zaraz zginiesz, człowieku – odparłam i bez wahania przysiadłam na poduszce obok pana lidera Infinite i odsunęłam puszkę na bok. – Jaehyung miał już dość? – spytałam.
- Co? Tu było jak w kotle nawet bez ciebie. Park, Heechul i Jackson wygrali pierwszą nagrodę i mają wolne. – nie odrywając się od zajęcia Sunggyu-sshi odpowiedział, jednocześnie ignorując fakt, że bez pytania zajęłam miejsce obok niego.
- Ale dwa do jednego... - nie dokończyłam, bo przychlasnął mi z otwartej ręki w czoło, co przypominało dziecięcą zabawę w „robienie pieczątek", więc nie miało to nic wspólnego z używaniem przez Sunggyu-sshi siły na osobie płci przeciwnej.
- Nie wiem, co ci się stało, tęczowy jednorożcu, ale mózg ci się zbrylił niczym cukier. Albo weźmiesz się do pracy, albo inaczej pogadamy.
W końcu domyśliłam się, że w ostatniej grupie wypadło, że byłam z „tym hyungiem". To oznaczało, że Jackson-sshi wcale nie ściemniał!
- No dobra, przepraszam, sunbae-nim. Da się coś jeszcze naprawić? A w ogóle to, o co teraz chodzi? – spytałam nieco ciszej, żeby nie przeszkadzać innym.
- Nie ma. Nic za darmo. Nie licz, że otrzymasz wszystko za free.
- Ech. Jaehyung mówił coś o „muzycznych skojarzeniach"... - uparcie drążyłam temat.
- Za pomocą piosenki trzeba przedstawić jej wykonawcę.
- Piosenki są narzucone?
- Nie, ale losujemy artystów. Jeżeli nic się nie przedstawi, to dostaje się minusowe punkty. To coś pokazuje, ile każdy ma. To inteligentny czytnik – objaśnił i wskazał na przedmiot (stojący na stoliku), który kształtem imitował kostkę Rubika. Co to za kosmiczna technologia? – Nawet z Hani nie mogliśmy sobie poradzić. – dodał, a ja wewnętrznie się ucieszyłam. Czyli dobrze zgadłam, że tą dziewczyną była Hani-sshi!
- Jak to się włącza? – usilnie domagałam się uwagi, bo „hyung" zamilkł tak nagle, że nie zdołałam się spostrzec.
- Odczytuje linie papilarne jak kod kreskowy.
- Umm, a jest może archiwum? No, chodzi mi o to, że ja się spóźniłam, tak? Czy jeżeli sunbae-nim połapał minusowe punkty, to czy można wrócić do tych artystów i znów to przedstawić?
- Tak, ale będzie tylko minuta na wymyślenie piosenki i punkt mniej za spóźnione przedstawienie. Coś jeszcze?
- Tak, podziel się pomysłem. Co to za artysta? – próbowałam podejrzeć jego schemat, ale odwrócił notes tyłem na przód. – Co jest, no? – to, że przeciągnął mnie wraz z poduszką za ciemną, jedwabną kurtynę nie mieściło mi się w ograniczonym (tylko tymczasowo) mózgu. Otworzyłam usta, aby zaprotestować, ale zakrył mi je cienkim materiałem, wiążąc z tyłu w tak ciasny supeł, że nie potrafiłam go rozwiązać. Z początku nie wiedziałam, w jakim celu to uczynił, jednak gdy poczułam na policzku zimną substancję o zapachu kiwi i jagód goji, całkowicie odrzuciłam pomysł podnoszenia jakiegokolwiek alarmu.
- O, proszę. Tęczowy jednorożec uleczył swoje rany. – zaśmiał się Jung sunbae, gdy wróciłam na swoje stanowisko. – Myślisz, że nadrobisz stracone punkty?
- Tak w ogóle to za dwie minuty koniec czasu, więc jak nic nie macie, to będzie krucho. Przykro mi – poinformowała mnie i Sunggyu-sshi Soyou, za co byłam jej wdzięczna. Przynajmniej Jung sunbae nie został potraktowany wulgarnym gestem.
- Żebyś się nie zdziwiła, sunbae – odparłam bardzo pewnie siebie, po czym przedstawiłam panu starszemu plan – wszystko w wersji roboczej, za pomocą symboli, aby było szybciej. Na szczęście Sunggyu-sshi wszystko zrozumiał.
Spojrzałam na niego wyczekująco; w końcu przytaknął kiwnięciem głowy na znak, iż moja propozycja jest według niego okej. Ponieważ w tej rozgrywce można było korzystać ze wszystkich pomocy, wykorzystaliśmy telefon sunbae, bo mój od kilku dni leżał nienaładowany, a potrzebne były jedynie nuty! Nawet ja nie potrafiłabym zagrać z pamięci. Zapamiętywanie tekstów piosenek to już inna sprawa. Jako grupa przegrywająca dostaliśmy pozwolenie, aby rozpocząć kolejną rundę. Piosenka „There's nothing holdin' me back"*** w moim wykonaniu i przy ścieżce akustycznej zagranej przez Sunggyu-sshi, wyszła prosto i ładnie, ale ani Soyou, ani Yonghwa nie znali ani autora, ani tytułu. No chyba, że specjalnie się podłożyli, ale mam nadzieję, że się nie poświęcili!
Stuprocentowy występ acapella w składzie Yonghwa x Soyou z pewnością należał do profesjonalnych, bo żadne z nich nie zatraciło się zbytnio, żeby się nagle zaczęli śmiać w trakcie ich „małego koncertu", który jednak okazał się łatwym źródłem do zebrania kolejnego pozytywnego punktu przeze mnie i Sunggyu-sshi. Po tym w fandomie CN Blue z pewnością zapanuje lepszy klimat. W końcu nie zawsze można usłyszeć jeden z lepszych głosów w kpopie, wykonujący jeden z wielu ważnych, klasycznych europejskich (a konkretnie włoskich) utworów. Nie pamiętam, w jakim okresie życia usłyszałam o piosence „Felicita". Żeby nie pomylić słów, oboje śpiewali z telefonu któregoś z nich, ale wyszło im perfekcyjnie. Wstyd byłoby jednak nie znać tej piosenki, zwłaszcza że miała oficjalne różne wersje językowe.
Dalej Sunggyu-sshi miał do przedstawienia zespół Korn i sama wcale nie czułam się pewniej przez to wszystko, bo niezbyt mnie ciągnęło w takie klimaty, ale coś tam jednak kojarzyłam, bo Junhong często słuchał takiej ciężkiej muzyki. Pan starszy podchodził do tego z jeszcze większymi obawami, ale nie zmienił zdania.
Przyznano punkty znowu mi oraz Sunggyu-sshi, bo Yonghwa odgadł pod koniec piosenki, ale czas dobiegł końca, więc on i Soyou otrzymali tylko pół punktu za „Shoots and ladders". Brzmiała nieco psychodelicznie i nie była zbyt popularna. Mogli nie wiedzieć. Kolejną piosenką przygotowaną przez nich była wersja trot „Before the dawn". Czy oni sądzili, że Sunggyu-sshi nie będzie w stanie rozpoznać piosenki z takiej ery, która była dość ważna w karierze Infinite?
Sięgnęłam po kolejną kartkę i nie kryłam zdumienia na zespół, który znałam wcześniej niż Infinite!
- Ej, nie wykręcaj się. Nie ma szans, abyś nie odgadł. A+, nazwa fandomu, proszę – złączyłam rączki jak do modlitwy.
- Ech, co ty robisz? – odsunął mnie od siebie. – Co z tego, że to kpop?
- No bez żartów. Przecież chciałam ci tylko powiedzieć tytuł piosenki, którą bym chciała, a ty mi odmawiasz. To taka sama legenda jak dla starszej generacji grupa Shinhwa czy H.O.T. – starałam się go znowu przekonać.
- Napisz słowami. Ja krokodylowi nie zaufam. – odmówił, co było nieuczciwe, bo zgodził się na Shawna Mendesa i Korn, a Mblaq byli w jego opinii gorsi?
- Pff, pewnie. Tylko nie waż się zrzucać na mnie winy.
Tym razem nie zdziwiłam się, iż Soyou zdobyła punkt. Była w showbiznesie dłużej, więc głupio wyszłoby, gdyby nie znała piosenki „Mona Lisa".****
- Mogę teraz ja sięgnąć po kartkę? – poprosiłam, gdyż chciałam oszczędzić panu starszemu kompromitacji. – Dlaczego dostałeś taki lipny zestaw?
- Skąd mogłem wiedzieć? Było ogólnie dwanaście kopert, a zawartość od razu znalazła się tutaj, na stoliku. A teraz dodatkowo losujemy. I tak zostały tylko dwie, plus te, których wcześniej nie przedstawiłem. Nie wiem, czy jest sens...
- Aigoo. Już ja ciebie zmotywuję, sunbae-nim. Proszę. Patrz, co udało mi się chwycić. – podałam mu kolorową karteczkę w żółte paseczki.
- Z tobą jest gorzej niż ze mną. – skomentował i nawet nie sięgnął po swój telefon.
- Ale ja ją znam, znaczy grupę i wypadałoby, byś mi trochę zaufał, nawet jeśli szanowny sunbae-nim niekoniecznie ma siłę na kontynuację. Skoro trzeba, to się postaram wydostać ciebie z dołku, w który wpadłeś.
- Tylko, że nie ma żadnej gwarancji na to, że będziesz potrafiła.
- Ale ja wiem, że to „tylko" zabawa – uśmiechnęłam się. – Potrzebna tylko współpraca, sunbae.
- Ech, później się z tobą policzę. Dobra, która piosenka? – spytał i podał mi telefon z gotowymi wynikami wyszukiwarki. Po wskazaniu piosenki, która od razu wpadła mi do głowy, sunbae spojrzał na mnie z politowaniem. – Ja nie biorę odpowiedzialności – usłyszałam. – Znasz tekst?
- Znam i umiem – zasalutowałam. – Satysfakcja potwierdzona naukowo.
- Tylko ciekawe, skąd.
- Czekaj, sunbae. Bo to jest wersja akustyczna. Proszę. – złączyłam rączki ponownie.
- Nie dajesz nikomu żadnej szansy!
