Rozdział 17.5 „Bittersweet reality"

(Baekhyun)

    Doyoung w końcu wyszedł z inicjatywą spotkania. Zastanawiałem się, jak długo zamierzał nie pokazywać zdjęć, które wykonał w trakcie mojej i Ye Bi wizyty w ośrodku „Twinkle, Twinkle". Musiałem czekać na to aż rok i czternaście dni! Wiedziałem, że niejaki Choi Ren jest osobistym stylistą kluski, ale o prywatnym fotografie nie słyszałem. Ye Bi chyba nie zataiła tego faktu specjalnie? Gdyby dostała od niego zdjęcia, to by mi powiedziała, jestem pewien, że tak by właśnie zrobiła. Bo on się chyba nie spodziewał, że odbiorę fotografie osobiście?

   Według planu byłem zawalony zajęciami. Teoretycznie do września jeszcze dziewięć miesięcy (osiem bez stycznia), ale jeśli usłyszę, że dorzucą mi do grafiku coś jeszcze, to chyba w ogóle zapomnę, co to takiego sen. Śpię dziennie po trzy lub po dwie godziny, czy liczba ta może ulec jeszcze większemu zmniejszeniu? Dlaczego manager Im to taki idiota, który jedyne o czym myśli to to, jak wykorzystać nasze i CYS skandale na własne potrzeby oraz korzyści? Nasz manager wcale nie jest lepszy. No i jeszcze ta niefortunna Japonka... Fakt, dobrowolnie chciałem jej pomóc, nawet trochę zacząłem do niej crushować... Jednak mam na tyle godności, aby nie działać „pod impulsem" jak niejaki Kim Myungsoo. Z drugiej strony... czy kluska nadal nie widzi, że zrobiła swoją osobą zamieszanie? Każdy w SM wiedział już, że L ją sobie upatrzył; czy kluska naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego, że to, w jak głupi sposób przyciągnęła uwagę kogoś innego postawiło w stan alarmowy całą wytwórnię? Gdybym miał inny charakter, już dawno zaangażowałbym się w pomaganie SM, by zatuszować niekorzystną, nagłą falę szału i mody na Kim Ye Bi. Było to bezsensowne, ponieważ nawet w murach naszej „skromnej" wytwórni kluska posiadała liczne grono wielbicieli. Poza tym nie byłem nikim szczególnym w jej życiu, więc nawet mi nie przyszło do głowy choć raz, aby brać się za ratowanie jej reputacji. Cóż, najwyraźniej była chodzącym przykładem na to, że nazwiskiem i imieniem, można zdobyć największy fan club; nie mam potrzeby zaniżać jej aspiracji tylko dlatego, że mam wątpliwości co do jej metod zawracania ludziom w głowie.

    Po spotkaniu kluski trzydziestego pierwszego października minęło więcej niż dwa miesiące i od tamtej pory nie widziałem się z nią. Niby rozmawiałem z Ye Bi i nastąpiło wyjaśnienie pewnych spraw niecierpiących zwłoki; utrzymywaliśmy kontakt w tradycyjny sposób dzięki wymienianiu smsów), a wcześniej na kakao lub Line (bo w końcu założyła konta), dopóki „ktoś" nie zechciał sprawdzać mojej cierpliwości. Jeszcze nie ma połowy roku, bo dopiero co się zaczął, a ja już musiałem (znowu) zmienić numer; naturalne było więc to, że priorytetem stało się znalezienie sposobu na zabezpieczenie numeru niż ingerowanie w karierę Kim Ye Bi. Mam przeczucie, że jeszcze nie jeden raz zdążę się zaangażować w jej sprawy. Ktoś, kto układał jej harmonogram musi być naprawdę „łaskawy", bo Ye Bi nie ma przecież co robić. Przecież po tym dołożeniu jej obowiązków chyba w ogóle nie wychodzi z budynku! No i jeszcze ten „jej biznes"... nie wiem, co to, ale mam tylko nadzieję, że nie zatraci się w wirze pracy. Już wystarczająco dużo mam problemów doznałem ja, więc nie chcę, by spotkało ją to samo. Zdecydowanie jest za młoda i nie zasłużyła na taki intensywny grafik.

    Chociaż z pewnymi obawami przyjąłem od niej prezent, bo jej słowa były bardzo dwuznaczne, okazało się, że w pudełku nie było tego, czego tak bardzo się obawiałem. Opakowanie zawierało tabletki-lekarstwo, jakie musiała przyjmować Mizushima Yamari, czego z pewnych powodów nie była w stanie czynić.

    Do podjęcia decyzji, aby pomóc jej w dalszym funkcjonowaniu przyczynił się (w znacznym stopniu) Sehun... oraz Ye Bi, jednak największe wrażenie wywarł na mnie ktoś o wiele bardziej mądrzejszy od tej dwójki; ktoś, kto dla wielu ludzi z SM był zawsze najlepszym przykładem do naśladowania. Podziwiałem tą osobę, nie ja jeden, jednak nie uważałem, bym potrafił przebić się przez swoją skorupę tchórzostwa i taniości i pokazać, że również potrafię być dobry dla innych, a nie tylko szczerzyć się bezmyślnie do kamer i rzucić głupim tekstem, mając nadzieję, że kogoś tym pocieszę. Tak, ogromnie bałem się, pod tym względem byłem tchórzem; dopiero historia młodej rookie-modelki sprawiła, iż pewne uśpione mechanizmy w mojej głowie odpowiedzialne za myślenie zaczęły się „ruszać". Zacząłem inaczej patrzeć na sprawy, od których do tej pory stroniłem bądź obracałem je w żart, nie wiedząc, jak sobie z nimi poradzić. Tak, jeśli chodzi o „hejtowanie" Bang Seo Hee to nie było tak do końca to. Bardziej relacja „love & hate". I choć takie zachowania są u większości ludzi normalne, to przy innych wypadałem na bardziej niż nieczułego. Jednak moja ignorancja obrosła już w legendę, przez co zyskałem łatkę człowieka w pełni pozbawionego jakichkolwiek uczuć takich jak empatia czy chęć wsparcia pod każdym względem. Do tej pory nie starałem się tego zmienić, gdyż mi to nie przeszkadzało, ale jeśli komuś zawdzięczam to, że z nieczułego na ludzki ból i krzywdę innych „stwora" ewoluuję (bardzo powoli) w człowieka rozumnego, to tylko i wyłącznie zawdzięczam to seniorowi Kim (reszta to dodatki), który jest dla mnie ważnym sunbae ze starszej grupy - Shinee. „Zasług" Kim Ye Bi również nie mogę zignorować choćbym chciał. Znikąd rozbudziła we mnie motywację (która jakoś tak się mnie mocno uczepiła i została) do działań, do których nie wiedziałem, że jestem zdolny. Ekspertem wciąż bym się nie nazwał, jednak zrozumiałem, że jeśli nie mam jakiejkolwiek wiedzy na dany temat, nie powinienem za wszelką cenę ratować dumy i honoru jakąś głupio-śmieszną gadką na poziomie ucznia gimnazjum, i słuchać głupiego ego.

   I tak żałuję tego, co usłyszała ode mnie w ostatnim czasie Ahn Seol Ah. Nie dość, że wyszedłem na zapatrzonego w siebie, to jeszcze strasznego buraka. Nie widziałem dla siebie limitu w byciu idiotą; doszło nawet do tego, że uwziąłem się na osobę, której życie nigdy nie było usłane różami, po prostu cudownie Byun Baekhyun! Chociaż słów nie można cofnąć, to bardzo bym chciał. Myślę, że kiedy spotkam ją następnym razem będę mógł pokazać jej moją poprawioną „wersję" i nie zaliczę już więcej ani jednej wpadki czy błędu.

Cieszę się, że ktoś dał jej dom i że terapeuci nad nią pracują, jednak uważam, że bez chorób ludziom byłoby o wiele lepiej. A Seol Ah z całą pewnością nie zasługiwała na zło, które otrzymała w darze, potocznie nazywanym życiem.

    Spojrzałem do koszyka i porównałem produkty z treścią listy, którą przy sobie miałem. Znalazłem ją w kopercie, w swojej sportowej torbie tuż po ostatnim spotkaniu z Ye Bi. Krążyły plotki o tym, iż kluska w ogóle nie zjawiła się na tym zgromadzeniu „rodzinki SM". W głębi walczyłem z sobą, by nie wybuchnąć śmiechem niczym wariat i oznajmić, iż Ye Bi jednak się pojawiła. Nikomu nie udało się jej rozpoznać, rzeczywiście mówiła prawdę, ten Choi jest naprawdę zdolny, nawet ja to muszę przyznać. Zresztą, przesiedziała całą imprezę przy stoliku dla VIP-gości, ponoć z Kim Doyoungiem, Kim Hyuną oraz chłopakami z cateringu. Nie wnikam w to, z kim utrzymuje kontakt, poza tym nasze ostatnie rozmowy dotyczyły Yamari. Ale to, że zastosowałem się do tego, co ustaliliśmy na początku nie znaczy, że zgadzam się ze wszystkim, co Ye Bi robi.

~ ~ ~

     Po przybyciu do budynku, wyjąłem elektroniczną kartę, do tej pory skrywaną w miejscu zakładki od telefonu, i przystawiłem ją do zeskanowania. Drzwi z numerem 5019 otworzyły się, a kiedy wszedłem na korytarz, zamknąłem je za sobą. Nie byłem takim głupkiem jak Kai, który wszystkim oraz wszędzie chwalił się z tego, gdzie i kiedy zabiera Jenny, to dotyczyło również sprowadzania jej sobie do naszego dormu. Albo spotykał się z nią w dormu CYS. On i Jenny pokazywali się wszędzie razem i przy każdej okazji. Byli żałośni.

    Nie znalazłem lepszego rozwiązania, więc spotykałem się z Yamari w wynajmowanym mieszkaniu, w apartamentowcu w Myeongdong. Wyjątkowo dzisiaj otrzymaliśmy z chłopakami wolne do końca dnia, więc Japonka mogła mieć dziś swój „Dzień z Baekhyunem".

Ledwo wszedłem do głównego pokoju, a zostałem przyparty do ściany, dosłownie. Cudownie, jak ja to „uwielbiałem"...

-Oppa, przyjechałeś! – usłyszałem na powitanie.

    Początki zawsze bywają trudne, i tak też było w przypadku „przygody" z Yamari. Mimo iż nie jesteśmy w typowym związku, nie chodzimy na żadne randki ani nic, to i tak to, że przebywam w towarzystwie Japonki w swoim własnym, prywatnym mieszkaniu, jest wystarczające.

-Niespodzianka. Mam wolny dzień, jutro dopiero na szesnastą do dziewiętnastej spotkanie, bo jakaś sesja i kręcenie reklamy jakichś słodyczy – wyjaśniłem grzeczni.

-„Naszej reklamy", to chciałeś powiedzieć, tak? – poprawiła mnie i nadęła policzki.

-Nie, reklama EXO. To nowa linia słodkich produktów z naszej wytwórni – wytłumaczyłem jej, gdyż to nie była pora na jej humorki, ale nadęła policzki jeszcze bardziej.

-To miało być nasze... - uparła się jak dziecko, które nie dostało batonika za dobre sprawowanie.

-Cóż, nie mam wpływu na to, jak manager Im o was dba i skoro wystawił was do wiatru, to nie znaczy, że to wina moja oraz pozostałych osób w EXO. W każdym razie Mizzushima-san... - zwróciłem się do niej jeszcze grzeczniej – Czy możesz, proszę, odsunąć się trochę, bo ja... czuję się niekomfortowo przy ścianie.

-Och, jasne... ja po prostu ucieszyłam się, że przyszedłeś – oznajmiła, ale nie wykonała tego, o co ją poprosiłem, przybliżając się jeszcze bardziej i przyciskając się do mnie z całej siły swoim biustem.

Podstępnie i z miną niewiniątka podniosła lewą nogę do góry i ułożyła lewą stopę na moim ramieniu. – Oppa, proszę... czy możesz się mną zająć choć trochę?

-No ale... chyba nie w salonie? – sięgnąłem ręką w górę z zamiarem zdjęcia tego, co mnie blokowało, ale odsunięcie jej stopy na podłogę nie było prostą sprawą.

-Nie tu? – zamrugała i zrobiła smutne „psie oczka". Ech, znowu ją „zaatakowała" chcica, więc trochę mi zajmie ogarnięcie jej.

-Pokój – przekazałem jej w najprostszy sposób. Podziałało. Teraz najtrudniejsza część całego zadania. To już dwa i pół miesiąca, a raperka z CYS nie wykazuje zmian ani chęci. Mam wrażenie, jakby te jej „potrzeby" przybierały na sile coraz bardziej, ale może dzisiaj coś się zmieni. Najtrudniejsze, to przekonać ją do zażywania lekarstwa.

* * *

(Hyuna)

    Informacje od Kyung Seong Ila bardzo różnie wpłynęły na chłopaków. Z całej siódemki, to chyba tylko Hoya starał się dojść do logicznych i łatwo przyswajalnych wniosków, ale dla reszty to było za dużo. Wyjątkowo nie umiem powiedzieć, co o tym myśli Gyu. Wszystko to jakieś takie zawsze zagmatwane dla niego musi być, dlaczego życie nie może mu zesłać trochę słodyczy, mleka i miodu?

Tym razem obyło się bez „Hyuna! Wiedziałaś i mi nie powiedziałaś?!" ze strony Woohyuna. Nie mogłam powiedzieć czegoś, czego sama nie posiadałam w sekcji informacji mojego mózgu, który przeznaczyłam na losy rodziny Bang oraz dramaty z nimi powiązane. Oni też musieli zrozumieć, że nie jestem wróżką, nie tylko Woohyun, ale też reszta Infinite.

-Niech pomyślę, dlaczego CEO oraz prezes mścili się na ojcu Seo Hee, Jin Ae-sshi i Da Ri...- zastanowił się Dongwoo.

-Na Da Ri... nie aż tak bardzo - poprawiłam go.

-No dobra, ale chodziło o to, że to tylko córka oraz bratanica... - zaczął ponownie. – Woollim wzięło odwet bez powodu.

