Rozdział szósty

To trochę krótsze niż zazwyczaj, ale cóż.

Kolejny wleciał, zapraszam!

Standardowo proszę o gwizdki i komentarze, opinie są mile widziane!
***

— Naprawdę nie masz wrażenia, że to brzmi całkiem jak coś, co zrobiłby Dostojewski? - Dazai siedział za biurkiem, trzymając przed sobą raport z walki w dniu, gdy poznał Fumiyę.

— Dostojewski nie miał możliwości wiedzieć, że Fumiya istnieje - Chuuya westchnął, zakładając ręce na piersi.

— Miał spis wszystkich członków mafii, razem z przypisanymi umiejętnościami - zauważył Dazai.

— Fumiyi tam nie było. Mówiłem ci, Dazai. Mori zadbał o to, aby nie było nawet śladu jego istnienia. Nie ma go nawet w spisie ludności.

— Może ktoś ze szczurów widział cię z nim…

— Poza granicami terenu mafii Fumiya nigdy nie był ze mną. Zazwyczaj wychodziła z nim Gin, jako jedyna nie była kojarzona z organizacją. Wystarczy, że rozpuści włosy, wiesz o tym. Nikt nie poznałby, że to ona.

— Myślę, że mam za mało wskazówek. Powinienem poprosić Ranpo o pomoc.

Chuuya wstrzymał oddech. Jeśli Dazai myślał o zaangażowaniu głównego detektywa agencji, musiało być naprawdę źle.
Patrzył, jak mężczyzna odkłada raport na biurko i przeciera oczy.

— Zebrało się tego tak wiele - sapnął w końcu szatyn - nadal mam wrażenie, że osoba, która za tym stoi, myśli jak Dostojewski. Ta sama taktyka. Pracuje w ukryciu, wysyła innych, których możemy uznać za winnych, daje nam fałszywe tropy, abyśmy krążyli w koło. Co o tym myślisz, Chuuya?

— Ja? - rudowłosy spojrzał na niego ze ściągniętymi brwiami - myślałem, że to ty między nami jesteś strategiem.

— Jakoś przez ostatnie lata nie potrzebowałeś moich strategii - Dazai prychnął, opierając się na krześle.

Nakahara doskonale zrozumiał przesłanie i to, że nie chodziło tutaj o pracę.

— Będziesz mi teraz wypominał to do końca życia?

— Tak. - wyższy odpowiedział zwięźle, po czym znów sięgnął do akt.

— Nie miałeś się dowiedzieć, chyba że umrę. - mafiozo spuścił wzrok na własne kolana, na których zacisnął pięści - gdybym zginął, Mori miał ci o nim powiedzieć.

— Nie zrobiłby tego.

— Teraz to wiem - Chuuya zgrzytnął zębami - nie musisz przypominać mi, jaki byłem naiwny.

— Nadal jesteś. Mori zabronił ci tu przychodzić osobiście, prawda? -  detektyw uniósł brwi, krzyżując ręce na piersi, w jednej wciąż trzymając mafijne dokumenty. Chuuya nie odpowiedział na to, więc Dazai kontynuował - To, że trzymałeś przede mną w tajemnicy istnienie Fumiyi to jedno. Ale teraz nie możesz zabronić mi się z nim spotykać. Mori już tym bardziej.

—  Wiem i nie chcę - Nakahara podniósł na niego wzrok - Mały zdążył przyzwyczaić się do ciebie i reszty Agencji, nawet jeśli trwało to tylko tydzień.

—  To oczywiste - wyższy prychnął - w końcu jestem jego ojcem, prawda?

Jak na zawołanie do Agencji wrócił Atsushi z Fumiyą. Najmłodszy od razu wskoczył na kolana Chuuyi, sapiąc z zadowolenia.

— Wiesz co?! Zgaduj co! - chłopiec stanął na jego kolanach, łapiąc twarz mężczyzny w obie dłonie - no zgaduj!

Nakahara popatrzył na niego całkiem poważnie, po czym zdjął małe ręce ze swoich policzków.

— Nie wiem, kochanie. Chyba musisz wyznać mi tę tajemnicę.

Fumiya zachichotał i pochylił się nad jego uchem, aby wyszeptać kilka zdań.

— Oh, a więc to tak! - Chuuya uniósł brwi, a na jego twarz wpłynął mały uśmiech - nie spodziewałem się tego.

— Co takiego? - Dazai spojrzał na parę - czuję się tak bardzo wykluczony!

Fumiya zaśmiał się głośniej i zeskoczył z kolan jednego ojca, aby powędrować do drugiego.

— Bo Atsushi…- reszta słów była przytłumiona, kiedy chłopiec zakrył twarz dłonią, jemu też szepcząc prosto do ucha.

Reakcja detektywa była praktycznie taka sama, jak mafioza, jednak po niej nastąpił śmiech.

— To naprawdę dobry pomysł, Fumiya! - klasnął w dłonie i wstał, unosząc obie ręce w górę - Więc postanowione! W weekend wszyscy pójdziemy na wycieczkę, jako rodzina!

Fumiya zapiszczał z radości po nagłym ogłoszeniu, jednak Nakahara, ani Nakajima nie podzielali jego radości, wykrzykując równocześnie głośne „Co?!”.