- Ratuję ci ryjek i ogonek, uparty Chomiku. Chyba, że chcesz się zamienić. – odbiłam pałeczkę i na chwilę zamilkł.
- A widzisz, bym rwał się do śpiewania w innym języku niż angielski? Nie boisz się, że się pomylisz? – odezwał się niepewnie.
- Skończyliście już? Za trzydzieści sekund koniec. – przypomniała Soyou, a ja uniosłam kciuk w górę, gdy Sunggyu-sshi postanowił się dołączyć; ja już mentalnie fangirlowałam do tego epickiego występu.*****
Za to, że Soyou odgadła, że utwór ten został scoverowany przez kpopową grupę Mont, otrzymała więcej niż pół punkta. Yonghwa-sshi oraz Sunggyu-sshi patrzyli na mnie podejrzliwie, próbując wymusić wywieszenie białej flagi, ale przecież nie zrobiłam nic złego! Wykonałam zadanie i zaliczyłam poprawnie, nie pomyliwszy się ani razu.
Ostatnim utworem, na jaki zdecydowali się Soyou i Yonghwa była grupa Fools Garden i słynne „Lemon tree"; zostało im jeszcze dziesięć naszych utworów do odgadnięcia (albo więcej). Musiałam pomóc z tym jednym plus pozostałymi. Razem jednak zostało około piętnastu utworów.
Nim jednak przeszliśmy do odgadywania i prezentowania, poszliśmy na przerwę. Miała potrwać trzydzieści pięć minut.
- No dobra, z czym miałeś problem? – dołączyłam do starszego mężczyzny i poszłam za nim do kuchni. Nie zapomniałam o swojej puszce od Wang Jacksona.
- Nie strasz mnie tak, kluska. – odparł, choć przytrzymał mi drzwi. To znak, że chyba nie ma mnie tak całkiem w poważaniu. Otworzył drzwi lodówki i wyjął dzbanek ze schłodzonym sokiem owocowym. – No dobra, gdzieś ty się podziewała, co?
- Kręciłam się po okolicy, co w tym dziwnego?
- Czemu nikomu nie powiedziałaś?
- Ale...
- Żadnego „ale". Nikt nie będzie za ciebie odpowiadał.
- Powiedzmy, że miałam gorszy dzień i chciałam uniknąć zrobienia komuś awantury tak jak wtedy wyszło z Jacksonem-sshi.
- Przeprosił cię po tym jeszcze?
- Tak.
- No i czemu ty nas unikałaś? Przestraszyłaś się zmiany?
- Tak na wszelki wypadek. I nie. Nie byłam świadoma, z kim będę. – wyjaśniłam i sięgnęłam po szklankę.
- Tak na wszelki wypadek to unikaj takich sytuacji jak w Japonii.
- A ta uwaga to w jakim kontekście? – grzecznie zapytałam.
- Wyjaśnij mi, czemu przy mnie udajesz takiego głupiego dzieciaka, który wszystkim chce dogodzić, ale jak chcę ci pomóc, to coś cudujesz. Czy to jest podyktowane tym, że jesteś z SM? Uświadom sobie, że moja cierpliwość względem ciebie maleje.
- Nikogo nie testuję, to po pierwsze. Nie uciekłam jak spłoszony kurczak, bo wypadło na sunbae. Nawet nie zdążyłam zobaczyć, co było na karteczce. Po drugie nie wiem, jak mam rozumieć to, że ciągle martwisz się tym, czy się dobrze odżywiam. Ja nikomu nie bronię się o mnie martwić... ale trzeba to robić z wyczuciem i umiarem.
- I uważasz, że tą osobą jest Byun Baekhyun.
- Nie! I przestańcie w końcu jeden na drugiego narzekać! Nawet nie wiesz, sunbae, ile nerwów mnie kosztuje pójście na ugodę. On potrafi wziąć na siebie pełną odpowiedzialność bez zgody... a ty to robisz na wyczucie, za co w sumie też powinnam być zła. Też jesteś uparty i nie słuchasz, gdy proszę o nieinteresowanie się moją osobą. Jednak istnieje różnica.
- I co niby jest w tym złego? Wolisz, żeby koledzy z SM się nad tobą litowali?
- Niby nic. Chodzi po prostu o to, że to, co robisz to najzwyklejsza strata czasu. I niczego nie udaję, po prostu jem wtedy, gdy muszę i gdy chcę. A wtedy to akurat coś mi wypadło, ale normalnie to tyle słodkiego naraz nie pochłaniam. To miłe, że się troszczysz, ale chyba nie do końca zaakceptował sunbae faktu, iż nie jestem fikcyjną bohaterką. Takie przypadki się zdarzają. Ile jest dziewczyn z imieniem Jieun bądź mężczyzn z imieniem Jimin lun nazw 'Lee Joon' czy 'Lee Shin'? Mnóstwo. I nie, wytwórnia nie ma znaczenia.
- Właśnie. Wkurzasz się na każdego, kto nie jest z SM, a sama się każdemu narzucasz i zajmujesz się jego sprawami. Nie jesteś żadnym tęczowym jednorożcem. I najwyraźniej nie wiesz, co to hipokryzja.
- No, wow. Odkrycie. Do rzeczy, sunbae- nim. W czym dostrzegasz problem?
- Czy z ciebie wycieka energia kiedykolwiek? Kiedy ostatnio jadłaś? Może to brak snu tak na ciebie działa?
- Ej! – zaprotestowałam. – Nie ma takiej opcji, że ci powiem, sunbae-nim.
- Ten kot wyżarł ci wszystkie mandarynki, bo żeś go tak rozpuściła.
- Technicznie rzecz biorąc staram się każdemu osłodzić życie. Zostaw go w spokoju, okej, jest dzikusem bez manier i nie umiał docenić mojej dobroci.
- No, to teraz jest was dwoje.
- Yah! – oburzyłam się. – Co to ma być, co? Czy sunbae-nim naprawdę chce przyprawić mnie o zawał serca?
- Co? Czemu tak uważasz?
- Ktoś tu dawno nie był w centrum uwagi, tak? Aż tak potrzebujesz atencji? Ojej, uroczy Chomik z ciebie, Sunggyu-sshi.
- Ej, wysławiaj się, co? Trochę szacunku do starszych. – upomniał mnie. – To już drugi raz, jak mnie tak nazywasz.
- O, nie. Serio? Aż tak z tobą źle? Dlaczego zawsze muszę was stawiać do pionu, ech... Aż poczułam się głodna przez ciebie.
Kim Sunggyu spojrzał na mnie jak na kosmitę.
- Tylko, że żadnych owoców już nie ma. – powtórzył, a ja posłałam mu wyszczerz i kciuk uniesiony w górę, by zapewnić tą gapę, że wszystko jest w porządku.
Otworzyłam drzwiczki od piekarnika. Na blaszce znajdowały się pieczone jabłka z cynamonem i karmelem. Wyglądały bardzo apetycznie, ale na samą myśl o nich zabolały mnie zęby. Chociaż słodycze z wyprawy z Byunem na długo zapadną mi w pamięci, to jednak nie mogę się tak docukrzać za każdym razem, gdy nie jestem w nastroju.
- Ale co ty kombinujesz, kluska? – Sunggyu-sshi pociągnął mnie za rękę, gdy sięgałam na palcach do półki, m.in. ze słonymi krakersami. Moim celem były wafle ryżowe. – Możesz przestać tak się zachowywać, tylko grzecznie poprosić o pomoc?
- Aish! A teraz o co ci chodzi, sunbae? – spytałam i oparłam się plecami o blat blisko lodówki.
- Czy ty nie rozumiesz, że mogłaś spaść, gdybym cię w porę nie powstrzymał? Chciałaś tam wleźć, czy co?
- Przecież nie mam butów na wysokim obcasie i dosięgałam.
- Nieważne, tak się nie robi. Ile ty masz lat, sześć?
- Ale co to miało być? Ja bym sobie sama poradziła. – wydęłam usta w dzióbek.
- Tak, na pewno. Weź nie denerwuj, tylko poproś jak normalny człowiek.
- Aish, a co mi tam. Skoro sunbae się tak uparł, to proszę zadbać o jednorożca. Myślisz, że dasz radę? – rzuciłam jego cierpliwość na próbę; nie robiłabym tego, ale hyung sam się o to prosił. Byun z natury był dziecinny i potrzebował uwagi, ale nakierowany odpowiednio potrafił się uspokoić. Sunggyu-sshi natomiast... zaniepokoiło mnie jego zachowanie, dlatego postanowiłam się dostosować. Chciał poniańczyć kluskę, to tego dostanie. Jeżeli w ten sposób można zadowolić jego wybredne ego, to w porządku. – Czemu aż trzy potrawy? – posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Dwie plus dodatek. Talerz cytryn będzie w nagrodę, jak kluska ładnie zje.
- Na bogato. – westchnęłam i chwyciłam do rąk zestaw: widelec oraz nóż, i zaczęłam konsumować jedzenie, które było naprawdę dobre! Makaron świderki z kawałkami kurczaka i sos pieczarkowy. Mm! – A to co takiego? – zapytałam sunbae, który od razu podsunął mi następne danie.
- Też jedzenie.
- To wiem, chodzi mi o nazwę.
- Znam słowo, ale nie potrafię powiedzieć.
- Och? Ale czy to nie słodkie? Wygląda to jak dango mochi.******
- To nie jest z ryżu, klusko. Słyszałem, że mogą być z owocami, ale te są raczej słone. To zagraniczne.
- Dango na słono... O? Dziwne i takie gumowate. Powinno być tak niedobre? – popatrzyłam na niego, gdy spróbowałam dwie.
- Serio jest aż tak paskudne? – zdziwił się i wziął na widelec zaczętą przeze mnie „kulkę". Mm, odważnie.
- Zjadliwe, może to ja mam coś nie tak ze smakiem.
- A to? – podał mi kolejny talerz, ale spokojnie dokończyłam poprzednią rzecz i napiłam się odrobiny wody mineralnej. – Tylko, że to też może ci nie smakować. – ostrzegł mnie.
- Jakaś mrożonka? – zainteresowałam się tematem. – No to jeśli tak, to pewnie mogło tak być z dango nie z ryżu, a co do kolejnej potrawy: podziękuję, na razie już nie mam miejsca dla nowych kalorii. Przerwa już chyba dobiegła końca?
