Rozdział 22.

Gdy dziewczyna przeczytała na głos zawartość listu, złapałem się za głowę. Stark ma aż takie uczucia? Nie wiedziałem, że jest dla niego coś ważniejszego niż praca i pieniądze, ale widać jest. Jocelyn i Samantha. Aż ciężko mi w to uwierzyć.

Stałem właśnie w objęciach rudowłosej. Musi przemalować te włosy. Nie lubię tego koloru. Gdy Sam się do mnie tak nagle przytuliła, nie wiedziałem co robić, więc też ją objąłem. Wiem na czym rzecz stoi. Tylko, że u mnie było odwrotnie. Dowiedziałem się, że Odyn to nie mój prawdziwy ojciec. Nie wiem jak ją pocieszyć, nie jestem w tym najlepszy.

- Muszę już iść- szepnąłem po kilku długich minutach ciszy. Cofnęła się o krok w tył i spojrzała na mnie.

- Aż tak ci się spieszy do celi?- spytała, a ja się lekko uśmiechnąłem.

- Nie, ale Fury mnie ściga. Nie było mnie kilka dni w celi. Pewnie się o mnie martwi- ostatnie zdanie powiedziałem z bardzo wyczuwalnym sarkazmem. Gdyby Fury się o mnie martwił to nie byłoby mnie w celi. Prychnąłem w myślach.

- Nie zatrzymuje cię- mruknęła wycierając mokre policzki. Westchnąłem cicho.

- Właśnie, że to robisz- szepnąłem. Spojrzała na mnie zdezorientowana. Nie wiedziała o co chodzi. Ja w sumie też nie wiem dlaczego to powiedziałem.- Patrząc na ciebie aż boję się zostawiać cię tutaj samej- pomyślałem. Uśmiechnęła się lekko. Czy ja to powiedziałem na głos?

- Jeśli musisz to idź. Wytrzymam sama, spokojnie- powiedziała i spuściła wzrok w dół. Gdzie się podziała ta pewna siebie Samantha Stage?! Nie poznaję tej dziewczyny. Coś się z nią stało. Westchnąłem cicho i podszedłem do niej. Złapałem ją za ramiona. Podniosła na mnie swe zielone oczy. Są takie piękne... Nie, nie są. Odskoczyłem od niej i teleportowałem się do swojej celi. Zatoczyłem się lekko do tyłu i gdyby nie ściana za mną na pewno bym się przewrócił. Zacisnąłem oczy i nabrałem powietrza w płuca.

- Mówiłem, abyś zapomniał o tym. Ta dziewucha cie zrujnuje. Pragnąłeś władzy? Gdzie ta rządza? Loki synu Laufeya. Wróć do rzeczywistości- usłyszałem tak dobrze znany mi głos. Mój własny głos.

- Nie zniszczy mnie- mruknąłem pod nosem. Drugi ja zaśmiał się szyderczo.

- Jesteś w wielkim błędzie. Żeby nie było, że cię nie ostrzegałem- chłopak zniknął. Stałem tylko ja, tak jak wcześniej.

- To tylko moja wyobraźnia, moja głupia wyobraźnia- mruczałem pod nosem, a w tej samej chwili do więzienia wszedł Fury z kilkoma strażnikami. Przywołałem się do porządku, a moja mina nie pokazywała nic.

- W końcu zaszczyciłeś nas swoją obecnością- zaczął na wstępie czarnoskóry. Prychnąłem pod nosem i obserwowałem go jak podchodzi do mnie.- Stark mi o tobie powiedział, więc jak włączył się alarm nie podejmowaliśmy żadnych działań, ale to był twój ostatni raz- wskazał na mnie palcem i mogłem wyczuć jaki jest wkurzony mimo tego jak bardzo starał się to ukryć.

- Nie wiem, co Srark ci naopowiadał, ale pewnie połowa z tego nie jest prawdą- mruknąłem znudzony.- Coś jeszcze? Chciałbym odpocząć- w tym momencie ziewnąłem.

- To, że agentka Stage tak się o ciebie martwi, to nie znaczy, że nie mam prawa przenieść cię do mocniejszej celi- przerwałem mu prychnięciem.

