Rozdział dziewiąty
W końcu coś, na co czekali wszyscy wierni fani Soukoku. Dodaję to dziś, ponieważ nie wiem, ile zajmie mi pisanie kolejnych rozdziałów, w których już zacznie dziać się prawdziwa akcja. Dziękuję, że ze mną jesteście!
***
Bal trwał jeszcze kolejne dwie godziny, zanim po krótkich oględzinach w kilku miejscach i niby niewinnych rozmowach z wieloma osobami, Dazai i Chuuya znów spotkali się w rogu sali.
— Myślę, że mam podejrzenia - mruknął cicho wyższy do ucha partnera - Musimy ukryć się gdzieś, aby porozmawiać z Atsushim i Akutagawą.
— Toalety - powiedział szybko Chuuya, jednak gdy już mieli wyjść z sali, oboje zauważyli, jak ku nim zmierza inna osoba.
I to nie byle jaka osoba, ponieważ sam organizator imprezy z kieliszkiem w dłoni, który odłożył na tacę przechodzącego obok kelnera.
Dazai złapał starszego za dłoń, aby jak najszybciej uciec, jednak Chuuya, niby przypadkiem nadepnął mu na stopę.
— Nie było go przez cały wieczór, to dobry moment, aby go sprawdzić. - syknął cicho przez zęby - idź sam.
Detektyw nie był do końca zadowolony, jednak przystał na to. Niestety nie mógł zakończyć tego z taką łatwością, bez dokuczenia niższemu. Kiedy zobaczył, że mężczyzna zbliża się coraz bardziej, gwałtownie złapał Chuuyę za biodro, odwracając ku sobie, na co ten sapnął zaskoczony.
— Dazai, co ty kur - jednak Dazai nie dał mu skończyć zdania.
Rudowłosy otworzył szerzej oczy, gdy ciepłe, mokre usta opadły na jego własne.
Jego samokontrola bardzo pomogła, gdy kątem oka widział, jak organizator przyjęcia jest tuż obok nich, chichocząc cicho. Chuuya przymknął oczy i oddał pocałunek, aby nie wzbudzać podejrzeń, po czym delikatnie odsunął od siebie partnera.
— Miałeś iść do toalety - syknął przez zęby modląc się przy tym, aby nie brzmiało to zbyt ostro - idź, porozmawiam z panem Mimizuką.
— Oh, chciałem tylko, aby każdy widział, co moje - Głupi uśmiech Dazaia był wszystkim, czego niższy potrzebował do tego, aby szkarłat zaczął powoli kwitnąć na jego twarzy.
— Daj już spokój, idź - powiedział, starając się zachować spokój. Wyższy na pożegnanie przyciągnął jego lewą dłoń do ust, całując lekko obrączkę, która się tam znajdowała.
Gdy Dazai w końcu opuścił go, machając jeszcze z daleka, odwrócił się w końcu do gospodarza.
— Przepraszam, to… - zaczął z jeszcze większym rumieńcem na twarzy, jednak ponownie mu przerwano.
Blond mężczyzna przed nim, z małym złotym wąsikiem pod nosem i zielonymi oczami, podniósł rękę, śmiejąc się cicho.
— Nic się nie stało. Rozumiem, jeszcze niedawno ja i moja żona także byliśmy świeżo poślubioną parą.
Chuuya westchnął i już wiedział, że niedługo będzie musiał uderzyć Dazaia. Bardzo, bardzo mocno.
____________________
— Musicie sprawdzić sektor 2b - oznajmił Dazai, gdy tylko zamknął się w jednej z kabin - czarnowłosy mężczyzna, granatowy garnitur i pieprzyk pod prawym okiem.
— Sektor 2b jest pusty - oznajmił Atsushi. W słuchawce było słychać, jak przemieszczają się z Akutagawą do innego miejsca, kiedy rozległ się kolejny głos.
