Epilog cz.1 (urodzinowo-dramatycznie)
Wybaczcie Harremu, on nie chciał....
„Rozdział nie jest ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i obraźliwe słowa"
*Julia
To miał być najcudowniejszy dzień w moim życiu, przecież były moje urodziny. Tak bardzo cieszyłam się na ten dzień. Miałam ten dzień spędzić z Harrym i rodziną... no i przyjaciółmi.
Spojrzałam na moje odbicie w lustrze. Zmarszczyłam czoło. Cała radość przemieniła się w...
Urządziłam te przeklęte przyjęcie z myślą o Harrym, a on... a on zdzwonił rano, że nie może się zjawić, bo coś mu wypadło. Mama go prosiła o pomoc.
-Julies, chodź! -krzyknęła Fi, wchodząc do mojego pokoju -mega imprezka!
*Harry
Usiadłem na kanapie i otworzyłem piwo. Przyglądałem się jak chłopaki przygotowują się na imprezę. Wyglądali i zachowywali się jak małpy w zoo.
-naprawdę nie idziesz? -zapytał Louis
-tak, naprawdę -odparłem
-to urodziny Julii -podszedł do mnie Liam -przecież to twoja dziewczyna!
-poczekaj -odłożyłem piwo i sięgnąłem po telefon.
Ja: kochanie! Wszystkiego najlepszego, szczęścia... dużo miłości!
Wysłałem wiadomość i uśmiechnąłem się do Liama.
-lepiej?
-jesteś głupi -stwierdził.
-ej... a ktoś w ogóle kupił prezent? -zapytał nagle Niall
-cholera! -krzyknął Louis -wiedziałem, że o czymś zapomniałem
-no pięknie -westchnął Liam
Nagle wszyscy troje spojrzeli na mnie. Uniosłem piwo do góry i roześmiałem się. Oni czasem byli tacy, że nawet umarłego by rozśmieszyli... oczywiście w Halloween.
-myślicie to samo co ja? -zapytał Liam mrużąc oczy
-myślę, że tak -odparł Louis
-ale o co chodzi? -zapytałem.
Przestało być już śmiesznie, a zrobiło się strasznie.
Bez słowa podeszli do mnie i nagle znalazłem się twarzą na podłodze.
-Niall podaj jakąś taśmę -powiedział Louis siadając na mnie.
-co wy odpierdalacie?! -krzyknąłem
Liam zakleił mi usta, a reszta związała mi nogi i usta.
„rzucałem mięsem" na prawo i lewo. Chyba dobrze, że mnie nie rozumieli.
-a kokarda?
-mam czerwony krawat -rzucił Niall
*Julia
Impreza mało mnie interesowała. Byłam taka wkurzona, że nic mnie nie interesowało. Bezsensowne życzenia od Harrego podniosły mi tak ciśnienie, że zbiłam dzbanek z sokiem. Ale to jeszcze nic. Najlepsze było to, że na przyjęciu pojawiła się mama Harrego, mówiąc mi że nie rozmawiała z Harrym już ponad tydzień! Ten cholerny idiota mnie okłamał. Nie lubię kłamstwa! A szczególnie z jego ust.
Dzwonek u drzwi wytrącił mnie z moich myśli. Wkurzona poszłam otworzyć.
Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Liama i Nialla.
-sto lat, sto lat... -śpiewali. Nikt nie potrafił lepiej fałszować niż oni. Boże oni śpiewali w zespole a fałszowali jak dwuletnie dziecko. Od razu poprawili mi humor.
-a to prezent od nas -szepnął Liam.
Nagle za nimi wyrósł Louis. Trzymał kogoś przerzuconego przez ramie. Poprzez buty zidentyfikowałam kto to był.
-cześć piękna -przywitał się -wszystkiego dobrego.
-dziękuję -uśmiechnęłam się
-gdzie mam go zanieść? -zapytał -trochę ciężki jest. Powinien iść na dietę.
Usłyszałam dość niewyraźny protest Harrego.
-do mojego pokoju -Louis minął mnie. Ruszyłam za nim, patrząc cały czas na niezadowoloną minę Harrego.
Kiedy tylko weszliśmy do mojego pokoju, Louis rzucił <dosłownie rzucił> Harrego na podłogę.
Podeszłam do leżącego i jęczącego Harrego. Odkleiłam mu z ust taśmę.
-zabiję tych idiotów! -krzyknął -możesz mnie uwolnić?
Do rozwiązania go musiałam użyć nożyczek. Chłopcy nie żałowali taśmy, ale domyślałam się dlaczego. Pewnie, aby się nie uwolnił.
Jak tylko rozcięłam taśmę, Harry wstał, był zły.
-miło cie nie być -zaczęłam słodko
-ale jestem... -rzucił
-cieszę się, że wielmożny pan zaszczycił mnie swoją obecnością -mruknęłam zła, zawsze mógł powiedzieć, że to miała być niespodzianka.
-to bądź zaszczycona -roześmiał się.
-wiesz co? -zapytałam -wiesz co czułam, gdy twoja mama pojawiła się tu oznajmiając mi, ze nie kontaktowała się z tobą od ponad tygodnia? -zapytałam -jak nie chciałeś tu przychodzić, to przynajmniej mogłeś to powiedzieć, a nie kłamać! -krzyknęłam
-tak nie chciałem tu przychodzić, zadowolona? -zapytał
-to po co tu jesteś?
-jakbyś nie zauważyła nie przyszedłem tu z własnej woli. Jakby nie ci idioci, zapewniam cie że nie byłoby mnie tu! -krzyknął
-więc idź sobie! Nikt cię tu nie trzyma! -krzyknęłam. Cieszyłam się, że na dole słychać muzykę, przynajmniej zagłuszała naszą kłótnię.
-i pójdę -wyszedł z pokoju.
Opadłam na łóżko i zacisnęłam dłonie w pięści. Potrząsnęłam głową, wstałam i wyszłam z pokoju. Nikt nie mógł mi popsuć urodzin, nawet sam wielki Harry Styles.
Zeszłam na dół, wzięłam butelkę wina i napiłam się prosto z gwinta.
Rozejrzałam się po salonie i napotkałam wzrok Stylesa. Stał po drugiej stronie salonu i pił piwo.
Przez całe przyjęcie nawet do mnie nie podszedł. Bawił się z moimi kuzynkami. Czuł się pewnie jak w raju, obtoczony wianuszkiem prawie nagich dziewczyn.
To był definitywny koniec NAS!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top