Rozdział 2

   Szedłem nieopodal mojej uczelni. Już niedługo miałem zaczynać w niej trzeci rok studiów. Przede mną szedł mój przyjaciel, Sawamura Daichi. W ogóle się nie zmienił od czasów liceum. Może stał się bardziej pozytywnie nastawiony do świata. A ja? Zmieniłem się. Zaprzeczałem z początku sam sobie moim zachowaniem, ale z czasem przestało mi to przeszkadzać, a zaczęło mi się to podobać. Było to na przełomie pierwszego i drugiego semestru pierwszego roku na studiach. Ile ja się nasłuchałem od Daichi'ego czy Asahi'ego, który raz na miesiąc przyjeżdża do prefektury Miyagi, aby się z nami spotkać. Z początku słyszałem tylko „Przejdzie ci" czy „To do ciebie niepodobne, Suga". Potem nieco poważniej do tego podchodzili, aż w końcu przestali i zaakceptowali moje nowe „ja".
  — Koushi? — spytał czarnowłosy i zatrzymując się, odwrócił w moją stronę.
  Spojrzałem na niego i też się zatrzymałem.
  — Co?
  — Yamaguchi ostatnio do mnie pisał i dowiedziałem się, że przychodzi na naszą uczelnię. Zaproponowałem mu spotkanie i umówiliśmy się na dzisiaj. Nie wiedziałem, czy ty też będziesz chciał, ale napisałem mu, że przyjdę z tobą — wytłumaczył.
  — Czemu nie? Możemy iść razem — odparłem, chowając ręce do kieszeni spodni. — O której to spotkanie?
  — A która jest? — zapytał.
   Wyjąłem telefon z prawej kieszeni, wcisnąłem środkowy guzik i pokazałem zapalony ekran przyjacielowi. Ten przyjrzał się uważnie.
  — Mamy jeszcze niecałą godzinę — stwierdził. — Jednak myślę, że możemy powoli iść już do tej pobliskiej kawiarenki przy tej drugiej uczelni.
   Poszedłem za przyjacielem, uprzednio chowając telefon z powrotem do kieszeni. Szliśmy w kierunku praktycznie sąsiadującej z naszą uczelnią, kolejnej uczelni. Nie widziałem zbytnio w tym sensu, żeby dwie szkoły wybudować tak blisko siebie, ale nie będę się w to zagłębiał, bo nie ma to najmniejszego sensu.

  Weszliśmy do kawiarni. Na wejściu poczułem ostry zapach kawy. Nie za bardzo przepadałem za tym napojem. W środku było jak zawsze: biało-brązowe ściany i niewielkie drewniane stoliki z krzesełkami. Usiedliśmy w głębi lokalu, ale w na tyle dobrym miejscu, że widzieliśmy drzwi wejściowe.
  — Coś zamawiasz? — spytał Daichi, sięgając po kartę z napojami i deserami, którą przyniosła nam chwilę wcześniej kelnerka.
  — Potem.
  — Jak chcesz — odparł i zajął się przeglądaniem menu.
   Było dosyć pusto. Tyle ludzi kręci się na zewnątrz, a tu pustka. Pasowało mi to. Jakoś nieprzyjemnie siedzi się w pełnym po brzegi pomieszczeniu. Sięgnąłem do kieszeni po telefon. Odblokowałem go i włączyłem internet. Plusem tej kawiarni było, że mają darmowe wi-fi. Od razu zasypała mnie lawina powiadomień. Szybko odechciało mi się cokolwiek robić. Niechętnie odebrałem pierwszą lepszą wiadomość z messengera. Westchnąłem głośno i zacząłem na poważnie się zastanawiać czy nie zablokować możliwości wysyłania wiadomości osobom spoza moich znajomych.
  — Co jest? — Daichi spojrzał na mnie znad karty.
  — Czy te dziewczyny są w gimnazjum?
  — Tym razem która? To dopiero trzecia dziewczyna, co się tak wkurzasz. I tak uważam, że mają sporo odwagi na napisanie do chłopaka, który im się podoba — powiedział, nie odrywając wzroku od menu.
