#9

- Co jest Louis? Wyglądasz jakby ktoś Cię pobił, takie masz wory pod oczami. – zagadnął mnie Liam następnego dnia.

- Nie mogłem spać.

Przez Harrego. – dodało moje sumienie.

- Kawy? – Zayn położył dłoń na moim barku.

- Em...nigdy nie piłem...więc w sumie to nie wiem...

- Zrobię Ci. Nie każdemu smakuje, ale gwarantuję, że się rozbudzisz. – wyciągnął z szafki kubek.

- Dzięki. – przeczesałem palcami grzywkę biorąc kolejny kęs lekko przypalonej przez Nialla jajecznicy.

- Hazz jeszcze nie wstał? – spytał Irlandczyk.

- Wyjechał na parę dni około siódmej. – najstarszy mężczyzna upił małego łyka swojego latte.

- Gdzie? – przerwałem jedzenie. Nadal byłem lekko otumaniony wczorajszym oczarowaniem. Może stąd była ta ciekawość.

- Załatwić coś. – zbył mnie, przez co poczułem się jak głupi gówniarz przeszkadzający w rozmowie dorosłych. Dziobałem widelcem jajka speszony.

- Wiesz ile dokładnie go nie będzie? – drążył blondyn.

- Jakieś 3 dni. Powinien wrócić pierwszego.

- Idealnie na swoje urodziny!

- Harry ma urodziny? – przeżuwałem.

- Tak, pierwszego lutego skończy 25 lat. Ah te dzieci, tak szybko rosną... - Niall udał, że ociera łzy przemawiając tonem dumnej matki.

Wiedziałem, że jest ode mnie starszy, ale nie sądziłem, że aż tyle. Wow.

- Trzeba to uczcić, co? – powiedział Liam jednak jego mina wskazywała na to, że nie jest do końca obecny przy rozmowie. Pisał z kimś zawzięcie.

- No pewnie. Shoty, trawa, prezenty...Zaynieee...? – szatyn przewrócił oczami natomiast ja uśmiechnąłem się szeroko.

- Hmm?

- Zrobimy Haroldowi torcik?

- Przecież nie umiesz piec.

- Dlatego powiedziełam 'zrobiMY' Ty matole.

- W sumie...nie głupi pomysł... - położył kubek z parującą cieczą koło mojego talerza z półuśmiechem.

- Zaaaajebiścieee – stanął na palcach, objął szyję Mulata i złożył na jego ustach krótki pocałunek. Liam wrócił do wymieniania z kimś wiadomości.

- Więc my zajmiemy się jedzeniem i używkami. Paynooo?

- Tak, tak, wiem. Ja prezenty.

- A co ze mną? – wziąłem łyka kawy. Skrzywiłem się przez jej gorzki smak.

- Ty nic nie rób. Wystarczy, że ubierzesz kiedy wróci bardzo obcisłe spodnie. Takiego prezentu nie da mu żaden z nas.

Reszta dnia minęła mi bardzo szybko. Pomagałem Niallowi i Zaynowi w sprzątaniu (można się tylko domyślać jak wielki burdel panuje w domu pięciu facetów) w trakcie czego Liam zaszył się w swoim pokoju i nie miałem okazji go później oglądać. W trakcie porządków Irlandczyk zaproponował mi coś bardzo fajnego, a mianowicie noc filmową. Miała polegać ona na włączaniu filmów, które oboje znamy na pamięć wyłącznie w celu tła. Prawdziwym zamysłem tamtej nocy miały być długie rozmowy. Opowiadanie sobie różnych historii z naszej przeszłości, aby dowiedzieć się czegoś o drugiej osobie. Miałem nadzieję wypytać chłopaka (przez jego zachowanie i sposób bycia ciężko mi było po czasie myśleć o nim jako 'mężczyźnie', sądziłem, że to trochę za poważne określenie) o kędzierzawego. Po długich godzinach spędzonych na wierceniu się w łóżku po całym wieczorze słuchania muzyki z Harrym w niesamowitej atmosferze, przytulając się, w końcu przyznałem sam sobie, iż interesuje mnie on. Nawet bardzo. Być może bardziej niż powinien. Około dwudziestej ubrałem w swoim pokoju szare dresy i bluzę z kapturem w tym samym kolorze po czym udałem się do pokoju blondyna z kołdrą zawiniętą wokół szyi ciągnącą się po podłodze. Trzymałem jej rogi palcami. Na szczęście drzwi do sypialni Nialla były uchylone i nie musiałem martwić się tym jak je otworzę.

