#21

- Harry, puść! – chichotałem następnego dnia o poranku, próbując wyswobodzić swój nadgarstek z mocnego uścisku ręki bruneta.

- Nie opuszczaj mnie! – jęczał. – Bez Ciebie nie przetrwam! – nic nie mogłem na to poradzić, ale jego słowa, sprawiały, że moje serce fikało koziołki.

- A co jeśli obiecuję, że wrócę tu z kanapką dla Ciebie? – uśmiechnąłem się podstępnie. Mężczyzna zacisnął usta i spojrzał w bliżej nieokreślony punkt na suficie, robił tak, kiedy się nad czymś zastanawiał.

- Dwie kanapki.

- Mogą być nawet trzy.

- Z?

- Salami, sałatą, serem i pomidorami, ze szczyptą bazylii po boku. – puściłem mu zuchwałe oczko.

- Hmm...nadal nie jestem przekonany... - drażnił się. Pocierał kciukiem wierzch mojej dłoni.

- Gdy już zjesz po moim powrocie... - oblizałem wargi w obsceniczny sposób. - ...pozwolę Ci dotknąć się w jakim tylko miejscu zapragniesz bez choćby najmniejszego grymasu. Nawet wtedy, kiedy będą to miejsca, których się bardzo wstydzę... - zatrzepotałem rzęsami, obserwując jak szeroki uśmiech rozświetlił piękną twarz kędzierzawego. Mógłbym przysiąc też, iż widziałem podekscytowane rumieńce na jego policzkach.

- Stoi. – szybko mnie puścił, a na koniec klepnął w tyłek, ja tylko wywróciłem oczami pełen czułości.

Po przebraniu się w czarne dresy i dopasowaną bluzę z kapturem z adidasa, zszedłem na dół (oczywiście gubiąc się w trakcie tego co najmniej dwa razy). Nucąc cicho pod nosem przypadkową piosenkę i nawet nie myśląc nad jej tytułem, wszedłem do kuchni. Przygotowałem trzy kanapki dla Harrego bogate od wszelkiego rodzaju dodatków, natomiast dla siebie dwie z dżemem.

- But here I am, next to you. – wstawiłem wodę w czajniku w celu przygotowania herbaty. – The sky's more blue in Malibu...

- Co tu robisz? – przeciągnąłem ostatnią sylabę, odwracając się wystraszony. Zmarszczyłem brwi na widok już odjeban...to znaczy umalowanej Emily.

- Robię śniadanie... – przerwałem, myśląc przez chwilę nad tym czy to co pojawiło się w mojej głowie nadaje się do powiedzenia na głos. Zdecydowałem. - ...dla mnie i Harrego. – szach mat, pindo. – pomyślałem po tym, gdy jej uśmieszek zbladł.

- Ojciec Ci pozwolił? – udawała, iż wcale nie zwróciła uwagi na to jak podkreśliłem imię bruneta.

- Tak. Mówił, że mam się czuć jak u siebie i będzie traktował mnie jak przyjaciela ze względu na chłopaków. – czy to źle, że sprawiało mi radość robienie jej na przekór? Zresztą...miałem do tego prawo! Ja nie podwalałem się do kogoś w kim ona była zakochana.

- Mhm... - uderzała długimi, szponiastymi paznokciami o blat, powodując tym okropny dźwięk. Starając się ją ignorować, wyjąłem z szafki dwa kubki oraz cukier. – Byliśmy z Harrym kiedyś razem...

- Wiem. Słyszałem. – przerwałem. Owinąłem palce naokoło kubka, następnie go ściskając.

- Ale wrócimy do siebie. Biedny chłopak sam nie wie czego chce, sądząc po tym jak ostatnio sobie dogadza... - zacisnąłem szczękę tak mocno, że poczułem tarcie między jedynkami i zębami trzonowymi. Nie, ona tego nie powiedziała... - Właściwie to co on w Tobie widzi?

- Najwyraźniej więcej niż Ci się wydaje. – zasyczałem niczym wąż, odwracając się w jej stronę.

- Proszę Cię. Ja mam wszystko. Pieniądze, gram na trzech instrumentach, tańczę, mam piękną twarz, wysportowane ciało, długie, szczupłe nogi... - wyliczała, mrużąc oczy w najobrzydliwszy i najbardziej złowrogi sposób w jaki dane mi było kiedykolwiek doświadczyć.

