IX. Wyznanie

Louis nikomu nie zwierzył się ze swych rozterek, lecz ogromnie bał się konfrontacji z Claudine. Nie wiedział, co powinien jej rzec, jak ująć w słowa uczucia, które kołatały się w jego sercu, i czy w ogóle miał u niej jakiekolwiek szanse. Co by było, gdyby okazało się, że Claudine go nie chce i tylko się przed nią zbłaźni? Nie, nie mógł tak myśleć. Skoro wszyscy mówili mu, że mademoiselle de La Fere wprost szaleje na jego punkcie, nie mogło być inaczej. Bo dlaczego mieliby kłamać w tak ważkiej sprawie?

Przyjrzał się sobie w lustrze i poprawił halsztuk. Musiał wyglądać jak najlepiej, jeśli chciał zrobić wrażenie na Claudine. Wcześniej nigdy zbytnio nie przejmował się wyglądem, gdyż w Paryżu nie było damy, której pragnąłby się przypodobać. Dopiero ukochana z dzieciństwa sprawiła, że zakłopotał się, czy aby na pewno prezentuje się odpowiednio. Mademoiselle de La Fere musiała widzieć go w najlepszym wydaniu.

Uznawszy, że żółty halsztuk najlepiej pasuje do beżowego fraka, przeczesał szybko włosy, po czym wyszedł z sypialni. Przez korytarz szedł ostrożnie, jakby ktoś miał go przyłapać na czynieniu czegoś niegodnego. W końcu zapukał do pokoju Claudine. Serce biło mu tak szybko, że obawiał się, że zaraz zemdleje z nadmiaru wrażeń. 

— Kto tam? — Dobiegł go cichy głos dziewczyny.

— To ja, Louis — odparł drżącym głosem.

— Wejdź!

Na te słowa Louis westchnął ciężko i nacisnął klamkę. Musiał zmierzyć się z własnymi uczuciami. Wiedział, że będzie to trudne i bolesne, ale Claudine była tego warta. 

Dziewczyna siedziała przy toaletce i czesała swoje długie, brązowe loki. Louis rzadko kiedy widział ją nieufryzowaną, w tak swobodnej i beztroskiej pozie. Pomyślał, że upięcia, tak modne na salonach, zdecydowanie odbierały kobietom urok. Camille czy Diane również jego zdaniem prezentowały się lepiej, a przede wszystkim młodziej, gdy nie spinały włosów. Ale na to pozwalały sobie wyjątkowo rzadko, tylko w domowym zaciszu. 

— Claudine... — jęknął.

Dziewczyna odłożyła szczotkę i wbiła w niego wyczekujące spojrzenie. Louis poczuł, jak uginają się pod nim nogi, a z jego twarzy odpływa krew. Podparł się o krawędź stojącej obok drzwi komody, by nie upaść. 

— Ej, co z tobą, Lou? — Dziewczyna zaśmiała się cicho.

Louis pomyślał, że jej chichot przypomina mu dzwoneczki brzęczące przy saniach w zimowy wieczór. Mógłby słuchać tego magicznego dźwięku przez całe życie. Chciał tego. Teraz miał być może jedyną szansę, by to marzenie stało się prawdą.

— Wybacz, Claudine... Dziwnie się ostatnio zachowuję... — Spojrzał na nią niemrawo. 

— Tak, widać — fuknęła, zaraz jednak posłała mu przepraszające spojrzenie. — Wybacz, Lou, to nie miało tak zabrzmieć...

— Ale masz rację — przerwał jej. — Absolutną rację. Od jakiegoś czasu podejmuję same głupie decyzje. Czy... Możemy usiąść na kanapie?

— Oczywiście, Lou.

To rzekłszy, podniosła się sprzed toaletki i usadowiła na małej sofce obitej bordową tapicerką. Louis zajął miejsce obok niej i spojrzał jej w oczy. Czaiły się w nich niepewność i oczekiwanie. Oczekiwanie na jego słowa. Wiedział, że to on musiał zacząć rozmowę, że to od niego wszystko zależało, że to on musiał przeprosić Claudine, ale brakowało mu odwagi. Zagryzł zęby. Nie mógł zachowywać się jak tchórz. 

