Rozdział 39.
Leżałam obok Lokiego na łóżku. Wyglądał tak spokojnie jak spał. Nie mogłam zasnąć, nie wiem dlaczego. Po prostu mi się nie chciało.
Nie spałam całą noc. Na zegarku wybija właśnie godzina szósta. Myślałam o wszystkim. O Lokim i o tym jak zmienił się przez ten ostatni czas. Na początku nikt do niego nie mógł się odezwać, bo zaraz docinał wszystkim, Stark bał się wręcz do niego podchodzić, bo nie wiedział czy nie wyleci przez okno ponownie. Nadal nie uważał Thora za brata, jednak już mniej widocznie to okazywał. Zawsze go upominałam, kiedy już miał powiedzieć te cztery standardowe słowa "Nie jesteś moim bratem". Zaczął też więcej pokazywać uczuć, przynajmniej w moim towarzystwie, był czuły i zawsze uśmiechnięty. Jednak gdy ktoś pojawił się w zasięgu jego wzroku znów nakładał maskę obojętności i stawał się chłodny na słowa innych.
- Nad czym tak myślisz?- podakoczyłam słysząc jego głos. Spojrzałam na niego i się lekko uśmiechnęłam.
- Nad niczym. Jak się spało?- spytałam. Mruknął coś pod nosem i wtulił się bardziej we mnie.
- Idealnie. Która godzina?
- Kilka minut po szóstej- westchnęłam cicho. Nic nie odpowiedział tylko zamknął oczy i znów zasnął. Wykręciłam oczami i położyłam głowę na poduszkę. Mogłam poprosić go o to, aby rzucił na mnie to swoje zaklęcie usypiające. Może by mi to pomogło.
⭐⭐⭐⭐⭐⭐
- To tylko mała potyczka na mieście- mruknął Stark. Spojrzałam na niego. Może i miał rację. Niech policja się tym zajmie. Avengers nie są do tego potrzebni, a przynajmniej nie wszyscy.
- Nikt nie każe wam tam iść. Czy ty mnie w ogóle słuchasz Stark?- spytał Fury.
- To o co ci chodzi?- odezwałam się, a wszyscy spojrzeli na mnie.
- Tylko wspomniałem o tym- westchnął ciężko.- Dwójką Starków, o dwóch za dużo- mruknął i spojrzał po wszystkich.- Odnaleźli kolejną bazę H.Y.D.R.Y. musicie sprawdzić czy nikt tam się nie kręci- dodał.
- Kto odkrył?- spytał Tony, a ciemno skóry spojrzał na niego zmęczony.- Spokojnie. Tylko zapytałem- prychnął i powrócił do barwienia się swoim telefonem. Wykręciłam oczami.
- Kto ma tam jechać?- spytał Steve.
- Wszyscy. Zabierzcie nawet Lokiego, bo to główna siedziba - oznajmił Fury i rzucając teczkę na stół, wyszedł z sali.
- Twoja pierwsza misja- usłyszałam obok Lokiego. Uśmiechnęłam się lekko. Czy oni są naprawdę tacy głupi, aby wysyłać mnie bez żadnego treningu na misję? Prawdopodobnie samobójczą?
⭐⭐⭐⭐⭐⭐
Godzina wyjazdu. Mamy lecieć gdzieś do Rosji. Tam niby mieści się ta baza. Bucky'ego zostawiają tutaj, bo w razie przegranej nie chcą ryzykować, aby znów stał się maszynką do zabijania. W zasadzie to Steve nie chciał. Loki siedział koło mnie w samolocie z swoim berłem w ręce. Stark oddał mu z wielkim osiąganiem, ale ja zapewniłam go, że on nie użyje go w innym celu niż pomoc nam. Obiecał mi to. Cisza w samolocie była napięta. Każdy myślał nad powodzeniem misji, o ile to nastąpi. Każdy obmyślał plan, a Tony i Steve jak zwykle się kłócili o to, czyj plan ma zostać wcielony w życie. Oczywiście ja uważałam, że plan Kapitana jest dokładniejszy i ma większe szanse na zwycięstwo. Jednak mój kochany "tatuś" tego nie rozumiał. Jak wszystkiego innego dookoła niego.