- Jeszcze piętnaście minut – poprawił mnie i skrzywił się, gdy na jego oczach zjadłam w całości jedną, okrągłą cytrynę. Chciał patrzeć, jak jem, to proszę bardzo, ma to teraz zapewnione.
* * *
(Myungsoo)
Jeszcze tylko jutro i Sunggyu hyung wreszcie wróci! Chętnie bym pooglądał ten nowy program rozrywkowy, ale nikt nie znał ani jego nazwy, ani nazwy stacji, która emitowałaby show; godzina emisji również nieznana. Sungyeol wszystko bezproblemowo załatwił i jego rodzice nie mieli nic przeciwko przybyciu Yeola z „małą niespodzianką" – gorzej było z samą Seol.
Poprosiła Yeola i nas, abyśmy odłożyli plany na kilka dni, bo koniecznie chciała pogadać z Kim Ye Bi. Da Ri sunbae nie pochwalała tego pomysłu i dlatego mieliśmy od dwóch dni „nadzór inspektorki", gdyż S.D. nie wierzyła, że nie jesteśmy w stanie opanować Seol. Hoyi się upekło, gdyż wyjechał do miejsca, które poleciła mu Seo Hee, a ja natomiast ledwo wytrzymywałem. Ktoś jednak musiał pilnować porządku oraz dzieciaków pod nieobecność naszych zespołowych rodziców, czyli duetu WooGyu. Pozwoliłem jej pogrzebać po półkach, żeby zaspokoiła ciekawość; zostawiłem Seol Ah w pokoju, by się trochę pobawiła. Dałem jej kredki i kartki, ale to nie zdało egzaminu – szafa była o wiele ciekawszą atrakcją.
Kiedy wraz z Da Ri, Dongwoo, Sungjongiem oraz Sungyeolem jedliśmy nadziewane ciastka cynamonowo-cytrynowe, do salonu wpadła uchachana i cała w skowronkach dziewczynka, która już zdążyła dać się nam we znaki.
- O, dobra jest – stwierdził Dongwoo i nawet nie starał się ukryć śmiechu. Sungyeol nie był zdziwiony, ale nie krył też swoich słów krytyki pod adresem Rena, który ze względu na pracę nie mógł przyjść. Ja natomiast byłem mocno zażenowany tym, co uczyniła Seol.
- Ja nie mogę, co za idiota ją tego nauczył? – skomentowałem głośno, a następnie poczułem silny nacisk na mojej lewej stopie.
- Jesteś staromodny! Da Ri i Ren pozwalają mi się tak bawić! – nadęła policzki i podeszła do Sungjonga, który do tej pory siedział na podłodze i przeglądał coś na telefonie. Spojrzałem na sunbae robiąc dramatyczną minę. Słucham? Czy ja usłyszałem dobrze? Wiedziałem, że Ren jest nieodpowiedzialny... ale że Da Ri?!
Seol wpakowała się Sungjongowi na kolana i pomachała swoją osobistą „zabawką".
- Ten pan się ze mnie śmieje. – poskarżyła się i wycelowała w Dongwoo motylkową różdżką. Sungjong coś pewnie zaraz jej odpowie. Musi!
- Patrz, sunbae. Czy on ci wygląda na kogoś, kto nie widzi problemu? – spytałem ją po cichu, żeby oszczędzić dziewczynie wstydu, na co ona pacnęła mnie lekko w głowę. – Ojej, za co?
- Już ty dobrze wiesz, Myungsoo – odparła i sięgnęła po talerzyk z kawałkiem tortu Sachera. Tu się rozgrywa dramat, a ona sobie konsumuje ciasto?!
* * *
(Sungjong)
Pomimo, że każdy z nas coś Seol kupił, dziecko traciło szybko zainteresowanie. Bańki mydlane od Dongwoo były fajnym czasopochłaniaczem, ale Seol Ah nie znalazła w tym nic pasjonującego. Zestaw z koralikami i brokatowymi bransoletkami od Sungyeola też się nie sprawdził. Kolorowa skakanka, kigurumi jednorożca i do zestawu różowy jednorożec z tęczowymi plamkami oraz tęczowy kuferek ze słodyczami wzbudził zainteresowanie, dopóki nie zaczęła się nudzić... i rozpoczęła zwiedzanie. Najwidoczniej „niezbędnik malarza", który L sprezentował Seol, nie zainteresował jej na tyle, by nie musiała zaglądać do jego szafy. Przy Seol znajdowały się dwie kolorowe różdżki z motylkami wykonane z czegoś, co Seol uznała za balony.
Strach to przyznać, ale wykonała to naprawdę estetycznie, jednak jak każde dziecko cieszyła się i czuła dumę, kiedy udało jej się zagrać na nerwach dorosłym. L hyung posłał mi wyczekujące spojrzenie, ale ja nie miałem zamiaru jej edukować. Musiałem jednak jakoś zareagować.
- Panna to umieści w koszu na śmieci, bo to nie jest dla ciebie odpowiednie.
- Ech, ale ja chciałam tylko wam pokazać, co umiem...
- Wcześniej kupiliśmy ci dwa kartony balonów. – przypomniał jej L hyung, na co Seol posłała mu swój typowy uśmiech. - To czemu nie używasz, tylko bierzesz do rąk środek chemiczny?
- Ale nie mam na to wytłumaczenia. Po prostu się nauczyłam i już. Lubię.
- Seol Ah, ile ty tego zużyłaś? – spytałem, a dziewczynka odłożyła swoje „różdżki", by policzyć na palcach. Wystawiła pięć u jednej dłoni i pięć u drugiej; Dongwoo hyung zagwizdał, reszta milczała jak zaklęta.
- Robisz to specjalnie, prawda?! – zwrócił jej uwagę L hyung.
- Ojej, ja tylko działam na pełnych obrotach jak automatyczny odkurzacz. – wypaliła i tylko Dongwoo hyunga to śmieszyło.
Biedna mała... Woohyun hyung ma ręce pełne roboty, a Seol Ah co chwilę się jakoś na nowo uodparnia. Czy Da Ri-sshi naprawdę jej na to wszystko zezwala?
- Czyli ty nas po prostu w ten sposób szantażujesz. Sprytne, maleństwo, ale na Infinite to nie zadziała. – pacnąłem ją w czoło brokatową gwiazdką, na co pisnęła jak siedmioletni dzieciak. Próbowałem ją od siebie odsunąć, ale mała przylepa trzymała się mnie jak miś koala swojego drzewka bambusowego. Dmuchnąłem w nią garścią kolorowych, małych gwiazdek, ale na nią to w ogóle nie zadziałało. Dwanaście sekund to zdecydowanie zbyt mało, by czymś ją zająć. Przyniosłem jej książkę z zadaniami, które rozwiązywał w szkole Da Won. Seol popatrzyła na mnie jak na idiotę.
- Sungjong oppa, dlaczego mnie męczysz? – pociągnęła mnie za rękę z całej siły, tak, jakby chciała mi tą kończynę górną wyrwać.
- Boli? Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, by wysyłać do nas selfie?
- Ja chciałam tylko do Sunggyu, ale Da Won powiedział, że powinno mnie zobaczyć więcej osób...
- Sunggyu hyung? A to czemu? – przepytywanie jej nie było najlepszym rozwiązaniem, ale trzeba było w końcu ją nauczyć trochę racjonalnego myślenia.
- Bo on pomagał Da Ri z domem ślimaka Rena.
- Ale ślimak nie należał do Min Kiego, tylko do Infinite – oburzył się L hyung, za co dostał w tył głowy sreberkiem po pralince. – Co jest, Yeollie?
- Może tak jej było lepiej zapamiętać i skojarzyć Seo Hee? – zasugerował Sungyeol.
- Tylko czemu maleństwo uwzięło się na naszego lidera? – zapytał Seol ostrożnie Dongwoo hyung.
- Nie uwzięłam. To miała być przynęta na ślimaka. Da Won powiedział, że Seo Hee się pojawi, jak jej pomogę wyjść zza bariery nieśmiałości.
- Strasząc Infinite chciałaś ją zwabić? – upewniłem się, na co Seol zaprzeczyła.
- No, zrobiłabym to z telefonu Ri, ale od razu by się domyśliła. A Rena nie zaszkodzi wyćwiczyć.
- Panna się nie zapomina? – upomniałem ją, a Seol zrobiła przerażoną minę.
- Coś poszło nie tak? Czy ślimak się wystraszył mojego ryjka? – dopytywała się, prawie ze łzami w oczach.
- Co ty jej zrobiłeś? – naskoczył na mnie L, dostrzegając Seol w opłakanym stanie. – Sunbae, dalej myślisz, że on ci ją zreformuje? – zawołał do Da Ri
Kuzynka Seo Hee, która do tej pory w ogóle się nie wtrącała do rozmowy Infinite z Seol, spojrzała w moją stronę.
- No i właśnie w tym jest problem. Uparciuch nie da sobie wyjaśnić, że w ten sposób Seo Hee nie zjawi się, bo ona chce ją z powrotem sprowadzić dla Infinite. No i nawet Seol Ah wie, że Sunggyu wprowadził do waszego domu Seo Hee.
Seol kiwnęła potakująco główką i w końcu wstała z moich kolan, pobiegła do Da Ri i rzuciła się jej w ramiona, śliniąc jej policzki i całując jak szczęśliwy psiak.
- Dalej nie wiem, po co ci nasza Seo Hee. – stwierdził L hyung.
- Bo Da Won i Sungjoo nie mieli pomysłu, jak przekonać Bibi, by nas odwiedziła.
- Biedne dziecko – pogłaskał ją po plecach L hyung, a Seol próbowała go odtrącić, ale jej się nie udało.
Tak jak większość z nas myślała, intencje Seol Ah nie były złe, tylko sam pomysł i wykonanie były tak chaotyczne, że się to całości nie trzymało.
- Kto cię nauczył robić selfie? – zapytał ją Sungyeol i podał jej obrane jabłko.
- Teddy Bear – odparła i wgryzła się z zacieszem na ustach, w soczyste jabłko. – Znaczy ta... Yamari eonnie.