- Ah tak? Hmm to dziwne. Bo z jakiegoś powodu kręci go ten mój brak pieniędzy, talent do rysowania, brak umiejętności do tańca, przeciętna, ale w przeciwieństwie co do niektórych miła twarz, moje niewysportowane ciało i krótkie grube nogi. – warknąłem, nawet nie starając się już trzymać nerwów na wodzy.

- Spokojnie. Kiedy już mu się znudzisz, zrozumie co pociąga go naprawdę.

- Oj skarbie, masz zbyt wielkie nadzieje. – mój uśmiech był przepełniony fałszem i ironią.

- Ja? – parsknęła.

- A niby kto? – podszedłem bliżej niej. Odgarnąłem kosmyk włosów brunetki za ucho, patrząc jej głęboko w oczy. – Em, Em, Em, moja droga... - cmokałem naśladując Harrego. – Bądźmy szczerzy. Nieważne ile czasu spędzisz na siłowni, on i tak będzie marzył tylko i wyłącznie o moim tyłku. – wycedziłem na koniec, z naszych oczu trzaskały iskry, a powietrze zrobiło się niezwykle gęste.

- Cześć Wam! – w momencie, w którym dziewczyna już otwierała usta, by dać upust swojemu jadowi, do kuchni wszedł Liam w doskonałym humorze.

Przygotowana woda w czajniku dała o sobie znać mrożącym krew w żyłach gwizdaniem.











- Harry...b-blisko! – gryzłem materiał poszewki od poduszki, którą zasłaniałem twarz, żeby stłumiła moje głośne jęki. Brunet poruszał w moim wnętrzu swoimi dwoma długimi, palcami, krzyżując je dokładnie w miejscu mojej prostaty. Unosiłem biodra w górę, przepełniony kumulującym się w moim podbrzuszu ciepłem z powrotem przyciskając je do materaca. – P-proszę...mogę? – odrzuciłem poduszkę w bok, napotkałem zadowolone spojrzenie mężczyzny.

- Tak, kochanie, dotknij się. – pozwolił, a ja od razu objąłem swojego penisa ręką. Po poruszeniu nią zaledwie kilka razy krzyknąłem głośno, mając głęboko w poważaniu to, iż bardzo prawdopodobnie ktoś mnie usłyszał.

- Kanapki były pyszne. – wyszczerzył zęby, po czym cmoknął mnie króciutko w górną wargę.

- Naprawdę kanapki? – sapnąłem, powoli uspokajając rozszalały oddech. – Przez ostatnie 15 minut kosztowałeś czegoś innego. – powiedziałem zadziornie.

- Mówiąc ogółem, całe śniadanie było smakowite. – poruszył brwiami w figlarnym geście, a ja roześmiałem się serdecznie. Następnie wstał z łóżka i podszedł do komody, z której wyjął swoją za dużą na mnie koszulkę i (również jego) bokserki, a potem rzucił mi je.

- Wiesz, że mogłeś mi dać moje ciuchy, prawda? – mruknąłem uszczypliwie, jednak bez żadnych sprzeciwów, wsunąłem na biodra bieliznę.

- Lubię jak chodzisz w moich. Pięknie potem pachną, aż żal je prać...

- Pot? Nie wiedziałem, że Cię to pociąga. – wydałem z siebie zduszony chichot podczas zakładania koszulki Harrego.

- Niekoniecznie. Po prostu Tobą. – odparł, wracając do łóżka ubrany tylko w luźne jeansy, które swobodnie wisiały na jego biodrach. Poprawiłem grzywkę z nieśmiałym uśmiechem.

- Cóż, myślę, że mniej więcej z tego samego powodu kocham Twoje... - objąłem kark bruneta, przyciągając na materac, a gdy oboje już na nim leżeliśmy, złączyłem nasze wargi w namiętnym pocałunku.

