Rozdział pierwszy
Mam nadzieję, że moje nowe 'dzieuo' przypadnie wam do gustu.
Znów inny fandom? No cóż.
Mam nadzieję, że uda skończyć mi się ten fanfik na dziesięciu (?) krótkich rozdziałach, każdy około 1k słów.
Chcę reakcji i opinii (od których jestem uzależniony od czasów "Ono").
Dajcie mi reakcje! *.*
***
Mori siedział na swoim miejscu, jak zawsze patrząc na niego tępo. Jakby nie miał żadnych ukrytych motywów, jednocześnie mając ich tak wiele.
— Wiem, że to jest ten wiek, Chuuya-kun - Mówił - Nigdy bym jednak nie pomyślał, że jesteś...
Chuuya w tamtym momencie stał jak zamrożony i z trudem przyszło mu przerwanie szefowi.
— Nie rozumiem, o czym mówisz, Boss - Nakahara zachował się profesjonalnie. Mimo tego, że serce osiemnastolatka biło jak oszalałe, nie okazał tego po sobie. Jednak Mori wiedział. On zawsze wie.
— Nie miałem zamiaru zwracać na to uwagi, jednak przekonałem się, że powinienem, gdy zorientowałem się jaka jest prawda. - mruknął szef Mafii - Ty i Dazai, prawda? Powiedz, Chuuya-kun. Nie bądź taki zamknięty. Co czujesz do mojego młodego protegowanego?
— Nienawidzę go - Warknął młodzieniec - ze wzajemnością, Boss.
Kłamstwo.
— Naprawdę?
— Nienawidzę go
Kocham go.
— Niech będzie, że ci wierzę. - Mori przymknął na chwilę oczy, odkładając na biurko dokumenty, po czym gestem dłoni przywołał chłopca do siebie - Więc to cię nie zainteresuje, prawda?
Chuuya spojrzał na kartę, leżącą w zasięgu jego wzroku i przełknął głośno ślinę. Była to strona z plików, które dostał od Moriego, kiedy awansował na dyrektora wykonawczego Portowej Mafii. Strona, którą powinien znać, a mimo to leżała tutaj, na biurku przełożonego.
„Arahabaki był istotą bezpłciową” - mówiło pismo Randou - „Choć w tym przypadku uznanie słowa »obupłciowy« byłoby trafniejsze. Arahabaki, jako istota nie ludzka, potrafił dostosować swoje wewnętrzne narządy rozrodcze do partnera, aby zwiększyć szansę na boskie potomstwo jego krwi. Dzieci te rodziły się jako półbogowie…”
W tym momencie Chuuya przestał czytać i wypuścił zalegające mu w płucach powietrze, nawet nie wiedząc, że je wstrzymywał.
— Dlaczego mi o tym mówisz, Boss? - Zapytał, nie chcąc dać do zrozumienia szefowi, jak bardzo jest przerażony, jednak Mori jedynie się uśmiechnął.
— Uważałem, że powinieneś wiedzieć, uważam też, że nie tylko ty, nieprawdaż? Chciałem pokazać ci to, nim wyślę cię na pewną misję. - Powiedział szef - Będą to dwa tygodnie, zastanów się w tym czasie, czy nadal chcesz to ciągnąć, podczas gdy sprawy przybrały taki obrót.
— Boss, to nie tak…
— Nie wszystko, co wykalkulował Arthur Rimbaud było prawdą, jednak powinieneś liczyć się z tym, że także nie wszystko jest kłamstwem. Nie chcesz ryzykować, prawda?
— Nie, nie chcę, Boss.
Uśmiech Moriego poszerzył się automatycznie, jakby dostał udany prezent.
— Tak więc zakończ to, Chuuya-kun. Jeśli tego nie zrobisz, może być już za późno.
_______________________________________
I było tak, jak Mori powiedział.
Jakby Mori wiedział wszystko.
Jakby przewidział przyszłość.
Po dwóch tygodniach dyrektor wrócił z misji, jednak już u progu budynku mafii, poczuł, że coś jest nie tak.
Nikt nie odważył się odezwać słowem, ale Chuuya widział ukradkowe spojrzenia i słyszał szepty tuż za jego plecami.
Dopiero wieczorem w dniu powrotu, dowiedział się tego od Kouyou.
Najmłodszy Dyrektor wykonawczy portowej mafii zdezerterował.
Tego dnia Chuuya Nakahara usiadł przy stole, odrzucając kwiaty, które znalazł w domu zamiast Dazaia. Otworzył Petrusa z 89 roku, którego miał wypić z partnerem dzisiejszego wieczora, co ten zrujnował.
Następnego ranka po raz pierwszy zwymiotował po winie.
Kolejne dni spędził w domu, z unoszącym się nikłym zapachem Kamelii, które czekały na niego w domu w dniu powrotu.
_________________________________
— Nie! Nie możesz tutaj wejść, bachorze! - głos Lucy można było usłyszeć już z kawiarni na dole. Był to prawie piskliwy dźwięk z każdą sekundą wydający się zbliżać - Nie rozumiesz, co się do ciebie mówi?!