W pewnym momencie Loki ścisnął moją dłoń, a gdy spojrzałam na niego uśmiechnął się lekko. Też się martwił. Niby dla niego nic wielkiego, ale martwił się o mnie, wiem, bo powtarza to cały czas w mojej głowie. Obronie się. Nie raz strzelali do mnie po wykonanej mojej pracy, a ja zawsze wychodziłam z tego cało, więc w tym wypadku będzie tak samo.
Nie wiem ile trwał lot, bo w pewnym momencie zasnęłam. Obudzili mnie gdy lądowaliśmy gdzieś na obrzeżach jakiegoś lasu. Dzień się dopiero zaczynał, więc mieli dużo czasu, aby odnaleźć bazę za nim się ściemni.
- Trzymaj się blisko mnie- powiedział Loki i zaraz wszyscy wyniegliśmy z helikoptera. Ruszyliśmy w stronę, w którą prowadził nas Stark, latający w powietrzu nad drzewami.
- Jakiś budynek oddalony od was o dwadzieścia metrów na północ- oznajmił i Kapitan jako pierwszy ruszył w tamtą stronę, a reszta za nim. Okazało się jednak, że to zwykła chata, która nie była zamieszkiwana od dawna i ledwo co stoi w całości. Szybko ją opuściliśmy i ruszyliśmy dalej.
- Coś się poruszyło na wschód od was na drzewie- w słuchawce rozbrzmiał głos Anthony'ego. Hawkeye rozejrzał się dookoła i wskoczył na pobliskie drzewo. Po chwili z innego spadło coś dużego. Jak się później okazało, to był jeden z agentów H.Y.D.R.Y.
- Muszą być gdzieś tutaj!- powiedział Clint, który zaskoczył z drzewa. Stanął koło mnie i złożył swój łuk. Wszyscy stanęli w wielkim kole, gdy z każdej strony było słychać łamiące się gałęzie.
- Właśnie debile zostaliście otoczeni przez dużą liczbę oddziałów H.Y.D.R.Y.- zakpił Stark. Kapitan już chciał odpowiedzieć, ale Nat położyła rękę na jego ramieniu i pokręciła głową na boki, że nie warto marnować słów na Starka. I miała rację. Wspomniany mężczyzna wylądował obok mnie i wystawił do przodu ręce.
- Nie dajcie się zabić i uważajcie na ich broń. Z tego, co pamiętam to potrafi sprawić, że człowiek wyparuje*- zakomunikował Rogers. Loki ścisnął moją dłoń, co uczyniłam i ja.
- Ilu ich jest?- ktoś spytał, nawet nie wiedziałam, kto bo myślami byłam gdzie indziej.
- Około setki, myślę, że poradzimy sobie z nimi.
- Avengers, do boju!- wszyscy stanęli w pozycji obrobnej, a Bruce zmienił się w Zielonego. Trochę się go bałam.
Zaczęła się walka.
Agenci atakowali nas z każdej strony. Stark celował w nich swoimi działkami, które miał zamontowane w swojej zbroi, Rogers rzucał w nich tarczą lub walczył w ręcz. Natasha strzelała do nich lub zabijała jednym kopniakimem. Bruce wgniatał ich w ziemię, Clint co chwila wypuszczał kolejne strzały, które z łatwością trafiały w swój cel. Wanda rzucała w nich czerwoną kulą mocy, Pietro obezwładniał każdego, który podszedł zbyt blisko nas, a reszta robiła z nim porządek. Spidey używał swojej sieci, aby nie mogli się ruszać lub zabierał im broń. Falcon atakował ich z góry gradem pocisku, Loki co chwila wypuszczał wiązki niebieskiego świata, które po zderzeniu z celem rozrywało ciało na strzępy, a ja... Cóż, walczyłam jak tylko mogłam używając przy tym swojej magii. Czasami musiałam zasłaniać kogoś swoją "tarczą", bo prawie dostawali pocisk od agentów. Wszystko szło jak po maśle, co mi nie pasowało. Agenci nie przyszli by tu, bo wiedzieli, że czeka ich śmierć.
- Uważaj Samantha- usłyszałam Lokiego i zauważyłam zieloną tarczę przed sobą. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę i wróciłam do walki. Tutaj musi być jakiś haczyk.
- Dzięki Jelonek- usłyszałam głos Starka w słuchawce. Odwróciłam się i ujrzalam, że Loki zasłonił go tarczą. Uśmiechnęłam się lekko. Nie powinnam się uśmiechać w takiej sytuacji. Nie teraz, gdzie widzę, że prawie każdy opada z sił.