- Zrozumieliśmy, o kogo chodzi. A co ty z nią robiłaś? – dopytywał się L.
- Bo Ren jest stylistą CYS i one wcale nie są takie ładne. W rzeczywistości to one chyba dbają o swoją higienę w gorszy sposób nawet ode mnie. Ale najgorsza jest taka jedna świnka. Jenny, wy wiecie która? Ma trochę ciemniejszą skórę. One są niby na diecie i Ren parę razy miał przez nie problemy... Bo Jenny mi się naraziła i musiałam jej coś powiedzieć.
- No, widać z kogo mała bierze przykład. – Dongwoo hyung znów się zaśmiał.
- No, Da Ri-ah, brawo. – parsknął śmiechem L hyung.
- Ej, nie czepiaj się. Przecież ona jest naprawdę sprytna. Te dzieciaki zasługują na pochwałę – oznajmił Woohyun, gdy wszedł do dormui.
- Pan terapeuta, naprawdę tak uważasz? – zbliżyła się do niego Seol i próbowała zatrzepotać swoimi skrzydłami jednorożca.
- Tak, ale lepiej, aby to było ostatni raz.
- To co mam zrobić? – nadęła policzki.
- Ty już nic nie rób. Idź się pobaw z którymś z Infinite, bo ja chciałbym porozmawiać z Da Ri-sshi.
- No, stara. Będzie zrypka – poklepał ją po ramieniu L, a Da Ri nieco zbladła.
- Co ją tak straszysz? – zaśmiał się Sungyeol i podał mu kawałek grapefruita na talerzyku.
- Ojej, stara, ja tylko żartowałem. Ten słodziak jest po prostu niesamowity.
- Och, Woohyun-ah, L zgłosił się na ochotnika do pilnowania Seol. – zawołała Da Ri.
- Czekaj... kto ciebie pilnował do tej pory? – Woohyun był tak samo zdziwiony jak my i przyjrzał się uważnie Seol.
- Jak szłam do Da Wona, to Sungjong, a jak do CYS, to Domi i Teddy Bear. Da Ri obiecała mi Baekhyuna, jeszcze czekam na Bibi i będzie komplet BaeBae. Da Ri i Ren obiecali mi na osiemnastkę.
- Coś ty jej obiecała? Ale jak to „na osiemnastkę"? – L hyung wymusił na Da Ri wyjaśnienia. – Nie rozpieszczasz jej za bardzo?
- Nie czepiaj się. Będziesz miał własne dzieci, to wtedy porozmawiamy na ten temat. Na razie nie przyjmuję od ciebie uwag.
- Aha, sprytnie się wykręcasz od odpowiedzi.
- Nie, a tak na serio... Te też rozpieszczałeś Seo Hee i nikt ci nic nie mówił.
- Kiedy niby? – dziwił się L; ledwo podniosłem się do pionu, a Seol już do mnie podbiegła i tak po prostu na mnie wskoczyła. Kiedy ona się taka ciężka zrobiła?
- Na spacer? – poprosiła i zrobiła „szczenięce oczy" w stronę Da Ri.
- Nie, już późno. Zaraz dzwonię po Rena, niech tylko skończy robotę. – odmówiła jej Da Ri.
- Spacer. Do Sungjoo. Proszę? – złączyła rączki.
- Proś Sungjonga, kangurzyco. Ja się na ciebie gniewam.
* * *
(Ye Bi)
- Ej, bo jak ja Cię puknę! – ostrzegłam Kim Sunggyu, bo pstryknął mnie palcem w czoło.
- Sprawdzam, czy się nie uderzyłaś, klusko i czy nadal kontaktujesz.
- To jest takie dziwne, że zjadłam? Serio, Sunggyu-sshi?
- O, czyli potrafisz bez marudzenia, świetnie, że w CYS jest ktoś, z kogo te sieroty mogą brać wzór.
- Zmień płytę, bo ta już jest przetarta. – obroniłam się najlepiej jak umiałam, jednak zamiast zniechęcić go, to nie wiedzieć czemu, motywowałam. – Przestań, już dość – odsunęłam jego rękę, gdy układał mi rogi z włosów. – Rozumiem, że musisz mieć „dzień dobroci" dla twojego ego, ale raczej się nie przyzwyczajaj, sunbae-nim. Ja zawsze w SM nie będę.
- Och?
Cierpliwie czekałam, aż poda pierwszą karteczkę z imieniem lub pseudonimem wykonawcy, którego nie potrafił przedstawić.
- Serio, nic? – upewniłam się i dobrałam się do jego telefonu, gdy nie patrzył.
- Weź, kluska? Nie wiesz, że na ekranie telefonu jest najwięcej bakterii? – zrobił niezadowoloną minę. Aha, jakoś zapomniał, że wcześniej sam je pochłonął.
- Ojej, to ci go później wyczyszczę, w czym problem?
- Ogólnie to nie rusza się cudzych rzeczy bez pytania, ale niech to będzie ostatni raz.
- Chciałam, by było szybciej i nie mam zamiaru śpiewać. – odpowiedziałam i sięgnęłam po swoją puszkę z napojem i opróżniłam ją po piętnastu minutach. W tym czasie skończył pleść mi z włosów warkocze. Wstałam po to, aby umieścić ją w koszu na śmieci przy drzwiach, a w drodze powrotnej położyłam na stoliku dla Soyou i Yongwy, jeden papierek z linijką tekstu.
- Girls' Generation? – zgadywała jako pierwsza Soyou.
- 2NE1? Nie wiem. Można poprosić o koło ratunkowe? – Yonghwa-sshi naprawdę nie wiedział czy tylko udawał?
- Weź zaśpiewaj – dodała Soyou.
- Nie sądzę. – odmówiłam, ale w powietrzu już znalazł się skitrany mikrofon.
Złapałam, aby nie spadł z hukiem na podłogę.
Oni żartują?!
- Pasujesz? – zdziwiła się Soyou sunbae, gdy spostrzegła, że dałam mikrofon „na przechowanie" dla Sunggyu-sshi.
- Ech, w porządku. – odparłam i zaczęłam śpiewać tak jak sobie państwo życzyli. W końcu Yonghwa-sshi odgadł tytuł psychodelicznej piosenki Melanié Martinez „Milk & Cookies".
- Sunbae? – wysunęłam rękę, by podał mi kolejną karteczkę. Bez słowa wręczył mi znowu kolorową: białą w czerwone paski. – Ej, serio. Weź się nie leń. – dźgnęłam go w ramię. – Nie ściemniaj, na pewno choć trochę potrafisz i nie chcę słuchać odmowy.
- Kluska, a niby skąd mam wiedzieć, akurat tego języka się nie uczyłem.
- Nie, wcale. Przed Mont i B.A.P. to wy rozwaliliście koncert w Pol-
- Weź skończ i oszczędź sobie wstydu. Zaśpiewasz tą piosenkę, więc lepiej się nie zbłaźnij. Przeczytaj i zapamiętaj tekst, dopóki nie skończę. – zarządził i znowu pociągnął mnie za zasłonę.
- O, ktoś się przyłożył – Yonghwa-sshi zagwizdał z uznaniem, a Soyou z niemałą konsternacją przysłuchiwała się mojemu występowi włącznie z choreografią. Chociaż pewnie najwięcej sensacji wzbudziła grzywka i „rogi".
- A to nie był lip-sync? Nie powinna zostać zdyskwalifikowana? – spytała Soyou, która najwyraźniej nie słuchała uważnie. Zaśpiewałam fragment innej piosenki – też od tej samej artystki. Acapella.
- To też był lip-sync? – zadałam jej pytanie, gdy czekałam na ich odpowiedź.
- Ja się poddaję. – oznajmiła, a Yonghwa przez dziesięć sekund męczył się z wymówieniem pseudonimu piosenkarki.
- Jeszcze raz, jak? – poprosił Sunggyu-sshi, bo sam nie wiedział, jak wypowiedzieć nazwę.
- Ej, nie tak się prosi o pomoc, geniuszu – odparłam, wyraźnie akcentując ostatnie słowo.
- Ach nie? Więc jak, klusko? – skrzyżował ręce, a ja popatrzyłam na kartę z tytułami, które sam odszukał, a jeden z nich nawet zarequestował.*******
- No dobrze, skoro jeszcze nie masz dość. – przytaknęłam. – A twoje uszy to zniosą, Soyou sunbae? – spytałam eonnie po fachu, bo jednak marudzenia Sunggyu-sshi mogły ją denerwować.
- Nie krępuj się, ona i tak nie zrozumie – odpowiedział za partnerkę Yonghwa. - A ja chętnie posłucham tego miażdżącego wokalu raz jeszcze – dodał.
- Już jej tak nie schlebiaj. – wtrącił się poszkodowany „hyung".
- Meh, wcale nie. – zaprzeczyłam, a Sunggyu sunbae pacnął mnie po włosach. – Prosisz się o śmierć, rozumiem. Obyś tego nie żałował, sunbae-nim.
- Nie, bo nie mam czego. Powtórz to, co zaśpiewałaś na początku.
- A jak ty chcesz zrozumieć...
- Klucha! Śpiewaj już, no! – poganiała mnie tym razem Soyou. Pff, też mi coś.
~ ~ ~
Od zakończenia zabawy minęło pięćdziesiąt minut, a ja nadal nie wiedziałam, jakim cudem wskoczyliśmy z trzeciego na pierwsze miejsce. Jakim cudem dałam się namówić na ponowne zaśpiewanie, ale tylko zwrotki tej piosenki „Naucz mnie"?
W salonie jakimś cudem znalazła się cała ekipa (prócz ludzi od sprzętu, bo oni poszli sprawdzić, czemu „nagle" wyłączyły się kamery). Okazało się, że Soyou sunbae wiedziała więcej niż nam na początku przekazała.
