Rozdział 29.
Siedzieliśmy w jednym z pokoi wieży, który został całkiem w dobrym stanie po inwazji robotów.
Stark siedział w skupieniu, Barton czyścił swój łuk, co zauważyłam, że robi to zawsze jak go widzę, Natasha okręca w ręku kawałek ściany, Steve oparty wygodnie na krześle, oddycha spokojnie, bo zapewne brzuch nadal go boli. Bruce ogląda pozostałości po ramieniu Bucky'ego, który nie jest zadowolony z toku wydarzeń jakie miały miejsce. Peter siedzi i rozgląda się po pomieszczeniu, po nas wszystkich. Loki siedzi z obojętnością i cały czas mówi mi w myślach, że źle zrobiłam zabierając mu berło. Cóż ja mogę na to poradzić? Stark mówił, że ten przedmiot jest niebezpieczny w jego rękach, więc nie chciałam ryzykować, zwłaszcza po tym, co stało się rok temu, tuż przed moim przyjazdem. Nie wiem dlaczego tego nie wiedziałam. Za pewne mówili o tym na każdym kanale w wiadomościach. Zacznijmy od tego, że ja nie oglądam telewizji.
No i ja. Siedzę patrząc na wszystkich i upewniając się, że na pewno nic im nie jest poważniejszego. Polubiłam ich i nie wyobrażam sobie, aby ktoś z nich by zginął.
- Co zamierzamy z tym zrobić?- spytałam, kierując to pytanie bardziej do Starka. Uniósł na mnie swe oczy. Był zmęczony i załamany widząc jakie zniszczenia poniósł budynek.
- A jak się znowu pojawią?- zadałam kolejne pytanie, widząc, że na poprzednie nie uzyskam odpowiedzi.
- Nie pojawią się nowe, raczej zniszczyliśmy wszystkie- mruknął, machając w moją stronę ręką, abym przestała zadawać jakiekolwiek pytania na ten temat. Wykręciłam oczami i spojrzałam na Lokiego.
- Nic ci nie jest w tą rękę?- spytałam, przypominając sobie, co Stark dla niego zrobił laserem.
Nic mi nie jest. I nic nie będzie. Już nie ma nawet śladu.
Mruknął w myślach. Westchnęłam ciężko. Dlaczego nikt nie chce mi nic powiedzieć? To źle, że się o kogoś boję? Jeszcze niedawno nikt by nie przekonał mnie, abym zrobiła coś dla innego człowieka. A teraz? Teraz będę ich ratować!
- Ktoś w końcu się odezwie? Powie o co chodzi z tymi robotami? Chciałabym zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi!- wstałam z krzesła, patrząc po wszystkich tu zgromadzonych. Nikt się nie odezwał. Oczywiście. Warknęłam kilka przekleństw i wyszłam z pomieszczenia.
Weszłam po schodach na górę i wbiegłam do swojego pokoju. Siadłam na swoim łóżku i zakryłam twarz rękoma.
Ochłoń Samantha, ochłoń.
Westchnęłam cicho, gdy poczułam obecność Lokiego w pokoju. Podniosłam spojrzenie na niego.
- Dlaczego tak wybiegłaś stamtąd?- spytał, kucając przede mną. Spojrzałam w jego zielone tęczówki.
- Nie chcą mi nic powiedzieć, a przecież muszę wiedzieć co się dzieje, bo jestem w drużynie Avengers. To się w głowie nie mieści!- ścisnęłam zęby i pięści.
- Nie denerwuj się. W końcu będą musieli ci powiedzieć, co się dzieje- położył ręce na moje kolana, aby utrzymać równowagę.
- Ale mnie to w cale nie denerwuje! Od kilku dni chodzę wkurzona i to przez ciebie- przyznałam i strzepnęłam jego ręce z mych kolan.
- Przeze mnie? A co ja ci takiego zrobiłem?- spytał unosząc przy tym brew.
- Bo ty się do mnie nie odzywałeś, nawet nie powiedziałeś mi dlaczego. Nadal nie wiem o co ci chodziło!- odpowiedziałam, patrząc w jego oczy.- Myślałam, że to ja coś złego zrobiłam- dodałam. Spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Nie, ty nic nie zrobiłaś. Już nie ważne- usiadł na podłodze na przeciw mnie.