Po tym co stało się parę minut temu, byłem całkowicie pewien, iż tkwię w mojej miłości do mężczyzny głęboko. Bardzo głęboko. Nigdy nikt nie uzyskał mojego pozwolenia na choćby muśnięcie w częściach ciała, co do których nie byłem pewny, nie mówiąc już o spaniu w jednym łóżku, całowaniu się czy nawet zwykłym przytulaniu. Kiedyś, po przeczytaniu wielu książek, obejrzeniu seriali oraz filmów, pomyślałem, że nie ma nic gorszego w relacjach dwóch bliskich sobie osób niż kompletnie nieodwzajemnione uczucia lub gesty tej, na której nam zależy. Prawda okazała się dużo bardziej smutna i pokomplikowana. Zdecydowanie gorsza była ta świadomość, gdy wie się, że można tej osobie okazywać uczucia jak tylko się da, jednak nigdy nie będzie tak samo jak w normalnym związku. Nie powie się tej osobie ile dla nas znaczy, nie weźmie się z nią ślubu, nie zaśpiewa jej romantycznych, troszkę ckliwych piosenek, w skrócie...nie będzie można w prawidłowy sposób pokazać jak bardzo się tę jedną konkretną osobę kocha.

Proszę, nie, ja nie chcę, wszystko tylko nie to...

Za późno.

Westchnąłem ocierając swoje usta o te zielonookiego. Robiłem to powoli, mając nadzieję, że dzięki temu Harry choćby spróbuje domyśleć się co leży mi na sercu. Mimo nieciekawej, pogmatwanej sytuacji w jakiej z jego powodu trwałem...szczerze? Miałem to w dupie. Mężczyzna mógł skraść mi wolność, prawo do widywania się z ojcem czy edukacji, ale...ukradł mi coś dużo dla mnie ważniejszego. Serce. Ok, byłem egoistą, nie widzącym nic poza własnymi zmartwieniami oraz problemami, nie można zaprzeczyć. Ale...w końcu byłem tylko zakochanym po uszy frajerem, tak?

- Koniec miziania! Li Cię woła Harold! – byłem gotów rzucenia w (no kto by pomyślał) Nialla czymś ciężkim. Najlepiej telewizorem.

- Idę. – lekko się ociągając, wstał niechętnie na równe nogi. Westchnąłem zawiedziony.

- Luz, młody, wróci zapewne późnym popołudniem.

- Co?! – równocześnie z Harrym zmarszczyliśmy brwi.

- Liam mówił, że to coś ważnego i ma związek z Chrisem i Edwardsami.

- Boże, sam nie może z nimi jechać? – jęknął. – Chcę siedzieć z Louisem cały dzień bezczynnie w łóżku i robić ewentualnie jakieś przerwy na pójście po coś do jedzenia i picia. – zarumieniłem się, uśmiechając promiennie. Nawet nie próbowałem ukrywać swojego szczęścia.

- Wyraźnie powiedzieli, że chcą tam Ciebie. – nawiązał ze mną krótkotrwały kontakt wzrokowy, jednak po chwili sam go przerwał. Kędzierzawy westchnął buńczucznie, a następnie ubrał białą koszulę przez którą prześwitywały jego piękne tatuaże, jęknąłem w duchu gdy niedyskretnie go oglądałem.

- Wrócę niedługo, księżniczko. – złożył delikatny pocałunek na moim policzku, a następnie skierował się w kierunku drzwi.

- Ok...pobyczę się Niallem, nie martw się o mnie. – zaśmiałem się, chcąc ukryć to jak strasznie nie chciałem, by gdzieś jechał.

- Dopóki on jest z Tobą, nie mam powodów... - brunet posłał mi jeden z jego najpiękniejszych uśmiechów, po czym już go nie było. Irlandczyk podbiegł do łóżka, na którym w dalszym ciągu siedziałem, później wskakując pod kołdrę.

- No gadaj.

- Eee...a co mam gadać?

- Dlaczego zachowujecie się jak stare dobre małżeństwo? Co się wydarzyło między Wami na Itace? Dlaczego on...

- Ludzie, Ni, nie wszystko na raz!

- Więc zacznij od początku! – podciągnął pierzynę aż po samą szyję i ułożył głowę na poduszkach z dłonią pod policzkiem.

- Sprawa jest dość chujowa... - wyszemrałem, zarzucając nogę na biodro chłopaka. On przyciągnął mnie bliżej swojej klatki piersiowej, zmuszając tym samym do przytulenia go.

- Na pewno nie jest tak źle. – wzruszył ramionami. Kręcił palcem małe kółeczka między moimi łopatkami, chcąc, żebym się rozluźnił.

- Jest...

- Powiedz, LouLou.