Program „C.Y.D.R.", czyli „Chasing Your Dream Radio" okazał się być tylko „dobry wstępem" do niewinnego eksperymentalnego projektu. Zgadzało się wszystko, prócz tego, że wcale nie wybrano nas z przypadku! Miałam być od początku w tak zwanej „fans' demanded version". Początkowo jednak żadne z tych negatywnych przypuszczeń nie sprawdziło. Yonghwa-sshi miał również teorię i okazała się być potwierdzona, ale tylko połowicznie: według niego graliśmy tak jak sobie tego od nas życzono, choć niepotrzebnie i niepotrzebnie. Choroba Heeyeon sunbae nie była zmyślona, ale dołączyła pod koniec w ramach spotkania ze sprawdzona ekipą; miała szczęście, że wyzdrowiała po pięciu dniach. Sunggyu-sshi doczekał się jej obecności. „Mądrzy" kreatorzy naoglądali się polskich programów survivalowych typu „Bezludna wyspa" czy „Agent", połączyli to z koreańskimi standardami i wyszedł totalny kogel-mogel. Od tego, żeby śpiewać osobno czy w duecie są inne programy albo towarzyskie spotkania. Gdyby któremuś z nich marzyło się spędzić tyle czasu ze mną, powiedzieliby mi o tym. Przecież idole też mogą widywać się poza wytwórnią. Średnio mi przypadł do gustu pomysł, że jacyś nawiedzeni i obsesyjni fani uknuli perfidny plan zwabienia nas do jakiejś zatęchłej nory i w dupie mieli nasz dyskomfort. To, że nie robili tego, by zadowolić ludzi z różnych fandomów, tylko, by zebrać pieniądze na fundację, wcale nie zmieniło ich sytuacji. W każdej chwili mogłabym zgłosić SM, że naruszyli naszą nietykalność cielesną. Co im szkodziło wykonać ich projekt legalnie? Nic ich nie ograniczało. Z jakichś względów tego nie uczynili, co stawiało ich w złym świetle.
Materiał trafił do tych wytwórni, z których nas wybrano, więc każdy z CEO został już uraczony „nagrodą dla fanów specjalnej troski". Zgodnie z kontraktem, który podpisali twórcy, nasze wytwórnie miały nam zapłacić. Miałam gdzieś to, że otrzymam jakąś lewą wypłatę! To nie miało sensu. Być może byłam za głupia, aby zrozumieć, że wcale nas nie zmusili jak niewolników i tylko my wszystko wyolbrzymiliśmy... osobiście czułam się znieważona! Czy w tamtym kraju trzeba być bezczelnym, bez przerwy sobie dogryzać i włazić z kamerą każdemu pod kołdrę, nawet jeśli te reality show były reżyserowane? Czy naprawdę nikt nie widział w tym problemu oprócz mnie?! Najgorsze było w tym wszystkim to, że zbliżamy się do połowy dwudziestego pierwszego wieku, a ludzie nadal nie nauczyli się szanować zwierząt. W związku z zaistniałymi okolicznościami, znowu zrobiło mi się żal tego kota. Niech no ja się dowiem, co i kto mu zrobił tak okrutną krzywdę. No i ten zając czy królik... kto weźmie odpowiedzialność za jego upolowanie oraz odejście?
Skorzystałam z zamieszania, jakie powstało, gdy wspólnie nad czymś dyskutowali. Wyszłam drzwiami ewakuacyjnymi (tymi od kuchni) i udałam się w kierunku lasu, ale tylko na trochę, bo nie miałam zamiaru szukać drogi po ciemku.
Nie wiadomo, co temu futrzakowi chodziło w końcu po łbie, bo raz był milutki jak trusia, a raz to zachowywał się, jakby go jakiś czort piekielny opętał. Może ktoś go czymś otruł? Przez cały czas odnosiłam wrażenie, iż ktoś mnie śledzi, ale słyszałam jedynie stukot łap jakiegoś lisa, który nie pomyślał, by mnie zaatakować, oraz pohukiwanie starej sowy. Można powiedzieć, że moja czujność uległa poprawie, a jednocześnie pogorszeniu, choć nadal nie gwarantowała mi stuprocentowego bezpieczeństwa, ale jak to mówią „miejsce zwierząt jest w lesie". Zupełnie nie wczułam się w klimat „C.Y.D.R.-u", przez co czułam się jak kosmita. Nie wiedziałam, jak się zachować ani co powiedzieć, ale skoro starszym się podobało, to niech się wdzięczą do kamer i do dyktafonów, udzielając wywiadów. To ja będę musiała wymyślić, jak ich wszystkich przeprosić za moje zachowanie.
Przez to zaczęłam nawet myśl, że sytuacja z Seol Ah nie jest aż tak skomplikowana, tylko to moje dotychczasowe podejście było nieodpowiednie.
Gdy przyszłam z powrotem, „goście" już się zwinęli. Kotek grzecznie leżał na pluszowym kocyku, nie wykazując żadnych autystycznych symptomów. To mi przypomniało o piesku Soo Kyung i jakoś tak się stało, że postanowiłam darować kotu to, że podniósł na mnie swoje pazury. Yonghwa-sshi też powinien, w końcu kot od początku podejrzanie reagował. Wciąż miałam wątpliwości i obawy, dlatego dobrze, że dowiedziałam się o istnieniu drugiej łazienki. Po wycieczce wzięłam szybki prysznic; w otrzymanych od Soyou rzeczach znajdował się szampon, szczoteczka i pasta oraz wiele innych przydatnych elementów będących obowiązkowym wyposażeniem kosmetyczki każdej dziewczyny czy kobiety.
Myślałam, że to już koniec, ale ekipa uzgodniła między sobą, że im się podobało i że w ramach „ostatniego odcinka dodatkowego", podzielonego na dwie części, tzw. „outro", pobawimy się jeszcze w dwie muzyczne gry. Soyou dostała jakiegoś świerzbu rąk, bo ni z gruszki, ni z pietruszki zaczęła mnie tulić jak jakiś misiek. To po moim śpiewaniu? Bez przesady, to nie było nic rewelacyjnego. Wystarczyło mi, że rzucała się na mnie liderka czy raperka, a moje kości były pogruchotane. Nie było aż tak tragicznie, ale nie lubiłam, gdy obcy mnie dotykali, a jeżeli już, to robili to delikatnie, a nie jak słonie w składzie porcelany. Nawet obecność Heeyeon-sshi nie była w stanie mnie przekonać. Chociaż sunbae pozostawała naprawdę nieszkodliwa, stresowałam się jej nagłym pojawieniem się, a jeszcze bardziej, gdy wszyscy ustalili, że musimy wytrwać do końca. Tym razem zabawę przygotowały we dwie, tj. Soyou z Hani. Coś na wzór „Muzycznych interpretacji". One tak na poważnie?!
Sunggyu-sshi był dziwnie spokojny – pozostali panowie również. Raczej trudno byłoby skopiować cały ten teleturniej z amerykańskiego show; przycisku do losowania nie było. Zamiast tego pojawiły się plastikowe słoiki: w jednym znajdowały się cukierki, żebyśmy się osłodzili, a w drugim małe butelki z wodą. Tak, jakby to było w tej chwili najważniejsze. Chodziło o sam pomysł – jakim cudem Hani sunbae udało się go zrealizować w niecałe trzy godziny?! Jak się okazało wystarczyła odpowiednia aplikacja, której pobranie zajęło mniej niż trzy minuty, i grono ludzi, którzy tak samo jak Hani chcieli mnie „pomęczyć". Cóż, skoro chcą skisnąć ze śmiechu droga wolna.
- Bibi, zacznij. Tak dobrze ci wyszło ostatnim razem.
- W porządku z tobą, sunbae-nim? – spytałam „tego hyunga", gdyż to całe przymilanie się było mocno podejrzane. Powstrzymywałam się przed roześmianiem się.
- Tak, czemu miałoby nie być? A, mam ci wybrać zestaw? Wystarczyło poprosić – zanim zdążyłam go powstrzymać, kliknął na zieloną ikonkę, a w międzyczasie wsunął mi w usta pół cytryny, co było tak nagłe, że aż oczy mi zaczęły łzawić. – O, i proszę. To nie powinno być trudne – skomentował, gdy aplikacja wybrała mi zestaw. Przysunął ekran telefonu, bym lepiej widziała, na co wydałam z siebie odgłos mający wyrażać moją frustrację. On żartuje?!
- Rzuciłeś sobie kłody pod nogi sam, ale co tam. – zwróciłam się do niego.
Gdy skończyłam wyzwanie, jakim było zaśpiewanie w stylu Hyuny piosenki „Let it go" w koreańskiej wersji, wystawiłam mu język i zasiadłam obok.
Teraz to on dopiero się nie pozbiera.
- Masz – bez pytania o to, czy może, znowu wsunął mi w usta część cytryny i jak gdyby nigdy nic zajął się oglądaniem i słuchaniem występu Hani, która fenomenalnie rozbiła wszelkie teorie spiskowe dotyczące jej wokalnego „debiutu" poprzez zaśpiewanie jak Dinowoo jego solo „TGIF". Niby był nie do podrobienia, ale Hani się udało. A przynajmniej połowicznie.
I***I
Zabawa trwała, dopóki nie skończyły się utwory. Ponad cztery godziny śpiewania i tak mnie w gardle zaczęło szczypać, że masakra. Nazajutrz miał być ostatecznym dniem, ale tak się wkręcili, że tym razem to Hani i chłopcy wybierali zabawę. Mieli szczęście, że żadnemu z nich struny głosowe jeszcze nie odmówiły współpracy. Kot (podobnie jak wczoraj) nie dawał się we znaki, chociaż interesuje mnie, w jaki sposób znosił „wycia" ośmiu osób przez tyle godzin.
- No proszę, krokodylek już się uspokoił? – zagadał do mnie Sunggyu-sshi.
- Yehet – wymruczałam. Skoro on tak, to będę mu odpowiadać podobnie.
- Co proszę? – odparł zdziwiony.
- Czekam na obiecane śniadanie. Herbatkę już mam i cytrynki też. Hani oppa mnie poratowała. Mm, widzisz? Oswoiła krokodyla.
- Zejdź z cukrowej chmurki i nie lataj zbyt wysoko, jednorożcu. – odezwał się sunbae-nim i wyjął sobie schłodzoną wodę mineralną, ale zamiast nalać sobie do szklanki jak cywilizowany człowiek, to napił się „z gwinta". Niespodziewanie także się opluł, bo pewnie zbyt łapczywie pił. Albo pomyślał o czymś głupim.
- Co ty tak szalejesz, sunbae-nim? Śpieszy ci się gdzieś? – spytałam i natychmiast chwyciłam za ścierkę, i przetarłam nią podłogę w miejscu, w które spadła „fontanna wody".