-Ale nad czym tu myśleć, były chore, a CEO i prezes nie wiedzieli, ale jakoś dowiedzieli się, że jeśli takie informacje wyjdą również o Jin Ae-sshi, to wytwórnia zakończy biznes – wypalił Howon. – Wcześniej nie spodobać się im mogło, że pan Bang próbował pomóc córce oraz bratanicy prezesa.

-Mmm... to siostra Seo Hee też ćpała? – zamyślił się L.

-Tego nie wiadomo, ale cierpiała na pewną... przypadłość. – wyjaśnił Woohyun.

-To zaraźliwe? To dlatego Sunggyu hyung cały czas pilnował Seo? – dopytywał się L i posłał wyczekujące spojrzenie w stronę Gyu.

-Między innymi – przytaknął Sunggyu sunbae, po czym wstał i zaczął iść w kierunku korytarza, do schodów.

No nie, czy oni myślą, że Sunggyu będzie im się teraz tłumaczył? Nie musiał, a oni nie mają prawa zmusić go do tego! Szczególnie L, zwłaszcza po tym, jakie sceny mu urządził.

-Ej, gdzie idziesz? Chyba musisz nam coś wyjaśnić? – zatrzymał go L i przywlókł Sunggyu siłą z powrotem do salonu.

-Nic nie musi tobie ani nikomu z nas tłumaczyć. Mógłbyś nie zachowywać się tak idiotycznie? Bo obawiam się, że przeistaczasz się w prawdziwego narwańca, a do tego byuntae, co strasznie mnie niepokoi – sprowadziłam Myungsoo do porządku i odsunęłam go od Sunggyu.

-Hyuna ma rację, Myungsoo-ah. Kiedy indziej i tylko, jeśli nasz lider sam uzna, że chce podzielić się tymi „ekskluzywnymi" wieściami – poparł mnie Woohyun, a L odpuścił. Tymczasowo. – Ale... serio, hyung, gdzie idziesz? – spytał, a Sunggyu zabrał ze stołu telefon.

-Zaniosę naszemu maknae telefon, bo zapomniał – odpowiedział. – Myungsoo i Dongwoo, dziś gotujecie wy. – przypomniał dwójce roztrzepanych młodych mężczyzn.

-Pierwsze słyszę. Kiedy to ustaliliśmy? Co mnie ominęło? – Myungsoo nadal nie ogarnia tego, co się wokół niego dzieje, a ja nie miałam ochoty tak co chwila go prostować. Denerwuje mnie swoim lekceważącym podejściem do sytuacji. Dlaczego Sunggyu sunbae musi mu się tłumaczyć za każdym razem, kiedy coś nie pasuje tylko i wyłącznie Myungsoo? Ileż on ma do niego cierpliwości...

-Ja o tym zadecydowałem, właśnie w tej chwili. Masz coś jeszcze do dodania? – oznajmił Gyu.

-Nie mam nic przeciwko, tylko co mamy wspólnie z Myungsoo przygotować? – odezwał się Dongwoo.

-Nie wiem, sami wymyślcie. Myungsoo to przecież robi karierę w każdej możliwej dziedzinie. – och, Gyu w końcu stracił cierpliwość...

-Chodź do łazienki, trzeba opatrzeć twoje ramię, sierotko – zwróciłam się do Woohyuna i pieszczotliwie pogładziłam go po głowie, delikatnie czochrając mu włosy.

- - -

-Ej, a w ogóle... widział ktoś Hoyę? Przecież był tu z nami. – zauważył L.

-Wyszedł tuż przed Sunggyu – wyjaśnił mu Woohyun, po czym wstał i zaczął iść w kierunku łazienki na parterze. Szybko do niego dołączyłam, by się przypadkiem nie obtłukł jak jabłko przy bliskim spotkaniu z komodą stojącą naprzeciwko ściany, równolegle do drzwi, za którymi kryła się łazienka. Mebel znajdował się daleko, jednak przez nieuwagę można było się uderzyć, a była to ostatnia rzecz, jakiej życzyłam Woohyunowi czy komukolwiek innemu.

-Woohyun-ah, przepraszam. Nie chciałam zrobić ci krzywdy.

-Wiesz, jak bardzo piecze?

-Woohyun oppa... Mimo wszystko nie powinieneś tak się wyrażać o pacjentach. Jeżeli coś jest nie tak, to możesz przerwać.

-Sam nie rozumiem, Hyuna. Wiem, że to nie tak powinno być...

-Więc... co się stało? Ostatnio... dziwnie się zachowujesz i masz lekceważący stosunek do osób z kliniki.

-Cóż, zaczęło się od tego, że Sunggyu hyung wymyślił sobie, że Kim Ye Bi mogłaby być naszą Seo Hee, ale delikatnie wyperswadowałem mu ten pomysł z głowy. To on wprowadził do moich myśli zamęt i chaos.

-Och, to dlatego taki oschły się zrobiłeś? A to tylko przywilej Bang Seo Hee, by przykuwać uwagę? Czy sądzisz, że poza robieniem zamieszania wśród Infinite, nic nie potrafi? I co? Czemu się złościsz na Sunggyu? Czy Sunggyu nie ma prawa martwić się o waszego ślimaka?

-Hyuna-ah, nie przeinaczaj moich słów, dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli. Chodzi o to, że niepokoił i nadal niepokoi mnie stan, w jakim dziwnym trafem znalazł się Sunggyu hyung. Szczerze mówiąc nadal mi się to nie podoba, co sobie wymyślił, ale w tej kwestii jestem bezsilny, nie mogę mu pomóc, to... ten problem mnie przerasta. On nie daje sobie szans.

-Nie możesz czy nie chcesz? To dwie różne rzeczy, Namu. – przypominanie mu było męczące. Z nich wszystkich Woohyun powinien chcieć najbardziej pomóc Gyu, a tymczasem od kogo dostaje wsparcie? Od maknae, którego nigdy nie podejrzewałam o taki rodzaj „lojalności". Czy Woohyun naprawdę tak nisko upadł, że już nie umie normalnie zamienić słowa z którymkolwiek z Infinite? Czy Gyu nie ma prawa mieć problemów?

-Naprawdę nie mogę, ale to nie znaczy, że nie będę próbował znaleźć sposobu. Tylko potrzebuję przerwy – odpowiedział po chwili wahania.

   Ujęłam dłoń swojego chłopaka i zaczęłam kłaść cienkie warstwy kremu na odciski, oparzenia i rany; lepiej, żeby mu to szybko zniknęło, bo inaczej źle to będzie o mnie świadczyło. Zaatakowany przez moje „szpony"... nie dziwię się, naprawdę musiało piec. Między nami nigdy nie dochodziło do żadnych aktów przemocy, ale teraz dzięki mnie Woohyun zyskał nową ranę. Zupełnie niepotrzebnie.

Cóż, bywa. Będzie miał nauczkę na następny raz.

* * *

(Hoya)

    Wszyscy byli zaaferowani informacjami i ochłaniali po wyjściu managera, więc nie słyszeli, że przed dormem zrobił się hałas. Postanowiłem to sprawdzić.

System antywłamaniowy posiadaliśmy, ale w dormie na obrzeżach, zresztą nawet on nie zdał ostatnio egzaminu. Chłopaki tak się przejęli, a tu, być może, ktoś się dobija, bo odkryto miejsce, w którym przebywamy w wolnych od wyjazdów, chwilach. Dobrze, że mam głowę na właściwym miejscu i przynajmniej w przypadku domniemanego zagrożenia szybko reaguję. Może pan Kyung czegoś zapomniał?

   Gdy zszedłem na dół schodami i wyszedłem przed budynek, zauważyłem puchatą kulkę na ławce. Byłoby źle, gdyby okazało się, że ten dźwięk to zabawka, której najpewniej zapomniało jakieś dziecko, więc podszedłem bliżej, aby sprawdzi, czy rzeczywiście to małe „coś" wydawało „taki" odgłos. Nim zdążyłem podejść do stworzenia bliżej, ponownie usłyszałem jakiś dźwięk. Tym razem był to odgłos szurania i stukania, ponieważ nadchodząca osoba trzymała w prawej dłoni reklamówkę z czymś hałasującym i szeleszczącym. Puchata kulka poruszyła. Małe „coś" miało gęste futerko, małe, ale zapewne ostre pazurki, długi i okrągły ogon... co to takiego?! A co najważniejsze: kim jest tajemnicza postać?

    Jeżeli dziewczyna, która właśnie się pojawiła, ma zamiar męczyć futrzaka tuż pod dormem Infinite, to źle trafiła i lepiej dla niej, by nie okazała się sasaengiem. Nie obchodzi mnie, że to naprawdę młoda nastolatka.

-Och, ahjusshi – pomachała niezajętą ręką w moją stronę i podbiegła. Prawie się wywaliła, jednak odruchowo chwyciłem ją za ręce do góry, więc nic się jej nie stało, ale torba wypadła jej z dłoni. Mimo iż uchroniłem ją przed bliskim spotkaniem z twardym chodnikiem, dziewczyna gdzieś wcześniej musiała się wywrócić, bo miała rozerwane spodnie na lewym kolanie – utwierdził mnie w tym przekonaniu widok świeżej rany, która nie była niczym innym, niż zakrzepniętą krwią.

Spojrzałem w dół na jej buty, jednak sznurówki były zawiązane, nie mogła się potknąć, chyba że była straszną niezdarą...?

-Ahjusshi z wcześniej powiedział, że... pod tym adresem mieszka Infinite – odezwała się i zaczęła zbierać to, co jej wypadło z reklamówki. Co za sprytny dzieciak, w jaki sposób udało jej się wycyganić te zastrzeżone informacje od naszego managera?

-Co... kto?

-Ten ahjusshi, co mi pomógł z płaceniem i... i zawiązał mi buty, kiedy się przewróciłam.

-Aish, dziecko, idź ty może lepiej do domu – westchnąłem. Nie byłem w humorze, aby wdawać się w dłuższe rozmowy z jakąś nachalną smarkulą.

-Ahjusshi z wcześniej powiedział, że widział Chaia na ławce – nadęła policzki. – Nie odejdę bez niego.

-Chai? Herbata? Chcesz pić? – spytałem.

-O, widzisz tę kulkę, ahjusshi? To jest Chai. Uciekł Renowi, bo my wcześniej byliśmy u pana weterynarza, a on mu się wyrwał z rąk, jak już mieliśmy wsiadać do samochodu. I uciekł. Ren nie kupił mu zabawki, bo nie miał gotówki. Chai się obraził i uciekł.

    Dziewczyna wspomniała o kimś znajomym (w pewnym sensie), więc już wiedziałem, z kim mam do czynienia. Mniej więcej. Wziąłem zwierzaka do rąk. Mentalnie pochwaliłem się za swą bystrość. Pomoc tym biednym maluchom nie była żadną ujmą na honorze.

-E-ej! – zatrzymała mnie Seol Ah.

-Nic mu nie zrobię. – zapewniłem ją. – Ale musimy wejść do środka, bo na dworze zimno – wyjaśniłem, ale dziewczynka stała jak zaklęta. – Chodź, ktoś zadzwoni, że jesteś z nami. – po tych słowach, po których w końcu przekonała się, że nie mam złych zamiarów, w końcu się ruszyła. Przepuściłem ją w drzwiach pierwszą i cały czas miałem na nią oko, by już nigdzie dalej nie odeszła. Przysunąłem kartę, po czym drzwi do mieszkania otworzyły się.

-Och, Hoya-ah. Wyszedłeś się przewietrzyć? – usłyszałem głos Myungsoo dobiegający z kuchni. Chwilę po tym wyszedł na korytarz. – O? Co ty masz w rękach?

-Wziął Chaia bez pytania. Ahjusshi, a ty kim jesteś? Bo ten się nie przedstawił.

-Seol Ah? Co się stało? Dlaczego tu jesteś? – na szczęście zanim Myungsoo zrobił przedstawienie pojawił się Woohyun. – Chyba dziś nie mieliśmy się spotykać?

-Och, ahjusshi z wcześniej mówił prawdę. Naprawdę tu mieszkasz – pomachała mu ręką.

-Seol Ah, skup się, co tu robisz? – powtórzył i położył jej ręce na ramionach. – Jaki „ahjusshi"?

-Taki... wysoki, ale chudy jak patyczak...

    No to świetnie. Seol Ah minęła się z naszym managerem. Ona się pewnie starała, sam to widzę, ale co do pana Kyunga nie jestem przekonany.

-Poszłam za nim – wskazała ręką na coś, co trzymałem.

-Zgubiłaś zabawkę aż tutaj? – zdziwił się Woohyun i wytrzeszczył oczy. Z łazienki wyszła Hyuna, a mała dziewczynka natychmiast do niej podeszła.

-O, hej Seol Ah. A Ren i Da Ri wiedzą, że tu jesteś? – zapytała ją Hyuna, prezentując nam, jak ładnie umie obchodzić się z dziećmi, pozwalając Seol Ah przytulić się do niej.

-Bo ten ahjusshi wziął Chaia... Uciekł Renowi podwójnie, raz, bo złapał go za mocno u weterynarza, też się wyrywał. A dwa, bo Ren nie kupił mu zabawek, bo nie miał gotówki. Chciałam pomóc go znaleźć, ale nie wiedziałam, w którą stronę pobiegł, więc najpierw pobiegłam do sklepu, by zwabić go zabawkami. Zauważyłam go, no i pobiegłam za nim aż do sklepu i poszłam kupić przekąski... i wtedy wyszedł ahjusshi, a ja nie wiedziałam, jak wrócić do Rena, więc pierwsze, co przyszło mi do głowy, to terapeuta Woohyun..., więc zapytałam czy wie, gdzie mieszka terapeuta Nam. Tak tu trafiłam.

-Nie używasz telefonu? – westchnąłem i położyłem Chaia na podłodze, a ten natychmiast zaczął „człapać" do każdego (obecnego na parterze) członka Infinite.

-Woohyun, zajmij się przygotowaniem czegoś do picia. Howon-ah, proszę towarzysz Woohyunowi i L w kuchni. Razem go ogarnijcie, nim podniesie alarm. Ja zajmę się Seol Ah i zadzwonię do Rena, żeby się nie martwił – poinstruowała nas Hyuna.

