VI. O wypadkach na balu u kanclerza Metternicha

Chociaż w zamyśle zebrani w Wiedniu monarchowie i dyplomaci decydować mieli o kształcie przyszłej Europy, na obradowanie nie starczało im czasu. Bale, spektakle, polowania, pokazy sztucznych ogni i inne rozrywki tak ich zajmowały, że brakowało im dnia, by zasiąść do stołu i wspólnie obradować. Kongres, planowany początkowo na ledwo sześć tygodni, trwał już od niemal pół roku. Zacieklej niż o nowe tereny walczono tu o serca pięknych dam. 

W walce tej przodowali kanclerz Metternich, prawa ręka cesarza Franciszka, choć bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że to on był faktycznym władcą Austrii, oraz Aleksander Romanow, imperator rosyjski. Złośliwcy plotkowali, że car przed przyjazdem do Wiednia sporządził listę dam, z którymi chciałby spędzić noc. On i Metternich dokładali wszelkich starań, by uwieść Katarzynę Bagration, wdowę po poległym pod Borodino generale, o której mówiono, że nosi przezroczyste suknie, oraz księżną kurlandzką Wilhelminę. To te damy zostały okrzyknięte największymi pięknościami kongresu i to ich serca każdy chciał zdobyć. Metternich i Aleksander nie rywalizowali jednak ze sobą tylko o względy pań. Pojedynki słowne lubili nie mniej niż potyczki o urodziwe damy. Kanclerz stwierdził, iż „tańczyć, to jedyne co potrafi" car, Aleksander zaś rzekł pewnego razu, iż „gardzi każdym mężczyzną, który nie nosi munduru". Tym zdaniem rozjuszył nie tylko Metternicha, lecz i Jamesa Ashwortha, który zapałał do Rosjan jeszcze większą niż wcześniej nienawiścią.

Dzień po wizycie Ashwortha u Ottona, pierwszego marca, panowie wybierali się na bal u kanclerza Metternicha, który wyprawiał w swej wiedeńskiej siedzibie, zwanej Rennnweg, iście szampańskie zabawy. James na początku kongresu ekscytował się każdym kolejnym przyjęciem, mając nadzieję, iż pozna tam kogoś naprawdę interesującego, teraz jednak uczęszczał na bale z coraz większą niechęcią. Zdawało mu się, że znał już wszystkie damy, jakie były obecne w Wiedniu.

Monarchowie bawili się właśnie na kolacji, połowa Wiednia oglądała w teatrze pantomimę „Taniec przerywany", a James Ashworth próbował wystroić się na bal. Okazało się to jednak wyzwaniem arcytrudnym, bowiem nie wiedział, czy osoba, którą zamierzał mu przedstawić Otto, była piękną kobietą, czy też jedynie ważnym dygnitarzem. Innych osobistości Otto nie przedstawiał swemu przyjacielowi. 

Kiedy już się uszykował, zabrał Belle i wsiadł do powozu. Odkąd tydzień temu zwolnił guwernantkę córki, nie znalazł jeszcze nikogo nowego na tę posadę, uznał więc, że najlepszym rozwiązaniem będzie pozostawienie córki w domu Ottona, gdzie mogłaby się bawić z jego pociechami, a później tam przenocować. Nie wiedział, co powinien spakować na ten pobyt u Ottona, beztrosko uznał więc, że do walizeczki włoży tylko koszulę nocną i sukienkę na kolejny dzień, a resztą na pewno zajmie się opiekunka dzieci Ottona. 

Annelise uśmiechnęła się szeroko, kiedy James wszedł z małą Belle do bawialni. Kiedy tylko poznała Belle, zupełnie zakochała się w rozkosznej dziewczynce, zresztą jak wszyscy. Ashworth zwrócił uwagę na wydekoltowaną suknię hrabiny von Altenburg. Granat pięknie komponował się z jej czarnymi włosami. Anglik skonstatował, iż kobieta wyglądała piekielnie ładnie i gdyby nie to, iż przyjaźnił się z jej mężem, już dawno spędziłby z nią noc.

