Rozdział 6.


Siedziałam w swoim pokoju. Za oknem pada deszcz i nie mam co robić. Chciałam popracować nad swoim projektem, ale jakoś nie mam na to siły. Westchnęłam ciężko i zamknęłam oczy.

- Panno Stage, Steve Rogers czeka przy drzwiach- usłyszałam głos Jarvisa.

- Wpuść go i zaprowadź tutaj, nie chcę mi się schodzić na dół...- mruknęłam w poduszkę. Nie minęła minuta, a Steve był już w moim pokoju.

- Możemy porozmawiać?- spytał na wstępie. Podniosłam się ociężale i spojrzałam na niego.

- Czy wyglądam ci na kogoś kto chciałby teraz rozmawiać?- spytałam unosząc brew do góry. Uśmiechnął się i siadł koło mnie.

- Musimy sobie kilka rzeczy wyjaśnić...- zaczął i splótł swoje palce razem.- Po pierwsze: Dlaczego mi nie powiedziałaś, że masz moce?- podniósł na mnie wzrok.

- A dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś super bohaterem?- odpowiedziałam pytaniem.

- Abyś była bezpieczna. Gdybym ci powiedział byłabyś zagrożona. Już zaprzyjaźniając się z tobą wiele ryzykowałem, ale warto było- powiedział z uśmiechem.

- Masz odpowiedź na swoje pytanie. Gdybym ci powiedziała, też byś był w niebezpieczeństwie. Obracam się w złym towarzystwie- odpowiedziałam patrząc na niego. Kiwnął głową potakująco.

- Dobra, niech ci będzie- zaśmiał się cicho.- Idziemy na kawę?- spytał uśmiechając się.

- Nie. Nie mam siły dzisiaj na nic, naprawdę, więc nawet nie próbuj mnie namawiać, bo nie ma opcji, abym ruszyła się z mojego łóżka- powiedziałam i schowałam głowę pod poduszką.

- No ruszaj się Stage! Ładna pogoda, trzeba z niej korzystać!- powiedział i zaczął mnie łaskotać. Mój bardzo słaby punkt. Zaczęłam się śmiać jak opętana.

- P-przestań!- krzyknęłam między napadami śmiechu.

- Jeśli pójdziesz ze mną na kawę!- odpowiedział.

- Dobra, ale przestań!- chłopak siadł normalnie i spojrzał na mnie.- Ale jedziemy moim samochodem, bo nie mam zamiaru moknąć- wstałam z łóżka i z szafy wyciągnęłam skórzaną kurtkę.

- Samantha...- usłyszałam głos, który zamilkł szybciej niż się odezwał. Odwróciłam się do chłopaka. Loki. Spojrzałam na Steve'a, a później na Lokiego. Będzie miazga.


- Co ty tu robisz Laufeyson?!- warknął blondyn. Super. Zaczyna się.

- To co powinienem. Samantha, uspokój swojego przyjaciela- zwrócił się do mnie. Patrzyłam na nich zdezorientowana.

- Jak wydostałeś się z celi?!- spytał Steve.

- Proszę, przestańcie...- szepnęłam.

- Normalnie. Te wasze zabezpieczenia są nic niewart- podszedł bliżej do Rogersa i spojrzał mu w oczy.

- Nie waż się dotknąć Samanthy- ostrzegł.

- Bo co mi zrobisz?- na ustach Lokiego pojawił się mały uśmiech. Oddychałam co raz płycej.

- Przestańcie- powiedziałam, ale oni nawet nie zwrócili na mnie najmniejszej uwagi.

- Wynoś się stąd za nim zawiadomię T.A.R.C.Z.E.- Steve nie dawał za wygraną i Loki też nie chciał ustąpić.

- Przestańcie do cholery jasnej!- krzyknęłam, a oboje spojrzeli na mnie. Steve był przerażony, a Loki się uśmiechał.

- Sam, co się dzieje?- spytał Steve.

- To, że zachowujecie się jak dwoje bachorów!- warknęłam.

- On raczej miał na myśli kolor twojej skóry...- mruknął Loki. Spojrzałam na swoje ręce i o mało co nie dostałam zawału. Były całe niebieskie. Podeszłam do lustra, które stało pod ścianą w rogu pokoju. Byłam cała niebieska, a moje oczy czerwone.

- Loki, pamiętasz jak ostatnio zemdlałam jak się zgubiłam na mieście?- spytałam, patrząc na niego w lustrze. Kiwnął głową na znak, że rozumie.- Czuję się teraz tak samo- powiedziałam i spojrzałam ponownie na swoje odbicie. Co to cholera jest?!

