Rozdział 25 (jej wysokość Marika)

*Julia

Miałam motyle w brzuchu. Jutro miałam się spotkać z Harrym!!!

Nikt nie mógł mi popsuć humoru. Nawet chodzący i marudzący po kuchni Alex.

-dzień dobry -rzuciłam w jego stronę

-dzień dobry -odparł zdziwiony

Ja: Witam, Harry :* miłego dnia kochaniutki :)

-brałaś coś? -zapytał Alex

-dlaczego? -zapytałam uśmiechając się

-nigdy od rana nie byłaś taka radosna.

-po prostu się wyspałam

To była prawda. Naprawdę się wyspałam.

Cookie: miłego dnia kochanie :) dobranoc :*

No tak, trochę za szybko do niego napisałam. Musiał smacznie spać, a ja go obudziłam. Chciałam mu wysłać wiadomość z przeprosinami, ale się powstrzymałam . Nie chciałam go ponownie budzić.

-nie ma co go budzić -wymamrotałam pod nosem.

-coś mówiłaś? -zapytał

-nie -odparłam -Fi przyjechała. Idę -rzuciłam i pocałowałam go w policzek.

Chyba była tak samo zdziwiony, tym co zrobiłam, tak samo jak ja. Od kiedy we mnie zaszła taka zmiana. Przecież go nawet nie lubiłam.

-Julies, co jest? -zapytała Fi

-zrobiłam głupotę -odparłam

-odmówiłaś, Harremu? - zapytała szybko

-nie, oczywiście, że nie -odparłam z uśmiechem

-to co się stało?

-byłam bardzo miłą dla Alexa -rzuciłam

*

Weszłam do szkoły, praktycznie całe ściany byłby zakryte plakatami związanymi z balem.

-chłopcy, się nieźle spisali, co? -zapytała Fi

-nie inaczej -powiedziałam

-no, no, no -usłyszałam głos Marki za swoimi plecami. Ale nawet ona nie mogła mi dziś popsuć humoru.

-witaj -odparłam uśmiechając się.

-słabo ci to w tym roku wyszło -wskazałam na plakat

-też tak myślę -odparłam

-jesteś beznadziejna i ta twoja impreza też -wysyczała

-jak ci minął weekend? -zapytałam powstrzymując Fi, aby nie wydłubała jej oczu.

-tatuś zabrał mnie na Wembley -rzuciła -a Ciebie? O przepraszam, zapomniałam, że ciebie tatuś nie chciał!

Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się do niej. Nie mogłam dać się sprowokować.

Obie startowałyśmy na królową balu, więc źle by to wyglądało jakbym teraz ją uderzyła.

-my też byłyśmy -wtrąciła się Fi -przy samej scenie

-jasne -rzuciła.

Odchodząc uderzyła swoim ramieniem o moje. Lekko zatoczyłam się do tyłu.

-żmija! -krzyknęła za nią Fi

-Fi, daj spokój -powiedziałam i ruszyłam w stronę klasy, gdzie miałyśmy mieć angielski.

*Harry

Wstałem, a raczej zwlekłem się z łóżka. Poczułem cudowny zapach kawy.

-kawa, kawa -jęknąłem

-Harry, śpisz? -usłyszałem głos mamy

-nie

-to wstań, zrobiłam ci śniadanie.

Tak, musiałem wstać.

-mamo -krzyknąłem. Odpowiedziała mi cisza.

Spojrzałem na zegarek, było już po piętnastej.

-śniadanie o piętnastej. Witaj w domu, Harry! -krzyknąłem do siebie.

Sięgnąłem po telefon. Pamiętam, że rano pisała do mnie Julia.

Ja: dzień dobry, Julio :)

Odłożyłam telefon i udałem się do łazienki. Potrzebowałem czegoś co mnie otrzeźwi.

Miałem do zaplanowania jutrzejszego dnia, więc musiałem mieć trzeźwy umysł.

Zszedłem na dół. Mama siedziałam przy stole. Wyglądało jakby na mnie czekała.

-mamo -rzuciłem

-Harry -wstała i przytuliła mnie do siebie -jak się za tobą stęskniłam, synku

-ja za tobą też, mamo

Trochę się krępowałem kiedy mama siedziała i patrzała jak jem. Nie przeszkadzało mi jak chłopaki mi się przyglądali, ale mama to była inna sprawa.

-tęskniłam za tobą, synku -wyszeptała.

Moja ręka zastygła w połowie drogi do moich ust.

-kocham cię, mamo -odparłem

*Julia

Cookie: dzień dobry, Julio :)

Ja: witaj, raz drugi, Harry :)

Odłożyłam telefon i spojrzałam na drzwi prowadzące do mojego domu.

Weszłam do środka i pierwsze co zobaczyłam, to leżącego na podłodze Alexa.

Wyglądał dość dziwnie. Podbiegłam do niego.

-Alex, co jest? -uklękłam przy nim.

Nie odzywał się, miał zamknięte oczy. Naprawdę się przestraszyłam.

-Alex -poklepałam go po twarzy.

Usłyszałam cichy jęk. Odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej żył. Jednak nie było z nim żadnego kontaktu.

Zadzwoniłam do szpitala. Nie widziałem co mam zrobić.

-Alex -szepnęłam -tylko mi nie umieraj! -krzyknęłam -słyszysz mnie?

Byłam rozpaczano, nawet jeśli nie darzyłam go sympatią, to na pewno się o niego martwiłam. W jakimś stopniu mnie wychowywał, a po za tym nie wiem, czy moja mama by sobie bez niego poradziła.

-o czym ja w ogóle myślę -krzyknęła do siebie, akurat wtedy, gdy do drzwi zadzwonił dzwonek. Poszłam szybko otworzyć. To byli ratownicy.

-co się stało? -zapytał jeden z nich.

-nie wiem. Przyszłam do domu, a on tak już leżał -odparłam.

*

-mamo -szepnęłam do słuchawki -Alex jest w szpitalu.

-co? -krzyknęła

-przyjedź szybko -odparłam

Ja: Harry, przepraszam... jestem w szpitalu :(

Cookie: co się stało? Gdzie jesteś?!

Ja: nic mi nie jest. Mój ojczym...

Cookie: pomóc Ci jakoś?

Ja: nie trzeba, Harry. Dziękuję :*

Odłożyłam telefon. Z pokoju Alexa wyszedł właśnie lekarz.

-Panie doktorze -krzyknęłam za nim

-słucham

-czy z Alexem wszystko w porządku? -lekarz spojrzał na mnie

-jesteś kimś z rodziny? -zapytał

-to mój ojciec -odparłam

-z twoim tatą wszystko ok. Miał tylko lekki wstrząs mózgu.

-dlaczego zemdlał? -zapytałam

-prawdopodobnie przemęczenie -rzucił i odszedł

Chwilę potem do szpitala weszła mama. Jej lament było słychać od samego wejścia.

*

Gdy mam dyskutowała z Alexem w pokoju, ja odczytałam wreszcie wiadomość od Harrego.

Cookie: to nici z jutrzejszego spotkanie :(

Ja: o czym Ty mówisz?! Ja się doczekać nie mogę!

Cookie: ja tym bardziej :D

Ja: gdzie się spotkamy? Jak Cię rozpoznam?

Cookie: wszystkiego dowiesz się jutro :)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top