Niespodziewane zderzenie
Wszedł z impetem do sali ich zespołu. W tamtym momencie chciał wykrzyczeć całemu światu jak bardzo nienawidzi i gardzi rodzinką Park. Jeszcze nikt tak bardzo nie ruszył mu ciśnienia jak ta dwójka. Nie mógł tak po prostu dać im satysfakcji z wygranej. O nie. On tak łatwo się nie poddaje. Kocha muzykę i nie pozwoli by ktokolwiek mu przeszkodził w marzeniach. Po zatem za wszelką cenę chciał im utrzeć nosa. Czy nie była to najlepsza nagroda, za wszelkie próby przeszkodzenia im? Obiecał seniorom, że zrobi to co im się nie udało. Zamierzał dotrzymać słowa.
- Ale mam ochotę im powiedzieć co o nich myślę. Jak oni mogą tak po prostu likwidować kółka pozalekcyjne? Aish pieprzeni bogacze - warczał pod nosem, chodząc w jedną i drugą stronę. - Przecież powinno być to karalne. Na pewno jakiś paragraf by się znalazł na to co robią. Powinni być---
- Yeosang uspokój się, bo zaraz to na nas wyżyjesz się - zagadał do niego San, który chwycił go za ramiona, zatrzymując przyjaciela.
Dzięki temu mógł na niego dość stanowczo spojrzeć. Zadziałało to jak zimny kubeł wody. Yeosang kiwnął mu głową w podziękowaniu. On sam bywał bardzo często bardzo emocjonalny i potrafił najpierw coś robić, a później myśleć. Dlatego też w ZEETA to San robił za tego opanowanego.
- Dobrze wiesz jaki oni mają stosunek do nas. Tutaj nic nie zmienisz. A swoim zdenerwowaniem w niczym nie pomożesz. - powiedział poważnym głosem San.
Reszta zespołu również po chwili się zjawiła. Wszyscy byli zmartwieni tym co się stanie z ZEETA i z ich przyjaźnią. Przecież tylko dzięki temu byli tak sobie bliscy. To właśnie muzyka połączyła ich w jedność. Dlatego tak ich przerażało to, że może się to tak szybko skończyć. Ale nie mogli zostawić samego Yeosanga. Dlatego wszyscy podeszli do chłopaka i otoczyli go, przytulając. Zawsze tak robili, gdy któryś z nich był w złym stanie i potrzebował tego. Byli dla siebie czymś więcej niż przyjaciółmi. Tworzyli rodzinę.
Zdecydowanie był to strzał w dziesiątkę. Yeosang od razu uspokoił się, a jego oddech stał się unormowany. Rozluźnił ramiona, biorąc głęboki wdech i wydech. Po zatem tylko oni wiedzieli jak wielką potrafi być przylepą chłopak. Chociaż.. Większość z nich uwielbiała przytulanie się i nie kryli się z tym w swoim towarzystwie. Ufali sobie.
- Dziękuję chłopaki - powiedział, odsuwając się od nich. W końcu uśmiechnął się, tak jak miał w zwyczaju. Od razu poprawiło to atmosferę w pomieszczeniu.
- Co teraz zrobimy? - spytał się Woo, spoglądając na wszystkich.
- Musimy poszukać jakiś ogłoszeń. Może akurat uda się byśmy na coś natrafili. Nie możemy od tak sobie odpuścić - odparł San, który nie bez powodu był tzw. prawą ręką lidera.
To właśnie ta dwójka znała się najdłuższej i rozumieli się bez żadnych słów. Często były zgrzyty pomiędzy nimi, ale jak było trzeba to potrafili wszystko rzucić byle by sobie pomóc. Jak szybko wpadali w konflikty, równie szybko godzili się. Nie raz było tak, że okres nieodzywania się ich do siebie nie przekraczał nawet godziny. Na jednej dłoni można było by policzyć ilość poważnych kłótni. Mieli ten sam cel i byli tak samo zdeterminowani. Nie mogli się poddać i zdawali sobie z tego sprawę. W przeciwieństwie do reszty nie widzieli świata poza muzyką. Kochali to całym sercem i byli pewność, że chcą by ich przyszłość była z tym powiązana.
