Rozdział czwarty
Taka prośba, prosta i chyba logiczna.
Jeśli czytasz, zostaw po sobie jakiś ślad, co?
Rozdział czwarty, pojawia się... Z resztą, sami zobaczcie ;)
***
Chyba po raz setny w ciągu tych kilku dni, drzwi do Agencji detektywów otworzyły się z hukiem. Kunikida złapał się za głowę, ponieważ był pewien, że jeśli potrwa to dłużej, będzie trzeba ponownie wymieniać je na nowe. Jeśli nie drzwi, to przynajmniej samą szybę, a to i tak już spory koszt, jak na nich.
— Czy mógłbyś otwierać drzwi ostrożniej? - blondyn spojrzał na mężczyznę, który stanął w progu - Nakahara-san?
— Gdzie jest dziecko? - Chuuya warknął, wchodząc głębiej do pokoju.
— Jeżeli mówisz o Fumiya-chan, to zapewne Dazai znów włóczy się z nim po porcie - odpowiedział bez zbędnych ceregieli Kunikida, wkładając dokumenty do szuflady - Nie masz czym się martwić, nie próbował utopić się od tygodnia.
W tym momencie Doppo żałował, że jest w agencji całkiem sam. Nakahara był zły. I to nie „zły” w zwykłym tego słowa znaczeniu. On był więcej niż wściekły. Jego umiejętność promieniowała z niego tak bardzo, że nawet sam Kunikida wyczuwał krążące w powietrzu grawitony.
— Gówno mnie obchodzi ta makrela, chcę odzyskać swoje dziecko - syknął przez zęby rudowłosy
— O wilku mowa! - krzyknął blondyn, kiedy usłyszał krzyk Lucy z dołu - zapewne twój syn znów dorwał ekspres do kawy.
Chuuya zacisnął pięści, opanowując swoją moc do granic przyzwoitości, po czym wyszedł i znów trzasnął drzwiami. Kunikida westchnął, kiedy szyba zatrzęsła się niebezpieczne
Natomiast na dole w kawiarni, Fumiya stał na stole w czerwonej pelerynie, z pięścią wyciągniętą w stronę sufitu i drugą, opartą na biodrze.
— Super hiper Mikro Mia wkracza do akcji! - krzyknął chłopiec, przeskakując z jednego stołu na drugi - czy są tu jakieś kobiety w opałach?!
— Oh, Mikro Mia! Uratuj mnie! - po drugiej stronie kawiarni, otulona mieczem swojego śnieżnego demona Kyouka machała rękami.
Fumiya uniósł się nad ziemią w kierunku dziewczyny, wyciągając drewniany miecz zza pasa, po czym skierował go w stronę ducha.
— Zła duszo! Zostaw tę niewiastę i odejdź w zaświaty!
Demon śniegu jak na rozkaz puścił dziewczynę, która przesłodzonym głosem zwróciła się do dziecka.
— Mój wybawca!
Demon śniegu zniknął z zasięgu wzroku, a Fumiya stał dumny, jakby ich zabawa była prawdziwą akcją ratunkową.
— Dazai! - wściekły głos z progu kawiarni sprawił, że dwoje obecnych dzieci podskoczyło - Gdzie ta pieprzona makrela?!
Chuuya uspokoił się jednak nieco, widząc wielki uśmiech na twarzy swojego dziecka. Fumiya był cały, zdrowy i bezpieczny.
— Papa! - chłopiec rzucił na ziemię drewniany miecz i podbiegł do niskiego mężczyzny - Obudziłeś się!
— Oczywiście, że tak - głos Chuuyi zelżał, kiedy wziął syna w ramiona - a teraz powiedz mi, gdzie jest Dazai?
— Tata siedzi z tyłu i rozmawia z Lucy-chan! - wykrzyknął dzieciak - Kyouka-nee bawiła się ze mną! A ja jestem dużym chłopcem i ją uratowałem przed wielkim, złym duchem!
— Właśnie widzę - czuły uśmiech wpłynął na twarz Nakahary, jednak już po chwili puścił dziecko i wstał.
— Chuuya-san! - Kyouka stała nadal na swoim miejscu, kłaniając się lekko z przyzwyczajenia byłemu przełożonemu.
— To nie twoja wina, Kyouka - westchnął Chuuya, podchodząc do niej i kładąc dłoń na jej głowie - dzięki, że się nim przez chwilę zajęłaś.