- Ich jest za dużo, a mi kończą się strzały!- krzyknął Clint, a ja dopiero po chwili zobaczyłam, że zza drzew zaczęli przybywać nowi agenci.
⭐⭐⭐⭐⭐
Walka trwała nadal. Avengers radzili sobie z agentami, ale już wszyscy byli wyczerpania. Dla Barton'a skończyły się strzały, więc musiał walczyć w ręcz. Natasha co chwila wymieniała magazynki, Kapitan był już wyczerpany, a na jego twarzy można było dostrzec wiele krwi, jego własnej krwi. Wszyscy byli brudni, umazani w błocie, krwi, liściach. Jednak żadno nie chciało się poddać. Muszą wygrać tę walkę.
- Za Tobą, Samantha!- krzyknął Loki i z jego berła wystrzelił niebieski promień, który zamiast uderzyć w przeciwnika, uderzył w tarczę Kapitana, odbił się od niej i trafił w dziewczynę o rudych włosach. I to nie była Natasha. Samantha upadła na ziemię ledwo oddychając.
- Samantha!- krzyknął Loki i podbiegł do niej po drodze zabijając kilku agentów. Klęknął koło niej i patrzył na nią ze łzami w oczach.
- Walcz Loki- szepnęła. Z jej klatki piersiowej sączyła się krew, która budziła całe jej ubranie i rękę Lokiego, który próbował zahamować krwawienie.
- Nigdzie nie idę- zacisnął zęby. Nikt nie widział co się dzieje, bo byli zajęci walką.
- Zaraz wrócę- szepnął i pocałował ją w usta. Utworzył wokół niej barierę ochronną, aby przypadkiem nikt nie chciał jej dobić. Niebieski promień co chwila uderzał w członków organizacji i zabijał ich.
- U mnie czysto- usłyszał w słuchawce głos Starka, a po chwili i innych, które mówiły, że oni też uporali się z zagrożeniem. Loki właśnie skręcił kark ostatniemu agantowi. Założył słuchawkę, bo Samantha go o to prosiła. Powiedziała, że będzie miał z nią kontakt bezpośredni. Nie chciała, aby zaprzątał jej myśli, bo nie skupiła by się na wykonaniu zadania.
⭐⭐⭐włącznie proszę muzykę, to część rozdziału! Jeśli się skończy włącz jeszcze raz. ⭐⭐⭐
Pojawił się sekundę później kolo ciała dziewczyny. Ledwo oddychała, a w ręku trzymała jakiś przedmiot.
- Samantha, spójrz na mnie- zażądał. Jej oczy były bez koloru. Blada zieleń. Miała takie piękne oczy, w których Loki zakochał się od razu.
- Daj to dla...- w tym momencie zaczęła krztusić się własną krwią.
- Dla kogo Samantho?- syknął, aby mówiła głośniej, aby wróciła zieleń jej oczu, aby znów stała przed nim jak przed walką. Cała i zdrowa.
- Dla mojego taty- dokończyła i zamknęła oczy. Ostatni oddech opuścił jej usta. Oczy zaszły mgłą, a usta stały się zimne i fioletowe.
Umarła.
Samantha, miłość jego życia, nadzieja na lepsze jutro właśnie umarła w jego ramionach! To jego wina. To on strzelił wtedy. Kapitan widział tego agenta i podbiegł do niego, a wtedy promień odbił się od jego tarczy i trafił w nią. Dlaczego tak się stało?! Zacisnął wisiorek, który mu dała w swoim ręku i już nie hamował łez. Nie obchodziło go to, że całe Avengers na niego patrzą, że Stark też płacze. Był tylko on i ona. Łza za łzą kapała na usta Samanthy. Próbował ją obudzić. Próbował robić wszystko, aby znów jej klatka piersiowa zaczęła się unosić i opadać w równym oddechu. Nawet jego magia teraz nie działała. Dążącymi rękami złapał ją za policzki. Oparł swoje czoło o jej czoło i zacisnął oczy i zęby. Nic się dla niego w tej chwili nie liczyło.
Stark wyszedł ze swojej zbroi i upadł na kolana obok nich.
