Rozdział 15 „Cool kids don't cry"
(Sunggyu)
Wszystko szło nie tak jak trzeba. Obiecałem sobie, że wytrwale będę realizował swój plan ignorowania pewnej irytującej, a zarazem dziwnie znajomej postaci, niestety okazało się, iż w praktyce nie jest to takie proste. Już kiedyś przechodziłem przez to samo, więc wiedziałem, że popełniam dokładnie ten sam błąd – otwieram się przed zupełnie obcą osobą, która powinna być mi całkowicie obojętna, jednak tak nie jest. Wszystko przez moją dawną fanaberię związaną z nałogowym czytaniem wszystkich tomów książek z przygodami niejakiej Kim Ye Bi. Nie chciałem wyjść na idiotę, ale tak się właśnie stało. W takim wypadku nie mogłem nikogo winić za swoją rozprzestrzeniającą się jak zaraza głupotę; na własne życzenie wykopałem swój własny dół, w który się wpakowałem niczym wyjątkowo niezdarny słoń.
Nawet jeśli powiedzenie komuś, że wygląda jak fikcyjna postać zdarzyło mi się pierwszy raz, nawet jeśli oryginalnie słowa miały zostać odebranie pozytywnie jako komplement, to mam nadzieję, iż nastąpiło to jednorazowo i już się więcej nigdy nie powtórzy. Niesamowicie się zbłaźniłem i chyba długo będę pamiętał tą lekcję.
Próbuję jakoś odratować swoje beznadziejne położenie, ale jest coraz gorzej. Może, gdyby to był ktoś inny uszłoby mi to płazem, jednak jestem Kim Sunggyu i wypadało zachowywać się tak jak na swój wiek przystało. Tymczasem... co ja w ogóle robię? Zamiast starać się jakoś odkręcić nieprzyjemne stosunki współpracownicze, grzęznę coraz bardziej w jakichś chorych relacjach na poziomie wrogów, którzy chcą się nawzajem wykończyć. Zupełna odwrotność moich dobrych intencji na polepszenie relacji międzyludzkich z tym tęczowym narwańcem, którego wszędzie pełno. Najpierw się na nią wściekłem, a moje zachowanie nie odbiegało zbytnio od tego, jak zachowują się sasaengi. Niepokoiło mnie to. W którym momencie stałem się, w pewnym sensie, stalkerem? A to śledzenie informacji? Jak mi reszta tak ciągle wypominała i opowiadała szczegóły dotyczące kluchy z SM, to koniec końców przeszła i na mnie moda na Kim Ye Bi. Próbowałem naprawić to, co namieszałem, ale teraz powiedziałem klusce o kilka słów za dużo. Nie ma szans, że taką pomyłkę można łatwo zatuszować.
Jest postacią z mojej ulubionej powieści? Czy już całkowicie mi odbiło? Rzeczywiście lubiłem Ye Bi, możliwe iż również przez to Jinnie miała mnie dość, kto to wie, ale nie posiadałem względem fikcyjnej bohaterki niezdrowego zachwytu. Skoro tyle lat funkcjonowałem prawidłowo, to znak, że przynajmniej pod względem fizycznym jest ze mną okej. Na początku rzeczywiście myślałem, że Kim się ze mnie naśmiewa, ale to niemożliwe, bo nikt nie wiedział, że żywię szczególny rodzaj sympatii do czysto literackiej bohaterki. A ona tym bardziej, niby skąd mogła wiedzieć o moim największym sekrecie? Nie istniał nigdy żaden powód mojej nadmiernej agresji względem Kim Ye Bi, to ja po prostu coś sobie ubzdurałem, by mieć usprawiedliwienie do poniżania jej za podszywanie się pod ulubioną książkową damską postać. Na początku to była zwykła ludzka niechęć względem innego człowieka.
Ech, starość nie radość. Do czego to doszło, że zrobiłem się zazdrosny o jakąś małolatę? Tak jakbym zapomniał, że ta seria oprócz mnie, ma fanów w tysiącu lub milionie innych osób.
Tak jak do tej pory niezbyt obchodziła mnie opinia, jaką posiadam w jej mniemaniu, tak teraz zaniepokoiło mnie to, co mogła sobie o mnie pomyśleć. Mógłbym zostać usprawiedliwiony, gdybym rzeczywiście wcześniej zażył, nawet niewielką, dawkę alkoholu, co zresztą Yebi sprawdziła. Niestety rzeczywistość była całkowicie inna; nie byłem nietrzeźwy i całkowicie świadomie palnąłem te wszystkie głupstwa. Może nie tak całkiem zamierzenie, bo nie sądziłem, iż kiedykolwiek to ode mnie usłyszy. A jeśli już miałoby do tego dojść, to nie w takiej formie. Ale nie, mam za długi jęzor. Nie pamiętam, w którym dokładnie momencie wyłączyło mi się myślenie. Zamiast przemilczeć pewne sprawy, to ja zrobiłem coś niefajnego.
Cóż, pomyłka czy nie, dowiedziałem się, że Kim Ye Bi z Can You Smile jest jak najbardziej prawdziwa, a wygląd i zachowanie mogło być mylące nie tylko dla mnie. Skoro ostatnio popełniam aż tyle rażących błędów, chyba pora uświadomić sobie, że jest ze mną poważnie źle i wymagam wizyty w jakimś głupim gabinecie psychologicznym, możliwie w jak najszybszym terminie. Ech, i pomyśleć, że kumple z zespołu już dawno coś zauważyli, tylko dawali mi o tym znać w dość nieudolny sposób i wziąłem to za brak szacunku z ich strony.
O tym, że zapomniałem, co to rzeczywistość, przypomniał mi również Dongwoo smsem, który do mnie wysłał już dwadzieścia minut temu, ale że zabłądziłem myślami nie wiadomo, na jak dalece odległą planetę, nie usłyszałem żadnego powiadomienia dochodzącego z telefonu. Dongwoo wspominał w wiadomości o pojawieniu się grupki rozchichotanych fanek i radził mi uważać, bo jakiś czas temu widział, jak szły w moim kierunku. Nikogo nie spotkałem, może dlatego, iż oddaliłem się od miejsca, w którym oryginalnie miałem się znajdować. Wcześniej nic nie ustaliliśmy, jaki dystans i odległość Dongwoo będzie 'zabezpieczał'. W następnej wiadomości raczył mi wytknąć, że gdzieś zniknąłem, a właśnie nadszedł nowy zsyp fanów i jak go przeze mnie odkryją, to będzie mnie winił. Miałem oddzwonić, ale właśnie nadeszła kolejna informacja. Tym razem o pozytywnej treści. Fala zagrożenia opuściła teren i Dongwoo nie został przez nikogo rozpoznany i nie zapowiadało się na to, aby ktokolwiek niepożądany zbliżał się do mnie, gdziekolwiek się znajdowałem. Jak to określił Dongwoo, „to tylko jakaś dobra fortuna, prawdziwy łut szczęścia" dopisuje mi i jemu, bo już wiele razy mogliśmy dzisiaj zostać przyłapani. Chyba gdzieś podświadomie wiedziałem, że o tej porze nad rzeką Han nikt podejrzany nie będzie się kręcił i dlatego postanowiłem się tam przenieść.
Od chwili, kiedy powiedziałem swoje głupie myśli na głos, zrobiło się cicho. Może wzięła mnie za dziwaka, nie wiem, ale nie chciałem się dowiadywać.
Zająłem się wiadomościami od Dongwoo i nie zauważyłem, że główna wokalistka nowego girlbandu z SM, zniknęła gdzieś.
-Nie żebym się wtrącała, ale masz zamiar przesiedzieć tu całą noc, sunbae-nim? – usłyszałem znajomy głos po jakimś czasie. Trochę zdziwił mnie jej spokojny ton, ale z drugiej strony może przyzwyczaiła się do mojego podejścia i zdała sobie sprawę, iż nie ma co liczyć na taryfę ulgową. Jak już się odezwała, to może wciąż nie wypadałem tak kiepsko?
-Z tobą? Chyba żartujesz. – odpowiedziałem nieco agresywnie.
-To musiało być ważne, skoro tak ci zależało na spotkaniu, ale co ja ci poradzę, że nie jestem tą, za którą mnie wziąłeś.
-Kto ci powiedział, że kazałem ci tu przyjść tylko dlatego, bo chciałem upewnić się, że nie zwariowałem? – usprawiedliwiłem się, silnie broniąc swojego honoru. Nie mogłem sobie pozwolić na kolejne ośmieszenie. Już wpadkę na drodze zaliczyłem, wolałbym, aby kluska wiedziała, gdzie jest jej miejsce. Musiałem być od niej sprytniejszy, aby nie skompromitować się przed nią po raz kolejny, bo jak na zbieg okoliczności, to trochę za dużo tych 'pomyłek'.
-Acha, więc się pośpiesz, sunbae. Powiedz, to co chcesz i się rozejdziemy w pokoju. Ale pośpiesz się naprawdę – podkreśliła. - Bo nie wiem, czy nie zacznie wkrótce padać. – pośpieszyła mnie, a ja tego nie lubiłem.
Z tego powodu pomyślałem o Han River; to było takie miejsce, gdzie przychodzono, między innymi w celu zrelaksowania się albo przemyślenia tego, co zaprzątało głowę. Niestety 'ktoś' bardzo chciał zrujnować mi wieczór, wystawiając moje nerwy na próbę zbyt wiele razy dzisiejszego wieczoru i nie tylko.
-Popracuj nad punktualnością. Jeśli CYS i Infinite mają razem gdziekolwiek i kiedykolwiek wystąpić, to radzę zaprzyjaźnić się z zegarkiem, a przede wszystkim z prawidłowym ubiorem. Zresztą, powtarzam ci to od początku, a do ciebie nadal nie dotarło. I tak szczerze ci powiem, że czarno to widzę. Wątpię, aby się to zmieniło do prób nagrań programu. Musiałby się stać cud, a takie nie istnieją, więc nie ma nawet o czym mówić. Na razie to wszystko, widzimy się za rok.
Odniosłem wrażenie, że wszystko, co mówię, jest dla niej niezrozumiałe i nielogiczne. Zupełnie, jakby jedno z nas pochodziło z innej planety niż Ziemia. Nie starała się nawet w najmniejszym stopniu zrozumieć moich najprostszych komunikatów, ale ja się tym przejmować nie będę. To, co miałem jej do przekazania, to przekazałem, a tłumaczeniem jej tych samych rzeczy po tysiąc razy niech zajmie się Myungsoo, bo ja mam dość. Ile można powtarzać to samo?