- Chodź, bo nikt nie będzie chciał na ciebie czekać jak ostatnio – sunbae powrócił do kuchni, gdy się przebrał.
- Hmm?
- Chodź, leniwa klusko. Trochę sobie pośpiewasz.
Przyłożyłam sobie mentalny facepalm. Czy on nazwał mnie leniuchem? Czy on powiedział „śpiewać"?!
- Co w ciebie wstąpiło, sunbae-nim? Jakieś złe moce cię nawiedziły? – zajęczałam cierpiętniczo, ale chyba nie wyłapał aluzji.
- Nie, czemu?
- Jesteś za miły... Ej! Ty chyba nie zacząłeś znowu myśleć „o tym"? Już omówiliśmy kwestię mojego „istnienia".
- No już tak sobie nie schlebiaj. Fuksnęło ci się z ostatnią interpretacją – trzepnął mnie po głowie dłonią, ale prawie nic nie poczułam, bo było delikatnie.
- Przepraszam, panie starszy, ale nie umiem ci powiedzieć, dlaczego wyszło tak a nie inaczej! Tak jak mówiłam, nie wiem, jakim cudem wypadło takie dziwne połączenie. I wcale się nie starałam.
- Sam jestem zdziwiony. Szczerze mówiąc to była udana interpretacja... Chyba nie mogę się przyczepić, gdyż naprawdę brzmiałaś jak ona. To nie był lip-sync, co nie?
- Fuksnęło się – powtórzyłam wcześniejsze słowa sunbae, który musiał się zmierzyć z takim problemem, iż przez przypadek zaśpiewałam tak jak Bang Seo Hee... na dodatek piosenkę Kim Sunggyu-sshi „Shine"!
- Dziś tak prosto nie będzie. A, i mam nadzieję, że naładowałaś sobie telefon?
- Tak, raczyłam to uczynić.
- Świetnie. Z moim są problemy. Nie chciał się włączyć nawet po naładowaniu baterii, więc podaj mi twój, to ci pobiorę odpowiednią aplikację.
- Ale ja nikomu nie daję...! Jak byliśmy w „TT" to znalazłam odciski paluchów Byuna, ale to przytrafiło się tylko raz.
- Coś za dużo tych „przypadków". Wy na pewno tylko się przyjaźnicie?
- Och, Chomik jest zazdrosny, o! Jaki czad! – wypaliłam i klasnęłam w dłonie. Po tym jak go tak nazwałam, posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, ale odpuścił sobie wypowiedzenie słów, które z pewnością cisnęły mu się na usta. Mi również, bo skądś pamiętam ten „ścierkowy fetysz". – Śniadanie. Bez niego się stąd nie ruszę. – przypomniałam, choć wątpiłam, by moja prośba została spełniona. Sunggyu-sshi przez piętnaście minut coś szykował, ale zajęłam się updatem profilu na kakaotalk i nie przyglądałam się, co sunbae robił. Być może wcale nie dla mnie. Kiedy postawił przede mną talerz z omletem w kształcie śpiącego misia Rillakuma myślałam, że zapadnę się pod ziemię ze wstydu.
- Jesteś taka przewidywalna, kluska... chyba się zepsułaś jak przeterminowane mleko bananowe. Ale błędy można naprawić. Na razie zjedz i się naciesz, drogie dziecko.
- Fuj, weź. Tylko nie z takimi porównaniami...
- Tak mi się zrobiło od przebywania z tobą, jednak powtórzę: umiesz, to napraw.
- Będzie nowe zdjęcie do grupy, mogę czy potrzebuję zgody na prawa autorskie? – zmieniłam temat i ustawiłam odpowiednio telefon.
- Tyle a propos twojej dorosłości.
- „Dorosłość to nie liczby, tylko sztuka dorastania we właściwym kierunku."
Nie wiedziałam czemu, ale Sunggyu-sshi zaśmiał się.
- A, w ogóle... Stres ci minął? Słyszałam od reszty, że byłeś bardzo przeciwny znalezieniu się i wzięciu udziału w „C.Y.D.R.Z.E".
- Zjedz sobie spokojnie, co? – stwierdził i nim zdążyłam zareagować, zabrał ze sobą telefon apple z kolorowym casem. Nie obyło się bez „dziabnięcia" mnie końcówką palca w nos. Och, Buddo...
- Ej, co robisz? Mogę prosić o oddanie? – podeszłam do sunbae, ale ten mnie odsunął. Skąd w ogóle pomysł, że użyłabym na nim aegyo?
- Dlaczego ja muszę się dowiadywać wszystkiego od innych?
- Hmm?
- Obiecałaś, że nic nie zataisz, a tymczasem znów to robisz? Dlaczego nie powiedziałaś od razu, że Jackson i Bang mieli konflikt?
- Ale ciebie ten ślimak interesuje. Czy ja wyglądam jak mapa z informacjami?
- Niezbyt. Po prostu byłoby miło, gdybyś od razu mówiła konkretnie. Czy ciebie śmieszą ludzkie wypadki i nieprzyjemne zdarzenia?
- To miała być niespodzianka i dowiedziałbyś się czegoś po powrocie, ale najwyraźniej tego nie chcesz. Prosiłam, żebyś nie wymuszał informacji o B.S. H. Rozmawialiśmy, a że ona jest zabiegana to...
- Co chcesz powiedzieć? – jego nastawienie od razu uległo drastycznej zmianie. Buddo... Co to za człowiek i co zrobił z hyungiem?
- Teraz to ty możesz co najwyżej usłyszeć ode mnie „dziękuję", bo jednak się trochę nastałeś w kuchni.
- Ja ci wcześniej powiedziałem, że nie ma nic za darmo, a ty się znowu zadłużyłaś. Nie próbuj się wywinąć od tłumaczeń.
- Co chwila okazuje się, że mam jakieś długi, więc jeden do przodu czy do tyłu mnie nie wzruszy. Ech, no ale dobra. Słowo się rzekło, więc...
- Do rzeczy. Powiedz, dlaczego musiałaś wejść w konflikt nawet z Wang Jacksonem. Cierpisz na brak fame'u? Aż tak nisko mierzysz?
- Ja już sobie to z nim wyjaśniłam. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Nie pytam się, co zrobiłaś, tylko dlaczego w ogóle do tego doszło. I z Jaehyungiem tak samo!
- Ojej, jak ty wszystko doskonale wiesz, a ponoć ciebie plotki nie interesują.
- Kluska! Nie zaczynaj. Im szybciej odpowiesz, tym szybciej pozwolę ci na przekazanie mi mojej niespodzianki.
- Tak, tak. No... to tak: z Jaehyungiem to zwykłe zaczepki, ale nic poważnego. Po prostu ma chyba problem z zaakceptowaniem, że nie dość, że w jego wytwórni powstało zamieszanie, to on jeszcze został dodany do tej „produkcji". No i... chyba ma do mnie pretensje tak jak ty na początku, sunbae. Mhm, tak. Jego zachowanie nie jest różne od twojego z tą różnicą, że ten pan nie zaliczył takiej gafy jak ty, ale ogólnie to nie pochwalam, bo co to ja jestem, jakiś worek treningowy? Nie mogę odpowiadać za poczynania jakiegoś ślimaka. Natomiast w przypadku Jacksona... on nic do mnie nie ma, a ta „awantura", do której doszło, to wynik nieporozumienia oraz nerwów i frustracji. Usłyszał gdzieś, że utrzymuję kontakt z Bang albo wiedziałam o konflikcie wcześniej, a to nieprawda, bo po raz pierwszy usłyszałam od Jaehyunga. Mi to wygląda na to, że jestem traktowana jak przynęta na B.S.H., a skąd ja niby miałam wcześniej wiedzieć? Potrzebowałam ochłonąć, ale skoro z sunbae już okej, to z nimi prędzej czy później też będzie.
- Ale jak to frustracja? – dopytywał się Sunggyu-sshi.
- Nie wiem, czy mogę powiedzieć. To w końcu konflikt, który już dawno się rozwiązał... ale to tak samo uderzono w Jacksona jak niedawno w Infinite.
- Co masz na myśli? – drążył temat dalej.
- Było o tym głośno w sieci... jakieś nieczyste zagrania ze strony Woollim? Aha, i wyciąganie na wierzch starej sprawy z Bang Jin Ae.
- Ale konflikt między Seo Hee a Jacksonem? Czemu?
- Nie wiem, ale jestem w stanie zrozumieć jego wściekłość.
- Ty? Ty nie byłabyś w stanie docenić, że ktoś po sobie zostawił bałagan, a bliscy muszą sprzątnąć.
Nigdy nie byłam obojętna na czyjąś krzywdę. To nie było przyjemne słyszeć o tym, że Sunggyu-sshi ma problemy z zaakceptowaniem decyzji B.S.H.
- Masz kogoś konkretnego na myśli?
- Nie życzę ci źle, kluska, ale bez obrazy. Nie sądzę, że wiesz, co się w takiej sytuacji dzieje z człowiekiem. Sama empatia nie wystarczy. Możliwe jednak, że jak kiedyś sama takiego czegoś doświadczysz, to zmądrzejesz.
- Tylko dlatego, że nie stawiam każdego po kątach uważasz, że sama tego nie.... – zaczęłam, ale nie dokończyłam. Nie mogłam dać się ponieść emocjom.
- Właśnie tego w tobie nie lubię. Jesteś całkowicie pozbawiona emocji i ekscytujesz się głupim jedzeniem, ale jak „ktoś" prosi o pilną pomoc, to ty nic nagle nie wiesz. Tylko, że jak „ktoś" ci się narazi, bo wspomni o ślimaku, to ty nagle okazujesz się źródłem informacji. To nie jest normalne zachowanie.
- O czym mówisz, sunbae?
- O tym, że to twoje księżniczkowanie jest żałosne. Zachowujesz się jak wiecznie obrażona diva z wielkiego miasta. Słuchaj, rusz trochę szarymi komórkami na co dzień, a nie tylko, gdy ci się zachce. Cały czas daję ci nowe szanse. Mówiłaś, że nie współpracuję w trakcie zabawy? A nie pomyślałaś, że w ten sposób pozwalam ci rozwinąć skrzydła? Jejku, te wakacje z Byunem naprawdę zamroziły ci mózg.