-I to ja jestem ten najbardziej nieodpowiedzialny, ale to on ma w opiece Seol Ah – westchnął Woohyun, po czym poszedł do kuchni, a ja za nim, ale wcale nie uważałem tak jak Hyuna, jednak wolałem się z nią nie kłócić. Myungsoo... Myungsoo już siedział w kuchni i „grzecznie" kończył przystrajać jakieś czekoladowo – owocowe desery. Niby dlaczego Hyuna uznała, że L przeżył szok zobaczywszy Seol i zwierzaka? L miał ostatnio z sobą problemy, ale chyba nawet on nie był na tyle „niedyspozycyjny przez szał na kluskę", by zachowywać się jak wystraszony pięciolatek?

-Co to za jedna? – zapytał nas przyciszonym głosem nie odrywając się od dekorowania. Strach przyznać, ale był w tej sztuce zabójczo doskonały. Czyżby planował wkręcić się w świat gastronomii?

-To dziewczynka z ośrodka, którą Da Ri niedawno adoptowała – wyjaśnił mu, póki co cierpliwie, Woohyun.

-Ale ja nie o to... Howon-ah, jak ona się tu znalazła?

-Sam nie bardzo wiem, ponoć się zgubiła i przyszła aż tu ze swoim zwierzakiem – wyjaśniłem.

-Omo! Chai tu jest? – przywaliłem sobie mentalnie liścia. Co w tym takiego niezwykłego? I skąd L zna Chaia, ale Seol nie?

-Rozumiesz coś z tego, Woohyun? – zapytałem byłego terapeutę Seo Hee.

-Cóż, najwidoczniej to nie jego pierwszy raz, kiedy widzi pandę czerwoną. Najważniejsze, by zbytnio nie krzyczał jak fan w trakcie występu, na jakimś Music Banku albo innym wydarzeniu lokalnym.

-Ha, ha, śmieszne. Jak widzicie Myungsoo potrafi być poważnym biznesmanem, kiedy chce. – L powiedział o sobie w trzeciej osobie! Wraz z Woohyunem zacząłem się z niego śmiać.

* * *

(Sunggyu)

    Wyszedłem z pokoju z zamiarem zejścia na dół. Zauważyłem, że tuż przed schodami na dole siedziało jedno z dzieci z „Twinkle, Twinkle". Od razu ją rozpoznałem, ponieważ Sungjong właśnie uzupełniał album, bo miał wymieszane zdjęcia. Brawa dla niego, że zabrał się za porządkowanie zdjęć po roku i pół miesiąca czasu. Czyżby Woohyunowi znowu zachciało się grupowej terapii? Po co ją tu przyprowadził? Nie mam nic do dzieci z tego ośrodka, ale umm... to chyba nie była i nie jest odpowiednia pora na odwiedziny?

-Rusz się, nie śpij przejściu, ktoś chce przejść – dziewczynka wzięła skądś pluszową, a do tego piszczącą zabawkę do kąpieli w kształcie małego pingwinka Pororo i hałasowała nią intensywnie, trzęsąc przy uszach futrzaka. Tuż przy pierwszym schodku leżało zwierzę – bliżej niezidentyfikowanej rasy, rozłożone poziomo; zatrzymałem się na trzecim stopniu schodów i przysiadłem sobie w bezpiecznej odległości. – Przesuń się, przesuń. Ktoś ci nadepnie na ogon, Chai.

-Hej. Kim jesteś? – wyciągnąłem do niej rękę w przyjaznym geście.

-Pana chyba nie kojarzę... - zrobiła minę, jakby głęboko myślała nad moją tożsamością, ale nie wydawała się być przestraszona. Mm, odważna z niej młoda osóbka.

-Wszystko w porządku, Sunggyu. Seol Ah jest niegroźna. Zresztą niedługo ją odwiozę. Renowi skasowali samochód, bo zaparkował w złym miejscu, właśnie do niego zadzwoniłam – zawołała Hyuna z salonu, zaś dziewczynka nazwana Seol Ah zaśmiała się. Ach, czyli ta mała została jednak adoptowana? Mimo wszystko Woohyun nie powinien przyprowadzać jej bez uprzedzenia...

-Hmm, no dobrze. Czy on musi tu tak leżeć? – spytałem, a dziewczynka posłała mi zmartwione i przepraszające spojrzenie. – No co jest? – zdziwiłem się, bo nie takiej reakcji się spodziewałem.

-On najbardziej lubi spać właśnie przy schodach i trudno go namówić do zmiany miejsca „leżakowania" – wyjaśniła Seol Ah.

-Co to w ogóle za zwierzę? Jak się z tym obchodzić? – zapytałem ponownie. Musiałem ją czymś zająć, żeby przestała hałasować. Ostrożnie przestawiłem stopę nad zwierzęciem. Przeszedłem z ostatnich trzech schodków bezpiecznie na panele podłogowe.

-To... można go przekupić słodkimi łakociami, je to, co ludzie, ale niezbyt wiele czekolady czy cukierków..., ale nie wzięłam ich, bo zostały w torbie z zakupami u Rena w jego samochodzie. Panda czerwona, humorzasta. – objaśniła, podejrzewam, że w wielkim skrócie.

-Och, świetnie. Panda... - kiwnąłem potakująco głową, ze zgrozą zastanawiając się, ile to małe wpiernicza bambusa i innego rodzaju pożywienia.

-Co się stało? – z kuchni wyszedł Myungsoo, w dziwnie dobrym nastroju.

-Co jedzą pandy? Znaczy takie, jak ta tu, nie te wielkie – szybko się poprawiłem. Choć trochę chciałem zachować twarz, a nie się znowu wygłupić.

-Chai je swoje chrupki, nie bambusa. Wyglądają jak słodycze – przypomniała Seol Ah. – Karmimy go też owocami.

-Super, a jak wyglądają? – dopytywałem się.

-Seol, nie. Nie targaj go tak mocno za uszy. Jak zechce, to wstanie. Sunggyu go nie skrzywdzi. A wy – zwróciła się do mnie, a potem do Myungsoo Hyuna. – Będziecie musieli uważać na to jedno i drugie małe. Myungsoo-ah, pójdziesz ze mną i Woohyunem. – zarządziła Hyuna. – Zużyłeś wszystko do deserów, włącznie z bakaliami, piankami marshmallow i orzechami – upomniała go.

-Proszę – Myungsoo po szybkim pójściu do kuchni powrócił ze szklanką. zbliżył się do Seol i wręczył jej do rąk to właśnie szklane, długie walcowate naczynie z owocową oranżadką w proszku.

-Tak, tak. Chodź już. Hoya i Sunggyu sobie poradzą. W razie potrzeby zostali na górze jeszcze Dongwoo, Sungyeol i Sungjong – oznajmiła Hyuna. Już otwierałem usta, by zaprotestować lub by cokolwiek powiedzieć, lecz uprzedził mnie Myungsoo.

-Dongwoo jest w pokoju na dole. Widziałem jak schodził jakiś czas temu. – poprawił Hyunę L i spojrzał jeszcze raz na Seol, a ona na niego. – O! Wyglądasz znajomo. Gdzie ja cię wcześniej widziałem, maluchu?

-Yah, tylko nie maluchu! – zawołała oburzona dziewczynka. – W grudniu skończyłam piętnaście lat.

-Rozumiem, że Da Ri nie może dowiedzieć się, że Seol Ah u nas jest? – spytałem Woohyuna i Hyuny, gdy Seol była zajęta odpieraniem zaczepek L. Zdecydowanie nie miał podejścia do takich dzieci jak Seol Ah, więc niepotrzebnie starał się zapunktować u Hyuny.

-Aigoo, nie dzwońcie do unnie na razie. Ren wie, gdzie mieszkacie, tak powiedziała Hyuna unnie, przyjdzie – oznajmiła Seol Ah i zajęła się popijaniem swojej oranżadki.

-Huhu, mała spryciara. To pa, chłopcy cię oprowadzą, w razie potrzeby dzwoń na numer alarmowy, gdyby nie współpracowali.

Hyuna ucałowała ją w czubek głowy. To się nazywa odpowiedzialność.

     W tempie błyskawicznym Hyuna opuściła dorm, przy okazji wyprowadzając za drzwi Namu i Myungsoo.

Przeszedłem bezpiecznie korytarzem i sukcesem zakończyłem dotarcie do miejsca docelowego – kuchni. Ledwo upiłem dwa małe łyki wody i przegryzłem wafelka ryżowego do połowy, gdy poczułem, że moja lewa ręka bezwładnie uderza o blat stołu. Aish, to bolało...!

-Łazienka... szybko! Proszę mi powiedzieć, gdzie jest – usłyszałem dziecięce chlipanie.

* * *

(Sungyeol)

   Musiałem sobie poukładać w głowie to, co przekazał nam manager Kyung, ale im dłużej nad tym myślałem, tym ogarniało mnie przeczucie, że teraz nie staram się dostatecznie wystarczająco, bo prawie nic nie było dla mnie logiczne. Za dużo tajemnic i mój mózg nie jest w stanie zarejestrować wszystkich danych, aby je odpowiednio przyporządkować. Sungjong „zgubił się" na strychu, na który polazł jakiś czas temu, a reszta... słyszałem ich na dole, a potem trochę się zamyśliłem i straciłem poczucie rzeczywistości. Niepokoi mnie ta nagła cisza, czyżby wszyscy powychodzili i zostałem w dormie sam? A nie, schody skrzypnęły, więc ktoś po nich wchodził na górę bądź schodził z góry. Odsunąłem drzwi; na korytarzu zauważyłem wijącą się dziko rudą kulką. O? Od kiedy mamy kota?

-Później ci wyjaśnię, popilnuj go przez chwilę – posłał mi krótki komunikat Sunggyu hyung, jednak zmieszało mnie to jeszcze bardziej. – Zajmij go czymś, żeby za mną nie lazł – dodał, po czym udał się do pokoju na samej górze, zostawiając mnie z... kotem? Tsch, też mi wskazówka. Niby jak i czym mam zabawić rudawego stwora?

-Hi*! – zwróciłem się uroczo do nieznanego czworonoga, traktując go przyjaźnie, jak zalecił mi Sunggyu hyung, lecz z dystansem. W końcu nie wiem, w jakim stopniu futrzasty zwierz jest groźny. Na szczęście miałem wprawę w obchodzeniu się z różnymi zwierzętami domowymi, więc dziwny rudo-czerwony „futrzasty przyjaciel" mi nie straszny. – O? Yah, nie kładź się w przejściu – ukucnąłem przy nim, kiedy futrzak najzwyczajniej w świecie zdecydował się uciąć sobie późną, popołudniową drzemkę, w przejściu tuż przed drzwiami mojego pokoju, dzielonego w tym tygodniu z Myungsoo.

-Daebak! Woah, skąd wziąłeś pandę, Sungyeol-ah? – zawołał Dongwoo. Wyszedł z łazienki w dresie i ręczniku przewieszonym wokół ramion. Nietrudno zgadnąć, że wziął prysznic. To on nie był na dole w sali do ćwiczeń?

–Panda? – zdziwiłem się i przyjrzałem uważniej i bliżej temu zwierzakowi.

-Panda mała czerwona, o ile się nie mylę – objaśnił mi niczym największy znawca. – Ale serio, Yeol, skąd żeś to wytrzasnął? – kontynuował swoje „przesłuchiwanie" mojej osoby.

-Nie wiem... Sunggyu hyung powiedział, że wyjaśni... tylko, że poszedł teraz na samą górę.

-Co robicie, hyungowie? – drzwi pokoju, gdzie przebywał zazwyczaj Sungjong gwałtownie otworzyły się i na korytarzu zjawił się nasz sławny, przesadnie cukrowy aż do granic, maknae. To on jednak też był u siebie? –O? Chai, prawda? Ale Ren by raczej nie przychodził tu z tobą, co nie, a Da Ri-sshi nie ma powodu, aby nas odwiedzać. Seo Hee już z nami nie mieszka, no chyba, że Da Ri przychodziłaby, żeby odwiedzić Hyunę noonę albo Woohyuna hyunga.

-Ten zwierzak jest Choi Rena? – zapytałem, a Sungjong kiwnął głową. – Ale skąd ty to wiesz?

-L hyung... kiedyś ich odwiedził i powiedział, że widział, że Da Ri-sshi i ten Min Ki... że adoptowali pandę małą.

-Adoptowali?! I ty to zapamiętałeś czy wymyśliłeś teraz na poczekaniu? – zmarszczył czoło Dongwoo, niezbyt wierząc w prawdomówność Sungjonga.

-To Chai, jestem tego pewny – przyznał Sungjong. – Gdzie jest Sunggyu hyung? – spytał, ale GyuGyu właśnie powrócił z „zaszczytnej misji" udania się na strych. Ręce miał zajęte. – Hyung? Można wiedzieć, po co poszedłeś na górę? – zaatakował lidera pytaniem maknae.

-Mały alarm. Mamy w dormie niezapowiedzianego gościa w postaci Ahn Seol Ah i tego tutaj, jej pandę, Chaia – wyjaśnił naszej trójce, a Sungjongowi pojawiły się w oczach iskierki. – To ta nowa pacjentka Woohyuna. – dodał, gdyby nie było jasne od razu.

-A! To dlatego tak radośnie było na dole! – zauważył Dongwoo, popierając entuzjazm maknae, a ja miałem ochotę przybić sobie mentalnego liścia. – Hyuna nadal jest?

-Ona, Woohyun i L poszli na drobne zakupy. Zostawili nas samych z tym dzieckiem i jego zwierzątkiem.

-A, tak. Chai jest Rena – przypomniał nam Sungjong. – Ale Sunggyu hyung, co takiego potrzebowałeś ze strychu?

    Śmieszny futrzak zbudził się ze swojego krótkiego snu i uznał, że najwyższa pora, aby się przemieścić.

-Czy to nie zapasowe ubrania Hyuny? – Dongwoo wskazał na wystające z papierowej torby prezentowej, rękawy bluzki, która w rzeczywistości była własnością Hyuny.

-Mówiłem, że mały alarm – rzucił nerwowo lider, po czym zniknął nam z oczu. Nie był zbyt chętny do tłumaczeń...

