Rozdział 7.
Spojrzałam za okno obserwując jak Steve odjeżdża spod mojego mieszkania. To już drugi dzień odkąd Loki nie pojawia się u mnie i szczerze powiedziawszy to mi to pasuje. Nie chcę już nawet o nim myśleć. Westchnęłam ciężko i siadłam na łóżku. Na szyi miałam jeszcze lekkie siniaki, ale łatwo je ukryć pod magią, więc Steve niczego nie zauważył. Na szczęście. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nic mi się nie chce.
Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Weszłam do swojej pracowni i rozejrzałam się dookoła. Nic się nie zmieniło odkąd tu ostatnio byłam. Podeszłam do szyby gdzie stały moje dwa projekty. Nie działały jak powinny, ale zatrzymałam je jako pamiątkę mojej ciężkiej pracy. Podeszłam do ogromnego stołu gdzie leżał mój jeszcze nieskończony projekt. Siadła na obrotowym krześle i przyjrzała mu się uważnie i wzięłam do ręki śrubokręt. Trzeba skończyć swoją pracę.
- Jarvis, puść proszę muzykę- poprosiłam, a po chwili w pomieszczeniu rozbrzmiały pierwsze nuty piosenki AC/DC. Uśmiechnęłam się lekko i nucąc pod nosem słowa skręcałam ramię mojego projektu.
***
Nie wiem jak długo nad tym siedziałam, ale na zewnątrz jest już ciemno z tego co widzę przez okno. Odłożyłam narzędzia i wstałam od stołu dopijając już chyba 5-tą kawę dzisiaj. Chyba nie zasnę w nocy. Weszłam do kuchni odstawiając kubek do zlewu. Pogrążona w swoich myślach jak mogę ulepszyć swój projekt, weszłam do pokoju. Zatrzymałam się gdy zobaczyłam zielone oczy wpatrujące się we mnie. Loki. Zacisnęłam zęby i pięści
- Czego tutaj szukasz Laufeyson?!- warknęłam. Jego oczy wyrażały smutek. Zrobił krok w moją stronę, ale widząc moją postawę zatrzymał się.
- Przyniosłem tylko to...- szepnął i w moją stronę w powietrzu leciał jakiś naszyjnik. Złapałam go w dłonie i przyjrzałam mu się. To nie był jakiś naszyjnik tylko pamiątka po moim tacie. Zacisnęłam wisiorek w ręku i spojrzałam na chłopaka.
- Skąd go masz?- spytałam.
- Musiałaś zgubić go w celi, znalazłem go i pomyślałem, że ucieszysz się, że go odzyskasz...- mruknął i spojrzał w moje oczy.- Samantha, chcę porozmawiać...- dodał słabym głosem. Uniosłam jedną brew patrząc na niego.
- O czym?- spytałam zaciskając mocniej wisiorek w ręku.
- O tej sytuacji... Jestem potworem, wiem. Możesz mnie nazwać jak chcesz, ale proszę wybacz mi to...- powiedział i wyciągnął w moją stronę dłoń.- Nie chcę, abyś była na mnie zła. Nie mogę tego znieść. Siedziałem w celi sam i myślałem. Myślałem nad wszystkim. Nad sobą, nad tobą, nad tym kim jestem... Nie wytrzymam tego dłużej. Nie proszę cię o dużo. Chcę, abyś mi wybaczyła...- dodał, patrząc na mnie błagalnie. Patrzyłam na niego jak na idiotę. Próbował mnie zabić, a teraz stoi i myśli, że mu przebaczę?! Grubo się myli.
- Znikaj Loki, bo zadzwonię po Steve'a i powiem, że jesteś u mnie- ostrzegłam go. Spuścił wzrok na podłogę i po chwili został po nim tylko zielony dym. Westchnęłam ciężko i usiadłam na łóżku. To nie dzieje się naprawdę.
