Rozdział 8 (na fali)
"Rozdział nie jest ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i obraźliwe słowa."
*Julia*
Harry nie odzywał się cały dzień. Mimo tego, że pisaliśmy kilka dni,bardzo mi go brakowało. Przy nim mogłam być sobą. Nie musiałam przyklejać do twarzy uśmieszku. Tak naprawdę to nie musiałam się wysilać, aby być dla niego miłą, po prostu byłam i było mi z tym dobrze.
Z godziny na godzinę coraz bardziej się denerwowałam. Harry nie nie pisał. Wiem, jestem głupia ale...
wreszcie uderzyłam się w głowę, przecież tam musiała być już noc,ale...ale...
Dochodziła dwudziesta, gdy wreszcie sama z siebie napisałam.
Ja:Harry... wszystko ok?
Harry:Harry zalał robaka, dziś już nie jest komunikatywny
ja: he?A Ty kto?
Harry:Jeden z czterech krasnoludków :)
Ja:bardzo mi miło...
Harry:a tak naprawdę to jestem Loui, jego pierwsza żona :P
Roześmiałam się. Bardzo dobrze dobrane imię. Nie odpisałam na tą wiadomość.Im dłużej patrzałam na telefon tym bardziej to wszystko wydawało mi się dziwne.
Westchnęła mi poszłam się umyć. Nie doszłam nawet do drzwi łazienki, kiedy mój telefon znowu zawibrował. Otworzyłam wiadomość, którą otrzymałam.
Harry:Julio... moja piękna Julio
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. Teraz już doskonal wiedziałam kto do mnie napisał. Tylko jedna osoba używała w moim kierunku tyle słodziku.
Ja:Harry...
Harry:Jestem piękny...
Ja:Harry, ta Twoja skromność mnie przeraża
Harry:Ty jesteś piękna
Ja: idźle piej spać
Harry:nie uciekaj ode mnie piękna julio!!!!!!!!!!!
Nie odpisałam mu. Nie miałam ochoty na dyskusje z kimś pod wpływem alkoholu, choć z Harrym chętnie bym popisała, ale nie dziś!
Weszłam do łazienki. Fi miała łazienkę wielkości dużego pokoju. Stała w niej wanna i prysznic. Z faktu, że nie miałyśmy żadnych oporów z Fi co do swojej nagości, mogłyśmy korzystać z łazienki w tym samym czasie.
Fi pokazując mi środkowego palca rozłożyła się w wannie, więc mi został prysznic.
*Harry*
Otworzyłem oczy.
-Boże umarłem -wymamrotałem. Czułem jak bucham jeszcze alkoholem. Cztery godziny snu nie poradziły sobie z ilością procentów w moim organizmie, ale przynajmniej się rozebrałem.
Doczołgałem się do łazienki, dosłownie się doczołgałem. Odkręciłem zimną wodę i wszedłem pod jej strumień.
-Fuck!-krzyknąłem. Od razu wytrzeźwiałem.
Wyszedłem spod prysznica szybciej niż wszedłem. Otuliłem się ciepłym szlafrokiem.
Trochę się zdziwiłem, że mój telefon leży obok umywalki. Odblokowałem go i szeroko otworzyłem oczy. Wczorajszego dnia tworzyłem zdumiewające poematy.
Ja: nie uciekaj ode mnie piękna julio!!!!!!!!!!!
Spojrzałem na poprzednie wiadomości. O mało oczy nie wyskoczyły mi z orbity.
-Louis!-krzyknąłem, w odpowiedzi usłyszałem chrapniecie. Spojrzałem na swoje łóżko, odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem śpiącego Liama.
-lepszy Liam niż jakaś dziewczyna. -powiedziałem do siebie podchodząc do łóżka. kopnąłem w zwłoki leżące na łóżku.
-mamo..jeszcze chwila -wymamrotał Liam
-chyba zaraz rzygnę -usłyszałem głos Nailla. Odwróciłem się w jego stronę i zobaczyłem jak podnosi się z podłogi przy kanapie.
-co wy,kurwa robicie w moim pokoju?
-nie krzycz proszę... -wyszeptał Naill trzymając się za brzuch.
Gdzieś z przedpokoju wyłonił się Loui całkiem nagi. Na jego prawym boku uwiesiła się jakaś blond piękność. Od kiedy rozstał się z El zaczęło mu odbijać.