- I właśnie w tym momencie „diva" powinna się obrazić, prawda? Tym razem się zgadzam, jednak prosiłabym, aby nie mieszać w to kolegi po fachu. To, że ostatnio nie byłam czy też nie jestem sobą, to wcale nie efekt zadawania się z nim. Coś pomyślę nad zmianą.
- Tak? Nie będziesz zaprzeczać?
- Nie. Sunbae wszystko już powiedział i nie zamierzam dodawać nic więcej.
* * *
- Zasady są proste: każde z was losuje piosenkę oraz gatunek. Niewykonanie zadania będzie kosztowało: w ramach kary będziecie musieli zjeść tyle cytryn, ile nie wykonaliście utworów. Hani i ja będziemy przyznawać punkty w kilku kategoriach takich jak technika wokalna, styl oraz wykonanie czy kreatywność. Może wydaje się to wam znajome, bo rzeczywiście pomysł był inspirowany programem z Ameryki „Musical genre challenge". Kojarzycie prowadzącego? BTS u niego było kilka razy.
- Jimmy Fallon, tak? – spytał Sunggyu-sshi, na co wszyscy spojrzeli na niego jak na kogoś z obcej planety. – Co z wami? To takie dziwne, że to wiem i o tym słyszałem? Chyba ważne, że wszyscy mają pojęcie o tym oryginalnym bloku w programie tego człowieka.
- Czyli wszystko jasne, tak? – upewniła się Hani i spojrzała na wszystkie osoby zgromadzone w odpowiednio wystrojonym pokoju. – A! Punkty lecą do pojedynczych osób, ale jak się zamienicie czy będziecie w dotychczasowym układzie, to też możecie je otrzymać. Karne albo zasłużone.
- A sunbae nie chce się zamienić? To nadal jest możliwe. – zaproponowała liderowi Infinite Soyou.
- Niby skąd taki pomysł? Ja kluski nie oddaję, chyba że mi zaoferujesz lepsze rozwiązanie. Jednorożec ten jest naprawdę pożyteczny. To znaczy, gdy chce. Nie dziwię się, że i tobie się jej zachciało... tylko że kluska raczej nie będzie miała okazji, aby ci pomagać. Chcesz, to się postaraj, ale już innym razem. Dziś się naciesz tym, jak wspólnie ze mną grzecznie współpracuje.
- Nikt temu nie zaprzecza. To bardzo dobrze o tobie świadczy, sunbae – przytaknęła Soyou, ale to jej przymilanie wydało mi się jakoś dziwnie nieprawdziwe. Zresztą nie ona jedna wzbudziła kontrowersje swoim zmiennym zachowaniem.
~ ~ ~
(Hyuna)
Wraz z Myungsoo, Dongwoo i Woohyunem sprzątaliśmy dorm z okazji tego, że za parę godzin miał wrócić Sunggyu. Sungyeol pojechał z nadpobudliwą „małą Mi" do jego rodziców, Hoya wciąż nie przyjechał z krótkiej wyprawy, którą sam sobie zorganizował. Sungjong natomiast zostawił nas z robotą i od siódmej rano aż do teraz nie mieliśmy od niego żadnych wieści. Właściwie to nawet się cieszyłam z jego nieobecności, przynajmniej nie musiałam znosić tego fałszywego kaczątka. Woohyun oczywiście stwierdził, że to nie była wina Sungjonga i żebym w końcu się zrelaksowała. To, że jego młodszy brat coś namieszał, to z tego powodu było mi go szkoda, nawet bardzo. Nie uwierzyłam jednak, że nie wiedział o tych wszystkich podłych akcjach, które spowodowała matka Seo Hee. To oni ze sobą nie rozmawiali? Mój entuzjazm do „SeoJong" znacznie osłabł, a Woohyunie od początku był temu przeciwny. Dziwne to jakieś. Najpierw skontaktował się ze mną Lee Taeyong, później ta dziwna Chinka, a dalej to się posypało samo: manager młodszej Bang, Jae z Day6, a nawet Wang Jackson. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w telefonie maknae w spisie połączeń znalazłam numer managera Seo Hee, a nawet połączenia przychodzące z zagranicy! Pominę siebie, ale jak Sungjong mógł zataić te informacje przed Infinite?! Myślałam, że trzyma poziom, ale chyba znacznie się pomyliłam.
Rozległ się dźwięk oraz charakterystyczne kliknięcie. Ktoś otworzył drzwi kodem dostępu.
- O, Sungjongie. Wróciłeś. – przywitał go Woohyun. – Jak tam? Postępy?
- Jak dla mnie wygląda tak samo jak zawsze. Zero poprawy. – odezwałam się i posłałam temu podstępnemu gadowi wściekłe spojrzenie.
- Hyuna, co ja ci mówiłem? – upomniał mnie Woohyun i na wszelki wypadek zamknął w uścisku swoich silnych ramion.
- Widziałem się z tą nową dziewczyną, która prowadzi zajęcia rehabilitacyjne. Rzeczywiście pojawia się w „Twinkle Twinkle". Druga sprawa: to, że ja nic nie wiedziałem o problemach rodzinnych Seo Hee. Ona sama o tym nie wiedziała, co skonsultowałem z odpowiednimi osobami. Ren miał wolne, więc zdobyłem od niego i Da Ri-sshi informacje, gdyż akurat byli u Doyounga.
- Przecież wy za sobą nie przepadacie. – przypomniałam.
- Możliwe, ale to nie powód, by udawać, że się nie znamy. Poza tym trochę w końcu wydoroślał i nauczył się mnie traktować jak człowieka, a nie nawiedzonego potwora z bagien, który zabrał mu ważną osobę. Co do managera Seo Hee: to nieprawda, że został zwolniony i wcale nie robił jej pod górę. On się na nią obraził, bo nie chciała się jego słuchać a propos promowania, ale nie mści się na niej teraz, jak ją zawieszono. Mieli różne zdania, ale chronił jej prywatność, chociaż to prawda, że zdziwił się, gdy usłyszał, że Seo to córka pana Bang Hong Mina. Ale on jej za to nie tępił jak robaka, którego trzeba się pozbyć. On jest teraz na urlopie w JYP. To jakiś kumpel Lee Jiyeon, to znaczy tej nowej wolontariuszki w „TT". Nigdy też nie był karany.
- I ty w to wszystko uwierzyłeś!! – podniosłam głos.
- J.Y. Park zgodził się na spotkanie. Zostało wyznaczone na dzisiaj.
- Wow, jak? – zachwycał się L.
- Manager Seo Hee go poprosił. A, i... może zróbmy Jiyeon-sshi niespodziankę i chodźmy następnym razem całą siódemką. Hyuna-sshi też, jeśli chce. – dodał i popatrzył na mnie z szacunkiem, ale niech nie myśli, że mnie tym przekupi!
- Jaki on jest? Manager naszego ślimaka, oczywiście. – spytał go L.
- Konkretny i na pewno obowiązkowy. Tylko trochę irytujący w swych przekonaniach. Rozumiem, że pożarli się z Seo w kwestii shipowania jej z którymś z chłopaków z Day6. Też nie lubiłem, gdy kluska na siłę wmawiała mi romansowanie z Mizushimą.
- A ta dziewczyna? Długo się spotykacie? – zapytał Dongwoo.
- Ona pracuje tam dopiero od tygodnia, a tak, to jest praktykantką i prowadzi zajęcia artystyczne w szkole Sungjoo i Da Wona, to byli ci chłopcy z tego ośrodka. Poszedłem tam na prośbę Da Ri, niczego nie ukrywam. I nie spotykamy się; to zresztą trochę tak nie na miejscu szukać pocieszenia z „jednorazową przygodą". Po Yamari jakoś się zraziłem i teraz zamierzam cierpliwie czekać na Seo Hee.
- Spokojnie, wierzę – Dongwoo posłał mu uśmiech.
- Ale czemu Da Ri sama nie mogła sprawdzić, tylko poprosiła ciebie? Chciała cię wpakować w jakiś romans? – parsknęłam śmiechem.
- Hyuna, co się z tobą dzieje? Dziewczyno, opanuj się, bo nikt już ciebie nie może słuchać. – Woohyun znowu na mnie naskoczył.
- Aha, ze mną się dzieje?! Od kiedy cię przyjęto na stałe, w ogóle nie masz dla mnie czasu... Dla nas! I od dwóch lat zapominasz o naszych rocznicach. Nie mówię już o tym, że jedyne co robisz, to kursujesz między trzema miejscami. Ustaliliśmy przecież, że jak skończysz terapię z Sunggyu tak jak... jak kiedyś z Seo Hee, to pomyślisz, żeby się pojawił nowy członek rodziny. Przypomnę ci, że ostatni raz kochaliśmy się rok i dwa miesiące temu!
* * *
(Myungsoo)
No, to dowaliła teraz tak, że wszyscy są w głębokim szoku. W normalnych warunkach Hyuna zachowywała odpowiedni dystans, ale ostatnio nikogo nie rozpieszczało życie. Wszystkie możliwe problemy skumulowały się w tak krótkim odcinku czasu, że to aż nienormalne. Niestety zamiast ubywać, to problemów przybywało – coraz więcej na dodatek! Zastanawialiśmy się, co mogło być powodem złego humoru i samopoczucia wybranki Woohyuna, ale nikt z nas nie przypuszczał, że może chodzić o tak trywialną rzecz jak brak aktywności fizycznej przez długi okres czasu. Z drugiej strony nie mogliśmy tego wiedzieć – życie intymne każdego z nas było jego prywatną sprawą. Hyuna nie była aż tak głupia, by awanturować się o zero inicjacji seksualnej – w końcu jest różnica między czterema latami a niecałymi dwoma – w tej kwestii pretensje do świata mogli mieć Dongwoo i Sunggyu hyung.