  — One są już teoretycznie dorosłe. To nie liceum, stary — odparłem, spoglądając na chłopaka.
  Ten zaśmiał się pod nosem i zamknął kartę.
  — Nie czepiaj się tak. Ciesz się, że masz branie.
   Daichi poprosił jedną z kelnerek i złożył zamówienie.
  — A dla pana coś będzie? — spytała dziewczyna swoim piskliwym, nieco irytującym głosem.
  Spojrzałem na znajomą mi już twarz kelnerki.
  — Nie — odparłem.
  — Polecamy dzisiaj szarlotkę, prosto z pieca — mówiła — i w promocyjnej ce...
  — Nie, dzięki, Yuno — powiedziałem stanowczo.
   Ta mruknęła coś pod nosem, widocznie niezadowolona z mojej odpowiedzi i odeszła.
  — Coś ty taki niemiły? — Sawamura najwyraźniej był nieco rozbawiony tą sytuacją.
  — Dlatego nie lubię kelnerek. Są takie natrętne — stwierdziłem, opierając się wygodnie o oparcie krzesełka.
  — Ale dla znajomej mógłbyś być milszy — oznajmił i podparł się rękami o blat stolika.
   Czekaliśmy chwilę na zamówienie Daichi'ego. Zostało wykonane dosyć szybko. Zaraz po tym ktoś się do nas przysiadł.
  — Cześć, Daichi-senpai. Witaj, Sugawara — powiedział Yamaguchi na przywitanie.
  Nie widziałem go od pół roku. Mimo spotkań z dawną drużyną z Karasuno nie pojawiał się od dłuższego czasu. Miał nieco dłuższe włosy, związane w małą kitkę, jego rysy twarzy były bardziej męskie, ale piegi nadal ozdabiały jego pogodną twarz.
  — Cześć, Yamaguchi. Co się tak długo nie odzywałeś? — Daichi zaczął swój wywiad.
  — Nie miałem zbytnio czasu. Opuściłem się trochę w trzeciej klasie w nauce i musiałem co nieco nadrobić. Ostatecznie i tak zająłem trzecie miejsce w szkole, zaraz po Tsukishimie — wytłumaczył.
  — Naprawdę? To gratuluję!
  — Dzięki, Daichi. Um... Sugawara? — Tadashi spojrzał na mnie.
  — Co jest? — spytałem nieco znudzony.
  — Coś cicho siedzisz. Co u ciebie słychać?
  — Tak jak zwykle — odparłem. — Lepiej powiedz, gdzie masz Tsukishimę — zagadałem.
  — Postanowił iść na inny uniwersytet. Myślę jednak, że wybrał go, ponieważ jego mama tam zdawała, ale nie udało jej się i chyba to ona podsunęła mu tę propozycję, a ten chcąc dla niej dobrze, zgodził się. Jutro wyjeżdża — opowiedział.
  — Jak to wyjeżdża? To gdzie ta szkoła? — Daichi był bardzo tego ciekawy.
  — W naszej prefekturze. O to się nie martw. Jednak ciężko by mu było poświęcać ponad pół godziny drogi na dotarcie na uczelnię. Wynajął małe mieszkanie i ma zamiar tam zamieszkać.
  — Aha, rozumiem... — odparł Sawamura. — Ale ty z nami zostajesz! I to idziesz do tej samej szkoły.
  — Tak. Trochę tylko będzie brakować tu Kei'a. Wiesz, od podstawówki trzymamy się razem. — Tadashi posmutniał na chwilę.
 — Oj, nie smuć się. — Daichi posłał mu uśmiech. — To, że wyjechał, nie oznacza, że od razu zerwie z tobą i nami znajomość — pocieszył go.
  — Wiem, wiem.
  — A co z siatkówką? — spytałem nagle, gdyż byłem nawet ciekaw jego odpowiedzi.
  — W sumie nie wiem. Mam zamiar zapisać się do jakiegoś klubu, ale rozważam też porzucenie tego wszystkiego — odparł.
