Rozdział 2.0

Rozdział dedykuję pewnej osobie, która mnie ciągle wkurwia :)

DazaiOsamu794

W każdym razie, nienawidzę cię całym sercem, jebana makrelo.

Więc tak, zaczynamy drugą część Camelli.

Przy ostatnim flashbacku nie było praktycznie kometarzy, był aż tak zły? Serio?

Co się z wami dzieje, drogie dzieci?

Wynagrodźcie mi to teraz i komentujcie~

Kocham was!

***

Kroki ciężkich, świeżo wypastowanych butów niosły się po korytarzu trzeciego budynku Portowej Mafii. To właśnie trzeci z pięciu wieżowców został wyznaczony jako tymczasowa siedziba nowego szefa. Chuuya Nakahara, Boss Mafijny, którego wyznaczył zmarły już Mori Ougai, ciężko stąpał po wypolerowanej podłodze, starając się jak najszybciej znaleźć w zamkniętym pomieszczeniu.  Jego głowa naprawdę nie mogła znieść więcej, mimo że bardzo się starał. Pulsowała najmocniejszą migreną, jaką rudowłosy miał w życiu.

Usiadł na krześle za biurkiem i oparł czoło na dłoniach, wcześniej podpierając łokcie o blat.

Nie chciał z nikim dziś mieć do czynienia, jednak już po kilku chwilach spokoju, do pomieszczenia wpadł jak burza ktoś, kogo Chuuya nigdy by się tu nie spodziewał.

— Chuuya-san! Proszę mi pomóc, Chuuya-san! - Tygrysołak zgrabnie uniknął ramienia Rashoumona, gdy ten próbował go złapać.

Nakahara westchnął.

— Akutagawa, stój - zarządził, a podwładny jak na zawołanie schował broń. - Powoli i pół tonu ciszej, Jinko.

— Mówiłem ci, że nie można anulować już wydanych… - Akutagawa nie zdążył dokończyć, ponieważ szef mu przerwał.

— Przymknij się i daj mu dojść do słowa, inaczej stąd wyjdziesz.

Te słowa zadziałały jak uderzenie. Akutagawa zamilkł, dając partnerowi mówić.

— Chuuya-san, Dazai-san mówił ci o obietnicy, jaką złożył Akutagawa, prawda?

— O tym, że nie będzie zabijać przez pół roku, tak. - Chuuya potarł skronie. - Co to ma do rzeczy?

— Akutagawa właśnie przyszedł do mnie z przeprosinami, ponieważ dostał rozkaz zabicia niewinnego mężczyzny! - Atsushi krzyknął, na co Nakahara skrzywił się nieznacznie.

— Ryuunosuke, czy to prawda? - Spojrzał na ciemnowłosego nastolatka.

— Tak, boss. Dostałem takie rozkazy. Muszę zabić rybaka, którego żona współpracowała z przemytnikami żelaza.

— W tej sprawie to kobieta jest winna, mąż nic nie zrobił - mruknął nowy szef, wyciągając z szuflady odpowiedni plik dokumentów. - Kto do chuja wydaje takie posrane rozkazy?!

— Moim zleceniodawcą był Egzekutor Słowacki, boss.

— Słowacki to niech się zamknie i bawi swoim nożem do masła, póki może...

— Słowacki powiedział, że nie może użyć noża, Boss - odpowiedział poważnie Akutagawa.

— A to dlaczego?

— Ponieważ widelec ma Sienkiewicz, a łyżkę Krasicki.

— Może jeszcze łyżeczkę do herbaty dostał Mickiewicz? - warknął Chuuya, ale po chwili pożałował tego.

— Pana Adama proszę w to nie mieszać - wtrącił się Atsushi. - To dobry starzec.

— Ale pijak i ćpun - Akutagawa wysyczał przez zęby.

— Pan Adam nie ćpa. - Atsushi szykował pazury, natomiast Akutagawa zaczął wytwarzać ramiona z płaszcza, przez co Chuuya znów musiał ich uciszać. Uderzył dłonią w blat biurka i czekał, aż ci znów odwrócą się do niego.
Zignorował chore wspomnienia na dźwięk tego imienia.

— Mickiewicz jest takim samym pijakiem, jak kiedyś wasz Mentor i koniec jego tematu - warknął w końcu, gdy na niego spojrzeli. - Akutagawa, przekaż Słowackiemu, że anuluje jego rozkaz. Ma pojmać żonę rybaka żywcem i sprowadzić ją na osąd. Jinko, ty się nie martw - westchnął, opierając się na krześle i założył ręce na piersi. - Sam jestem ciekaw, ile wytrzyma bez zabijania.

______________________

— Nie, nie nie! Nie można~ popełnić podwójnego samobójstwa samemu~

Kiedy Chuuya wszedł do domu, usłyszał głos Dazaia z salonu. Puścił rękę Fumiyi i podszedł do kanapy, na której leżał mężczyzna, ściągając z jego głowy parę słuchawek.

— Możesz mi wyjaśnić, co tu do cholery robisz? - sapnął, gdy ciemnowłosy w końcu zwrócił na niego uwagę.

— Chciałem z tobą pogadać, Chuu~

— O tym, jak chujowym jestem szefem? Podziękuję - Chuuya warknął, odrzucając słuchawki i idąc z powrotem na przedpokój, gdzie stało zdezorientowane dziecko.

