*9*

Lekko chwiejnym krokiem, patrząc pod swoje nogi, wchodziłem po schodach na piętro, gdzie znajdywało się moje mieszkanie. Nie byłem pijany. Tylko kręciło mi się w głowie. Ostatecznie Plagg jęczał mi przez dwie godziny, jak to zawalił sprawę, ale nie powiedział mi nic więcej na ten temat. Z tego bełkotu zapamiętałem tylko tyle, że gościu spotykał się z Marinette, kochając jej przyjaciółkę. To już samo w sobie jest chore. 

Nie chcę mieszać się w sprawy innych... Ale. Szczerze zainteresowała mnie sytuacja tej trójki. A najbardziej ciekawi mnie, jak dwie dziewczyny nadal się ze sobą dogadują, kochając tego samego mężczyznę. W normalnym świecie już dawno szarpałyby się za włosy. A więc! Używając swoich detektywistycznych umiejętności, dochodzę do dwóch wniosków. Pierwszy, żadna z nich nie wiedziała o uczuciu drugiej, ponieważ to ukrywały. Drugi, jedna z nich wiedziała, ale nie chciała nic mówić. Nic więcej nie przychodzi mi na myśl.

- Tu jesteś!

Uniosłem wzrok na osobę stojącą przed moimi drzwiami. Była to Marinette, która szeroko się uśmiechała. Albo tak mi się wydawało?

- A ty, co tu robisz? - mruknąłem, opierając się o ścianę.

- Projekt. - odpowiedziała jednym słowem. - Mówiłam, że spotykamy się u Ciebie, żeby dogadać pewne kwestie.

Teraz dopiero zauważyłem, że przez ramię ma przewieszony szkolny aparat. Prawda, że sobie coś tam krzyczała o przyjściu do mnie. Ale A, nie określiła konkretnej daty i B, ja się wcale na to nie zgadzałem. Nie ma takiej możliwości, że dziewczyna wejdzie do mojego domu.

- Możemy to przełożyć na inny dzień? - zapytałem, przejeżdżając dłonią po twarzy. - Tak poza tym nie wyraziłem zgody na myszkowanie w moim mieszkaniu.

- Żadne myszkowanie, tylko czyste zaliczenie zadania na studia. Nie będę Ci przecież grzebać przy szafach, tylko siedzieć i rozmawiać.

- U mnie nie ma gdzie siedzieć. - oznajmiłem, trafiając kluczem w zamek. - Nie dziś.

- Nie odpuszczę. - dziewczyna zagrodziła mi drogę ręką. Czuję jakieś deja vu. - Znam ten typ. Będziesz to przekładał, aż w końcu wystawisz mnie do wiatru z tym zadaniem.

- Nic Cię nie wystawię. - jęknąłem bezsilnie. - Nie mam siły na myślenie.

- Mam się wprosić? - granatowowłosa złapała za klamkę.

Odruchowo złapałem ją za nadgarstek i szarpnąłem w swoją stronę, z dala od drzwi. Byliśmy blisko siebie. Na pewno mogła poczuć mój oddech na swojej głowie. Spojrzałem na nią spod byka. Nie była przestraszona. Patrzyła na mnie spokojnym wzrokiem i zwycięskim uśmieszkiem. Ona się nie podda. Oboje to wiedzieliśmy.

- Nie umiesz przegrywać, co? - mruknąłem, puszczając jej dłoń i łapiąc się za czoło. Poczułem nieprzyjemne pulsowanie.

- Wszytko w porządku? - zmarszczyła brwi. - Jak tak teraz tu stoję, to czuję od Ciebie alkohol. Piłeś?

- Jak czujesz, to co głupio pytasz?

- Chciałam być miła. - założyła ręce na piersi.

Dziewczyna patrzyła na mnie zmartwionym wzrokiem. Westchnęła, odchylając głowę do tyłu. Nie potrzebuję Twojego współczucia ani martwienia się. To normalne, że w tym wieku ludzie wychodzą, bawią się i piją. Miałem prawo, nie muszę się tłumaczyć, a ona w to ingerować. Chociaż nie miałem dziś tego w planach.

- Widzę, że źle się czujesz, ale nie chcę tracić dnia przez Twoją słabość. Jak tak bardzo nie chcesz mnie wpuścić do środka, to chodź do mnie. Tikki nie ma w mieszkaniu, więc przez jakiś czas będzie spokój. Chociaż pomyślmy, jak chcemy to wykonać. - spojrzałem na nią niepewnym wzrokiem. - Nie daj się prosić. - zaśmiała się. - Dam Ci wody z cytryną.

- Co próbujesz osiągnąć? - uniosłem brew.

- Nic. - wzruszyła ramionami. - Zwykła koleżeńska pomoc chyba Cię nie zaboli?

Popatrzyłem na nią jeszcze przez chwilę, bijąc się z myślami. Mogę wejść do swojego mieszkania i mieć tymczasowy spokój albo iść do Marinette na opiekę zdrowotną. 

Westchnąłem głośno, widząc wzrok dziewczyny i zamknąłem ponownie drzwi do mieszkania.

- Naprawdę nie wiesz, kiedy odpuścić. - mruknąłem.

Dziewczyna uśmiechnęła się, złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła w kierunku swojego mieszkania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top