- Cokolwiek- szepnęłam i położyłam się na łóżku, tyłem do chłopaka. Mój pokój był cały zniszczony, ale, że nie jestem teraz zbyt czysta, to nie obchodzi mnie to czy łóżko jest brudne, czy co innego.
- Musisz się uspokoić- usłyszałam po kilku chwilach ciszy. Przymknęłam powieki.
- Co ty nie powiesz-mruknęłam.- Zostaw mnie samą- dodałam. Nie odzywał się, więc prawdopodobnie poszedł. Westchnęłam ciężko. Znów te cholerne emocje. Nigdy nikt mnie tak nie wyprowadził z równowagi jak ci tutaj.
Skuliłam się na pościeli pełnej tynku i różnych innych. Chcę zasnąć.I się nie obudzić.
W pewnym momencie z mych oczu poleciały łzy, mocząc brudną poduszkę. Pociągnęłam nosem. Nawet nie wiem, dlaczego płakałam. Może to z bezsilności, może to z braku osoby bliskiej czyli moich rodziców, może to, że jestem słaba, może to... Może to, dlatego, że tak ma być? Nie wiem.
Otarłam twarz i zamknęłam oczy. Jednak łzy nadal spływały po moich policzkach.
Nie wiem ile płakałam. Może pól godziny może dwie? Nie mam pojęcia, ale w końcu zasnęłam. Potrzebowałam tego.
Jak zwykle śniły mi się koszmary i pierwsze, co zrobiłam po przebudzeniu, to się rozpłakałam. W ostatnich dniach zrobiłam się taka słaba. Nie może tak być. Nie, trzeba coś z tym zrobić.
Podniosłam się do siadu i zauważyłam, że na moim fotelu siedzi Loki, patrząc na mnie w skupieniu.
- Jak długo tu siedzisz?- spytałam, patrząc na swoje dłonie.
- Cały czas odkąd kazałaś mi stąd wyjść. Stałem się niewidzialny i siedziałem tutaj. Powiedz mi, co jest grane?- położył ręce na swoje kolana, siedząc wyprostowanym.
- Nic- mruknęłam i wstałam z łóżka. Wyszłam z pokoju, kierując się do windy. Jednak zaraz z niej wyszłam, wracając do pokoju, po moją skórzaną kurtkę. Loki nadal siedział na fotelu i obserwował mnie uważnie.
- Gdzie idziesz?- spytał gdy szukałam swego portfela.
- Nigdzie- odpowiedziałam i w końcu znalazłam szukaną przeze mnie rzecz.
- Pójdę z tobą- wstał na równe nogi i podszedł do mnie.
- Nie. Chcę iść sama- wyszłam z pomieszczenia, kierując się do windy. Weszłam do niej i nacisnęłam guzik z najniższym piętrem. W zasadzie to zjeżdżałam do podziemia. Chcę jechać samochodem, co w moim stanie nie jest wskazane, ale kto nie ryzykuje, ten nie żyje.
Szybkim krokiem pokonałam dystans dzielący mnie od czerwonego samochodu, którym ostatnio jechałam.
- Jarvis. Klucze- syknęłam, zapinając pasy.
- Pan Stark zabronił mi dawać dla pani kluczy- odezwał się. Spojrzałam w górę.
- Kiedy?- spytałam.
- Kilka sekund temu- oznajmił. Wykręciłam oczami.
- Daj mi klucze albo odpalę go inaczej- warknęłam, łapiąc za kierownicę. Usłyszałam dźwięk, a w miejscu obok skrzyni biegów wysunął się klucz. Wzięłam go i odpaliłam auto. Ruszyłam z piskiem opon, wyjeżdżając z garażu.
Włączyłam GPS i zaznaczyłam na trasie restauracje, w której planowałam zjeść. Pstryknęłam palcami, a zamiast spodni i bluzy, pojawiła się piękna, czarna sukienka przed kolano.
Zatrzymałam się pod budynkiem. Było dużo ludzi, co można było zobaczyć przez okno. Westchnęłam cicho i biorąc swoją skórzaną kurtkę, wysiadłam z samochodu. Weszłam do środka i od razu zaczepił mnie jakiś mężczyzna.
- Dzień dobry. Czy miała pani rezerwację?- spytał, uśmiechając się miło. Na oko miał z 25 lat, brunet, zielone oczy i ubrany był w garnitur.
- Nie. Czy są jakieś wolne stoliki?- spytałam, wymuszając uśmiech.