Pozostała część zespołu tak naprawdę nie była tak do tego przywiązana. Oni mieli inne plany, a muzykę traktowali jako coś dzięki czemu mogą oderwać się od nauki czy spotkać z przyjaciółmi. Mieli inne ścieżki. Niezależnie od tego czy sami je wybrali czy rodzice. Ale zależało im by dalej grać, nawet jak nie mieli na tym punkcie bzika jak Yeo czy San. Po prostu czuli taką potrzebę i miłość do tego co robili.
- Ja spróbuje porozmawiać z przewodniczącym samorządu. Może uda mi się przekonać go by zmienił termin. - westchnął Yeosang. Nie uśmiechało mu się to, ale wiedział, że póki co nie mieli innego pomysłu. - A wy czegoś poszukajcie w necie, lub na stronie szkoły. Tylko to możemy zrobić.
- Jesteś pewny, że to dobry pomysł byś to zrobił? - zagadał niezbyt przekonany Yunho, który usiadł przy stoliku, z laptopem.
- A mamy jakieś inne wyjście? - westchnął - Dobrze wiem, że żaden z was nie pójdzie do samorządu... Chyba, że - spojrzał się błagalnie na Choia
- Wybacz, ale nie mogę. Muszę udać się do biblioteki. W tamtym roku zapomniałem oddać książki, więc teraz ją mam i muszę podpisać papierek - odpowiedział, klepiąc go pocieszająco po ramieniu.
Jego ostatnia deska ratunku poszła.... uznajmy, że w zapomnienie.
Podczas, gdy członkowie ,,ZEETA" przeszukiwali internet w poszukiwaniu jakiś ogłoszeń, Yeosang smętnie snuł się po korytarzu szkoły. Nie zamierzał iść do sali samorządu. Uważał, że jest to ostateczny krok. Aż tak bardzo nie chciał upaść. Wolał najpierw poszukać go w inny sposób. Albo w ogóle go nie widzieć. Chyba, że mógłby mu przywalić w tą przystojną twarz to wtedy i owszem.
Na jego szczęście, lub nie szczęście nie trwało to długo. Seonghwe zauważył przy tablicy ogłoszeń. Wywieszał on jakieś plakaty. Z tego co Yeosang zauważył były one powiązane z kółkiem matematycznym i fizyką. Prychnął pod nosem. Jak zawsze wszystkim pomaga, tylko nie im. Nie dziwiło go to już w ogóle. Dobrze wiedział, że ten dupek chce rozpadu jego zespołu i jako pierwszy by mu się śmiał w twarz.
Jednak nie mógł tak po prostu stać. Nawet jak najchętniej by odszedł. Ale musiał wykorzystać sytuację. Zacisnął więc zęby i wziął głęboki wdech, idąc w stronę chłopaka. Musiał być spokojny, mimo iż była to idealna okazja by kopnąć go w cztery litery i wykrzyczeć jak wielkim draniem jest. Ale jak na złość nie mógł tego zrobić.
Seonghwa w tym czasie był bardzo rozkojarzony. Zastanawiał się jak ma pomóc zespołowi ,,słonecznika". Myślał, że zajęcie się czymś pozwoli mu na wpadnięcie na pomysł. Co niezbyt się mu udało. Nadal miał pustkę w głowię i nie zapowiadało się by miało się coś zmienić. A czas leciał. To mu w ogóle nie pomagało. Odwrócił się, chcąc udać się do klasy samorządu. Jednak w zamian stanął twarzą w twarz z Yeosangiem. Przełknął ślinę, nie spodziewając się tego.
CHOLERA! CHOLERA! Krzyczał głos w głowie Seonghwy.
- Musimy porozmawiać Seonghwa - powiedział jako pierwszy Yeosang.
Ich bliskość dla nich oboje była krępująca. Szczególnie, że Seonghwa na chwilę się wyłączył, przez co z boku wyglądało to jak moment z dramy. Dlatego jako pierwszy zrobił krok w tył Yeosang. Tak było bezpieczniej. Chociaż zastanawiał się dla kogo bardziej. Chrząknął, co skutecznie przywróciło drugiego na ziemię.
- Huh? O czym? - mruknął, chcąc zabrzmieć jak najbardziej naturalnie. Ale widocznie Yeosang nie zwrócił nawet na to uwagi. Co było dla niego dobrym znakiem.
- Chciałbym cię prosić o to, byś wydłużył termin o tydzień. P'Seonghwa te parę dni to za mało by cokolwiek znaleźć - powiedział, siląc się na bardziej miły ton, nawet jak w myślach planował go wyrzucić przez barierki piętra. Nawet zwrócił się do niego z szacunkiem, mimo iż ten na to nie zasługiwał.
