#2
Zapewne każdy z Was kiedykolwiek czuł strach. Czy to przez szok jaki wywołał na Was starszy brat wyskakując zza zasłony. Kiedy denerwowaliście się przed sprawdzianem, na który nie byliście nauczeni. A być może czuliście lęk, który wywoływały myśli o odrzuceniu przez kogoś ważnego dla Was. Tak, każdy kiedyś się bał, jednakże tylko mała garstka ludzi na świecie zaznała strachu przed utratą życia, przed mękami jakich może doświadczyć, wszelkich rodzaju tortur. Jest to lęk, którego nie życzę nawet najgorszemu wrogowi.
Przez mój umysł przelatywały najczarniejsze możliwe scenariusze gdy byłem ogłuszony przez czyjąś silną dłoń upadając na ganek swojego własnego domu, z jakimś jebiącym zepsutymi ziemniakami worem przez, który praktycznie oślepłem. Nic nie widziałem, zajebiście bolała mnie głowa i potwornie się bałem.
Poczułem jak dwie pary rąk podnoszą mnie z ziemi. Nie broniłem się, nie byłem w stanie przez pulsujący ból. Kutas wiedział dobrze gdzie mnie uderzyć i z jaką siłą bym stracił nad sobą kontrolę, ale też nie zemdlał.
- Ale on lekki. Jedną ręką mógłbym go podnieść. - usłyszałem aksamitny, delikatny głos, w ogóle nie podobny do pierwszego.
- Ma jakieś metr pięćdziesiąt wzrostu na oko, a to prawie jak dziecko. Wcale nie jestem zdziwiony. - odezwał się kolejny mężczyzna z mocnym brytyjskim akcentem rejonu południowej Anglii, od razu to rozpoznałem, ponieważ miałem znajomego z tamtych okolic.
Pisnąłem gdy wrzucili mnie do (tak też podejrzewałam) bagażnika i zatrzasnęli drzwi. Dopiero wtedy reszta mojego ciała odzyskała połączenie z mózgiem. Spróbowałem usiąść, ale było to niewykonalne przez niski sufit w aucie. Ściągnąłem z głowy worek i odetchnąłem z ulgą. Prawie się tam już dusiłem. Wiele mi jednak to nie dało, bo dalej chuja widziałem. Zacząłem uderzać pięściami i kopać drzwi od bagażnika w nadziei, że się otworzą. Naprawdę chciałem wierzyć w to, iż któryś z tych mężczyzn nie zamknął ich dobrze. Brałem ciężkie wdechy gdy po chwili zaczęło doskwierać mi zmęczenie. Jebany brak kondycji. Chciałem się poddać.
Ale tata.
Gdy wróci i zobaczy, że zniknąłem bez śladu...
Nie.
Zacisnąłem szczękę zdeterminowany. Okładałem drzwi samochodowe z całej siły na przemian prawie bosymi stopami (miałem tylko skarpetki) i pięściami. Nie zorientowałem się, że płaczę dopóki nie zaniosłem się głośnym szlochem prawie się nim krztusząc. Policzki i szyję miałem całe mokre od łez. Pociągałem nosem czując jak z każdą kolejną chwilą ulatnia się ze mnie siła. Nigdy w życiu się tak nie bałem.
Auto gwałtownie zahamowało a ja poleciałem z cichym okrzykiem na drzwi, które próbowałem otworzyć. Przełknąłem ślinę gdy usłyszałem jak ktoś kręci się na dworze i chwilę później otwiera bagażnik.
I wtedy go zobaczyłem. Najpiękniejszego człowieka jaki chodził po tej planecie. Był wysoki na ponad 180 centymetrów wzrostu. Na długich, szczupłych nogach opinały się niemoralnie obcisłe rurki w takim samym kolorze jak moje, głębokiej czerni. Pod białym t-shirt'em, na który założona była skórzana kurtka dało się dojrzeć prześwitujące przez materiał znaczące ilości tatuaży. Miał długie, kręcone, czekoladowe włosy sięgające mu do ramion. Twarz miała ostre rysy, a najbardziej były uwydatnione kości policzkowe i linia szczęki. O mało nie zachłysnąłem się powietrzem gdy mój wzrok w końcu padł na jego oczy. Były koloru intensywnej zieleni, tak intensywnej jakiej nie widziałem nigdy u nikogo innego. Błyszczały wpatrując się w moje o barwie wyblakłego błękitu. Pełne malinowe usta wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu przez co przeszły mnie nieprzyjemne ciarki, zgarbiłem się przestraszony.
- Mógłbyś tak nie wierzgać? - to ten głos. Ten, który usłyszałem jako pierwszy. Mój Boże, pasował idealnie. - Rozumiem, że pewnie trochę Ci niewygodnie, ale musisz wytrzymać jeszcze tylko jakieś pół godziny księżniczko. - w normalnych okolicznościach zapewne odpyskowałbym mu na to określenie, jednakże teraz siedziałem cicho. Spojrzał na moje poobijane kłykcie ze zdartą skórą. Nawet tego nie poczułem. Zacmokał kręcąc głową i ujął dużą dłonią moją mniejszą. - Nie rób tak kochanie, jesteś za śliczny na to. - miałem gęsią skórkę przez jego dotyk, moje policzki płonęły przez to co do mnie mówił.
- Kim Ty...gdzie... - próbowałem wyjąkać jakiekolwiek pytanie nie poznając własnego głosu. Był jeszcze wyższy niż zazwyczaj.
