*12*

Mieszkanie Adriena było lekko mówiąc.. zdemolowane. 

Na podłodze walały się rozsypane kartki. Kilka z nich, zostało zgniecione w kulkę i porozrzucane w losowych kątach pokoju. Były też podarte zdjęcia, ale nie mogłam im się bardziej przyjrzeć w tym chaosie. Wśród tego wszystkiego dostrzegłam jakieś kolorowe odłamki. Może była to kiedyś doniczka albo jakaś porcelanowa ozdoba. W każdym razie już tego na pewno nie ma. Przy wejściu była roztrzaskana w drobny mak szklanka, a wokół niej resztki wody. Na samym środku, zgaduję, było źródło dzisiejszego hałasu - połamana komoda. 

Gdy skończyłam badać pomieszczenie, przeniosłam swój wzrok na blondyna. Nie wyglądał najlepiej. Chłopak ciężko oddychał, a po jego opuchniętej od płaczu twarzy, spływały duże krople potu. Włosy były rozchełstane na wszystkie strony świata, a jego wory pod oczami mówiły mi, że musiał nie spać od kilku dni. Zmierzyłam go wzrokiem od góry do dołu. Zatrzymałam się na jego roztrzęsionych, zakrwawionych dłoniach. Musiał się zranić.

 - Adrien... - spojrzał na mnie. - Co się z Tobą dzieje? Wytłumacz mi to.

Nie odpowiedział mi. Zaczął patrzeć w niedbale zasłonięte okno, przez które przebijały się promienie słońca. Podeszłam do niego o krok bliżej. Skoro nie chce sam rozmawiać, to muszę sprowokować rozmowę.

- Nie było z Tobą kontaktu. Kiedy ty się ukrywałeś w swojej komnacie, ja jak ta idiotka próbowałam się do Ciebie dobić. Myślałam, że mnie wystawiłeś z tym projektem i już miałam Cię skreślić, ale... - odchrząknęłam i zmieniłam ton głosu ze zmartwionego na bardziej poważny. - Ale stwierdziłam, że dam Ci szansę i poczekam, bo wcale nie jesteś taki zły! Irytowało mnie, że nie odbierasz ode mnie telefonów, ale też nurtowało mnie, co się z Tobą dzieje. Nie dawałeś oznak życia!

- Jak widzisz, żyje. - mruknął oschle. - Zobaczyłaś to, co chciałaś? Tak? To teraz możesz wyjść.

- Nigdzie nie wyjdę. - założyłam ręce na piersi. Jego wzrok stał się pusty, bez życia. - Nie jestem głupia i ślepa. Widzę, że coś złego się z Tobą dzieje. Chcę tylko spróbować Ci pomóc!

- To nie ma znaczenia, co tu zaszło! - warknął. - Idź już!

Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Musiała być to Tikki wraz z pomocą. Jak oni tu wejdą... Nie mogą zobaczyć mieszkania w takim stanie! Od razu go wyeksmitują!

- Kurwa... - syknęłam pod nosem.

- Hah.. - blondyn zaśmiał się krótko i zsunął się na podłogę. - Mam dość. Niech mnie stąd wywalą..

- Zamknij się. - mruknęłam. - Nigdzie Cię nie wywalą. Nie rób po prostu hałasu.

Podbiegłam do drzwi. Uchyliłam je lekko, tak by nie było widać wnętrza mieszkania. Wystawiłam głowę i delikatnie uśmiechnęłam się do Pani z obsługi.

- Podobno drzwi miały być zamknięte? - spojrzała niepewnym wzrokiem na Tikki, która stała obok.

Gdy kobieta skupiła się na karceniu wzrokiem Tikki, ja przeszłam przed drzwi, szczelnie je za sobą zamykając.

- Były zamknięte, przysięgam! Próbowałyśmy się tam dobić! - czerwonowłosa położyła rękę na sercu. Przeniosła wzrok na mnie. - Jak się tam dostałaś?

- Dziękuję za Pani szybką reakcję. - zignorowałam przyjaciółkę i zaczęłam wszystko tłumaczyć kobiecie. - Usłyszałyśmy hałas z pokoju kolegi i przyszłyśmy to sprawdzić, ale nie otwierał. Tikki poszła po klucze zapasowe, a w tym czasie nasz kolega otworzył mi drzwi. Okazało się, że stał na krześle, zakręciło mu się w głowie i upadł. Właśnie przed chwilą położył się i odpoczywa.

- Na pewno nic się nie stało? Brzmi poważnie.

- Już mu lepiej! Zaparzyłam herbatki, dałam tabletkę i teraz chce odpoczywać. - uśmiechnęłam się lekko. - Wie Pani, życie studenta. Kolega ciężko pracuje i widocznie już nie wyrobił.

- Co ty pierdolisz? - Tikki zmarszczyła brwi. Gdy spotkała się z pytającym wzrokiem kobiety, uniosła ręce w geście obrony. - W sumie ja nic nie wiem, mam z nim najmniejszy kontakt.

- No dobrze. - westchnęła zrezygnowana kobieta. - Jakby coś się działo, będę w recepcji.

- Jasne, dziękujemy! - krzyknęłam za kobietą.

Westchnęłam głośno by wyrzucić z siebie wszystkie emocje. Tikki spojrzała na mnie piorunującym wzrokiem.

- Powiesz mi kurwa, o co chodzi?! - wrzasnęła, dłonią pokazując drzwi. - To ja zapieprzam w laczkach po schodach, nogi sobie łamię, debila przed obsługą robię, a to wystarczyło, że zniknę i Ci drzwi otworzy?!

- Tikki... - złapałam ją za ramiona. - Idź do naszego mieszkania. Muszę załatwić tu parę rzeczy. Obiecuję, że wszystko Ci wyjaśnię. - spojrzałam na nią błagająco. - Proooszę...

- Zero wdzięczności. - mruknęła, kierując się do naszych drzwi. - Zapamiętam to sobie!

Krzyknęła i zniknęła. Prychnęłam pod nosem. I tak wiem, że nie jest zła, tylko zmęczona biegiem po schodach.

Wróciłam do Adriena. Chłopak dalej siedział na podłodze w zgarbionej pozycji. Nie wiem, co się działo, ale było mi go szkoda. Nie wyglądał na takiego, co łatwo wpada w furię. Wydawał mi się bardziej opanowany. Może się myliłam?

Gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi, przeniósł na mnie swój wzrok. Powoli podeszłam i usiadłam obok niego, podciągając kolana pod brodę. Chłopak przybrał tę samą pozycję.

- Dlaczego mnie nie wydałaś? - zapytał cicho.

- A dlaczego miałabym to zrobić? - uniosłam brew. - Nie zrobiłeś nic złego. Już powiedziałam wcześniej, że chcę spróbować Ci pomóc. Psycholog ze mnie żaden, ale jeśli się komuś wygadasz, to może zrobi Ci się lżej na sercu.

- Dziękuję. - odpowiedział po chwili ciszy z lekkim uśmiechem.

- W ramach wdzięczności możesz mi powiedzieć, co się stało? Obiecuję, że nikomu nie powiem!

Adrien oparł się plenami o ścianę, powoli wypuszczając powietrze przez nos. Jego wzrok znowu powędrował na okno. Westchnęłam zrezygnowana. Już myślałam, że nic z niego dzisiaj nie wyciągnę, gdy zaczął mi opowiadać spokojnym głosem swoją historię. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top