VII. Diane zaczyna działać

Diane widziała, że odkąd w ich życiu pojawiła się Isabelle, atmosfera w domu zrobiła się dużo cięższa. Dostrzegała te wrogie spojrzenia posyłane sobie przez jej przyrodnią siostrę i kuzynkę, nieswojość Louisa, a nawet napięcie nerwów u rodziców. 

Sama niezbyt przepadała za Isabelle, a gdy ta kłóciła się z Anną, czuła się zobowiązana stanąć po stronie przyjaciółki, jednak z każdym dniem i kolejną wizytą Potockich czy de La Roche'ów lub po prostu z kolejnym popołudniem spędzonym w towarzystwie starszych krewnych zauważała, że chociaż Belle zachowywała się wobec nich nieodpowiednio, to miała ku temu powody.

Im dłużej nad tym wszystkim myślała, tym więcej błędów dostrzegała nie tylko po stronie mademoiselle Ashworth, ale i po stronie Claudine. Isabelle zbytnio unosiła się dumą, pyszniła urodą i wiedzą oraz flirtowała z Louisem, lecz mademoiselle de La Fere nie dała jej absolutnie żadnych szans, tylko od razu ją skreśliła. Belle jako zupełnie obca w towarzystwie była na przegranej pozycji, a Claudine, która jako jej starsza i bardziej pewna siebie kuzynka powinna jej pomóc, wprowadzić ją do grona krewnych, do którego przecież należała i Isabelle, wolała ją upokarzać i fukać. 

I ona, Diane de Beaufort, nie była bez winy. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Bolały ją docinki siostry, jakoby niby miała być zbyt młoda i bezrozumna, by pojąć pewne kwestie, przez co rzadko kiedy brała jej stronę, po czasie spostrzegła jednak, że ze strony Isabelle były to przejawy jej mechanizmu obronnego. Skoro nikt jej tu nie chciał, starała się dowartościować, wybuchała gniewem, unosiła się dumą i robiła z siebie widowisko, byle ktoś zwrócił na nią uwagę.

Jej działań Diane w żadnym wypadku nie uważała za słuszne. Nie potrafiła wyrzucić z pamięci widoku małej Gigi, która przybiegła do niej zapłakana, oznajmiając, że Belle właśnie ją poszarpała. To poczynanie siostry uznała za karygodne i dziwiła się, że matka dała jej za nie jedynie reprymendę. 

Kiedy jednak po którejś z wizyt Davida i Gastona de La Roche'ów, którzy wraz z Claudine rzekli Isabelle kilka niemiłych słów, Diane zauważyła, że jej siostra snuje się po korytarzu z miną, jakby zaraz miała się rozpłakać, ścisnęło się jej serce. Isabelle czasem zachowywała się okropnie, ale nie zasłużyła na takie traktowanie. 

Diane nie wiedziała jednak o pocałunku między siostrą a Louisem, przez co nie miała pełnego oglądu sytuacji. Wtedy może pojęłaby, dlaczego Claudine zachowuje się coraz gorzej wobec kuzynki.

Któregoś razu, gdy przechodziła obok pokoju siostry, usłyszała jej łkanie. Serce ścisnęło się jej z żalu. Diane nie należała w żadnej mierze do osób zepsutych, dlatego też cierpienie siostry bardzo ją bolało. Zapukała do jej drzwi, mając nadzieję, że zostanie jej otworzone i będzie mogła pocieszyć Belle.

— Kto chce mnie pomęczyć? Idźcie sobie — jęknęła Isabelle. 

Diane jednak nie zamierzała dawać za wygraną.

— To ja, Diane. Mogę wejść, siostrzyczko? Mam dla ciebie ważną wiadomość od rodziców. 

Usłyszała ciche westchnięcie Isabelle. Po chwili siostra krzyknęła jej, by weszła, na co Diane nacisnęła klamkę i przestąpiła próg pokoju. 

Belle leżała na swoim łóżku, ocierając łzy. Nawet nie starała się udawać, że wcale nie płakała. Jej bledziutka zazwyczaj twarzyczka przybrała kolor czerwieni, a z klatki piersiowej dziewczyny zaczęło wydobywać się łkanie.