Przetarłem dłońmi twarz. Musieliśmy mieć tu wczoraj niezłą imprezę
-nawet nie chcę wiedzieć co tu się działo -wyszeptałem -gdzie Zayn i De? -zapytałam
-no właśnie -wymamrotał Liam próbując podnieść się z łóżka.
-chyba zgubili się w klubie -powiedział Loui
-chyba zaraz... -usłyszałem głos Nailla, który pobiegł do łazienki.
Włożyłem bokserki i zszedłem do recepcji. Musiałem znaleźć chłopków.Swoim dziwnym ubiorem zwróciłem na siebie uwagę. Nawet nie wiem ile zdjęć mi zrobiono.
Musiałem ich znaleźć. Zayna znalazłem śpiącego na kanapie. Zdziwiłem się, że nikt go stąd nie wyrzucił, ani nie obległy go fanki.
-Zayn...gdzie De? -zapytałem
-mnie szukasz? -odwróciłem się. Wypuściłem powietrze z ust. Na szczęście znalazłem ich. -no kolego, masz odpowiedni strój wyjściowy.
-doprawdy-odpowiedziałem i spojrzałem na dwie dziewczyny, które obejmował Damian.
Z pomocą Damiena zawlokłem Zayna do mojego pokoju. Chłopaki jakoś do siebie doszli i teraz siedzieli w około małego stolika na balkonie. Ktoś przyniósł wodę mineralną.
-teraz ktoś mi powie co tu się działo? -zapytałem kładąc Zayna na moim łóżku.
-gościu,zapytaj lepiej co tu się nie działo -odpowiedział Damien-dwanaście lasek chciało z tobą wyjść z klubu, Harry. Dwanaście!! -dodał-wszystkie dwanaście w twoim łóżku, ale ty nie! Zacząłeś pieprzyć o jakiejś Juli!
-Julia-usłyszałem chórek z balkonu.
-to chyba się cieszę, ze obudziłem się z nimi w pokoju.
-co się z tobą dzieje, Harry?! -zapytał Damien -dwanaście żywych lasek z tobą w łóżku! Chłopie!
Skrzywiłem się. Nawet mnie to jakoś specjalnie nie bawiło.
-idę się ubrać -odparłem -wracam i idę spać, a was tu nie ma być-spojrzałem na swoje łóżko -a te zwłoki też ze sobą zabierzcie-wskazałem na Zayna
*Julia*
-umarłam?-zapytałam samą siebie.
Czułam wszystkie kości i mięśnie. Fi praktycznie całą noc spała na mnie. Nigdy na myśl by mi nie przyszło, ze taka drobna dziewczynka może narobić tyle szkód. Nie myślałam, dopóki nie zaczęłyśmy u siebie nocować.
-Julian-wymamrotała mi do ucha Fi -idź pierwsza do łazienki.
Wygrzebałam się spod kołdry i poszłam do łazienki. Jak w transie umyłam się i ubrałam w kombinezon. Musiałam dziś wyglądać elegancko, ale bez przesady.
Lekki makijaż i byłam już gotowa. Fi jeszcze kwitła w łóżku.
-myślę,że kiedyś cię zabiję -powiedziałam do niej -przecież wiesz, że dziś nie mogę się spóźnić.
Po wielu przekleństwach wymierzonych w moim kierunku, Fi wstała z łóżka i doprowadziła się do porządku. Dosłownie do porządku.Felicja po wstaniu z łóżka wyglądała jak własną śmierć.
*
W szkole jak zawsze było tłocznie, wiele osób do mnie podchodziło,aby się przywitać. Oczywiście połowy nie znałam, albo nie pamiętałam ich imion.
Na długiej przerwie miał odbyć się apel dla starszych klas.
byłam przewodniczącą, wie dziś musiałam przedstawić swój plan co do balu. Myślałam, ze odgryzę sobie dłonie za nim wejdę na scenę.
Gdy usłyszałam swoje imię wywoływane przez dyrektora, o mało nie posikałam się ze strachu.
Weszłam na scenę i miałam ochotę umrzeć.
-witajcie-wydukałam -pewnie chcecie usłyszeć co z balem -dodałam -wiec pomyślałam, od trzech lat organizuję bale, ten rok jest dla mnie waży. Więc chciałabym, żeby ten bal był nie zapomniany-przerwałam i po chwili dodałam -chciałabym, żeby w tym roku panował styl dowolny. Każdy ubierze to co che, nie będę narzucać jakiegokolwiek stylu. A sale można by było udekorować w stylu disco -zakończyłam. Nikt się nie odzywał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top