- Wiesz dobrze, że jeżeli tak zrobisz to ona stąd odejdzie. Boisz się tego i to powoduje, że nie przeniesiesz mnie- powiedziałem pewny siebie. Patrzył na mnie morderczo i myślałem, że szczęka mu zaraz pęknie od tego zaciskania. Bez żadnego słowa więcej wyszedł z pomieszczenia. Prychnąłem pod nosem i siadłem na łóżku. Posłanie Samanthy było wygodniejsze. Westchnąłem, kładąc się na plecach, po czym zamknąłem oczy. Musiałem odpocząć, choć u dziewczyny nic takiego nie robiłem, ale nawet czary potrafią pozbawić mnie siły.

- Musisz o niej w końcu zapomnieć!- usłyszałem krzyk. Siadłem gwałtownie i rozejrzałem się dookoła. Nikogo tutaj nie było. Wziąłem dwa głębokie wdechy, kładąc się z powrotem na poduszkę. Wsadziłem dłoń pod głowę i patrzyłem w sufit. Ten drugi ja chyba za bardzo przesadza. Jak można zapomnieć o kimś takim jak Samantha?

Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

***


- Wstawaj do cholery!- usłyszałem nie wyraźny krzyk. Otworzyłem zaspane oczy i zobaczyłem nad sobą Starka.

- Czego chcesz?

- Fury chce cię widzieć- poinformował, a na moich nadgarstkach pojawiły się niebieskie kajdanki. Znowu?- Będziesz dzisiaj u Samanthy?- spytał gdy szliśmy pustym korytarzem.

- Raczej- mruknąłem znudzony.- Ona potrzebuje kogoś, kto z nią porozmawia, a na ciebie to raczej nie ma co liczyć- dodałem. Popchnął mnie do przodu. Stanąłem w tak dobrze znanym mi pomieszczeniu. Przebywałem tutaj codziennie. Fury siedział na krześle przy metalowym stole. Usiadłem na przeciw niego.

- Powiedz mi. Dlaczego tak martwisz się o agentkę Stage?- zaczął ni z tego ni z owego. Spojrzałem na niego zaskoczony, ale zaraz przywołałem się do porządku.

- Nie martwię się, tylko jej pomagam- odpowiedziałem i spojrzałem na weneckie lustro. Uśmiechnąłem się w tamtym kierunku, bo wiedziałem, że stoi tam cała banda Avengers wraz z moim ukochanym braciszkiem Thorem.

- Uratowałeś ją już kilka razy. Dlaczego?- zadał kolejne pytanie. Nienawidzę tych przesłuchań. Są co raz gorsze.

- Bo miałem taki kaprys, proste. Czy już koniec? Nudzę się- mruknąłem i ziewnąłem.

- Odpowiedz mi na pytanie, a zastanowię się nad tym.

- Bo umierała- wzruszyłem ramionami.

- Dlaczego jej pomagasz?- na Odyna, to chyba miał być już koniec prawda?! Patrzyłem na niego przez chwilę w milczeniu.

- Chcę jej pomóc. Znajduje się w sytuacji, w której potrzebuje obok siebie drugiej osoby. I zarazem doświadczonej. Słyszałeś, że jest Jotunem? To tak jak ja. Pomyśl co się stanie jak to coś wyjdzie z niej podczas misji. Będzie więcej ofiar niż uratowanych- prychnąłem i splotłem swoje palce razem. Do pomieszczenia ktoś wszedł.

- To, że ty uważasz się za potwora to nie znaczy, że ja nim jestem- Samantha stała teraz koło mnie, wściekła. Ups?

- Wszyscy są potworami, musisz to w końcu zrozumieć, mała dziewczynko- westchnąłem. Nie wiem dlaczego to powiedziałem. Spojrzała na mnie tymi swoimi zielonymi, smutnymi oczami. Poczułem ból na policzku,a za chwilę usłyszałem trzask drzwi. Spojrzałem na Fury'ego. Patrzył na mnie z małym, wrednym uśmiechem. Nie wiem czy w tej sytuacji było coś zabawnego. Dostałem w twarz i co? Należało mi się już dawno.

