Rozdział 4.
***
Wróciłem do domu. Rzuciłem torbę w kąt. Poszedłem do łazienki, aby umyć ręce. Spojrzałem w lustro. Miałem na policzku zaschnięte ślady, które były po prostu ścieżkami, wyżłobionymi przez moje łzy. Zaśmiałem się na mój widok. Bawił mnie. W końcu pierwszy raz w życiu się zakochałem, a zaraz po tym nadeszło rozczarowanie. Świetna komedia, nie powiem.
Wyszedłem z pomieszczenia, nawet nie wycierając rąk. Gdy trafiłem już do mojego pokoju, z wielkim spokojem i dalszym odczuciem zaschniętych łez na policzkach, zacząłem wyciągać kolejno książki z torby. Odrabiając lekcje z wielką łatwością i szybkością, miałem wolny czas dla siebie.
Położyłem się na łóżku w poprzek. Spojrzałem na sufit. Po chwili goszczący do tej pory na mojej twarzy, uśmiech znikł. Chwyciłem poduszkę obok mnie i schowałem w nią twarz.
— I czemu ja się tak przejmuję? — spytałem na głos.
Nikogo jeszcze nie było w domu. Mogłem sobie pozwolić na głośne użalanie się nad sobą. Zadawałem sobie w głowie pytania: ,,Po co mi to było?", ,,Czemu tak postąpiła?" i wiele podobnych. Na wszystkie odpowiadałem krótko — nie wiem.
Następnego dnia poszedłem prosto pod jej dom, jak co rano. Jednak zanim zadzwoniłem do furtki, przemyślałem sobie wszystko.
No tak. Nie mam już po co tu przychodzić...
Spojrzałem jeszcze tylko na drewniane drzwi, do których prowadziła niedługa ścieżka z szarego betonu i trzy schodki, a następnie odwróciłem się na pięcie i odszedłem. Odszedłem prosto do swojego domu. Nie miałem ochoty iść do szkoły. Stwierdziłem, że nic się nie stanie jak jeden dzień mnie nie będzie. Uznałem, że jeden dzień wystarczy na poukładanie wszystkiego w głowie.
Po pewnym czasie stało się to wszystko dla mnie jedną, głupią historią, nic nieznaczącą młodzieńczą miłością... Miłością? Czy to, że bardzo mi się podobała, a na jej widok łomotało mi serce i uśmiech pojawiał się na twarzy, można nazwać miłością?
Byłem młody i głupi. Co ja chciałem mieć? Co ja takiego mogłem wymagać? Przecież ona była o dwa lata młodszą, zwykłą pierwszoklasistką, a ja trzecioklasistą, który całe dnie spędzał na treningach i miał za jakiś czas iść już na studia, aby rozpocząć dorosłe życie.
Stwierdziłem, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. To być może była tylko licealna, durna miłość. A może to jeszcze było za wcześnie, aby mówić o jakiejkolwiek miłości?
***
Dopaliłem papierosa i rzuciłem go na chodnik, zadeptując go. Był to już mój trzeci tego dnia. Zwykle paliłem raz na kilka dni. Aż tak dobre one nie są. Sam nie wiedziałem, po co zacząłem palić to świństwo. Przez własną głupotę? Tak. Głupi ja, postanowiłem sobie niszczyć zdrowie.
Wszedłem na klatkę schodową. Dotarłem na drugie piętro i otworzyłem mieszkanie numer 6. Co mogłem o nim powiedzieć? Okolica dobra, warunki dobre, mieszkanie spore. Tylko cena nie za dobra, ale dopóki rodzice mi pomagają, to nie mam problemów. Sam od roku już na siebie nie zarabiałem. Szukałem czegoś, ale nie należało to do prostych rzeczy. Do tego wszystkiego dochodzą koszty studiów, które małe nie są, bo to najlepsza uczelnia w mojej prefekturze. Zachciało mi się studiować medycynę, to mam. Od roku niechętnie uczęszczałem na te wszystkie wykłady, ale stwierdziłem, że muszę spełnić swoje postanowienia podjęte podczas mojego kolorowego licealnego życia. Dodatkowo nie mogę tak zwyczajnie oznajmić rodzico, że niepotrzebnie płacili, bo to byłoby niezbyt miłe.
Podszedłem do lodówki. Było w niej niewiele jedzenia, ale jak dla mnie wystarczająco. Wyjąłem butelkę soku jabłkowego. Nalałem go do stojącej na stole szklanki i wypiłem kilka łyków. Usiadłem przy stole i pogrążyłem się w rozmyślaniach. Głowę zaprzątał mi głownie fakt, że Sadako wróciła. Nie powiem, że nie byłem nieco zszokowany nagłym pojawieniem się jej. Z drugiej strony jednak niezbyt mnie to obchodziło. Dałbym radę spojrzeć jej w oczy i normalnie porozmawiać, ale zwiałem, bo musiałem wszystko na spokojnie przemyśleć.
Nagle usłyszałem dzwonek powiadomienia. Odebrałem maila, którego nadawcą był Daichi.
''Nie powinieneś tak uciekać. I tak już zapomniałeś.''
Westchnąłem cicho i zablokowałem telefon. Nie miałem ochoty słuchać jego rad. Są one tak oklepane, że jak słuchałem jego porad i pocieszania to robiło mi się niedobrze. Jednak o oryginalność dzisiaj trudno. Nie to, że to mi jakoś przeszkadza. Sawamura to mój przyjaciel od wielu lat. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy kiedykolwiek mieli zostać rozdzieleni. Bardzo sie do niego przywiązałem. A co do tych jego rad... Chcąc, nie chcąc i tak ich słuchałem. Tak było i wtedy. Po dłuższym namyśle przyznałem mu rację. Mogłem z nią zamienić chociaż słowo. Jednak z drugiej strony moje racje były z tym sprzeczne i podświadomie byłem wściekły. Poczułem jak narasta we mnie złość. A na kogo? Na siebie czy na Sadako? Chyba obydwie opcje będą dobrym wyborem.
........
Hejka. Przy okazji...
Czy chcielibyście nowe ff o Haikyuu publikowane prawie codziennie przez dwa tygodnie? Zaczynam ferie i mam pewien pomysł na opowiadanie z Tsukishimą. Zaczęłabym od jutra. Ktoś by czytał?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top