-„Mały alarm"? – zamyślił się Dinowoo.

-Aish, co za zwariowany dzień – westchnął Sungjong, wziął tego Chaia na ręce i zniósł go z powrotem na dół. Kiedy znalazłem się na parterze, Chai podszedł do lidera, który przez szparę w drzwiach przesunął torbę z ubraniami. Chai zamachał ogonem na lewo i prawo niczym kot, przesuwając go po panelach zbierał tylko kurz i inne drobne śmieci. Aha! Wszystko jasne, tylko czy w „ekwipunku Hyuny", który zostawiła sobie w dormie na „czarną godzinę" znajdowała się również pewna niezbędna rzecz przydatna każdej dziewczynie lub kobiecie na tak zwane „truskawkowe dni"?

To fajnie, że lider nie spanikował i wykazał się odpowiedzialnością i refleksem... tylko z tego, co wiem, od Woohyuna, jego obecna pacjentka wymaga lepszego podejścia niż było w przypadku Seo Hee. Jednak, jak na razie, nie mogę się wypowiedzieć, widzę Seol Ah dopiero pierwszy raz w życiu i nie wzbudziła we mnie skrajnie negatywnego pierwszego wrażenia.

Chai chciał się wpakować do środka małej łazienki, ale nie miał już którędy, gdy drzwi zostały całkowicie zasunięte przez GyuGyu.

-On chyba jest głodny – zauważył Dongwoo, a za chwilę wybuchnął nagłym i niepohamowanym śmiechem na niecodzienny widok. Rudawy stworek uczepił się swoimi przednimi łapkami z malutkimi pazurkami, palców u prawej ręki Sunggyu hyunga. Nie wyglądało to źle, ale lidera niezbyt bawił fakt, iż dziwne stworzonko próbowało gryźć jego palce.

-Ej, Chai. Nie palce, nie wolno! – z łazienki wyszła (najprawdopodobniej) Seol Ah. Była ubrana w rzeczy Hyuny, więc trochę w nich „pływała", szczególnie w górnej partii ciała, ale najważniejsze, że została udzielona jej pomoc w tak niekomfortowej sytuacji. Jak gdyby nigdy nic pogłaskała stworzonko po grzbiecie, a jednocześnie oddzieliła Chaia od palców lidera. Były delikatnie poślinione, lecz całe oraz bez najmniejszych śladów zębów.

-On gryzie? – spytał ją (już po fakcie) Gyu „na wszelki wypadek" i wytarł całą rękę w papierową chusteczkę.

-Tylko, jeżeli wyczuje, że dzieje mu się krzywda. On się w ten sposób broni – odpowiedziała inteligentnie. – Boli? – spytała z troską w głosie, co było nawet urocze.

-Nie, tylko... dziwne uczucie – stwierdził Sunggyu.- Uczepił się... Tak, jakby „coś" cię trzymało, ale nie chciało skrzywdzić. W pewnym sensie... przyjemne.

-Ach, właśnie! W ten sposób Chai się zaznajamia i najwyraźniej cię polubił. Gdzie Howon-sshi położył taką przezroczystą, plastikową reklamówkę? Tam były gryzaki Chaia...

-Dongwoo hyung poszuka – zaproponował Dongwoo i popędził ochoczo na korytarz.

    Kiedy Sungjong wrócił z kuchni i przyniósł mały talerzyk z płatkami kukurydzianymi, zapewne przeznaczonych dla Chaia, udałem się do łazienki, aby dopełnić „gospodarskich honorów"; dyskretnie nastawiłem pranie z zabrudzonymi rzeczami Seol, które rzeczywiście wymagało natychmiastowego czyszczenia. Do końca dnia powinna już je mieć z powrotem na sobie – suche, czyste i wyprane w pachnącym płynie i proszku, a jeżeli nie zdążą wyschnąć, to dostanie je, gdy tylko będzie to możliwe.

* * *

(Ye Bi)

    Oczywiście zawsze musiałyśmy mieć jakieś przygody, nie mogło obyć się bez nich. Zupełnie, jakby wisiało nad nami jakieś fatum i z góry były nam pisane serie nieprzyjemnych zdarzeń. Obsesja managera niczego nie ułatwiała; zachodzące zmiany w jego zachowaniu znacząco wpłynęły na ponowną zmianę zdania o nim i Jenny, przynajmniej mojego zdania, chociaż słyszałam, że Shim Jenny zafundowała mu dwutygodniowe zwolnienie lekarskie ze względów zdrowotnych. Przez ostatnie czternaście dni pan Im nie kontrolował nas, gdyż przechodził rehabilitację, a Jenny to już w ogóle zapomniała o rzeczywistości. Przez chwilę (znowu!) wydawało mi się, że visual jednak umie wysnuć dobre wnioski. W rzeczywistości nie było tak „różowo", pomimo jej nieuzasadnionego „buntu" przeciwko managerowi.

    W tym samym dniu, w którym miało odbyć się spotkanie CYS oraz Infinite, Jenny zdobyła bilety na koncert Kwon Jiyonga i oczywiście musiała pójść. Podobno comeback po jego długiej chorobie, więc nie mogła sobie odpuścić, bo nie wszyscy, w tym i Jenny, uwierzyli w to, że Kwon spędził „długie wakacje" za kratkami.

    Przyjechałyśmy na salę przed czasem, bo okazało się, że trzeba było posprzątać... Niby wszystko ogarnęłyśmy przed przybyciem „gości", ale okazało się, że sunbae z Infinite spóźnią się. Wiadomość została wysłana do Zhan przez Howona, więc początkowo członkinie CYS podchodziły do tej informacji sceptycznie. Dopiero po tym, jak Zhan Zhan postanowiła uświadomić nas, iż to nie żaden prank smsowy, tylko że nadal nie poprawiły się jej relacje z liderem Infinite, CYS doszły wspólnie do wniosku, że Zhan przyda się spacer – bardziej niż kontynuowanie wymieniania smsów z Hoyą, aby nabrała odwagi i siły podczas najbliższej konfrontacji z szanownym Kim Sunggyu. Lee Howon natomiast zdobył punkty u CYS za niesienie bezinteresownej i nieodpłatnej pomocy naszej, wciąż momentami zagubionej i nieporadnej, liderce.

    Zostałam w pomieszczeniu z kilku powodów. Po pierwsze nadal nie wiedziałam, jak odnaleźć „wspólny język" z Teddy Bear. Nie byłam z nią na tyle blisko, aby pozwolić sobie na więcej niż do tej pory. Dotychczasowe metody nie pomagały, a wręcz zaszkodziły, ale nie chciałam się w to dalej zagłębiać, dalej Baekhyun sunbae musiał sobie z Yamari radzić sam; tymczasowo straciłam wiarę w to, że jestem w stanie wrócić z Yamari na poprzednie relacje. Gdyby tylko przestała być taka strasznie uparta i zechciała dać sobie pomóc... ale niestety, sytuacja jest tak poważna, że wolę się do niej przez jakiś czas nie odzywać. Byłam z nią parę razy na wizytach u specjalistki, nawet uzgodniłam z Teddy Bear pewne rzeczy, o których normalni ludzie nie rozmawiają na co dzień i wydawało mi się, że taka szczerość między nami wystarczy, że skoro się tak poświęciłam, to przynajmniej ona spróbuje dać też coś od siebie. Jednak na Yamari nie zadziała nawet „terapia szokowa". Specjalnie namówiłam ją na „takie" zakupy w „takich" miejscach, ale skończyło się na tym, że ani razu nie wykonała zalecanych przez panią Jung Ye Sul „czynności" z użyciem „tych" rzeczy, w skrajnych przypadkach nazywanymi również „pomocami medycznymi". Może Baekhyun-sshi ma do niej więcej cierpliwości, ale mi się ona skończyła. A przecież nikt tak nie rozumie kobiety jak druga kobieta. Cóż, w przypadku Yamari to się nie sprawdziło. Cierpiałam na brak pomysłów związanych z tym, jak pomóc Yamari; mogłabym sięgnąć po inne „środki", ale nie chciałam przekraczać dozwolonej granicy i wolałabym uniknąć stosowania brutalnych sztuczek wymyślonych i rozpowszechnianych przez Shim. Już samo to, że zabrałam Teddy do „magicznego sklepu", gdzie sprzedawane są „takie" rzeczy, było przekroczeniem granicy, bo jeszcze nigdy przedtem nie zdarzyło mi się przyjście do „punktu zła". Nie sądziłam, że kiedykolwiek znajdę się w sytuacji, kiedy będę musiała się tam udać.

    To było po prostu nie do pomyślenia, co ta smarkula wyrabia! Mamy w grupie sasaeng, a do tego byuntae... mamy w grupie niezaspokojoną desperatkę, ale żadna sobie nie wypomina tego, jakie jesteśmy. Shim postanowiła to zmienić; dzięki niej nasza liderka straciła szacunek nie tylko w oczach lidera Infinite, ale również swojej wieloletniej znajomości z Kim Junmyeonem. Skoro tak bardzo przeszkadzamy „szanownej panience Shim", to nic nie stoi na przeszkodzie, aby zakończyła współpracę i odeszła. Co chce osiągnąć przez „taki" rodzaj szantażu na nas, wywlekając najgorsze tajemnice każdej z CYS?

    Powód numer dwa: zostałam, gdyż ktoś musiał ratować resztek honoru Can You Smile na wypadek, gdyby Infinite pojawiło się, nim zdążyłyby wrócić ze swojego odstresowującego spaceru. I w końcu powód numer trzy: nadal znajdowałam się na czarnej liście managera Im Jae Buma, więc niezbyt uśmiechało mi się zebrać kolejny raz za to, że ośmieliłam się spędzić czas z koleżankami z grupy, bo Jenny na pewno by mu o wszystkim doniosła, zwłaszcza bez jego wyraźnej zgody nie mogłam chodzić sobie z CYS. Ze względu na jego „donosicielkę". Dziewczyny nawet gdyby chciały, nie byłyby w stanie stanąć w mojej obronie, zresztą nie oczekiwałam tego od nich. I bez podejmowania prób uratowania mnie przed gniewem managera miały sporo innych, własnych problemów.

    Siedziałam ze słuchawkami w uszach i nie usłyszałam, że drzwi otworzyły się poprzez wpisanie poprawnego kodu. Zatrzymałam odtwarzaną piosenkę, ale przez chwilę nie wyjmowałam słuchawek, by przysłuchać się krokom. To nie była żadna z CYS, ale również żaden niepożądany osobnik typu manager. Zastanawiam się, w jaki inny sposób Kim Sunggyu dowiedział się o kodzie, bo na pewno nie od Zhan.

-Ach, więc tak wygląda trening Can You Smile? Siedzisz w dresach i domowych kapciach...Kawa, ciastka, kocyk... może jeszcze piżama party do tego? – usłyszałam na powitanie. Sunggyu-sshi nie był w humorze, jednak panował nad negatywnymi emocjami na tyle, aby kulturalnie przekazać kopertę...za co, oczywiście, należały się mu gratulacje, bo nie każdy ma opanowaną tę trudną sztukę, jaką było znoszenie mnie. Koperta - zapewne z dokumentami dotyczącymi dokładniejszych instrukcji co do współpracy między oboma zespołami. Rzeczywiście racja była po jego stronie, gdyż nie spełniałam wymaganych kryteriów dotyczących oficjalnych spotkań. Z klasą zwrócił mi uwagę. Brak odpowiedniego stroju, nie mówiąc już o wyglądzie, który pozostawiał wiele do życzenia. Planowałam zmienić ubrania na coś stosowniejszego, lecz spóźniłam się z tym.

-Przestań już z tym przestraszonym spojrzeniem, bo to tylko sprawia, że chcę wyjść. To znaczy... w normalnych warunkach uczyniłbym to i nie tracił czasu nawet na powitania. Masz szczęście, że cię szanuję, bo akurat tak się składa, że naprawdę mało brakuje, a ja nie chcę ci się dać sprowokować. Wolałbym za to na własne oczy zobaczyć, co znaczy według CYS „pełna gotowość".

   Gdzieś między wierszami wychwyciłam jasny komunikat, z drugiej jednak strony należało zachować ostrożność, bo z nim różnie bywa. Nie było gwarancji na to, że poprawnie odebrałam przekaz. Mimo iż zakończyliśmy nasz mały „konflikt", to odnoszę wrażenie, iż nie do końca pogodził się z przygotowanym, dziecinnie prostym rozwiązaniem naszych „sporów". No ale może tak mi się tylko wydaje. Z drugiej strony dowiedziałam się czegoś przydatnego i zamierzam to wykorzystać do dalszej konfrontacji z „nieomylnym kyuzizi". Sunggyu-sshi nie był na rękę konflikt ani ze mną, ani z żadną członkinią CYS.

   Wstałam z obitej miękkim materiałem sofy, podeszłam do swojej torby, zdjęłam z nóg kapcie i wyjęłam tenisówki do treningów. Odnalazłam pod zapasowymi ubraniami telefon i odblokowałam go. Ustawiłam odpowiedni utwór, po czym wypróbowałam choreografię, starając się nie pomieszać kroków, nawet jeśli dziś rano zostały wprowadzone kolejne zmiany. Na pewno pomyliłam się parę razy, ale może nie było zbyt tragicznie, biorąc pod uwagę fakt, iż już wcześniej starałam się ją przećwiczyć.

* * *

(Sunggyu)

   Infinite zostało poinformowane o wprowadzonych poprawkach, więc to, że choreografia została w większej części opanowana nie wywarło na mnie wrażenia. Oprócz wokalistki jest jeszcze pięć innych, więc jeszcze zbyt wcześnie, aby mówić o sukcesie. To w końcu ich piosenka, ich choreografia i to im powinno zależeć najbardziej... ale jednak swoim uporem kluska sobie u mnie zapunktowała.

-Rozumiem, że twoje koleżanki również są na tym poziomie? – zapytałem „rozleniwioną" wokalistkę.

Popatrzyła się na mnie tak, jakby nie zrozumiała, a przecież mówiłem wyraźnie i pod każdym względem poprawnie.

