Rozdział dziewiętnasty
Muszę wam wynagrodzić ten Polsat w poprzednim, więc macie.
A teraz...
Kolejnego nie będzie.
Na razie.
Ale dostaniecie w końcu długi wyczekiwane flashbacki~
Do następnego!
***
D
łonie puściły parapet, a Dazai czuł jak tonie. Tonie w powietrzu, czując wokół siebie wir pędzącego wiatru, pod powiekami widząc czerwoną smugę, która jakby rzuciła się w jego oczy tuż przed ich zamknięciem.
Jeśli miał tylko rację.
Wziął głęboki oddech i skupił się na tym, jak adrenalina buzuje w jego ciele. Rozłożył ręce, na jego twarz wpłynął pełen zaufania uśmiech, a już po chwili poczuł jak silne ramiona łapią go mocno, a słodki oddech owiewa jego ucho.
— Ile razy będę musiał jeszcze odcinać linę, Dazai?
Detektyw zaśmiał się cicho, choć naprawdę słabo. Stracił o wiele za dużo krwi, mimo że wyciekała jedynie z dwóch ran postrzałowych.
Kaszlnął, starając się nie pokazywać jak bardzo osłabione jest jego ciało. Nie minęła chwila, kiedy byli już na ziemi, lądując bardzo delikatnie. Chuuya klęknął, biorąc głowę Dazaia na swoje kolana, po czym ogarnął jego włosy.
— Yosano, mogłabyś…? - zapytał widząc, że Dazai wygląda coraz gorzej. Yosano podbiegła do nich z apteczką, jednak cofnęła się, widząc wzrok detektywa.
Osamu usiadł, podpierając się o rudowłosego i zaczął wodzić wzrokiem po ludziach zebranych wokół.
— Fumiya? - wydusił z siebie, co wystarczyło, aby chłopiec wyskoczył z tłumu, podchodząc do ojca.
— Tato! - krzyknął, kiedy w końcu miał pewność, że ma zgodę rodziców, ostrożnie przytulając Dazaia - mówiłeś, że wejdziesz na górę! Mówiłeś…! Obiecałeś, że jak zejdę, to dasz radę!
— Przepraszam… - Detektyw wziął dziecko w ramiona, mocno przytulając je do siebie. Od samego początku wiedział, że spadnie, nie utrzymałby się dłużej, a co dopiero wciągnąć na górę z postrzeloną ręką.
Chłopiec żywnie płakał w ramionach swojego ojca tak, że Chuuya nie miał serca dawać w tym momencie reprymendy Dazaiowi.
Sam jedynie przybliżył się do nich i położył dłoń na głowie dziecka, które nadal cicho chlipało.
Osamu podniósł na niego wzrok, uśmiechając się lekko, aby jednak uspokoić temperament partnera, ale gdy tylko zobaczył minę Chuuyi, wszystko było już jasne.
Nie uśmiechał się, ale też nie był zły. To było coś, co Dazai naprawdę rzadko widywał u niego.
Nakahara był bliski płaczu.
Detektyw otworzył usta, jednak już po chwili zamknął je, nie wiedząc co powiedzieć. Ponieważ co by miał? Znów przepraszać?
— Dazai…
— Chuuya… - wyrwało im się równocześnie.
To Mafiozo pierwszy odwrócił wzrok, dając rannemu pierwszeństwo.
— Mów - szepnął Chuuya, więc Dazai lekko odchrząknął.
— Nie przewidziałem tego, Chuuya - zaczął ostrożnie - Nie sądziłem, że Shirase będzie zdolny do walki wręcz…
— Przestań - Nakahara sapnął - doskonale wiedziałeś, jak to się skończy.
I miał rację. Dazai doskonale przewidział każdy ruch wroga.
— Może i tak, ale Chuuya… Zrozumiałem coś... - wyciągnął zranioną rękę w jego stronę, ale ta została uchwycona przez drugiego nim zdążył go dotknąć.
— Niby co? - rudowłosy krzyknął, wstając na równe nogi - że śmierć jest jeszcze piękniejsza niż myślałeś, czy…
— Nie! - Dazai wyrwał rękę z jego uścisku i wziął głęboki wdech, kładąc ją na głowie przemęczonego syna, teraz obserwującego ich niepewnie - Zrozumiałem… Że chyba jeszcze nie chcę umierać.
To ostatnie dodał ciszej, tak, że Chuuya ledwo go słyszał. Jednak te słowa dotarły do niego jak strzała, przebijając cały mur, jakim zakrył swoje cierpienie. Upadł na kolana i pozwolił łzom cicho płynąć, kiedy detektyw przyciągnął do uścisku również jego.
Może i to całe cierpienie było tego warte.