- Jeszcze nie zdążyłem Cię dobrze poznać- wyszlochał. Patrzył na bezwładne ciało swojej córki. Miał tyle planów wobec niej. Miał pomóc jej w zbrojnych, które budowała. Pokazać jakim dobrym ojcem może być. Wynagrodzić jej te wszystkie lata, w których nie było go koło niej. W każdych jego planach na przyszłość, ona stała w centrum. Odchylił głowę do tyłu, czując jak krople deszczu uderzyły w jego plecy i głowę. Spojrzał w niebo i krzyknął. Krzyknął zły na siebie, zły na cały świat, zły na wszystkich, zły na Boga nawet na Odyna. Obwiniał ich o śmierć córki, choć gdzieś głęboko w jego głowie błąkała się myśl, że to wcale nie ich wina.
- To twoja wina. Twoja wina Laufeyson!- krzyknął i rzucił się na niego. W swojej zbroi nie był taki silny, ale Loki nawet nie protestował, gdy przewrócił go w liście. Uderzył w podłoże. Czuł jak kamienie wbijają się w jego skórę, ale teraz najmniej go to obchodziło.- Twoja cholerna wina- warknął przez zaciśnięte zęby.
- Moja- przyznał i patrzył na Starka. Przez chwilę mężczyzna nie wiedział co powiedzieć i jak się zachować. Pierwszy raz Loki przyznał się do czegoś i pierwszy raz widzi go takiego załamanego. Stark opadł na bok na tyłek. Schował twarz w dłonie i zaczął szlochać. Reszta Avengers stała nad nimi, nawet Bruce wrócił do swojego normalnego stanu. Stali nad nimi i w każdego oczach można było dostrzec łzy, nawet u Romanoff. Nie mogli znieść widoku w jakim był Stark i Loki. Oni również byli związani z Samanthą. Najbardziej Steve, bo on znał ją najdłużej. Tyle spędzonych razem z nią miłych i wesołych chwil. Tyle wspomnień. Tyle kaw ile razem wypili w jednej zawsze tej samej kawiarni nie daleko domu rudej. Tyle zarwanych nocy, gdzie Stage uczyła go jak używa się internetu i komputera w ten sposób w jaki ona używała. Jej śmiech, roześmiane oczy. Wszystko. Będzie za tym tęsknił, będzie tęsknił za jej poczuciem humoru, w czym przypominała swojego ojca.
Clint za bardzo jej nie znał, choć od początku polubił tą rudą. Miała dobry wpływ na wszystkich. Dzięki niej Loki się zmienił, dzięki niej trochę innego życia weszło do Stark Tower. Natasha lubiła kolor jej włosów, przypominających jej własne. Nie lubiła jej żartów, bo nie lubiła też poczucia humoru Starka. A mieli taki sam. Peter nie znał jej w ogóle, bo dopiero jakiś czas temu dołączył do Avengers. Wanda cieszyła się, że jest jeszcze ktoś inny, kto ma podobne moce do niej.
Najmocniej przeżył to Stark, Rogers i Loki. Była dla nich najważniejsza w życiu i na zawsze takowa zostanie. Zawsze będzie w ich pamięci. Na całą wieczność.
* w Kapitan Ameryka: Pierwsze Starcie, było, że Ci agenci H.Y.D.R.Y. Mieli takie bronie, które strzelały niebieskim promieniem, a wtedy człowiek znikał.
⭐⭐⭐⭐
Hej hej!
Przed ostatni rozdział.
Naprawdę przepraszam za to, że tam napisałam inną liczę. Mój słownik zawsze coś przekręcić. Nad rozdziałem siedzę długo, bo sprawdzam czy mi żadnych słów nie przekręcił.
Płaczę. Naprawdę. Siedzę w pokoju z siostrą i ona nagle
"Biała (bo tak mnie nazywają) dlaczego płaczesz? Przecież ty nigdy nie płaczesz!."
Odpowiedziałam jej, że zabiłam główną bohaterkę i opisuje uczucia innych i ogólnie kończę już swoje opowiadanie, a bardzo zżyłam się z nim i moimi czytelnikami.
Ja nigdy nie Płaczę. Płakałam tylko jak Bucky spadł z pociągu w CA:PS, na każdej śmierci Lokiego, śmierć Frigg i tylko moich ulubionych postaci z filmów, do których zdążyłam się przywiązać. Śmierć Pietro też się w to wlicza. Jeszcze ta piosenka leciała akurat w moich słuchawkach, co spowodowało jeszcze mocniejsze emocje, dlatego ją tu wstawiłam.
Dobra kończę.
Do zobaczenia w ostatnim rozdziale, który pojawi się w najbliższych dniach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top