- Zakochałem się w Harrym. – zacisnąłem powieki. Słowa te dziwnie parzyły mój język po pierwszym wypowiedzeniu ich na głos. Niall zaprzestał swoje ruchy, wydał przy tym dźwięk przypominający mi dławienie się.

- O kurwa.

- Święte słowa.

















- I Ty co jej wtedy odpowiedziałeś? – pół godziny później byłem w trakcie zwierzania się swojemu blond przyjacielowi z nieprzyjemnej konfrontacji z Emily.

- Że nieważne jak będzie się starać, on i tak woli mój tyłek. – wyprostowałem się.

- Uuu! – strzelał palcami naśladując dziecinne zachowanie moich rówieśników ze szkoły. – Pocisk roku, młody!

- Wiem, jestem z niego dumny! – chichotałem wcinając z nim chipsy serowe.

- Co dalej? Co dalej? – wpychał w policzki jak najwięcej porcji przekąsek.

- Liam wszedł nim zdążyła cokolwiek powiedzieć.

- Szkoda trochę...możemy wrócić do tej sprawy z... - odkaszlnął. - ...Harrym? – przełknąłem z trudem kolejny kęs.

- Ja...możemy...

- Więc kiedy to zrozumiałeś? Że go kochasz? – szepnął w obawie, iż ktoś nieupoważniony do tego może usłyszeć.

- Całkiem niedawno. Pamiętasz jak poszliśmy na Itace do ogrodu różanego? Właśnie tam...

- W zasadzie od tego czasu zacząłem widzieć między Wami wyraźną chemię. – przyznał. - Rozmawialiście o tym?

- No chyba sobie żartujesz! – połamałem chipsa w zaciśniętej dłoni.

- Musisz z nim porozmawiać. W takich sytuacjach trzeba być szczerym!

- Ale ja...się boję... - nadgryzłem chrupka, spuszczając wzrok.

- Louis, pamiętasz co mi powiedziałeś jakiś miesiąc temu, gdy rozmawialiśmy o mojej co prawda byłej... - odetchnął, robiąc krótką pauzę. - ...sytuacji z Zaynem? Mówiłem dokładnie to samo co Ty teraz, a wtedy odpowiedziałeś...? – posłał mi szeroki uśmiech, od razu mnie nim zarażając.

Gdyby wszyscy ludzie zakochani w kimś bali się mówić na głos o swoich uczuciach, chyba ludzkość nie ruszyłaby do przodu...

- Ja wiem, Ni, ja wiem, po prostu...to dużo trudniejsze, kiedy sam masz taki problem... – jęknąłem pocierając skronie.

- A widzisz, sam Ci mówiłem! – objął mnie ramieniem. – Pogadaj z Harrym, najlepiej od razu po jego powrocie. – przemówił już dużo poważniej. Głęboko zastanawiałem się nad słowami Irlandczyka.

- Dobrze, zrobię to.

- Młody, nie możesz cały czas tego unik...chwila co?! – pisknął odsuwając mnie na długość swych rąk.

- Zgodziłem się. Pogadam z Harrym. – mruknąłem wstydliwie.

- To...cudownie! Wow masz więcej odwagi niż zakładałem...

Później nie wracaliśmy już do tego. Niall postanowił włączyć jakiś film Marvela, który i tak nie interesował mnie ani trochę lecz nie śmiałem odmówić chłopakowi. Jemu się nie da odmówić. Zamiast jednak skupiać się na, moim zdaniem bezsensownej i nudnej fabule 'Iron Mana', układałem w głowie słowa, które zamierzałem wyznać Harremu, gdy wróci. Nie wiedziałem czy powinienem rzucić to pół żartem-pół serio, całkiem poważnie lub dać upust emocjom i rozpłakać się, chcąc w ten sposób ukryć zażenowanie jakie ogarnie mnie z całą pewnością. Może powinienem wygłosić jakąś przemowę? Lepiej od razu przejść do sedna? Setki pytań, zero odpowiedzi.

- Hahahaha dobre, co nie? – farbowany blondyn wybuchł swoim charakterystycznym śmiechem. – Louis?

Nie odpowiedziałem pogrążony we śnie, z okruszkami serowej przekąski na koszulce.

