- Zaraz sprawdzę. Proszę za mną- ruszył w nieznaną mi stronę. Ruszyłam za nim. Nawet jakby chciał mi coś zrobić, to i tak jestem od niego silniejsza. Stanął za ladą i kliknął coś w komputerze. Westchnęłam cicho, rozglądając się dookoła.- Czy nie jest pani spokrewniona z panem Starkiem?- spytał po chwili. Spojrzałam na niego. Serio? Aż tak jestem do niego podobna?
- Kuzyn- mruknęłam.- Przyjechałam w odwiedziny- uśmiechnęłam się lekko. Kiwnął głową na znak, że rozumie.
- Akurat jest jeden stolik wolny. Pan Stark miał rezerwację, ale odwołał ją kilka godzin temu- uśmiechnął się i wyszedł zza lady.- Proszę tędy- ruszył w głąb sali. Poszłam za nim, zastanawiając się przy tym jaki trunek mam zamówić. Mogę sobie pozwolić, bo mam autopilota w samochodzie. Takie luksusy, ciężko nie skorzystać. Mężczyzna odsunął mi krzesło, na które siadłam. Podał mi MENU, ale ja nie chciałam nic do jedzenia.
- Poproszę whisky- powiedziałam, odkładając kartę na stolik. Ukłonił się lekko i poszedł. Wykręciłam oczami. Ciekawe, dlaczego Stark odwołał rezerwację.
Po kilku minutach zjawił się ten sam mężczyzna i postawił przede mną szklaneczkę po czym nalał mi alkoholu. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu, a on odszedł, zabierając butelkę ze sobą.
- Możesz to tu zostawić- zatrzymałam go.
- Słucham?- spytał, odwracając się do mnie przodem.
- Mówię, abyś zostawił butelkę, nie będziesz musiał latać w tę i z powrotem- mruknęłam nawet na niego nie patrząc. Podszedł bliżej i postawił butelkę na stolik.
- Czeka pani na kogoś?- spytał. On mówi na mnie " pani", gdzie jest ode mnie starszy o dwa lata.
- Tak- skłamałam. Uśmiechnął się lekko, ponownie się skłonił i odszedł. Westchnęłam ciężko i spróbowałam trunku. Już wiem skąd Stark lubi swoje whisky. Pewnie przesiadywał tutaj.
Minęły dwie godziny. Młody kelner cały czas mnie obserwuje, a wiem to, bo kilka razy przyłapałam go na tym. Wylałam resztki alkoholu do szklaneczki i w tym samym czasie podszedł mężczyzna. Nie był ubrany w garnitur tylko w czarne jeansy i białą koszulę.
- Chyba nie przyjdzie- zaczął, siadając na drugim krześle. Podniosłam na niego swe spojrzenie.
- Zauważyłam- mruknęłam. Uśmiechnął się przepraszająco, jakby to on coś zrobił źle. Tak naprawdę na nikogo nie czekałam. Chciałam od wszystkich odpocząć.
- Mogę się przysiąść?- spytał po chwili.
- Już siedzisz- wypiłam do końca whisky i odstawiłam szklankę.
- Spokojnie. Nie wrócisz do domu, jeśli się upijesz- uśmiechnął się szerzej, a mi w tej chwili chciało się wymiotować. Dlaczego wszyscy się tak uśmiechają? Chcą pochwalić się białymi i prostymi zębami czy co? Wkurza mnie to już.
- Może chcesz coś do jedzenia?- spytał. Pokiwałam głową na boki. Nie chcę nic jeść. Nie jestem głodna.- Jak masz na imię?- wiedziałam, że w końcu o to zapyta. Wykręciłam oczami, bawiąc się rąbkiem serwetki.
- Nieważne- syknęłam.
- Więc, Nieważne... Chłopak cię wystawił?- uśmiechnął się, a ja przysięgam na Boga, że chciałam go wtedy uderzyć.
- Nie, dziewczyna- prychnęłam. Zrobił wielkie oczy. Ten chłopak był zabawny. Myślał, że jestem lesbijską i wolę dziewczyny? Nic z tych rzeczy.- Sarkazm- mruknęłam, spoglądają na serwetkę. Odetchnął z ulgą. Uniosłam jedną brew.
- To może odprowadzę cię do domu? On nie przyjdzie, a ty jesteś w takim stanie, że może coś ci się po drodze stać- spojrzałam na niego.
- Jestem samochodem.
