Rozdział 2.1

Za tych wypijmy, co nie mają nic, nie mają nic, nie mają nic

Nad rozdziałem macie Słowackiego

Za pomoc przy rozdziale dziękuję DazaiOsamu794

Teraz wkurwiasz mnie trochę mniej.

****






Dazai leżał na łóżku, czytając jedną z książek przy świetle lampki nocnej stojącej obok. Chuuya natomiast obok niego gładził włosy syna, leżącego głową na jego klatce piersiowej. Dziwił się, że jego partner w dłoni trzyma coś innego niż swój zeszytowy tomik o samobójstwie. On także wyciągnął rękę, drapiąc Fumiyę za uchem, co skończyło się śmiechem chłopca i uśmiechem na ustach jego ojca.

Mimo wcześniejszej burzy, było naprawdę spokojnie. Rudowłosy wtulił twarz w ciemne włosy swojego syna, wdychając wciąż dziecięcy zapach.

Pamiętał dokładnie, jak czuł się, gdy zrobił to samo po raz pierwszy. Kiedy mała, zbyt mała kruszynka została położona na jego klatce piersiowej. Ledwo oddychające samemu stworzonko po godzinach bólu i cierpienia zostało umieszczone na jego sercu, a dziecięcy zapach rozniósł się pod jego nosem.

Chuuya wiedział, że kocha ten zapach już od pierwszej chwili.

W tym tempie przypomniał sobie także to, jak po raz pierwszy chłopiec się uśmiechnął. Jego pierwszą kąpiel. To, jak Chuuya musiał uczyć się ubierać małe ciałko, tak kruche i tak delikatne. Jakby miało zaraz się rozpaść pod silnymi dłońmi chłopaka.

Pamiętał pierwsze kroki, które postawił w stronę Kouyou, gdy ta pokazywała nowe zabawki. Wstał i poszedł. Po prostu.

Nakahara wyrwał się z tego stanu sentymentalnej melancholii, gdy Osamu nagle zaśmiał się z czegoś, co wyczytał z książki, a jego dłoń we włosach syna zaczęła owijać ciemne loki na palec.

Rudowłosy podskoczył, kiedy to do niego doszło.

W jednej chwili wszystko stało się tak jasne i proste, oczywiste.

Wiedział już, dlaczego Dazai zareagował na test tak, a nie inaczej.

Chuuya zabrał mu wszystko, od pierwszego uśmiechu, przez pierwsze słowo i pierwsze kroki. Chuuya zabrał mu cztery lata życia jego syna, do którego miał prawo.

Chuuya zabrał mu tak piękne chwile, które przeżywał sam. Zamiast Dazaia była przy nim Kouyou. Był Mori, Gin i Hirotsu.

Wtedy wydawało mu się to normalne, ale teraz widział, jak ohydną rzecz zrobił.

Dazai miał prawo chcieć drugiego dziecka.

To była chwila, impuls, kiedy wstał. Fumiya zdezorientowany poleciał na Dazaia, wytrącając mu z dłoni książkę, po czym oboje usiedli wpatrując się w Chuuyę.

Rudowłosy stał chwilę nad łóżkiem, zaciskając pięści, po czym szybkim krokiem obszedł łóżko dokoła, po czym wyciągnął pierwszą szufladę i wyjął z niej dwa pudełka. Przeszedł przez sypialnię i wrzucił je do kosza. Po prostu. Bez planu, bez namysłu.

— Zadowolony?! - krzyknął w stronę Dazaia, wciąż zaciskając pięści.

Detektyw jeszcze przez chwilę patrzył na niego zdezorientowany, po czym prychnął i uśmiechnął się.

— Ne, Fumiya? Chyba już późno, pójdziesz do siebie? - zapytał dziecko.

Chuuya już żałował podjętej decyzji.

_____________________

Był naprawdę ładny dzień.
Wiosna w Yokohamie przyszła bardzo szybko, a kwiaty wiśni powoli zaczynały kwitnąć.
To był pierwszy dzień szkoły Fumiyi, jednak nie zaczął się on pozytywnie.

— PAPA! AKU-NII! A TATA SIĘ ZACIĄŁ!

— Co? - Akutagawa zbiegł po schodach z wystraszonym wyrazem twarzy, zastając Dazaia stojącego sztywno przed zamkniętą lodówką.

Gdy uspokojony już młodszy mafiozo podszedł bliżej, zobaczył tam listę dość... okrojonego jadłospisu, zawieszonego na lodówce za pomocą magnesu.

— Ja... - Dazai w końcu poruszył ręką i jęknął. - NIE BĘDĘ TEGO JADŁ, CHUUYA! Jesteś naprawdę okropną panią domu...— brunet jęknął niezadowolony, ale mimo to kącik jego ust sam uniósł się ku górze.

— Dazai-san… - Akutagawa chciał uspokoić mentora, jednak bezskutecznie.

— Mam umrzeć z głodu? — Detektyw dramatycznie przyłożył dłoń do czoła. - I jak mam z Tobą tu wytrzymać, Chuuya...