- Zemdlejesz?- spytał i podszedł kilka kroków w moją stronę.

- Prawdopodobnie. Jak mam się tego pozbyć, ktoś wie?- spytałam.

- Najlepiej będzie wiedział ten, który wygląda tak samo- Steve machnął ręką w stronę Lokiego.

- Musisz się uspokoić. Mi to pomaga- wzruszył ramionami.- I pomyśleć o...- nie usłyszałam do końca, bo zemdlałam. Ja mam zawsze świetne wyczucie czasu...


***

Otworzyłam po woli oczy. Nad sobą ujrzałam głowę Lokiego i Steve'a.

- Ile?- spytałam mając na myśli czas, kiedy byłam nieprzytomna.

- Jakieś 20 minut- odpowiedział Loki i pomógł mi usiąść.

- Co to było?- zadałam kolejne pytanie. Obydwaj spojrzeli na siebie. Uniosłam jedną brew do góry oczekując odpowiedzi.- Acha, to teraz będziecie zabijać się wzrokiem, tak?- wstałam po woli z łóżka i podeszłam do okna. Otworzyłam je szeroko i zaciągnęłam się świeżym powietrzem. Tego mi było trzeba.

- Muszę zawiadomić Fury' ego o tym, że Loki uciekł z więzienia- odezwał się Steve.

- Nie. On coś wie i musi mi to powiedzieć. Nie mów nic dla swojego szefa...

- Ale on jest niebezpieczny- przerwał mi. Wykręciłam oczami.

- Nadal nie ma w pełni odzyskanych mocy, a ja tak. Jestem silniejsza- uśmiechnęłam się lekko wiedząc, że to ja jedyna jestem ponad wszystkich. Choć raz!

- Szczyć się- mruknął Loki i położył się na moim łóżku. Oboje ze Steve'em spojrzeliśmy na niego. Uśmiechnął się lekko i zaczął czytać tylną okładkę jakieś książki. Wróciłam spojrzeniem na Rogersa.

- Ufam ci. Mam nadzieję, że poradzisz sobie z nim...- szepnął i przytulił mnie mocno. Odwzajemniłam słabo uścisk i odsunęłam go od siebie. Zmarszczył czoło patrząc na mnie uważnie.

- Nie lubię... jak... jak ktoś mnie dotyka, więc...- machałam rękami jak jakaś opętana. Zamknął usta i uśmiechnął się lekko.

- Popracujemy nad tym...- powiedział i podszedł do drzwi.- Teraz znikam, bo mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Widzimy się wieczorem- dodał  i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Nie minęła minuta, a on znów stał w moim pokoju.- Czy mogłabyś mnie pokierować na dół? Za duży ten dom jak dla mnie...- powiedział drapiąc się po głowie. Zaśmiałam się. 

- Jarvis, pokaż dla Steve'a drogę- powiedziałam rozbawiona.

- Proszę śledzić zielone strzałki na podłodze-  odezwał się komputer. Uśmiechnął się w podziękowaniu i wyszedł z mojego pokoju. 

- Twój komputer przynajmniej ma gust...- usłyszałam Lokiego. Odwróciłam się do niego. Patrzył na mnie z uśmiechem. Uniosłam jedną brew pytająco.- Zielony kolor...- mruknął już mniej etuzjastycznie niż wcześniej. Wzruszyłam ramionami i siadłam na fotelu. 

- Pan Rogers opuścił budynek- zakomunikował Jarvis.

- Dziękuję- odpowiedziałam. Spojrzałam na Lokiego.- Dlaczego się nie odzywasz?- spytałam.

- A dlaczego miałbym?- odpowiedział pytaniem. Prychnęłam pod nosem.

- Widziałeś co się ze mną stało. Mógłbyś mi to jakoś wytłumaczyć?- skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Podniósł się z miejsca i podszedł po woli do okna. 

- Słyszałaś może o Jotunheim?- odezwał się po kilku chwilach ciszy. 

- Mama coś mi o tej planecie wspominała...- odpowiedziałam, patrząc się przed siebie.

- Co dokładnie?

- Tylko to, że z niej pochodzę. Tak, mówiła- wzruszyłam ramionami i podniosłam się.- Ty coś o niej wiesz, prawd...- nie dokończyłam. Spojrzałam na Lokiego i o mało co znów nie dostałam zawału. Wyglądał tak jak ja przed tym jak zemdlałam.- Ty... Ty...- nie mogłam wypowiedzieć ani słowa. 

- Jestem potworem, wiem- powiedział i odwrócił się do mnie tyłem.