__________________________
Po środku sali stał długi stół. Siedzieli przy nim wszyscy dyrektorzy wykonawczy portowej mafii, Dazai Osamu, oraz Fukuzawa Yukichi. Każdy z nich został zwołany przez notariusza Moriego, który kilkanaście godzin wcześniej został pochowany tuż obok byłego szefa mafii, pośród wszystkich honorowych ludzi mafii zmarłych podczas konfliktu smoczego łba.
Chuuya siedział między Dazaiem, a Fukuzawą, czując się jakby był pilnowany. Brodę oparł na odzianej w czarną rękawiczkę dłoni, łokieć zaś trzymał się prosto na stole. Dazai na swojej dłoni położył policzek i patrzył na Nakaharę przeszywając go spojrzeniem na wskroś, tak że rudowłosy zaczynał czuć się niepewnie.
Naprzeciw siedziała Kouyou, jako jedyna poza Fukuzawą nie okazując poruszenia sytuacją.
— Za chwilę dowiemy się kto zostanie nowym szefem~ - zaśpiewał Dazai, wzdychając po chwili, gdy jego partner prychnął szyderczo.
— W testamencie zapisał ciebie - Chuuya powiedział w końcu - nawet jeśli już nie jesteś w mafii, każdy myśli tak samo.
— To prawie oczywiste - odezwała się w końcu Ozaki, całkiem spokojnym tonem - od początku byłeś uczony na następcę Bossa. Mori-san wręcz kipiał z dumy, gdy spełniałeś jego oczekiwania.
— Żebyście się nie zdziwili - Dazai westchnął głęboko, wciąż nie odrywając wzroku od Nakahary.
W tym momencie jeszcze nikt nie wiedział co mężczyzna ma na myśli, jednak już chwilę później mieli się dowiedzieć.
Notariusz w tym momencie poprosił o ciszę, do czego zastosowali się wszyscy, obracając głowy w jego stronę.
— Teraz wysłuchamy ostatniej woli Moriego Ougai - ogłosił, otwierając kopertę.
Wszyscy siedzieli przez chwilę jak na szpilkach. Tylko Dazai jako jedyny był całkowicie odizolowany od tego, co działo się wokół. Całkowicie spokojnie spojrzał na wszystkich, przyglądając się każdej osobie z osobna, po czym wzrok z grzeczności przeniósł na notariusza.
— “Wolą moją jest” - zaczął mężczyzna - “Aby posadę moją przejął jeden z dyrektorów wykonawczych, jedynym godnym mnie zastąpić, jest najbardziej lojalny wobec mnie oraz całej organizacji, Nakahara Chuuya.”
Po tych słowach oczy większości osób na sali prawie wyszły z orbit.
Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw, nikt prócz Dazaia.
— Mówiłem, żebyście się nie zdziwili - Osamu wzruszył ramionami z szyderczym uśmiechem, podziwiając szok na twarzy partnera - a teraz może posłuchamy reszty?
Notariusz odchrząknął, widząc jak ludzie powoli dochodzą do siebie po wcześniejszym szoku i ponownie zaczął czytać.
— „Jeżeli po śmierci mojej Wyżej wymieniony nie żyje, lub nie jest w stanie przejąć obowiązków z przyczyn niezależnych, drugą w kolejce mianuję Ozaki Kouyou, moją prawą rękę.” - Te słowa były już mniejszym szokiem dla zebranych, więc słuchali dalej - „Prywatne zasoby pieniężne przeznaczam na gruntowny remont budynków korporacji, resztę natomiast po równo dzielę na główne rodziny będące pod jurysdykcją Mori Corporation.”
Reszta słów notariusza utonęła wśród szeptów, które zaczęły pojawiać się wśród ludzi. Nikogo nie obchodziło, kto co dostał, ponieważ reszta to jedynie błahe rzeczy typu „Mój ulubiony nóż do masła dostanie Słowacki”.
Dopiero, kiedy zostało wymienione kolejne znane im nazwisko, każdy zwrócił na to uwagę.
— „Dazai Osamu” - mężczyzna poprawił okulary i odchrząknął - „Odziedzicza wszystkie moje akcje, po mojej śmierci odmrożone zostają także wszystkie jego oszczędności z czasów, gdy zablokowałem je po jego odejściu z firmy. Resztę mojego majątku z zamrożonego, francuskiego konta przekazuję jego dzieciom”.
Na tym notariusz zakończył, resztę czasu wsłuchując się w ciszę, jaką nastała na sali i tym razem nawet sam Dazai wydawał się zszokowany.
Nie tym, że stał się właśnie bogaty a słowem ”dzieciom” zamiast ”dziecku”. Okazało się, że Mori miał za uszami więcej niż się spodziewał już naprawdę bardzo, bardzo dawno temu...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top