-Dobra, nieważne. Zobaczymy, jak wyjdzie na wspólnym treningu... Ej, słuchasz? – dźgnąłem ją w ramię, gdyż tylko po zaprezentowaniu „umiejętności" zajęła się swoją torbą. Tak trudno było jej wytrzymać bez make-upu?

-Muszę wyjść na chwilę – poinformowała i wskazała na kosmetyczkę, więc machnąłem ręką. Pewne „łagodzące okoliczności" mówią same za siebie i tylko idiota tego nie rozumie. W tym przypadku nie miałem zbyt wiele do powiedzenia.

   Minęło piętnaście minut. Utopiła się w tej łazience czy co? Na salę zdążyły przyjść spóźnione (i w zbyt radosnych humorach jak na mój gust) członkinie CYS; po kolejnych pięciu minutach przyszła ekipa z Infinite.

-Rozumiem, że CYS nie zależy, ale przynajmniej wy powinniście wykazać lepszy poziom – upomniałem kolegów z grupy.

-Może przełóżmy spotkanie na inny termin? Dzisiaj nie ma sprzyjającej atmosfery – zasugerował ni stąd, ni zowąd Sungjong.

-A to niby z jakiej racji? – zainteresowałem się. Co oni znowu wymyślili?

-Z powodu ich nawiedzonego managera! Czepiał się ich, a potem poszedł wydzierać się na Ye Bi – odparł L.

Pięknie! Będą teraz udowadniać, jak bardzo są zapoznani z „rycerskimi manierami". Nie sądzę, by klusce było potrzebne wsparcie, co oni odwalali? Dlaczego popisują się przed Can You Smile tylko dlatego, że ich manager zachowuje się jak prostak? Aż tak bardzo zależy im na komplementach ze strony dużo młodszych od nich?

-To, co się dzieje między CYS a ich managerem to nie nasze zmartwienie! Niepokoi mnie bardziej twoja obsesja na punkcie jednej z nich, a raczej jej nawrót, Myungsoo! – upomniałem go, nadal łagodnie.

-A, właśnie – odezwała się nagle Yeon Mi, wtrącając się tym samym do mojej i chłopaków rozmowy. – Kiedy widzieliście Ye Bi? – niezłe wyczucie ma ta maknae. CYS, 1:0 dla was.

-Na korytarzu przed łazienkami dla personelu – odpowiedział L. Dziewczyny wymieniły między sobą zaniepokojone spojrzenia, ale w tym właśnie momencie drzwi otworzyły się.

-Jest wasza zaginiona – westchnąłem, jednak trochę zdziwił mnie jej widok. W takim niesprzyjającym niczemu stanie nie przypominała siebie i wzbudzała spore zakłopotanie. Wyglądała tak, jakby rzeczywiście się topiła, czego jej nie życzyłem. CYS są dziwne i mało kto rozumie ich styl bycia.

* * *

-A tej co się stało? – dziwił się Sungjong, kiedy było już po grupowym treningu i kiedy Kim Ye Bi wyszła z sali pierwsza, na nikogo nie czekając.

-Najwyraźniej uznała, że jest lepsza od pozostałych, czy to nie było wiadome od początku? Kto tak bardzo zadzierał nos do góry? – odpowiedział, trochę zirytowany tym, że chłopaki nadal tak wiele czasu i zainteresowania poświęcają klusce.

-Jenny Shim – poprawił mnie Hoya – Nie było jej dzisiaj, hyung – dodał.

-A ten biedny „patyczak", którego miałeś na myśli, ciągle się potykał. Mam na myśli Ye Bi – dodał Dongwoo. – Do końca miesiąca zostały jeszcze dwa tygodnie, może się nauczą choreografii do swojego własnego comebacku. Bae wygląda jak trup – stwierdził. Tak, jakby było na kogo zwracać uwagę; o ten zespół nikt nie dba, a dziewczyny są zapuszczone jak dzikie zwierzęta z lasu. Gust Dongwoo uległ ogromnemu zepsuciu od chwili, kiedy zaczął zachwycać się raperką. Chociaż Ye Bi rzeczywiście nie prezentowała się najlepiej, z tym miał rację; teraz bardziej przypominała ducha, na którego wystarczy dmuchnąć a się rozwieje.

-Co one w ogóle robiły przez ten czas, kiedy je zawieszono? Tylko w reklamach i sesjach zdjęciowych brały udział? – powiedziałem i wymownie spojrzałem w stronę Myungsoo.

- Nie wiem, dobra? Nie jestem sasaengiem, choć niektórzy mnie za niego uważają. Nie znam odpowiedzi na twoje pytanie, ale nie obchodzi mnie to aż tak bardzo... Któremu z was dzwoni telefon? – zmienił temat L.

   L oczywiście skorzystał z okazji i nabrał wody w usta, a to był fakt, nie wymyślona opinia, że dokładnie wiedział, co się działo z CYS. Szczególnie z K.Y.B**. Jestem tego pewny na więcej niż osiemdziesiąt procent!

-To mój telefon – wyjaśnił Hoya, po czym sprawdził, co i kto od niego chce.- Podwieziemy CYS? – zapytał, jak gdyby nigdy nic. – Ich kierowca znowu je wystawił i pojechał balować.

-Ja się już w tej kwestii wypowiadać nie będę, bo i tak zrobicie po swojemu. Chcesz, to je sobie zabieraj, ale ja nie mam zamiaru męczyć się z nimi dłużej niż potrzeba na sali!

-Widzimy się w dormie, ja też znikam. Muszę wrócić do kliniki i omówić coś z tym drugim terapeutą – oznajmił Woohyun. Przynajmniej w tej kwestii był po mojej stronie.

* * *

    Do końca miesiąca odbyły się tylko dwa wspólne treningi, nie licząc tego tuż po ostatecznych zmianach w układzie tanecznym, z czego Shim Jenny nie była na żadnym obecna, bo ponoć wszystko już umiała nawet lepiej niż kluska. Zamiast niej obecnością „zaszczycił" nas Im Jae Bum, gdyż jak stwierdził, czekał lojalnie na CYS, żeby je odwieźć do dormu bez żadnych opóźnień oraz aby uniknąć sytuacji, że mogłyby wpaść w „złe towarzystwo"... Tylko że to wcale nie była prawda, jednak Infinite dowiedziało się o tym dopiero po oficjalnym już występie. Nie wiem, co on zrobił, ale maknae i główna wokalistki zasłabły, gdyż już było po wszystkim.

   Nie lubiłem ich jako zespołu, ale ich manager ewidentnie przesadzał! Nie poczekał na nie tylko dlatego, że jedna z nich „potrzebowała się dotlenić". Wcześniej (przed występem) napatoczył się gdzieś na korytarzu na Shim Jenny i Kim Jongina „wymieniających bakterie", ale ochrzanił wokalistkę, podobno też i raperkę za to, że nie zakończyły występu posyłając fanom tych serduszek, które były specjalnością Woohyuna. Maknae CYS oberwało się również za to, że odważnie poprosiła o krótką przerwę dla swoich starszych unnies. Jeżeli ktoś ponosi winę za niespodziewane omdlenie dziewczyn, to tylko Im Jae Bum.

    Dziewczyny rzeczywiście mogły być zmęczone, wcale im tego nie zarzucam jako kłamstwa, bo oczy mam wciąż sprawne i zauważyłem, że się przeforsowały. Może nie samym występem, ale za powód ich zmęczenia wystarczyły same skutki traktowania CYS przez ich własnego managera. Osobiście uważam, że się postarały jak nigdy dotąd i jak chcą, to potrafią, chociaż dziwi mnie, że Im Jae Bum za pomyłki visualki winił główną wokalistkę. Gdyby nie moja uzasadniona niechęć, pogratulowałbym Ye Bi, ale tego nie zrobiłem. Ludzie zgromadzeni przed sceną nie zauważyli błędu, a jeżeli nawet, to wystąpienie zakończyło się sukcesem. Ja się nie znam, ale manager CYS „wie-zawsze-wszystko-najlepiej", z tego też powodu pod jego czujnym okiem kluska przeszła istny „reżim żywieniowy". To niepohamowane znęcanie się managera Im nad kluską tak trochę mi nie pasowało. Żeby nie wiadomo jak niesympatyczna była, to osobiście sam bym jej tak nie potraktował. Z drugiej strony chłopaki rzeczywiście mają powód, żeby się tak intensywnie interesować nowym girlbandem. Tego już nawet ja nie mogę zaprzeczyć. Jeszcze trzeba tylko jakoś przeżyć wspólny fansign, ale nadprogramowe cztery i pół godziny mogą być o wiele cięższe do zniesienia. Chyba pora, abym na serio wziął „konkurentkę" (jak radził Dinowoo), bo kluska rośnie w siłach „jak na drożdżach". Może nie fizycznie, ale psychicznie. Jak ona nosi te wszystkie upokorzenia? Nie zapowiadała się na lubującą się w agresji istotę, więc może jakoś dam radę ją pokonać.

* * *

(Woohyun)

    Na miejscu okazało się, że czekają na zespoły nowe niespodzianki. Nie dość, że fanmeeting wspólny, to postanowiono nas usadzić według funkcji. Martwiłem się, że Sunggyu hyungowi puszczą nerwy, lecz mimo zaistniałej sytuacji, nie próbował niczego zmieniać. Zamiast tracić energię na pokazywanie swojego „ego wielkiej gwiazdy k-popu", pomagał przy szykowaniu stołów, wyjmując z metalowych skrzynek butelki wody mineralnej i soku dla każdego członka Infinite i członkini CYS, oraz markery i inne przydatne artkuły piśmiennicze. Sunggyu hyung mógł być jedynie zły za to, że Myungsoo swoją upartością „wymusił" wspólne zdjęcie z Ye Bi tuż przed zmianą scenicznych strojów na te, które mieliśmy mieć na interakcji z fanami. 

Pewnie zgodziła się, aby dał jej spokój, ale L upierał się, że nie wyczuł od niej, by robiła coś z łaski; w przeciwieństwie do niego, gdyż z CYS najmniej uwagi zwracał na visualkę, która usilnie próbowała się do niego przymilać. Szczególnie dlatego, że poza nową crushgirl żadna inna dla niego nie istniała. Może L coś zdziała i ustawi Jenny do pionu? Może choć raz jego crushowanie do Ye Bi okaże się przydatne?

Jednak nawet obecność L przy Ye Bi (tak blisko, jak pozwalały na to normy stosunków zawarte w kontraktach wielu zespołów k-popowych) nie pomogła, a szkoda.

    Siedzieliśmy zgodnie z (oczywiście niezapowiedzianym i wymyślonym w ostatniej chwili) układem, do którego jednak zastosowaliśmy się, by nie robić scen, które zdecydowanie nie były na naszym poziomie. Na miejscach od lewej do prawej siedzieli: Sunggyu i Zhan Zhan, ja i Ye Bi, Jenny i L, Donwoo i Yamari. Yeon Mi obok Hoyi, Hwanjin i Sungyeol z naszym maknae na końcu. Nie do końca rozumiem ten „zabieg", dlaczego pozwolono na zmianę maknae CYS, ale może wszystko się jakoś logicznie wyjaśni, jak już będzie po spotkaniu z fanami?

    Ye Bi była naprawdę mądra i pomysłowa. Zamiast robić zamieszanie jak Jenny, delikwentowi który naruszył zakaz tak zwanego „dozwolonego skinshipu z idolem", kreśli kzyżyk (jemu albo jej) na wierzchniej części odzienia, używając do tego kolorowych karteczek samoprzylepnych. Na szczęście takich osób trafiło się niewiele, tylko pięć czy dziesięć licząc także tych w moim rządku. Po dwóch godzinach odbyła się przerwa, więc wszyscy czekali za drzwiami.

-Można się zamienić? – zadałem jej pytanie i podałem jej karteczkę z koszyka. Nie miałem nic przeciwko, ale według instrukcji każdy miał wziąć karteczkę i usiąść obok osoby, z imieniem, które wybrał.

-Jasne, dzięki za towarzystwo – odparła moja partnerka z ławki i pomogła mi zabrać mój notes i kilka markerów.

    Po przerwie siedzieliśmy w dużo dziwniejszym „układzie" niż na początku: Sunggyu hyung z Yamari, Zhan z Dongwoo, L i Hwanjin razem, między Sungyeolem a Howonem siedziała Yeon Mi. Obok mnie –Jenny, a Sungjong i Ye Bi „zamykali" ten łańcuszek. Nie dziwiła mnie obecność Hyuny, natomiast zupełnie nie byłem gotowy na naprawdę dziwacznego fana. Niby nie przekroczył granicy, tyle tylko, że używał specyficznego języka – bardzo dziwnych, słodkich i dziecinnych zwrotów w stosunku do Ye Bi oraz Hwanjin. Kiedy zwrócił się zupełnie zwyczajnie do Jenny, dziewczyna oblała mu twarz zawartością plastikowego kubka. Najwidoczniej miała problem z zaakceptowaniem tego, że nie każdy musi być jej wielbicielem. Osobiście nie uważam, by koniecznością było oblanie mu twarzy, no ale jak ktoś nie umie użyć mózgu, to takie decyzje podejmuje. Zrozumiałbym jeszcze, gdyby stwarzał zagrożenie komukolwiek, jednak mity okazały się nieprawdą: visual CYS była i jest chorobliwą, zazdrosną histeryczką, cierpiącą również na ADHD, jednak choroba nie została stwierdzona i nie ma opinii rzetelnego psychiatry czy psychologa, więc to dodatkowa przeszkoda, której nie jesteśmy w stanie zniszczyć, aby wygrać z Jenny.

-Chwila, a to nie ten sam przygłup, który zaatakował Domi? – usłyszałem głupią uwagę Jenny, która po fanmeetingu tłumaczyła się dziewczynom ze swojego obronnego odruchu.

-To był Minhyukie i z tego, co wiem, jest normalny – usprawiedliwiała dziwnego fana Hwanjin.

-Minhyuk? – wtrącił się do rozmowy Sungyeol.

-Kang Minhyuk z C.N Blue – wyjaśniła Hwanjin, po czym chwyciła worek ze śmieciami, które wcześniej zamiotła.