Pomimo tego, jak bardzo chciałem jej jeszcze dopiec, żeby coś z tej lekcji wyniosła, tak po prostu pożegnałem się z nią w cywilizowany sposób i udałem w drogę powrotną, informując Dongwoo o zakończeniu 'misji' i że szczegóły pozna wraz z innymi, kiedy dotrę bezpiecznie do dormu.
* * *
(Woohyun)
Przydzielono mi zajęcie się nową pacjentką, a do tego miałem na głowie praktykanta – bystrzaka, który tryskał pomysłami. Chłopaki nie potrafili zrozumieć, że choćbym chciał, to nie jestem w stanie wydłużyć czasu. Nikt tego nie potrafi. Nawet magik. Doba miała tylko dwadzieścia cztery godziny – tak się przyjęło, ale to nie do końca prawda. W tych dwudziestu czterech godzinach musiałem znaleźć miejsce na życie prywatne, choć tego ostatnio mi ciągle brakowało. Cierpliwość Hyuny nie była i nie jest nieskończona, a to, że jeszcze nie zrobiła mi awantury o to, że poświęcam się całym sobą dla obcych wynika z faktu, iż sama wielokrotnie tak czyniła – w tej kwestii nie mogła mieć za dużo do powiedzenia. Pod względem zaniedbywania obowiązku robienia opłat za mieszkanie mogła się gniewać, choć do tej pory nie usłyszałem zarzutów pod swoim adresem. Praktycznie wszystko pozostawiłem na jej głowie. Od naszych wspólnych problemów, dzielenia finansów, poprzez obietnicę dowiedzenia się, co stało się z Seo Hee. Rzeczywiście można było mnie winić, ale czy w tej chwili ważniejsza jest Seo Hee, czy to, że jej kuzynce Soo Da Ri zachciało się rodzicielstwa?
Moje obowiązki nie ograniczały się jedynie na spędzaniu w ośrodku połowy doby. Z jednej strony musiałem odbyć rozmowę z Da Ri, którą do tej pory, brzydko mówiąc, zlewałem, z drugiej strony z problemem zgłosił się do mnie również Choi Ren. Tak, jakby nie mogli załatwić tego między sobą. Bardzo to z ich strony dorosłe...
Chciałem pomóc każdemu, ale nie da się tego zrobić za jednym razem. Oni wszyscy najwyraźniej uważali mnie za jakiegoś boga - geniusza, który potrafi wykonać kilka czynności na raz. W dodatku te najtrudniejsze. Nie miałem czasu dla siebie praktycznie w ogóle, od chłopaków też nic konkretnego nie słyszałem, bo każdy przekazywał mi tylko wiadomości w okrojonej wersji, nawet nie zdążyłem przeczytać lub odpisać na starsze niż sprzed dwóch dni, smsy. Zaległości strasznie się piętrzyły, a ja nie miałem kiedy oraz jak tego wszystkiego poogarniać.
Wraz ze współpracownikiem siedzieliśmy i układaliśmy plan terapii nad Ahn Seol Ah, co do najłatwiejszych zadań nie należało. Nie miałem żadnego interesu wtrącając się do spraw Da Ri oraz Rena, ale z drugiej strony zainteresowało mnie, dlaczego Da Ri tak koniecznie musi mieć zgodę na adopcję Seol Ah. Dlaczego to musi być koniecznie ta mała dziewczynka, a nie jakieś inne dziecko. Może nie zwlekałbym z daniem jej czy Renowi odpowiedzi, ale na wzięcie Seol Ah do domu było zdecydowanie za wcześnie. Unikanie jednego czy drugiego również nie było dobre, ale kto powiedział, że udzielę im najmądrzejszej i najlepszej rady? Dlaczego oboje przychodzą do mnie? Bo byłem terapeutą Seo Hee? Bo ją znałem i również pokierowałem w życiu, by się nie zagubiła? Naprawdę nie nadaję się do doradzania komukolwiek w kwestiach familijnych, szczególnie komuś, z kim na dobrą sprawę, nic mnie nie łączy.
Nie utrzymywałem jakoś szczególnego kontaktu z S.D. czy Minkim. To Hyuna miała dobre relacje z Da Ri, a na Minkiego nadal byłem zły za to, co musiała przejść Seo Hee. Właściwie, to do każdego z dawnych znajomych Seo żywiłem urazę, ale chyba najbardziej to właśnie do Da Ri oraz Rena. Może nie żywiłem do nich tak wielkiej urazy jak Sungjong, ale nie nazwałbym naszej znajomości braterskimi więziami. Z Da Ri praktycznie wcale nie komunikowałem się. W przeciwieństwie do Hyuny, która moim zdaniem, pod tym względem była nieco łatwowierna. No ale jakieś usprawiedliwienie jest, w końcu Da Ri to była sunbae Hyuny z czasów, kiedy Hyuna była przez krótki okres trainee pod Woollim.
Tak jak na początku starałem się nie wiązać jednego z drugim, tak teraz coraz bardziej wierzę w to, że Minki i Da Ri mogą mieć jednak coś wspólnego ze zniknięciem Seo Hee. Jeszcze, żeby to było tak łatwo udowodnić, ale póki co brak mi jakichkolwiek dowodów. Gdybym nagle zaczął okazywać niechęć do owej dwójki, byłoby to podejrzane, a Hyuna długo by mi to wypominała. Do tej pory obrywam za powstrzymywanie pairingu SeoJong przed spotykaniem się. Nie mogłem nic na to poradzić, nawet jeśli i Sungjong, i Seo Hee byli ważnymi osobami, to zupełnie nie wspierałem ich jako pary. Starałem się, ale nie mogłem dłużej robić czegoś na siłę.
Pomimo wiadomości o tym, że starsza siostra młodszego terapeuty znęcała się nad Seol Ah, moja opinia i stosunek do Yanga nie zmieniły się, a wręcz odwrotnie. Chłopak chciał mi chyba udowodnić, iż jest godny zaufania i dlatego od czasu do czasu poruszał tematy związane z czternastoletnią pacjentką. Z jednej strony zasługiwał na pochwałę, jego uwagi były naprawdę trafne, jednak denerwował mnie tym swoim wtrącaniem się i sprawdzaniem mojej wytrzymałości. Ktoś tu chyba ma o sobie zbyt wielkie mniemanie...
- Ja nie widzę przeciwskazań. Kobieta wydaje się mieć poukładane w głowie. Zrobiłem mały research we własnym zakresie – młody coś mówił, ale średnio mnie to interesowało. – Nie była karana prawnie ani w żaden inny sposób – kontynuował, a ja skupiłem się na przeglądaniu kartek programu, żeby poprawić w razie wystąpienia błędów. – Nie żebym lubił wchodzić z butami w cudze życie, ale ja tam mógłbym ją wesprzeć. Ta Da Ri udzielała się aktywnie w fundacjach charytatywnych i domach dziecka lub schroniskach. W czasie jej kilkuletniej współpracy z wieloma osobami, akcjami i budynkami...
- Nie wiadomo do końca, co z Ahn jest nie tak. Na razie wykonano badania kontrolne i testy psychologiczne. – przerwałem mu.
- Które nic nie wykazały, co sugeruje, iż jest to przeszkoda, która szybko zniknie. – wtrącił się Yang. – To, co przeszła rzeczywiście można uznać za kłopotliwe, ale nie na tyle, by mówić o nieprawidłowościach pod względem psychicznym. Mózg ma sprawny.
- Prawda jest taka, że za bardzo się wtrącasz. Nie wiadomo jeszcze, ile terapia tej dziewczyny potrwa i czy jej się nie pogorszy. Chcesz ją posłać do czyjegoś domu? I kto ma za to wziąć odpowiedzialność? Cała klinika pediatryczno-psychologiczna? – próbowałem przywołać go do porządku, gdyż za bardzo odleciał w niebiańską przestrzeń.
- Nam Woohyun-sshi, czy jest coś, o czym nie wiem, a powinienem?
-To znaczy?
-Zdajesz się specjalnie nie dopuścić do legalnego przyjęcia tego dziecka pod dach, zdaje się, że kochającej pary. Znasz ich i robisz na złość?
- Robię to dla ich dobra. Chcę wiedzieć, że posłałem tą sierotę w pełni zdrową, a nie z jakimiś poważniejszymi uszczerbkami.
- Równie dobrze mogłaby chodzić na terapie już po adopcji. Dlaczego wszystko komplikujesz? Może nie mogą mieć własnych dzieci, a ty im robisz pod górkę.
-Komplikuję?
- To chyba nie jest praca twoich marzeń, co? Wolisz pracować z dorosłymi niż z młodzieżą lub młodszymi – stwierdził Yang.
-Nie oczekuję od ciebie zrozumienia ani tym bardziej wsparcia. Nie chcę się wdawać w dyskusje, więc byłbym naprawdę wdzięczny, gdybyś mnie nie prowokował i nie gadał głupot. Tak się składa, że nie zdarzyło mi się prowadzić terapii dla dorosłych. Jestem uprawnionym terapeutą tego wydziału; zajmuję się psychologią kliniczną dzieci i młodzieży. Czy jest tu coś trudnego do zrozumienia?
- Odnoszę wrażenie, że sam nie do końca wiesz, co tu robisz i co się wokół ciebie dzieje, ale nie szkodzi. Mogę cię podszkolić, hyung. Nie wiem, czym się kierowałeś łapiąc się na taki rodzaj pracy, ale szanuję. A podobno wy muzycy, to za przeproszeniem, wszyscy to takie rozpieszczone gwiazdki muzyki pop.
Nie uważałem się za wielkiego specjalistę. Zdawałem sobie sprawę, że jeszcze wiele lat upłynie nim osiągnę poziom znawcy i głównego profesora - jednego z lepszych, pracującego na wydziale dziecięcym, którego miałem okazję poznać, kiedy debiutowałem. Wówczas trafiła mi się praca nad Seo Hee. Nie wiedziałem zbyt wiele, przez wielkie braki nadal czułem się jak rookie w zespole doświadczonych specjalistów z dziedziny pediatrii i psychologii dzieci i młodzieży.
Prawdę mówiąc nigdy nie określiłem, co dokładnie chcę osiągnąć. Chciałem jedynie pracować z ludźmi. Nadal nie otrzymałem odpowiedzi na to, dlaczego po raz kolejny przytrafił mi się przypadek osoby niepełnoletniej. Z tą różnicą, iż teraz nie zajmowałem się nią sam.