— Gdzie jest Otto? — zapytał.

— Wciąż się szykuje. A mówią, że to kobiety się stroją! — zaśmiała się. — Jeśli ktokolwiek kiedyś powie ci, Jamesie, że damom przygotowanie do balu zajmuje wieczność, wspomnij na mego męża. Doprawdy, Otto wstał dzisiaj o szóstej i, nie licząc posiłków, cały ten czas spędził na mierzeniu fraków i decydowaniu, w czym będzie wyglądał najlepiej! 

James zaśmiał się na takie słowa. Nie myślał, że von Altenburg tyle czasu spędza na mizdrzeniu się przed lustrem. Zawsze pozował na nonszalanckiego dżentelmena, którego nie dotyczą codzienne troski.

— Gdzie jest Margrit? — zapytała nagle Belle, która wciąż trzymała ojca za rękę. — Chcę się z nią pobawić! 

— Już cię do niej zaprowadzę, kochanie. — Uśmiechnęła się Annelise. — Pożegnaj jeszcze tatusia i do niej pójdziemy.

Isabelle przywarła do nóg ojca. Chciała, żeby wziął ją na ręce, jednak James, jakkolwiek by jej nie kochał, nie mógł pozwolić, żeby jego świeżo uprasowany surdut się wymiął. Schylił się więc do dziewczynki, która pocałowała go w policzek.

— Baw się dobrze, tatusiu! 

— Ty również, kochanie. — Uśmiechnął się.

Annelise wzięła ją za rączkę i udała się do pokoju dziecinnego, James zaś poszedł do gotowalni Ottona. Dość już miał czekania na niego. Ujrzał go stojącego przed lustrem i układającego fryzurę z pomocą kamerdynera. Prychnął z irytacją.

— Ottonie, chodź już, czekamy na ciebie!

— Jeszcze nie jestem gotowy, muszę skończyć układać włosy!

— Wyglądasz dobrze, chodź już.

— Nie, nie wyglądam dobrze — burknął. — Muszę mieć fryzurę jak car. To jego sekret, uwierz mi. To do niej tak lgną kobiety!

— Ależ Ottonie! Ty masz żonę! Która w dodatku jest naprawdę piękna i cię kocha!

— Znalazł się obrońca wierności małżeńskiej. — Otto posłał mu wrogie spojrzenie. — Car też ma żonę. Bardzo ładną zresztą.

— Głupiec. Żona cara zdradzała go z jego najlepszym przyjacielem, tym całym Polaczkiem o nazwisku, którego nie sposób wymówić. A twoja żona, o ile mi wiadomo, jest ci wierna. A uwierz mi, jestem doskonale poinformowany.

Otto westchnął ciężko.

— Dobrze, Jimmy, chodźmy już. Nie będę się dłużej fryzował, to i tak bezcelowe. 

Podróż powozem minęła im w milczeniu. Annelise próbowała rozpocząć rozmowę na jakiś temat, Otto jednak był dziwnie smutny i przybity, James zaś zastanawiał się, czy może dziś będzie jego szczęśliwy dzień i w końcu pozna jakąś niezwykle interesującą damę. W końcu przyjaciel  miał mu kogoś przedstawić.

Na bal przybyli spóźnieni. James warknął ze złości, posyłając Ottonowi nienawistne spojrzenie. To przez jego idiotyczne próby upodobnienia się do Aleksandra I przegapili walc na otwarcie. Kiedy weszli do wielkiej sali balowej, pierwszym, co rzuciło się Jamesowi w oczy, nie były złote sztukaterie na ścianach, kryształowe żyrandole czy wypolerowana posadzka; jego wzrok przykuła piękna dama tańcząca w parze z carem. Była dość niska, a jej krągłe kształty powodowały, że James nie mógł oderwać od nich oczu. Musiał przygryźć wargę, by powstrzymać się od gwizdania na jej widok. Piękne, czarne loki spięła w wymyślny kok. Kosmyki przy jej skroniach wirowały w tańcu. Oliwkowa skóra lśniła w blasku świec. Urodziwa nieznajoma sprawiła, że nie mógł od niej oderwać oczu. Nie patrzył ani na cesarzową Marię Ludwikę, cara Aleksandra, panią Bagration, króla Fryderyka Wilhelma III czy Wilhelminę Żagańską. Liczyła się tylko ona, która swym blaskiem przyćmiewała wszystkie kobiety obecne na balu.