- Stark, odprowadź więźnia do celi- zakomunikował, a już po chwili szedłem korytarzem. Nie lubiłem ich. Były wąskie, nie było zbyt dużo miejsca na walkę.

- No, jelonku. Tak dać się traktować? Normalnie jak nie ty- zakpił mężczyzna. Wykręciłem oczami.

- Ty jej lepiej pilnuj, bo może być z nią źle- szepnąłem. Stark tego nie usłyszał, wywnioskowałem z jego zdezorientowanej miny.- Nic- pokręciłem głową na boki z uśmiechem.

- Do wieczora do niej nie przychodź, chyba, że chcesz ponownie oberwać, to zapraszam, ale powiadom mnie, bo chcę to znów zobaczyć- wepchał mnie do mojej celi.- Nagram to sobie- dodał ciszej. Wykręciłem oczami. Typowy Stark.

Stanąłem w swojej celi i spojrzałem na mężczyznę. Gdyby tylko wiedział, co dziewczyna o nim myśli, nie byłby taki zadowolony. Spojrzał na mnie ostatni raz i wyszedł z więzienia.


***



Pół dnia siedziałem w swojej celi. Dziwnie tak siedzieć i noc nie robić. Nie wiem dlaczego posłuchałem Starka i nie poszedłem do Sam. Może Tony chciał z nią porozmawiać? To do niego nie podobne, tak samo jak kochanie drugiej osoby.

Westchnąłem ciężko i zamknąłem oczy. Pomyślałem o Sam. O jej oczach, włosach i po chwili poczułem tak dobrze znany mi zapach. Stałem na środku jej pokoju. Rozejrzałem się dookoła po czym podszedłem do półki z książkami. Sam nie było obecnie w pokoju, ale myślę, że zaraz przyjdzie.



Przeczytałem prawie pół książki. Spojrzałem na zegarek koło jej lóżka. Było już grubo po północy. Gdzie ona do cholery jest. Wstałem z lóżka gdy usłyszałem trzask drzwi. Wyszedłem z pokoju kierując się na dół. Stanąłem jak wryty, gdy zobaczyłem Sam ledwo trzymającą się na nogach.

- Co się z tobą, na Odyna, stało?- spytałem, obserwując ją uważnie. Podniosła na mnie wzrok, zauważając, że tutaj stoję.

- Loki. Nic. Byłam u Starka. Zatopiliśmy swoje smutki w whisky, która swoją drogą jest super. Nawet nie wiedziałam, że to może tak dobrze smakować- zaśmiała się i pomachała przed moimi oczami szklaną butelką, która była prawie pusta. Pokręciłem głową na boki.- Jestem zmęczona- wypaliła nagle, a butelka wypadła jej z rąk. Użyłem magii, aby nie roztrzaskała się na podłodze. Podszedłem do niej.

- Chodź, zaprowadzę cię na górę- uśmiechnąłem się lekko, widząc jak próbuje stać prosto. Położyłem jedną rękę na jej plecy, a drugą wsadziłem pod kolana. Była zaskakująco lekka. Nie to żebym jej wcześniej nie nosił, ale teraz to już przeszła samą siebie.- Czy ty coś jadłaś w ciągu kilku ostatnich dni?- spytałem, wchodząc po schodach.

- No, jadłam wczoraj śniadanie, liczy się?- uśmiechnęła się słodko, a ja pokiwałem głową na boki.

- Za dużo wypiłaś i za mało zjadłaś. Zachorujesz jeśli będziesz tak robić - oznajmiłem, a dziewczyna mocniej objęła mnie za szyję.

- Na co zachoruję?- spytała, przestraszona, chodź wiedziałem, że tylko udaje.

- Na chorobę, przez którą umrzesz.

- Obronisz mnie, prawda Jelonku?- spytała, kładąc rękę na moim policzku. Słysząc to przezwisko zacisnąłem zęby. Wszedłem do jej pokoju i rzuciłem ją na lóżko. Spojrzała na mnie wystraszona gdy nachyliłem się nad nią. Położyłem dłonie obok jej głowy.

