*21*
Siedziałem na jednej z ławek w parku, wgapiając się w czysto błękitne niebo.
Czekałem na Marinette.
Dogadaliśmy się, że z tego miejsca wybierzemy się razem do nowo otwartej kawiarni. Dziewczyna chciała skosztować tamtejszych deserów i napić się gorącej latte. Nie wiem czemu, ale zacząłem się denerwować. Zastanawiałem, czy na pewno jest to dobry pomysł. Nigdy wcześniej nie miałem takich myśli. Mam złe przeczucia...
A może to przez ostatnią rozmowę z Plaggiem? Ciemnowłosy próbował wyciągnąć ze mnie, czy podoba mi się Marinette. Oczywiście z marnym skutkiem. Gdy doszedł do wniosku, że nie uda mu się osiągnąć celu, zmienił taktykę i zaczął opowiadać, jak bardzo podoba mu się Tikki. Naprawdę polubiłem Plagga, ale w tamtej chwili miałem już go serdecznie dość.
Nie wiem, czy chcę spróbować czegoś więcej z Marinette. Nadal mam mieszane uczucia. Ciężko mi jest zacząć nową relację. Czuję, że nie dawałbym z siebie stu procent, a ostatecznie zraniłbym drugą stronę. Na ten moment jestem usatysfakcjonowany z naszej przyjaźni i nie chcę tego psuć. Nie jestem jeszcze do końca stabilny emocjonalnie. Marinette miałaby przeze mnie dodatkowe problemy. A odbiegając w przyszłość... co by było, gdybyśmy ze sobą zerwali? Zrobiłoby się niezręcznie, czy zostalibyśmy przyjaciółmi? Patrząc na Marinette i Plagga, widzę, że da radę zachować się normalnie... Może nie byłoby tak źle?
- Ostatnio dość często odpływasz. - usłyszałem nad sobą cichy głos. Granatowowłosa uśmiechnęła się w moją stronę, poprawiając torebkę na ramieniu.
- Zdaje ci się. - odwzajemniłem uśmiech i wstałem z ławki. - Prowadź.
- To nie jest daleko. Parę minut parkiem i wyjdziemy naprzeciw. Już nie mogę się doczekać! - powiedziała, nie kryjąc radości.
- Nie wiele Ci do szczęścia potrzeba. - zaśmiałem się, na co przekręciła oczami.
- Wiesz... Tikki powiedziała mi przed wyjściem, że dzisiejszy dzień spędza z Plaggiem. Jakiś przybity jest. Coś się między Wami wydarzyło?
- Nie, czemu pytasz? - uniosłem brew.
- Plagg jej się żalił, że go ignorujesz i nie doceniasz jego życiowych rad.
- Tak powiedział?
- Tak.
Pokręciłem z politowaniem głową. Marinette zaśmiała się i nie drążyła już tematu. Oboje wiedzieliśmy, że Witty potrzebował szybkiej wymówki do spędzenia czasu z Tikki. I może dodatkowego towarzystwa do baru.
Kawiarnia, o której wspominała Marinette, faktycznie znajdywała się blisko od parku. W środku nie było wiele osób. Zajęliśmy wolne miejsca na końcu pomieszczenia. Tutejsze wnętrze było wyjątkowo przyjemne. Otaczały nas drewniane ściany, na których powieszone były zielone paprotki. Przy szklanych stolikach znajdywały się duże, białe pufy, a nad nimi zwisały retro lampki.
Chwyciłem za menu i zacząłem się zastanawiać, co wybrać. Nie bywałem na co dzień w kawiarniach i nie wiedziałem do końca, czego chcę. Nie chciałem popełnić gafy...
- Nie możesz się zdecydować? - dziewczyna spojrzała na mnie spod karty.
- Aż tak po mnie to widać? - zapytałem.
- Troszeczkę. - zaprezentowała kciukiem i palcem wskazującym odległość dla "troszeczkę". - Jeśli chcesz, mogę wybrać za Ciebie. Powiedz tylko czy ma być słodko, czy bardziej wytrawnie.
- Dziś mam ochotę na coś słodkiego. Co szef kuchni poleca? - uśmiechnąłem się, odkładając kartę menu na stolik.
- Gorąca mocha z jabłecznikiem na ciepło zrobi robotę. - zaśmiała się. - A jak Ci nie posmakuje, to ja zjem.
- Na pewno. - prychnąłem. - Myślisz, że Ci oddam?
- Jeszcze zobaczymy. - wystawiła język. - Dzisiaj ja zamawiam. Zaraz wrócę.
Założyłem ręce na piersi i wygodnie rozsiadłem się na pufie.
***
- Uwielbiam kawę. - granatowowłosa zachwycała się już dobre kilka minut. - Najlepsza latte, jaką piłam! Muszę tu jeszcze przyjść z Tikki. Na pewno jej posmakuje!