— Czego matka ode mnie chce? A twój ojciec? — syknęła niemiło.

— Nic od ciebie nie chcą, wybacz mi, że skłamałam. Usłyszałam twój szloch i zrobiło mi się okropnie przykro, więc przyszłam zapytać, co się dzieje. — Spojrzała na nią ze współczuciem. 

— Idź stąd, nie potrzebuję twojej litości. Za dwa tygodnie wracam do tatusia i nie będę już musiała nigdy na was patrzeć — syknęła. 

Diane westchnęła ciężko. Niestety, Belle była tak uparta, jak jej matka. Mademoiselle de Beaufort czuła, że czeka ją tak samo ciężka przeprawa, jak ojca z maman.

— Belle, wcale nie chcę się nad tobą litować ani pastwić. Przykro mi, że tak ci tu źle, chciałabym jakoś ci pomóc, pocieszyć cię. Czy to przez Gastona płaczesz? 

— Nie powinno cię to obchodzić — fuknęła dziewczyna. 

— Ale obchodzi.

— Jaki masz cel, żeby wyciągać ze mnie takie informacje, co? — Belle odwróciła się do niej i posłała jej mordercze spojrzenie. — Twój cudowny tatuś, przez którego musiałam wychowywać się z tą okropną kobietą na miejscu matki, chce się czegoś dowiedzieć, co? Może kupi ci za to kolejną sukienkę?

— Nie, Belle, to wcale nie tak, jak myślisz... — odparła zdumiona jej insynuacjami Diane. — Wiem, że między nami nie układało się za dobrze, bo cóż, czułam się zobowiązana stanąć po stronie Anne, bo to moja najlepsza przyjaciółka, ale widzę, że ci u nas źle, i że wszyscy cię nieodpowiednio traktują. Też masz w tym swój udział, to prawda... Ale nienawiść Claudine i chłopców jest zupełnie bezzasadna, nie dali ci nawet szansy. 

Belle spojrzała na nią ze smutnym grymasem szpecącym jej urodziwą zazwyczaj twarzyczkę. W niczym nie przypominała już tej ślicznej panienki, która przybyła do nich półtora miesiąca temu. 

— Najwyraźniej mają powody, żeby mnie nienawidzić. Przyznaję, nie chciałam tu przyjeżdżać i na początku byłam okropna, bo ojciec zawsze powtarzał mi, że matka jest okrutną kobietą. 

Diane otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.

— Naprawdę tak mówił? Przecież maman jest cudowna! Co prawda nie jest tak dobra jak papa, to trzeba uczciwie przyznać, bo czasem ma swoje humorki, robi awantury o byle co i szybko traci cierpliwość... Ale nie nazwałabym jej okrutną. Jakiś czas temu widziałam przez przypadek, jak płakała za tobą, a papa tulił ją do siebie i mówił jej, że to nie jej wina, że twój ojciec nie chce, byście się spotkały. Ona naprawdę sporo o tobie myślała. 

— Teraz już wiem, że nie jest tak okropna, jak malował ją ojciec, chociaż wciąż nie potrafię jej zaufać. Mam nadzieję, że nie weźmiesz mi tego za złe. — Spojrzała na nią przepraszająco.

— Nie, to zrozumiałe, że stoisz murem za swoim ojcem, skoro to on cię wychowywał przez całe życie. — Uśmiechnęła się do niej pocieszająco.

Belle odpowiedziała tym samym. Diane czuła, że udało się jej przekonać do siebie siostrę, przynajmniej częściowo. Pierwszy krok ku zażegnaniu tej okropnej wojny został postawiony.

— Nie rozmawiałyśmy jeszcze nigdy tak naprawdę szczerze. Powiedz mi, co lubisz robić?

— Cóż, muzyka jest mi naprawdę bliska, jak już mówiłam tamtego dnia... — westchnęła smutno. — A w Wiedniu co rusz są grane kolejne opery. Dlatego kocham to miasto. 

— A książki?

— Czasem coś czytam, ale nie takie księgi, jak te historyczne tomiszcza, które pochłaniasz. Lubię romanse. 