— Wasz cel przeniósł się do 4a, kieruje się w stronę tylnego wyjścia - głos Chuuyi był rozedrgany, jakby miał zaraz wybuchnąć wściekłością - ruszcie się, bachory.
— Oh, czy coś się stało, Chuu~ ya~~?- zapytał śpiewnie Dazai.
— Tak i przysięgam, że obiję ci za to mordę jeszcze dzisiaj, jebana makrelo. - syknął.
— Oh, Mama Chuu się pojawia - mruknął Akutagawa z drugiej strony.
— Mama Chuu? - Atsushi starał się nie śmiać, jednak Ryuunosuke otwarcie prychnął.
— Ten okres czasu w miesiącu, kiedy szef zachowuje się, jakby wlazł mu kołek w dupę - oznajmił - albo wręcz przeciwnie. Jakby go desperacko potrzebował.
— Morda Akutagawa i wracaj do pracy! - Chuuya warknął - nie jesteś tutaj od komentowania mojego życia, wasz cel wyszedł właśnie na zewnątrz.
— Zaraz, Chibi. Gdzie jesteś? - Dazai uniósł brwi, poprawiając słuchawkę - Nie miałeś sprawdzać organizatora?
— Pobiegł nagle do swojej córki - rudowłosy odpowiedział - jestem w damskiej toalecie. Mam z okna widok na cały ogród, więc niech ta twoja gównażeria się pośpieszy i pójdzie… O kurwa.
Nie minęło dużo czasu, jak Dazai z własnego miejsca usłyszał głośne uderzenie. Towarzyszył mu także płacz i krzyk dzieci, zagłuszany przez głuchy syk, jakby coś się paliło. I tak wyczuwalny odór dymu dotarł do jego nosa.
— Chuuya! - krzyknął do ukrytego w koszuli mikrofonu - Chuuya, uciekaj stamtąd!
W słuchawkach panowała grobowa cisza, która nagle przyspieszyła tętno szatyna. Wykrzyknął jeszcze kilka razy imię partnera, po czym w końcu głośne warknięcie po raz pierwszy w życiu go uspokoiło.
— Jestem, kurwa! Już na zewnątrz! Wypierdalaj z tego kibla, Dazai!
— Już idę - powiedział wyższy, odkładając mikrofon na miejsce.
Wyszedł z kabiny i odwrócił się do okna, aby spojrzeć co się dzieje, jednak widział jedynie główną bramę i beton, skąd weszli do budynku. Prawdopodobnie damska toaleta, gdzie był Chuuya, znajdowała się po drugiej stronie korytarza. Na szczęście ta strona była bezpieczna, choć zza drzwi toalety wydobywał się gęsty dym.
Dazai bez skrupułów otworzył okno i przeskoczył przez parapet, aby znaleźć się na parkingu. Po strażnikach, którzy wcześniej pilnowali wejścia, nie było nawet śladu.
— Oi, Chibi - sapnął do słuchawki, biegnąc wokół budynku - Chuuya, gdzie jesteś?
— Po drugiej stronie, pośpiesz się debilu! - odpowiedział mu krzyk - Nie dam rady, bez ciebie!
Dazai zatrzymał się w szoku. Nie, przecież nie mogło być aż tak źle.
— Idę.
Po tym rzucił się biegiem, jeszcze szybszym niż myślał, że jest zdolny.
Wybiegł za róg akurat w momencie, kiedy klatka utworzona z Rashamona pękła, a spomiędzy spalających się powoli „krat” wyszła ciemna kreatura z czworgiem oczu, umieszczonych dookoła głowy. Czarne macki, a było ich sztuk osiem, wirowały wokół niego, chcąc dopaść cokolwiek mogły sięgnąć i cisnąć tym w gapiów.
— Dazai-san! - Atsushi po jego prawej, już w formie tygrysołaka, zwisał z parapetu jednego z okien. Trzymał się jedną ręką, zaczepiony pazurami o twardy tynk, pod pachą drugiego ramienia trzymając nieprzytomną, sześcioletnią blondynkę.