Przebudziłem się przykryty kołdrą, cały spocony. Włosy i ubrania przyklejały się nieprzyjemnie do mojej skóry, wolałem nie podnosić rąk, aby przypadkiem nie udusić się zapewne nieziemskim smrodem. Moje przerażenie i zdziwienie osiągnęło zenitu po utkwienia wzroku w tarczy zegara wiszącego na ścianie. 16:50. Ja pierdole 16:50!

- Spałem 5 godzin! W dzień! – wyskoczyłem spod derki jednym susem, rzecz jasna zaplątując się w nią i lądując boleśnie oraz hałaśliwie na kości ogonowej. Gwałtownie wciągnąłem powietrze przez zęby, powstrzymując wrzaśnięcie. – Niall, Ty mały kurwiu, czemu żeś mnie nie obudził?! – skopałem z miękkich jak gąbka nóg pierzynę, po czym potruchtałem, parę razy tracąc równowagę, w stronę drzwi.

Przypomniałem sobie, że przecież Harry miał wrócić późnym popołudniem do domu...a siedemnasta zdecydowanie zaliczała się do tej pory dnia. Nieprzerwanie biegnąc, poprawiałem nerwowo wilgotne włosy, razem z za dużą koszulką, na wszelki wypadek spotkania się z brunetem twarzą w twarz. Pisnąłem cicho, całkowicie nieświadomie, gdy ujrzałem Zayna.

- Z! – podbiegłem do Mulata, uśmiechnął się on na mój widok.

- Nareszcie wstałeś.

- Czy Harry już jest? – zapytałem, starając się brzmieć obojętnie.

- Tak, od godziny. Mówił, żebyśmy Cię nie budzili, teraz chyba poszedł do Emily, bo chciała mu coś pokazać. – czułem jak moja euforia zmienia się błyskawicznie w poddenerwowanie, a następnie w gniew.

- Gdzie oni są? – warknąłem. Pół-anglik całkowicie zdezorientowany moim zimnym tonem, tylko wskazał palcem drzwi na końcu korytarza. Wymamrotałem ciche podziękowania i zdecydowanym tonem, stawiając duże (jak na mnie) kroki podszedłem do nich. Wpadłem do pokoju bez zachowania jakichkolwiek manier i zapukania.

- Harry, słyszałem, że już jes... - urwałem w pół słowa, zastygając. Podobnie jak moje serce.

Mężczyzna wpatrywał się we mnie zszokowany. Leżał na różowym, dziewczęcym łóżku z baldachimem i rozpiętą koszulą wizytową. Podpierał się na łokciach. Jednak nie to było konkretnym powodem zagotowania się w moich żyłach krwi.

Emily.

W bieliźnie rodem z wybiegu Victoria's Secret ukazującej zdecydowanie za dużo ciała.

Okrakiem na kolanach Harrego.

- Oh witaj, Louis. Przybyłeś w samą porę. – dziewczyna posłała mi niewinny uśmiech, kładąc dłoń na torsie bruneta.

Wtedy, po raz pierwszy w całym swoim krótkim, nastoletnim życiu, wpadłem w niepojęty nawet dla mnie samego szał. Wrzasnąłem.

Harry's POV

~10 minut wcześniej~

- Cześć, kochanie... - szepnąłem najciszej jak się dało, po czym okryłem drobne ciałko kołdrą. Przeczesałem kosmyki jego mokrej, karmelowej czupryny, co nie odrzucało mnie ani trochę, było to nawet urocze. – Śpij piękny, śpij. Przynajmniej wtedy nie męczysz tej niewinnej, ślicznej główki... - ściągnąłem marynarkę i powiesiłem ją na wezgłowiu. – Kiedy się w końcu przede mną otworzysz, Louis? – westchnąłem troszkę przygnębiony. Może chłopakowi wydawało się, że nie zauważam jak dziwnie się zachowuje podczas rozmów ze mną, ale, mówiąc nieskromnie, byłem naprawdę bystry i spostrzegawczy.

Wreszcie pozostawiłem śpiącego nastolatka samego w pokoju, a sam zszedłem na dół w celu nalania sobie szklanki wody. Po rozmowie z Edwardsami, z radością stwierdziłem, iż plan ucieczki na Itakę wypadł znakomicie – policja zgubiła nasz trop i nie mieli pojęcia gdzie możemy się podziewać. Nie mogłem pozwolić na to, aby zabrali mi Louisa. Nie gdy zacząłem coś do niego czuć. Coś dużo poważniejszego niż zwykłe napięcie seksualne.