Nie jestem pewien, czy gadatliwość i przechwalanie się doświadczeniem kogoś z zewnątrz, kogoś młodszego, wyjdzie mi na dobre. Chyba zranił moją dumę, bo czuję, że moja pozycja jako głównego psychologa prowadzącego badanie Ahn Seol Ah, jest zagrożona.
Postanowiłem kopnąć swoje ego w tłusty zadek i zobaczyć, na ile mogę zaufać współpartnerowi.
- Właściwie, to myślałem o tym od dawna. Co do tej kobiety, jestem przekonany, że można jej powierzyć opiekę nad Seol, z drugiej strony mam wątpliwości przed Choi Renem.
- Ten młody choreograf od wizerunku i visualista, co ostatnio został nagrodzony?
- Tak, ten sam.
- Masz coś do niego, Woo Hyun-sshi?
- Może mieć problemy o podłożu psychologicznym. Podejrzewam u niego od dłuższego czasu bipolarność, ale oficjalnie nie stwierdzono.
- W czym problem, można go zatem nakłonić na badania. Kasę ma... a! Chodzi ci o to, że jest osobą publiczną i znaną. Na to również można znaleźć ładne wytłumaczenie.
- Wolałbym na niego nie tracić czasu, przynajmniej na razie. – wyjaśniłem, lekko się rozluźniając. Rozmowa z Yangiem nie była taka straszna.
- A czy nie ma on powiązania z tym, kim się zajmujemy?
- Chodzi o to..., że to dobry znajomy mojej byłej pacjentki. I mam podstawy, by twierdzić, iż jest niezdolny do oddania w jego ręce Seol Ah. – wyjaśniłem.
- O! Teraz już wszystko mi się ładnie ułożyło w całość, jednak masz prawidłowe rozumowanie, Woohyun-sshi. Oczywiście nie sądziłeś, że każdy, kto powie, że chce zaadoptować dziecko, to tak po prostu szpital czy ośrodek wyraża zgodę ot tak, jedno pstryknięcie palcami i gotowe? Tak jak mówiłem, sunbae, zrobiłem research i uważam, że obecna kondycja psychiczna panny Soo jest stabilna, ale nigdy nie można być pewnym. Co do tego Choi... trochę zaniepokoiły mnie twoje słowa. Chcemy pomóc Seol Ah, prawda? Więc, jeśli chcesz, hyung, to załatwię im parę sesji. Porozmawiam jeszcze z szefem, ale na sto procent potwierdzą się moje domysły i prawdopodobnie to tobie przypadnie przeprowadzenie testów. Tobie albo mi, jednemu z nas – poinformował mnie Yang.
Jego wyjaśnienia zabrzmiały prosto i od razu do mnie trafiły, rozjaśniając kotłujące się myśli we łbie. Czyżby w końcu zaczęło mi się znowu układać i ruszyłem się z miejsca, jakiegoś potwornie głębokiego i smolistego bagna, w które wdepnąłem?
- Istnieje opcja, że się nie zgodzą, szczególnie Minki.
- No cóż, to im powinno zależeć, my możemy jedynie podpowiedzieć i dać drobne wskazówki. Chociaż czekaj... mówiłeś, że są twoimi znajomymi? No to powinno pójść jak z płatka. Mam im załatwiać wizytę u profesora?
- Za darmo? Co chcesz w zamian? – z przymrużeniem oka wypowiedziałem swoje pytanie, gdyż młodszy zdawał się zbyt przeceniać siebie.
-Potraktuję to jako przysługę hoobae dla jego sunbae. Nie chcę nic w zamian. – odpowiedział.
-Gdyby to było takie proste, sam bym już dawno na to wpadł. Powiedz, czego chcesz – powtórzyłem, gdyż jego zbyt pozytywne nastawienie do sprawy wydało mi się podejrzane. Nie powinienem żywić niechęci do kolegi, ale jednak wolałem zapobiegnąć nieprzyjemnym konsekwencjom źle podjętej decyzji.
-Nie rozumiem, czego się boisz, ale skoro coś cię blokuje, to chciałbym pomóc.
Chociaż zrobił dobre wrażenie, to wciąż miałem wątpliwości; jak to on określił „czegoś się bałem i coś mnie blokowało". Moim problemem był kompletny brak dobrego podejścia do osób poniżej dwudziestego roku życia. Nigdy nie przechodziłem szkolenia z zakresu pracy nad dziećmi i młodzieżą, wybrałem ogólną praktykę psychologa. Z Seo Hee jakimś dziwnym cudem udało mi się, ale nie wiedziałem, że sprawy mogą się aż tak skomplikować. Moje relacje i podejście do młodszych tkwiło na poziomie 'zero absolutne'.
Skoro było tak źle, to zastanawiam się, jakim cudem przydzielono mi zadanie poprowadzenia terapii dużo młodszej dziewczynki od Seo Hee. Czyżbym musiał wykonać nowe szkolenie i przystąpić do praktyk po półtorarocznym kursie?
-Chciałbyś mnie może o coś zapytać, Woohyun-sshi? – zwrócił się do mnie praktykant patrząc na mnie z zaciekawieniem na twarzy.
Nie usłyszałem odpowiedzi, ponieważ do drzwi rozległo się pukanie.
* * *
(Dongwoo)
Kiedy przybyliśmy do dormu, było wyjątkowo spokojnie. Nikogo nie było w salonie, więc albo spali, albo gdzieś wyszli.
-Ej, hyung. A ty gdzie idziesz? – zatrzymałem lidera. Wybierał się po schodach na górę.
-Odpocząć do pokoju.
-Ale mieliśmy porozmawiać – przypomniałem. Czyżby po raz kolejny chciał odłożyć ważną rozmowę?
-Porozmawiamy, ale nie w tej chwili.
-Trzymam cię za słowo, hyung. Mam nadzieję, że specjalnie się nie wymigujesz.
-Wierz mi, że nie, ale muszę się trochę uspokoić.
-Co cię tak zdenerwowało?
Domyślałem się, co lider hyung odpowie, ale wolałem się upewnić, stąd też pomysł na zadanie mu pytania.
-Daj mi z pół godziny. Idę się odświeżyć. – oznajmił Sunggyu i poszedł na górę, zapewne do łazienki.
* * *
(Sunggyu)
Jak się okazało, chłopaki wcale nigdzie nie byli, tylko siedzieli w pokoju L i omawiali pewną sprawę. Poprawka. Prowadzili dyskusję, która w niczym nie przypominała pokojowej wymiany zdań; zanikły jakiekolwiek oznaki kultury i prawidłowego zachowania. Jak w jakiejś burdel - knajpie z filmów o Dzikim Zachodzie...
-Jak długo zamierzaliście ukrywać z Sungjongiem, że macie kontakt z Junhongiem? – naskoczył na mnie L, kiedy tylko znalazłem się (na nieszczęście) w zasięgu jego wzroku, przechodząc korytarzem.
Nie od razu skojarzyłem, ale nie o to chodziło. Nie podobała mi się barwa jego głosu. Krzykliwa i irytująca, ale przede wszystkim nieodpowiednia.
-Jakie ukrywanie? Coś ty sobie znowu wymyślił, Myungsoo? – poprawiłem go, uznając jego pretensje za niekulturalne, a wręcz fikcyjne.
-To ja się pytam! Jak długo utrzymujecie z nim kontakt i jak dużo ukrywaliście informacje dotyczące Seo Hee!!
-Nikt nic nie wie, co się stało z Bang, a ja tym bardziej się tym nie interesowałem, bo niby dlaczego. Rzeczywiście Junhong coś wysłał, ale uznałem, że przekażę Sungjongowi, ale nie wiem, dlaczego jesteś taki zirytowany.
-Zirytowany? To zbyt łagodne słowo. To ja się staram pomóc, a wy wiedzieliście od początku, co, gdzie, jak i kiedy?! – jego podniesiony ton głosu zaczynał mnie poważnie drażnić.
-Nie będę z tobą rozmawiał, jeśli się nie uspokoisz. Na jakiej podstawie twierdzisz, że wiem coś, czego ty nie?
-Z jakiej racji Zelo wysłał ci teczkę z dokumentami? Dlaczego do ciebie?
-Hyung... Mówiłem ci, że teczka była zapieczętowana, lider nie miał z zawartością nic wspólnego... - wtrącił się do naszej rozmowy Sungjong. – Poza tym, L hyung... nie powinieneś.
-Co on zrobił? – spytałem. To, że Myungsoo coś odwalił, to żadna nowość, pytanie tylko, czego tym razem dokonał.
-Nie rozumiem, skąd się wzięła twoja obsesja, hyung. Kiedy wypadnie tak z harmonogramu, to dzielimy pokój, ale grzebanie po moich półkach mogłeś sobie darować.
-Skąd miałem wiedzieć, że coś ukrywacie?
-Masz obsesję i wszyscy to zauważyli – stwierdził Sungjong. – Mamy ci się tłumaczyć za każdym razem, kiedy przybędzie jakaś przesyłka z zagranicy? A tak w ogóle to umknął ci jeden ważny fakt, Myungsoo, a ja nie zamierzam ci go teraz przedstawiać.
-Czy tylko ty możesz mówić o Seo Hee? Nawet nie jesteście już razem, więc przestać rościć sobie do niej prawa tak, jakby do ciebie wciąż należała!
-Ach, jesteś pewny, że powinieneś wyrzucać to, co ci leży na sercu po tym, co uczyniłeś?
-Co zrobiłeś, Myungsoo? – powtórzyłem, trochę już zmęczony ich kłótnią.
-A nie sądzisz, że hyung chciałby poznać powód tego całego zamieszania? – kontynuował strofowanie go Sungjong.
-Ale Sunggyu wszystko wiedział...
-Tłumaczyłem ci już z sześć tysięcy razy, a ty nadal swoje! Jesteś uparty.
-Chłopaki, o co się pokłóciliście? – zapytał Sungyeol, który dopiero co wdrapał się po schodach.
-Sungjong nie powiedział, że od dawna utrzymujecie kontakt z Junhongiem! – krzyknął L.
-Po pierwsze, nikt nie utrzymywał i nie utrzymuje z nim kontaktu, a po drugie, ogarnij się i przestań się drzeć na każdego dookoła. Za coś mi się obrywa, a ja nawet nie wiem, o co ten cały szum, więc mi łaskawie wytłumacz. Spokojnym tonem – ostrzegłem go.