- Dowiesz się wszystkiego na miejscu. - puścił moją dłoń i odsunął się. - Zostaw już moje auto, bo i tak się z niego nie wydostaniesz od wewnątrz. Szkoda tylko Twoich pięknych rączek na tę syzyfową pracę. - zamknął bez słowa drzwi do bagażnika i poczułem wtedy jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
Straciłem tak perfekcyjną szansę przez mój pociąg do chłopców. Serio Tomlinson? Serio kurwa? Miałeś idealną okazję, by uciec! Wystarczyło sprzedać mu kopa w jaja i spieprzać w stronę najbliższych domostw, ale oczywiście nie! Musiałeś się poślinić na jego widok! Kurwa, gdyby tylko nie był taki gorący...
- Ja pierdolę! - kopnąłem znowu drzwi bagażnika i ponownie tego wieczoru ukryłem twarz w dłoniach.
Byłem kompletnie bezradny. Nie mogłem zrobić NIC. Pozostało mi już tylko wykonać polecenie tamtego pięknego chłopaka i wytrzymać jeszcze tylko jakieś pół godziny w kompletnej ciszy i egipskich ciemnościach.
- Wysiadaj mały. - bagażnik się otworzył.
Przystojny Mulat o brązowych oczach i lekkim zaroście nie czekając na to aż sam coś powiem lub choćby się ruszę złapał mnie za przedramię i przyciągnął do siebie. Prawie nie czułem nóg, a on wyciągnął mnie z samochodu oczekując, że będę sam chodził!
Zaraz, zaraz.
Sorry, panienki, ja spadam.
Wykręciłem chłopakowi rękę i korzystając z tego, że jego twarz wykrzywia się w bólu i jest rozkojarzony kopnąłem go z całej siły w krocze.
- Kurwa! - krzyknął od razu mnie puszczając i osuwając się na ziemię. Jednak te godziny trenowania się opłaciły.
Nie myśląc za dużo odwróciłem się na pięcie i biegłem na złamanie karku w stronę wielkiego lasu. Nic nie widziałem, ale rozpoznałem, iż to las przez małą łunę jaką na niebo rzucały gwiazdy i księżyc. Bardzo szybko poczułem jakbym miał zaraz wypluć płuca. Kaszlałem na zmianę głęboko oddychając. Gdyby było to zwykłe zaliczenie na w.f. już dawno bym się zatrzymał i padł na ziemię ledwo żywy. Ale na głupim w.f.'ie nie czułbym, że moje życie wisi na włosku. Ujrzałem długą smugę światła, rzucałem swój cień na drzewa. Ktoś oświetlał mnie latarką.
Wtedy zrobiłem najgorszą możliwą rzecz jaką może zrobić człowiek podczas ucieczki.
Odwróciłem się.
Biegł za mną tamten piękny mężczyzna trzymający w rękach latarkę. Był niebezpiecznie blisko mnie. Zacisnąłem oczy i przyspieszyłem na tyle na ile pozwalały mi moje krótkie i słabe nogi.
- Księżniczko, to nic Ci nie da!
Jakby na potwierdzenie słów jednego z moich porywaczy przewróciłem się. I nie, nie przez jakiś korzeń czy kamień tylko o własne nogi. O własne, flegmatyczne, jebane nogi, które źle przed sobą postawiłem podczas biegu. Jęknąłem wpadając w mokre, zimne błoto pomieszane z topniejącym śniegiem. Przeraźliwy chłód opanował wszystkie moje zmęczone kończyny. Trząsłem się próbując wstać, lecz w tym samym momencie poczułem dłonie na mojej talii podnoszące mnie do góry jakbym nic nie ważył.
- Oj kochanie. - znowu to cmokanie. - No jak ty wyglądasz...
Wycieńczony, zmarznięty i przestraszony spojrzałem ciężko dysząc na jego twarz lekko naświetloną blaskiem latarki, którą prawdopodobnie położył zanim mnie złapał na trawie. Szmaragdowa zieleń była ostatnią rzecz jaką ujrzałem nim straciłem przytomność na jego rękach.
Otworzyłem powoli oczy. Znajdowałem się w dużej sypialni. Ściany miały kolor czerwieni, tak samo jak sufit...i dywany...i łóżko...i właściwie wszystko co się tutaj znajdowało. Automatycznie przez te intensywne barwy zrobiło mi się gorąco dlatego odsunąłem kołdrę na bok. Natychmiast odcień moich policzków dopasował się do otoczki tej sypialni gdy zobaczyłem, że jestem w samych bokserkach. Usiadłem rozglądając się po pomieszczeniu. Dopiero po dobrych paru minutach zaschło mi w ustach gdy przypomniałem sobie wczorajszy wieczór.
- Urwał mi się film... - przetarłem oczy.
Naprawdę nic nie pamiętałem. Jak skończyła się tamta noc, skąd wziąłem się w sypialni. Nic. Jedno było jednak pewne. Musiałem uciec.
W momencie, w którym moje bose stopy miały zetknąć się z krwistoczerwonym dywanem, usłyszałem jak otwierają się wielkie mahoniowe drzwi. Tam też spojrzałem.
- Wstawaj księżniczko, Harry chce Cię poznać.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, wiem. Niby rozdział długi, ale mało się dzieje. Mam nadzieję jednak, że rozumiecie, iż akcja musi się rozwinąć ;) Lou jest skołowany i nie wie o co chodzi. Od nowego rozdziału będzie już duuuuużo więcej Harry'ego ^^
Mam jeszcze prośbę, komentujcie jak najwięcej wersów, bo kocham to czytać :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top