— Claudine... — zaczął niepewnie. Czuł, że serce bije mu jak szalone. Miał wrażenie, że stało się wahadłem, które z impetem uderzało to w przód, to w tył jego klatki piersiowej. — Ja... My... Musimy pomówić. 

— O czym? 

— O nas, oczywiście, i o tym, co ostatnio między nami zaszło.

— Och... — westchnęła ciężko i odwróciła wzrok, jakby się go lękała. 

Louisa ścisnęło coś na dnie serca. Czuł, że Claudine cierpi. Przez niego. Dla Louisa nie było na tym świecie nic gorszego niż świadomość, że jego ukochana przeżywa katusze z jego powodu. 

— Wiem, że po tym incydencie z Belle okropnie się załamałaś... 

Gdy to mówił, nie patrzył jej w oczy, obawiając się tego, co mógłby w nich ujrzeć. Claudine wydała z siebie pełen goryczy jęk, przyprawiając de Beauforta o kłucie w sercu.

— Kto ci o tym powiedział? — zażądał odpowiedzi.

— Czy to teraz ważne? — Spojrzał na nią błagalnie i ujął jej dłoń. Claudine chciała ją wyrwać, lecz on wzmocnił uścisk. Zorientował się, że źle rozpoczął tę rozmowę. — Claudine, wybacz, to nie powinno tak wyglądać... Ja... Chciałem cię za to ogromnie przeprosić. Belle... Ona... Zupełnie mnie zaskoczyła. Nigdy nie pocałowałem żadnej kobiety, a to było... To było dla mnie ogromnym zaskoczeniem... Nie potrafiłem przestać o tym myśleć. Nie o niej, a o samym pocałunku. Bo... Ja naprawdę... Nie mam... Ach, to zupełnie bez sensu! Nie potrafię się nawet porządnie wysłowić, jak jakiś paskudny nieudacznik! W każdym razie, zmierzam do tego, że... Nigdy nie chciałem, żebyś przeze mnie poczuła się źle. Bo, Claudine... Naprawdę mi na nas zależy... Ja... Już jako chłopiec cię uwielbiałem. Odkąd przyjechałaś do nas wtedy, pięć lat temu, byłem już pewien, że przepadłem. Moment, w którym przynoszono mi list od ciebie, był dla najpiękniejszym w całym miesiącu. Och, gdyby nie ty, nie wiem, jakbym sobie poradził z tym wszystkim. Bo tutaj idzie naprawdę zwariować, kiedy ojciec i Camille się kłócą, dzieci na siebie krzyczą, a ja siedzę sam w pokoju nad książkami. Twoja bytność tutaj była dla mnie zawsze najcudowniejszym wydarzeniem, jakie mogło mieć miejsce. Kocham cię, Claudine. Jeśli przez chwilę myślałem o Belle, to było tylko głupie zamroczenie. Znam ją przecież ledwo miesiąc, do tego za niedługo wychodzi za mąż, nie byłbym tak głupi, by się w niej zakochać. To tobie oddałem swoje serce, już wtedy, kiedy uczyłem cię gry na pianinie. Pamiętasz, jak pytałaś mnie, czy się z tobą ożenię, kiedy będziesz duża?

Claudine spłonęła rumieńcem. Oczy błysnęły jej jakąś dziwną tkliwością. Louis uznał, że tak było jej jeszcze śliczniej. 

— Tak... — szepnęła cichutko. — Jak mogłabym zapomnieć?

Młodzieniec pogładził jej rękę i uniósł ją do ust, po czym złożył na niej pocałunek. Czuł, że jest już bardzo blisko upragnionego celu. 

— Czy w takim razie dalej chcesz, żebym został twoim mężem? Bo ja niczego innego bardziej nie pragnę. 

Nie wierzył, że to powiedział. Jeszcze trudniej było mu uwierzyć w to wszystko, kiedy Claudine z głośnym piskiem rzuciła mu się w ramiona i pocałowała go, krótko i czule. 