Po chwili drzwi do Agencji detektywów otworzyły się samoistnie, a przez próg jak poparzony przeskoczył mały chłopiec.
Duże, niebieskie oczy rozejrzały się po pomieszczeniu, a drzwi za nim, znów bez niczyjej ingerencji, zatrzasnęły się tuż przed twarzą rudej.
Lucy krzyczała coś jeszcze zza nich, jednak nikt nie zwracał już na to uwagi.
Kunikida jako pierwszy wyrwał się z szoku, wstając i próbując podejść do małego szatyna, nadal skanującego otoczenie w sposób, jakby bał się, że w każdej chwili ktoś, lub coś może go zaatakować.
Nawet Dazai, leżący na swoim biurku ze słuchawkami na uszach, zdjął jedną z nich i przypatrywał się scenie.
Dziecko było przestraszone, a pewności dodały powiększające się oczy, kiedy Kunikida podszedł bliżej.
— Nie! Nie dotykaj mnie! - wrzasnął i w tym samym momencie kilka rzeczy stało się równocześnie.
Książki z półki poleciały w stronę Doppo, drzwi od biura szefa otworzyły się i stanął w nich sam powyższy, natomiast Dazai rzucił się przez biurko, aby jak najszybciej dotknąć dziecka i zniwelować zdolność, która mogła doprowadzić do tragedii. Yosano krzyknęła, gdy przedmioty opadły na ziemię, nim dosięgnęły pracowników.
Chłopiec spojrzał na Dazaia i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak po chwili zamknął je, a dolna warga zadrżała.
— Co tu się właśnie stało? - Fukuzawa skrzyżował ręce na piersi, spoglądając na bałagan, jaki wywołało jedno, małe dziecko.
— Sam chciałbym wiedzieć, szefie - Kunikida poprawił okulary, które przez to całe zdarzenie, zjechały mu z nosa.
— Kim jesteś? - Dazai ukląkł przed chłopcem, wciąż nie puszczając jego nadgarstka, by nie mógł użyć mocy - po co tu przyszedłeś?
— Jesteś Dazai Osamu, prawda? - głos dziecka łamał się, ale on sam stał prosto, jakby szukał w sobie odwagi. Niebieskie oczy skanowały twarz mężczyzny przed nim.
— Tak, to ja - odpowiedział szatyn, nie odrywając wzroku od chłopca - czego potrzebujesz?
— Kouyou Onee-san prosiła, abym cię znalazł, kiedy papa będzie taki - zaczął w końcu mówić - powiedziała „Kiedy papa będzie wyglądał w sposób, w jaki nawet ty będziesz się go bał, musisz znaleźć swojego ojca. Nazywa się Dazai Osamu i pracuje w Zbrojnej Agencji Detektywistycznej”
Mały szatyn zacytował wszystko z pamięci, wprawiając wszystkich w jeszcze większy szok, niż byli do tej pory.
Dazai jedynie zmarszczył brwi, puszczając delikatnie jego rękę.
— Jak się nazywasz, dzieciaku? - zapytał, potajemnie wstrzymując oddech.
— Nakahara Fumiya - odpowiedział cicho - proszę, ratuj pape!
— Mamy ci gratulować teraz, czy po akcji ratunkowej Nakahary? - odezwał się Ranpo, wkładając do ust kilka Pringelsów naraz, Dazai odwrócił się do niego zdezorientowany.
— Daj spokój, Ranpo. To musi być jakiś śmieszny żart - Dazai rozłożył ręce i zwrócił się do dziecka - Mori znów próbuje grać ze mną w jakieś gierki, mam rację? Chociaż, widać, że jesteś dzieckiem tego Chibi. Taki z ciebie mały mikroorganizm.
Mężczyzna dotknął czoła chłopca, który wciągnął głęboko powietrze. W jego oczach zaczęły pojawiać się łzy.
— Kouyou Onee-san powiedziała, że pomożesz… Prosze, proszę! - zaczął chlipać, co zdezorientowało nieco Dazaia.
— Z relacji tego dzieciaka wynika, że Nakahara-San wszedł w korupcję - Powiedział Fukuzawa i tym razem to Dazai wstrzymał powietrze w płucach, dłużej niż powinien.
— Idziemy, Mikro. Ty prowadzisz - powiedział, biorąc Fumiyę na ramię, po czym wyszedł z agencji, bez żadnego pożegnania, zostawiając wszystkich w szoku.
— Naprawdę uważasz, że to dziecko Dazaia, Ranpo-san? - zapytał cicho Kenji, na co starszy detektyw tylko przytaknął, przełykając przekąski.
— Tak - odpowiedział, zatrzymają ostry wzrok na drzwiach - Mają takie same oczy.
— Chciałbym zauważyć, że oczy tego dzieciaka są niebieskie. Dazai ma brązowe. - Kunikida zmarszczył brwi, ale nie zaprzeczał, gdy główny detektyw agencji znów się odezwał.
— Źle to ująłem, Kunikida-san - Ranpo sięgnął po kolejną paczkę chipsów - Ich spojrzenia są identyczne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top