***
Chodziłam po mieście szukając jakiegoś miejsca dla siebie. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Każdy był zajęty swoimi sprawami. Założyłam kaptur od bluzy na głowę i schowałam ręce do kieszeni. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam sklep z narzędziami i częściami. Może coś mi się przyda. Weszłam do środka i ruszyłam oglądając każdą część.
Stałam przy kasie i kładłam na ladę rzeczy, które chciałam kupić. Usłyszałam dzwonek, który wisiał nad drzwiami.
- Opróżniaj kasę, ale to już!- usłyszałam koło siebie. Spojrzałam w bok i zauważyłam mężczyznę w kominiarce. W dłoni trzymał broń, którą celował w kasjera. Super, jeszcze będę musiała ratować kogoś życie. Odłożyłam wszystko na ladę i odwróciłam się w stronę mężczyzny.
- Rzuć broń i wyjdź stąd dopóki jestem miła- powiedziałam. Obejrzałam swoje paznokcie i znów spojrzałam na mężczyznę.
- Nie odzywaj się laluniu, bo możesz źle skończyć- syknął i pomachał pistoletem. Prychnęłam pod nosem i machnęłam tak szybko ręką, że ledwo można było to dostrzec. Broń spadła na ziemię, a mężczyzna prawdopodobnie był zdezorientowany. Nic nie widziałam przez tą kominiarkę na jego twarzy. Zamachnął się na mnie, ale skutecznie uniknęłam ciosu i kopnęłam go aż zatoczył się do tyłu. Wyprostował się i spojrzał w bok. Spojrzałam w tamtą stronę i zauważyłam jego broń. Nie ma mowy, że ją dostanie. Rzucił się w stronę gdzie leżał pistolet w tej samej chwili co ja. Dopadł do niego pierwszy. Nie chciałam pokazywać, że mam moce, dlatego ta walka tak wyglądała. Zaczęliśmy się szarpać. Próbowałam wyrwać mu broń, ale on skutecznie mi to uniemożliwiał.
Usłyszałam strzał i poczułam straszny ból w lewym boku. Otworzyłam usta i upadłam na bok. Klękłam na kolana przykładając rękę gdzie mnie bolało. Na dłoni była krew. Moja krew. Stęknęłam podnosząc się z podłogi. Muszę stąd wyjść.
- Policja- sapnęłam w stronę kasjera i ostatni raz spojrzałam na mężczyznę z bronią. Upadł bezwładnie na ziemię, a ja czym prędzej wyszłam ze sklepu zabierając po drodze rzeczy, które kupiłam. Nie zapłaciłam za nie, ale to mniej ważne. Rachunek ureguluję gdy już wydobrzeje. O ile dam rady. Szłam blisko ścian budynków, aby nie stracić równowagi lecz moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Weszłam w jakąś uliczkę i opadłam na kolana. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, ale nie byłam w stanie wybrać numeru do Steve'a. Co mam teraz zrobić? Ludzie na ulicy nie zwracają na mnie uwagi. Została mi tylko jedna osoba.
Loki. Pomóż.
Nawet głos w moich myślach był słaby.
****
Loki POV.
Loki siedział w swojej cel. Był zmęczony, ale też nie chciało mu się spać. Cały czas myślał o Sam. Wiedział, że nie pójdzie mu z nią tak łatwo. Jego ręce trzęsły się jakby miał chorobę Parkinsona. Chciał, aby wszystko było normalnie, aby Samantha mu wybaczyła. Wiedział, że będzie ciężko, ale chciał spróbować. Cały czas w głowie miał jej obraz. Obraz gdy jej oczy były czerwone od łez, a policzki różowe od ciągłego pocierania dłonią. Chciał użyć na niej swojej magii, aby poczuła się lepiej, ale nie wiedział jak ona na to zareaguje.
Loki. Pomóż.
Usłyszał w głowie jej głos. Potrząsnął nią, aby wyrzucić jej głos z jego umysłu. To wszystko jest już skończone.
Loki...
Jeszcze raz. Tego już było za dużo. Wstał z miejsca i wpatrywał się w ścianę na przeciw.