- Nigdy więcej tak mnie nie nazywaj- warknąłem, patrząc w jej oczy.

- Dlaczego?

- Bo cię zabiję- syknąłem. Uśmiechnęła się szeroko. Czy ona w ogóle wie, co ja właśnie do niej powiedziałem? Położyła ręce na mojej klatce piersiowej, przewracając nas tak, że teraz to ja leżałem na materacu.

- Nie zabijesz mnie, za bardzo mnie lubisz- mruknęła, nachylając się nad moim uchem.

- Kto powiedział, że w ogóle cię lubię?- spytałem z lekkim uśmiechem.

- Ty, zgadzając się być moim przyjacielem- odpowiedziała.

- Nie pamiętam tego.

- A ja tak, choć to ja jestem pijana.

- Więc to ja chyba wtedy musiałem być pijany, bo nic takiego nie pamiętam- droczyłem się z nią. Lubiłem to robić, bo dziewczyna fajnie wyglądała jak się denerwowała.

- Nie mów tak. Jestem pijana i teraz wszystko przyjmuję ze zdwojoną siłą- szepnęła opierając głowę o mój bark.

- Widzę, bo na trzeźwo na pewno nie leżelibyśmy w tej pozycji- odpowiedziałem. Czułem jak się uśmiecha. Podniosła się siadając okrakiem na moim brzuchu. Spojrzała w moje oczy.

- To chyba dobrze nie? Po alkoholu jestem nieśmiertelna, więc robię rzeczy, których normalnie bym nie zrobiła.

- Czyli siadasz na mnie- przerwałem jej.

- To zabrzmiało dwuznacznie, wiesz?- zachichotała. Uśmiechnąłem się lekko widząc jej minę.

- Jesteś niemożliwa- szepnąłem.

- Wiem i to we mnie najbardziej lubisz- puściła do mnie całusa w powietrzu.

- Skąd ci to przyszło do głowy?- uniosłem brew. Wzruszyła ramionami.

- Widzę to.

- A ja widzę, że jesteś śpiąca i chcesz spać- położyłem ręce na jej biodrach po czym zsunąłem ją z siebie na bok.- Idę, a ty odpoczywaj- dodałem i chciałem wstać, ale w tej samej chwili poczułem rękę dziewczyny zaciskającą się na moim ubraniu. Pociągnęła mnie do siebie.

- Nie kochanieńki. Zostajesz tutaj, boję się zostać sama- przyznała. Oparłem się, przeciągając rękę przez jej ciało i położyłem ją koło biodra dziewczyny. Uśmiechnęła się lekko.

- Od kiedy ty się boisz?- spytałem patrząc uważnie w jej oczy. Uśmiechnęła się szerzej.

- Odkąd zauważyłam, że gdy jesteś obok, moje koszmary zniknęły. Boję się ich powrotu- szepnęła, kładąc jedną rękę na moim barku. Wyglądała tak wiarygodnie, ale po iskrach rozbawienia w jej oczach, wiedziałem, że kłamie.

- Staram się jak mogę...- szepnąłem. Za każdym razem jak tutaj siedzę, a przychodzę tutaj każdej nocy, aby sprawdzić czy z dziewczyną jest wszystko w porządku w jej głowię widzę te różne rzeczy z jej przeszłości. Wtedy zabieram jej te sny, a Sam śpi spokojnie. Uśmiechnąłem się lekko, czując jej rękę na szyi. Była taka ciepła, choć wiedziałem z doświadczenia, że jest lodowata. Przymknąłem lekko oczy.

- Dziękuję za to, że się starasz- odpowiedziała również szeptem. Uśmiechnąłem się lekko podnosząc na nią wzrok. I to był mój błąd. Dziewczyna zagryzała wargi, co działało na mnie jak płachta na byka. Za każdym razem jak to robiła, chciałem wziąć tą dolną wargę między swoje zęby i przygryźć ją lekko. Za każdym razem znikałem z pola jej widzenia.