- Nie mogę tego zrobić i sam o tym wiesz. Skoro dyrektorka podjęła taką decyzję, to nic mi do tego. To ona podejmuje decyzje, ja jedynie pilnuje ich dopięcia i porządku. - odparł ze wzruszeniem ramion. Musiał udawać, że go to nie rusza.
- Aish przestań być dla mnie takim dupkiem Park - warknął, tracąc cierpliwość do niego. - Chociaż raz pomóż mi, a nie kładziesz mi pierzone kłody pod nogi. Przecież nic nie robimy złego.
- Zdaniem dyrektorki tylko niepotrzebnie marnuje się na was pieniądze. W tamtym semestrze seniorzy wywołali bójkę, za którą nasza szkoła musiała zapłacić, a reputacja ucierpiała - odpowiedział poważne.
- Pieprz się draniu! To nie była wina P'Yeonjun, tylko tamtego rywala, który podrywał jego dziewczynę - warknął do niego. Jedynie co teraz chciał zrobić to pójść stamtąd.
Seonghwa uniósł kąciki ust. Odszedł od niego i wziął z ławki plakat. Po czym wrócił na swoje miejsce. Spojrzał się na niego. To była idealna okazja dla niego, której dzięki nagłemu przypływu pewności siebie, nie chciał schrzanić. Nic nie mówiąc podszedł do chłopaka, który na ruch wyższego chłopaka, zrobił krok w tył. Seonghwa ponownie zrobił krok do niego, na co Yeosang cofnął się, tak, że dotykał plecami ściany. Czuł jakby był uwięziony w klatce, a oni odmówiły mu posłuszeństwa. Zaczął w głowie modlić się by samemu przy tym bliskim spotkaniu z przewodniczącym nie ucierpieć.
- Co ty robisz?.... - spytał się go cicho, czując jak jego pewność siebie ucieka przez taką bliskość z starszym od siebie o kilka miesięcy chłopakiem.
- A nie pomyślałeś, że może źle szukasz? Nie tylko źle oceniasz ludzi, ale też nie umiesz właściwie znajdować potrzebnych tobie rzeczy - powiedział lekko obniżonym głosem.
Seonghwa przyłożył swoją dłoń z plakatem do piersi chłopaka, który automatycznie zakrył jego tą większą dłoń, swoją. Swój wzrok miał skupiony na twarzy chłopaka. Wydawało mu się nawet, że zbliża się ona do tej jego.... WAIT.....
PARK SEONGHWA NAPRAWDĘ NIWELOWAŁ PRZESTRZEŃ JAKA BYŁA MIĘDZY ICH TWARZAMI!!!!!
Yeosang poczuł jak jego dłonie zaczynają się pocić, a on zaczyna panikować. Nigdy jeszcze się nie całował, a miał dziwne wrażenie, że właśnie do tego ten dupek dążył. Zacisnął swoje oczy, oraz usta. Przechylił lekko głowę w prawą stronę, by ten nie mógł tak łatwo dostać się do jego ust. Był gotowy na to, że Seonghwa go pocałuje, ale z drugiej strony nie chciał mu dać takiej szansy. Jednak w zamian poczuł jak ten mu dmucha w twarz, przez co otworzył oczy. Spoglądał na niego z szokiem.
- Następnym razem nie zawracaj mi głowy czymś tak banalnym - odparł.
Wyswobodził swoją dłoń, tak, że Yeosang teraz trzymał plakat konkursu folkowego. Odwrócił się od niego, uśmiechając się jak głupi, tak by tamten tego nie zauważył. Gdyby mógł to już by piszczał.
Gdy Seonghwa zniknął mu z pola widzenia, chłopak chwycił się za swoje rozgrzane policzki. Nie wiedział co miał myśleć o tym co się tutaj wydarzyło. Zastanawiał się czy tylko czy mu wydawało, czy on naprawdę by go pocałował.
- Ehh pewnie to kolejne jego zagranie by mnie wytrącić z równowagi - stwierdził ostatecznie.
Długo jednak nie myślał o tym. Przeniósł spojrzenie na plakat, który mu zostawił chłopak. Nie wiedział czy zrobił to specjalnie czy nie. Ale teraz nie liczyło się to. Najważniejsze było, że będą mieli możliwość uratowania klubu i dalej funkcjonowania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top