- Cześć. – rzuciłem pierzynę na podłogę obok jego koca.

- Hej, co najpierw włączamy? – zapytał już zajadając się jakimiś chipsami.

- Ty wybierz.

- Jesteś młodszy, masz pierwszeństwo. – prychnąłem siadając na jaśku.

- 'Titanic' dawaj na początek.

- Nie. Nie ma kurwa mowy.

- No weeeź. To mój ulubiony film...

- Louis...

- Pamiętaj o młodym DiCaprio... - uśmiechnąłem się podstępnie, a po jego minie mogłem stwierdzić, że wygrałem.

Pół godziny później już chrupałem z chłopakiem różne niezbyt zdrowe przekąski. Znalazłem sobie bardzo twórcze zajęcie; wkurzanie Irlandczyka mówieniem kwestii razem z bohaterami dodatkowo zmieniając głosy. Na początku cały czas zasłaniał mi usta albo zatykał uszy, jednak kiedy zacząłem naśladować 100-letnią Rose oboje płakaliśmy ze śmiechu wysypując całą zawartość dwóch z pięciu misek. Później oboje piszczeliśmy jak podekscytowane, napalone dziewczynki, z kiślem w gaciach gdy na ekranie pojawił się Jack.

- On jest taki gorący. Znaczy Zayn lepszy, ale on też boski.

- Chyba kiedyś. Teraz Leonardo jest...ew... - zaśmiałem się, a Niall mi zawtórował.

- Starość nie radość. Życie.

- Ile jesteście z Zaynem razem? – postanowiłem podtrzymać temat Mulata, aby wreszcie przejść do zwierzeń.

- Em...w zasadzie nie jesteśmy oficjalnie razem... - widać było, że poczuł się dość zmieszany, bo patrzył w podłogę.

- Jak to? Świata poza sobą nie widzicie! – byłem zdziwiony i nie kryłem tego.

- Może...

- Może? Gdy tylko się widzicie to oczy Wam błyszczą!

- Wiesz młody...obiecasz, że zachowasz to dla siebie?

- Po to właściwie zorganizowałeś tę noc filmową, pamiętasz? – utkwiłem wzrok w jego twarzy czekając aż zacznie mówić.

- Zakochałem się w nim...tak beznadziejnie mocno, że przez większość czasu myślę tylko o tych oczach...cały problem polega na tym, iż nie wiem czy to odwzajemnia...Niby mnie całuje, przytula i robi te wszystkie rzeczy ważne w związkach, ale... - urwał, a ja kiwnąłem głową chcąc by kontynuował. – Zaczęło się to prawie miesiąc temu gdy oboje strasznie się upiliśmy i koniec końców przespaliśmy ze sobą...Od jakiegoś już czasu chcę z nim porozmawiać...o nas, tylko, że...

- Boisz się. – przerwałem mu widząc jak ciężko przychodzi mu ułożenie prostego, składnego zdania bez jąkania się co chwilę.

- Tak...

- Niall, gdyby wszyscy ludzie zakochani w kimś bali się mówić na głos o swoich uczuciach chyba ludzkość nie ruszyłaby do przodu. – zmarszczyłem czoło. – Ja mam swoje zdanie, ale jeśli faktycznie się czegoś obawiasz musisz to przełamać. No chyba, że Twoje uczucie nie są tak silne...

- Kocham go! – przybiłem sobie mentalną piątkę.

- Więc mu to powiedz.

- To nie jest takie łatwe...

- To jest BARDZO łatwe.

- Miałeś kiedyś chłopaka albo dziewczynę?

- Jestem gejem.

- Mam w dupie Twoją orientację. Tak czy nie?

- Nie... - przyznałem. Blondyn wyglądał na zbitego z tropu. Nie spodziewał się tej odpowiedzi czy jak?