— Mój papa zabrania mi ich czytać. Uważa, że są demoralizujące. Maman zaś mówi, że są słabej jakości, ale jeden czy dwa nie powinien mi zaszkodzić. Ale ja słucham papy, bo on najlepiej wie, co dla mnie dobre. 

— Musisz go bardzo kochać... — westchnęła.

— Tak, nikogo bardziej nie kocham niż jego. — Uśmiechnęła jej Diane. 

Miała w swym sercu miejsce dla wielu osób, lecz to ojca darzyła największym uczuciem. Nikt nie rozumiał jej tak dobrze, jak on, nie dzielił z nią tylu zainteresowań i nie troszczył się o nią tak bardzo. 

— Ja swojego też kocham. Chociaż teraz nie wiem już, co o tym wszystkim sądzić. Rozumiem, że matka złamała mu serce i miał prawo tak o niej mówić, ale przez to ogromnie mnie do niej uprzedził... Ach, ale nad czym się tu rozczulać. Nie naprawię jego błędów z przeszłości, muszę żyć tym, co teraz.

Diane posłała jej porozumiewawcze spojrzenie. Czuła, że mimo skłonności Belle do złego, jej siostra wcale nie była tak okropną osóbką. Pozostało jej jeszcze pomówić z Claudine. 

Gdy Diane weszła do pokoju kuzynki, ta leżała na sofie z książką i czytała ją z zainteresowaniem. Mademoiselle de Beaufort dojrzała, że był to jakiś romans, który ta musiała przywieźć ze sobą z Ameryki. Na widok kuzynki Claudine odłożyła powieść i uśmiechnęła się do młodszej dziewczyny.

— Siadaj, kochanie. — Wskazała na miejsce obok siebie. 

Diane usadowiła się na sofce i spojrzała na Claudine. Mimo iż starała się sprawiać wrażenie radosnej, nie dało się nie zauważyć, że płakała. Jej piękne, zielone oczy były całe czerwone od łez. 

— Co się dzieje, kuzynko? — zapytała ze smutkiem. — Kto sprawił, że płaczesz?

— To długa historia, Diane... Ale sprawczynią tego stanu mojego ducha jest Belle.

— Belle? A cóż ci ona zrobiła?

— Nie wiesz o tym? Pocałowała Louisa! — wykrzyknęła ze złością.

Diane jęknęła. Dlaczego o tym nie wiedziała? Dlaczego Belle jej się do niczego nie przyznała? A Louis? Jak się z tym czuł? Jak w ogóle mogła uczynić coś tak okropnego, skoro wszyscy w domu wiedzieli, że Louis i Claudine mieli się ku sobie?

Zaraz jednak postarała się uspokoić swoje myśli. Louis i tak nie mógł ożenić się z Belle, bo miała za miesiąc wyjść za mąż, nie istniało więc żadne realne zagrożenie mariażem tej dwójki. Tylko dlaczego to zrobili, skoro każde z nich miało kogoś innego?

— Dlaczego tak zrobiła?

— Nie mam pojęcia. Może to była zemsta po tym, jak udowodniłam jej oszustwo przy arii. Ale nie zasługiwałam na aż tak surową karę! A Louis? Dlaczego jej na to pozwolił? Dlaczego złamał mi serce?

— Claudine, rozumiem twój ból, bo widzieć ukochaną osobę w ramionach innej jest czymś okropnym... Ale czy on wie o tym, że go kochasz?

— Nie... Ale myślałam, że mnie kocha i nie poważy się nawet spojrzeć na inną... Gdybyś widziała, jakie urocze, pełne uczucia listy do mnie pisał! Po ich lekturze byłam całkowicie pewna, że mnie kocha. Ale najwyraźniej przeliczyłam się... — jęknęła i rozpłakała się.

Diane chciała ją jakoś pocieszyć, nie miała jednak pojęcia, w jaki sposób to uczynić. Wszak skoro Claudine i Louis nigdy nie powiedzieli sobie o swoich uczuciach, teoretycznie byli wolni i mogli robić, co chcieli, a drugie z nich nie powinno mieć o to żadnych pretensji.

Wyobrażała sobie jednak, jak zastanie ukochanej osoby w ramionach innej musi boleć, nie odważyła się więc rzec Claudine, że ta nie miała prawa do takiego zachowania.