- Nie wiele Ci do szczęścia potrzeba. - zaśmiałem się.
- Powtarzasz się. - zmrużyła oczy. - Ale to prawda. Kawa i jedzonko to przepis na zadowoloną Marinette. Jak coś zjebiesz, będziesz musiał mi to wynagrodzić we frytkach.
- Zapamiętam. - zaśmiałem się. - Następnym razem...
Mój uśmiech natychmiastowo zszedł z twarzy. Patrzyłem się tempo przed siebie, gdzie znajdywały się dwie dobrze znajome mi sylwetki. Poczułem, jak serce mimowolnie podchodzi mi do gardła. Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek ich spotkam.
- Adrien? Wszystko w porządku? - Marinette chwyciła mnie za dłoń. Wzdrygnąłem się pod wpływem jej dotyku. - Przepraszam, nie chciałam...
- Nie, to nie Twoja wina. - odpowiedziałem w pośpiechu. - Możemy stąd wyjść?
- Em tak, jasne.. Jak wyjdziemy, powiesz, co się dzieje?
Pokiwałem tylko głową, ale wiedziałem, że już jest za późno. Zauważyli mnie. Spokojnym krokiem i uśmiechami na twarzach, zaczęli kierować się w naszą stronę.
- Adrien? A ty co tu robisz? Myślałem, że wyjechałeś za granicę. - zagaił chłopak, mocniej obejmując stojącą obok niego blondynkę. Jego wzrok przeniósł się na Marinette - Widzę, że dobrze sobie radzisz.
- Znacie się? - granatowowłosa spoglądała raz na mnie, a raz na parę.
- Niestety. - burknęła blondynka w odpowiedzi. - Na Twoim miejscu dwa razy bym się zastanowiła nad tą relacją. On jest niebezpieczny.
- Że co, proszę? - Cheng zmarszczyła brwi. - Kim ty w ogóle jesteś?
- Jego byłą. - nie kryła obrazy, wymawiając te dwa słowa. - Wiem, co mówię. Zostaw go, póki masz okazję.
Granatowowłosa stała jak wryta przetwarzając wszystko, co usłyszała. Ze wszystkich możliwych dni. Dlaczego akurat dzisiaj?
- To do mnie macie problem. - warknąłem, starając kontrolować się swoje emocje. - Trzymajcie ją od tego z daleka. Ona nie ma z tym nic..
- Czekaj. - Marinette przerwała mi. - To ta suka?
- Że c...
Nim zdążyłem jej odpowiedzieć, granatowowłosa zamachnęła się i pozostawiła po sobie czerwony ślad na policzku dziewczyny. Nie wiedziałem, jak mam zareagować. Granatowowłosa chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła za sobą w stronę wyjścia. Zdążyłem jeszcze obejrzeć się za siebie i zobaczyć, jak blondynka opiernicza mojego byłego przyjaciela. Co się właśnie wydarzyło?
- Wiesz, że psychiatra mi mówił, że przemoc to nie jest rozwiązanie problemu? - przerwałem niezręczną ciszę. - Nie musiałaś tego robić.
Dziewczyna zatrzymała się, w dalszym ciągu trzymając mnie za nadgarstek. Odwróciła się w moją stronę. Po jej policzkach spływały łzy.
- Miałam siedzieć spokojnie i pozwolić im gadać, co chcą? - puściła mnie i otarła policzek. - Nie zasłużyłeś na to! Nie powinieneś tego słuchać! Dlaczego byłeś taki spokojny!
- Uspokój się. - chwyciłem ją za twarz i zmusiłem do popatrzenia mi w oczy. - Jestem mężczyzną. Choćby nie wiadomo, co mi zrobiła, nie uderzyłbym jej. Nie mówię, że nie zasłużyła, bo zasłużyła. Ale nie jestem w stanie tego zrobić.
Dziewczyna zacisnęła usta w wąską kreskę i zrobiła krok do przodu, wtulając się we mnie. Westchnąłem i objąłem ją, jedną ręką głaszcząc jej włosy.
- Zdenerwowała mnie... - mruknęła.
- Tak, wiem. Dziękuję, że stanęłaś w mojej obronie.
- Już nie będę mogła przyjść do tej kawiarni...
Odsunąłem ją od siebie. Wydęła usta, patrząc w bok na ziemię. Zmarszczyłem brwi i zaśmiałem się pod nosem.
- To ty płaczesz, ponieważ przeżywasz całą sytuację, czy dlatego, że już nie wrócisz do kawiarni?
- To i to? - pociągnęła nosem.
Pokiwałem głową i ponownie przyciągnąłem ją do siebie. Marinette jest naprawdę niesamowita. Nie zasługuję na nią.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top