Rozdział 17.
Spojrzałam na swoje ubranie. jakiś jednoczęściowy strój z logiem agencji. Był czarny, na szczęście inaczej nawet bym go nie tknęła.
- Gotowa? Fury chcę obgadać kilka szczegółów- usłyszałam Steve'a i spojrzałam na niego w lustrze.
- Naprawdę muszę to nosić? Nie mogę ubrać się we własne ubrania?- spytałam i odwróciłam się do niego przodem.
- Wyglądasz świetnie, ale teraz chodź, bo Fury nie lubi czekać- ponaglił mnie i wszyliśmy z pomieszczenia.
- Jeśli chce, abym tutaj pracowała, to niech czeka- mruknęłam i szłam za chłopakiem. Weszliśmy do ogromnego pomieszczenia. Na środku stał ogromny stół, a przy nim obrotowe krzesła. Przy oknie stał czarnoskóry mężczyzna. To ten, który mnie wcześniej przesłuchiwał.
- Już jest- powiedział Steve. Mężczyzna odwrócił się do mnie.
- Odmaszerować- powiedział, a Rogers wyszedł z pomieszczenia.
- O co chodzi?- spytałam i siadłam na jednym z krzeseł.
- Stark powiedział mi o Lokim i twoich zbrojach- zaczął i siadł na przeciw mnie.- Czy to Laufeyson kazał ci je zrobić?- spytał, a ja prychnęłam.
- Lokiego znam od kilku miesięcy. Te zbroje tworzyłam przez całe moje życie. Loki nie mieszał w tym swoich łap. On sam dowiedział się kilka dni temu, że w ogóle je mam- dodałam i zacisnęłam ręce w pięści.
- Więc po co je budowałaś?- zadał kolejne pytanie.
- Bo chciałam. Miałam taki kaprys i je zbudowałam- warknęłam i wstałam.
- Usiądź, jeszcze nie skończyłem- ostrzegł. Prychnęłam pod nosem i podeszłam do okna.
- Co ja będę musiała tutaj robić?- spytałam krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Ratować ludzi przed takimi jak Loki- odpowiedział. Westchnęłam cicho i zamknęłam na chwilę oczy.
- Czyli też przede mną- szepnęłam.
- Ty będziesz ratować, nie zabijać- poprawił mnie. Prychnęłam cicho.
- Nawe nie wiesz kim jestem- odwróciłam się do niego przodem. Siedział nadal na krześle i patrzył na mnie.- Jestem dokładnie taka sama jak Loki. Jestem jakimś dziwactwem o niebieskiej skórze!- warknęłam.- Mam moce, których inni nie mają...
-Kapitan Ameryka znany ci jako Steve Rogers ma 90 lat. Został poddany eksperymentowi na rozbudowanie masy mięśniowej. Jest szybki, wytrzymały i dobry w walce- powiedział i rzucił jakąś kartkę na stół. Podeszłam bliżej. To było zdjęcie. Steve'a wcześniej i teraz. Był strasznie chudy. Był w mundurze wojskowym. Dlaczego mi tego nie powiedział?- Natasha Romanoff. Czarna Wdowa. Kobieta, która zabija z zimną krwią- rzucił kolejne zdjęcie. Przyjrzałam się rudej dziewczynie. Gdzieś już ją widziałam.- Thor. Bóg z Asgardu, brat Lokiego...
- Przybrany brat Lokiego- poprawiłam go i spojrzałam na zdjęcie blondyna. Tego znałam, sam mi się przedstawił.
- Bruce Banner. Z pozoru miły starszy pan, naukowiec, ale zmienia się w zielonego potwora o imieniu Hulk- rzucił kolejny papier z wizerunkiem mężczyzny. Spojrzałam na kreaturę obok Bruce'a.-Wanda Maximoff, Scarlet With, manipuluje umysłami, włada magią, prawie taką samą jak twoja- spojrzałam na brunetkę. Jej ręce otaczał czerwony dym.- Pietro Maximoff, Quicksilver. Szybkość, którą żaden zwykły człowiek, jakiekolwiek zwierzę lub stworzenie na tej jak i innych planetach nie osiągnie- na zdjęciu stał blondyn z czarnymi odrostami. Był ubrany w niebieski strój.- Młody Peter Parker. Spider- Man. Został ugryziony przez pająka. Ma nadludzką siłę i takie tam bzdety- młody chłopak, a już w takiej agencji.- Tony Stark, Iron Man, żelazna puszka, którą już poznałaś- nawet nie chciałam patrzeć na jego zdjęcie.- Clint Barton, Hawkeye, świetnie strzela z łuku- spojrzałam na zdjęcie mężczyzny. Stał z łukiem wycelowanym w kogoś lub coś.- Sam Wilson znany nam jako Falcon. Był w wojsku i lata na mechanicznych skrzydłach- złożyłam zdjęcia do kupki i spojrzałam na mężczyznę przede mną.- Nadal uważasz, że jesteś sama?- spytał patrząc na mnie uważnie.
- Zrozum, że ja jestem taka sama jak Loki, a co jeśli to coś ze mnie wyjdzie?- odpowiedziałam pytaniem. Wstał i stanął przede mną.
- Postaraj się, aby tak się nie stało- powiedział i ruszył w stronę wyjścia.
- To wsadźcie Lokiego do poprzedniej celi- zatrzymałam go. Odwrócił się do mnie przodem.
- Są zasady, których nawet ja nie mogłę złamać- odpowiedział. Prychnęłam pod nosem i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Mam tu pracować czy nie?- obserwowałam go jak otwiera drzwi. Spojrzał na mnie ostatni raz i wyszedł. To jakieś żarty. Dlaczego nikt mnie tutaj nie słucha?!
______________
Hejo!
Nie zabijcie mnie, że taki krótki ( zaledwie 700 słów ).
Przepraszam.
Dziękuję za wyświetlenia i gwiazdki :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top