-Chyba wszyscy chcieliby się dowiedzieć, więc pogadajmy w siódemkę – zasugerował L, fochnięty niczym najbardziej obrażony przedszkolak na świecie. – Nie obchodzi mnie sposób, w jaki sprowadzicie tu resztę, ale Woohyun ma się również pojawić. Obowiązkowo!
ღ - - - ღ
Dla 'jaśnie panicza Kim Myungsoo', wszyscy zjawili się w salonie, gdyż to tam mieliśmy odbyć poważną rozmowę. L miał szczęście, że Woohyun nie musiał stosować żadnych wymówek i udało mu się przybyć tuż po zakończeniu wieczornej zmiany. Z małym poślizgiem, ale nic więcej nie napisał w wiadomości do Hyuny, która również postanowiła zaszczycić nas swoją obecnością, o czym poinformowała mnie poprzez komunikator. Jakie wyczucie czasu, akurat miałem telefon połączony z siecią, więc byłem w stanie odczytać nowe powiadomienie z LINE.
Dochodziła dwudziesta trzecia, przyszli oboje.
-Co on taki ponury? – zadała mi pytanie mając na myśli Myungsoo.
-Ma nam coś do powiedzenia i od jakiegoś czasu robi o to dużo hałasu. – odparłem i podałem jej kubek ze świeżo zaparzoną herbatą.
-No tak, wypadło mi z głowy, dzisiaj była gala z CYS w roli głównej. Zapomniałam wam powiedzieć.
-Nie przejmuj się, to z pewnością nie było aż tak istotne. – poprawiłem ją, a jednocześnie przeanalizowałem w głowie jej słowa. Skoro była jakaś uroczystość, tłumaczyłoby to spóźnienie tęczowego odmieńca.
Sungjong ostentacyjnie ignorował wszystkich wkoło, choć niczym mu nie zawiniliśmy. L coś namieszał, ale jeśli tak się stało, to dlaczego Sungjong nic nie mówił? Chłopaki wiedzieli czy to dla nich także nowość? Mam nadzieję, że Hyuna się pomyliła i L nie jest aż tak uwsteczniony, by gniewać się o to, że nie mógł pójść i sobie pooglądać śpiewających, kolorowych i wymalowanych lalek. Przez swój fanatyzm względem głównej wokalistki mógł zyskać łatkę stalkera, ale nawet jeśli L zachowuje się jak nie on, to dopóki nie dowiem się, o co ma pretensje, nie będę go bezpodstawnie oskarżał.
-Też nie poszłam, miałam inne zajęcia – wytłumaczyła się Hyuna. – Słyszałam, że zespół przygotowuje się na comeback; już zaczęli od zmiany stylisty i moim zdaniem, to dobrze podjęta decyzja.
-Noona, ty też przeciwko mnie? – nadął policzki L.
-Tylko zaspoilerowałam, co was ominęło i co prawdopodobnie będzie można przeczytać w formie recenzji na jakiejś stronie. Nie wiem, co masz na myśli, Myungsoo, mówiąc, że też jestem przeciwko tobie. Zrobiłam coś?
-L hyung po prostu nie może pogodzić się z faktem, że Junhong wie coś o Seo Hee i że Sunggyu hyung długo zwlekał z poinformowaniem nas o trzymaniu informacji z zewnątrz – powiedział jak gdyby nigdy nic Sungjong. Wszyscy spojrzeli w jego stronę, bez wyjątku.
* * *
(Hyuna)
Infinite można było spotkać coraz bardziej rozdrażnione i mniej ostrożne. Zniknięcie Seo Hee spowodowało, iż zapanował chaos. Ciężko było wytrzymać z chłopakami, kiedy jeden na drugiego się obrażał o byle głupotę czy plotkę. W szczególności niepokoiło mnie zachowanie Myungsoo oraz jego lekkomyślne działania. Maknae natomiast wydawał się osobą, która nie zwariowała. Chłopaki czynili progres, najwięcej to Sungjong, po którym nie spodziewałam się aż tak wiele. Naprawdę zachował się z klasą, że wziął sobie do serca moją sugestię, aby zatroszczyć się o Sunggyu. Trzymanie Sunggyu z daleka od pewnych spraw jak wszystko, miało to swoje plusy i minusy; dobre było to, że Sunggyu był świadomy, że L coś namieszał, ale że nie wymieniono tej czynności z nazwy. Z innej strony patrząc, Sunggyu nie odpuści i prędzej czy później dowie się. Ja nie mam zamiaru mu się przyznawać i liczę na to, że Sungjong również wytrwa do końca, ponadto... Sunggyu również nie powiedział nam od razu, że są jakieś informacje o Seo.
-To w końcu po co kazałeś nam przyjść? Żeby prowadzić śledztwo w sprawie podjętej przez lidera decyzji? – odezwał się niecierpliwie także i Hoya.
-Zgadnijcie, kto wiedział wszystko od początku i kto wie, gdzie podziewa się Seo.
Przez Myungsoo przemawiała złość, a może nawet i wściekłość. Nie hamował się w okazywaniu negatywnych uczuć. Rozumiem, że kontrolę nad L przejęły nerwy, ale czy rzeczywiście nie mógł się wstrzymać z tą rozmową? Nie wątpię, że ważną nie tylko dla niego, lecz dla każdego z nas, ale serio tuż przed północą będzie nam robił wyrzuty?
-Może właśnie dlatego nic akurat tobie nie powiedziała, gdyż domyślała się, jak mógłbyś zareagować. Pokaż te dokumenty – poprosił go spokojnie Woohyun.
Zachowanie Myungsoo było bardzo nie na miejscu. Żadne z nas nic nie wiedziało, a nawet gdyby, to i tak nie powinien tak do wszystkich pokrzykiwać. Tak, jakby tylko on miał prawo do okazywania frustracji na brak wieści o ślimaku.
Po przejrzeniu Woohyun podał teczkę dalej. W ten sposób trafiła do rąk każdego i wszyscy już wiedzieli, o co Myungsoo robił tyle niepotrzebnego zamieszania.
-No i w porządku. Seo Hee jest bezpieczna, a to chyba najważniejsze? – powiedział Dongwoo rozglądając się dookoła i patrząc na nasze zgromadzenie.
-To nadal nie tłumaczy, dlaczego przyszło do naszego lidera – upierał się Myungsoo. – I nie podoba mi się, że znowu zaczęła z nimi trzymać.
-Przyszło na adres dormu, więc teoretycznie było skierowane do każdego. Wasz lider akurat tu wtedy przebywał i odebrał. Trzeba było siedzieć w domu, a nie łazić i się rozbijać po nieznanych i ekstrawaganckich klubach. Tak, jakby ten nowy girlband był najważniejszy – oznajmił Sunggyu. – A co do tego, z kim utrzymuje kontakt, to akurat nam nic do tego.
- O co ta afera? – skierowałam pytanie do Myungsoo, kiedy przeczytałam treść dokumentów przesłanych przez Choi Junhonga. Wynikało z nich, że ta, za którą tak wszyscy tęsknili ma się jak najbardziej dobrze, udało jej się rozwinąć artystycznie po kilkuletniej przerwie, po czym zdecydowała wrócić do Seoulu. – Seo Hee przebywała w Stanach, odnowiła znajomość z przyjacielem z dzieciństwa, a potem wróciła do Seoulu i gdzieś tutaj przebywa. Przynajmniej takie wiadomości przekazał Choi Junhong. Skoro to wie, to znaczy, że nadal musi być z nią w kontakcie. A Seo może niekoniecznie znajduje się w tym mieście... Zresztą to żadna nowość. Już kilka miesięcy temu dotarła do was plotka o tym, że wróci, a poza tym, gdybyście słuchali uważnie, to pamiętalibyście, że sama Seo wspominała, jakie ma plany. Nie potrzebowalibyście teraz robić dramy wokół doniesień od Junhonga.
-Plany mogą się zmienić – odpowiedział obrażony Myungsoo. – Nie wierzę, jak Da Ri mogła mu powierzyć swoją wytwórnię...
-O co tobie cały czas chodzi hyung, co? Najpierw narzekasz, że bez Seo Hee nudno, następnie łazisz i kleisz się cały czas do Kim Ye Bi. Teraz znowu jakieś fochy. Za kogo ty się uważasz, żeby je oceniać. Masz aż tak olbrzymią obsesję na punkcie i jednej, i drugiej czy po prostu nie umiesz sobie znaleźć zajęcia, od kiedy Woollim ma nas wszystkich w nosie, a przypomniało im się o ich wiodącym boybandzie dlatego, że mamy pomóc wypromować się nowemu girlbandowi SM?
W słowach Sungjonga można było odczuć gorzką prawdę. I choć na ogół rzadko się zgadzam z maknae Infinite, tak ostatnio coraz częściej ma rację. Każdemu z nas brakowało młodszej Bang, a z racji tego, iż Seo Hee i Sungjong byli ze sobą dość długo, to on powinien winić cały świat. Role jakby odwróciły się. Podczas, gdy nie zauważyłam u Sungjonga objawów wszechogarniającej pustki, tak Myungsoo prezentował sobą jakieś sprzeczne uczucia. Co on chciał nam przez to powiedzieć? Czy myśli, że tylko jego uczucia i on są najważniejsi?
-Nie jestem stalkerem ani nic, tylko miałem przeczucie, że Seo Hee jest gdzieś tutaj...
-I dlatego gnębiłeś dziewczyny z CYS, żeby wykurzyć Seo Hee z jej obecnej kryjówki? To człowiek, nie zwierzę i nie przyjdzie do ciebie, kiedy zawołasz.
-Hej, są już zdjęcia z tego wydarzenia, tak jak mówiła Hyuna. No~o, stylista się postarał, CYS będą miały wkrótce comeback, chyba na to się zanosi. – sytuację postanowił uratować Yeol. Do tej pory nieszczególnie się odzywał, raczej też nie przysłuchiwał się wymianie zdań między maknae a visualem, gdyż miał nosy wlepiony w ekran smartphone'a. Przekopywał internet niczym jakiś kret - weteran i doczekał się nagrody w postaci stron z relacjami i zdjęciami.
-Okej...? Więc Junhong chce, abyśmy uwierzyli, że Seo Hee rzeczywiście tu jest? – upewnił się Dongwoo.
-Podobno od dłuższego czasu – potwierdził Myungsoo, któremu foch nadal nie przeszedł.