- Nie rób tak- jęknąłem zażenowany. To mnie w pewnym stopniu denerwowało. Dlaczego? Bo nie mogę zrobić tego, czego chcę.


- Za każdym razem nie wiem o co ci chodzi...- poprawiła się lekko. Spojrzałem w jej oczy.

- To mnie denerwuje- szepnąłem.

- Lubię cię denerwować, jelonku...

- Mówiłem, abyś tak mnie nie nazywała. Nie lubię tego przezwiska- choć w twoich ustach brzmi zupełnie inaczej niż w Starka. Pomyślałem.- wystarczy, że ta żelazna puszka na mnie tak mówi i mam ochotę dokonać na nim mordu, ale wiem, że wtedy nawet Thor nie powstrzymałby się, aby mnie zabić- wytłumaczyłem. Dziewczyna się uśmiechnęła. Znowu gdy mówię, że chcę ją zabić, a ona nawet nie bierze tego do siebie. Może dlatego, że jest pijana i myśli, że to żarty? Bardzo prawdopodobne.

- Już ci mówiłam, że mnie nie zabijesz i nie próbuj zaprzeczać, bo wiem swoje- wbiła palca między moje żebra.

- I też wiesz, że jesteś pijana- dodałem za nią. Wzruszyła ramionami, spoglądając w moje oczy.

- Masz piękne oczy, tez chciałbym takie mieć- przejechała delikatnie dłonią po moim policzku.

- Masz. Tylko tobie się wydaje, że wszystko jest w tobie brzydkie.

- Pamiętam jak nazwałeś mnie w T.A.R.C.Z.Y.- przypomniała, a ja ścisnąłem pościel w dłoniach.

- Fury za bardzo zaszedł mi za skórę, uwierz, że nie chciałem tego powiedzieć- pokiwałem lekko głową na boki, marszcząc czoło, gdy dziewczyna przejechała kciukiem po moich ustach. Rozchyliłem je lekko z zamiarem powiedzenia, czegoś, ale dziewczyna nie pozwoliła mi dojść do słowa. Podniosła lekko głowę z poduszki, muskając delikatnie moje usta. Nie wiedziałem co robić. Drugi raz mnie zaskoczyła i drugi raz nie wiem jak zareagować. Przyciągnęła mnie do siebie, ciągnąc w dół za szyję. Wpiła się w moje usta swoimi ciepłymi i miękkimi wargami. Przymknąłem lekko oczy, a po chwili oddałem pocałunek. Trwaliśmy tak kilka chwil. Przygryzłem lekko jej dolną wargę. Zrobiłem to, co od dawna chciałem. Odsunąłem się od niej nadal z zamkniętymi oczami.

- To nie było na miejscu- szepnąłem.

- Wiem- odpowiedziała cicho. Otworzyłem oczy, patrząc w jej oczy. Były zaścielone lekką mgłą.- Chyba zaraz się rozpłaczę- dodała. Uniosłem jedną brew.

- Dlaczego?

- Nie wiem. Nie mam pojęcia. Tak o sobie. Zauważyłam, że płakanie ostatnio stało się moim hobby- przyznała. Prawda, ostnimi dni często płakała.

- Śmierdzi ci z ust drogim alkoholem - uśmiechnąłem się lekko, patrząc w jej oczy.- Musisz iść spać.

- Co zrobimy z tym, co wydarzyło się przed chwilą?- spytała.

- Zapomnimy- skwitowałem.

- Tego nie da rady zapomnieć- westchnęła cicho.

- Jesteś pijana i tak nic jutro nie będziesz pamiętać- uśmiechnąłem się. Zauważyłem, że odkąd poznałem Samanthe, częściej się uśmiecham. Zbyt często. Ułożyłem się wygodnie na poduszce.

Po kilku minutach dziewczyna przytuliła się do mnie.

- Dobranoc, Loki.

- Dobranoc- szepnąłem, przeczesując palcami jej włosy.



-----------

Prawie 3tys. Słów. Jestem z siebie dumna 😉

Dziękuję za prawie 5K wyświetleń. I oczywiście za gwiazdki i komentarze.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top