-Nie strzęp sobie na nią języka, nie warto. Jest za głupia, by z szacunkiem kogokolwiek traktować. Widać, że jest na etapie kłapania dziobem jak kaczka. Po prostu do tej pory nie trafiła na groźnego przeciwnika, ale jak to mówią „Kiedyś wszystkich w końcu dopada pierwszy raz" – poradził jej Myungsoo a propos wcześniejszego zachowania Jenny względem dancerki.

    Czyżby L rzeczywiście wykonał magiczną sztuczkę, po której odebrałoby Jenny mowę?

-CCTV, złotko – wskazała palcem na punkty, gdzie znajdowały się „miejsca strategiczne". – Radzę ci L oppa, uważaj na to, co mówisz i do kogo – dodała Jenny i mrugnęła. Co za wredna i podstępna żmija...

-Ja do niczego złego nie namawiam, panno Shim – oznajmił L, pełnym powagi głosem i ukłonił się przed nią niczym artysta teatralny.

-Czy to był szantaż? – spytała Myungsoo Yeon Mi, kiedy Shim wyszła.

-Coś w rodzaju ostrzeżenia. A przy okazji... Nie wiesz może, gdzie Ye Bi Znowu gdzieś zniknęła – oczywiście, że L musiał o nią spytać. No tak, spostrzegawczość L ma swoje zalety w kluczowych momentach, za które z całą pewnością należą mu się brawa. Ale czy teraz to było potrzebne? Czy on przypadkiem nie pogorszył możliwości Jenny?

-Bae unnie poszła do łazienki; wróci – uprzedziła go przed wypowiedzeniem kolejnego pytania. Uzależnienia nie zawsze są złe, ale to pasjonowanie się Kim Ye Bi przez Myungsoo zdecydowanie już dawno przekroczyło granicę, którą można jeszcze tolerować w kategorii posiadania biaski. To już było zaawansowane crushowanie.

* * *

(Sunggyu)

    Spokój był tylko chwilowy, ale wiedziałem, że L długo nie wytrzyma, więc już nie próbowałem spróbować nad nim zapanować. Niech Woohyun sam się przekona, że to bezcelowa walka. L i tak nie wyciąga żadnych wniosków. Czy on potrafi myśleć jeszcze o czymś innym niż jakaś tam wokalistka? Jeszcze, żeby była jakaś specjalnie fajna czy niezwykła, ale niczym szczególnym się nie wyróżniała. Chyba nic mnie nie przekona do jej wyjątkowości, a jeśli już, to na pewno tak prędko się to nie stanie.

-Dlaczego nie wraca? Minęło ponad dwanaście minut – L zaczepił maknae CYS, co nie było już grzeczne.

-Bardzo możliwe, że zatrzymali ją fani.

-Yah, myślisz że to zabawne? Nie lubię być wrabiany przez niepełnoletnie dzieci! – wybuchł niepohamowaną złością.

-Poszła porozmawiać z Kim Doyoungiem. Zadowolony, L-sshi? – tym razem odpowiedziała główna dancerka, Hwanjin. Że niby wcześniej tak perfidnie oszukała również mnie?!

W końcu komuś udało się przywołać Myungsoo do porządku, a na dodatek odebrało mu mowę. Wystarczy mu tego dobrego, ale to oczywiście nie tylko wina visuala z mojego zespołu. powinienem z nią porozmawiać... problem tylko w tym, że nie bardzo mam na to ochotę. Tak dłużej być nie może, mam dość zachowania ze strony Myungsoo, bo non-stop rozwala atmosferę, ale Kim Ye Bi też święta nie jest.

~ ~ ~

(Dongwoo)

     Wszyscy zaangażowali się w wysprzątanie po sobie miejsca po fanmeetingu. Zostało nam jedynie przeniesienie koszy z tym, co każdy otrzymał od fanów, do vana, ale z tym nie było pośpiechu. Warto było zostać i przypatrzeć się powolnej agonii Myungsoo, znanej potocznie jako „crushowanie".

-O, w końcu wróciłaś, leniu. Nie wstyd ci? Uciekłaś znów od obowiązków?

Oho! Ktoś zapomniał o obecności Infinite. Czy ona, ta Jenny, nie ma wstydu robić koleżankom awantury przy obcych?

-Jenny, nie rób scen. Przesuń się, blokujesz przejście.

-O, już zaczynasz pokazywać fochy? Jak są oppa z EXO czy Shinee, to ślinisz się albo do Byuna, Oh czy Taemina, a przed Infinite co? Nie chcesz im pokazać swojej prawdziwej twarzy, mała hipokrytko? Tylko, że to zbędne, bo i tak wiedzą, że udajesz oraz jaką nędzną jesteś oszustką. I zrób coś z sobą, może najlepiej zniknij? Co ty tak latasz do tego Doyounga? Ten L ciągle nam marudził, że nie wracasz, ale jak już przyszłaś to spójrz sama, to sam się do ciebie nawet nie odezwie. Tak go zatkało, że poszłaś do innego, a może to przez twoją brzydotę.

    Nie rozumiem, po co te zaczepki. Jeśli Shim ma coś do naszego Myungsoo, to nie stać jej, by powiedzieć mu prosto w twarz, tylko musi upokarzać też i Ye Bi przed wszystkimi? Z drugiej strony Ye Bi sobie na to pozwalała? Myślałem, że ma jakiegoś „asa w rękawie" i odpowie na atak. Potrafiła „odpyskować" naszemu liderowi, ale visualce ze swojego zespołu odpuszcza? Co z nią nie tak?

    Ye Bi przeszła do miejsca, gdzie leżały rzeczy dziewczyn i wzięła wielki, wiklinowy kosz wypełniony prezentami, od słodyczy po malutkie maskotki. Czy ona naprawdę nie ma jakiejś „broni" przeciwko Jenny? Przecież to był jawny akt zniesławienia i to w biały dzień na dodatek! No okej, walki dziewczyn były czasem ekscytujące... ale nie czerpałem przyjemności z wysłuchiwania skandali o Can You Smile, które prowokowała ich własna visual.

    Idąc za przykładem Sunggyu hyunga i Sungjonga, wyszedłem z pomieszczenia, w którym do tej pory przebywaliśmy, gdyż nie miałem ochoty stać się świadkiem kłótni rodem z brazylijskiej, tasiemcowej opery mydlanej.

Nie zdążyliśmy oddalić się wystarczająco, aby nie słyszeć zakończenia konfliktu. Obyło się bez niecenzuralnego słownictwa oraz przemocy. Shim musiała sama nieść swój koszyk, a raczej dwa. Okazało się, że Ye Bi oddała jej swoje upominki od fanów... Dziwna i niezrozumiana mentalność. To koniec? Już? Liczyłem na jakieś spektakularne zakończenie.

* * *

   Wieczorem miała odbyć się jeszcze impreza, ale żaden z nas nie poszedł. Wiem także, iż CYS również nie uczestniczyły w tym wydarzeniu kulturalnym. Nie było jednak żadnego powodu, abyśmy zostali wezwani następnego dnia do samego CEO SM, więc zdziwił mnie nagły obowiązek stawienia się w jego gabinecie. My, CYS, a do tego nasi managerowie.

   I tak jak do tej pory zawiodłem się na Japonce, tak po dzisiejszych informacjach tytuł „Chodzącego niewypału genetycznego" przypadł (bezkonkurencyjnie) Shim Jenny. Najwyższa nagroda Darwina w kategorii „ludzka głupota" to zdecydowanie jedyne, na co zasłużyła ta pozbawiona mózgu istota. Aha, fajnie, że „ktoś" postanowił nam ubliżyć, tylko czemu ich manager nie reagował? To takie tępe i ograniczone; nie wystarczyło jej dostarczanie kłopotów koleżankom, Shim koniecznie musiała uczynić z nas obiekty swoich drwin? Jenny musiała uczepić się jeszcze nas... tylko czemu? Z drugiej strony w końcu coś się ruszyło i Shim się doigrała. Sunggyu miał do tej pory małe starcie z Chinką, ale okazało się, że to, co mu zrobiła, to wcale nie ona, tylko Shim. Czy Jen naprawdę sądziła, że z Infinite może sobie tak lecieć w kulki, bo nie ośmieliliśmy się jej do ostatniego razu, czyli wczorajszego dnia, zwrócić uwagi?

-Ej, ale skąd one miały te nagrania? Skąd wiadomo, że nie są sfałszowane? – manager CYS bronił tylko Jenny, to było oczywiste, a pozostałe miały pełne prawo do udowadniania swoich racji. Na szczęście nie są same, teraz mogą liczyć na pomoc od nas. – Ja mówiłem, że tą nawiedzoną Kim i Jenny-ah trzeba odseparować, bo Jen nie może przebywać wśród wariatów.

-Może niech goście z Infinite się wypowiedzą, Im Jae Bum-sshi – zwrócił się do niego CEO SM.

-Czy wy również twierdzicie, że Kim Ye Bi was drażni i prowokuje? – zasugerował nasz manager. – Zacznijmy może od wysłuchania lidera. Co o tym sądzisz, Sunggyu-sshi? – odezwał się do niego pan Kyung.

-Nie obchodzi mnie, co robią i mówią między sobą, ale skoro zostaliśmy wplątani do konfliktu, do tego wbrew naszej woli, to nie będę na to przymykał oczu jak do tej pory. Cóż, skoro taki rodzaj konkurencji w końcu usatysfakcjonował niejaką Shim Jenny... - w tym momencie Sunggyu hyung spojrzał w stronę sprawczyni zamieszania. – Mam tylko nadzieję, iż jest gotowa ponieść adekwatne konsekwencje swych czynów, ale o czym ja mówię... MUSI być gotowa to mało powiedziane, skoro zdecydowała się na zwrócenie w ten żałosny sposób na siebie uwagi. Trochę marny start, ale przecież o gustach się nie dyskutuje. – czyżby Sunggyu hyung coś wymyślił? I czy to nie było skierowane także do ich managera?

    Rozmowa przypominała raczej program i omówienie „przejęcia towaru", trochę jak między grupami gangsterskimi. W naszym i CYS przypadku było to uzgodnienie rozwiązania poważnego konfliktu bez wchodzenia na ścieżkę wojenną poprzez drogę sądową, chociaż to już nie chodziło o znieważenie innych członkiń CYS przez ich visual. Chociaż i tak głównie Jenny miała na celu znieważenie do wszelkich możliwych granic Kim Ye Bi. Czy ta visual, Shim Jenny, naprawdę nie wie, że skoro znaleźliśmy się w gabinecie CEO SM, to tylko i wyłącznie przez nią? I to nie jest już jedynie głupim challengem, który chciała ukończyć za wszelką cenę? Że te głupie „żarty" z koleżanek, rywalizowanie z pozostałymi, że to takie śmieszne i fascynujące? Cóż, jeśli myśli, że uda jej się wygrać z którymkolwiek z nas, to powodzenia. Już sam fakt o prowadzeniu przetargów z Sunggyu hyungiem, o złagodzenie „reguł gry", powinien dać jej do myślenia. Najwyraźniej myśli, iż jest i pozostanie bezkarna, że pan Im będzie w stanie ją uchronić. Że niby uznała, iż jest równa naszemu liderowi? Cóż, zdziwi się niemiło, jak bardzo się pomyliła. Oj, będzie płakała.

-Ale dlaczego Sunggyu hyung tak się targował? Stało się coś? – dziwił się Sungjong (spytał, gdy już siedzieliśmy w vanie), niestety nie zorientowany w niesympatycznej sytuacji, która dotknęła naszego lidera. – Na pewno nie zaczął się tak nagle przejmować Ye Bi-sshi, choćby nie wiem, jak wielka krzywda by jej została wyrządzona, przecież on jej też nie szanował...

-Ktoś musiał dać lekcję kultury samozwańczej „królowej", a poza tym, nawet gdybyśmy spróbowali, nie dopuściłby nas. Nie mamy takiej siły i władzy... Myślę, że lider hyung robił to nie na pokaz, bo uważa, że nikt poza nim nie może męczyć Ye Bi-sshi ale sam został poniżony. – wyjaśnił Woohyun. – Bardzo sprytny mechanizm obronny.

    Przestałem nadążać i podobnie jak dla Sungjonga, również dla mnie to, co „przygotował" lider w odwecie, było czarną magią. Od kiedy Woohyun mówi zagadkami?

-No ale to oznacza, że „spadła z deszczu pod rynnę". Gdzie tutaj widać zmianę? – nafoszył się L.

-Zastanów się. Sunggyu tak naprawdę nie skrzywdzi jej. Robi dokładnie to samo, co z Seo Hee kilka lat temu, tylko okoliczności inne – wyjaśnił Woohyun.

-Która sytuacja? – dołączył się Sungyeol.

-Jeżeli się nie mylę... to ta ostatnia akcja – wyjaśnił Woohyun.

-Ciekawi mnie, jak dojdą do porozumienia, by ukrócić skrzydeł tej zapatrzonej w siebie jędzy Shim. Prędzej Sunggyu hyung sprawi, iż to na Ye Bi się odegra, a nie na tej trzepniętej visual! Nie podoba mi się to. Zadzwońcie do niej i ostrzeżcie jeszcze nie jest za późno

-Ale L... Sunggyu hyung robi to, między innymi, dla ciebie, nawet jeśli ją męczyłeś. To znaczy on wie, że ci na niej zależy. Daj mu się też pobawić, on też ma do wyrównania rachunki z Shim.

-To brzmiało jakoś tak... nienormalnie, ale może to tylko złe odczucia będące efektem powstałej nagle, napiętej atmosfery? Dobrym „ruchem" ze strony kumpli będzie okazanie wsparcia, w końcu to nasz lider. Skoro ma plan, to powinniśmy mu zaufać. Nawet jeśli jest zbyt szalony i to wcale nie są klimaty lidera, by się z kimś dogadać, tak tym razem zrobił wyjątek.

-Ale Sunggyu hyung nie ma natury sadysty jak Sungjong, więc... chyba mogę przyjąć to ze spokojem – stwierdził L.