- Nie. Przecież jestem taka sama...- szepnęłam podchodząc bliżej. 

- Zostałem oszukany, całe moje życie to jedno wielkie kłamstwo...- mamrotał pod nosem. Westchnęłam ciężko. 

- Loki...

- Nie. Nic nie mów. Mieliśmy rozmawiać o tobie nie o mnie...- przerwał mi. Patrzył za okno w skupieniu.- Jotunheim to planeta, na której mieszkają Zimowe Giganty. Jak zauważyłaś, nie należysz do niskich dziewcząt...- uśmiechnął się lekko.

- Tak, w szkole zawsze byłam najwyższa, nawet wyższa od chłopaków, którzy grali w koszykówkę...- westchnęłam przypominając sobie jak inni wyzywali mnie od wielkoludów.

- Współczuję. Planetę pokrywa lód i śnieg. Jest ciemno... Nie byłem tam długo, raz czy dwa...- powiedział.- Jak to możliwe, że cię tam nie widziałem?- spytał nie patrząc na mnie.

- Nie wiem... Jakoś tak... Nie wiem...- zakończyłam moje starania wytłumaczenia tego, bo i tak nie wiedziałam co powiedzieć.

- Dlaczego nie lubisz jak ktoś cię dotyka?- zmienił temat. Czyli już się nic więcej nie dowiem o tej planecie? Super.

- Nie chcę o tym rozmawiać...- powiedziałam i stanęłam koło niego patrząc za okno. Budynki otaczające moje mieszkanie nie dawały zbyt ładnego widoku, ale tylko od strony mojego pokoju. W innych jest widok na ogród czy na ulicę. Niezbyt piękne, ale to mnie nie interesuje, bo nie wprowadziłam się tu, aby mieć widoki tylko po to, aby mieć gdzie mieszkać, więc nie mogę narzekać. 

- Rozumiem- szepnął. Spojrzałam na niego. Oglądałam każdy szczegół, każdy najmniejszy detal. Ciekawe za co siedział w więzieniu... W zasadzie to mnie to nie obchodzi, więc nie będę pytać. Ma takie delikatne rysy, że aż ciężko uwierzyć, że zrobił coś strasznego.- Dlaczego się na mnie patrzysz?- spytał po chwili z lekkim uśmiechem.

- Bo nie mogę uwierzyć, że taki ktoś jak ty zrobił coś strasznego...- mruknęłam. Czy ja to właśnie powiedziałam? Tak, powiedziałam. Przygotowałam się na wszystko z jego strony. Krzyk, bulwersje, ale nie na to, że zareaguje po prostu śmiechem. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam w dół na swoje buty. 

- Nie masz najmniejszego pojęcia jaki jestem, więc nie patrz tylko na mój wygląd...- odpowiedział i po raz pierwszy odkąd powiedział, że jest "potworem" spojrzał na mnie.- Nie masz pojęcia jak to jest być mną...- dodał i przybliżył się o jeden krok, a ja zrobiłam krok do tyłu.- Nie masz pojęcia jak to jest żyć cały czas w kłamstwie...- kolejny krok.- Nie masz pojęcia jak to jest czuć się oszukanym...- kolejny krok. Na moich plecach poczułam zimną ścianę mojego pokoju. Przełknęłam głośno ślinę.- Nie masz pojęcia jak to jest żyć w cieniu kogoś, kto jest ulubieńcem, najważniejszą istotą na planecie... Nie masz...- przerwałam mu. A jak? Uderzyłam go w policzek z otwartej ręki. Może się uspokoi. Odchylił głowę w bok przez uderzenie i spojrzał na ścianę, po czym wrócił spojrzeniem do mnie. Spojrzał w moje oczy z cwanym uśmiechem.

- Dlaczego to zrobiłaś?! Jak śmiesz?!- podniósł głos i przygwoździł mnie do ściany. Złapał mnie za szyję i zaczął ją ściskać, blokując mi dopływ powietrza. 

- Loki...- sapnęłam. Próbowałam odciągnąć jego dłoń, ale nie dałam rady. Jego skóra zaczęła robić się niebieska, a oczy czerwone.- Loki...- powtórzyłam resztkami sił. Z moich oczu popłynęły łzy. Czyli tak umrę? Myślałam, że jak już będę umierać, to będę miała 80 lat, siwe włosy, pomarszczoną skórę, zmarszczki, ale jednak czeka mnie inny koniec. Obraz zaczął się rozmazywać i to nie było przez łzy. Brakowało mi powietrza. Jeszcze tylko kilka chwil, parę sekund... Uścisk na szyi zniknął. Zaczęłam się dusić i łapczywie nabierać powietrza do płuc. A jednak przeżyję. Spojrzałam do góry na Lokiego. Stał patrząc na mnie smutno. Jego skóra wróciła do normalnego koloru. Upadłam na kolana, a z moich oczu poleciała kolejna warstwa łez. 