Hyuna mogła zachować tą informację dla siebie, lecz najwyraźniej coś w niej pękło i nie umiała dłużej ukrywać powodu swojego nagłego napadu agresji, złości i zgryźliwości – głównie przeciw Sungjongowi. Dlaczego jednak padło na Sungjonga? Sungjong przecież zawsze traktował ją z szacunkiem; nawet gdy gadała mu te wszystkie głupoty po jego powrocie od rodziców. Cóż, przynajmniej podchodziła do sytuacji poważnie, chociaż skoro zachciało jej się dzieci, to czemu na początek nie mogła zaadoptować jakiegoś zwierzątka? Słyszałem, że Woohyun i Hyuna mieli małe mieszkanie, ale jak widać nie było to przeszkodą dla Hyuny w podjęciu intensywnych działań prokreacyjnych.
Dongwoo hyung i Sungjong opuścili „miejsce zbrodni", pozostawiając Hyunę i Woohyuna samych (bo ja poszedłem za nimi).
- A, właśnie. Dongwoo hyung, proszę, to jest wizytówka Jiyeon-sshi. – Sungjong podał Dinowoo mały, prostokątny przedmiot.
- Hmm? „Seventh heaven"? Dziwna nazwa jak na szkołę. – stwierdził hyung.
- Jiyeon-sshi tam pracuje jako pomocniczka barmana. – wyjaśnił Sungjong. – Ponoć mają tam też sale. Pomyślałem, że można by pogadać z właścicielem lokalu i byśmy tam zorganizowali przesłuchanie na back dancerów. Woollim prędzej czy później wyśle nas w trasę, a poza tym żaden sasaeng nie wejdzie do klubu bez przepustki.
- No dobra, ale dlaczego mi to dałeś? – zdziwił się Dongwoo.
- Sprawa ma się tak, że hyung ma odpowiednie podejście, a ja po prostu pomyślałem, że ty jesteś najodpowiedniejszy.
- Sungjong... - skarciłem go.
- To nie tak! To nie żadna randka w ciemno. Po prostu... okej, Jiyeon-sshi multibiasuje Dongwoo hyunga. Powiedziała, że jest ważną osobą i to dzięki niemu zajęła się tańcem.
- O, miło. – skwitował krótko. – Pogadamy o tym z naszym liderem?
- Nie powinniśmy działać za jego plecami. Mam nadzieję, że nic jej jeszcze nie obiecałeś? – poinstruowałem młodego nicponia.
- Och, nie. Spokojnie, Jiyeon-sshi nawet nie wie, z kim rozmawiała.
- Nie przedstawiłeś się jej?! No wow, brawo „geniuszu" – potargałem mu kudły.
- Powiedziałem tylko ważne informacje: że przyszedłem do niej, bo Soo Da Ri mnie poprosiła i tyle Jiyeon-sshi wystarczyło. Nie było czasu gadać o głupotach. Poza tym z całym szacunkiem, ale wolę być ostrożny. Chyba też zasługuję na odrobinę prywatności i szacunku ze strony głupich paparazzi?
- Taa, lepiej podchodzić z dystansem szczególnie, że niedawno znowu o tobie plotkowano. Odczepiliby się już. Nie martw się, my w ciebie nie wątpimy – zapewnił go Dongwoo. – Wróci Seo Hee i wszystko z tobą wyjaśni.
- Tu nawet nie chodzi o Seo Hee.
- Wiemy, cierpliwości młody. Infinite wie, że jesteś normalny i nie w głowie ci psychopatyczne zagrywki.
- Sungyeol już dojechał na miejsce i dopiero teraz znalazł chwilę wytchnienia – przekazałem im wspaniała informację, gdyż właśnie otrzymałem smsa od Yeola.
- Coś szybko mu poszło – zauważył Dinowoo.
- Tak, bo Seol Ah wystraszyła się jego alpak.
- O!
- Chaia się nie bała, ale alpak to tak? Czemu tak dziwnie? – dodał Sungjong.
- No, najważniejsze chyba, że „mała Mi" w końcu została wysłana do Morfeuszowej Krainy. – stwierdziłem.
- Hyung nie będzie miał na nic siły. Lepiej sprawdźmy, czy jakieś brudne ciuchy nie walają się po łazience. – zaproponował Sungjong.
- Pewnie Hyuna się tym zajęła. Z nią ostatnio dzieją się niepokojące rzeczy. – przypomniałem.
- Ja bym jednak jej w drogę nie wchodził – powiedział młody.
- Uwierzyłeś w jej brednie? – zdziwiłem się.
- Oj, hyung. Nie każdemu nieskończone zabawy w głowie. Hyuna noona od kilku lat jest razem z Woohyunem i od początku byli względem siebie poważni.
- Ale jest wiele par, które nie posiadają dzieci. Czemu Hyuna się tak zawzięła?
- Może czuje, że jest gotowa. I co, nas to przecież nie dotyczy. Jesteś zazdrosny, Soo-ah?- Dongwoo popatrzył na mnie nieco zdziwiony.- Dlaczego się tak bulwersujesz?
- Sam nie wiem. Chyba za szybko się wszystko dzieje. – wzruszyłem ramionami z bezradności.
- To ja wychodzę. Gdyby reszta wróciła wcześniej i gdyby pytali, to powiedzcie to, co usłyszeliście.
- Idziesz sam? Do budynku JYP?! Czy ty się na pewno dobrze czujesz? – doskoczyłem do Sungjonga i przyłożyłem mu rękę do czoła, ale było chłodne. – A co, jeżeli on tylko żartował? Chcesz mi powiedzieć, że uwierzyłeś w to, że J.Y. Park udziela audiencji ot tak?
- Tak jak wspomniałem manager Seo Hee go poprosił, a pan CEO wyraził aprobującą postawę. Ja nawet nie ośmielałem się pytać.
- Manager Seo Hee? Zrobił nam taki prezent? – zamyślił się Dongwoo.
- No właśnie, też byłem w szoku, a jeszcze bardziej wtedy, gdy CEO JYP osobiście zadzwonił. Ponoć, żeby skonfirmować to, że manager podał mu prawdziwe dane kontaktowe.
- Wow, wow. Ale ci się trafiła okazja. – skomplementował Dinowoo, a ja niewinnie uszczypnąłem młodszego w poliki.
- Aish, hyung. Co ty robisz? – odsunął się ode mnie Sungjong.
- Oj, L. Nie zaczepiaj już. Maknae sobie poradzi – wsparł go „pan Jang", a następnie odprawił młodego, machając mu ręką na pożegnanie. Przeczuwałem jakiś podstęp, ale okaże się później, czy słusznie uczepiły się mnie złe myśli. Głupio byłoby zrazić do siebie Sungjonga; nie chciałem zachowywać się tak jak Hyuna. Mi niczego nie brakowało, a przynajmniej nie do takiego stopnia, bym stał się jakimś chorym desperatem jak manager Seo Hee; nie znam człowieka, a już mam o nim niepochlebną opinię. Przecież tak nie może być! Dlaczego wokół „Nadwornego Ślimaka Infinite" kręci się tyle nienormalnych chłopaków? A później takie a nie inne plotki krążą o Seo. Czy jej to nie przeszkadzało? I dlaczego wytwórnia nic z tym nie zrobiła, skoro było jej w JYP „tak dobrze"? Niech no ten ślimak tylko wróci, to już ja osobiście przeszkolę ją z chronienia prywatności!
~ ~ ~
Sunggyu hyung wrócił po osiemnastej. Tak jak wielu z nas się domyślało, lider-nim był zmęczony, ale nie na tyle, by niczym zombie udał się do swojego pokoju, aby sobie ulżyć we śnie. Przyszykowałem mu herbatę i postawiłem ciasto, które przyniosła Ri. Do kompletu doniosłem ciastek cynamonowych, które ostatnio zrobiły furorę.
- Hyung! Odezwij się w końcu. Chyba cię tam nie torturowali? – zmartwiłem się, a Sunggyu wykonał gest cięcia wzdłuż swojego gardła. – Oh, my God. – mruknąłem, a Sunggyu wystawił swoją dłoń do mojej i położył na niej nie swój telefon... Chyba, że kupił sobie nowy model. – Hyung! Straciłeś rozum? Co w twoich rękach robił telefon ślimaka?!
- Myślisz, że wiem? Sam chciałbym wiedzieć. Znalazłem go w swojej torbie.
- Tak po prostu? Może ktoś ci podrzucił? – dopytywał się Dongwoo.
- Nie wiem, trochę się pożarłem z tą głupią Kim, ale niby zawsze coś ukrywa, a ja dowiaduję się na końcu.
- Mówisz o Ye Bi? Myślisz, że też szantażuje ślimaka? – zdziwiłem się. – Przede wszystkim... wróć! Kiedy, jak oraz gdzie widziałeś Ye Bi-sshi?
- Ten program, do którego mnie wybrali, okazał się być jedną, wielką ściemą. Tam był też Yonghwa, Jackson, Heechul i Park Jaehyung. No i niespodzianka: Kim Ye Bi.
- No proszę.
- Później doszła Soyou, a na koniec Hani.
- O proszę! Musiało być zabawnie. – stwierdził Dongwoo.
- O, jeszcze jak.
- Ale przecież pogodziłeś się z Ye Bi. Dlaczego ją znowu drażniłeś?
- Tylko na początku; później okazało się, że to nie jej wina.
- Ale o co chodzi? – wtrąciłem się znowu.
- To bardzo długa historia, sam do końca nie rozumiem. Faktem jest, że nasz ślimak wymyślił sobie sprytny plan. Tylko, że ślimak zawsze był uparty. I ta cecha nie sprawiła, by wysunęła wnioski, ale ta Kim... ona ma z nią chyba jakiś kontakt.
No proszę, co za infromacje przyniósł Gyu hyung.
- - - - - -
Zdjęcia: google, pinterest
*piosenka zespołu 2PM
** piosenka G.O – Like tomorrow won't come
*** piosenka Shawna Mendesa
**** piosenka Mblaq
***** „Ja nie chcę iść do gwiazd"/ „Początek" – Męskie Granie 2018
****** polskie pyzy ziemniaczane
******* Sarsa – Naucz mnie ; druga piosenka Sarsy śpiewana przez Ye Bi pt. „Ty niebo"
Pomysł wyjazdu Seol Ah z Sungyeolem oraz postać Lee Jiyeon: suomalainen92
Momenty Sunggyu z Ye Bi specjalnie pod suomalainen92
Trochę polskich akcentów wplotło się zupełnie przypadkiem, taki dodatkowy plot twist ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top