Loki. Proszę. Wybaczę ci, tylko mi pomóż.
Głos był słaby i przepełniony bólem. Coś się jej stało. Na pewno coś jej się stało.
Samantha? Gdzie jesteś co się stało?
Jego głos zadrżał, aż Loki sam się wystraszył.
Nie wiem. Zostałam postrzelona. W jakieś uliczce. Pomóż Loki.
Jej głos słabł z każdym kolejnym słowem. Zamknął oczy i skupił się. Pomyślał o dziewczynie. Chciał jak najszybciej znaleźć się koło niej. Otworzył oczy i zobaczył postać leżącą na ziemi. To Samantha! Podbiegł kilka metrów i klęknął koło dziewczyny.
- Samantha!- krzyknął widząc jej zamknięte oczy. Nie reagowała na nic. Zacisnął szczękę i próbował ją obudzić, ale nic to nie dało. Dostrzegł jej telefon. Może dobrym rozwiązaniem byłoby zadzwonić do Steve'a? Tylko jak tego się używa? Chłopak nigdy nie miał do czynienia z takimi urządzeniami, więc teraz nie miał pojęcia jak to uruchomić. W końcu mu się udało. Sygnał po sygnale rozbrzmiewał w słuchawce. Po chwili odebrał.
- Co się stało, Sam?- usłyszał jego głos.
- Bądź za 5 minut w mojej celi i załatw dobrego lekarza- powiedział i patrzył na Samanthe.
- Loki? Co stało się dla Sam? Po co lekarz?
- Dla Samanthy. Jest z nią bardzo źle. Dowiesz się jak przyjdziesz do celi- powiedział i się rozłączył. Wziął Sam na ręce i rozejrzał się dookoła patrząc czy ludzie na niego nie patrzą i po chwili został po nim tylko zielony dym.
Stanął w swojej celi. Był już tam Rogers. Niecierpliwy czekał, aż Loki się pojawi i w końcu się doczekał. Spojrzał na dziewczynę i złapał się za głowę zagryzając dolną wargę. Z jego oczu poleciały łzy. Bał się o nią. Był w niej zakochany. Nawet Loki to zauważył.
- Trzeba się nią zająć. Nie stój tak Rogers!- krzyknął w końcu Loki nie otrzymując od niego żadnego odzewu.
- Zanieś ją do skrzydła medycznego- szepnął i objął się ramionami.
- Nie mogę wychodzić z celi- odpowiedział. Szczerze to teraz miał to gdzieś czy może opuszczać swój pokój czy nie. Liczyło się tylko życie Sam.
- Idź!- ponaglił go blondyn. Loki odwrócił się i szybko wyszli z więzienia. Za wskazówkami Steve'a wszedł do pomieszczenia gdzie znajdowało się skrzydło medyczne. Lekarze podbiegli do nich tak samo jak Fury i Stark. Loki spojrzał na nich, a następnie położył bezwładną dziewczynę na jednym z wolnych łóżek. Odszedł kilka kroków w tył dając miejsce dla lekarzy.
- Musisz wrócić do więzienia- usłyszał obok siebie głos Fury'ego. Nie miał najmniejszego zamiaru tego robić. Chciał zostać przy Sam, patrzeć na nią.
- Nie. Szanuję twoją pracę i w ogóle, ale to ja ją tutaj przyniosłem więc mam prawo tutaj siedzieć. Jak chcesz możesz założyć mi te śmieszne kajdanki, ale ja stąd nie wyjdę - poinformował i spojrzał na mężczyznę. Nie wyjdzie stąd. Musi zostać przy niej. Na jego nadgarstkach pojawiły się świecące na niebiesko kajdanki.
***
Samantha's POV.
Otworzyłam po woli oczy i rozejrzałam się dookoła.
- Jestem w niebie?- spytałam samej siebie i chciałam usiąść, ale ktoś zablokował moje ruchy.
- A czy wpuściliby mnie do nieba?- usłyszałam dobrze znany mi głos. Loki. Jednak mnie uratował.- Leż spokojnie...- dodał uśmiechając się smutno. Położyłam głowę na poduszkę i spojrzałam na niego.