-W sumie to nie takie głupie, bo przecież całkiem niedawno była znowu aktywna na IG, no i jeszcze ten nowy lookbook. - przyznał w zamyśleniu Jang Dongwoo.
-No i mieszkanie. Zostało na nowo otwarte – dodał Hoya.
– Ale Sungjong mówił coś o śledzeniu dziewczyn przez L... Mógłbyś rozwinąć? – poprosił Dinowoo najmłodszego.
-Też się z chęcią dowiem – zadeklarował Sunggyu.
-Nic nie jest potwierdzone, więc skoro to wszystko, to najlepiej będzie zakończyć spotkanie w tym momencie. Ja również mam sprawę, ale to już indywidualnie muszę porozmawiać z liderem – poinformował nas wszystkich Woohyun. Ten to ma wyczucie. Potrafi albo zepsuć, albo uratować moment. Co on mógł chcieć od Gyu?
ღ * * * ღ
(Doyoung) ~dwa miesiące później~
Przez ostatnich kilka tygodni nie miałem żadnych poważniejszych zadań. Czekało mnie wykonanie albumu na zamówienie z okazji odnowienia zawarcia przysięgi małżeńskiej sprzed siedmiu lat przez jakieś snobistyczne, młode małżeństwo, ale z tym nie było pośpiechu. Wyjechali na półroczne wakacje. Odnawiają całą ceremonię od a do z, włącznie z miodowym miesiącem, którego nie świętowali sześć lat, stąd przeznaczyli dla siebie pół roku.
Od czasu do czasu wytwórnie muzyczne, w tym również SM, potrzebowały skorzystać z moich usług, ale niezbyt często. Tylko dwa razy trafiły się poważniejsze uroczystości; SM potrzebowało mnie koniecznie i nieodwołalnie w trakcie odwiedzenia przez Oh Sehuna oraz całego EXO jakiegoś ośrodka charytatywnego. Kontaktowano się ze mną również wtedy, gdy potrzebowali mnie, bym wykonał zdjęcia do teasera w formie lookbooka 'perełek' SM. Nie do końca chwalę sobie to, że się zgodziłem.
Nie zrobiłem tego dla pieniędzy, raczej kierowałem się humanitaryzmem i moralnością, więc nie było innego wyjścia; zatrudniony stuff nadawał się do wykonywania roboty tak jak wilk do pieczenia ciastek. Rozumiem, że CYS nie były idealne, ale ludzie z ekipy cały czas je strofowały, komentowały ich prywatne życie albo krytykowały ich wygląd. Wyglądało to tak, jakby sugerowano CYS zamknięcie w pudełkach, poddanie się obróbce plastycznej, aby następnie wszystkie wyszły z linii produkcyjnej identyczne.
Pomimo paskudnego image'u i promocji, jaką sprawiło im 'kochane' SM, Zhan Zhan, Ye Bi, Yeon Mi, Yamari, Hwanjin oraz Jenny były do zniesienia , razem i z osobna. Poprawka. Wszystkie poza jedną złośliwą paniusią, która zupełnie rujnowała koloryt i unikalność dziewczyn. Shim Jenny strasznie psuła mi humor, kiedykolwiek musiałem pojawić się w SM, bądź w innej lokalizacji przeznaczonej na zdjęcia. Starałem się nie zajmować tematyką Can You Smile, ograniczałem się jedynie do momentów, kiedy musiałem przyjść i uratować sytuację, żeby SM miało się czym znowu pochwalić.
Zaczęto ze mną współpracę pod koniec marca. Ren nie zdecydował się spełnić zachcianki SM, aby zostać stylistą ich gwiazd na stałe, zresztą ja również nie planowałem dłuższej współpracy z tą firmą.
Ren zgodził się, póki co, na okres próbny – tyle wiedziałem od Da Ri. To on był odpowiedzialny za metamorfozę Kim Ye Bi oraz przygotowywanie jej najnowszych strojów do ostatnich projektów.
Słyszałem niepotwierdzone informacje, że SM jako następną z nich chce zaangażować liderkę w jakąś promocję, chyba też jakiś ubrań, a Ren miał się również i nią zająć, ale na ile to prawda, to nie wiem. Nie interesowałem się jego pracą ani kampanią marketingową, którą SM wymyśliło dla nowego girlbandu. Od marca ani słychu, ani widu po nowych projektach. Czyżby SM zerżnęła specyficzny rodzaj droczenia się z fanami, od papy YG?
Aktualnie miałem na głowie poważniejszy problem niż rozkminianie, o co chodzi w tych wszystkich teaserach i photobookach, skoro zespół i tak znajduje się w stanie zamrożenia. Powiedziałbym, iż jest to gra w rosyjską ruletkę, ale taka wersja hardcore, z elementami bdsm. SM strasznie sobie leci w kulki, z tą różnicą, że z honorem zachowuje pozory i widać, że zespół szykowany jest na powrót i to już niebawem. Minusem jest na pewno to, że prześcignęło nawet YG Entertainment w hardcorowym, podchodzącym pod bdsm promowaniu CYS i droczeniu się z fanami. Pod tym względem należą im się współczucia.
ღღღ
Mądry ja wybrałem się do prowincji Gyeonggi- do, gdyż szukałem inspiracji. Chciałem również odpocząć od zabrudzonej plotkami i skandalami stolicy. Na miejscu dotarły do mnie niepokojące wieści; postanowiłem sprawdzić ich rzetelność na własne oczy. Zgodnie z przekazanymi mi wcześniej informacjami przez Da Ri, z którą mimo wszystko komunikowałem się częściej niż z Renem, dom państwa Bang stał pusty.
Od czasu do czasu zajmowała się nim wraz z Renem, ale nie mogła tak od razu nabyć praw. W chwili wygrania rozprawy przez Infinite przeciwko GD i reszcie, dom nadal był własnością GD. Oryginalnie powinien zostać przepisany na Jinnie, a ponieważ starszej siostry Seo od dawna już nie było na tym świecie, dom powinien trafić do młodszej – gdyby wszystko działało poprawnie. Pomimo pozytywnego wyniku spotkania w sądzie dla strony obrońców Seo, to ze względu na konekcje GD, dom nie mógł trafić do niej, mimo iż GD stracił do miejsca uprawnienia po wymuszonym na rodzicach dziewczyn, przejęciu budynku. Przez okres dwóch i półtora roku dom, koniec końców, znajdował się w rękach Da Ri. Był to również czas, kiedy Seo Hee zniknęła. Do tej pory nie pojawiła się, co w pewnych sprawach było wskazane.
Okazało się, że bez poinformowania nikogo o procedurze oddalenia Da Ri jako właścicielki, jakieś biuro deweloperskie wystawiło dawny dom Seo Hee na sprzedaż. Skontaktowałem się z nią, ale niestety nie mogła przybyć w tej chwili. Przesłała mi czyjś numer, pod który miałem zadzwonić. Kto, oprócz niej i Rena mógłby cokolwiek zdziałać w tej sytuacji?
Długo się namyślałem, czy powinienem zadzwonić, czy też nie. Co prawda Sunggyu i Jinnie byli kiedyś razem, ale to jeszcze nie musi oznaczać, iż ma się zajmować wszystkim, co z nią związane. Zwłaszcza długo po jej odejściu.
Zadzwonienie nic nie kosztuje, ale też i nie jest gwarancją na to, iż szanowny Kim Sunggyu odbierze. Sam nie lubię, kiedy jakieś nieznane osoby do mnie wydzwaniają, ale może warto spróbować. Poinformowanie go o problemie związanym z wystawieniem domu, w którym obie siostry Bang dorastały nie powinno zostać odebrane przez niego źle. Mam jak najbardziej dobre intencje i nie zamierzam go w żaden sposób urazić.
Wpisałem ciąg liczb i wybrałem przycisk z zieloną słuchawką. Długo nie musiałem czekać, to było prostsze, niż się spodziewałem.
-Z kim rozmawiam? – padło pytanie ze strony lidera Infinite.
-Witam, z tej strony Kim Dongyoung. Soo Da Ri przesłała mi pański numer... - zacząłem wyjaśniać, ale nie skończyłem, gdyż mój rozmówca przerwał mi, ale w kulturalny sposób.
-Czy to ta sama sprawa, o której poinformowała mnie przed chwilą, zanim zadzwoniłeś ty? Jesteś w prowincji Gyeonggi?
-Tak.
-I co tam robisz? To chyba nie jest związane z twoją pracą?
-Nie, nie jest – przyznałem. – Przyjechałem tu w celach relaksacyjnych, ale przypadkiem dowiedziałem się o tej sprzedaży...
-Okej. Dzięki, że poinformowałeś Da Ri, ale z taką informacją nie powinieneś zwlekać, Doyoung. Mogłeś od razu zadzwonić do mnie ze względu na nią. Ma teraz trudny czas. Nie wiedziałeś?
Nie chodziło o to, że nie wiedziałem, bo powiedziała mi o swoich zamiarach względem dziewczynki o imieniu Seol Ah. Po prostu nie przyszło mi do głowy, aby kontaktować się z Kim Sunggyu. Seo Hee była jakby łącznikiem, ale tak, to w ogóle nie miałem żadnych spraw z Infinite ani oni ze mną. Zresztą oni też nie utrzymywali kontaktu, więc nie mam się czym przejmować. Równie dobrze mogłem zignorować, ale uznałem, że dobrze zrobię, jeśli poinformuję także i jego. Zresztą nie przyszło mi nic lepszego do głowy, bo komu innemu mógłbym opowiedzieć o tych komplikacjach? Komuś obcemu, niezwiązanemu z tematem?
-Pomożesz mi? – zadał mi pytanie.
-Huh?
-Nie śpij, Doyoung. Istnieje możliwość, iż będę chciał coś stamtąd wziąć. Pomógłbyś spakować i przetransportować do samochodu? Będę za jakąś godzinę. Nie będę przeszkadzał?
-Co? To znaczy... Postaram się pomóc, czy coś.
-Dobra. Możesz się dowiedzieć, czy w ogóle można tam do domu państwa Bang wejść? Widzimy się potem.
Nie wiem, co się stało, ale dziś dopisuje mi ogromne szczęście. Mam nadzieję, iż nic się nie wydarzy takiego, co by popsuło humor jemu albo mi.