— Claudine, mogę porozmawiać z Lou, jeśli chcesz, bo on zawsze chętnie mnie słucha, ale... Może wy sami powinniście sobie wyjaśnić, co do siebie czujecie? Nie chcę komplikować spraw między wami... 

— On teraz jest chyba bardziej zajęty Belle...

— Ach, nie poddawaj się tak od razu, Claudine, kochanie! Lou taki nie jest. Ma przecież świadomość, że ona za dwa tygodnie wyjeżdża, żeby wyjść za mąż. Nie stanowi więc dla ciebie żadnego zagrożenia. Po prostu z nim pomów. Nawet jeśli cię nie kocha, nie zachowa się podle, bo to nie leży w jego naturze. A jestem niemal pewna, że darzy cię uczuciem, bo on wciąż o tobie rozprawiał, kiedy cię nie było. A kiedy przyszedł list! Och, gdybyś ty widziała, jaki chodził rozpromieniony i podniecony! Nigdy chyba nie widziałam go w takiej ekstazie.

— Naprawdę? — Claudine spojrzała na nią z niedowierzaniem. 

— Tak. Idź do niego jak najszybciej.

— Och, Diane, dziękuję ci — wyszeptała Claudine i przytuliła się do kuzynki. Dziewczyna zaczęła gładzić jej długie, gęste włosy, których tak bardzo jej zazdrościła. — Przywróciłaś mi spokój ducha, kochana kuzynko.

— To nic takiego, najważniejsze, żebyś pomówiła z Lou...

— A ty kogoś kochasz, Diane? 

Na figlarne spojrzenie kuzynki dziewczyna spłonęła intensywnym rumieńcem. Przypominała soczystego pomidora. 

— Papę, maman, dzieci... Alexandre'a chyba już nie, zanadto mnie irytuje. Lou, wujka Fransa, resztę wujostwa, ciebie...

— Ach, ty głuptasku — zaśmiała się młoda kobieta. — Chodziło mi o jakiegoś młodzieńca! 

— Och. — Diane spąsowiała. — Nie, nie, żadnego nie kocham. Chyba jeszcze jestem na to za młoda. 

— A kuzyn Jean? — zapytała z cwanym uśmieszkiem. 

Na te słowa Diane zarumieniła się jeszcze bardziej. Nie myślała nigdy o kuzynie Janku w sposób romantyczny, przynajmniej tak się jej zdawało. A nawet jeśli, to zaraz wypierała z siebie miłosne podszepty. Był jej najlepszym przyjacielem, któremu mogła powiedzieć niemal wszystko, może poza kilkoma sekretami, które były przeznaczone tylko dla dziewczęcych uszu. Nie należało tego psuć. 

— Jean to mój najlepszy przyjaciel. Nic więcej. 

— Jesteś pewna? — Claudine posłała jej figlarne spojrzenie. — Obserwowałam was na balu i cóż, nie mogliście oderwać od siebie oczu, zwłaszcza on od ciebie — zachichotała.

— Nie wnikam w uczucia kuzyna Jeana. To jego sprawa.

— Podpytam o niego Anne, kiedy będą u nas gościć!

— Ani się waż! — pisnęła Diane. — Narobisz mi tylko wstydu! Pierw weź się za swojego Lou, potem możesz zajmować się moimi sprawami uczuciowymi! To ty jesteś już starą panną, nie ja!

Claudine wystawiła jej język, po czym uderzyła kuzynkę poduszką. Diane zaśmiała się w głos.

— No dobrze, moja droga kuzyneczko. Jeśli tylko wezmę ślub z Lou, to od razu po nim zajmę się doprowadzeniem ciebie i Jeana przed ołtarz! A później zacznę poszukiwania kawalera dla Lottie! 

— W takim razie już zacznij szukać dla niej kandydata, bo ona okropnie wybrzydza! — zaśmiała się Diane. 

— Spokojnie, kochanie, już Claudine znajdzie wam wszystkich mężów i was zeswata! Najpierw ciebie, potem Lottie, Gigi, Polę i Paulette! Wszystkie będziecie miały wprost wymarzonych małżonków!

— Trzymam cię za słowo!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top