Kiedy walc dobiegł końca, von Altenburgowie i Ashworth wmieszali się w towarzystwo, jakby nic się nie stało i przyszli o czasie. Otto czuł się nieco przytłoczony przez te wszystkie znakomitości, jednak James miał wręcz przeciwne odczucia. Odziany w nowiuteńki, świeżo uprasowany frak, czarował wszystkie damy uśmiechem i swą arystokratyczną postawą. Bardzo podobała mu się Katarzyna Bagration, jednak tajemnicą poliszynela było, iż jakiś czas temu uwikłała się ona w romans z carem, Anglik wolał więc nie odbierać mu kochanki, z obawy, że zaszkodzi interesom państwa. Wysokiego, jasnowłosego Romanowa uważano za bardzo przystojnego mężczyznę, Ashworth był jednak zdania, iż Aleksander nie sięgał mu do pięt. Irytował go też fakt, iż Romanow, dwa lata od niego młodszy, już od czternastu lat rządził największym państwem Europy. Nigdy zbytnio nie obchodziła go władza, ale ten fakt, sam nie wiedział dlaczego, wzbudzał w nim piekielną zazdrość, która nieraz chwytała go za gardło, podduszając i nie dając o sobie zapomnieć. Był tylko jeden człowiek, któremu zazdrościł bardziej niż carowi Rosji. Ten przeklęty Jean de Beaufort.

Myślał, że zapomni o tym Francuziku, jak zwykł go nazywać w myślach, który odebrał mu kobietę jego życia, ba, zdawało mu się, że i o niej będzie w stanie zapomnieć. Ale nie potrafił. Zawsze dostawał to, czego chciał. I Camille również musiał dostać, bo pragnął jej bardziej niż kogokolwiek. Musiał ją uczynić panią jego włości, dumnie trwającą u jego boku. Ta żądza przepełniała go już tak długo, że czuł, jak pali go w trzewia, nie zamierzał się jednak poddać. Choćby miał w końcu zamordować de Beauforta, Camille będzie jego.

Te wszystkie damy w toaletach mieniących się najróżniejszymi barwami, od nieskazitelnej bieli po niemal prowokujący burgund, wachlujące się, trzepoczące rzęsami, a nieraz nawet mdlejące na jego widok, przyprawiały go o irytację. Kiedyś lubił zwodzić takie kobietki, teraz jednak, kiedy miał już długie doświadczenie z damami, nie działały już na jego zmysły. Potrzebował kobiety, która będzie wobec niego nieprzychylna, oschła, niczym Camille w początkach ich znajomości. Tylko zdobycie takiej damy, pozornie obojętnej na przymioty jego urody, zdawałoby się niedostępnej, mogłoby go zadowolić. On jednak takiej nie widział, wciąż więc śnił o swojej Camille.

Myślał też o tajemniczej kobiecie, która tańczyła z carem. Niczego nie pragnął bardziej niż zamienić z nią choćby kilka zdań, zaprezentować się z dobrej strony i pozostawić w jej głowie niezapomniane wrażenie, sprawić, że będzie o nim nieustannie myślała. Innego celu na ten wieczór James Ashworth nie miał. 

James wpisał się do karnecików kilku dam, żadna z nich jednak nie powaliła go swą urodą. Gdy z nimi tańczył, nie patrzył na ich wysmarowane przed balem najróżniejszymi kremami lica, nie przyglądał się ich ufryzowanym loczkom, nie zwracał uwagi na wydekoltowane suknie, co wywoływało w paniach mających nieszczęście zostać partnerkami tanecznymi lorda Ashwortha oburzenie. Wszak nie po to tyle czasu spędziły przed lustrem, by teraz nie zaszczycił ich choćby spojrzeniem!