- Tym bardziej. Nie powinnaś prowadzić po alkoholu- odpowiedział.
- Spokojnie, ja się nią zajmę- usłyszałam dobrze znany mi głos. Loki. Spojrzałam na chłopaka stojącego koło mnie. Ubrany był w garnitur i płaszcz, a na szyję miał zarzucony zielony szalik. Oczywiście, ten kolor zawsze musi mu towarzyszyć.
- Co tutaj robisz?- spytałam wracając wzrokiem na serwetkę.
- Przyszedłem po ciebie- odpowiedział. Prychnęłam pod nosem. W moich oczach zgromadziły się łzy.
- To jest ten chłopak, z którym się tu umówiłaś?- spytał kelner, a ja przypomniałam sobie, że on tutaj jest.
- Nie.
- Tak- potwierdził Loki. Uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Idź stąd- skierowałam to do Lokiego, ale podniósł się drugi mężczyzna.- Nie ty, on- mruknęłam. Usiadł spokojnie.
- Spójrz na mnie- rozkazał bóg. Nie ruszyłam się nawet o milimetr. Poczułam jego dłonie na moich policzkach. Odwrócił mą głowę w swoją stronę. Nachylał się nade mną z smutkiem w oczach.- Przepraszam, jasne?- patrzyłam w jego tęczówki.- A teraz chodź do domu, Stark się martwi...- szepnął. Wyswobodziłam się z jego objęć.
- Stark. Powiedz mu, że mam jego auto i rachunek do niego przyjdzie za whisky, a teraz znikaj- machnęłam ręką, aby odszedł, ale on nie dawał za wygraną.
- Chodź do domu- syknął. Pokiwałam głową na boki. Nie mam zamiaru tam na razie wracać.- Chodź do domu!- warknął, łapiąc mnie za rękę, w której miętoliłam serwetkę. Kelner poderwał się do góry, gotowy do obronienia mnie jakby sytuacja zrobiła się groźniejsza, ale taka nie będzie. Spojrzałam w Lokiego oczy i widziałam grymas bólu na jego twarzy.
Mogę mocniej. Więc jeśli nie chcesz się wydać to stąd idź!
Warknęłam w myślach.
Wiem jakie on ma myśli.
Zazdrosny?
Uniosłam jedną brew i wyswobodziłam się z jego uścisku.
Żeby nie było, że cię nie ostrzegałem!
Spojrzał na mnie potem na młodego kelnera i wyszedł.
- To był twój chłopak?- spytał.- Jak można traktować tak kobiety?- pokiwał głową na boki. Spojrzałam na niego morderczo.
- On nie jest moim chłopakiem, jasne? Jeszcze raz go tak nazwiesz, a nie chcesz wiedzieć co z tobą zrobię- syknęłam. Uśmiechnął się przepraszająco. Machnęłam ręką, aby dał sobie spokój i rozejrzałam się po sali.
- Zjedz coś, proszę. Jesteś taka chuda, że się o ciebie boję- szepnął po chwili.
- Nie jestem głodna. Przestań- mruknęłam.- Jak masz na imię?- spytałam po chwili, przypominając sobie, że nie zapytałam go o to wcześniej.
- Astley- odpowiedział. Ładne imię. Nie słyszałam takiego nigdy.
- Więc, Nieważne... Może się przejdziemy, prze trzeźwiejesz trochę?- spytał, patrząc na mnie uważnie.
- Dziękuję, muszę już wracać. Wiesz gdzie masz wysłać rachunek, prawda?- spytałam, zakładając swą kurtę.
- Oczywiście, na adres pana Starka- odpowiedział. Wstałam z miejsca.- To choć odprowadzę cię do samochodu, dobrze?- wstał i ruszył za mną. Wzruszyłam ramionami.
Wychodząc z budynku, zauważyłam Lokiego, stojącego koło samochodu, którym przyjechałam.
- Spacer jeszcze aktualny?- spytałam, zerkając na Astley'a.
- Oczywiście- uśmiechnął się, wsadzając ręce do kieszeni spodni. Ruszyłam z nim w przeciwną stronę od Lokiego. Jeśli chce czekać, to niech czeka.
Gdzie idziesz? Wróć się natychmiast!
Usłyszałam głos boga w głowie.
- Ile masz lat?- spytałam kompletnie ignorując Lokiego.
- Dwadzieścia trzy, a ty?
