*4*
~ ADRIEN AGRESTE ~
Depresja ma różne twarze. Jedni, mimo narastającego w nich smutku i cierpienia, uśmiechają się, są duszami towarzystwa, a nawet wzorem dla wielu osób. Drudzy nie kryją się ze swoim pesymistycznym podejściem do życia, są przygnębieni i wszystko ich męczy.
Jestem jeszcze ja. Duszę w sobie wszystko, co mi się przytrafiło, ale nie pokazuję tego po sobie. Jestem postrzegany jako arogancki introwertyk, który ma w dupie, co się wokół niego dzieje. Jest w tym trochę racji. Gdy jestem w centrum uwagi - zakładam maskę dupka, gdy pozostaję sam - ściągam ją, a całość odreagowuję jedną wielką histerią. Nie byłem taki. Kiedyś byłem pełnym radości nastolatkiem, który cieszył się życiem i korzystał, ile wlezie. Niestety te czasy już się skończyły...
Wszedłem do mieszkania.
Położyłem torbę w kącie korytarza, a sam rzuciłem swoje ciało na łóżko. To tylko pierwszy dzień, a ja już jestem zmęczony. Moje ciało jest ciężkie, jakby coś mnie przygniatało z góry. Nie lubię tego uczucia... Myślałem, że jak się przeprowadzę do innego miasta, to wszystko się zmieni. Stanę się nowym, lepszym sobą. A tymczasem pierwszego dnia już się pokłóciłem z jakimś debilem i o mało co nie wpadłem pod koła. Zajebisty początek, Adrien.
Uniosłem wzrok na stolik obok łóżka. Stało tam zdjęcie w potłuczonej ramce przedstawiające dwie osoby. Sama fotografia była rozdarta, pokreślona.. ogólnie zniszczona do tego stopnia, że nie dało się rozpoznać na niej osób. Ale ja doskonale pamiętałem, kto się na niej znajdował. Zmarnowałem tyle lat. A najgorsze, że to uczucie nadal mnie trzyma. Zacisnąłem zęby, próbując opanować emocje.
- Kurwa.. - warknąłem, wstając z łóżka.
Wzrokiem odszukałem moją paczkę papierosów. Chwyciłem ją i wyszedłem na balkon. Nie kontroluję swoich emocji. Czułem, jak podnosi mi się ciśnienie i zalewa mnie gorąc. Jakbym został dłużej w tym pomieszczeniu, to obawiam się, że kolejna rzecz poleciałaby z hukiem. Oparłem się o barierkę i odpaliłem papierosa. Odetchnąłem z ulgą, wypuszczając dym z ust. Nie jestem uzależniony. Na ten moment jest to jedyny środek, jaki mnie uspokaja. Przynajmniej tymczasowo. Wolałem to, niż szukać ratunku w alkoholu. Tutaj przynajmniej jestem świadomy tego, co robię i jak bardzo siebie niszczę.
Usłyszałem, jak drzwi w mieszkaniu obok przesuwają się. Na balkon wyszła granatowowłosa dziewczyna, która dziś rzuciła się, by mnie ratować. W dłoniach trzymała kubek, pewnie z kawą albo herbatą. Nie zauważyła mnie. Oparła się o barierkę i patrzyła przed siebie, powoli pijąc gorący napój, z którego jeszcze unosiła się para. Mogła mnie nie zauważyć, to fakt, ale żeby nie wyczuć tytoniu, to już jest coś nie tak.
W pewnym momencie usłyszałem ciche pęknięcie. Spojrzałem kątem oka na dziewczynę. W dłoni trzymała odłamane uszko od kubka. Przeklęła pod nosem i cisnęła odłamkiem przed siebie. Prychnąłem śmiechem, czym zwróciłem na siebie uwagę dziewczyny. Spojrzała na mnie wystraszonym wzrokiem. Pewnie dopiero teraz zdała sobie sprawę, że od początku była obserwowana. Odwróciła zmieszana wzrok i jak gdyby nigdy nic wzięła kolejnego łyka napoju.
- Nic nie widziałeś. - mruknęła z ustami przy kubku. Nic nie odpowiedziałem, tylko wyciągnąłem paczkę papierosów w jej stronę. - Dzięki, ale nie palę.
- Nie chciałem Ci dawać. Pokazałem Ci tylko zdjęcie na opakowaniu. - odpowiedziałem automatycznie. W rzeczywistości poczułem się dosyć niezręcznie. Myślałem, że dziewczyna po prostu weźmie fajkę i tyle. Odetchnęła głośno, próbując opanować swoje emocje.
- Już mi melisa nie pomoże. - mruknęła do siebie.
Nastała niezręczna cisza. Ja powoli dokańczałem peta, a ona w dalszym ciągu siorbała herbatkę. Nie wygląda na złą osobę. Jest nawet miła. I w końcu uratowała mi życie, a wcale nie musiała tego robić. A może to kolejna gra moją osobą? Co, jeśli specjalnie... Nie. Za dużo myślę. To, że jedna dziewczyna tak się zachowała, nie znaczy, że wszystkie takie są. Może powinienem dać jej szansę?
- Nie zdążyłem Ci podziękować za dzisiaj. - przerwałem ciszę. Dziewczyna spojrzała na mnie. - Dziękuję.
- Nie dziękuj. Zrobiłam to, co uważałam za słuszne. - wyciągnęła rękę w moją stronę. - Marinette.
Mimowolnie na moją twarz wkradł się delikatny uśmiech. Widać po niej, że jest dobrą dziewczyną. Nie powinna rozmawiać z kimś takim jak ja.
- Adrien. - odwzajemniłem uścisk dłoni. - Jestem pewny, że nie zapamiętasz mojego imienia.
- Niby dlaczego? - uniosła brew.
- Nie jest to warte zapamiętania. - wrzuciłem resztę peta do papierośnicy na stoliku. - Miło było poznać.
Nim zdążyła zareagować, wszedłem do pokoju, pozostawiając po sobie okropny zapach tytoniu.
> KOLEJNY ROZDZIAŁ 5 LISTOPADA <
***
Yo~
Nadchodzą zmiany i robię to, co chciałam od początku - historia będzie w większości pisana oczami Adriena :)
Do następnego,
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top