- Oh...a co z całowaniem?

- Też nie... - bawiłem się palcami zażenowany.

- Jak to w ogóle możliwe? W kolejce powinni się do Ciebie ustawiać. – zarumieniłem się wściekle.

- A skąd wiesz, że się nie ustawiali? Może po prostu ja pragąłem prawdziwej miłości... - nabrałem odwagi, by podnieść głowę. Blondyn przyciągnął mnie do niedźwiedziego uścisku, który odwzajemniłem.

- Nie zasługujesz w żadnym, nawet najmiejszym procencie na to co przechodzisz teraz... - powiedział cicho w moje włosy.

- Wypuścisz mnie?

- Louis, nie mogę...

- Niall, proszę... - mocniej go przytuliłem, moja dolna warga zadrżała.

- Chciałbym. Naprawdę chciałbym odwieźć Cię prosto do domu. Jednak jeśli bym to zrobił od razu byłoby wiadomo, że to ja... - zacząłem się trząść czując jak wpadam w histerię. Ostatnia nadzieja właśnie przepadła... - Tylko nie płacz, Louis... - ale było już za późno. Gorący, słony potok łez spłynął po moich policzkach, brałem ciężkie wdechy szlochając. Chwycił moje nadgarstki przyciągając na swoje kolana mocniej obejmując. – Wiem, że i tak mi nie uwierzysz, ale Harry naprawdę nie chce Ci zrobić krzywdy...

- W to, że mi nie zrobi akurat wierzę... - już wierzę - ...ja po prostu nie chce, aby mój tata cierpiał. Kocham go bardziej niż cokolwiek innego, na świecie nie ma mi drugiej tak bliskiej osoby...to boli najbardziej...świadomość, że on się smuci...

- Harry przeszedł istne piekło w więzieniu LouLou...To co Ci nagadał w stylu 'odkąd się tam znalazłem obmyślałem zemstę' to gówno prawda. Styles zdaje sobie sprawę z tego, że zasłużył na pobyt tam. Nie chciał dilować. Ba, przed tym omijał narkotyki szerokim łukiem! – spojrzałem na Nialla oszklonymi oczami. – Musiał pracować w ten sposób, żeby utrzymać swoją puszczalską matkę, która stała pod latarnią większą część dnia. Kasę przez siebie zarobioną wydawała na prochy. Nie wiem, nawet jak chujowo musiał się czuć z tym, że nie mógł jej pomóc gdy znaleziono ją nieżywą w mieszkaniu miesiąc po tym jak został skazany. – moja histeria ustępowała z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym przez niego. Byłem tak zszokowany ilością nowych informacji, że znieruchomiałem powoli układając w głowie wszystko to co usłyszałem w przeciągu półtora tygodnia.

~'~

- Nic nie rozumiesz...

~'~

- Ok, może nie jest najlepszy w tworzeniu dobrego pierwszego wrażenia, ale nie jest złym człowiekiem...Rzecz w tym, że Harry...

~'~

- Moja matka do końca się nie szanowała...

~'~

- Ja...ja nie wiedziałem... - odsunąłem się od Irlandczyka roztrzęsiony.

- Skąd miałeś wiedzieć? – westchnął, a ja spojrzałem mimowolnie na telewizor. Obecnie na ekranie rozgrywała się słynna scena samobójstwa Rose, od czego powstrzymał ją Jack. – Louis, obiecasz mi coś? – mruknąłem twierdząco spoglądając na niego kątem oka. – Zapamiętaj jedną rzecz. Harry jest człowiekiem o wielkim, szlachetnym sercu, które zostało niestety kilka razy złamane i nadal pozostały niezasklepione rany. Postaraj się go zrozumieć... - przełknąłem ślinę kiwając głową.

Pomogę Ci, Harry. Zaopiekuję się Twoimi bliznami najlepiej jak tylko umiem. Przyrzekam.

  -----------------------------------------------------------------------------------------------

Rozdział krótki, ale uważam, że dowiedzieliście się z niego całkiem sporo nowych rzeczy ;) W kolejnym oczekujcie urodzin Harrego!

Standardowo

KOMENTUJCIE I GWIAZDKUJCIE!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top