Z wejściem nie było problemu, ale nie pozwolono mi chociażby wejść na taras, musiałem czekać przed bramą. Nie miałem zamiaru zostać wyprowadzonym z równowagi, więc oddaliłem się od miejsca; niedaleko było ławka, toteż usiadłem i czekałem tam przez pięćdziesiąt minut.
Weryfikacja nowoprzybyłej postaci zajęła deweloperowi mniej niż piętnaście minut, choć moim zdaniem było to zbędne. Wystarczyło, gdyby Kim Sunggyu po prostu powiedział, kim jest i jaki rodzaj znajomości łączył ich z byłymi właścicielami wspomnianego domu. Niestety jako nowy właściciel na spisie wciąż figurował GD.
~ღღღ~
Wszystko, co mogliśmy, to zapakowaliśmy do kartonowych pudeł lub zwykłych worków pcv. Szkoda było mebli, ale tego nawet gdybyśmy mieli do dyspozycji samochód od przeprowadzek, nie moglibyśmy wziąć. Przeszukując z Sunggyu-sshi wszystkie pomieszczenia, natknęliśmy się na parę poniszczonych poduszek oraz kilka innych 'uroczych' widoczków. Nie było czasu, żeby przyglądać się dokładniej, dlatego pozwoliłem sobie zajrzeć do jednego z albumów w drodze powrotnej. Lider Infinite zaproponował, że może mnie podwieźć. Nie miałem innego wyjścia, nawet jeśli zrobił to niechętnie, chociaż nie wiem, ale może nawet i on zrozumiał, że czekanie na autobus trzech godzin to gruba przesada, a pójście pieszo odpadało, ponieważ już dawno się ściemniło. Podzieliliśmy czas na posprzątanie i zebranie wszystkich osobistych rzeczy będących własnością rodziny Bang.
A podobno zebraliśmy wszystko wraz z Hyuną oraz Woohyunem po naszej ostatniej wspólnej wizycie, ale jak widać, nie wszystko zostało zabrane. Bądź też zostało przywrócone. Jeżeli tak, to przez kogo?
Mimo wszystko Kim Sunggyu zachowywał się dziwnie. Nie widziałem wcześniej wszystkich zdjęć Seo Hee z dzieciństwa i gdybym nie wiedział, że charakteryzuje się specyficznymi cechami wyglądu, nie rozpoznałbym jej na starszych zdjęciach z okresu w trakcie lub tuż po szkole podstawowej. Czas gimnazjum to jeszcze kojarzę, ale zmiana wizualna Seo między ostatnimi klasami podstawówki aż do szkoły średniej jest niesamowicie ogromna.
* * *
(Ren)
Poprzedniego dnia miałem do załatwienia parę ważnych spraw, a mimo to nie udało się ze wszystkim. Znowu musiałem wyszykować nowe gwiazdki SM do jakiegoś ważnego wyjścia, mimo iż nie wiązało się to z ich występem scenicznym. Były potrzebne raczej jako ozdoba, dodatkowa widownia, chociaż z tego, co słyszałem, także i im poświęcono uwagę, i to niemałą. Oczywiście rozczulano się nad główną wokalistką, przez co visual prawie nie spaliła jej wylewającą się z niej na potęgę wielką magmą zazdrości. Tak naprawdę niewiele miałem wspólnego z tym, że tak zwana 'kluska' potrafiła o siebie zadbać. Ja tylko wydobyłem z niej to, co okropne babsko z kryzysem wieku trzydzieści plus, starało się w Ye Bi za wszelką cenę stłumić. Jedyne co, to dobierałem Ye Bi właściwe ubrania i odpowiednio malowałem. A to, że wyglądała tak, jakby uciekła z jakiegoś anime, to już naprawdę nie moja wina. Fakt iż miałem własną koncepcję na każdą z nich ułatwiał nam współpracę, ale najbardziej spodobała mi się praca z Kim, więc ten czynnik również był ważnym, jeśli chodzi o zachodzące zmiany w wizerunku CYS, ale głównie Bae. Potrzebowała tego. Zmiany w jej przypadku stały się priorytetem oraz strasznym pochłaniaczem czasu, bo jednak dopasowanie się do jej planu oraz osobistych humorków utrudniało całą procedurę. Ale dałem radę, ponieważ nie lubię konfliktów, nawet jeśli mam do czynienia z wyjątkowo marudną lub narcystyczną postacią; w tym wszystkim ratowało mnie to, że mimo wszystko posiadam kilkuletnie doświadczenie i wiem, do czego służy pędzel. W końcu pracowałem pod Starship Entertainment, więc mogłem być wdzięczny i sobie, i tej jakże zacnej wytwórni, za elastyczność mojego grafiku oraz docenienie mojej artystycznej pasji, jaką żywiłem do rysunku – zarówno na materiale odnawialnym jak kartka papieru lub na tworzywie nieodnawialnym jak prawdziwa, ludzka skóra.
Możliwe, iż efekt ostatniej pracy nad Ye Bi przebił oczekiwania wszystkich, bo jednak chyba nieco mnie poniosło, ale nikt nie ucierpiał, a to się liczy najbardziej. To tylko dowód na to, iż młoda Kim naturalnie jest ładna i nie trzeba jakoś specjalnie się starać, aby z niej to wyciągnąć. Wszystko zależy od dobrych chęci, rzecz jasna, odrobiny wyobraźni i odpowiedniego podejścia, bo jeżeli kogoś zalewa fala frustracji, na myśl o szykowaniu jakiegokolwiek outfitu przeznaczonego dla ładnej i zdrowej, a do tego inteligentnej dziewczyny, to powinien poważnie zastanowić się, czy ten zawód jest dla niego.
Może zgodzenie się na przyjęcie posady stylisty całego CYS albo jednej, wybranej członkini to nie taki głupi pomysł? Chociaż na samą myśl o zajmowaniu się Shim zalewa mnie fala nerwów i złości. Do tego pustostanu nie trafiła jak dotąd, żadna z moich rad, nawet jeśli koleżanki podpowiedziały jej to samo co ja, w nieco zmienionej formie. Wygląda jednak na to, że póki Shim grzeje pozycję maknae, bez najłagodniejszego uzbrojenia lepiej do niej nie podchodzić. Nie nadaję z nią na tych samych falach, pomimo iż taka wielka z niej fashionistka. Zazwyczaj jestem kulturalny względem osób, z którymi współpracuję, ale jeśli Shim nie zmieni swojej lekceważącej postawy, to obawiam się, iż moja uprzejmość również się pożegna ze światłem dziennym. Będzie to zarazem oznaczało zerwanie umowy dotyczącej należenie do stuffu od wizerunku.
Będąc na diecie, którą wymusiła na nią poprzednia stylistka, Bae nie robiła sobie problemów ani też nie krzywdziła się w żaden inny sposób. Być może bez wiedzy, gdzie może otrzymać wsparcie, nie skorzystałaby z treningów Lee Howona. Na szczęście miała mózg we właściwym miejscu, wykazywała się sprytem i pomysłowością. Nie wiem, skąd ludziom wzięło się porównywanie jej do bezmózgiego ziemniaka. Panna Bae zapunktowała sobie u mnie, co zagwarantowało jej znalezienie się na liście osób, które szanuję i z którymi podjąłbym się chętnie współpracy; nawet jeśli zdarzyło jej się zjeść o dwie kostki tabliczki czekolady za dużo, to wiedziała, co z tym zrobić, a ja przymknąłem na to oko, gdyż wiedziałem, iż warto.
Zupełnie w przeciwieństwie do Kanadyjki, która uważała się za współczesną Afrodytę i najpiękniejszą visual w świecie koreańskich girlbandów, choć staram się nie robić różnic i traktować je wszystkie tak samo, Kim Ye Bi naprawdę można było nominować w wielu kategoriach modowo - wizualnych, a i na tych by się nie skończyło. Właściwie każda z nich reprezentowała jakiś inny styl, ale przede wszystkim dobre obyczaje i wysoki poziom kultury osobistej; to właśnie dlatego pomimo mojej wcześniejszej niechęci, byłem w stanie przekonać się o swojej rażącej pomyłce. Kolaboracja z takim gilrbandem to czysta przyjemność, zwłaszcza, iż nie jest łatwo zadowolić moje artystyczne ego.
Może na okładkę do „Women's Health" za wcześnie, zresztą to miejsce Seo Hee, ale Ye Bi na pewno nie popełnia głupich błędów jak Jenny. Kto normalny je miskę płatków dwa razy dziennie, rano i na wieczór, w popołudnie wpakowuje w siebie tonę tuczących słodyczy, od landrynek po cukrowe żelki – owoce albo jakieś cukrowe paski gumy do gryzienia, a na koniec zaprawia się sporą dawką aktywności fizycznej. I tak siedem razy w tygodniu, przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku.
Potem, jak dopada prawdziwy głód, to zamiast pożywnego posiłku, dziewucha sięga po radykalne środki i codziennie żywi się jakąś kompletnie beznadziejną mieszanką, żeby szybko i sprawnie móc dopiąć guzik albo suwak w ubraniu. I co ja takiej poradzę, że się nie da rady dopiąć w europejską m-kę, bo poszły kalorie nie tam, gdzie trzeba?
Sposób myślenia i ogólnego funkcjonowania Shim Jenny z wszystkich dziewczyn girlbandu jest najbardziej zbliżony do tego przypisanego tworom, za jakie najbardziej zagorzali krytycy wzięli je na początku.
Kilka faktów Jenny rzeczywiście sobie pokojarzyła prawidłowo, ale to jeszcze trzeba wiedzieć, jak zastosować je w praktyce, a niestety panna Shim nie potrafi tej trudnej sztuki. Jakaś tam słuszność w tym jest, że metody Shim wspomagają szybką przemianę materii, jednak jest to tylko malutkie ziarenko prawdy. Jak tak dalej pójdzie, to Shim zamieni się w groszek albo marchewkę, bo już teraz wygląda jak pół-banan, pół-ananas, choć podobno kiedyś miała kształt litery S.