- Jak długo spałam?- spytałam. Nawet nie wiedziałam gdzie jestem. Nie poznaję tego pomieszczenia.
- Tylko dwa dni. Jest już dobrze. Wyzdrowiejesz- szepnął. Patrzyłam na niego.
- Dziękuję Loki...- odezwałam się po kilku chwilach ciszy. Zmarszczył czoło.- Za uratowanie mojego życia. Za to, że mi pomogłeś choć ja nie byłam dobra dla ciebie...- dodałam. Wzruszył lekko ramionami.
- Nic się nie stało. Rozumiem twoje zachowanie- odpowiedział i wstał z krzesła.- Muszę iść. Nie pozwolili mi tutaj długo siedzieć, nadal jestem więźniem... Wiesz cela i te sprawy. Muszę też poinformować lekarzy, że już wstałaś. Wtedy i tak na pewno mnie stąd wygonią...- na jego twarz pojawił się przelotny uśmiech i skierował się w stronę wyjścia z sali.
- Loki...- zatrzymał się i spojrzał na mnie.- Ja... Nie jesteś potworem- dodałam. Pokiwał głową na boki.
- Jestem. I obydwoje o tym dobrze wiemy. Jednak dziękuję za to, że mi wybaczyłaś...- ukłonił się lekko i wyszedł z pomieszczenia. Czy on powiedział "dziękuję"? WOW! Spojrzałam w sufit i zamknęłam oczy. Wybaczyłam mu tylko dlatego, że uratował mi życie. Gdyby nie to, że mogę porozumiewać się z nim w myślach, to nie wiem co by się ze mną stało. Otworzyłam oczy gdy usłyszałam trzask drzwi. W moją stronę szedł mężczyzna w białym kitlu.
- Dzień dobry panno Stage, jak się czujesz?- spytał i sprawdził monitory, które stały koło mojego łóżka. Wzruszyłam lekko ramionami, ale to był błąd, bo lewy bok zaczął mnie piec. Zacisnęłam zęby i po chwili ból zniknął.
- Gdzie ja w ogóle jestem?- spytałam, patrząc na lekarza jak odpina ode mnie wszystkie kabelki i rurki.
- Jesteś w skrzydle medycznym w T.A.R.C.Z.Y.- odpowiedział i wyłączył wszystkie urządzenia.- To już nie będzie potrzebne, właśnie się zregenerowałaś- dodał i spojrzał na mnie.- Pan Loki siedział przy tobie cały czas, obserwował cię i muszę powiedzieć, że nigdy nie widziałem go takiego... pokornego? Jednak gdy zobaczył pana Rogersa, wychodził z siebie, miał do niego jakiś żal. Na pewno. Będąc na twoim miejscu wybrałbym Rogersa iż Loki jest niebezpieczny, ale cóż... To tylko moje zdanie. Do zobaczenia. Mam nadzieję, że w bardziej miłych okolicznościach- uśmiechnął się i wyszedł z pomieszczenia. Patrzyłam jeszcze chwilę zdezorientowana na drzwi, przez które przed chwilę wyszedł lekarz. Co on w ogóle powiedział? Nie ważne, bo nie mam zamiaru wybierać między Lokim a Steve'em. Żadnego z nich nie darzę jakimś specjalnym uczuciem. Tylko znajomi. Westchnęłam ciężko i siadłam na łóżku.
A czy ktoś może mi teraz powiedzieć jak stąd wyjść?!
________________
Siemanko!
Oto kolejny rozdział. Dziękuję za gwiazdki i miłe komentarze pod poprzednim
@Hansamunaoo oto kolejny rozdział gdzie jest perspektywa Lokiego :)
Nie wiem kiedy będzie kolejny. Znalazłam wolną chwilę, więc korzystam. Nie macie mi za złe, że znów próbowałam zabić Samanthe? :)
Do zobaczenia w następnym rozdziale :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top