On jednak przez cały czas wpatrzony był w jedną kobietę. Nieznajoma tańczyła z najzacniejszymi dżentelmenami, jak nie omieszkał zauważyć James. Z tłumu innych dam wyróżniała ją wściekle czerwona suknia, takiż kwiat we włosach i ogrom złotej biżuterii. Przypominała mu nieco cygankę, nie uważał tego jednak bynajmniej za obrazę, a za komplement.

W końcu wrócił do Ottona, który gawędził z jakimś przyjacielem, siedząc na krzesłach ustawionych przy ścianie. Opadł na jedno z nich z ciężkim westchnięciem. Miał już dość balu. Tajemnicza nieznajoma nie zwracała na niego uwagi, a inne damy kompletnie go nie interesowały.

— Jimmy, dlaczego tak się smucisz? — zapytał nagle Otto, przerywając konwersację z drugim mężczyzną, który po chwili oddalił się na parkiet.

— Jestem znudzony. Nic się tu nie dzieje. Po prostu.

— Zaczekaj, mój drogi. — Altenburg uśmiechnął się do niego tajemniczo i wstał.

James nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Rozłożył się wygodnie na fotelu i zamknął oczy. Zdystansował się od dźwięków muzyki, które pobrzmiewały na sali, i zaczął myśleć o lecie spędzonym z Camille w Wenecji. Chociaż od tamtej pory minęło już sześć lat, on wciąż nie mógł się powstrzymać od wspominania tamtych dni. Był wtedy szczęśliwy. Naprawdę kochał Camille, a noce z nią uważał za najpiękniejsze w swym życiu. 

— Jimmy! Nie śpij! Chcę ci kogoś przedstawić! — krzyknął Otto, wyrywając go z półsnu.

Nieśpiesznie podniósł powieki. Przed nim stał Otto w towarzystwie pięknej kobiety. Tej samej, która zawróciła mu w głowie! Zamrugał, by sprawdzić, czy nie ma zwidów, jednak nieznajoma o oliwkowej skórze wciąż przed nim stała. Otworzył usta ze zdziwienia i jął się w nią wpatrywać. Z bliska była jeszcze piękniejsza. Dopiero teraz widział jej pełne usta, zgrabny nos i duże, ciemne oczy przysłonięte firanką gęstych rzęs. Na jej szyi błyszczał złoty krzyż.

— Wybacz mu, moja droga, nie myślałem, że uśnie — powiedział przepraszająco Otto, po czym zwrócił się do przyjaciela. — To markiza Catalina de La Cruz y Mendoza. Moja droga, przed tobą lord James Ashworth.

James wpatrywał się w nią jak oniemiały. Nie mógł uwierzyć, że to ta sama kobieta, która zawładnęła jego umysłem na cały wieczór, stała teraz przed nim. Altenburg miał rację, mówiąc, że mu się ona spodoba. Nagle, zdawszy sobie sprawę z tego, że wciąż siedział, zerwał się z krzesła i ucałował damę w dłoń. Ona nie wydawała się być pod wrażeniem. Taksowała go pełnym politowania wzrokiem.

— To ten angielski lordzik, o którym tyle mi opowiadałeś, Ottonie? — Z pogardą spojrzała na jego otwarte z wrażenie usta. — Cóż, muszę przyznać, iż pańska ogólna prezencja jest nienaganna, lecz ta mina, godna jedynie przygłupa, odstręcza mnie od kontynuowania naszej znajomości. Nie przepadam za przebywaniem w towarzystwie ludzi nieinteligentnych.

— Ach, moja droga! — zawołał James, ukrywając oburzenie i smutek. — Ja... nie spodziewałem się ujrzeć tak olśniewającej kobiety. To wszystko wina oszołomienia pani urodą...

— Niech się pan nie kłopocze — przerwała mu i pokazała dłonią na krzyżyk wiszący na jej szyi. Anglik jednak nie patrzył na świecidełko, a na jej powabny dekolt. — Wiem, do czego pan zmierza. Proszę mi wybaczyć, lecz jestem katoliczką. Wierzącą — wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo — i nie zamierzam łamać przykazań.