- Samantha?- usłyszałam szept. Podniosłam wzrok na Lokiego.- Ja... Ja nie...- zaczął. Patrzyłam na niego i nie wiedziałam co mam zrobić. Zabić czy darować mu życie? 

Wow, dlaczego ja o tym myślę?! 

Pomógł mi wstać, ale szybko wyswobodziłam się z jego objęć. Otarłam łzy z policzków.

- Wiesz dlaczego boję się dotyku innych?- spytałam, patrząc jak jego oczy napełniają się łzami. Spojrzał na mnie marszcząc czoło.- Właśnie dlatego. Boję się, że ktoś zrobi mi krzywdę- spuścił wzrok na ziemię.- I wiesz co?- podniósł głowę szybko patrząc na mnie uważnie.- Żałuję momentu, w którym zabroniłam Rogersowi, aby nic nie mówił dla Fury'ego, że uciekłeś z celi- dodałam i obserwowałam jego reakcje. Jego oczy były pełne łez, ale szczerze? Po tym jak próbował mnie zabić już mnie to nie obchodzi. 

- Ja nie chciałem...- szepnął. Patrzył w moje oczy i przez chwilę zrobiło mi się go żal. Ale tylko przez chwilę. 

- Powiedziałeś mi ostatnio, że jak wygadasz się komuś co leży ci na sercu, to zrobi się lżej... To teraz słuchaj- zacisnęłam zęby. Nie spuszczał ze mnie wzroku tak jak ja z niego.- Czułam się tak samo jak ty, nadal się czuję! Byłam oszukiwana przez 23 lata, przez całe moje cholerne życie. W szkole nikt mnie nie lubił, bo byłam kujonem. Nauczyłam się z tym żyć i gdy wszystko już sobie poukładałam dowiedziałam się prawdy. Prawdy o sobie. Wiem jak to jest żyć w kłamstwie, być oszukiwaną. Żyłam w cieniu ludzkości, nie wyłaniałam się na wierzch, tak jak ryba z wody. Lubiłam siedzieć w wodzie, bo gdy zbyt długo przebywałam na powietrzu to się dusiłam. To ty nie masz pojęcia jak to jest być mną!- warknęłam. Po jego policzku spłynęła samotna łza. On płakał? Oddychałam ciężko. Moje policzki były już suche, ale myślę, że to długo nie potrwa.- A teraz wynoś się z mojego domu, życia i nie wracaj więcej!- dodałam stanowczo.

- Samantha...- podszedł do mnie kilka kroków, ale zatrzymał się nagle. Z moich palców unosił się niebieski dym, a przede mną pojawiła się tarcza, która chroniła mnie przed Lokim. Nie chcę, aby mnie dotykał, jedyne czego chcę, to, to, aby stąd zniknął. Zniknął na zawsze. Spojrzał na mnie ostatni raz i został po nim tylko zielony dym. Opuściłam rękę, a z moich oczu znów poleciały łzy. Mówiłam, że moje policzki nie będą długo suche. Rozejrzałam się dookoła i upadłam na podłogę. Zemdlałam. 

***

Perspektywa Lokiego w 3- ej osobie

Chłopak siadł na swoim tak zwanym łóżku w swojej celi. Nie lubił tego pomieszczenia z całego serca. Przyprawiało go o mdłości, ale wiedział. Wiedział, że w końcu stąd wyjdzie ciesząc się jak małe dziecko z wolności. Nie wiedział tylko kiedy wyjdzie na tą wolność. Zacisnął pięści aż kostki mu pobielały i krzyknął na cały głos. Był wściekły na siebie za to, co stało się w domu Samanthy. Nie chciał tego zrobić. Po tym jak go uderzyła wyszedł z niego potwór, który nie był zadowolony z jej poczynań. Ostatnimi siłami go opanował i uratował dziewczynie życie. Wiedział, że zrobił jej krzywdę. Wiedział, że tak to się potoczy, że Samantha nie będzie chciała go znać. Próbował się wytłumaczyć, ale nie pozwoliła mu dojść do słowa. Była stanowcza i to w niej najbardziej lubił. Umiała postawić na swoim i nie bała się ryzyka. Tylko jedna rzecz mu w niej nie pasowała. Była skryta. Nie chciała nic mówić. Chciał wiedzieć o niej jak najwięcej od pierwszej minuty gdy ją zobaczył w celi obok. Próbował aż w końcu zaczął z nią normalnie rozmawiać. Było dobrze aż do dzisiaj. Dlaczego pozwolił wyjść potworowi na wierzch, dlaczego się nie opanował. Domyślił się, że dziewczyna chciała go tylko uspokoić, przywrócić do rzeczywistości. Dlaczego tego nie zrobił? Mógł odwrócić się, nic nie mówić, zmienić temat. Mógł wszystko, ale zrobił tylko jedno. Chciał ją zabić. Nie, tego nie chciał Loki. Tego chciał potwór, który w nim siedzi. Wstał z łóżka i oparł głowę o zimną szybę oddzielającą jego cele od celi, w której nie dawno siedziała Samantha. Spojrzał w stronę, gdzie znajdowało się jej łóżko. Coś błysnęło w świetle. Zmarszczył czoło i przeszedł przez ścianę. Kucnął i podniósł mały wisiorek z sercem. Odwrócił zawieszkę. Z tyłu był napis.

