Rozdział 3.3

Nie chcę nic mówić, ale...
Wiecie jak ciężko było mi napisać ten rozdział?
Ktoś tęsknił?
Komentarze, gwiazdeczki, reakcje!

Dziękuję, że ze mną jesteście ❤️
***

Schłodzone szkło stuknęło o szkło. Dźwięk rozniósł się pośród jazzowej muzyki puszczonej w barze, przepływając niczym ryba pośród niewielkiej ilości ludzi pojedynczo porozsadzanych po sali.

Dazai zgarbił się nad swoją szklanką i poruszył palcem pływającą w alkoholu lodową kulkę. Szkło znów zabrzęczało, a mężczyzna westchnął. Nie pamiętał ile minęło odkąd pił z duchem nieżyjącego już przyjaciela. Pół roku? Może dłużej.

-Mógłbyś chociaż udawać, że cię to obchodzi - Rozległ się głos za nim, a Dazai wiedział doskonale, do kogo on należy.
Machnął jedynie ręką na podchodzącego do niego mężczyznę z teczką, który usiadł obok.

Ango tylko westchnął.

-Masz zamiar się do mnie odezwać?

Dazai nadal milczał, dopijając swojego drinka.

— Dazai, Chuuya został porwany. Jeżeli coś mu się stanie… Pomyśl, co z Fumiyą? Co z tobą? Nie mów mi, że nic cię to nie obchodzi? Że będziesz patrzył jak Chuuya ginie, jak Dostojewski wykańcza najpierw jego, a potem twoje dziecko?! Jeżeli nie odpowiesz, uznam że mamy dać spokój i zostawić go na pastwę tego…

— Zamknij się. - wyszło w końcu z ust bruneta - po prostu się zamknij i daj mi myśleć.

Osamu dłonią przetarł twarz, po czym wzrok wbił w ścianę za barmanem tak, jakby tam miała pokazać się odpowiedź na zadane w myślach pytania.

— Ty tutaj myślisz, a twój partner tam umiera - doszedł go kolejny głos, a Dazai doskonale wiedział, kto był osobą wchodzącą do baru, zanim jeszcze się odezwała. Znał ten krok aż za dobrze - Co odpierdalasz, pieprzona mumio?! Znów chcesz się zabić, czy coś takiego, prawda? Chcesz, to mogę zrobić to teraz - dźwięk odbezpieczenia broni doszedł uszu obu mężczyzn przy barze - Ale jeśli ty umrzesz, nikt nie da rady pomóc Chuuyi. Co za tym idzie, Fumiya w najlepszym przypadku zostanie sierotą, tracąc was i jeszcze nienarodzoną młodszą siostrę.

Dazaia oczy jak na zawołanie otworzyły się szerzej, natomiast źrenice zmniejszyły, odkrywając szkarłat tęczówek.

— Spokojnie, Kunikida. Mam plan - wypowiedział w końcu spokojnie, wstając z miejsca - Ranpo przekazał ci chyba co masz robić, prawda?

Odwrócił się powoli do blondyna.

— Tak, jednak tego starca nie ma w na miejscu - odpowiedział mu - miasto jest zakorkowane, drogą ziemną nie da się z niego wyjechać.

— Ango?

— Potrzebujecie moich wtyk, aby…?

— Sprowadzić Pana Tadeusza do miasta!- Dazai zaśmiał się i machnął ręką, jednak jego oczy nadal nie wróciły do normy - Ja pójdę po kundla!

Po tych słowach włożył ręce w kieszenie i skierował się do drzwi, a gdy tylko wyszedł, Ango spojrzał pytająco na Kunikidę.

— Jak to zrobiłeś?

— Nie wiem dlaczego, ale to słowo zawsze na niego działa tak samo - Doppo westchnął i klapnął na miejsce, które wcześniej zajmował brunet.

— Słowo? - Ango uniósł brwi, ale tak naprawdę już wiedział. Kula lodu w pełnej szklance na blacie już prawie stopniała, a gdy okularnik znów spojrzał na blondyna, ten odpowiedział, wciąż patrząc na miejsce, gdzie zniknął rąbek stroju Dazaia.

— Sierota.

*
Dźwięk wystrzału z broni odbił się głucho od ścian pustego pomieszczenia.

Chuuya myślał, że zaraz zwymiotuje. Czuł, jak dziecko kręci się pod jego skórą, kopie, jakby chciało uciec o własnych siłach. Rudowłosy miał łzy w oczach i w tym momencie był pewien, że już nigdy z tego nie wyjdzie.