— To córka organizatora - obok niego pojawił się Akutagawa, kaszląc w rękaw - straż pożarna już jedzie. Ta poczwara…
— Co z nią? - Detektyw spojrzał na byłego podopiecznego.
— To jest ten sam stwór, który próbował zabrać Fumiyę tego dnia. Pamiętam… - kolejny kaszel przeszedł czarnowłosego, Dazai jedynie ściągnął ze sobą wargi.
— Odpocznij. - klepnął go po plecach i zwrócił do Atsushiego - Pilnuj dzieciaka! Liczę na ciebie!
Po tych słowach Pobiegł przed siebie tam, gdzie rozgrywała się cała masakra.
Kilka ciał leżało na ziemi, jednak większość ludzi zdołała uciec i schować się poza zasięgiem potwora. Tam w górze, tuż nad nimi wszystkimi, unosiła się mała, bosa postać w długiej, czerwonej sukni.
Rubinowa poświata otaczała go, kiedy atakował stwora, który nie przyjmował żadnego z zadanych mu ciosów.
— Chuuya! - Dazai wykrzyknął ze swojego miejsca na dole, czekając, aż partner sprowadzi się swoją grawitacją tuż obok.
— To ten sam…
— Wiem, Akutagawa mi powiedział - Detektyw złapał nadgarstek niższego, uchylając ich obu przed nadlatującą czarną macką potwora - Dlaczego nie poznałeś go wcześniej?
— Ten sam potwór, jednak nie ten sam człowiek - syknął rudowłosy - tak, jakby potrafił się kamuflować, przyjmując różne twarze. Odbija każdy atak, nie tylko mój, ale i Jinko, czy Akutagawy. Wtedy walczyła z nim praktycznie cała Portowa Mafia, ale nikt nie potrafił go pokonać. Nawet po tym, jak wszedłem w korupcję, on uciekł.
— Nie tłumacz mi tego, co przeczytałem w raporcie - syknął Dazai, znów odciągając go na bok - Skoro nawet korupcja nie działa na niego, to jak mamy go pokonać?
— Nie wiem, kurwa! To ty jesteś tutaj od myślenia! - Chuuya wrzasnął. Tym razem to on odepchnął ich na bok, aby uniknąć lecącego w ich stronę głazu.
— Ale to ty powinieneś używać teraz swojej umiejętności do bronienia nas, nie sądzisz, krewetko?
— Gówno prawda! To ty zawsze powtarzasz, że nie mam działać pochopnie i bez planu!
— Możecie się pozamykać?! - Atsushi wszedł między nich i jakby było to najprostsze na świecie zadanie, rozdzielił dwójkę walczących partnerów - macie potwora do zabicia!
Mężczyźni spojrzeli na chłopca z wrogością, jak dzieci, którym ktoś zabronił się razem bawić, jednak po chwili oboje westchnęli.
— Chuuya? - Zanucił Dazai, spoglądając na niższego kątem oka, na co ten zgrzytnął zębami.
— Mam zacząć powątpiewać, kto w tym momencie jest w tej scenie największym potworem? - zapytał obscenicznie starszy, powoli ściągając jedną z rękawiczek zębami.
— Zboczeniec - syknął Dazai, gdy druga dłoń została pozbawiona materiału, a para została podana w jego rękę. Na jednej rękawiczce nadal był ślad zębów Chuuyi.
— Ja tylko łanie paraduję w pięknej, czerwonej sukience dla swojego cudownego męża - Chuuya uśmiechnął się sarkastycznie, po czym machnął mu pod nosem gołą dłonią i srebrnym pierścionkiem na palcu, po czym znów odwrócił się w stronę nieznanego stworzenia - Oh, nadawcy ciemnej Hańby… Nie budźcie mnie ponownie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top