*3*

- Co on chciał? - zapytała chłodno Tikki.

- To, co zwykle. - westchnęła Marinette. - Przepraszał, chciałby wszystko naprawić i żeby było tak jak dawniej. Jak tak dalej pójdzie to serio mu wybaczę.

- Niech się odpierdoli. - warknęła Tikki. - Ty może mu niedługo wybaczysz, choć nie powinnaś. Ale ja nie zamierzam popełniać tego błędu. Facet chcąc, nie chcąc zabawił się naszymi uczuciami. Odpuszczenie mu tego jest głupotą.

- Ale to był nasz przyjaciel.

Dziewczyny wyszły z budynku uczelni i powolnym krokiem skierowały się do swojego mieszkania na obrzeżach miasta. Mieszkanko nie było może za duże, ale wystarczające dla dwójki. Dwa pokoje, kuchnia, łazienka i balkon z widokiem na miasto.

Uwielbiały to poczucie niezależności i "wolności" od rodziców. Mogły robić, co chciał i kiedy chciały, bez zbędnego glendolenia nad głową. Oczywiście rodzice jednej albo drugiej od czasu do czasu wpadali z wizytą. Zostawiali wtedy po sobie pełną lodówkę.

- Właśnie, dziś idę pracować. - oznajmiła Tikki. - Więc nie czekaj z kolacją. - cmoknęła w stronę granatowowłosej.

- Do tej normalnej roboty czy nienormalnej? - zapytała, unosząc brew.

- Testerka wierności jest jak najbardziej normalną robotą. - fuknęła czerwonowłosa, odgarniając swoje loki z twarzy.

Tikki miała dwie prace. Jedna z nich była pomoc barmana w klubie i na imprezach okolicznościowych. Czasami, gdy brakowało ludzi, robiła za kelnerkę i obsługę klienta. Druga, "nienormalna" była dorywcza. Czerwonowłosy od czasu do czasu pomagała swojej dawnej znajomej w biznesie. Była jedną z testerek wierności. Gdy brakowało ludzi albo nikt nie spełniał oczekiwań, Tikki wchodziła na ich miejsce. Nie była to jej wymarzona praca. Kto chciałby spotykać się z niewiernymi facetami i udowadniać im winę, gdy samym było się zranionym w podobny sposób.

Marinette miała skromna pracę. Dorabiała, wykonując drobne zlecenia graficznie. Praca fizyczna nie była dla niej, wolała pracować zdalnie bez interakcji z ludźmi. Miała tablet, programy graficzne, talent... Czego chcieć więcej?

- Nie wiem, dlaczego Ci faceci dają się nabierać na te Twoje gierki. - Marinette wzruszyła ramionami. - Przecież to od razu widać, że wredna jędza z Ciebie.

- Charakter może i mam paskudny, ale ciało gazeli odziedziczyłam w niezawodnych genach. - zaśmiała się w odpowiedzi na komentarz przyjaciółki.

Cheng spojrzała z politowaniem na swoją towarzyszkę. Czasami nie miała już do niej siły. Jej komentarze, spojrzenie na świat czy sens humoru różniły się od poglądów Marinette. Ale mimo to kochała swoją przyjaciółkę z całego serca. Wiele jej zawdzięczała i była w stanie zrobić dla niej wiele rzeczy.

- Ty, patrz. Idzie Twój wybawca. - czerwonowłosa szturchnęła ramieniem granatowowłosą, wskazując na blondyna przed sobą. - Albo i "poniżyciel". Zależy jak na to spojrzeć.

- Dzięki za przypomnienie. - mruknęła Marinette, spoglądając w kierunku wskazanym przez Lug.

Faktycznie przed nimi szedł chłopak, którego widziały na zajęciach. Blondyn miał słuchawki w uszach i nie był za specjalnie zainteresowany swoim otoczeniem. Szedł przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Nie zauważył nawet, że światło na pasach zdążyło zmienić się na czerwone. Marinette widząc, jak chłopak pcha się wprost pod rozpędzone auto, ruszyła z kopyta na pomoc.

- Marinette czekaj! - krzyknęła za nią Tikki i również wyrwała do przodu.

Adrenalina zaczęła działać na tyle, że nie było już odwrotu. Coś pchnęło Marinette w jego stronę. Kazało jej uratować chłopaka. Niewiele myśląc, rzuciła się na niego  i wraz z nim wylądowała po drugiej stronie chodnika.

Poobijani i w kurzu ulicy spojrzeli po sobie. Oboje byli w szoku i nie dokończ wiedzieli, co się właśnie wydarzyło. Cisze przerwała Marinette.

- Patrz jak łazisz! - krzyknęła na niego. Nie było to zamierzone. Chciała zapytać, czy wszystko w porządku. Nie chciała krzyczeć.

- Marinette! Nic Ci nie jest?! - Tikki bezpiecznie przebiegła na drugą stronę do swojej przyjaciółki.

- Jestem cała. - uspokoiła ją, schodząc z blondyna.

- Całe szczęście.. - zaczęła Tikki, a jej wzrok z zatroskanego zamienił się na wkurzony. - Bo mogę teraz Cię zjebać! Co ty sobie myślałaś?! A ty! - wskazała palcem na leżącego w ciągłym szoku chłopaka. - Od czego masz oczy?! Używaj ich, a nie!

- Mhmm... - mruknął, wstając i otrzepując spodnie. Spojrzał na Marinette. - To ty.

- Ja?

- Dziewczyna tego buca. - podrapał się niezręcznie po karku. - Dzięki za ratunek. Nie fatyguj się następnym razem.

- Że co?! - syknęła Tikki czerwona ze złości. - To ona dupę Ci ratuje, a ty nędzny kurw...

- Wystarczy Tikki, idziemy. - granatowowłosa zignorowała słowa blondyna.

Dziewczyny ruszyły przed siebie do swojego mieszkania. Tikki przez całą drogę rzucała oszczerstwami w stronę blondyna, który podążał za nimi w nieznacznej odległości. Z każdym kolejnym nowym przekleństwem popadał w zdumienie. O niektórych z nich nawet nie miał pojęcia, że istnieją.

Jakim zaskoczeniem dla całej trójki było to, że kierunek, jaki obrali był ten sam.

- No chyba sobie jaja robisz. - syknęła Tikki, gdy zobaczyła jak blondyn wchodzi do mieszkania obok.

- Witam sąsiadki. - mruknął chłopak, uśmiechając się pod nosem. - Mam nadzieję, że nie będziemy na siebie za często wpadać. - dodał i zatrzasnął za sobą drzwi.

***

Ohayo!

Wskrzeszam poprawiony trzeci rozdział. Nie wiem, kto ile pamięta z tej historii, ale w którymś rozdziale wprowadzę większe zmiany i inny tok historii więc bądźcie czujni :D

Do następnego,

Sashy ;3


KOLEJNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ 29 PAŹDZIERNIKA

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top