Byłem tym faktem przerażony.

Drżącymi dłońmi napełniłem szklankę do połowy, a następnie napiłem się. Odpiąłem pierwsze dwa guziki koszuli, ponieważ jak się domyśliłem, Liam podkręcił ogrzewanie. Uśmiechnąłem się do obecnego w pomieszczeniu Nialla i po przeprowadzeniu z nim krótkiej wymiany zdań, zabroniłem budzenia Louisa. On tylko wzruszył ramionami, a potem wyszedł z kuchni.

- Hej, Harry! – ledwo powstrzymałem się przed wywróceniem oczu na widok Emily w nieprzyzwoicie krótkiej sukience. Starała się tak bardzo...

- Siemka. – odłożyłem szklankę do zlewu.

- Musisz mi w czymś pomóc... - oplotła moje ramię swoim, wypinając biust do przodu.

- Tak, zdecydowanie wybieraj mniejsze dekolty.

- Nie, głuptasie. – prychnęła, urażona. – Mam problem z...lampką nocną! – powiedziała dziwnie się ociągając w trakcie. Uniosłem brew.

- Czemu akurat ja jestem Ci potrzebny? Zayn jest od spraw technicznych, on może Ci pomóc.

- Wolałabym najpierw, żebyś po prostu zerknął, czy na pewno jest coś nie tak. W końcu, tylko Ty jesteś taki uważny... - pomasowała mój biceps z filuternym uśmiechem.

- Kurwa, ok. – mruknąłem, brunetka ewidentnie zadowolona pociągnęła mnie na górę do swojego obrzydliwie różowego, przesadnie dziewczęcego pokoju. – Gdzie ta lampka? – zapytałem rozglądając się. Usłyszałem charakterystyczne kliknięcie klamki w drzwiach, spojrzałem na nią.

- Jebać lampkę, Harreh... - moje oczy prawie wyskoczyły z orbit, kiedy Emily popchnęła mnie na łóżko uścielone miękką, puchową pierzyną.

- Co do chuja, Em?! – nie poznawałem własnego głosu, gdy dziewczyna ściągnęła sukienkę przez głowę, by po chwili stanąć przede mną w komplecie czerwonej, koronkowej bielizny, dając mi idealny widok na jej szczupłe, według mnie zbyt chude ciało. Fu.

- Nareszcie sami...Powiedz, jak wiele czasu minęło odkąd miałeś okazję do podziwiania jakiegoś ładnego ciała? - owinęła długi kosmyk włosów w okół palca, zmysłowo wypychając biodro.

- Tak właściwie to mam do tego okazję codziennie. – warknąłem, chcąc wstać. Dziewczyna usiadła na moich biodrach okrakiem, od razu zabierając się za rozpinanie mojej koszuli. – Emily, złaź! – szarpałem się, mając ochotę w każdej chwili na nią zwymiotować. Zwłaszcza kiedy zaczęła ocierać się o moje krocze.

- Odpręż się...Zobaczysz jak będzie Ci cudownie...

- Harry, słyszałem, że już jes... - w drzwiach stanął, ku mojemu zakłopotaniu Louis. Zmierzył wzrokiem najpierw mnie, a później brunetkę. Jego twarz wyrażała mieszankę różnych uczuć, między innymi zaskoczenie, żal, ale przede wszystkim złość. To musiało wyglądać naprawdę źle.

- Oh witaj, Louis. Przybyłeś w samą porę. – posłała mu słodki uśmieszek, zapewne ciesząc się ze swojego małego 'zwycięstwa'.

- Niby na co? – parsknąłem. – Ja nie znalazłem się tutaj przez własne chęci, tylko...

- Przysięgam, że rozkurwię Ci łeb, szmato! – wydarł się, w sekundę pokonując dzielącą ich odległość. Złapał ją za włosy, a ja wykorzystując to, iż ją ze mnie ściągnął, szybko się podniosłem. Wbiła paznokcie w jego rękę, widziałem jak zacisnął zęby lecz nie puścił.

- Możesz mi skoczyć, frajerze! Ah, zapomniałam...za wysoko dla Ciebie... - wydęła dolną wargę, udając współczucie. Ani ja, ani ona, ani także prawdopodobnie Louis, nie spodziewaliśmy się jak mocny cios chłopak zada Emily z pięści prosto w jej umięśniony, nagi brzuch.