James wbił w nią zdziwione spojrzenie. Nigdy jeszcze nie spotkał tak pięknej i tak wrogo do niego nastawionej kobiety. Nawet Camille nie zachowywała się wobec niego tak nieprzychylnie. Tak, to będzie jego wyzwanie. Jeśli uwiedzie Catalinę, będzie zwycięzcą. Jeśli mu się nie uda, uzna sam siebie za nieudacznika.

— W takim razie może da się pani namówić na walca? Tylko jednego.

Catalina już otwierała usta, by mu odmówić, Otto jednak spojrzał na nią wrogo. Zdawał się mówić jej, że skoro już się pofatygowała, by poznać Ashwortha, powinna zaszczycić go chociaż jednym tańcem. Niechętnie podała więc Jamesowi swój karnecik, by ten mógł się doń wpisać. Anglik nie potrafił powstrzymać się od uśmiechów. Osiągnął swój cel na dziś. Zatańczy z najpiękniejszą kobietą na balu. 

Ich uszu dobiegła nagle melodia walca. James podał Hiszpance ramię i poprowadził ją na parkiet. Walc, najbardziej intymny ze znanych tańców, był jego ulubionym. Przyciskał ją mocno do siebie, wirując w rytm muzyki. I chociaż trzymał ją zdecydowanie, zdawało mu się, że kobieta zaraz wyrwie się z jego objęć. Zamiast na niego patrzyła w lewo, na wirującego obok nich cara. James nie mógł się powstrzymać od pomstowania na Romanowa w myślach. Rosjanie byli zdecydowanie największą plagą tego świata. Nie potrafili poradzić sobie z zabiciem tego przeklętego de Beauforta, a teraz jeszcze ich władca odbierał mu uwagę najpiękniejszej kobiety na balu. Nienawidził ich. Kiedy wybrzmiał ostatni takt walca, Catalina wyrwała się z jego ramion i zniknęła. 

Ku zdumieniu Jamesa po walcu nie zagrano kolejnego tańca. Nie zasmucił się tym jednak zbytnio, bo ogłoszono, że teraz nastąpi toast. Nie wiedział nawet, kiedy stanął wśród groa najzacniejszych arystokratów Europy odzianych w najpiękniejsze stroje spod igły najwprawniejszych krawców z kieliszkiem szampana w dłoni. Orkiestra znów grała skoczną melodię. Wszyscy wpatrywali się w Klemensa von Metternicha w galowym fraku. 

— Drodzy państwo! — rzekł kanclerz. — Nie chciałbym wam psuć zabawy, ale jest wiadomość, którą niezwłocznie należy państwu ogłosić. Napoleon Bonaparte uciekł z zesłania i przebywa w tej chwili we Francji. 

Orkiestra urwała w połowie taktu, a kieliszki z szampanem zastygły w połowie drogi do ust arystokratów. Zawartość niektórych z nich wylądowała na podłodze. Rozpoczęły się gorączkowe, pełne niedowierzania szepty. Otto patrzył ze zgrozą na Jamesa, ten jednak nie przejął się zbytnio nowinami. Upił łyk szampana i rzekł nonszalancko:

— Cóż, zgaduję, że znów się zaczyna. Przynajmniej będzie zabawnie. 


Przy tym rozdziale bardzo pomocne były mi artykuły z 21 wiek History, mojego ulubionego magazynu historycznego, który niestety od paru lat już nie wychodzi (chyba że się coś zmieniło, ale od dawna nie kupuję prasy), oraz biografia Aleksandra I autorstwa Andrzeja Andrusiewicza (jeśli lubicie historię Rosji, to bardzo polecam jego książki, świetny styl, wciągają jak powieść, a są bardzo bogate w fakty). Rzeczony bal miał miejsce naprawdę i choć Metternich wiedział o ucieczce Napoleona wcześniej, to nie odwołał balu. Nowinę ogłoszono w jego trakcie, przy toaście, ale nie dotarłam do informacji, kto ją ogłosił, więc postawiłam na Metternicha. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top