— PAPA, A TATA ZWARIOWAŁ! - znów dało się usłyszeć krzyk Fumiyi.

— Co tu się dzieje? - Nakahara pojawił się przed nimi, miskę z praniem unosząc za pomocą umiejętności. - To nie jest dla ciebie, tylko dla mnie - po tych słowach zerwał z lodówki kartkę i otwierając szufladę, zamienił ją na inną, na której była zapisana lista leków, których nawet Dazai nie znał.

— Co to jest? - zapytał wyższy, kiedy lista powędrowała w jego dłonie.

— Witaminy. Kupisz je w aptece - a gdy ten chciał już się odezwać, wyprzedził go. - Połowa jest dla ciebie.

— Czy ty przypadkiem nie przesadzasz, Chuuya-san? - Akutagawa spojrzał na kartkę w dłoni swojego mentora. Dazai nadal miał minę, jakby ktoś właśnie postawił mu miskę z gotowanymi owocami morza pod nos, a potem, gdy już nawdychał się cudownego zapachu i miał zamiar brać się za jedzenie, ta osoba wyrwała mu je spod widelca.

Okrutne.

Dazai myślał, że robienie dzieci jest o wiele fajniejsze niż to, co zaprezentował mu Chuuya.

Nie, robienie dzieci w tym zamieszaniu było w porównaniu do przygotowań czymś naprawdę niewielkim. Ziarno piasku na wielkiej pustyni.

Ach, ciekawe jak to jest umierać z pragnienia, gorąca i poparzeń słonecznych na środku pustyni?

— Nie, to są Witaminy przepisane przez Yosano. - Chuuya zaczął iść powoli w stronę drzwi na podwórko, aby rozwiesić pranie, jednak zanim tam doszedł, blada dłoń złapała go za jego własną, a miska z praniem runęła na podłogę, jak za dotknięciem magicznej różdżki.

Dazai stał za nim z głupim uśmiechem.

— I co mi zrobisz, Chuu~ ya~

Nakahara jednak zacisnął pięści i szczękę, po chwili biorąc kilka głębokich wdechów, a z każdym kolejnym mina Dazaia powoli rzedła.

— Nie podnoś mi ciśnienia, Dazai - oznajmił i klęknął, aby podnieść miskę i pozbierać ubrania, które zdążyły z niej wypaść.

— No weź, Chuuya! - Detektyw wyjął zza paska spodni nóż partnera. - Znów zwędziłem ci nóż!

Ale na to Chuuya także nie zareagował.

Dazai poddał się już, gdy poczuł małą rączkę pociągającą za jego rękaw, a gdy spojrzał w dół, zobaczył Fumiyę.

— Papa jest dziwny - powiedział przyciszonym głosem. - Zróbmy z tym coś, tato.

— Jeśli będzie kazał jeść mi liście, na pewno coś zrobię… - westchnął trochę zbyt teatralnie Dazai, po chwili opadając na kolana przy dziecku z ręką na czole. - Umrzemy!

_________________

— I co ja mam ci poradzić? - zapytała Yosano, patrząc na detektywa.

Atsushi delikatnie postawił stos dokumentów na swoim biurku, nawet nie próbując umieścić połowy Dazaia na jego miejscu pracy. Mężczyzna dziś nie był w dobrym humorze i może lepiej było go nie denerwować.

— Chuuya robi się coraz gorszy! Dlaczego przepisałaś te witaminy?! I dlaczego ja też muszę je brać?! - jęknął szatyn ze swojego miejsca. - Yosano, miałem cię za taką cudowną kobietę! Ocal mnie, póki możesz!

— Czy mogę dowiedzieć się, o co chodzi? - Tygrysołak zajrzał przez stos na blacie, aby zobaczyć Dazaia. Mężczyzna leżał na swoim biurku, policzkiem na jakiejś teczce.

— Chuuya zwariował! - Starszy detektyw zarzucił rękami. - Już dwa miesiące, dwa! - pokazał na palcach. - Nie wiem, dlaczego nadal się łudzi, to się nie uda…

Kiedy skończył mówić, Dazai usiadł normalnie na krześle, wyglądając na nieco przybitego.

— Więc spraw, że się uda - Yosano machnęła pilniczkiem do paznokci. - Rodzicielstwo nie polega na tym, aby się spuścić, otrzepać i pójść dalej. Nie przychodzi wszystko tak łatwo.

— Czekaj… Yosano-sensei, czy Dazai-san będzie miał kolejne dziecko?

— Nie! - Dazai znów jęknął. - Nie, nie i nie! Jeśli jest tam na górze jakiś bóg, to modlę się, aby to się wreszcie stało, bo nie wytrzymam! Dwa minusy, a on już wariuje!

— W tym jeden, zanim jeszcze zaczęliście się starać. - Akiko schowała pilniczek do szuflady - Po prostu bierz te witaminy, Dazai. Ja też nie jestem wszechmocna.

Po tych słowach kobieta wróciła do swojej pracy, a Dazai został w swojej małej przestrzeni rozpaczy.

Atsushi natomiast nadal nic nie rozumiał.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top