  — Zaraz, jak to zastanawiasz? Jeśli kochasz grać, to nie możesz tego tak zostawić. — Daichi wyraźnie się oburzył. — Można potraktować to jako hobby. Nie trzeba od razu wszystkiego rzucać i poświęcić się w stu procentach na grze, ale trening dwa razy w tygodniu nie zaszkodzi.
  — Nie wiem, czy na pewno tego chcę.
  Sawamura wstał z miejsca i zaczął mówić:
  — Jak to nie wiesz? Suga tyle razy po rozpoczęciu studiów mówił, że z tym kończy, a nadal gra. A ile fochów potrafił strzelić, które nawet i tydzień potrafiły trwać. Jak coś to chętnie cię przyjmiemy do naszej drużyny. Treningi są cztery razy w tygodniu w nawet dobrych godzinach, więc o czas na naukę się nie martw.
  — Sam nie wiem... — Tadashi zaczął się zastanawiać.
  — Kochasz to? Lubisz grać? — spytałem, spoglądając na młodszego kolegę.
  — No... tak — odparł cicho.
  — A więc postanowione. — Klasnąłem w dłonie nieco ożywiony pod wpływem słów Daichi'ego. — Daichi wszystkim się zajmie.

  Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, a raczej oni rozmawiali. Ja nie chciałem się zbytnio wtrącać do rozmowy.
  — To do zobaczenia w poniedziałek — pożegnał się z nami Tadashi.
  — Na razie — odparł Daichi.
  Ja jedynie mruknąłem coś w odpowiedzi. Nawet cieszyło mnie to spotkanie. Ciekawie jest się spotkać ze starymi znajomymi.

  — Idziemy gdzieś jeszcze? — spytał Sawamura, gdy Yamaguchi wyszedł już z kawiarni. Spojrzałem na zegarek na jednej ze ścian lokalu. Było już po piętnastej.
  — Ja tam wolę wrócić do domu — odparłem — Nie mam już na nic ochoty — dodałem, wstając z miejsca.
  — Jak wolisz. To wracamy.
  Wyszliśmy, wcześniej płacąc należną sumę za zamówienia. Czekał nas jeszcze kawałek drogi, zanim dojdziemy do mojego mieszkania.
  — Myślałem nad kolejnym spotkaniem z chłopakami z Karasuno — oznajmił Daichi — Miesiąc się nie widzieliśmy. Co ty na to? — zaproponował.
  — Mi pasuje — odparłem.
  — To ja dogadam się z chłopakami. Może tym razem kręgle? W tę sobotę? Będzie fajnie.
  — Od dłuższego czasu zastanawiam się, czy nie zamieniliśmy się charakterami — powiedziałem.
  — Czemu tak myślisz? Rozumiem, że często coś mi nie pasowało, ale taki na pewno nie byłem. Nie stawiaj mnie w tak złym świetle, Koushi.
  — Dobra, zapomnij o tym. Tym razem też zapraszasz Yui? — zmieniłem temat.
  — Nie wiem. — wzruszył ramionami. — Jak będzie chciała, to przyjdzie. A co?
  — Może zróbmy takie spotkanie tylko z chłopakami. Bez Yachi, Kiyoko i twojej dziewczyny — zaproponowałem.
  — W sumie niezła propozycja. Na pewno dziewczyny się nie obrażą — stwierdził.
  — Jak coś to zaproś też trenera. Dawno go nie widzieliśmy, a miło by było się z nim spotkać. W końcu był naszym trenerem.
  — Wiesz co?
  — Coś znowu wymyślił? — zapytałem niepewnie.
  — Nadal masz przebitki starego Koushi'ego — oznajmił z uśmiechem.
  Spojrzałem na niego zdziwiony.
  — O co ci chodzi? — spytałem nieco zirytowany.
  — Nic, nic. Uważaj, czerwone.
   Zatrzymaliśmy się przy przejściu dla pieszych. Po tym, jak znikło czerwone światło, ruszyliśmy dalej. Byliśmy praktycznie na naszej ulicy.
  — Na razie — powiedział Daichi, idąc w swoją stronę. Mieszkał kilka bloków dalej na tym samym osiedlu co ja.
  — Ta — odparłem i wszedłem na moją klatkę schodową.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top