Dziewczyna jęknęła głośno z bólu osuwając się na bladoróżowy dywan. To nie był jednakże koniec ze strony szatyna, Louis bez żadnych skrupułów rzucił się na nią i ponownie pociągnął brunetkę za włosy. Wykrzykiwali w swoją stronę urywki różnych przekleństw tarzając się po podłodze, pragnąc zdominować się nawzajem. Z pełnym podziwem obserwowałem jak dużą przewagę miał 18-latek, dopiero po chwili orientując się w całej sytuacji i jak niepokojące tory obrała. Nachyliłem się nad szamotającą się dwójką, z (wielkim!) trudem odciągając chłopaka, który wymachiwał wściekle pięściami oraz rzucał przeróżne obelgi w stronę dziewczyny.

- Co tu się kurwa, pierdolona Wasza mać dzieje?! – do pomieszczenia wbiegł Chris, a zaraz po nim trójka moich zwabionych hałasem przyjaciół.

- Twoja córka...

- DOBIERAŁA SIĘ DO NIEGO, KURWA, DZIWKA ŻAŁOSNA! – nie pojmowałem co w niego wstąpiło. Zachowywał się jak zupełnie inny człowiek. W jego oczach tańczyły wzburzone płomienie.

- A następnie rozeźlony Louis...

- NALEŻAŁO JEJ SIĘ, KURWA! ZROBIŁBYM TO ZNOWU!

- Dokładnie. Lepiej bym tego nie ujął.

- EMILY! – starszy mężczyzna ryknął tak potwornie głośno i groźnie, że spowodował nawet, iż ja się zlękłem.

- Nie drzyj się na mnie! – odkrzyknęła podnosząc się.

- Mam głęboko po dziurki w nosie Twoich histerii i scen! Co znowu zrobiłaś?!

- On jest mój! Był, jest i zawsze będzie! – syknęła, jej oczy pociemniały. – Nigdy nikt nie będzie go miał jeśli nie będę to ja! – podbiegła do mnie, kiedy odstawiłem uspokojonego Louisa na podłogę. – Zrobię dla Ciebie wszystko! Wezmę ślub, urodzę dzieci, co tylko zechcesz!

- Ty jesteś chora! – wykrzyczałem równocześnie z Niallem i Zaynem.

- Kocham Cię! – szarpała moją doszczętnie pogniecioną koszulę.

- Ale ja Ciebie nie! – rozluźniła swój uścisk. Moi przyjaciele natychmiast zareagowali, szarpiąc nią.

- Co tu się stało?! Dlaczego ona półnaga leżała na Tobie na łóżku?! – nastolatek zagadnął mnie iście oskarżycielskim, pełnym wyrzutów tonem.

- Wiem jak okropnie myląco musiało to wyglądać, ale to wcale nie nie tak! – tłumaczyłem się, ponieważ naprawdę zależało mi na zaufania Louisa. Bardziej niż na czymkolwiek innym. – Zaciągnęła mnie tu pod pretekstem naprawienia jakiejś lampy, co okazało się być jebaną zasadzką! Zaczęła rozbierać mnie i siebie, nie dając nawet czasu na ucieczkę! – z ulgą, widziałem jak z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym przeze mnie, zaczynał mi wierzyć. Objąłem jego policzki dłońmi, nie przerywając kontaktu wzrokowego, aby miał pewność, że nie kłamię.

- Harry, ja... - jego dolna warga zadrżała. – Muszę Ci coś powiedzieć...

- Oczywiście, chodźmy stąd, Louis. – złapałem go za rękę, oboje minęliśmy z gracją, rozgniewaną do granic możliwości Emily. Byłem niezmiernie ciekawy tego co chłopak chciał mi wyznać...

- Nic nie masz do stracenia, Harry! – przewróciłem oczami, słysząc jej wołanie. – I tak miał zostać sprzedany.

Zbladłem.

Nie. Przesłyszałem się. Musiałem... Prawda?

- Co powiedziałaś? – czułem jak moje serce zaczęło pompować krew po całym ciele zdecydowanie za szybko, po wypowiedzeniu tych słów przez 18-latka.

- Oh...nie powiedzieli Ci? – mogłem wyobrazić sobie jej złośliwy uśmiech.