Mimo wszystko bardziej od tego zmartwiła mnie wiadomość o zbliżającym się wielkimi krokami terminie oddania Chaia. Mimo iż na ten szalony plan z zaadoptowaniem go wpadła Da Ri, to zdążyłem się przyzwyczaić do jego obecności w mieszkaniu i dziwnie mi teraz z myślą, iż dom stanie się pusty. Niby mieszkamy z Da Ri razem, ale nasza praca sprawia, iż się mijamy i widujemy dopiero późnym wieczorem. Czy przestało jej zależeć i nie obchodzi ją, że Chai może wkrótce z powrotem trafić do zoo? Zamiast zajmować się czymś naprawdę ważnym, Da Ri pracuje jako opiekunka w ośrodku „Twinkle Twinkle". Nie miałbym nic przeciwko, ale po pierwszej 'adopcji' ukochana wykazywała niepokojący i lekceważący poziom zaangażowania. Jeśli w jej mniemaniu opieka nad istotą ludzką czy zwierzęciem to chwilowa zabawa, to wolę ją do tego skutecznie zniechęcić, podejmując najbardziej radykalne i drastyczne środki zapobiegawcze.
~ ღღღ~
Do domu wróciłem późno, w dodatku zmęczony. Nie mogłem zasnąć, chociaż starałem się. Od rana byłem zawalony robotą, do późnych godzin nocnych siedziałem jeszcze nad opracowaniem planu strojów, bo za tydzień CYS znowu coś miały mieć. Chai cały czas był sam i chyba domyślał się, że wkrótce go zabiorą, więc skupił na sobie moją uwagę. Tym sposobem minęły kolejne dwie godziny. Na zabawach i pieszczotach z małą pandą czerwoną.
Ogoniasty zapadł w sen na swojej ulubionej poduszce w misie, a ja zająłem się zleceniem. Niestety coś musiało mi w tym przeszkodzić. Mój spokój został zakłócony po dziesięciu minutach od chwili ponownego zagłębienia się w materiał. Kojarzyłem numer, który przysłał mi wiadomość i szczerze nie wiedziałem, jak zareagować. Myślałem, że ostatnim razem wyraziłem się jasno, kiedy Infinite podjęło próbę dopytywania się mnie o ich ślimaka, jak nazywali Seo Hee. Tacy byli pewni siebie i tego, że ją znają, a skoro teraz znaleźli jej stare zdjęcia, to śmią mnie pytać, kim ta osoba jest? To jakiś chory żart i całkowity brak szacunku! Przebywali z nią na tyle długo, że powinni wiedzieć, jak wyglądała Seo Hee, zresztą Woohyun na pewno wiedział, przecież wiele razy myszkował, kiedy szukał informacji o Seo potrzebnych do stawienia poważnych zarzutów Kwon Jiyongowi. Teraz po tym wszystkim Kim Sunggyu zawraca mi głowę, bo ma problem ze zidentyfikowaniem dziewczyny na zdjęciu? Ważniejsze jest, skąd zdobył zdjęcia Seo z okresu między końcem podstawówki a początkiem liceum i dlaczego tak mocno interesuje się tym, czym nie powinien?
Nie byłem aż taki wredny, jak to się mogło wydawać. Nawet jeśli nie kryłem się z tym, iż niezbyt przepadam za Infinite, to jednak nie wypadało mi atakować człowieka agresją. Podałem mu podstawowe informacje, z grubsza przybliżając z jakiego okresu życia Seo Hee przesłał zdjęcia, które zresztą sam jej zrobiłem. Nie wiem, kto oraz w jaki sposób przekazał te rzeczy w ręce Kim Sunggyu, ale liczę na to, iż za chwilę nie rozpuści ich po sieci, by krążyło gdzieś po pintereście, tumblrze albo innych śmieciowych mediach społecznościowych.
Całkiem możliwe, iż przez moją odpowiedź, a zarazem potwierdzenie, iż to na pewno Seo, nabawił się jakiegoś szoku, gdyż już nie przysłał więcej żadnej wiadomości. Cóż ja mogę poradzić, że aż tak go zadziwił wieści, tak się po prostu kończy grzebanie w przeszłości, a jak ktoś mentalnie nie jest gotowy na podróż w czasie, to przed rewolucyjnymi informacjami nic go nie uchroni. Z drugiej strony pierwszy raz dowiedziałem się, że spotkanie młodszej siostry Jinnie i Kim Sunggyu miało wcześniej miejsce. Żadne z nich nie pamiętało, więc nie mogli zataić tej wiadomości świadomie. Ciekawe, co się naprawdę wydarzyło, zakładając, że takie coś rzeczywiście miało miejsce, a Sunggyu-sshi nic sobie nie wymyślił, sklejając byle jakie sytuacje z życia innych albo z jakichś książek.
Z jakiegoś powodu mój mózg zakodował informacje, które wymieniały między sobą Hyuna i Da Ri. Jeżeli to, co mówiła Hyuna, było choć w połowie prawdziwe, to lider Infinite rzeczywiście powinien udać się na jakąś terapię, niekoniecznie prowadzoną przez Nam Woohyuna. Czy on nie widzi tego, że nawet zupełnie obce jemu osoby jak ja, zauważyły, że stan jego zdrowia psychicznego uległ pogorszeniu?
Jak tak o tym pomyślę, to coś w tym jednak jest. Wszystkim z mojego otoczenia rzuciło się na mózgi, pytanie tylko, czy obecnie pogarszająca się kondycja zdrowia lidera ma jakikolwiek związek z Seo.
* * *
(Yeon Mi)
Gdyby Choi Ren nie powiedział o parę zdań za dużo, nie wiedziałabym, że zmiany stuffu są oficjalnie potwierdzone, jednak aby nie wprowadzać zamieszania, wszystko jest załatwiane po cichu. Zmiany wymagają przemyślenia i czasu na wprowadzenie... okej, wszystko się zgadza. Rozumiem, że wytwórnia nie chciała problemów z partnerami marek, których produkty promowałyśmy, ale mogli przynajmniej nas poinformować, żebyśmy miały jakiekolwiek pojęcie o tym, co się dzieje. Nic nie było przypadkowe, a dotychczasowe projekty, do których SM wytypowało Ye Bi, jako pierwszą z CYS, było celowym zabiegiem związanym z naszą nową kampanią promocyjną. W ten sposób SM chciało wszystkim przekazać, żeby nie kojarzono nas z jakimiś zwierzakami, które trzeba zdjąć z wizji albo niecenzuralnymi rzeczami, jak na przykład sex-lalki, za które mylnie nas uważano, możliwe do kupienia w dark-strefie internetu lub w ogólnodostępnych sklepach z wyrobami i o zastosowaniu nie dla osób poniżej dziewiętnastu lat. Prostowanie na szybko spowodowało, iż zrobił się w wytwórni niezły młyn.
Sub-unit boybandu EXO, EXO-CBX, miał swój oficjalny chiński debiut, z tej okazji jakiś czas temu odbyła się specjalna gala, a SM chciało upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, dlatego CYS również znalazły się w menu tej uroczystości. Zwrócono na nas uwagę, gdyż za sprawą nowego nabytku wśród stuffu od wizerunku, miałyśmy prawdziwe wejście smoka, chociaż to trzej sunbae: Xiumin, Chen oraz Baekhyun, skradli serca zaproszonych gości, my również nie mogłyśmy narzekać na brak zainteresowania.
Niestety to był pojedynczy 'zlot' całą szóstką, ponieważ Ye Bi znowu zawalono jakimś wymyślnym scenariuszem z tysiącem różnych zajęć, od których można było zwariować. Dobrze, że dostałyśmy większą swobodę, jeśli chodzi o komunikację. W ten sposób dowiedziałam się, że z Ye Bi eonnie wszystko w porządku. Zalecała mi, bym się tak strasznie o nią nie martwiła, ale moje pytania wynikały z troski.
Od kiedy Ren-sshi miał starcie z Jenny i słusznie utarł jej nosa, visual chodziła wściekła jak osa i szukała kogoś, na kim mogłaby się wyżyć. Na szczęście rady stylisty okazały się trafne i przydatne. Postanowiłyśmy zrobić z nich użytek, gdyż wszystkie miałyśmy dość odpuszczania Jenny, tylko dlatego, że spędziła w SM najwięcej czasu jako trainee. Nie przewidziałyśmy, że Jenny tak łatwo się nie podda.
Jenny dostała jakiejś wścieklizny, więc przebywanie ze starszą stało się nie dość, że skomplikowane, ale również krępujące. Przeniosłam się z dormu do sali treningowej, bo nie mogłam tolerować jej nowego objawu fiksacji. Nie wiedziałam, jak z pozostałymi. Na szczęście nie byłam sama, dziewczyny mnie wsparły i razem stawiłyśmy czoła Shim. Przy najbliższej okazji trzeba podziękować panu styliście, że dzięki niemu od kilku dni znowu mogę przebywać bezpiecznie w dormie.
Niestety wybryki Jenny dostarczyły nam dodatkowych komplikacji. Dopiero teraz wydało się, że spokój był jedynie chwilowy, i że to była przysłowiowa „cisza przed burzą". Zamiast nam odwołać zawieszenie, to nie dość, że przedłużono je, to również SM zagroziło, że pozwie nas, za zniszczenie reputacji.
Ludzie związani z SM, zaczęli nas omijać szerokim łukiem, po tym, kiedy zostali obdarowani sesją zdjęciową, gdzie uwieczniono nas w niezręcznych lub kompromitujących momentach. Czyżby Jenny wypowiedziała w ten sposób wojnę nowemu styliście?
W dormie zapanowała cisza, ponieważ od dzisiaj Jenny przeniosła się do wynajętego pokoju w apartamentowcu. Nie wychodziłyśmy na miasto, ponieważ SM nie zdążyło zablokować tego, co Jenny szerzej opublikowała. Nie miałyśmy ochoty dosłownie na nic. Każda z nas zablokowała swój numer telefonu, gdyż zaczęły przychodzić do nas rozmowy z zastrzeżonych numerów oraz smsy o takiej treści, że cała zawartość żołądka wykonywała drogę powrotną.
Chyba żadna z nas nie spała, gdyż rano miałyśmy wszystkie te same zwidy; zjawiła się nasza kochana Bae. Nie miałyśmy posprzątane, ale Bae eonnie w ogóle to nie przeszkadzało. Kiedy usłyszałam, że zostaje na dwadzieścia sześć dni, aż pisnęłam z radości, co niestety bardziej brzmiało jak krzyk opętanego dziecka. O tak, jak ja tęskniłam za wspólnym oglądaniem filmów w trakcie nocnego maratonu albo garden party, które kiedyś urządzałyśmy na tyłach za dormem.