Oddychał płytko, aby nie dać po sobie poznać, że ma atak paniki.

Kolejny strzał i cisza. Mężczyzna otworzył oczy, jednak zobaczył jedynie parę czarnych butów oraz zabandażowaną dłoń, a w niej nóż, z którego nadal kapała świeża posoka.

— Osamu…? - udało mu się wydusić przez zaciśnięte gardło, ale w tym samym momencie mężczyzna przed nim uniósł rękę z nożem w górę, celując w kogoś za nim.

— Nie szczekaj na razie, Chuuya - brunet powiedział to całkiem spokojnie, jakby próbując załagodzić nerwy rudego - za tobą jest dość duży szczur. Trochę śmierdzi, więc uznałem, że trzeba go dobić.

Nakahara mimo bólu cicho prychnął na słowa partnera. Dazai potrafił żartować nawet tak poważnym i stoickim tonem. Nadal walczył, kiedy to właśnie Chuuya powinien być bronią, której czarnowłosy może użyć do swoich doskonale zaprojektowanych planów. Teraz jednak rudowłosy czuł się tak niepotrzebny i bezużyteczny jak jeszcze nigdy.

Kiedy zwykle to on walczył, aby bronić siebie i ludzi wokół, tych, którzy są dla niego ważni, tak teraz to on był tym maluczkim, bezbronnym i to właśnie jego trzeba było bronić. To Dazai był jego Śnieżką, nie na odwrót.

Musiała minąć chwila, zanim dotarł do niego sens słów, jakie jego partner wypowiedział.

Szczur.

…. Dostojewski.

*

— On przecież miał nie żyć.

— Nikt nie widział, żeby Dostojewski umarł - Yosano odpowiedziała staruszkowi, przekrzykując ryk śmigieł helikoptera - mogliśmy tylko spekulować. Prawdopodobnie zaszył się gdzieś, żeby w końcu zaatakować.

— Pytaniem jest, jak udało mu się przekabacić na swoją stronę aż dwoje członków portowej mafii - Kunikida przycisnął słuchawki do uszu - Dazai nie powiedział nic więcej, podał jedynie nazwiska.

— Ranpo też milczy w tej sprawie - Akiko odkrzyknęła - Wiem tyle, że jeżeli Dazai go nie zabije, nikt nie będzie w stanie tego zrobić. Dostojewski może zabić każdego, kogo dotknie.

— Dlatego postaramy się go zestrzelić, kiedy będzie zamknięty w umiejętności Pana Tadeusza - Doppo spojrzał na starca, wygodnie usadowionego między trzema spadochronami, które mieli założyć tuż nad starym gmachem Arkady.

Nie mieli czasu ani miejsca, aby lądować, poza tym zbyt długie kołowanie nad jednym miejscem, aby zeszli po drabinie było zbyt ryzykowne. Wróg mógłby zorientować się, że coś się dzieje.

— Ile osób jest na miejscu? - rozległo się nagle z komunikatora, który Kunikida miał na uchu.

— Trzech przy wejściu i dwóch na tyłach - drugi głos odpowiedział na ten pierwszy.

Akutagawa i Atsushi byli najlepszym wyborem, jeżeli chodzi o rozpoznanie terenu, jednak jedyną osobą, która została w tym momencie z Fumiyą i Roidisem była Kyouka, a piętnastolatka do pilnowania dwójki obdarzonych dzieci mogła nie być wystarczająca. Oczywiście był jeszcze Ranpo - jednak czy on dałby radę - nie - czy on chciałby powstrzymać dzieci, gdyby uciekły?

Dlatego właśnie Doppo wiedział, że trzeba to zakończyć jak najszybciej.

Z umiejętnością starca, który siedział teraz spokojnie z nimi w helikopterze, nie powinno być to trudne, ale nikt nie mógł przecież przewidzieć wszystkiego, nawet sam Dazai.

Nawet jeśli wszystko było idealnie rozplanowane nadal było kilka niewiadomych, na przykład to, kim - a raczej czym - jest potwór, który porywał dzieci, lub to, gdzie powyższe dzieci teraz się znajdują.

Doppo wiedział jednak, że wszystko powinno się wyjaśnić już niedługo.

Kunikida spojrzał przez okno i sięgnął po spadochron, równocześnie dotykając przycisku komunikatora.

— Jesteśmy nad celem, skaczemy.

***

Bonusik, nowy Art ze Słowackim!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top