-Od teraz, aż do odwołania, o nic mnie nie proś – oznajmił obrażonym tonem maknae Jjongie. L naruszył „czuły punkt", a mianowicie uderzył w dumę maknae. Każdy miał coś na sumieniu, bo nie ma człowieka idealnego, ale wypominanie Sungjongowi lub przypominanie o jego nieistniejącym, ale niebezpiecznym alter-ego nie było najlepszym posunięciem. Wciąż trwała „zimna wojna" między Woohyunem a Sunggyu. Naprawdę nie potrzebny byłby konflikt Sungjong kontra L. I pomyśleć, że to wszystko przez szok wywołany zachowaniem Gyu hyunga.

* * *

(Ye Bi)

   Miałam zupełnie inne plany na nadchodzący tydzień, jednak ostatnia wizyta w gabinecie CEO skończyła się na tym, że Jenny (w końcu!) doigrała się. Zagwarantowała sobie przedwczesny „odlot w zaświaty". Sama nie wiedziałam, że to się tak skończy, ale nie mogłam już zrezygnować ani zignorować faktu, że za wpakowanie Infinite w konflikt trzeba ponieść konsekwencje. Z podjęciem takiej decyzji długo się wstrzymywałam, ale nerwy mi w końcu puściły. Mogłam tolerować idiotyzm

Jenny oraz to, jak nie kryje się z okazywaniem mi braku szacunku w nieskończoność, ale wystawienie dobrej reputacji Infinite na próbę (po raz kolejny) przechyliło szalę mojej wytrzymałości.

    Po spotkaniu z CEO moje plany uległy poważnym zmianom, które nijak zastąpiły mój rozkład dnia. Po trzygodzinnym „maratonie" w parku, polegającym na przejściu jak najdłuższego dystansu, bo „ktoś" chciał sprawdzić, jak długo to wszystko zniosę, ten „ktoś" wprosił się „na herbatkę" do dormu CYS. Próbowałam zrozumieć ten rodzaj jakiejś dziwnej... strategii, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

   Wkrótce wróciły pozostałe członkinie Can You Smile, co wiedziałam po tym, iż zrobiło się głośno w pokoju głównym. Nie wiedziałam jeszcze, jak im wytłumaczyć obecność lidera Infinite. Nie było to takie proste, kiedy cały czas zmuszał mnie do ćwiczeń, umysł miałam zajęty przez skupienie się na znalezienie wyjścia z tej sytuacji.

-Ej, klusko. Koniec tego lenistwa, dom się sam nie posprząta! – usłyszałam wołania visual z korytarza na piętrze, co oznaczało, iż dziewczyny wróciły naprawdę, a nie był to tylko hałas z tv, którego ktoś zapomniał wyłączyć. Nim zdążyłam się podnieść z maty do ćwiczeń i podejść do drzwi, te się otworzyły.

-Kluska trenuje, więc wyjdź mi stąd – powitał ją Sunggyu-sshi, nie dając jej wejść dalej, ale Jenny i tak się przecisnęła.

-Ale... ale ty nie powinieneś tu być... jak... - Jenny próbowała mnie podnieść, jednocześnie zastawiała się nad pojawieniem się lidera Infinite.

-Słuchaj, ja zdecyduję, kiedy będzie koniec. a teraz wyjdź i zamknij za sobą łaskawie drzwi. Nie będę się powtarzał – Sunggyu-sshi rzucił we mnie pluszowego poduszko-banana, uniemożliwiając mi tym samym wstanie. Dodatkowo z całej siły przytrzymywał moje nogi przy podłodze.

    Jenny tupnęła nogą ze złości i wyszła; trzasnęły za nią drzwi. Starałam się zrozumieć (choć trochę) to nietypowe zachowanie, które wystąpiło u Sunggyu-sshi, ale miałam watę cukrową zamiast mózgu. Po pierwszym występie oraz kolejnym wspólnym fanmeetingu z Infinite w tym tygodniu zupełnie uszła ze mnie jakakolwiek siła, a już najbardziej po wizycie „na dywaniku" u CEO. Teraz dobił mnie jeszcze trzygodzinny spacer i nic nie zapowiadało, że koniec szybko nadejdzie. Co planował Sunggyu?!

-Mogę się przynajmniej dowiedzieć, co chcesz przez to osiągnąć, Kim Sunggyu-sshi? – spytałam najuprzejmiej, jak tylko potrafiłam w tym momencie, i uniosła w górę prawą stopę z chusteczką.

-Kapitulujesz tak szybko? – odpowiedział dziwnie rozbawiony i nie przyjął chusteczki, którą trzymałam na widoku, między palcami u stopy. O czym on mówił? Chyba było (i nadal jest) ze mną źle, bo po raz pierwszy nic nie zrozumiałam: ani z jego wypowiedzi, ani czynów.

Pewnie chodziło o to, że CEO SM wezwał Infinite, „zupełnie niepotrzebnie"; jeśli to był powód jego wzmożonej złości, to jestem za. Obyłoby się bez ciągania ich po budynku SM, ale nie udało się. Chciałam być zbyt sprytna i niestety nie przewidziałam, że wciągnę w to też Infinite.

-Nadal pamięć nie wróciła? Może mam odświeżyć? – spytał i posłał w moją stronę serię ataków używając do tego poduszek, a ja już nie miałam siły ani w rękach, ani w nogach, by je odrzucać.

-Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek coś takiego z tobą omawiała, Sunggyu-sshi.

-Jak mam cię jeszcze inaczej zmusić do myślenia, tępy klusko-lamorożcu? Mogłabyś choć trochę wysilić się... jeden raz.

    Po tym, jak kolejna seria poduszek wylądowała na mnie, znalazłam w sobie resztki energii i wykorzystałam ją, by się podnieść.

-Tobie się chyba nudzi, ale mi nie. Nie wiesz, ile zajęć z planu mi przepadło? – powiedziałam, podniosłam przypadkową poduszkę i zamachnęłam się, by rzucić w cel o nazwie Kim Sunggyu. Spudłowałam.

-Próbuję ci przekazać, że z taką postawą nie zyskujesz sympatii, żeby nie powiedzieć gorzej. Cierpisz na bipolarność? Dlaczego raz potrafisz się postawić, a raz nie?

-Byłoby lepiej, gdybyś nie mówił zagadkami, Sunggyu-sshi – poprosiłam.

-Już ci kiedyś wspominałem, że nie lubię oszustw i przekrętów.

-Możliwe, ale co to ma wspólnego ze mną?

-Jenny powinna znać swoje miejsce i wiedzieć, czym kończy się zabieranie ofiary kogoś, kto wcześniej ją sobie upolował. Szczególnie, że nie osiągnęła jeszcze odpowiedniej pozycji w branży muzycznej. Nie mówię o sobie, tylko o Myungsoo, ale atak był wycelowany we mnie, więc dlatego się tym zajmuję.

-Nadal nie rozumiem. Można prosić o prostszą wersję?

-Tak jeszcze prościej to koleżanka zagwarantowała ci wycisk ode mnie.

Aha, miło.

-No nie... pytam serio.

-A ja serio odpowiadam i tłumaczę.

    Przez chwilę trwała cisza, która została zakłócona przez mój nagły śmiech. I bez Jenny potrafiłam go nieziemsko zirytować, nie odkrył Nowego Lądu tym stwierdzeniem.

-Cieszę się, że jest ci tak dobrze i wesoło, ale nie myśl, że będzie tak cukierkowo jak ci się wydaje. Może Hoya dawał ci fory, ale nie ze mną te numery.

Uszczypnęłam się mocno w lewy nadgarstek, bo jakoś nie chciałam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Czy Sunggyu-sshi naprawdę.. czy takie słowa wyszły z ust lidera Infinite? Czy nie chodziło przypadkiem o ukaranie Jenny? A tymczasem to ze mnie była wyżerana jakakolwiek energia i chęci do dalszego funkcjonowania.

~ ~ ~

    Jenny nie miała okazji wykonać swojego treningu nie tylko dzisiaj (tak samo jak i wcześniej, przed dodatkowym comebackiem) oraz przez parę kolejnych dni również. Nie zliczę już, ile razy musiałam być „na każde życzenie" lidera Infinite. I to niby miała być ta jego „zemsta" na Shim Jenny za to, że ośmieliła się go wystawić na ośmieszenie? Zmęczyć mnie do granic możliwości, by ona już nie mogła?! Nie wiem, dla kogo to miała być „lekcja kultury i dobrego wychowania", ale Jenny z pewnością nic z tych działań Kim Sunggyu nie wyniosła. Już teraz to widać. Po szaleńczym tygodniu musiałam odespać; cztery doby bez snu okazały się być moim limitem. Mimo iż trochę się przesypiałam za dnia, to do końca siły mi nie wróciły. Jednak Kim Sunggyu odniósł sukces, choć w to nie wierzyłam. Jenny zrezygnowała z dręczenia mnie i nie odważyła się do mnie choćby podejść i zażądać jak zazwyczaj, abym znów przejęła gospodarskie obowiązki... ale jak znam życie, to pewnie niedługo wróci do niej jej ukochany nawyk.

   Kim Sunggyu nie wyświadczał bezinteresownych przysług. W pokonaniu Jenny jej własną bronią, do czego posłużył się mną, na pewno tkwił ukryty przekaz, ukryta tajemnica. Skorzystałam z „zaproszenia", gdy zażyczył sobie, abym zjawiła się w dormie Infinite, w piątkowe popołudnie. Najwyraźniej wyczuł moment, gdy, kiedy Jenny podjęła próbę ponownego dowalenia mi zajęć. Kim Sunggyu z niespotykaną i nieuzasadnioną determinacją dążył do tego, aby ją zniszczyć. Rezultat był satysfakcjonująco porażający. Co on sobie wymyślił, by wdać się w ten rodzaj „rywalizacji"? To raczej nie mogło być to, co przyszło mi do głowy, nawet jeśli trochę mi zajęło dojście do „takich" mizernych wniosków. Mimo wszystko osiągnął to, co chciał, a ja miałam w głowie, rozmemłany niczym lody, a do tego nie chcący współpracować, tak jakbym tego sobie życzyła, mózg.

* * *

(Sungyeol)

   Myślałem, że uda mi się zrozumieć ukryte znaczenie zachowania lidera, ale kiedy zbliżałem się do rozszyfrowania sekretu, Sunggyu hyung zaskakiwał. Nawet L, który nie umiał wytrzymać bez zagadek, odpuścił sobie wyjaśnienie tej tajemnicy, po pierwszej próbie, ponieważ bardziej skupił się na sposobie zapanowania nad sobą i powstrzymaniu się przed „przypadkowym" rozszarpaniem Sunggyu. Teraz nie mógł zaprzeczyć, iż „kluska" stała się oficjalnie jego nową crushgirl. Poczuł się więc zobowiązany do chronienia jej i nie wziął sobie do serca szczerych rad od nas wszystkich. Problem w tym, że L nie rozumiał planu Gyu jeszcze bardziej niż ja...

    Woohyun i Hyuna spędzali dzień wspólnie. Dongwoo odciągał Myungsoo od sklepów lub stoisk z pluszakami bądź innymi „małymi głupotami", i relacjonował mi to wszystko na bieżąco, jakie licho owładnęło L. Tak jakbym nie widział na własne oczy... Hoya jako jedyny nie pojechał z nami na wycieczkę, bo miał spotkanie w sprawie drugiej pracy. Może to nawet lepiej, że go nie było; oprócz Hyuny i Sunggyu hyunga, L mógł go zacząć męczyć pytaniami dotyczącymi Ye Bi.

Informację o tym, że Hoya zastał w dormie „kluskę" póki co zachowam dla siebie, a Sunggyu niech się wykaże. Na własne życzenie wpakował się w to, ciężkie do ominięcia, grzęzawisko.

* * *

(Ye Bi)

   Mój mózg miał opóźnienia z prawidłowym funkcjonowaniem. Nim zdążyłam sprzątnąć „pokój relaksu i odpoczynku", do dormu Infinite przyszedł Hoya. Nie widząc problemu w mojej prośbie do niego, jaką było zdobycie prawdziwych informacji, potwierdził moje domysły, lecz wbrew swoim oczekiwaniom wcale nie uspokoiła mnie wiadomość o tym, że Kim Sunggyu zaczął wykazywać troskę i zainteresowanie moją osobą. Oczywiście robił to na pokaz, żeby Jenny niczego już nie próbowała, ale mimo wszystko taka zacność z jego strony była chorym dodatkiem do życia - rodem z jakiegoś dziwnego horroru. Hoya-sshi nie zauważył w tym jednak nic, co mogłoby wzbudzać strach, zniesmaczenie i ogólnie oznaki do niepokoju. W końcu chodziło „tylko" o to, żeby dać nauczkę Jenny..., ale dlaczego nie zapytał o zgodę? Poradziłabym sobie z nią sama, ale oczywiście uznał, że taka sytuacja powstała dlatego, iż nic nie potrafię i na niczym się nie znam, więc on, jako ten lepszy, pokaże, jak trzeba się ze mną obchodzić, bym „chodziła jak w zegarku". Nie widzę sensu w nadprogramowym krzyczeniu na mnie, bo niby co go obchodziło ignorowanie przeze mnie bolących odcisków na piętach czy problemy z rozstrojonym „planem żywieniowym"? To wcale nie tak, że miał w tym swój udział...

A jednak nie bardzo miałam na co narzekać. Kim Sunggyu, choć nie ukrywał swej niechęci do mojej osoby, postanowił wyświadczyć CYS przysługę. Jednak niezbyt wierzyłam w jego dobre intencje. W tym musiał być jakiś haczyk.

-Chciałeś tak spędzić czas prywatnie z Kim Ye Bi? – drażnienie go było ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, ale wykorzystywanie mnie w „celach komercyjnych", nie funkcjonowało w „usługach" żadnej z członkiń CYS. - Nie przewidziałam żadnej „taryfy ulgowej" na wypadek takiego zdarzenia, przepraszam Kim Sunggyu sunbae-nim.

-Żeby tylko to, klusko. Co ja ci poradzę, że masz poważne problemy z funkcjonowaniem? Mówiłem ci, że nie mam w planach zaprzyjaźnienia się z tobą. Ludzie się mylą, tak? Cóż, nie martw się. Nie przywoływałbym cię z takiego powodu, więc już nie odgrywaj się na mnie udając taką cool i super. Trzeba było od razu się postawić, więc nie narzekaj. To powinno wystarczyć, przynajmniej na jakiś czas.