— Tak, tak, tak! — krzyknęła i znów złączyła swoje usta z jego.

Tym razem całowała go dłużej i namiętniej. Dłonie wplotła w jego włosy i przesuwała po nich, co rusz delikatnie za nie ciągnąc. Louis położył ręce na jej talii i przycisnął ją mocniej do siebie. Przeszywały go rozkoszne dreszcze. Tamten pocałunek z Belle nie mógł się równać temu, co dawała mu Claudine. Jego najdroższa Claudine. Teraz już mógł ją tak nazywać. Jęknął, kiedy dziewczyna przygryzła jego wargę. Jej pocałunki stały się tak intensywne, że opadł na sofę. Claudine rozłożyła się na nim, jednak wcale mu to nie przeszkadzało. Przeciwnie, ogromnie przypadło mu to do gustu. Nie znał jeszcze tej strony życia, pełnej miłości i namiętności, więc każde takie doznanie, każde muśnięcie ust Claudine było dlań zupełnie nowym przeżyciem. 

— O matko, Lou! — wykrzyknęła nagle dziewczyna, zgorszona pozycją, w jakiej się znaleźli, i usiadła z powrotem na kanapie. 

— Co się stało, moja najdroższa? — Spojrzał na nią ze zdumieniem.

— Nic... Po prostu... Gdyby ktoś tu teraz wszedł i nas zobaczył... 

— Ależ czym się martwisz, Claudine... Przecież... Chyba nikt... Chociaż...

— Powinniśmy iść do maman... Co o tym myślisz? Bo... musisz zapytać mojego papę o pozwolenie... Mam nadzieję, że się zgodzi!

— Będzie dobrze, kochana. — Louis posłał jej pełen miłości uśmiech i podniósł się z sofy.

Claudine była tak uradowana oświadczynami Louisa, że od razu pragnęła powiadomić o nich matkę. Nie zwracała nawet uwagi na ich nieporadność, zbyt ucieszona tym, jak wspaniałe zakończenie miała cała ta przykra sprawa. 

Trzymając się za ręce, udali się do bawialni, gdzie, jak przypuszczali, spędzali czas ich rodzice. Nie omylili się.  Danielle gawędziła o czymś z Camille, Jean rozprawiał o finansach z Philippe'em, a Belle siedziała w kącie z Diane i rozmawiała z nią o zbliżającym się ślubie z Friedrichem. Louis zadrżał ze strachu. Obawiał się, jaka będzie reakcja jego bliskich na to wszystko. Claudine czuła, jak pocą mu się dłonie ze strachu. Na ich widok Danielle westchnęła z rozrzewnieniem i zerwała się z sofy, po czym podbiegła do córki. Jej twarz promieniała szczęściem.

— Claudine, skarbie... Czy wy w końcu...?

Oboje spłonęli czerwienią. Claudine zaczęła się trząść. Louis wzmocnił uścisk, dając jej znać, że wszystkim się zajmie i upewniając ją w tym, że będzie dobrze, chociaż sam do końca w to nie wierzył. 

— Ciociu, jeśli mam być szczery, to właśnie... Chciałem poprosić ciebie i wuja Philippe'a o rękę Claudine... 

Wszyscy zgromadzeni w pokoju wydali z siebie radosne okrzyki. Danielle rzuciła się na szyję córki i mocno ją do siebie przycisnęła, a Diane podbiegła do brata i zaczęła go tulić. Jedynie Philippe przybrał marsowy wyraz twarzy. Louis drgnął, gdy zauważył jego minę. Obawiał się, że to już koniec jego pięknej historii miłosnej z Claudine, która ledwo się zaczęła, że jego marzenia nigdy się nie spełnią. Cały trud miał pójść na nic. Philippe wyglądał naprawdę groźnie, jak wściekła niedźwiedzica, której ktoś chce odebrać młode. De Beaufort wiedział, że nie będzie w stanie z nim wygrać. 

— Mój chłopcze. — Philippe spojrzał poważnie na Louisa. 