____________________________

—  Wspólna misja? - Chuuya i Dazai krzyknęli równocześnie, patrząc na Fukuzawę.

—  Tak. Mori zgodził się na to kilka godzin temu. Ranpo zajął się już opracowaniem planu i prosił cię, Dazai, abyś pomógł mu z końcowym aktem.

—  Tak, prezesie - wyższy mężczyzna włożył ręce w kieszenie. Nie mógł sprzeciwić się przełożonemu, jednak mógł ingerować w plan, który został opracowany przez głównego detektywa agencji. To już było coś.

—  Dlaczego mamy pójść akurat my? - Chuuya nadal nie zgadzał się z tą decyzją - Dlaczego ja? To tylko infiltracja przyjęcia prezesa jakiejś korporacji, prawda? Mógłby z nim iść praktycznie każdy!

Fukuzawa westchnął.

—  Chodzi tu o zaginięcie syna ważnego urzędnika konsularnego. Pięcioletni chłopiec zniknął z podwórka kilka dni wcześniej. Ranpo doszedł już, gdzie możemy spodziewać się kolejnego porwania i ty oraz Dazai macie tam być, oczywiście wtapiając się w tłum.

Wyższy z mężczyzn zachichotał cicho i gwizdnął, kiedy dostał w dłoń plan infiltracji, który Ranpo przekazał mu poprzez Kyoukę.

—  No, Chuuya. Jednak nie mam nic przeciwko tej misji.

Rudowłosy miał bardzo złe przeczucie, gdy wyrywał z jego ręki dokumenty. Wystarczyło jedno spojrzenie na plan i w przeciwieństwie do Dazaia, za nic w świecie nie chciał tego robić.

— Będziecie udawać parę - do pomieszczenia weszła Yosano, a zaraz za nią niezupełnie zadowolona Kouyou - nie możecie przyciągać niczyjej uwagi. Macie wtopić się w tłum jak najlepiej potraficie, dlatego Nakahara-san zostanie przebrany za kobietę.

— Para homoseksualna przyciągałaby niepotrzebny wzrok - Ozaki usiadła na krześle, gdzie zazwyczaj przyjmowali klientów - a my nie potrzebujemy się wyróżniać.

— Onee-san! - Chuuya trochę zmiękł, kiedy to ona mówiła, jednak nadal nie był zadowolony - dlaczego myślisz, że chcę to zrobić?

— Chuuya - wzrok kobiety złagodniał - wykonywaliście już takie misje razem i nigdy nie miałeś nic przeciwko.

— Ale to było za czasów, kiedy Dazai był w Mafii!

— Skąd wiesz, Chuuya - wspomniany detektyw pochylił się nad niższym, szepcząc do jego ucha - może po którejś z tych misji spłodziliśmy Fumiyę?

Nakahara odwrócił się gwałtownie, wymierzając ciężki cios prosto w twarz Dazaia, jednak ten ze śmiechem sprawnie się uchylił.

Najgorsze, że miał rację. To było możliwe. Zazwyczaj po tych misjach nie myśleli zbyt dużo, a gdyby nie dobra samokontrola, mogliby pieprzyć się już w gabinecie Moriego, gdy składali mu raport i Chuuya doskonale to pamiętał.
Pamiętał też, że w okolicach miesiąca, który podał mu Mori, jako ten, kiedy doszło do zapłodnienia, mieli około trzech takich misji. Żaden z nich nie wiedział wtedy, że może skończyć się to w ten sposób.

Kouyou musiała usłyszeć słowa Dazaia, ponieważ spojrzała na niego jeszcze bardziej wrogo, niż zazwyczaj. Yosano natomiast zachichotała, a Fukuzawa odchrząknął.

— Ozaki-san, mogłabyś przygotować Nakaharę-san na jutro? Myślę, że godzina siedemnasta będzie odpowiednia.

— Oczywiście, prezesie - skinęła do mężczyzny, ignorując dziki rumieniec na twarzy swojego podopiecznego.

— Wyślę także Atsushiego i Kyoukę, żeby przyglądali się budynkowi od zewnątrz - Dazai zdążył opanować śmiech i przyjrzał się po raz kolejny planowi, który Chuuya trzymał przed nimi - Czy macie plany budynku?

Yosano bez zbędnych pytań weszła z powrotem do gabinetu, skąd po chwili przyniosła kolejną kartkę.

— Ranpo właśnie zaznaczył miejsca, gdzie powinni znaleźć się zewnętrzni obserwatorzy.

Szatyn przyjrzał się temu i skinął głową.

— Ulżyło mi, że Ranpo pomyślał o tym w ten sam sposób, co ja. - powiedział całkiem poważnie, po czym uśmiechnął się i ściągnął kapelusz z głowy Chuuyi, jakby była to najbardziej naturalna rzecz do zrobienia.

— Nie myśl, że będzie po twojemu, pieprzona makrelo - sapnął, nawet nie próbując wyrwać swojej własności z rąk byłego partnera. Wiedział, że nie ma szans w tym momencie.

— Meh, jesteś taki nudny, ślimaku. - Dazai nie był zadowolony, rzucając w niego nakryciem głowy. - ale pamiętaj, że moje strategie długodystansowe zawsze się sprawdzają.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top