*7*
Podniosłem się ze swojego miejsca i skierowałem w stronę korytarza.
Byłem przerażony wizją obcej osoby w moim mieszkaniu. Nie zamierzałem nikogo do siebie zapraszać i w dalszym ciągu nie zamierzam. Zrobię wszystko, żeby ONA tam nie weszła. Nawet jeśli będę musiał być opryskliwy i będzie to jedyny sposób na zrażenie do siebie dziewczyny, to zrobię.
W moim mieszkaniu było za dużo dowodów dotyczących mojej chorej psychiki. Wszędzie walały się śmieci. W każdym pomieszczeniu można było znaleźć odłamki potłuczonego szkła lub jakiegoś innego biednego przedmiotu, co stanął mi na drodze. A ponadto na każdym kroku można było znaleźć moje leki. Jeśli tam wejdzie i to zobaczy... Po raz kolejny będę brany za wariata. Nie mam pewności, co mogłaby zrobić z tą informacją.
Już miałem przekraczać próg klasy, gdy na wysokości mojego wzroku pojawiła się ręka, odgradzająca mi drogę. Spojrzałem spod byka na osobę, która nonszalancko stała, opierając się o framugę drzwi. Był to wysoki, ciemnowłosy chłopak. Z twarzy podobny do nikogo.
- Chcę wyjść. - mruknąłem.
- A ja chcę pogadać. - uśmiechnął się. - Jestem Plagg.
- A ja niezainteresowany. - założyłem ręce na piersi. Chłopak roześmiał się głośno, czym zwrócił na siebie uwagę kilku osób na korytarzu.
- Myślę, że doszło do nieporozumienia, Panie "niezainteresowany". - otarł łzę spod powieki. - Mnie również nie jara ta sama płeć, choć muszę przyznać, że nie wstydziłbym się wyjść z Tobą na miasto. Tworzylibyśmy duet hot kolesi.
- Możesz przejść do rzeczy? - przerwałem mu zirytowany.
Nie lubię tego typu osób, co przy pierwszym spotkaniu zachowują się jakby byli z Tobą blisko. Są mili, rozmowni, dzielą się swoimi problemami. Irytuje mnie to. Oni wszyscy zawsze na początku są przyjaźni, udają wielkich przyjaciół, a później, w najmniej spodziewanym momencie, wbijają Ci nóż w plecy. On jest taki sam. Nie wiem, o czym myśli, nie chcę wiedzieć. Jak ma do mnie jakąś sprawę, to niech wali prosto z mostu.
- Rozmawiałeś przed chwilą z Marinette. - jego przyjazny wyraz twarzy w jednej chwili zmienił się na poważny. - Masz wobec niej jakieś zamiary? Może Ci się podoba?
- Ty na serio pytasz? - uniosłem brew. Plagg nachylił się, przybliżając swoją twarz do mojej.
- Chcesz się przekonać, czy mówię na serio? - obniżył głos. - Nie zrozum mnie źle. Mogę już nie być częścią jej życia, ale nie chcę, żeby po raz kolejny cierpiała. Mari nigdy nie lubiła mieć obcych osób w swoim towarzystwie. A teraz widzę, jak wybiega szczęśliwa z klasy po rozmowie z jakimś randomem. Jest to dla mnie dosyć niepokojące.
- Nie wiem, co rodzi się w Twojej głowie, ale lepiej niech przestanie. - również obniżyłem głos. - Kim ty w ogóle jesteś? Obserwujesz ją z daleka, monitorujesz, z kim rozmawia, czekasz pod jej klasą, ale nie wchodzisz z nią w interakcję. Stalking jest karalny. Dla mnie jedyną niepokojącą tu osobą jesteś ty.
Ciemnowłosy patrzył na mnie w milczeniu. Przez dłuższy czas mierzyliśmy się wzrokiem. Żaden z nas nie chciał odpuścić. W końcu prychnął, unosząc kącik ust do góry.
- Naprawdę mógłbym Cię polubić. - wyszczerzył się i poklepał mnie po ramieniu. - Miej na uwadze moje ostrzeżenie. Jeśli dowiem się, że Mari cierpiała przez Ciebie, to nie zawaham się następnym razem użyć siły.
- A czy JA mam użyć siły? - zza pleców chłopaka usłyszałem niski, donośny głos.
Obaj spojrzeliśmy w tamtym kierunku. Przed nami z rękami założonymi na biodrach, stała przyjaciółka Marinette - Tikki. Była wyraźnie niezadowolona z mojej konfrontacji z chłopakiem. I.. wyglądała na przemęczoną.
- Tikki! - uśmiech Plagg'a złagodniał. - Stęskniłem się...
- Nie pierdol. - przerwała mu, wystawiając dłoń. - Ile razy mam Ci mówić, żebyś się od nas odwalił? Nasza przyjaźń się skończyła, nie mamy już żadnej relacji i nie musisz udawać, że Ci na nas zależy. Rzygać mi się chce, gdy na Ciebie patrzę, a jeszcze bardziej, gdy TY mówisz o nieranieniu nas.
- Wiem, że spierdoliłem, ale pozwól mi wyjaśnić...
- A co tu jest do wyjaśniania?! - warknęła. - Zniknij z mojego życia raz na zawsze! Nie potrzebujemy Cię! Jeszcze raz Ciebie zobaczę, to Ci nie daruję. To jest moje OSTATNIE ostrzeżenie.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i wkurzonym krokiem, odeszła od nas. Spojrzałem na chłopaka. Już nie wyglądał na takiego zawadiakę jak na początku. Wyraźnie mina mu zrzedła, a energia uleciała z ciała. Nie wiem, czy moja obecność podczas tej wymiany zdań była tu wskazana. Westchnąłem pod nosem i ruszyłem przed siebie, wymijając chłopaka. A przynajmniej taki maiłem zamiar.
- Co...? - zdziwiłem się, gdy złapał mnie za nadgarstek.
- Ej.. - spojrzał na mnie niepewnie. - Chcesz iść się napić?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top