Diane oderwała się od brata i skuliła się ze strachu. Danielle i Claudine posłały de La Fere'owi zdumione spojrzenia. Wszyscy dziwili się mu, że nie cieszy się z zaręczyn Claudine i Louisa.

— Tak, wuju? — zapytał, coraz bardziej drżąc. 

De La Fere wciąż mierzył go surowym wzrokiem. Jego jasne oczy z brązową plamką na jednym z nich zdawały się Louisowi jeszcze bardziej przerażające niż zwykle. Miał wrażenie, jakby patrzył na rozgniewanego Zeusa, który zaraz ciśnie w niego piorunem, oburzony, że ośmielił się choćby pomyśleć o skalaniu jego Ateny. Po krótkiej chwili, która Louisowi zdała się wiecznością, Philippe przemówił:

— Czy obiecujesz mi, że będziesz dla mojej Claudine najlepszym mężem, jakiego mogłaby mieć? Że będziesz dbał o to, by było jej jak najlepiej w życiu, że zrobisz dla niej wszystko i będziesz ją kochał bez granic? Że nigdy jej nie zranisz? Bo jeśli usłyszę, że ją skrzywdzisz... Popamiętasz mnie.

— Ależ Philippe, kochany, oczywiście, że Lou... — odezwała się Danielle.

— Pytałem Louisa, nie ciebie, kochanie — przerwał jej mąż.

Louis wciągnął powietrze w płuca. Dla Claudine był gotów na każde poświęcenie, lecz nie wiedział, jak wyartykułować swe uczucia przy takiej rzeszy krewnych. Wolał zachować wzniosłe wyznania tylko dla uszu ukochanej. Obawiał się, że to, co rzeknie, nie okaże się wystarczające, by de La Fere zezwolił im na małżeństwo. 

— Oczywiście, wuju. Kocham Claudine i będę dla niej tak dobry, jak tylko się da. Każdy swój dzień poświęcę, by było jej jak najlepiej. Będę jej służył całe życie, bo na to zasługuje. Jej dobro będzie dla mnie najwyższym celem. 

Z lękiem obserwował Philippe'a. Marsowy grymas na jego twarzy złagodniał, by po chwili zamienić się w pełen czułości i dobrotliwości uśmiech.

— W takim razie myślę, że mogę powierzyć moją Claudine twojej pieczy — rzekł łagodnie. — Ale jeśli tylko usłyszę od niej, że ją zraniłeś... Zobaczysz! Ale wierzę z całego serca w twe dobre zamiary. Bądźcie szczęśliwi, dzieci.

— Och, dziękuję ci, tatusiu! — wykrzyknęła i pocałowała go w policzek.

Wszyscy członkowie rodziny, którzy przebywali w pomieszczeniu, zebrali się przy Louisie i Claudine i zaczęli im gratulować. Uściskom, uśmiechom, życzeniom wspaniałej przyszłości i łzom nie było końca. Tylko Isabelle stała w kącie. Smuciła się, że kuzynka nigdy nie wybaczy jej tego okropnego postępku. Nie mogła sobie wybaczyć, że chciała zniszczyć tak piękne uczucie.

Zdumiała się, kiedy Claudine do niej podeszła. Spuściła głowę i cofnęła się nieco, jakby spodziewała się uderzenia.

— Belle, muszę cię przeprosić... — zaczęła nieśmiało mademoiselle de La Fere.

— Ale to ja powinnam przepraszać... — wydukała Isabelle.

— Tak, ten pocałunek był okropny, ale gdyby nie moje podłe zachowanie, nigdy by do niego nie doszło. Widzisz, że ja i Louis sobie wszystko wyjaśniliśmy. Wybacz mi. — Uśmiechnęła się do niej przepraszająco.

— Jeśli ty wybaczysz mi.

— Oczywiście! — odparła mademoiselle de La Fere i objęła kuzynkę. 

Przyglądająca się temu wszystkiemu Danielle uśmiechnęła się szeroko. Wszystko zdawało się układać wprost idealnie. Teraz zostało już tylko przygotowanie ślubu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top