- Wydajesz się być starszym przynajmniej o dwa lata- przyznałam.- Tyle samo- dodałam. Uśmiechnął się lekko.
- Teraz cię wypytam o wszystko, więc się przygotuj- zaśmiał się. Skinęłam głową, aby kontynuował.- Twój ulubiony kolor?- spytał.
-Czarny. Odpowiadaj na te pytania- wymusiłam uśmiech.
- OK. Więc to będzie niebieski. Hobby?
- Lubię majsterkować.
- Ja bardziej wolę sport- wzruszył ramionami.
- To dlaczego pracujesz w restauracji?- spytałam.
- Potrzebuję pieniędzy, więc muszę gdzieś pracować. Typ chłopaka?- zadał kolejne pytanie. Zaśmiałam się cicho.
- Proszę, tylko nie rozmawiajmy na ten temat- powiedziałam, chowając ręce do kieszeni kurtki.
- Tylko to pytanie i dam ci spokój- uśmiechnął się.
- Szczerze? Moim zdaniem chłopak powinien umieć się ze mną dogadywać. Nie obchodzi mnie jak wygląda, aby miał swój charakter- wyjaśniłam.
-Mam tak samo z dziewczynami. Nienawidzę gdy kobieta nakłada tonę makijażu na twarz i ubiera się wyzywająco. Do tego dochodzi jeszcze samoopalacz i blond włosy- mruknął, kopiąc kamień leżący na jego stronie. Uniosłam wzrok i napotkałam Lokiego, idącego w moją stronę. Jakim cudem on znalazł się przed nami?- Znowu on- jęknął Astley . Westchnęłam cicho, bo tak samo byłam nastawiona.
Podszedł pewnym krokiem do mnie i pierwsze, co zrobił, to mnie pocałował, kładąc ręce na moich policzkach.
Robił to stanowczo i... Na pokaz. Tak, chciał, aby Astley pomyślał, że jesteśmy razem i żeby zobaczył, że nie ma u mnie szans, co jest kompletną bzdurą. Normalnie, to na sto procent by mnie nie pocałował.
- Wróć do domu- szepnął, odrywając się ode mnie.
- Po co?- spytałam, oblizując wargi.
- Musimy poważnie porozmawiać- odpowiedział. Astley odkaszlnął. Spojrzałam na niego, odpychając od siebie Lokiego.
- Jestem teraz z kolegą i rozmawiamy. Jak wrócę to wtedy my porozmawiamy- powiedziałam, stając koło Astley'a.
- Nie rób mi tego- pokręcił głową na boki.
- Ja ci przecież nic nie robię. Stoję sobie spokojnie- chwyciłam Astley'a pod ramię i ruszyłam z miejsca.- Żegnaj- odwróciłam się tyłem do Lokiego.
W wieży nie będzie tak miło jak teraz.
A co? Zabijesz mnie?
Jeszcze nad tym pomyślę!
Wykręciłam oczami i rozejrzałam się dookoła. Nie chciałam się odzywać. To, co Loki zrobił nie było na miejscu. Nie powinien tego robić. Dobra, może czuje się zazdrosny, ale co z tego? Nie jest moim chłopakiem, więc nie powinien tak się zachowywać. Nawet nie wiem czy w jego mitologicznym słowniku istnieje takie coś jak " związek".
- Na pewno nie chłopak?- spytał brunet. Westchnęłam ciężko.
- Na pewno.
- On chyba uważna inaczej- uśmiechnął się lekko. Wzruszyłam ramionami. Teraz to mnie najmniej obchodzi co myśli Loki.
---------
Hej!
Rozdział 29. Już tak dużo tych rozdziałów, nie myślałam, że dojdę do takiej liczby!
Dziękuję za wyświetlenia (prawie 10tyś.) gwiazdki (prawie 1tyś.) i komentarze (ok.200).
Jest problem. Telefon mi się rozwalił, dotyk nie działa. Teraz siedzę na komputerze i dodaję, ale nie lubię pisać na kompie, wolę wieczorem ( czytaj: noc) siąść i klikać na telefonie, bo lepiej mi się piszę. Więc nie wiem czy w następnym tygodniu będzie rozdział, telefon dopiero wróci z naprawy pod koniec listopada. Muszą mi całą szybkę wymienić, bo pokruszona jest i w ogóle.
Rozdział jest dość długi i myślę, że mi wyszedł. Tak mi się wydaję.
Dziękuję i do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top