Jakoś tak dziewczyny odżyły, nawet Zhan Zhan czy Ann eonnie poprawił się humor. Ja naprawdę chciałabym wiedzieć, jak Bae to robi, przybywa i wszystkim od razu wracają siły witalne. To chyba jakieś dziecko radości, które nigdy nie traci energii i chęci do życia. Przede wszystkim zawsze nas ratuje z opresji i wyciąga pomocną dłoń. Gdyby była taka funkcja, to można byłoby nazywać ją v-ce liderką ewentualnie drugą 'mamą' zespołu, choć tytuł ten oficjalnie należy do chińskiej eonnie.
Bae działa chyba na jakiś super mocnych witaminach z zaczarowanego świata. Czy ona jest prawdziwa? Istnieje również opcja, iż książkowa Kim Ye Bi, postać z jedynej koreańskiej powieści i serii manhwy, którą uwielbia czytać japońska eonnie, rzeczywiście ożyła, i cały czas z nami przebywa. To by było na pewno miłe doświadczenie, zupełnie jak w dramie „W - Two Worlds", no ale życie realne to nie życie z dramowej rzeczywistości. Chociaż pewne postaci z dram z chęcią bym powitała w naszym świecie.
* * *
(Yamari)
Po kilku tygodniach, kiedy wreszcie zaczęłyśmy wychodzić na prostą, z dnia na dzień znowu zawisły nad nami ciemne chmury. Bezczelna, wulgarna i jedyna w swojej narcystyczności Kanadyjka, po raz kolejny postanowiła sprowadzić mnie i dziewczyny do odpowiedniego dla nas jej zdaniem, poziomu. Gdybym była lepiej przygotowana, nie dałabym się zaskoczyć, a przynajmniej nie aż tak. Niestety moją wadą była również mało odporna psychika oraz zbyt powolne reagowanie na pewne sytuacje.
Przyjmuję krytykę, ale od kogoś, kto rzeczywiście się na tym zna. Posiadam więcej wad niż cech pozytywnych, jak stwierdził Choi Ren, ale nie wydaje mi się bym była najgorszym elementem ludzkiej rasy, co zresztą sam mi powiedział. Nie jestem, nie byłam z jakiegoś egzotycznie niepoprawnego marginesu społecznego.
Najwyraźniej nie doceniłyśmy Jenny i teraz musimy za to płacić, ale czy rzeczywiście racja jest po jej stronie?
Nie robiłyśmy nic wbrew regulaminowi czy kontraktowi, który nas obowiązywał. Od czasów trainee zdecydowałam porzucić pewną aktywność, którą wytykano mi oraz Ye Bi, a tak naprawdę to Jenny cały czas się z tym unosiła, traktując to jako zaletę. Każdy miał jakieś swoje potrzeby, a moje nie ograniczały się jedynie do tych związanych z tańcem czy śpiewem. Kariera jednak wymagała wyrzeczeń i od razu, od kiedy dołączyłam do rodziny SM Town zerwałam ze swoim odwiecznym nałogiem. Dało się bez tego żyć, choć czasem chcice były tak silne jak w trakcie tych dni. To nie było aż takie silne, więc spokojnie poradziłam sobie ze stłumieniem pragnienia zaspokojenia się i sprawienia samej sobie rozkoszy.
Potrzebowałam się także rozwijać w artystycznym kierunku , niestety Jenny grzebała przy moim życiu, celach, planowanych na przyszłość osiągnięciach w takich kategoriach jak gimnastyka artystyczna, że całkowicie zabiła moje pasje. Mieszała się do wszystkiego, co robię w czasie wolnym i nie zostawiła na mnie suchej nitki. Na pozostałych również.
Tymczasowo zamknęłam swoje konto na Messengerze, bo zaczęłam otrzymywać niemoralne oferty, również od naszego managera. Na resztę kont społecznościowych nie miałam siły ani ochoty patrzeć, wszędzie tylko hejt albo posty oznaczone hasztagiem metoo, Tak upokorzona to jeszcze nigdy się nie czułam...
~ ღღ ღ ~
Te trzy tygodnie, spędzone całą piątką strasznie szybko zleciały. Przez to wszystko zapomniałam, że Ye Bi wciąż podlegała kwarantannie i nie mogłyśmy występować razem jako zespół. Nie wiem, jak załatwiła sobie przepustkę, ale nie chciała powiedzieć. W przedostatni dzień zostałyśmy w dormie we dwie: ja i Ye Bi. Dziewczyny dały się wyciągnąć na wycieczkę krajoznawczą w towarzystwie kilku dziewczyn z innych wytwórni, z którymi byłyśmy w dobrym kontakcie. Chciały, bym też dołączyła, ale jakoś nie miałam zamiaru psuć nikomu wypadu; Ye Bi z nieznanego powodu odmówiła i została ze mną. Nie musiała pytać, nigdy mi nie zawadzała, tylko żadnej rozrywki jej nie zapewnię. Trochę szkoda, ale sama wybrała nudzenie się w moim towarzystwie.
Dzień minął niezaprzeczalnie zbyt szybko i gdybym mogła, to wydłużyłabym go o parę godzin więcej, ale niestety żaden człowiek obecnie żyjący nie posiadł tej umiejętności. Poświęciłyśmy go zarówno na sprzątanie pomieszczeń codziennego użytku, jak i tą małą przestrzeń za dormem, coś w rodzaju podwórka z ogródkiem, na którym spokojnie można było urządzać swim pool party. Rozłożyłyśmy wielki, ogromny dmuchany basen i nalałyśmy wody. Nie wiem jak, ale udało jej się namówić mnie na założenie kostiumu, a przede wszystkim na wlezienie do przyjemnie ciepło - letniej wody.
Kiedy zrobiło się chłodniej przeniosłyśmy się na rozłożony na taras i rozłożyłyśmy sobie koc.
-Gniewasz się, Teddy Bear? – spytała radośnie się przy tym śmiejąc i podała mi kieliszek z szampanem. Jestem przez nią tak cholernie zmęczona i czuję się jak niezdarny, mały niedźwiedź w trakcie nauki wdrapywania się na drzewo, by podebrać pszczołom miód. Kto wymyślił, żeby po bitwie wodnej, a potem bitwie na bańki mydlane, urządzać ćwiczenie choreografii do różnych piosenek, tańcząc w basenie?! Jeszcze jakby tego było mało urządziła nam maraton ćwiczeniowy; miałyśmy skakać na skakance, co było jedną z gorszych metod ćwiczeń, przynajmniej w moim przypadku, nie wspominając już o wykonaniu, bo zamiast utrzymać równowagę, to leciałam w tył i ciągle wywalałam się na swoje cztery litery. W trakcie tego zajęcia miałyśmy zaśpiewać całą piosenkę, którą zaczęła jedna bądź druga z nas, i to bez zadyszki. Skąd to dziecko ma w sobie tyle energii i pomysłów?!
-Policzę ci za kosmetyczkę i chirurga, jak mi będzie zakładał gips na nogę i implanty– wystawiłam jej język i skosztowałam wyjątkowego alkoholu. W jaki sposób stać ją było na choćby jedną butelką Dom Pérignon?!
-No dobra, poboli trochę, ale do wesela się zagoi. Implanty to poważna sprawa, a tobie jeszcze nie są potrzebne – odpowiedziała sugestywnie. – Chcę powiedzieć..., że karma prędzej czy później złapie Jenny. Przykro mi, że zrobiła wam takie świństwo.
-Poboli trochę i przestanie – powtórzyłam jej słowa i wypiłam zawartość swojego kieliszka do końca.
-Hej, eonnie... to może być poważne. Myślisz, że nie widziałam, że nic nie jadłaś?
Spojrzałam na nią, jakbym w ten sposób miała znaleźć odpowiedź, chociaż doskonale wiedziałam, że nieważne, jak bardzo bym próbowała, rozszyfrowanie Bae jest niemożliwe. Przegadałam z nią pół nocy, a drugie pół przespałam. Rano obudziłam się o ludzkiej godzinie, ale i tak znacznie później niż Bae. Na widok przygotowanego śniadania, pociekła mi ślina. Zapach świeżych i ładnie wyglądających potraw działał cuda na moje kubki smakowe. Kopnęłam zranione ego i zasiadłam do stołu kuchennego. Nie dbając o to, że moje kłaki na głowie ułożyły się w każdym możliwym kierunku świata, chwyciłam pałeczki i nałożyłam sobie do miseczki sporą porcję. Jadłam jak świnka i wybrudziłam sobie bluzkę od piżamy.
-Możemy iść – oznajmiłam radośnie Bae, zjawiając się w salonie i uwiesiłam się jej rękami na szyję.
-Iść? – spytała zaskoczona, kiedy uwolniłam ją z tęczowego uścisku.
-Tak, ale pójdziesz ze mną, proszę? – poprosiłam i zrobiłam aegyo. – No wiesz... przemyślałam naszą rozmowę i twoją radę... Chcę spróbować.
-O tak, kto wie, może nawet dostaniesz lizaka za bycie grzeczną pacjentką – zażartowała, a w zamian odpłaciłam jej się uściskiem i popsułam jej fryzurę.
Ye Bi zapewne myślała, że źle coś usłyszała albo że jej ucieknę. Ja jednak byłam zdecydowana i świadoma podjętej przez siebie decyzji. Wzięłyśmy okrycie na twarz i udałyśmy się do miasta autobusem.
Na poczekalni przed gabinetem doktor Jung Ye Seul zaczęło mnie ściskać w żołądku, ale nie przyszło mi do głowy chociaż raz, aby uciec. Ye Bi się dla mnie postarała, choć pewnie tez nie raz dostarczałam jej uczucia dyskomfortu, dlatego mimo wielkich nerwów pozostałam na miejscu, do momentu kiedy drzwi otworzyły się.
-Mizushima Yamari? Zapraszam. Kim Ye Bi również – oznajmiła kobieta, zapewne doktor Jung.
ღ - - - ღ
Nie, nie porzuciłam tego opowiadania. Mały kryzys pisarski + inne wydarzenia z życia prywatnego powstrzymywały mnie przed napisaniem kolejnego rozdziału, jednak już to, co złe, minęło. Jeżeli ktoś nadal jest zainteresowany tym opowiadaniem, to zapraszam na rozdział 15, enjoy ^^
P.S. O doktor Jung Ye Seul była mowa w rozdziale 8
* gdyby nie było jasne, po co Yamari przyszła na wizytę: to dlatego, iż Jenny wprowadziła ją w niezdrowe kompleksy, co sprawiło, iż Yamari zwątpiła w swoją kobiecość i w zwiazku z tym potrzebuje się dowiedzieć, że wszystko z nią w porządku zarówno psychicznie, jak i fizycznie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top