— Nie, nie. Chuuya, jesteś wspaniałym szefem! - Dazai krzyknął, wylatując z salonu jak poparzony, trzymając coś małego w zabandażowanej dłoni, a Chuuya już był prawie pewien, czym jest dany przedmiot.

— Dazai, nie.

— Dazai, tak~ - wyśpiewał wyższy, otwierając dłoń i ukazując cienki kawałek plastiku.

— Fumiya, idź do swojego pokoju - Chuuya wymamrotał szybko.

— Muszę? - Dziecko spojrzało na rodzica, jednak samo spojrzenie Nakahary powiedziało mu, że nie będzie to rozmowa dla dzieci, więc nawet nie rozbierając się, wbiegł po schodach na piętro.

— Dlaczego mi nie powiedziałeś, Chuuya? - Dazai wydawał się zmartwiony.

— Po co miałem ci cokolwiek mówić, skoro jest negatywny? - rudowłosy zapytał. - Gdyby było odwrotnie, powiedziałbym ci.

— Zrób jeszcze jeden! Może to był błąd! - Detektyw podskoczył, podbiegając bliżej niego. Złapał go za ramiona, Chuuya jedynie odwrócił wzrok.

— Dazai, to i tak niemożliwe. Zrobiłem go, żeby tylko się upewnić. Używaliśmy gumek, pamiętasz?

— Za każdym razem, prócz jednego! - Mężczyzna odsunął się lekko, unosząc palec. - Za pierwszym razem, kiedy się upiłeś!

— S-słucham? - Nakahara sapnął, patrząc na niego. - Co ty… Użyłeś jej, nie jestem jeszcze takim debilem. Opakowanie było na podłodze!

Rudowłosy zaczynał się denerwować. Bicie jego serca przyspieszyło, tak samo jak oddech.

Dazai jedynie rozłożył ręce, a jego mimika ani trochę nie była poważna, co jeszcze bardziej denerwowało niższego.

— Wiesz, miałem tylko jedną, ale jak mogłem ci odmówić, gdy obudziłeś się w nocy i zacząłeś mnie ujeż- nie skończył. Pięść Chuuyi niepodziewanie wylądowała gdzieś w okolicach jego twarzy, a siła uderzenia posłała go na sam koniec pomieszczenia na ścianę.

— Tato! - Wrzask Fumiyi nie był na tyle głośny, aby wybudzić Chuuyę ze stanu wściekłości. Nadal stał naprzeciw siedzącego przy ścianie Dazaia, który tarł w tym momencie głowę nadgarstkiem.

Mały chłopiec podbiegł do detektywa, ale nawet tego Nakahara nie zarejestrował.

— Myślisz, że to naprawdę odpowiedni moment? - warknął. - Dazai, kurwa. Mori nie żyje, mamy całą organizację na głowie! Mori kurwa nie żyje, zdajesz sobie z tego sprawę?!

Nie zauważył też tego, jak kolejna osoba zeszła szybkim krokiem ze schodów, a był to ktoś, kogo nawet by się nie spodziewał. Dopiero gdy zimna dłoń uderzyła z całej siły w jego policzek, zauważył zapłakaną twarz swojego syna obok Dazaia i zorientował się, że dłoń, która go uderzyła należała do Yosano.

— Mori nie żyje - syknęła kobieta w jego stronę. - Wszyscy o tym wiedzą, więc przestań o tym wspominać. Powtarzanie tego nie pomoże ci się z tym pogodzić, a jedynie rani ciebie, twoje dziecko jak i resztę otoczenia.

Chuuya przyłożył dłoń do piekącego miejsca, patrząc na nią przez chwilę, po której wrócił nim do Dazaia i Fumiyi.

— Kurwa - zaklął, przecierając twarz dłonią. - Kurwa, przepraszam. Wszystko mnie przerosło. To po prostu… Po prostu nie czas, żeby dokładać problemów…

— Jeśli uważasz, że dziecko to problem, powinieneś pozbyć się Fumiyi, zanim się urodził. - Słowa Dazaia wstrząsnęły każdym obecnym w tym momencie w domu. Jego syn od razu się uspokoił, patrząc ze strachem w oczach na ojca. Nawet Atsushi i Akutagawa wyjrzeli zza barierki na schodach.

— Dazai, co…

— Nie. To prawda - mężczyzna zachichotał, a gdy podniósł wzrok, Chuuya znów to widział. Pustkę w oczach i czający się nich szkarłat. - Jeśli dziecko to problem, dlaczego je do cholery masz?!

Szatyn przymknął oczy i westchnął. Chuuya mu nie odpowie, wiedział o tym. Położył dłoń na głowie Fumiyi, wiedząc, że przed chwilą naprawdę go wystraszył.

— Tato… - Chłopiec przetarł oczy, patrząc na oboje rodziców, wzrok jednak zatrzymując na ojcu. - Dlaczego za każdym razem jak tylko otwieracie usta, to zaczynacie się kłócić?

- Ponieważ jak się dogadujemy, to bez słów, słońce ~ - detektyw odpowiedział śpiewnie z szerokim uśmiechem, nadal głaskając syna po ciemnej czuprynie, jednak gdy tylko przeniósł wzrok na Chuuyę, jego spojrzenie znów było puste.

_________________

Komy, komy, Fumiya przypomina~

Pamiętajcie, że bez was nie byłoby mnie~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top