- Nie było co. - starałem się uciec z chłopakiem jak najdalej stąd, jednak on nie miał zamiaru się ruszyć.

- Harry, o co chodzi? – było mi niedobrze. Brzmiał na tak...zranionego...Jakby już wiedział, że to o czym zaraz miał się dowiedzieć bardzo go zaboli...

- Powiedz mu, Harry. – powiedział cicho Niall, posyłając Louisowi smutne spojrzenie.

- Ja...

- Mów. Po tym wszystkim co mnie z Tobą spotkało, zasługuję, żeby wiedzieć... - głos szatyna łamał się co drugą sylabę. Zdecydowanie nie był gotowy.

Zresztą tak jak ja...Zaraz miałem go stracić...

- Zanim trafiłeś pod nasze skrzydła... - starałem się dobierać słowa najprecyzyjniej jak było to możliwe. Wiedziałem, że jego delikatne, szczerozłote serce, będzie roztrzaskane z mojej winy. - W planie było po około miesiącu lub dwóch...sprzedać Cię w Indiach... - żółć powoli zbierała się w moim gardle, podobnie jak łzy w oczach nastolatka. – Ale to było zanim Cię poznałem! Nie wiedziałem jak bardzo Cię polubię! Nie znałem Cię! – przemawiałem bardzo szybko, powodując zlewanie się wszystkich zdań w jedno. – Przepraszam! Proszę, chodź ze mną i porozmawiajmy na osobności...

- Wiedziałeś? – Louis, nie odrywając ode mnie wzroku swoich błyszczących, niebieskich tęczówek, zwrócił się do Nialla.

- Ja...Lou...

- Tak. Oczywiście, że wiedziałeś. W końcu...po co mielibyście mi powiedzieć wcześniej skoro byliście zdolni do wymyślenia tego pomysłu?! – zaśmiał się histerycznie. Było to przepełnione bólem oraz goryczą. – Nie zależy Wam na mnie. Przecież chodziło tu tylko o zranienie mojego ojca, no nie?

- Nie, Louis! Już od dawna nie o to chodzi! Mówiłem Ci!

- Kłamałeś. Okłamywałeś mnie każdego dnia! Ugh nawet nie chcę myśleć o tym na jak wielkiego kretyna i naiwną pizdę musiałem przed Tobą wyjść! Po prostu...po prostu... - z jego gardła wyleciał urywany szloch, który powstrzymywał resztką sił. - ...Pieprzyć to... - odwrócił się na pięcie, od razu kierując w stronę naszej...a w zasadzie od dzisiaj jego, sypialni. Musiał przewidzieć, iż spróbuję ująć jego dłoń w swoją, gdyż chwilę później odezwał się. - Nie dotykaj mnie. - cofnąłem rękę. Starałem się ignorować przeszywający wręcz na wskroś ból w klatce piersiowej, kiedy usłyszałem jak rozpłakując się dodał: - Już nigdy nie pozwolę Ci się dotknąć...

----------------------------------------------------------------------------------------

Jestem niewyobrażalnie poruszona tragedią, która miała miejsce w Manchesterze na koncercie Ariany we wtorek jeśli jeszcze nie słyszeliście... Nikt nie ma pierdolonego prawa do odebrania życia komukolwiek. Ofiary tego zamachu spełniły swoje marzenie, jednak nie przypuszczały, że będzie to ostatnia rzecz jaka ich spotka... Nie będę się na ten temat rozpisywała, jest mi po prostu...tak bardzo przykro, że aż głupio mi szukać w głowie przymiotników, które mogłyby określić potworność tego zdarzenia. Sama miałam jechać na koncert Ari w Polsce lecz rozumiem jej decyzję o odwołaniu go. Ta dziewczyna może mieć po tym wszystkim prawdopodobnie skrzywioną psychikę już do końca życia...Składam najszczersze wyrazy współczucia dla krewnych oraz przyjaciół ofiar. Przepraszam, powtórzę się, ale naprawdę nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo łamie mi się serce, gdy o tym myślę...

"Ulecz świat. Stwórz z niego lepsze miejsce dla Ciebie, dla mnie i dla wszystkich ludzkich ras. Bo tutaj ludzie umierają. Jeśli martwisz się wystarczająco o życie, stwórz tu lepsze miejsce dla Ciebie i dla mnie." ~Michael Jackson 'Heal The World'

KOMENTUJCIE I GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top