— To nie był problem, Chuuya-san! - dziewczyna spojrzała na niego - zabawa z Fumiyą naprawdę sprawia mi radość!
— Ciszę się, że jesteś szczęśliwa - Nakahara kątem oka dojrzał dwie postacie, wychodzące z zaplecza.
— Chuu~ ya~ - Dazai zawołał śpiewnie, pochylając się nad ladą. Nie zdążył jednak wykonać żadnego innego ruchu, ponieważ Chuuya w jednym momencie znalazł się przy nim, z ręką na jego gardle.
— Ty...! - warknął - kto pozwolił ci ingerować w życie Fumiyi?!
— Chuuya ~ - Detektyw prawie jęknął, ignorując to, że w każdej chwili może stracić dopływ powietrza, nawet jeśli drugi nie ściskał jeszcze na tyle mocno, aby to się stało - przestań być tak perwersyjny przy dziecku!
Jego śpiewny ton irytował Chuuyę, jak jeszcze nigdy.
— Tato!
Rudowłosy słysząc głos swojego syna, zelżył uścisk, jednak zacisnął go bardziej, gdy w ich stronę poleciał cały stół. Chuuya odbił go własną mocą, gdy tylko mebel był w jego zasięgu.
— Ile razy jeszcze mam ci mówić, że nie masz używać swojej mocy poza lekcjami z Kouyou?! - mężczyzna krzyknął, nawet nie spoglądając na syna - to jest niebezpieczne!
— Nie krzycz na niego - ręce Dazaia zacisnęły się na jego dłoni, która coraz mocniej obejmowała jego gardło - ma prawo użyć swojej umiejętności… Jak tylko chce…
W tym momencie szatynowi zaczęło brakować powietrza, które łapał odruchowo na tyle, ile mógł.
— Natomiast ty nie masz prawa dyktować mi, jak mam wychować swoje dziecko.
— Naprawdę chcesz rozmawiać o tym, kto ma jakie prawo w takich okolicznościach? - Dazai sapnął, wbijając paznokcie w nadgarstek Chuuyi. Ten rozluźnił uścisk na tyle, aby drugi mógł łatwo wyswobodzić się z niego i cofnąć, pocierając gardło.
— Nie ma tu nic do omawiania - rudowłosy wysyczał z jadem - zabieram go do domu, a ty nawet nie waż się pokazywać w naszym życiu.
Dazai, choć na ogół spokojny, w tym momencie pękł. Jego pięść w mniej niż sekundę uderzyła byłego partnera w twarz, sprawiając, że ten zaskoczony odszedł kilka kroków w tył.
— Zapytam jeszcze raz. - detektyw spojrzał na niego, a w jego oczach Chuuya mógł zauważyć ciemność, której nie widział od czasu, gdy Dazai jeszcze należał do mafii - chcesz porozmawiać o tym teraz?
— Chcę. - to jedyne, co mafiozo mógł wykrzesać z siebie w szoku.
— Kyouka, zabierz proszę Fumiyę do góry - Dazai w jednym momencie zmienił wyraz twarzy, ukrywając się za maską wesołości, kiedy spojrzał na dwoje dzieci.
— Ale...! - źrenice chłopca powiększyły się w błaganiu, gdy nastolatka bez sprzeciwu złapała go za rękę.
— Nie martw się, mój mały mikroorganiźmie! - Dazai zaświergotał, machając im, gdy wychodzili - nie pozabijamy się!
Chciał dodać „chyba”, jednak zdążył ugryźć się w język.
______________________
Kawa stała na stole już oziębła w ciągu dwudziestu minut, jakie spędzili na siedzeniu naprzeciwko siebie. Żaden z nich nie zaczął rozmowy, jakby nagle obojgu zabrakło języka, mimo że jeszcze chwilę wcześniej przekrzykiwali się żywo.
— Mogę? - dopiero po kilku sekundach zorientowali się, że Lucy stanęła nad nimi z tacą w ręce, chcąc zabrać ich już i tak zimne napoje - mogę przynieść wam nową kawę.
Chuuya skinął głową, a dziewczyna zebrała filiżanki i odeszła za ladę, aby wykonać swoją pracę.
— Więc? - niższy przełamał w końcu gęstą ciszę między nimi, na co Dazai zwrócił uwagę i westchnął. Musi później podziękować Lucy, że nieświadomie pchnęła ich do rozmowy.