-Co?

-W twojej sytuacji masz jeszcze odwagę się targować? Wow, odważnie.

-Nie wrabiasz mnie w coś gorszego niż długi? Wiesz, może mogę spróbować coś zaoferować, coś, co zakończy ten spór w jakiś spektakularny sposób... tylko, że, szanowny panie liderze, nie chcę ci niszczyć wyobrażenia i nie powiem ci, jak bardzo „ta twoja Kim Ye Bi" jest znana.

-Nie mam zamiaru do tego wracać! Nie próbuj mnie wyprowadzić z równowagi. Masz problem z zaakceptowaniem przeprosin czy co? Nie wystarczy ci, że zadziałałem wbrew sobie? Nie chodziło o to, żeby się wtrącić przez wzgląd na ciebie czy „twoje metody", które tak nawiasem mówiąc są beznadziejne, ale ta wasza visual naprawdę przegięła. Nie myśl sobie czasem, że awansowałaś i wywalczyłaś sobie „szczególne traktowanie". To przypadek, że akurat trafiło na ciebie. Aha! I może zapomniałaś, że jesteście jakimś żartem? To nie tylko moja opinia. Prawie dwa lata na scenie, a brak koncertów, nawet poza Seoulem? W większości to mini-koncerty albo suport na imprezach innych zespołów? To jest jakaś nieśmieszna pomyłka!

-No dobrze, ale czegoś jednak ode mnie chcesz, prawda? Nie ma nic za darmo ani pół-darmo – drążyłam temat tak długo, aż w końcu dowiedziałam się, po co te całe zajmowanie się moją osobą. Kto by pomyślał, że skończę jako swatka?

Wiedziałam, że nie pomagałby, nawet przez bycie potężnie wyprowadzonym z równowagi, przez swojego visuala oraz visualkę z CYS. Z drugiej strony to, ile zaangażowania włożył, by wymyślić cały pretekst-historyjkę, by niby ukarać Jenny, a tak naprawdę, aby zacząć normalną relację z Zhan niż tylko na poziomie lider-lider...Wow! Mój drugi ulubiony ship ma szansę stać się prawdziwy!

* * *

(Sunggyu)

    Z Wu Zhan Zhan nadal nie zamierzałem się spotkać, aby zakończyć „konflikt". Dlaczego to zawsze ja muszę być powodem, przez który dziewczyny decydują się na takie głupie zagrywki? Nie lubiłem jej aż tak... Zresztą ja już swój wkład w kształtowanie Chinki wniosłem, a to, że nie zrobiła pożytku z tego, czego starałem się ją nauczyć, tego już nie naprawię. Jeśli jest choć trochę inteligentna, powinna sama zrozumieć swój błąd, a nie wysługiwać się kluską. W międzyczasie, jak Zhan będzie myślała nad swoim postępowaniem i czemu się nie odzywam, mogę dzięki temu korzystać z darmowej „rozrywki", która sama mi się nawinęła. Nic dziwnego, że Myungsoo do niej ciągnie – Kim Ye Bi zdecydowanie bardzo się różni od pozostałej piątki, no i ma unikalne sposoby zażegnywania konfliktów, dzięki czemu nie można się nudzić. Mimo wszystko nie jest aż tak głupia czy tandetna, tylko trochę zbyt pyskata, a Myungsoo mógłby sobie z nią nie dać rady, dlatego myślę, że mały „trening" nie zaszkodzi ani jemu, ani jej. Nie ma to jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

    Oboje zajęliśmy się omawianiem grafiku na wspólną sesję CYS z Infinite do wiosennego lookbooka, co szczerze mówiąc średnio mi pasowało, kiedy do stolika podszedł jakiś chłopak z miedziano-rudawą kępą potarganych włosów, okularami (z półokrągłymi oprawkami) trzymającymi się tylko i wyłącznie na czubku nosa. Posiadał zauważalną przerwę między dwoma przednimi zębami jak zając... skąd on się tu w ogóle wziął?!

-Hej unnie – zawołał bardzo entuzjastycznie do Ye Bi i pomachał intensywnie ręką.

-Przyjdź po autograf później. Możesz odejść i nie robić przy tym zamieszania? Dzięki – odezwałem się do nieproszonego gościa, ale w ogóle nie reagował na moje słowa.

-Smacznego unnie – zwrócił się ponownie (tylko) do kluski, całkowicie ignorując fakt, iż Ye Bi nie jest jedyną osobą przy stoliku. Przesunęła w jego stronę swój talerz z nietkniętą porcją jedzenia. 

– Dla mnie? Dziękuję unnie.

    Taka z niej gwiazdka a w ogóle nie ma wiedzy dotyczącej postępowania w związku z nadejściem nieproszonych gości. Jakim cudem znalazła się tak wysoko w rankingu popularności? Czyżby to przez to, że umie znaleźć wspólny język z najgorszą odmianą rasy ludzkiej? W takim razie podziwiam.

-Wytłumacz mi to jeszcze raz: dlaczego tej jednej rzeczy nie potrafisz załatwić z Zhan? Jaki jest sens w ciąganiu mnie po mieście? Zresztą, i tak nie mogę decydować za dziewczyny.

Mentalnie przybiłem sobie liścia. Skoro już wyciągnęła ze mnie tę informację, o którą tak zaborczo walczyła, to powinna zachować ją dla siebie, a nie wyrażać swą opinię na głos.

-Unnie, mogę przyjść dziś wieczorem i pooglądać wasz rehearsal przed Simply K-pop?

-A możesz już sobie pójść? – powtórzyłem. – Tak bardzo chcesz spędzić popołudnie na komisariacie? To nie pierwszy raz, kiedy ją śledzisz.

-Daj mu już spokój, Sunggyu-sshi. On nie jest prawdziwym sasaengiem. To Kang Minhyuk z C.N Blue. Nie przyszło ci do głowy, że tak samo jak ty czy ja, on również musiał wyjść na miasto „bawiąc się" w przebieranki, by nie został rozpoznany przez psychofanów lub zwykłych fanów? Ten prawdziwy sasaeng siedzi po lewej stronie i pochłania gofry.

-Dokładnie – potwierdził Minhyuk i napełnił sobie usta (ponownie), tym samym pochłaniając całkowicie i tak niewielką, porcję żywności, która należała do Ye Bi. Przez swoje zachowanie nie brałem go na serio. Nie myślałem, że ktoś taki jak Kang Minhyuk będzie znał kluskę oraz że może zachowywać się jak osoba cierpiąca na bipolarność.

-To jak, unnie, mogę przyjść? – dopytywał się uparcie, a ja wiedząc już, że Minhyuk tylko udaje, starałem się nie roześmiać. Na pewno wkładał w to przedstawienie sto procent swoich umiejętności, którymi (czasem) błyszczał na „małym ekranie". Skąd ja to znałem...

* * *

-Jaki powód? – zatrzymałem go w bezpiecznej odległości od miejsca mojego spotkania z młodą Kim.

-Nie jestem upoważniony do dzielenia się informacjami, przepraszam Sunggyu-sshi.

-Jeszcze nie jest za późno, wciąż możesz się wycofać. Z zadawania się z członkiniami CYS nic dobrego nie wyniknie.

-Sam zdecyduję, co jest dla mnie dobre, a co nie. Dziękuję za radę, ale nie skorzystam. Od kiedy Kim Ye Bi stała się własnością Infinite...? A może powinienem powiedzieć „własnością Kim Myungsoo"? Czy dobrze zrozumiałem, że on też obrał sobie za cel crushowanie do Kim Ye Bi? Jakaś epidemia czy co?

* * *

(Yeon Mi)

    Wytwórnia wymyśliła sobie, że Can You Smile będą promowały oficjalne słodycze na Dniach Otwartych. Musiałyśmy mieć także sesję zdjęciową z Lee Taeyongiem i resztą ekipy od cateringu. Nasza kariera nabierała tempa, choć przez to, że wszędzie nas wciskano (lub prawie wszędzie) wyglądałyśmy jak amatorska i komercyjna grupa, która jest gotowa sprzedać się za łatwe, ale spore pieniądze.

   Przez trzy tygodnie udawało się zachować kolejny sekret, ale w końcu dowiedziałyśmy się, dlaczego CEO ponownie wezwał Bae unnie. Do tej pory trwały negocjacje, ale dzięki styliście - Choi Renowi – miałyśmy okazję przypatrzeć się pierwszej sesji zdjęciowej Ye Bi oraz znanego modela i aktora – Lee Hyunwoo. Visual unnie moim zdaniem była zbędna, jednak ze względu na swe dobre sprawowanie wyruszyła do studia ze mną, Teddy Bear, Teą oraz Hwanjinnie. W „pokoju-poczekalni" oprócz nas znajdował się również pseudo-stalker, ale zajął się rozmową z Hwan, więc nie bardzo mógł „zaczepiać" Bae unnie lub którąkolwiek inną. Jenny bez żadnego powodu złościła Ye Bi, ale dzisiaj wyjątkowo nie dokuczała znajomemu Hwanjin.

Okazało się, że nie tylko Kim Hyuna posiadała zdolność maskowania się przed prawdziwymi psychofanami. Bae unnie jest jedną z niewielu wokalistek, które osobiście znam, które mają grono wyznawców w innych gwiazdach muzyki k-popowej. Chociażby taki L, który w ogóle nie przejmuje się opinią fanów czy skrajnie zawistnych sasaengów w związku z jego crushowaniem do Ye Bi. Może ja również kiedyś osiągnę to, co unnie; wystarczy mi, jeśli choć w połowie będę posiadała to samo. Bae musiała wcześniej zdobyć sławę, jeszcze nim została dołączona do składu trainees, z którego powstałyśmy my – najbardziej kontrowersyjny i najdziwniejszy damski zespół, jaki SM kiedykolwiek „wydało na świat".

    Drzwi otworzyły się po trzydziestu minutach oczekiwania. Jenny wstała z krzesła pierwsza i jak gdyby nigdy nic zaczęła piszczeć i fangirlować prosto w twarz, ale na pewno nie z powodu Ye Bi, chociaż w Yamari-sshi z pewnością wywołała sprzeczne uczucia. Bae wyglądała obłędnie w stroju z sesji, była (bardziej niż wystarczająco) fotogeniczna więc nic dziwnego, że SM ją jako pierwszą z naszej grupy zaczęło kierować na rynek związany z fotografią i modelingiem. Od razu z tymi większymi sławami pokolenia z rocznika '91 i '92.

    Lee Hyunwoo grzecznie odmówił Jenny konwersacji, starając się odprowadzić Bae do make-up roomu. Dowiedziałyśmy się, że „sesję" zepsuły tabuny fanek fotografa, Kim Doyounga. Przybyły, choć wcale go nie było, ale rzekomo miał się zjawić.

To miłe ze strony Hyunwoo-sshi, że wyprowadził Ye Bi, nim zazdrosne fanki kogoś innego przerwały mu zajęcie.

-Właściwie to nie wiedziałyśmy, że Ye Bi powinna być obecna na zdjęciach – wyjaśniła Hyunwoo nasza liderka, kiedy czekaliśmy razem na Ye Bi pod drzwiami.

-I tak zmieniono koncept, to nawet lepiej – odpowiedział.

-Zmieniono koncept? Czemu? – Jenny pisnęła spanikowana, a od jej sztuczności poczułam mdłości.

-Słyszałem plotki, że jest uparta, ale nie sądziłem, że aż tak. Przesunięcie sesji nie stanowiłoby problemu.

    Zauważyłam, że liderka zagryzła dolną wargę. Czy ja o czymś nie wiem?

~ ~ ~

    Nasz kierowca rzucił robotę, więc (oficjalnie od wczorajszego dnia) otrzymałyśmy zgodę, na poruszanie się środkami komunikacji miejskiej, gdyż na piechotę byłoby za daleko, aby udać się tam, gdzie potrzebowałyśmy. Jedyny warunek, jaki miałyśmy spełnić, to nie dać się na tym przyłapać panu Im oraz nie dać się rozpoznać przypadkowym fanom. Nieoficjalnie krążyła plotka o tym, że kierowca zrezygnował sam, bo namówił go do tego manager. Nie schodziłyśmy z tematów rozmów większości ludzi w SM. Jakoś głupio i niezręcznie było słyszeć komentarze na temat naszego zespołu i że „rozwaliłyśmy" grupę profesjonalistów – od naszej coordi-unni od makijażu i ubrań, aż po managera, na kierowcy kończąc, dlatego unikałyśmy sunbae z EXO, którzy (tak jak sunbae z Infinite), próbowali odgrywać „dzielnych wybawicieli". W końcu doszło do tego, że Sunggyu-sshi dostarczył (osobiście!) czekoladki, które L sunbae przygotował specjalnie dla Ye Bi.

     Po siedmiu tygodniach na naszym koncie pojawiły się występy w takich programach jak Weekly Idol, Law of the Jungle, After School Club, a nawet parę odcinków survivalowego, nowego, koedukacyjnego show.

    Znowu nastał marzec i zbliżały się powoli urodziny liderki. Dwudzieste ósme, o ile się nie mylę. Jenny unnie była spokojna i potulna jak baranek. Spokój i harmonia na nowo zapanowały w zespole, jednak powód normalnych, nieagresywnych i nieprowokujących wypowiedzi Shim unnie był i nadal jest nieznany. Chciałam odkryć przyczynę dziwnego i niepasującego zachowania visual, nawet jeśli za wszelką cenę starała się udowodnić i udawać grzeczną. Zresztą nie tylko tajemnicze wydawało mi się to, jaką miłą i sympatyczną osóbkę odgrywała Jenny; również nie pasowały mi te „ataki uprzejmości" do Ye Bi prezentowane przez lidera Infinite.

--- --- 

*annyeong - zwrot używany do powitań (w słodkiej formie) również do zwierząt

** skrót od Kim Ye Bi

* *  * Kang Minhyuk - aktor i piosenkarz z C.N Blue ; jego zachowanie "stalkera" nawiązuje do odgrywanej przez niego roli w dramie "Heartstrings", gitarzysty Yeo Jun Hui

Strój Ye Bi - na zdjęciu IU

zdjęcie z Ye Bi i L - L  z solistką i aktorką, Bae Suzy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top