Kocham cię. Tata.

Zacisnął serduszko w dłoni i wrócił do swojej celi. Siadł pod ścianą i patrzył na przedmiot leżący w jego dłoni. Dlaczego to wszystko się dzieje? Dlaczego tak jest? Dlaczego? Dużo pytań, zero odpowiedzi. Zamknął oczy chowając twarz w dłoniach. Czuł chłód na twarzy bijący od wisiorka. Musiał jej go oddać. Dzisiaj jednak nie chciał jej jeszcze bardzie denerwować. Jest potężna i nie chodzi tu tylko o jej moce. 

Nie mógł uwierzyć też w to, że była taka jak on, że pochodziła z planety gdzie on powinien się wychowywać i tam mieszkać. Uważała, że Zimowy Gigant, którym był Loki to nie potwór, jednak on uważał inaczej, dowodem było to, że próbował ją zabić. Z jego oczu poleciały łzy. Nie chciał okazywać słabości przed Samanthą, ale widząc ją, po prostu nie mógł się powstrzymać. Tak bardzo żałował, tak bardzo był na siebie wściekły, że nie wytrzymał. Nie wytrzymał tych wszystkich emocji, które w nim siedziały już bardzo długo. Uderzył lekko głową o szklane włókno i zamknął oczy. 

***

Samantha's POV

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam jak... Nie ma słowa opisującego mojego wyglądu, stanu emocji. To co wydarzyło się kilka godzin temu odbiło piętno na mnie i to mocne. Od tamtej pory nie mogłam przestać płakać, nie mogłam się uspokoić. Nie dawno zadzwonił do Mnie Steve informując mnie, że przyjdzie do mnie. Nie chciałam, ale on powiedział, że przyjdzie. Westchnęłam ciężko i pstryknęłam palcami. Otulił mnie niebieski dym i po chwili wyglądałam normalnie. Nawet nie miałam zaczerwienionych od płaczu oczu. O to mi chodziło. Nie chcę, aby zadawał zbędne pytania. Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Zrobiłam sobie mocną kawę. Mimo, że na zewnątrz wyglądałam świetnie, to wewnątrz mnie wszystko pękało i waliło się jak forteca pod ostrzałem katapult. Westchnęłam ciężko. 


_______

Siemka! 

Oto ostatni rozdział jaki piszę przed wyjazdem. 

Dlatego jest taki długi. Prawie 3000 tyś słów. :)

Wyjeżdżam we wtorek i jeśli coś mi się jeszcze uda napisać w poniedziałek to dodam, ale nie obiecuję :)

Szczerze powiedziawszy to siedzę nad tym rozdziałem od godziny. Nie wiem jak to napisałam.

Tak zwanej weny dodała mi piosenka, która jest w multimediach.

Jest smutna i dlatego rozdział jest też taki smutny, więc...

Nie miejcie mi za złe próby zabójstwa na Sam. 

Dziękuję za ponad 100 wyświetleń  przy prologu. Jesteście N.I.E.S.A.M.O.W.I.C.I! 

Dziękuję również za gwiazdki. 

Jest po prostu P.I.Ę.K.N.I.E!

Dziękuję też za to, że jesteście i czytacie. 

Dobra, teraz piszę jakbym żegnała się z wami na zawsze, ale żegnam się tylko na miesiąc! 

Mam nadzieję, że minie szybko.

Jeśli będę miała czas to będę coś pisać. 

Przez tą piosenkę teraz płaczę. 

Nadawałaby się na koniec roku, co nie? 

Do napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top