— Najpierw powiedz mi, jak to się stało. I dokładnie kiedy. - zaczął serię zaplanowanych pytań.
— Chyba wiesz doskonale, jak to się stało. Kwiatki i pszczółki, tak myślę. - Chuuya prychnął - Mori powiedział, że było to dwa miesiące przed twoim odejściem z Mafii. Myślę, że wiedział. O nas.
— Co prawda, mógł coś podejrzewać - Dazai zgodził się - ale to nie wyjaśnia jak to się stało, że Fumiya w ogóle istnieje. Kiedy ostatnio sprawdzałem, byłeś jak cholera, facetem.
— Arahabaki. - jedno słowo wystarczyło, aby Detektyw domyślił się, jak doszło do ciąży - Randou to rozpracował, jednak Mori ukrył przed nami ten fakt. Cały plik mówiący o tym był w jego biurze, zamiast w teczkach, które dostaliśmy.
— Mori twierdził, że dał nam wszystko - Dazai zmarszczył brwi, myśląc przez chwilę - jestem prawie pewien, że planował to już wcześniej.
— Planował? - Rudowłosy sapnął - co w twoim mniemaniu miał planować?
— Chciał, aby doszło do poczęcia dziecka. - skwitował detektyw. W tym samym momencie Lucy postawiła przed nimi po cichu nowe filiżanki kawy, starając się jak może ignorować ich rozmowę.
— Kiedy dał nam pliki, jeszcze ze sobą nie sypialiśmy - przypomniał Chuuya, kiedy Dazai ze spokojem zaczął pić swoją kawę - nie mógł nawet podejrzewać, że będę sypiał z innym facetem.
— Nie, ale mógł w późniejszym czasie cię do tego zmusić - szatyn spojrzał na niego znad filiżanki - znalazłby sposób. Jeśli nie po dobroci, to siłą.
— Wiesz, że nie pozwoliłbym mu na to.
— To nic, zapewne planował znaleźć na to sposób. Pamiętaj, że to on mnie wszystkiego nauczył - westchnął Dazai, wkładając ręce w kieszenie i odchylając się na krześle - ale jak okazało się później, nie musiał tego robić, ponieważ go wyręczyliśmy naszymi spontanicznymi, łóżkowymi eskapadami.
— Nie ważne. - Nakahara warknął, nie chcąc wchodzić na niebezpieczny temat - po co jednak było mu moje dziecko? Nie zauważyłem nic podejrzanego, odkąd urodził się Fumiya.
— Arahabaki - Dazai znów napił się kawy - chodziło mu o krew Arahabakiego. Uważał, że skoro jesteś tylko naczyniem, krew Boga może zostać przekazana dziecku.
— Nie pomyślałbym nawet o tym - Chuuya wciągnął głęboko powietrze, a na jego ciele pojawiły się ciarki. Nigdy, odkąd dowiedział się o ciąży nie przeszło mi nawet przez myśl, że z jego dzieckiem mogłoby być coś nie tak, a już tym bardziej, że mógłby ono przejąć cokolwiek z Arahabakiego - z drugiej strony, nawet mi wydawało się to dziwne.
— Co takiego? - Dazai zaciekawił się, stawiając krzesło prosto i pochylając nad stołem. Mafiozo rozejrzał się wokół, aby sprawić, czy na pewno nikt ich nie podsłuchuje, po czym zaczął znów mówić.
— Mori zadecydował, że przy narodzinach Fumiyi będą wszyscy dyrektorzy - zaczął drżącym, cichym głosem - nie byli tuż przy mnie, ale za parawanem. Myślałem wtedy, że to ze względu na moje moce, ale po tym co powiedziałeś…
— Chodziło o dziecko. Mori bał się, że urodzi się jako półbóg i może wyrwać się spod kontroli już w pierwszych chwilach na świecie. - wydedukował Dazai, a Chuuya nie zaprzeczył.
— Myślisz, że tylko dlatego pozwolił mi go zatrzymać? - Rudowłosy zacisnął pięści na stole.
— Nadal ma nadzieję, że obudzi się w nim jakaś moc. - skwitował wyższy, po czym poważny wyraz zastąpił swoim naturalnym, pełnym charyzmy uśmiechem i klasnął w dłonie - ale teraz, kiedy współpracujemy, nie musimy się niczego obawiać, prawda?
Chuuya czuł, jak zadrżała mu brew.
— Ty…!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top